Drodzy, pomóżcie. Rozstałam się, a właściwie zostałam porzucona (via sms) przed świętami, minęły ponad dwa miesiące, próbuję się otrzepać i iść do przodu i mam od kilku dni czarny ciąg myśli. To nie był toksyczny związek w sensie picia, bicia czy poniżania, znaliśmy się ze szkoły, po 15 latach odświeżyliśmy znajomość, oboje akurat po rozstaniach, weszliśmy w układ (już nigdy więcej nie wejdę "w układ"), w ramach którego sypialiśmy ze sobą i spędzaliśmy wspólnie czas. Bardzo szybko zapoznał mnie ze swoim jedenastoletnim synem, z którym nawiązałam bardzo fajną więź. Kręciliśmy się się tak "w układzie" prawie 3 miesiące. Ja, jak to ja (grrr) zaczęłam się emocjonalnie angażować, choć on często powtarzał, że nie zakochał się i nie czuje, żeby nadchodziło coś poważnego. Cenił mnie jako przyjaciółkę, lubił spędzać ze mną czas, w łóżku dobraliśmy się cudownie, jego syn polubił mnie z wzajemnością. Tydzień przed rozstaniem napisał mi nawet, ze mały woli mnie od jego poprzedniej kobiety. Nie mam własnych dzieci a mały okazał się naprawdę świetny. Feralnego dnia dostałam smsa, że syn spytał go czy mnie kocha. Musiał odpowiedzieć zgodnie z prawdą, że nie i wtedy syn uświadomił mu, że skoro mnie nie kocha to nie może mnie traktować jakby mnie kochał. Proponuje mi więc wrócenie do etapu koleżeństwa bez bliskości. Nie chciałam już rozkminiać o co naprawdę chodziło (uważam, że argument z dzieckiem był mocno naciągany) i dlaczego rozstajemy się w taki sposób (sms.. jesteśmy równolatkami: 39 lat), grunt, że mnie nie chciał, odrzucił. Odpisałam, że bardzo żałuję, ale rozumiem oraz, że niestety nie mogę się z nim dalej przyjaźnić, bo na chwilę obecną nie potrafiłabym. Wykasowałam jego numer i wyrzuciłam z fejsa (nie ze złości czy żalu, tylko, żeby nie oglądać co publikuje i nie mieć pokusy włażenia na profil i zastanawiania się co robi i z kim - jest bardzo aktywny, wiem to dziecinada się wydaje, ale mi pomaga drastyczne odcięcie jedynie). Zrobił mi o to szybciutko awanturę, również via sms, i tak to jeszcze na koniec obrzuciliśmy się błotem. Nazajutrz załagodziłam sytuację, bo nie cierpię konfliktów i nie znoszę rozstawać się w gniewie. Zamknęliśmy temat, nawet w wigilię dostałam od niego smsa z życzeniami. Po jakimś czasie oczywiście nastąpiła seria moich upodleń. Wlazłam na jego profil, napisałam neutralną wiadomość, nawet odpisał, potem za jakiś czas kolejne dwie, ale na te już nie dostałam odpowiedzi więc wiedziałam, że już więcej pisać nie mogę. Na domiar złego postanowił upublicznić zawartość swojego profilu, więc już wszystko miałam za jednym kliknięciem jak na patelni, grrr. Dwa tygodnie temu postanowiłam definitywnie zakończyć to włażenie na jego profil, bo moje serce dłużej tego nie zniesie. I od kilku dni czuję presję i niemoc i jakby mi tysiąc kolców w sercu urosło. Wiem, że to wszystko brzmi jak wynurzenia gimbazy, ale jak czytam różne rzeczy na forum NetKobiety to mi się lżej robi na sercu i mniemam, że takie pisanie i czytanie pomaga! Walczę ze sobą, to już 14 dzień, czuję się jak nałogowiec na odwyku. Ech, życie to dziwka ') Pozdrawiam wszystkich, którzy próbują zapomnieć i na nowo odwrócić się do słońca i życia.
2 2016-03-02 13:50:45 Ostatnio edytowany przez madoja (2016-03-02 13:51:34)
Przytulam i współczuję, domyślam się że cierpisz.
No ale w sumie od początku wiedziałaś że on niczego na poważnie nie szuka, powiedział to jasno. Jednak trzymałaś się jak tonący brzytwy tych paru sytuacji, które mogłyby sugerować, że jednak coś do Ciebie czuje.
To za mało.
Potraktuj to jako naukę na przyszłe związki - nie wchodź w układy, bo sama widzisz że nie nadajesz się do nich. Nie zadawaj się z facetami z dziwnymi poglądami. Niech będą to faceci otwarci, szukający związku, unikaj typu "nie chcę się angażować".
A do tego układu który minął może spróbuj zmienić nastawienie? Zamiast rozpamiętywać i wyrzucać sobie że ucierpiałaś na tym, pomyśl że przeżyłaś fajną przygodę, super seks, miłe chwile.
Ten facet to był taki przystanek w oczekiwaniu na Pana Właściwego.
