Nienawidzę swojego miasta - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » NIEŚMIAŁOŚĆ, NISKA SAMOOCENA, KOMPLEKSY » Nienawidzę swojego miasta

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 14 ]

1

Temat: Nienawidzę swojego miasta

Nienawidzę swojego miasta


Moja mama twierdzi, że nieważne gdzie wyjadę, wszędzie są tacy sami ludzie.
Czy to prawda? Tego nie wiem.

Miasto w którym przyszło mi się urodzić i mieszkać nie odpowiada mi.

Obecnie mam tylko jednego znajomego, z którym utrzymuję kontakt. Reszta? Ci z którymi się nienajgorzej dogadywałem rozjechali się po całym kraju.

Nigdy nie lubiłem szkoły. Nauczyciele byli stronniczy i preferowali uczniów podlizujących się. W szkole podstawowej, w mojej klasie wyrosło kilku liderów, których decyzja była uznawana przez całą grupę. Mimo że byłem lubiany, nikt nie traktował mnie do końca serio. Niekiedy członkowie "elity" mi dokuczali, a z pewnością nie uznawali mnie za autorytet.

Najgorzej było w gimnazjum. Wspomniani wcześniej liderzy stali się niekwestiowanymi szefami całej klasy. Decydowali o tym na jaki film pójdziemy do kina, ich zdanie było nie do podważenia. Zawsze miało być jak oni chcieli. Uczniowie innych klas określali naszą mianem ich imienia.

Na podwórku nie dogadywałem się z rówieśnikami. Przytoczę kilka przykładów. Kiedy ongiś graliśmy w nogę i zaproponowałem przerwę, ci wykopali moją piłkę krzycząc abym s...ł. Gdy szedłem w koszulce Manchesteru z nazwiskiem "Gigs", słyszałem dobiegające słowa "łeeee Gigs to cienias". Albo kiedyś wyszedłem na dwór z kauczukiem, a młodociani koledzy próbowali wrzucić go na dach jednego z osiedlowych bloków.

Antypatia z jaką się spotykałem sprawiła, że przestałem wychodzić na podwórko. Mijało się to z celem, w końcu nie miałem z kim się bawić, a przemocy nie tolerowałem.

Wspomnę od razu, że na półkoloniach zawsze znajdywałem sobie kolegów i byłem lubiany.

W każdym razie czasy gimnazjum nie najlepiej wspominam. Nawet klasowa wycieczka potrafiła wyprowadzić z równowagi. Mianowicie, kiedy podróż miała zostać przeprowadzona za pomocą autokaru, każdy z uczniów wybierał dogodne dla siebie miejsce. Nie było z góry ustalonego siedzenia dla konkretnego nastolatka. Zdecydowałem się zająć pozycję w środku autobusu. Wtedy doszło do ostrej wymiany zdań z liderami, którzy uważali że to miejsce należy do nich. Kiedy odmówiłem sięgnęli po wulgarne słownictwo i groźby. Nie chciałem ustąpić, ale kolega który siedział ze mną wystraszył się.

W gimnazjum moja klasa liczyła 24 osoby. 11 chłopaków i 13 dziewczyn, tych się mocno wstydziłem. Spośród garstki męskich wyrostków miałem 4 dobrych kolegów, 4 znajomych z którymi szło zamienić słowo, lecz nie łączyła nas głębsza więź i 3 liderów, którzy zawsze o wszystkim decydowali.

Wspomnę, że liderzy co jakiś czas wagarowali, a usprawiedliwienia sami pisali. Kiedy ja w podobny sposób zrobiłem sobie wolne, jeden z nich wygadał wychowawczyni że kartka od rodzica jest dziełem mojego kolegi z ławki. Gdybym ja zrobił coś podobnego, nie miałbym w szkole życia, a pejoratywne określenia szłyby za mną niczym mrówki po pokarm dla królowej.

Liderom jednak nikt nie zwrócił uwagi.

Nauczyciele ich lubili, na koniec roku podwyższali oceny. I tak z 3,3,4,5 robiła się 5, a mi z 4,4,4,5 wychodziła 4.

