Witam, od dłuższego czasu noszę się z zamiarem napisania tutaj, ostatnio odkryłam to ciekawe forum i wierzę, że znajdzie się tu jakaś życzliwa dusz, która zechce się wypowiedzieć.Nie wiem od czego zacząć, może konkretnie :
Od prawie 2 lat jestem w szczęśliwym związku, mamy swoje wady i zalety, docieraliśmy się itd ale jesteśmy ze sobą szczęsliwi, dobrze się dogadujemy , tęsknimy za sobą itd.Natomiast strasznie się martwię naszą przyszłością. Boję się, że to będzie taki wieczny związek, pomimo że wiemy, czujemy że jesteśmy swoimi połówkami, zdarza nam się nawet coś jednocześnie mówić On wspomina od czasu do czasu niby żartem niby serio , że chce się ze mną ożenić. Mam 28 lat , On 26.
Natomiast boję się, że ta relacja nie przejdzie w sformalizowanie z jednego powodu : PIENIĄDZE A RACZEJ ICH BRAK. Ja przyciągam pieniążki łatwo ale nie że jakieś miliony:) zarabiam 2 tys i dla mnie to ok.Natomiast On zarabia 3.000 i wciąż mu pieniążki uciekają, na nic nie jest w stanie odłożyć, ciągle marzy a to o aucie a to o weselu itd ale ja się dołuję tym że na nic nas nie będzie stać ani jego na pierścionek,obrączkę, czy budowę o której marzy bo place mają fajne sumki !Ten związek wg mnie jest bez przyszłości, On ma wydatki bo na dodatek jest chory, wydaje na leki, walczy z astmą co też mnie przyprawia o doła.No Jego rodzice są na rencie chorobowej więc wciąż inwestuje w Nich rozumiem, też bym pomagała, to jest ok, ale co z Nami w takiej sytuacji? co ja mam myśleć? robić? czy nastawić się na taki zwykły związek na całe życie? jest jeszcze jedna kwestia i nie wiem czy się dogadamy ale ja nie chcę wesela, nienawidzę dużych imprez rodzinnych, chcę skromną uroczystość albo i to nie ale jednak a oOn ma liczną rodzinę
Mama twierdzi że nie mamy żadnych szans w takiej syt , z takimi dochodami, dziś tez ie tym zdołowała gdyż jest osobą o wysoko rozwiniętej intuicji , nie wiem, jestem w totalnej rozsypce.
Nigdy nie oceniałam pod względem kasy, ale widzę że to jednak może być przeszkodą :(zalezy mi żeby za 2 lata sformalizować związek, gdzies zamieszkać no ale trzeba zy zarobki styknęły ;/
Wiesz Thalia...
Człowiek to taka bestia,że nie zawsze jest w stanie powiedzieć dość
Bo ile to jest wystarczająco,dużo,bezpiecznie?
Kwestia indywidualnego podejścia i priorytetów.
Jeżeli brać tylko aspekt finansowy pod uwagę,to większość związków nie powstałaby...a jednak istnieją.Ludzie się kochają i uzupełniają.A bale,wesela,pokazówki...dla jednych to strata pieniędzy,które można spożytkować w inny sposób,niekoniecznie na wódę i zagrychę,która i tak nie da gwarancji na szczęśliwe życie.A dla innych ważne celebrowanie.Może warto omówić swoje oczekiwania i plany na przyszłość,nie na zasadzie hipotetycznej, ale realnej...w celu ustalenia czegoś na sztywno.
Dzięki czyli na serio sądzisz że mój lęk jest bezpodstawny? on jest silny, mój D. zna moje zdanie na temat wesela i twierdzi że on ma 2 opcje albo duże wesele albo jak ja skromna uroczystość, ale też nie chce się żenić zanim np nie zacznie budowy domu a do tego jak widzę daleka droga, choć czasem mów i że a można zacząć budować i zależy jak z kaską a w międzyczasie wynajmować. Hmm ja widzę że jesteśmy fajną parą, jesteśmy szcześliwi, wiadomo od czasu do czasu jakaś sprzeczka ale oboje chcemy nad sobą i nad tym związkiem pracować natomiast on nie ma zdolności zatrzymania pieniążków, już muu nawet skarbonkę kupiłam, mówię wrzucaj monety.
Jesli on nie zacznie odkladać, nic nie kupi , ja mogę sobie wypruwać żyły a on odda kasę potrzebującej rodzinie, niby mówi że pomaga na ile może ale przecież rzez to nie odbije się od dna, czy można utrzymać 2 rodziny?