Dzięki madoja! Masz całkowitą rację, to co wyniosłam z tej relacji to przeświadczenie, że nigdy więcej żaden układ. Ja się do tego nie nadaję, jest fajnie w łóżku, jest fajnie poza, wspólne obiadki, mecze kosza, gry z synem, filmy, to rodzi zaangażowanie siłą rzeczy. Chciałam się od tego uchronić, ale nie udało się. Czekałam cały tydzień, aż napisze w piątek co robimy w weekend, i byłam smutna i struta. Także dobrze, że się to skończyło, rozsądek tak mówi i ludzie mi życzliwi. Żal mam tylko o to, że pozwolił mi się na tyle zbliżyć do swojego syna. Na początku proponował, żebym przyjeżdżała jak syn pójdzie spać i wymykała się nad ranem... Nie zgodziłam się na to, ale powiedziałam, że rozumiem, że nie chce mnie poznawać ze swoim dzieckiem na początku, może przyjdzie na to czas. I nie czekałam nawet tygodnia a już miałam zaproszenie na wspólny obiad i wieczór. I potem to już z górki, także tutaj uważam, że myślał tylko o swoich potrzebach. Zrozumiał jak się zagalopował jak dziecko oznajmiło, że mnie bardzo lubi. Jeśli chodzi o moje związki, to mam takie skłonności do oddawania całej siebie i przepadania jak śliwka w kompot. Ten weekend przed którym mnie rzucił mieliśmy zaplanowany od a do zet i ja już właściwie stałam z pod drzwiami ze stolnicą do pierników i kurczakami na obiad. A tu zonk. Szkoda mi w ogóle naszej znajomości bo znamy się od liceum, ale trudno, może jeszcze kiedyś będziemy ze sobą normalnie rozmawiać, ale nie z mojej inicjatywy to pewne. Muszę być silna. I zapomnieć w nim w oczekiwaniu na Pana Właściwego. Czy można nauczyć się nie angażować w ciągu pierwszych tygodni???
4 2016-03-02 14:52:07 Ostatnio edytowany przez madoja (2016-03-02 14:53:30)
Ale po co uczyć się nie angażować? Angażowanie jest dobre i piękne. Tylko musisz znaleźć faceta który też się angażuje. A tak naprawdę to czuć od razu.
Kobiety ZAWSZE dostają już od początku znaki ostrzegawcze i czerwone światełka gdy to nie jest odpowiedni facet, ale ignorują to, licząc że ich miłość go odmieni. Ty też tak sądziłaś. To nigdy tak nie działa.
Tak samo od początku czuć, że facet jest dobry i gotowy do głębokiego zaangażowania. Np. dzwoni od razu po spotkaniu (zamiast czekać kilka dni), nie boi się powiedzieć że mu zależy, jest zawsze gdy go potrzebujesz, nie ma "za dużo pracy" by się odezwać, cała sobą czujesz że stajesz się dla niego ważna.
Trzeba po prostu słuchać tej intuicji i tych światełek. Tak naprawdę wewnątrz, w głębi siebie, czułaś że to nie jest odpowiedni facet. Po prostu próbowałaś siebie przekonać że jest inaczej.
Wkleję to co napisałam w sąsiednim wątku przed chwilą:
Nie zatrzymuj się przy nim, nie zastanawiaj się o co mu chodziło, bo tracisz czas. Traktuj takie doświadczenia jako naukę - jeśli tylko w Twojej głowie zaczynają się rodzić pytania "o co mu chodzi? dlaczego on zachowuje się tak dziwnie?" to znaczy że to nie ten i marnujesz swój (nie ukrywajmy - cenny) czas.
A co do Twojego problemu samotności - czy na pewno dajesz szansę "miłym chłopcom"? Takim poczciwym, trochę nieśmiałym? Bo to właśnie oni są najlepszą partią na związek.
Madoja, muszę to przepisać co napisałaś pod koniec do mojego kalendarzyka, w którym zapisuję od dwóch tygodni przemyślenia różne - to pomaga (gadam też do siebie jak jestem sama, to też pomaga;) Masz całkowitą rację we wszystkim, z tymi światełkami i intuicją i z tym, że chciałam wierzyć, że się odmieni i czepiałam się takich niuansów, że zapoznał mnie z dzieckiem albo planował wspólny wyjazd do jego mamy nad morze. No i tego, że przecież mnie lubi i ceni i mamy super seks. A na cały ocean niewygodnych zachowań i zagrywek nie fair spuściłam zasłonę milczenia. Chciałabym na tą chwilę dostać amnezji, żeby się tak nie męczyć tym wspominaniem (jak na złość same dobre chwile przychodzą mi do głowy..), ale muszę to przetrwać. Przy okazji jeszcze jedna kwestia. Przy naszej ostatniej, kłótliwej wymianie zdań usłyszałam, że nie jestem silną kobietą, że silna kobieta bierze to, czego chce. Co to znaczy właściwie, jak powinnam była to zrozumieć? Zabolało mnie to, bo fakt, jestem z reguły osobą z sercem na dłoni, szczególnie gdy się zaangażuję, bardzo ugodową. Jednak czy to źle? Czy naprawdę jest tak, że faceci wolą te zołzy? U niego zabrzmiało to jak zarzut. Przy rozstaniu jednak odcinam się właśnie, żeby nie pokazywać słabości, nie kontaktować się, nie pisać, nie dzwonić. Szybko zapomnieć.
