Zdaję sobie sprawe z tego że mocno po mnie pojedziecie i to szczególnie kobiety ale może uda się normalnie pogadać.
Mam prawie 34 lata,w związku małżeńskim jestem od lat 5,ogólnie w związku od lat 8 lat.Mamy małe dziecko.
Moja żona to wspaniała kobieta i w życiu i za żadne skarby nie zostawiłbym jej dla innej.Rozumiemy się jak nikt inny,kochamy się,dbam o nią baardzo,kłótnie oczywiście się zdarzają ale jest to rzadkość.Ogólnie rzecz biorąc tworzymy bardzo udane i szczęśliwe małżeństwo.Żona jest szczęśliwą kobietą.
To co teraz napiszę może wydawać się czymś no właśnie czym...Przez te kilka lat wielokrotnie zdradziłem żonę czy to z dziwkami czy koleżankami czy ogólnie gdziekolwiek poznanymi laskami.
Nigdy jednak nie miałem kochanki i nie będę miał.Czas poświęcam żonie i dzieciakowi i żadne kochanki nie wchodzą w grę.Zresztą w życiu bym się nie zakochał w innej kobiecie,bo moja żona odpowiada mi pod każdym względem.
przygodny seks i wszystko,nie rozczulam się nad tym,nie myślę nad tym.Dla mnie ten seks jest nic nie znaczący i nic poza tym nie łączy mnie z tymi kobietami.
I jak to nazwać?Człowiekiem jestem dobrym,dla żony jestem dobry nawet bardzo dobry,seks z żoną świetny.
Z drugiej strony nic nie znaczące dla mnie stosunki z innymi kobietami,które w ogóle nie mają wpływu na nasz związek.
Jak widzicie to swoim okiem?Czy lepszy taki 'układ' niż taki w którym kobiety są nieszanowane,poniżane ale mąż jest wierny?