Chcąc zyskać wyższą ocenę z wychowania fizycznego zgodziłem się zostać klucznikiem, osobą która ostatnia wychodzi z szatni i zamyka drzwi. Spełniałem swój obowiązek, lecz niekiedy jeden z liderów mówił, abym na niego nie czekał, bo chce zamienić słowo z kolegą. Wtedy wręczałem w jego ręce klucz i wychodziłem. Taka sytuacja miała miejsce parę razy.
Pod koniec roku przypomniałem się nauczycielowi, że obiecał iż wstawi mi o jeden stopień ocenę wyższą. Wtedy do akcji wkroczył lider, który stwierdził że nie wywiązałem się ze swej roli i najczęściej to on zamykał szatnię. Cały rok z paroma wyjątkami robiłem to co obiecałem, a przez gnoja nie otrzymałem nagrody.

Później po skończeniu gimnazjum z ulgą poszedłem do szkoły średniej. Niestety jeden z liderów wybrał się do tego samego liceum i na dodatek tej samej klasy. Szybko poznałem nowych kolegów, a nim się nie przejmowałem. Klasa liczyła ponad 30 uczniów. Mniej więcej 50% chłopców i drugie tyle dziewczyn. Wobec koleżanek byłem nieśmiały. Z większością kolegów się lubiłem, tylko kilku z nich darzyło mnie antypatią i pogardą.

Wszystko było w miarę okej, kiedy w trakcie lekcji wychowania fizycznego przyszło nam zagrać mecz z klasą maturalną. Kopaliśmy w piłkę, tylko że nasi oponenci próbowali strzelać z połowy boiska. Baliśmy się mocnych uderzeń. Jedno trafiło mnie w penisa i wtedy ze złości pokazałem strzelcowi fuck you. Uczeń zezłościł się i zaczął mi grozić.

Na tym się nie skończyło. W trakcie niektórych przerw przychodził do mnie z kolegami kierując w moją stronę pogróżki. Ponadto nękał mnie nauczyciel fizyki, który za wszystko lubił wstawiać jedynki, popisując się opwoieściami że każdego roku wystawiał ocenę niedostateczną 40% nastolatkom.

Przerażony postanowiłem zmienić szkołę. Zapisałem się do innej.

W klasie było w porządku. Szybko mnie wszyscy polubili. Problem w tym że uczniowie z klas sportowych mnie zaczepiali. Niemal wszystkie roczniki klas o profilu sportowym atakowały. Wyzwiska, prowokacja, zaczepki, groźby, wszystko to powodowało że z coraz większą niechęcią chodziłem do szkoły.

Sytuacja nie zmieniała się, więc wybrałem się do kolejnej szkoły. Tam w klasie z nikim się nie zaprzyjaźniłem, przerwy spędzałem sam. W dodatku ponownie byłem zaczepiany, tym razem przez łysego z tępym wyrazem twarzy chłopaka, którego postura wskazywała wyraźnie na to, że siłownia nie była mu obca. Mimo to udało się ukończyć szkołę średnią.

Wyjechałem na studia do innego miasta.

Zanim przedstawię tę historię pragnę powrócić do wydarzeń z podwórka.

Jako dziecko nie poznałem na swym osiedlu przyjaciół. Później kiedy dorastałem ci którzy trzymali się razem mnie zaczepiali. Jeśli grali w kosza i któremuś wyleciała piłka prosto pod moje nogi, lekko kopnąłem ją w stronę nadchodzącego chłopaka. Myślałem, że zrobiłem miły gest, lecz nastolatek burknął "nie kop jej" i podstawił mi pod nogi haka. Innym razem wracałem ze sklepu, a siedzący na ławce smarki rzucały mi pod nogi kamienie. Najgorzej kiedy szła większa grupka i któryś z chłopaków mnie popchnął. Wtedy zareagowałem identyczną odpowiedzią. W konsekwencji usłyszałem, że mam wpierdol za to że biję ich kolegów. Lękałem się pójścia do sklepu, gdyż najczęściej ci z którymi miałem zatargi siedzieli na ławkach. Zresztą słyszałem różne nieprzyjemne uwagi, więc sam ich widok wzbudzał trwogę.

Studia i nowe miasto były dla mnie odskocznią.

W obcym środowisku czułem się dużo bardziej pewny siebie niż w swoim mieście.

Z ogromną swobodą wychodziłem z domu. Nie lękałem się usiąść na ławce i czytać gazety.

Poznałem nowych ludzi i odkrywałem zakątki miasta. Kiedy przyjeżdżałem do domu towarzyszyła mi siła - skoro w takim ogromnym mieście sobie radzę to tym bardziej tutaj.
Wszystko było okej do czasu kiedy potknęła się mi na studiach noga, a moja mama straciła pracę. Wtedy zmuszony byłem powrócić do swojego miasta.

