Witam Wszystkich piszę, ponieważ jestem skrajnie wyczerpana psychicznie sytuacją, która obecnie dzieje się w moim życiu. Bardzo proszę Was o jakąkolwiek radę. Oczywiście sprawa dotyczy "mojego" faceta. Jesteśmy razem od 7 miesięcy a od listopada mieszkamy razem. W sumie on bardzo na to nalegał, ja nie do końca byłam przekonana, bo uważałam, że za krótko się znamy. Mój M. dwa lata temu rozstał się z dziewczyną, która była jego pierwszą i wielką miłością. Rozstali się bo nie potrafili się ze sobą dogadać, a codziennie kłótnie ich wykańczały. On mimo, że bardzo ją kochał podjął taką decyzję, ona odezwała się po kilku miesiącach, ale okazało się, że chciała się tylko zemścić i zabawić. M. strasznie to przeżył ale sentyment do niej ciągle pozostał. Po rozstaniu z nią rzucił się w wir imprez i dziewczyn panicznie i rozpaczliwie szukając uczucia, którego niestety nie znalazł. Jak to wygląda między nami? M. jest dla mnie idealnym facetem, dba o mnie, troszczy się, daje poczucie bezpieczeństwa, jestem dla niego najważniejsza w takim podejmowaniu codziennych decyzji, potrafimy się ze sobą śmiać, kłócić i godzić. Ale M. jest strasznie zimnym człowiekiem, okazuje mi uczucia ale nigdy o nich nie mówi. Czasem czułam się jak jego koleżanka, przyjaciółka ale nie dziewczyna, mimo wspólnych planów na przyszłość, które on snuł. Tydzień temu doszło między nami do bardzo poważnej rozmowy spowodowanej moimi obserwacjami i niepokojącymi mnie zachowaniami. Czego się dowiedziałam? Że M. mnie nie kocha... nie czuje "motyli w brzuchu", jest mu dobrze, jest szczęśliwy i chce mi dać szczęście ale nie ma między nami "ognia". Co najlepsze twierdzi, że świetnie się dogadujemy, on czuje do mnie pociąg, chemię ale nie czuje ognia
On ciągle porównuje nie tyle mnie do swojej byłej ile to uczucie do tamtego i na tej podstawie twierdzi, że się nie zakochał, argumentem był np fakt, że kiedy pokłócił się ze swoją byłą to pękało mu serce, a kiedy pokłóci się ze mną to jest mu po prostu przykro i chce się ze mną pogodzić. Poprosiłam, żeby się wyprowadził. Było dużo płaczu z jego strony, widziałam, że tego nie chce, a dla mnie była to najgorsza noc w życiu. Następnego dnia napisałam do niego czy mu ulżyło, czy czuje się z tym lepiej. Odpisał, że jest mu źle, że mu na mnie zależy i że widocznie on ma złą definicję miłości. Wróciliśmy do siebie. Ale ja nie jestem szczęśliwa, ciągle o tym myślę i zabijam tym sama siebie. Ja go kocham. Kocham go za to jaki jest, za jego wady, zalety, za to jakim jest człowiekiem. Nie czuje się mega zakochana i nie latam nad ziemią, ale kocham go tak zwyczajnie i wiem, że to jest właśnie miłość. Teraz zaczęłam się zastanawiam czy on czasem nie ma racji? Czy może trzeba czekać na te "motylki w brzuchu", bo właśnie na tym buduje się całe uczucie? Czy to nie jest tak, że my dając sobie dalej szanse tylko sztucznie podtrzymujemy ten organizm przy życiu? M. ma jedną cechę, która naprawdę jest dla mnie priorytetowa: potrafi i chce się mnie uczyć. Uczy się moich zachowań, reakcji, tego jak do mnie podchodzić. Widzę , że się stara, że chce, ale ja zaczynam fiksować, bo nawet jak mnie przytula to wkręcam sobie, że myśli o tamtej. Ciężko mi się rozstać z kimś kogo kocham i kto się dla mnie stara. Bardzo Was proszę o jakąkolwiek radę, która ułatwiłaby mi podjęcie decyzji.
2 2016-02-03 13:03:07 Ostatnio edytowany przez Iceni (2016-02-03 13:10:30)
"Motylki w brzuchu" to nie jest miłość, tylko zakochanie. A wbrew pozorom to dwa różne stany. Mogą się połączyć w jedno, ale nie muszą
Taki ogień w związku jest czymś czego zwykle bardzo się pragnie - zapominając, że im większy ogień, tym szybciej się wypala To wizja miłości romantycznej i zmysłowej jaka mają zwykle nastolatki
potem, z czasem, wraz z kolejnymi niepowodzeniami zwykle uczymy się rozróżniać upojenie związane z zakochaniem, motylki, ogień, ściskającą żołądek niepewność, euforię i wszystko to, co się z tym wiąże od miłości dającej spokój, solidne fundamenty, wspólną wizję przyszłości i stabilizację.
