Wczesna godzina i wstałem, ale naszło mnie na zupełnie dziwne myśli, mianowicie...
Wydaje mi się, że nie pożądam swojej kobiety. Od razu zaznaczę dwie kwestie - jesteśmy w związku od 6 miesięcy, więc nie jest tak, że mi się znudziła. No i nie jest tak, że mi się nie podoba, bo jest brzydka - ona jest naprawdę obiektywnie bardzo, bardzo atrakcyjną kobietą. Naprawdę, bardzo - z naciskiem na obiektywnie, bo sam miliard razy słyszałem od znajomych lub obcych mi osób, rodziny i innych, że moja dziewczyna rzeczywiście jest wyjątkowo urodziwa. Jednak sam mimo iż też uważam ją za cudowną, śliczną kobietę, to wydaje mi się, że jej nie pożądam. Zachwycam się jej urodą i owszem, a jako, że ona do tego jest dość zmysłowa, to często mam ochotę na zbliżenia, ale wydaje mi się, że to nie jest to.
Może jakieś przykłady obrazujące moją sytuację i dlaczego uważam jak uważam. Sam nigdy nie inicjuję zbliżeń o których wspomniałem wcześniej, to zawsze wychodzi od niej i fakt, wtedy zawsze jestem chętny, bo jestem rozbudzony. Jednak nie mieszkamy razem i widujemy się zazwyczaj w weekendy, a jako, że to jednak trochę czasu, to chętnie fantazjuję w tym czasie o różnych rzeczach i niestety zauważyłem, że w tych fantazjach są zazwyczaj inne kobiety, nie ona. W sumie nie zazwyczaj, a niemal zawsze. I też nie chodzi tutaj o to, że tak zaczęło być od pewnego momentu, że niby wiem jak to jest z nią to czasem pomyślę o innych - zanim zaczęliśmy uprawiać seks sytuacja wyglądała podobnie. I chyba to, co sprawiło, że się zacząłem nad tym zastanawiać bardzo mocno - ostatnio chodziłem sobie po jednym z portali społecznościowych i przypadkowo natknąłem się na pewną dziewczynę. W skali od 0 do 10 (przepraszam za takie chamskie określanie, oczywiście trochę żartem, ale to obrazuje mimo wszystko całkiem dobrze) - ona będzie kilka ocen niżej niż moja dziewczyna. Jednak jest dużo bardziej w moim typie i co głupio przyznać - do niej wydaje mi się, że czuję pożądanie i chociaż nigdy bym nie zdradził to wiem, że gdybym był z nią w związku nie byłbym bierny jak teraz, a wręcz przeciwnie.
Nie wiem co robić w tej sytuacji. Wydaje mi się, że kocham moją dziewczynę, uważam ją za cholernie atrakcyjną, ale... brakuje tego czegoś, jakiegoś dużo słabszego od miłości elementu, co chyba najłatwiej mi nazwać pożądaniem. Czuję się strasznie, bo jest wspaniałą osobą i chciałbym dla niej, nas jak najlepiej, ale nie wiem jak sytuacja się rozwinie. No i czuję się też dziwnie, bo chyba każdy normalny facet zachowywałby się nieco inaczej. Może ktoś tutaj był w podobnej sytuacji? Jak to się zakończyło?