Zauważyłem, że kiedy wychodzę na zewnątrz to moja sylwetka jest zgarbiona. Odczuwam bycie kimś gorszym od innych. Głupio mi lepiej się ubrać. Trudno mi iść z podniesioną głową.

Moje miasto mnie męczy. Składa się z niewielkiego centrum, galerii, parku i osiedli. Nie ma dokąd iść, ani co robić. Mogę spotkać się z tylko jednym kolegą. Tutaj gdzie mieszkam panuje ogromne bezrobocie, trudno o pracę.

Pragnę zaryzykować i odłożone pieniądze wydać na pokój w innym mieście. Mama mówi że tylko stracę pieniądze, że mogę iść tutaj na uczelnię, wyjdzie to taniej. Oczywiście ma rację, lecz w tym mieście źle się czuję. Kiedy mówię że tutaj mi wszystko nie leży, słyszę że wszędzie jest tak samo i kiepsko na tym wyjdę, w końcu nawet jeśli wyjadę znajdę pracę i szkołę to za samo utrzymanie pokoju zapłacę połowę pensji.

Tylko, że ja naprawdę mam tego miasta dość i nie widzę tutaj niczego zachęcającego.

Mama jednak upiera się że sobie wmawiam i powinienem zmienić swoje nastawienie.

Nie wiem czy jest sens się zmuszać i pracować nad sobą aby uwierzyć że tutaj też jest okej.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Nienawidzę swojego miasta

Wygląda na to, że rzeczywiście jest coś nie tak w Twoim mieście, a może raczej w środowisku w którym przebywałeś. Źle się tu czujesz, nie jesteś akceptowany, nie warto tak się męczyć do końca życia i chodzić przygarbiony. Najlepiej by było gdybyś wrócił na tamte studia. Dowiedz się o stypendia socjalne, jeśli mama nie ma pracy to może Ci będzie przysługiwać, a jak przyłożysz się do nauki to tym bardziej. Możesz za jakiś czas wrócić do swojego miasta, ale już jako osoba wykształcona, pewna siebie.

3 Ostatnio edytowany przez Iceni (2016-02-13 11:57:53)

Odp: Nienawidzę swojego miasta

Jeżeli ktoś potrafi napisać taki elaborat  na temat wad swojego miasta to wszędzie będzie mu źle. Wszędzie.

Żeby było dobrze trzeba umieć dostrzegać piękno wokół siebie - a ono, tak samo jak zło - jest wszędzie wokół nas.

4

Odp: Nienawidzę swojego miasta

Tylko, że w tym mieście nie ma słowem gdzie się udać. Aby dotrzeć do centrum wystarczy poświęcić 20 minut. A tam poza deptakiem, niewielką galerią, jedną kawiarnią i parkiem niczego się nie znajdzie. Nie podoba się mi tu, w dodatku wszystkie miejsca znam na pamięć i rzygam nimi. W mieście gdzie studiowałem mogłem przejść się do parków gdzie zawsze było sporo ludzi, z którymi szło wymienić poglądy, porozmawiać, czy nawet wspólnie się opalać. Tutaj jest to nie do pomyślenia. Nikt ze sobą latem koca nie bierze po to żeby promienie słoneczne padały na skórę. Mało ludzi wchodzi do parków. Sporo młodzieży uważa miasto za zadupie i z niego wyjeżdża. Na swoim osiedlu chodzę spięty, zwłaszcza kiedy huncwoty przesiadują wieczorami do późnej pory pod blokami.

5

Odp: Nienawidzę swojego miasta

Jeżeli masz odłożone pieniądze - wyprowadź się. Znajdź pracę, zacznij studia zaoczne. Masz też opcje, by wyjechać na jakis czas za granicę i odłożyć pieniądze. Wbrew pozorom to nie takie trudne. Mame olej - Tobie ma być dobrze. 
Podejrzewa też, że w tak małym mieście masz nikłe szanse na jakąś dobrą pracę.

6

Odp: Nienawidzę swojego miasta

Czyli nie tylko ja tak mam.
Sam nie mieszkam w mieście, ale wiadomo że wszystko się znajduje w mieście - większość ludzi, praca, miejsca które odwiedzam, szkoły do których chodziłem.
I odczuwam niechęć do tego miasta, nie lubię tam chodzić ani w nim przebywać. W każdym innym mieście czuje się zupełnie swobodnie, o niebo lepiej.