"Motylki w brzuchu" to nie jest miłość, tylko zakochanie. A wbrew pozorom to dwa różne stany. Mogą się połączyć w jedno, ale nie muszą
Taki ogień w związku jest czymś czego zwykle bardzo się pragnie - zapominając, że im większy ogień, tym szybciej się wypala
Dokładnie tak. Jestem tego samego zdania. Ja mimo, że mam dopiero 26 lat, wiem, że zakochanie i "motylki w brzuchu" chyba już nigdy u mnie nie nastąpią. Zdarzyło mi się to raz w życiu i więcej tego nie doświadczyłam. M. po prostu pokochałam za to jaki jest. Ale nie umiem komuś udowadniać, że to co do mnie czuje to miłość, bo czuję się jak psychopatka. Teraz po prostu męczy mnie to wszystko. Nikt nie umie mi pomóc i ja sama sobie pomóc nie umiem. On planuje wakacje, chce żebyśmy wykupili razem dość drogą jak dla mnie wycieczkę a ja ciągle myślę o tym czy powinnam to robić. Bo jeśli on tego wszystkiego czuje to chyba do cholerci ciężkiej już tego nie poczuje.
Skoro wiedziałaś od razu że oni się kłócili przez długi czas to to już powinno być dla ciebie ostrzeżeniem!!!! Normalny dobry człowiek nie dopuszcza do kłótni. Unika kłótni i zachowuje spokój i jeśli zauważa że druga strona się kłóci, to odchodzi. Myślę że powinnaś dać sobie z nim spokój a na przyszłość pytaj facetów czy się kłócili w ciągu ostatnich kilku lat. Od razu przerywaj kontakt gdy się dowiesz że się kłócił.
Skoro wiedziałaś od razu że oni się kłócili przez długi czas to to już powinno być dla ciebie ostrzeżeniem!!!! Normalny dobry człowiek nie dopuszcza do kłótni. Unika kłótni i zachowuje spokój i jeśli zauważa że druga strona się kłóci, to odchodzi. Myślę że powinnaś dać sobie z nim spokój a na przyszłość pytaj facetów czy się kłócili w ciągu ostatnich kilku lat. Od razu przerywaj kontakt gdy się dowiesz że się kłócił.
Yyy jestem w takiej sytuacji, że każda odpowiedź naprawdę jest dla mnie na wagę złota. Ale błagam...... Kłótnie niestety się zdarzają i obawiam się, że są nieuniknione. Kwestia to umieć z nich konstruktywnie wyjść. Myślę, że nie ma na świecie faceta, który się w ciągu ostatnich kilku lat nie kłócił Poza tym jeśli ktoś odchodzi przy pierwszej sprzeczce to chyba zbyt dobrze o nim nie świadczy....
Nie masz racji, kłótnie nie są nieuniknione a fakt że ktoś się kłóci wiele miesięcy świadczy o poważnych zaburzeniach. Dopóki nie zmienisz tego wadliwego przekonania, ciągle będziesz wpadać na nieodpowiednich facetów.
Zauważyłaś że ludzie się masowo kłócą i uznałaś to za normalne??? Czy sama kłótnia jest zjawiskiem pozytywnym czy negatywnym? Jest zjawiskiem negatywnym i uznanie jej za normalne nie jest wskazane. Mogę podać kilkadziesiąt różnych rzeczy które są robione masowo i każda z nich to patologia.
Nie masz racji, kłótnie nie są nieuniknione a fakt że ktoś się kłóci wiele miesięcy świadczy o poważnych zaburzeniach. Dopóki nie zmienisz tego wadliwego przekonania, ciągle będziesz wpadać na nieodpowiednich facetów.
Zauważyłaś że ludzie się masowo kłócą i uznałaś to za normalne??? Czy sama kłótnia jest zjawiskiem pozytywnym czy negatywnym? Jest zjawiskiem negatywnym i uznanie jej za normalne nie jest wskazane. Mogę podać kilkadziesiąt różnych rzeczy które są robione masowo i każda z nich to patologia.
Oczywiście, rozumiem co masz na myśli. Aczkolwiek ja nie napisałam, że oni kłócili się przez wiele miesięcy. Po prostu zaczęli w pewnym momencie się kłócić i nie potrafili sobie z tym poradzić. On ją kochał, ale czuł, że oboje się męczą, więc ją zostawił. Kurcze, myślę, że nie akurat o to w tym wszystkim chodzi. Nie będę się teraz zastanawiać nad tym czy trafiłam na "złego" faceta bo sprzeczał się ze swoją byłą. Akurat ze mną potrafi się dogadać i zawsze nawet pomimo nerwów potrafimy dojść do porozumienia. Nie będę też każdego faceta na dzień dobry pytać czy w ciągu ostatnich kilku lat się z kimś kłócił bo to totalny bezsens M. nie jest nerwowym ani wybuchowym człowiekiem, potrafi rozmawiać i akurat "kłótliwość" jest ostatnią rzeczą jaką mogłabym mu zarzucić.