W temacie miłych chłopców - byłam na Tinderze swego czasu i oprócz znakomitej ilości śmieciarzy poznałam dwóch w porządku na tyle na ile można poznać człowieka w tak krótkim czasie. Jednak chyba za bardzo jeszcze w tej przeszłości tkwię, bo za nic nie czuję żadnych drgnięć w ich stronę. Jeden nawet zaczął mnie denerwować, więc, żeby nie krzywdzić go głupimi przytykami napisałam, że nie jestem gotowa na nic nowego. Wygasił się i dobrze. Wylogowałam się z Tindera i łażę do kina i na koncerty. Wypełniam czas i może gdzieś, ktoś kiedyś.. Ale samotność doskwiera, samotność w tłumie znajomych.
Madoja, jeszcze raz bardzo dziękuję za słowa otuchy, bardzo dużo mi dają.
Czy naprawdę jest tak, że faceci wolą te zołzy?
Może tacy jak ten Twój ex. Ale takich przecież nie chcesz.
Czyli: nie jest tak. Żaden fajny, normalny, dobry facet nie chce zołzy.
Poza tym - ja jestem przeciwna gierkom. Po co udawać zołzę? Po co udawać że nie zależy? Bo takie właśnie rady są w książce "Mężczyźni kochają zołzy". Jeśli musisz przed facetem udawać by był Tobą zainteresowany, to po raz kolejny tracisz czas i trzeba szukać kolejnego.
Właściwy facet będzie szczęśliwy właśnie gdy będziesz kochającą, ufną i angażującą się kobietą. Nie przerazi go, że Ci zależy.
Pamiętam taki odcinek "Jak poznałem waszą matkę". Bohater poznał kobietę i koledzy radzili mu by zadzwonił do niej dopiero za 3 dni, bo inaczej pokaże jej że mu zależy a tak nie wolno.
On powiedział że właściwa kobieta ucieszy się gdy on zadzwoni od razu. A jeśli ją to spłoszy, to znaczy że nie była właściwa i on takiej nie chce.
Wszystkie szczęśliwe związki jakie znam to właśnie związki bez gierek, z "sercem na dłoni" już od pierwszego spotkania, żadnego udawania, tylko zaangażowanie i ciepło.
Nie zmieniaj się, bo to nie ma sensu. Grając niedostępną, nieangażującą się kobietę, przyciągniesz kolejnego oszołoma albo faceta niedojrzałego emocjonalnie.
Tak też myślałam, wciąż myślę, bo to dość logiczne jest. Koleżanki jednak, szczególnie starsze ode mnie, mówią, że faceci takich nie lubią. Wydaje mi się, że jednak jest tak jak piszesz, warto się angażować i być sobą, tylko trzeba trafić na tego właściwego. Może na samym początku trochę bardziej podchodzić z dystansem, choć wydaje mi się, że nie ma reguły. Jak się zakocham to tylko nóżkami przebieram na spotkanie.. A co myślisz Madoja o tym, że silna kobieta bierze to, czego chce? Przecież skoro facet nie jest zaangażowany to nie wiem jak silna byłaby kobieta a nie ruszy.. Ech..
Madoja, zrobiłam to wczoraj, wlazłam na chwilę, przeleciałam ostatnie posty, zaraz zamknęłam, źle się czuję, zła jestem, muszę to w sobie zwalczać:( jestem słaba:( przypominam sobie co mi mówił: "nie kocham cie, nie czuję, żeby się zbliżało nic poważnego, nie tęsknię za tobą, nie myślę o tobie, nie brakuje mi ciebie", a ja jeździłam do niego i cieszyłam się, że jak dziecko, że spędzimy wspólny weekend:(((( jestem beznadziejna..
Na pewno nie warto udawać kogoś,kimś się nie jest, ani uprawiać dziwnych gierek.
Ale może warto bardziej żyć swoim życiem, bardziej angażować się w swoje pasje i przyjaźnie, nie czekać tylko cały tydzień na ten weekend z ukochanym? Mocniej emocjonalnie polegać na sobie i w sobie mieć wsparcie, lub umieć zorganizować sobie wsparcie u przyjaciół, nie 'wisieć' na partnerze. Nie zmieniać się w zołzę, ale być trochę bardziej asertywną, skupioną na sobie i swoich potrzebach.
