O przyjaźni wiele by pisać, jest to jeden z tych tematów, które określane są mianem "rzeki".
Nurtuje mnie moja sytuacja związana z najlepszym kolegą.
Kiedyś uwielbiałem jego towarzystwo. Naszym spotkaniom towarzyszyła energia. Wracając do domu byłem przepełniony pozytywnymi wibracjami. Optymizm onegdaj stanowił jedną z moich głównych cech charakteru. Zawdzięczałem to również swemu przyjacielowi. Kiedy tylko się widzieliśmy przybijaliśmy z uśmiechem piątki, sporo żartowaliśmy, a nasza dysputa poruszała wiele kwestii. To co mnie niezwykle cieszyło to wspólne wycieczki do innych miast, które zazwyczaj kończyły się z uśmiechem.
Obecnie sytuacja wygląda inaczej.
Moim uszom dobiega od różnych osób komentarz, że stałem się zgorzkniały, pesymistyczny, zacietrzewiony.
Mawiają, że z kim się zadajesz, takim się stajesz.
Mój kolega od dłuższego już czasu stale wydzwania do mnie w celu zwierzenia się - a to że ktoś na olx okazał się nieuczciwy, innym razem że złą wystawili mu w sklepie fakturę, że ktoś coś spartolił, że zamówił na allegro 100 płyt z grami, a otrzymał jedynie 90.
Najgorsze że w kółko przez godzinę wisi na słuchawce ględząc o pierdołach, bo ile można słuchać o tym jak jego współpracownik go wkurza.
Wyobraźcie sobie odbieracie telefon i musicie przez godzinę słuchać marudzenia. Po czym następnego dnia sytuacja się powtarza i tak w kółko.
Kiedy podejmuję jakiś temat słyszę "no", a następnie "a stary tamten typek z olx mnie wkurzył, wystawił grę za 100, a na allegro takie są za 60 złotych".
Właściwie co jakiś czas łapię się na tym, że rozmowa polega na tym, że ja słucham co ma do powiedzenia, niewiele wnosząc do tematu.
Jego problemy są trywialne, najczęściej dotyczą zakupów albo współpracowników.
Jeśli udzielę mu odpowiedzi, kolega wciąż w kółko powtarza to samo, a następnego dnia porusza inny obiekt krytyki.
Ostatnio przez godzinę opowiadał jak sprzedawca na allegro naciągnął go na koszt wysyłki i zamiast 12 złotych zapłacił 40.
Rozumiem chęć wyrzucenia z siebie złości, ale on przesadza.
Któregoś razu zadzwonił do mnie kiedy jadłem obiad. Przeprosiłem wyjaśniając sytuację, że jestem głodny i chcę zjeść obiad, który stygnie. Ten jednak nie odpuścił, usłyszałem "stary, co z ciebie za kolega, jak ty masz problem to ja ci pomagam". Odpowiedziałem, aby zadzwonił za 10 minut, bo stygnie obiad, a ten zaczął mi opowiadać jak jego współpracownik go wkurzył. Przerwałem, że chcę zjeść, a ten z uporem godnym krokodyla wciąż nieprzerwanie brnął w stronę swego zamiaru.
Nie dawno się z nim pokłóciłem.
Poszło o to, że zacząłem irytować się, że ten do mnie dzwoni jak na infolinię wylewania smutków. Pogada, rozładuje swe zniecierpliwienie, podziękuje i się rozłącza. Poczułem się jak pani do towarzystwa. Uprzejmie mu przerwałem wyjaśniając, że udzieliłem już mu wskazówki, a więcej nie chcę słuchać. On jednak nie odpuszczał, kontynuował. Stanowczo więc poinformowałem go, że więcej tego tematu nie chcę słyszeć.
Później zirytował mnie mój sąsiad. Zadzwoniłem do kolegi, chcąc mu się wygadać i co usłyszałem? Że nie chce tego słuchać, tak jak ja nie chcę jego. Tylko nie rozumie że spędziłem wiele godzin na słuchaniu jego problemów, aż w końcu odmówiłem. Teraz gdy zależało mi się wygadać, usłyszałem że nie poruszy tego tematu.
Z tego wynika że jeśli wysłuchałem kolegi 100 razy, a za 101 odmówiłem, to w jego pamięci jest odmowa z 101, a nie pamięta już tej 100.
Na koniec poruszę inną kwestię. Kiedyś spotkania były luźne, a obecnie ciągle gada o pracy i swych problemach. Nie da się tego słuchać. Wspólnych wypadów nie robimy. Nawet jeśli zaplanujemy - w tę sobotę Kraków. To potem słyszę - zamierzam pojechać do Szczecina na zakupy, albo jedziesz ze mną, albo nie jedziemy. Takie coś jest niefair.
Moje pytania są następujące:
1 - czy od takiego codziennego słuchania narzekań mogło mi się udzielić?
2 - miałem rację z tym że odmówiłem koledze roli słuchacza?
3 - jak ocenicie wspólne plany wyjazdu?
4 - takie problemy pokroju - sklep wystawił nie taką fakturę, koleś zażądał za grę zbyt wiele, są przesadzonymi kwestiami?