7

Odp: Nienawidzę swojego miasta

Czesc wilq,

Czym Twoim zdaniem rozni sie szkola publiczna od wiezienia?

8

Odp: Nienawidzę swojego miasta

Bosh, jaki to problem w obecnych czasach, żeby zmienić miejsce zamieszkania?
Kwestia chęci. Tylko.

9

Odp: Nienawidzę swojego miasta

Skoro tak bardzo Ci tam źle to może zamiast jęczenia na forach zacznij odkładać pieniądze, wybierz miasto w którym chciałbyś mieszkać i przeprowadź się. Zacznij życie od nowa. Brzmi prosto? Bo to jest proste. Innego rozwiązania nie widzę.

10

Odp: Nienawidzę swojego miasta

Dla mnie Twoja Mama ma rację - wszędzie jest tak samo.
A wiesz, na czym polega róznica?
Na Twoim podejściu.
U siebie już położyłeś krzyżyk, wiesz, że bedzie beznadziejnie i tak własnie będzie, bo tak się zachowujesz. W innych miastach masz inne podejście psychiczne, dlatego jest lepiej. Wiem, co mówię, mam dokładnie tak samo, tyle, że za granicą. Mieszkam w kraju, który uwielbiałam "bo tak", więc siłą rzeczy inaczej się w nim zachowuję, na co innego patrzę. Być może gdybym tak zachowywała się w mojej ojczyźnie, osiągnęłabym te same efekty, ale tam nie umiem się tak zachowywać, bo zwyczajnie jestem negatywnie nastawiona. Generalnie guzik mnie obchodzi, że mogłabym, że tu, że tam itp. Ważne, jak ja się czuję.
I Ty też, jeśli czujesz, że gdzie indziej mógłbyś narzekac mniej i rozwinąć skrzydła, to to zrób. Nieważne, czy się nastawiłeś, czy takie masz podejscie, czy co innego. Ważne, by Ci było dobrze.

11

Odp: Nienawidzę swojego miasta

Ja też mieszkałam kiedyś w mieście, którego nie lubiłam i którego nie czułam. Po prostu nie odpowiadali mi ludzie, którzy tam byli. Wszystko musieli o sobie wiedzieć, nikt nie był przychylny, nikt nie był miły.. Jestem z tym osób, które musza się czuć chociaż minimalnie dobrze, żeby z chęcią wyjść z domu. Dlatego też zaryzykowałam. Wyjechałam i czuję się cudownie. Jak nie zaryzykujesz to tak naprawdę się nie dowiesz. Pokój kosztuje niedużo, w zależności od miasta które wybierzesz ale możesz dorobić, pracować więc o tym raczej bym się nie martwiła. Działaj, to w końcu Twoje życie.

12

Odp: Nienawidzę swojego miasta

Tak naprawdę nic poza mamą Cię w tym mieście nie trzyma. Wyjedź, znajdz dla siebie lepsze miejsce na świecie, na pewno nie będziesz żałował. Mamę zawsze możesz odwiedzać. Powodzenia

13

Odp: Nienawidzę swojego miasta

Uwielbiam takich ...malkontentów wiecznie niezadowolonych, wciąż widzących same złe strony i narzekających big_smile
Tragedia...
Z takim podejściem zawsze i wszędzie będzie źle, zawsze "coś" bedzie nie tak, zawsze znajdą sie mankamenty. Ludzie!!! Wiecej pozytywnego spojrzenia, więcej (albo choć odrobinkę) dostrzegania dobrych stron i wiecej optymizmu. Takie podejście do swiata przekłada sie też na sposób odbierania innych ludzi, a to - zaręczam - mocno komplikuje życie.

14

Odp: Nienawidzę swojego miasta

bywalec ja też tak pomyślałam o autorze tematu, ale doczytaj, autor przecież wyraźnie napisał, że w innym mieście było ok. Czyli nie narzekał na wszystko. Skoro tam było dobrze, jak sam przyznał, to powinien się tam przeprowadzić i po problemie.

Posty [ 14 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » NIEŚMIAŁOŚĆ, NISKA SAMOOCENA, KOMPLEKSY » Nienawidzę swojego miasta

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024