Elede --> na pewno warto, próbuję to w sobie odbudować, związek już się skończył, a raczej układ. Niestety myśli kłębią się takie w głowie, cały czas wspominam, codziennie prowadzę zapiski w kalendarzu, stawiam się do pionu, to pomaga trochę, ale jakaś siła ciągle każe myśleć mi o minionych chwilach. I wcale to nie była sielanka, owszem, momentami tak, ale jemu na mnie nie zależało i to mówił, a ja w to weszłam jak nóż w masło:/ Robię różne rzeczy, sport, książki, kino, koncerty, są momenty, że jestem pewna, że to już za mną, a potem dopada mnie jakaś rozpacz:( wstyd mi za tym płakać nawet, bo większość myśli, że to juz dawno poza mną, zostawił mnie dwa miesiące temu:( czuję się samotna, staram się znaleźć w sobie siłę, że na sobie oprzeć życie, bo mam tendencję do tego, że szczęście uzależniam od bycia z kimś, nawet toksycznym, miałam już taki związek, 9 lat trwał:(
Elede, masz rację z tym własnym życiem, ja je prowadziłam, on mnie szybko spionował i ja się w tygodniu prawie z nim nie kontaktowałam, bo jak tylko napisałam coś w stylu, że np myślę o nim i czy tęskni, to odpisywał, że za nikim nie tęskni. Raz jak napisałam, że mam gorszy dzień w pracy, że szef mnie wkurza itd. to napisał, żebym się wzięła w garść i przestała narzekać, no i powtarzał właśnie, że nie myśli o mnie i nie czeka, nie tęskni, nie brakuje mu. Ja się wtedy zawzięłam i nie pisałam do niego w ogóle w tygodniu, choć bardzo chciałam, on się w piątki odzywał i spotykaliśmy się w weekend. Nie wisiałam na nim, ale bardzo się we mnie w środku gotowało, że nie mogę spontanicznie skontaktować się z facetem, który jest mi bliski, właśnie dlatego, żeby nie myślał, że na nim wiszę. Jestem jedynaczką, wychowałam się bez ojca, który rozwiódł się z mamą jak miałam 2 lata, w ogóle go nie znałam, bo nigdy się mną nie interesował, nie kontaktował, pomimo tego, że moja mama tego nigdy mu nie zabraniała, po prostu nie miał takiej potrzeby, nie czuł, bał się, nie wiem. Czy to tak może rzutować na te moje wybory mężczyzn??
Floavril, jakbym czytała o sobie... Pocieszę Cię, że będzie lepiej Może nie jutro albo za tydzień ale będzie na pewno:)
Iza, dzięki, mam szczerą nadzieję, że tak będzie. Ja miałam już raz taką relację po której mechanicznie chodziłam do pracy a w weekendy leżałam i płakałam słuchając żałobnych pieśni:/ Nigdy więcej, dziś na to wspomnienie aż śmiać mi się chce, ale co przeżyłam to moje. Teraz nie jest tak strasznie jak wtedy, ale też źle znoszę to odrzucenie. Czas, czas, czas, tak bym chciała poznać kogoś dzięki komu przestałabym myśleć w kółko o przeszłości..:(
Ty wciąż próbujesz walczyć ze sobą - ze swoją prawdziwą naturą (uczuciową) a teraz z tym że go wspominasz.
Zaakceptuj te wszystkie uczucia, to przecież normalne że cierpisz, skoro Ci na nim zależało. Byłoby dziwne gdyby było inaczej. Nie musisz udawać że jest ok i na siłę zajmować się milionem rzeczy. Przejdź swoją żałobę, jest ona naturalna.
Prawdę mówiąc nie da się nic z tym zrobić, jeszcze nikt nie znalazł leku na złamane serce.
Po prostu pozwól by upłynął czas. Popłacz sobie ile chcesz, poużalaj się nad sobą. A potem po prostu Ci minie. Okrzepniesz, spojrzysz na to obojętnie i będzie gotowa na kolejny związek, ale już mądrzejsza o nowe doświadczenia.
A facet po prostu jest głupi, bo stracił laskę z którą się dogadywał, z którą miał udany seks i jego syn ją lubił.
Pfff... jego strata.
Kolejny bardziej Cię doceni.
Droga Floavril. Doskonale rozumiem co czujesz bo kiedyś tez przerabiałam podobny temat. Nie było wprawdzie seksu sensu stricte ale rownież przeinwestowywanie z mojej strony czasu zainteresowania i zaangażowania w relacje mimo ze z drugiej strony płynął w sumie dość jasny komunikat ze jest miło i fajnie ale głębszych uczuć w tym nie ma. W swojej głowie niby przyjmowałam to do wiadomości ale jednak nie no bo jak to ja taka dobra fajna kochana i miałby tego nie odwzajemnić wkoncu? No i skoro wykonuje sam rożne gesty, wychodzi z inicjatywa kontaktu, daje do zrozumienia ze tęskni itp to zapewne sam nie wie co czuje bidulek i ja mu pomogę odkryć prawdę Z jednej strony zachowywał sie niby fair bo przecież uprzedził na czym stoję ale czy aby na pewno? Gdyby tak było, gdyby zależało mu na mnie chociaż trochę nawet jako na dobrej przyjaciółce to nie pozwoliłby mi robić sobie nadzieje i nie brałby tego co mu oferuje a co wykracza poza ramy zwykłej koleżeńskiej znajomosci...a on brał bo był egoistą i było mu tak wygodnie. Kiedy wkoncu zrozumialam ze sama sobie robię kuku tkwiąc w tym (wygodnym tak naprawdę tylko dla niego układzie) i ucięłam kontakt podobnie jak Twój "kolega" próbował mnie wbić w poczucie winy ze psuje fajna przyjaźń, ze znudziła mi sie znajomość, ze może pojawił sie ktoś ciekawszy na horyzoncie. Prawie mu sie udało przekonać mnie ze faktycznie jestem winna, ze odrzucam coś cennego, wydziwiam i zamiast cieszyć sie tym co mam wybieram nic ale w porę sie opamiętałam. Z perspektywy lat wiem ze to była słuszna decyzja, zreszta spotkałam mężczyznę, na uczucie którego nie musiałam sobie "zasluzyc" ani godzić na jakies układy. Pokochał mnie tak poprostu i tak poprostu jesteśmy razem wiele lat szczęśliwi
.