Ale mieszkacie razem,tak?
Nie , a ja chciabym np żebyśmy sobie gdzieś wynajęli ale w życiu sama nie wyjdę z taką propozycją, myślę że i on by chciał ale przecież nie ma kasy ;/ oczywiście ja bym płaciła połowę za wszystko.
To może od tego zacznijcie.Takie preludium poznania,jak to będzie po ślubie.Całkiem inaczej życie wygląda,jak się spotykacie na przysłowiowych pączkach,a inaczej jak się mieszka ze sobą 24/7.
Nie wiem w jakim mieście mieszkacie,ale biorąc pod uwagę Wasze wspólne zarobki,to można i wynająć coś niedrogiego,żyć spokojnie,a może nawet coś odłożyć.Mam na myśli jakieś mniejsze miasteczka.
Poznalibyście wtedy ten "miód"bycia razem tak na poważnie
Często się zdarza że przyjeżdza do mnie na weekend bądz nawet długi weekend sobie robimy w moim wynajmowanym pokoju w mieszkaniu i powiem szczerze jest super, jest podział obowiązków, fajnie spać razem, budzić się i zasypiać przy ukochanym , ale tak jak pisałam moim problemem jest paniczny lęk , że nie mamy przyszłości z powodu Jego pochodzenia , tzn nędznej rodziny, która będzie oczekiwała wsparcia finansowego mając 500 zł chorobowego i rozumiem, też bym pomagała ale co z Jego, naszym życiem wówczas? Jak Wy to widzicie? czy nie powinnam się martwić lecz chwytać dzień w nadziej że to się samo ułoży.ale ja widze że to zmierza w złym kierunku bo on na nic nie ma, żyje od wypłaty do wypłaty , umierając ze stresu jak to będzie bo trzeba leki kupić a tu nie ma na leczenie, przykre. ostatnio byłam u Niego w szpitalu, nawiozłam mu jedzenia, jest honorowy więc chciał oddawać, ale mowy nie ma, nie wzięłabym, ja Go kocham ale jak mówię wejdzie proza życia i co?? jak my będziemy sobie radzić? a gdzie mowa o budowaniu domu? gdzie pieniądze na pierścionek?:(
Nigdy tego lęku nie uspokoisz,dopóki to będzie wyglądało tak,jak wygląda.Zamieszkajcie razem.
Wtedy,zdecydujesz.Inaczej się nie poznacie.
Nie zaproponuję chłopakowi wspólnego mieszkania, moja mama dostałaby zawału po 2 bo jest bardzo religijna i nie pochwala tego.
Mieszkamy w różnych miastach , a właściwie pod miastem , dzieli nas 100km. Wydaje mi się, że problem nie tkwi w poznaniu się, ja naprawdę Go znam, ostatnio spędzaliśmy duuuużo czasu, całe tygodnie siedział u mnie i wszystko ok. Chodzi mi o przyszłość a On nie wynajmie bo nie ma kasy, mi siedzieć na kupie z biedną rodziną która na nic nie ma.
Majkaszpilka dała Ci dobrą radę. Dopiero mieszkanie razem cokolwiek jest w stanie w Waszym przypadku zweryfikować. Wierz mi, co innego nawet tygodnie spędzone ze sobą, a la wakacje, a co innego wspólne prowadzenie gospodarstwa domowego, gdzie nagle zaczynają się także regularne obowiązki i oczekiwania.
Natomiast mam wrażenie, że szukasz trochę jednak potwierdzenia, że Twoje obawy są słuszne. Bo co to są za argumenty: w życiu nie wyjdę z propozycją, mama się nie zgadza. Serio? W odniesieniu do faceta, z którym chcesz układać przyszłość w formie ślubu i wesela? A boisz mu się powiedzieć, że chciałabyś z nim być na co dzień?
W dzisiejszych czasach nawet bardzo religijne Mamy nie schodzą na zawały tak łatwo. Zawsze możecie trochę obejść sprawę i się zaręczyć i powiedzieć, że teraz będziecie razem odkładać na wesele. A zaręczyny mogą trwać ile potrzeba.
Więc albo szukaj rozwiązań, jak chcesz być z facetem, albo się rozstań i znajdź takiego, który będzie gospodarniejszy i bez zobowiązań wobec biednej rodziny. W Twojej sytuacji można coś zrobić, chyba że po prostu nie odpowiada Ci facet.