Witam wszystkich
Mam na imię Tomek, 24 lat.
Od 4 lat jestem w związku ze starszą kobietą-niewiele, bo tylko rok. Po 2,5 roku zaręczyliśmy się. To był błąd, dziś to zrozumiałem, ale po kolei.
Poznaliśmy się przez portal internetowy, w sumie nawet nie wiedziałem jak wygląda, dopiero później wysłała mi swoje zdjęcie. Utrzymywałem jednak kontakt, bo rozmawiało mi się z nią super. Po jakimś czasie spotkaliśmy się i zostaliśmy parą. Na początkach naszego związku było cudownie, ale przeważnie to standard. Minęły 2 lata i rozważałem opcję zaręczyn, z tym że moja kobieta, powiedziała abym nie naciskał bo ona nie czuje, że jest gotowa. Przeleciało pół roku, zaryzykowałem. Zgodziła się, aczkolwiek nie tak wyobrażała sobie ten dzień (miała w głowie jakiś romantyczny schemat rodem z filmu) Zaczęliśmy planować gdzieś w głowach ślub, ale wtedy zaczęło się psuć. Zobaczyłem też, jak bardzo nie lubi mnie jej matka. Nie przeszkadzało mi to jakoś bardzo, no bo to nie z nią miałem tworzyć przyszłość - problem pojawił się kiedy już mieliśmy pomysł na ślub( a raczej termin). Jej narzekanie przeszło na moją dziewczynę i kilka razy się o to kłóciliśmy. Po jakimś czasie coś się zmieniło między nami, moja kobieta stała się taka nieobecna, rozkojarzona, nadto zmęczona momentami, chociaż nie wykonywała ciężkiej pracy, zmniejszyło się jej zainteresowanie moją osobą. Myślałem, ze to przejściowy stan i minie. Zamieszkaliśmy razem, stwierdziłem, że może to zbliży nas do siebie bardziej. Niestety myliłem się. Po jakimś miesiącu, dowiedziałem się, że moja dziewczyna mnie oszukuje/nie mówi prawdy. Wyszło na jaw, że spotykała się za moimi plecami z kolegą z jej pracy. Byłem załamany, wściekły, było mi przykro. Straciłem sens życia, jednak opowiedziała mi co i jak, dlaczego tak było. Powiedziała, że nie doszło do zdrady, ale jakoś nie byłem w stanie jej w to uwierzyć. Mimo wszystko poprosiła mnie o szansę, żebym jej wybaczył, że zmieni się. Zgodziłem się, chodź nie byłem do końca przekonany czy robię dobrze. Mijały kolejne miesiące, między nami nie zmieniało się nic, wkradła się taka pustka. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, jednak nie o nas. Temat ślubu może został poruszony raz i nigdy więcej. Nasza intymna sfera spadła na poziom prawie zera. Do mnie docierały nowe informacje, od osób pracujących z moją kobietą, że nie zachowuje się, jakby jej było przykro przez to co się stało. W pracy miła, uśmiechnięta, urządza sobie pogawędki z tamtym facetem, wspólnie jedli obiady, razem wracali często z pracy. Bolało mnie to. Była kolejna duża awantura, krzyki, łzy. Powiedziałem, że chciała coś naprawiać, a dalej robi to co robi, że nie tak powinno wyglądać budowanie zaufania, które straciła. Przepraszała mnie, błagała, znów poprosiła o szansę a ja głupi i naiwny dałem jej, bo mimo wszystko bardzo bardzo mocno ją kochałem i ślepo wierzyłem w jej zmianę. Minęło kilka kolejnych miesięcy i sytuacja nie zmieniła się ani na gorszą ani na lepszą. Ostatnio stwierdziłem, że mam dość tego i trzeba zakończyć tą relację. Przez około 3 godziny rozmawialiśmy i wytłumaczyłem jej czemu chcę się rozejść. Wtedy byłem pewny tego, że trzeba to zakończyć. Wczoraj pojawiły się wątpliwości, czy aby na pewno wyczerpałem wszystkie argumenty i możliwości. Błaga mnie i prosi abym dał jej kolejną szansę, że się zmieni, ale nie chcę, boję się, że znów mnie zawiedzie, że kolejny raz wykiwa mnie i zrobię z siebie głupka. Rozum mówi Nie, serce mówi Tak. Co robić, jak sobie poradzić, pomóżcie jakoś... Dzięki!