Zaciekawiło mnie zdanie "...że mam lepszy kontakt z jego synem, niż jego poprzednia kobieta.."
W kontekście "oboje po rozstaniach" brzmi to tak, że poprzednia również zaangażowała się, ale on wyprowadził ją z błędu, co do uzasadnionych (tylko jej zdaniem zapewne) oczekiwań wobec ich wspólnej przyszłości. I zaoferował jej, jak i Tobie, Autorko, przyjaźń bez bliskości.
Bo matką dziecka raczej nie była.
Pomyśl o tym. Może łatwiej przyjdzie Ci pogodzić się z obecną sytuacją i otworzyć na inne znajomości?
Piszę to, bo byłem na jego miejscu niegdyś.
Zaciekawiło mnie zdanie "...że mam lepszy kontakt z jego synem, niż jego poprzednia kobieta.."
Excop, nie mogę powiedzieć, że na sto procent wiem, co miał na myśli pisząc mi to. Oczywiście nie chodziło o matkę jego syna, z tą jest po rozwodzie, ona ma swojego partnera od kliku lat, mają opiekę naprzemienną nad synem, syn jest u niego od czwartku do niedzieli. Poprzednia kobieta to była miłość jego życia, tak mówił. Miała własne dzieci, starsze, dla niej kupił większe mieszkanie, ale ona nigdy się tam nie wprowadziła, podobno przyczyną były problemy z córką i nie chciała jej robić rewolucji przeprowadzką do nowego miejsca i wspólnego mieszkania z partnerem - dla córki, jakby nie było, obcym mężczyzną. On podobno bardzo ją kochał a ona go doprowadziła na dno piekła jak się wyrażał. Nie wiem jakie były stosunki tej kobiety z jego synem. Dziecko jest bardzo otwarte, myślę, że nie było spięć, ja natomiast poświęcałam mu dużo czasu jak tak byłam. Przyglądałam się jak gra w gry komputerowe, on uwielbiał mi tłumaczyć kto jest kim, jak to działa itd., nauczyłam go smażyć naleśniki, lubił jak się mu poświęca uwagę. Za nim też bardzo tęsknię, naprawdę świetny dzieciak. Nie wiem czy poprzednia kobieta mojego eks to robiła, może w takim wymiarze, może miała dużo zajęć z własnymi dziećmi, nie wiem nawet czy zostawała tam na noc jak ja, nie wypytywałam się, ale chyba zawsze wracała do domu, do swoich dzieci. Na tyle na ile wiem o tej historii to on bardzo ją kochał a ona chyba nie tak bardzo jego. Była starsza do niego, samodzielna, tzw. silna kobieta (którą ja nie byłam w jego ocenie chociaż jestem również samowystarczalną jednostką jeśli chodzi o praktyczną stronę życia). Oczywiście masz rację, jak wszystkie kobiety mnie tu wspierające, że otwarcie na nowe znajomości jest w tym przypadku najlepszym co mogę zrobić dla siebie. Jego syn chciałby, żeby tata się ustatkował, myślę, że bardzo mu na tym zależy. No ale mi nie będzie dane w tym uczestniczyć. Problemem też było to, ze ja bym chciała mieć własne dzieci, wiedział o tym jeszcze wcześniej, jak nie byliśmy razem, z tego zresztą względu rozstałam się z moim poprzednim partnerem, a on już więcej dzieci mieć nie chce. Piszesz, że byłeś kiedyś na jego miejscu, udało Ci się związać z kimś wartościowym, którego Twoje dzieci (dziecko) pokochały?
--> Feniks
--> Madoja
Bardzo dziękuję za słowa wsparcia, przepisuję do kalendarza, szczególnie ustęp o tym, że nie wie co stracił oraz, że można się szczęśliwie zakochać:) Czasem sobie myślę, że nasze rozstanie miało bardzo prozaiczne przyczyny wbrew wszystkim elaboratom esemesowym, które temu towarzyszyły. Eks był bardzo newralgiczny w temacie różnych zachowań, typowo behawioralnych, nad którymi nawet się nie zastanawiałam. Np. uważał, że za głośno przełykam herbatę, za głośno przesuwam drzwi kabiny prysznicowej, na dużo okruszków na stole zostawiam przygotowując jedzenie, domagam się zbyt dużo atencji (skaleczyłam się kiedyś nożem i szukałam u niego plastra, żeby nie pobrudzić krwią wszystkiego dookoła i on stwierdził wtedy, że za bardzo się ze sobą pieszczę..) i że faceci tego nie lubią, boją się takich kobiet.. Potem to już nie mówiłam w ogóle o swoich problemach żadnych, pilnowałam przełykania herbaty, wydmuchiwałam co chwila nos, chodziłam na paluszkach, i takie inne paranoje. Czasem myślę, że to było tak, że musiałam go doprowadzić do takiego stanu swoim bytem po prostu, że nie mógł już dłużej ścierpieć mojej obecności i nawet dobry seks nie był w stanie tej irytacji załagodzić.. Nie wiem już sama...
Floavril, nie jestes beznadziejna, nie jestes slaba i nic w sobie nie musisz zwalczac!
Jestes normalna kobieta z otwartym sercem.
Madoja napisala Ci tu wiele madrych i waznych rzeczy, wiec nie bede za nia powtarzac.
Co ja bym jeszcez doradzila w tej sytuacji, to sprobowac dokladniej przypatrzec sie Twojej sklonnosci do wiazania sie z emocjonalnie zimnymi facetami i powtarzanie podobnych ukladow, gdzie Ty oddajesz cala siebie, ale zostajesz odrzucona. Spojrzyj na swoja trudnosc w akceptacji tego odrzucenia, to jest wazna wskazowka na to, gdzie lezy Twoj czuly punkt.
To brzmi jak emocjonalny wzorzec. To jest stary bol, ktory chce sie wydostac na zewnatrz i szuka takich okazji, przy ktorych moze sie znow ujawnic. Zaakceptuj ten bol, nie bron sie przed nim, nie odpychaj go, poczuj go w calej rozciaglosci i obejmij sie przy tym sama, jakbys obejmowala dziecko, ktore chcesz pocieszyc. To nie bedzie trwac wiecznie. Zaakceptowany bol mija predzej, niz ten, przed ktorym sie z calej sily bronimy.
Tylko nie dawaj mu (bolowi) mozliwosci ciaglego wiercenia w ranie. Nie wchodz na profil, nie rozmyslaj o ex. Skup sie na sobie i swoich odczuciach. Tak jak piszesz, jestes na odwykowce.
Byc moze juz zawsze zylas okruszkami i w nadziei na lepsze jutro. A gdy braknie okruszkow, wtedy przychodzi panika, ze umrzesz z glodu i szukasz nastepnych okruszkow. To jest nalog, ale nie z Twojej winy, on ma gdzies pierwotna przyczyne.
Przefiltruj swoje dziecinstwo i szukaj tam podobnego wzorca. Tata, Mama czy jeszcze ktos inny? Niby ktos jest, ale emocjonalnie niedostepny, a Ty stoisz przed zamknietymi drzwiami ze swoja cala miloscia i tesknota (i z taca piernikow i kurczakiem na obiad), czekasz od jednej okazji do drugiej.
Kto to byl kiedys w twoim zyciu, przy kim wyrobil sie taki wzorzec kontaktow? Kto dawal akurat tylko tyle, zebys nie umarla z emocjonalnego glodu?
Jesli tego w sobie nie rozwiazesz, to nadal te nieswiadome sklonnosci beda kierowac Twoimi wyborami. A wiec - jak dziewczyny tu radza - miej otwarte oczy na te "drobiazgi", ktore dotad ignorowalas. Nie idz do pustego stolu, tylko odwroc sie i wybierz ten pelny. Jestes kochajaca kobieta, wiec jest on w zasiegu reki - jak wewnatrz, tak i na zewnatrz, tylko trzeba nauczyc sie widziec inaczej, zdjac dotychczasowe okulary.
--> Excop
W ramach uzupełnienia, to ona go podobno zostawiła, tzn. nie zdecydowała się na przeprowadzkę do mieszkania, które dla nich kupił, to dla mnie trochę dziwne było, bo nie wyobrażam sobie, że ludzie kochający się nie planują takich rzeczy razem wcześniej, nie ustalają, tylko jedno kupuje a drugie się nie wprowadza; no chyba, że on to zrobił wbrew jej argumentom. Nie wiem.
--> Marajka
Dzięki za fajne, mocne słowa. Coraz częściej myślę, żeby iść na jakąś terapię, pogrzebać w sobie, bo to jest kolejny mężczyzna, który mnie zostawił. Jednego tylko zostawiłam ja, bo nie chciał zakładać rodziny tylko żyć tak dalej każde sobie i czekać, aż spotka go coś fajniejszego.. Myślałam, że to przez to, że wychowałam się bez ojca, zerowa obecność jego w moim życiu, obcy mężczyzna, z którym trudno mi było nawet rozmawiać jak się spotkaliśmy może 4 razy w życiu w tym 3 w dorosłym. Nie mogę powiedzieć, żeby mi brakowało miłości w dzieciństwie, mama, dziadkowie od strony mamy, bracia mojej mamy, jednego nawet nazywałam w dzieciństwie tatą, o co kłóciłam się z kuzynem. Pamiętam, że odczuwałam taki żal, że wszyscy mają ojców a ja nie mam. Trzydzieści parę lat temu nie było jeszcze tylu rozbitych rodzin, przynajmniej nie w moim otoczeniu. Ale z drugiej strony, ten ojciec się nigdy nie pokazywał, nie "nagradzał" i "nie karał" mnie swoją obecnością czy nieobecnością. Myślę, że jednak gro problemu tkwi tam właśnie. Zazwyczaj wybieram facetów, o których zabiegam, albo nawet jak oni zabiegają na początku to potem ja przepadam cała i wszystko jestem w stanie dla nich zrobić. No prawie wszystko. Dziękuję za słowa wsparcia i kierunek, który powinnam obrać w celu popracowania nad sobą. To dla mnie bardzo ważne. Nie chcę kolejny raz wybrać takiego, który będzie mi opowiadał, jak to był zakochany a teraz nikogo już nie jest w stanie pokochać a mnie to już na pewno nie...
To walczenie ze sobą to też trochę dlatego, że wydaje mi się, że nie mam prawa, bo przecież ta relacja trwała tak krótko, 3 miesiące i jestem pewna, że nawet ten mój eks nie nazwałby tego żadnym związkiem tylko skwitowałby: od początku zgodziliśmy się na układ i mówiłem Ci, że nie będę się angażował. Na samym początku nawet zaproponował mi trójkąt ze swoim kolegą na zasadzie: "nie chciałbym próbować trójkąta z kimś kogo kocham, ale ponieważ między nami nie ma miłości, to spróbujmy". Bardzo mnie to wtedy zabolało, oczywiście nie zgodziłam się i powiedziałam, żeby więcej nie wyskakiwał z takimi propozycjami. Potem mnie przepraszał i mówił, że w gruncie rzeczy wcale by nie chciał, żeby ktoś inny mnie dotykał. Chociaż myślę, że to tylko tak w przypływie lepszej chwili.... OMG, zaczynam dostrzegać, że ta relacja nie była niczym dobrym dla mnie... tylko Młody był fajny..
Floavril, czasem taki fantom jak Twoj ojciec moze zostawic wieksza dziure, niz nawet zly, ale obecny ojciec. W sumie najlepiej mozesz Ty sama to ocenic, temat widac bardzo Cie zajmowal. Nasza rzeczywistosc tworzy nie tylko swiat zewnetrzny, ale i to, co my z niego tworzymy w swoim wnetrzu. To jest wewnetrzny obraz, czesto dosc skrzywiony, wedlug ktorego potem zyjemy.
Wujek nazywany Tata nadal byl wujkiem, to byl tylko surogat i Ty tez o tym dobrze wiedzialas. To byl tata innego dziecka i tylko troszke lagodzil bol.
Ale poza tym chyba rzeczywiscie nie mialas innych brakow, bo zachowalas wielka gotowosc do dawania milosci, tylko odpowiedniego odbiorcy nie znalazlas. Rzucasz perly przed wieprze .
Swietnie, ze zaczynasz cos widziec u siebie, ze zaczynasz widziec ten ostatni zwiazek w odpowiednim swietle. Szkoda tamtego dzieciaka, moglabys mu na pewno duzo dac, ale widac nie bylo to w planie Twojego zycia.
Moze jakies kilka terapeutycznych wizyt rzeczywiscie pomogloby Ci co nieco u siebie rozpoznac. Mysle, ze nie potrzebujesz wielkich terapii, tylko troche pomocy przy wyprostowywaniu skrzywionego obrazu, w jakim widzisz mezczyzn na swojej drodze i przy rozwiazaniu tego emocjonalnego supla, z jakim chyba zwiazalas swojego ojca.
Wszystkiego dobrego
Dzięki Marajka:)
Masz całkowitą rację w tym co piszesz. Dużo pozytywów od Ciebie dziś dostałam. Zabieram tą pozytywną energię do rozwiązywania problemów, żeby na przyszłość już być mądrzejszą:) Mam dużo w sobie pokładów miłości i liczę na to, że znajdzie się ktoś, kogo tym obdaruję. I nie będą to tylko moje kizie i pies;)) Miłość musi w końcu przyciągnąć miłość. Dziękuję i również wszystkiego dobrego.
Problemem też było to, ze ja bym chciała mieć własne dzieci, wiedział o tym jeszcze wcześniej, jak nie byliśmy razem, z tego zresztą względu rozstałam się z moim poprzednim partnerem, a on już więcej dzieci mieć nie chce. Piszesz, że byłeś kiedyś na jego miejscu, udało Ci się związać z kimś wartościowym, którego Twoje dzieci (dziecko) pokochały?
Moja sytuacja była o tyle inna, że byłem wdowcem z dwojgiem dzieci, między którymi różnica wieku wynosiła niemal osiem lat.
Właśnie w okresie po śmierci żony, do czasu związania się z moją obecną partnerką, czyli przez około pięć lat, nawiązywałem znajomości z kobietami dla seksu przede wszystkim.
Gdy angażowały się, zrywałem. Trudno to wytłumaczyć, ale tak było.
Obecna relacja była swego rodzaju związkiem z rozsądku. Po kilku latach zamieniła się w związek dwojga kochających się ludzi.
Niestety, między moją partnerką, a moimi dziećmi panują stosunki dość chłodne. Dystans jest widoczny.
Dużo by mówić o przyczynach. Wiele się na to złożyło.
25 2016-03-04 19:16:01 Ostatnio edytowany przez floavril (2016-03-04 19:22:40)
--> Excop
Fajnie, że Twoja relacja z partnerką, z początku z rozsadku, przerodzila się w miłość. Przykro mi, że między dziećmi a Nią nie ma ciepłych stosunków, ale może to się jeszcze zmieni? Ja bardzo lubię dzieci, wiem, że tego Małego mojego eks pokochać mogłabym jak swoje własne, nie wiem jak to byłoby z innymi. No cóż, życie pisze różne scenariusze. A to, że miałeś epizody na relacje seksualne i zrywales jak się coś poważnego zaczęło dziać, to też pewnie miało związek z Twoimi przezyciami, ze śmiercią żony. Mój eks mówił, że każda kobieta go poranila, zdrada itd.
Floavril napisał/a:Problemem też było to, ze ja bym chciała mieć własne dzieci, wiedział o tym jeszcze wcześniej, jak nie byliśmy razem, z tego zresztą względu rozstałam się z moim poprzednim partnerem, a on już więcej dzieci mieć nie chce. Piszesz, że byłeś kiedyś na jego miejscu, udało Ci się związać z kimś wartościowym, którego Twoje dzieci (dziecko) pokochały?
Moja sytuacja była o tyle inna, że byłem wdowcem z dwojgiem dzieci, między którymi różnica wieku wynosiła niemal osiem lat.
Właśnie w okresie po śmierci żony, do czasu związania się z moją obecną partnerką, czyli przez około pięć lat, nawiązywałem znajomości z kobietami dla seksu przede wszystkim.
Gdy angażowały się, zrywałem. Trudno to wytłumaczyć, ale tak było.
Obecna relacja była swego rodzaju związkiem z rozsądku. Po kilku latach zamieniła się w związek dwojga kochających się ludzi.
Niestety, między moją partnerką, a moimi dziećmi panują stosunki dość chłodne. Dystans jest widoczny.
Dużo by mówić o przyczynach. Wiele się na to złożyło.
Excop....a dlaczego zrywałeś kiedy się angażowały?
A Ty Floavril? Jak się miewasz na dzień dzisiejszy?
A Ty Floavril? Jak się miewasz na dzień dzisiejszy?
Zupełnie inaczej, niż w momencie zakładania tego wątku. Oczywiście w dobrą stronę:) Po trzech miesiącach od rozstania z tym znajomym, co chciał tylko seksu, poznałam chłopaka i jesteśmy do dziś razem. Są różne momenty, wiadomo, docieramy się, przyzwyczajamy do siebie, uczymy swoich zachowań, zalet i wad. Przy nim jednak widzę, co to znaczy być jedyną i ważną w danym momencie życia. Nie muszę pytać: "co robiłeś na Tinderze", ze smutkiem zabierać szczoteczkę do zębów ze sobą oraz sweter, żeby przypadkiem nic nie wskazywało, że ktoś tu jeszcze bywa. Nie ma ryzyka, że usłyszę: "ponieważ Cię nie kocham to pomyślałem sobie, że może spóbujemy trójkąta, nie chciałbym, żeby ktoś trzeci dotykał kobietę z którą jestem, ale z naszym statusem..." (autentyk). Nie czekam tydzień na telefon, sms, mail.. Nie muszę być oszukiwana w mało wymyślny sposób. Jestem szczęśliwa, bo jestem z dobrym i uczciwym człowiekiem. Przynajmniej jak na razie nic nie wskazuje, żeby był złym kłamcą. Oczywiście ma wady, rozpieszczony przez mamę i poprzednią dziewczynę, nie umie gotować, raczej bałaganiarz, wiecznie głodny (dobrze, że biega!), oszczędny do przesady (krakowski centuś), pracoholik, bardzo pamiętliwy, jednocześnie przytula mnie jak zasypiamy, mówi o dzieciach, nie ma wybuchów agresji, rozbawia mnie, podoba mi się, nie nudzę się z nim, ma obłędne niebieskie oczy i zmysłowy głos:) Mam nadzieję, że będziemy razem, ale nikt nikogo nie ma zaklepanego na stałe..
Jak u Ciebie?:)