Człowiek, po kilku związkach i choć "jednej wielkiej miłości" jest inny . On mógł sobie nie zdawać sprawy z faux paux, które popełnia przed tobą, mówiąc, że nie kocha. Myślę, że jak człowiek wychodzi z związku, gdzie był ogień
, to potem nie potrafi czasami zrozumieć, że on może kogoś nowego pokochać, ale to już będzie inna miłość, dojrzała, spokojna.
Być może jest tak, że ty takiej miłości nie doświadczyłaś w życiu, i ta romantyczna wizja jest dla ciebie najważniejsza. Wyrzuciłaś też chłopaka z domu, ale za co? Za to, że powiedział ci prawdę (nieumiejętnie, bo to tak trudno uchwycić tę materię: mam na myśli porównywanie do byłej miłości, co się teraz czuje itp.) i był z tobą szczery? Coś czuję, że to on może być bardziej dojrzały do związku niż ty.
Podsumowując, to co chcę powiedzieć. Każda miłość jest inna. Porównywać to chyba można za zasadzie: kocham nie kocham, a tutaj raczej czegoś takiego nie ma. Wydaje mi się, że on cię kocha, ale inaczej, dojrzalej, mądrze.
M. ma jedną cechę, która naprawdę jest dla mnie priorytetowa: potrafi i chce się mnie uczyć. Uczy się moich zachowań, reakcji, tego jak do mnie podchodzić. Widzę , że się stara, że chce, ale ja zaczynam fiksować, bo nawet jak mnie przytula to wkręcam sobie, że myśli o tamtej.
Teraz też doczytałam. Ty dziewczyno masz problem z ZAZDROŚCIĄ. Czy to jest wynik tej ostatniej rozmowy, czy też od samego początku ona jest w twojej głowie? A być może jest tak, że facet po prostu daje ci do tej zazdrości powody, np. ciągle wspominając tamtą, porównując cię. Hm? To jak to jest między wami?
Człowiek, po kilku związkach i choć "jednej wielkiej miłości" jest inny
. On mógł sobie nie zdawać sprawy z faux paux, które popełnia przed tobą, mówiąc, że nie kocha. Myślę, że jak człowiek wychodzi z związku, gdzie był ogień
, to potem nie potrafi czasami zrozumieć, że on może kogoś nowego pokochać, ale to już będzie inna miłość, dojrzała, spokojna.
Być może jest tak, że ty takiej miłości nie doświadczyłaś w życiu, i ta romantyczna wizja jest dla ciebie najważniejsza. Wyrzuciłaś też chłopaka z domu, ale za co? Za to, że powiedział ci prawdę (nieumiejętnie, bo to tak trudno uchwycić tę materię: mam na myśli porównywanie do byłej miłości, co się teraz czuje itp.) i był z tobą szczery? Coś czuję, że to on może być bardziej dojrzały do związku niż ty.
Podsumowując, to co chcę powiedzieć. Każda miłość jest inna. Porównywać to chyba można za zasadzie: kocham nie kocham, a tutaj raczej czegoś takiego nie ma. Wydaje mi się, że on cię kocha, ale inaczej, dojrzalej, mądrze.
Szczerze Ci powiem, że nigdy tak do tego nie podchodziłam. Wydawało mi się, że to właśnie ja jestem dojrzała i moja miłość jest dojrzała. Ja zaakceptowałam brak motyli w brzuchu i ich nie potrzebuje. To on goni za czymś wymarzonym, wyśnionym ale czy realnym? To on porównuje to uczucie do tamtego. Pytasz dlaczego go wyrzuciłam? Bo usłyszałam, że nie kocha. Zabolało jak cholera bo ja kocham i nie potrzebuje niewiadomo czego. Dziękuję Ci za tą odpowiedź bo jest dla mnie naprawdę ważna. On nigdy nie porównywał mnie do niej, nigdy nie usłyszałam, że ona była "taka" a ja "taka". Nawet jeśli coś takiego padało, to ja wychodziłam na plus. W kolejnym poście piszesz, że jestem zazdrosna. Tak. To prawda. Jestem zazdrosna, ale o byłą nigdy nie byłam zazdrosna bo nie dawał mi powodów. Teraz zaczęłam fiksować.
11 2016-02-03 15:45:59 Ostatnio edytowany przez Garance_30 (2016-02-03 15:47:39)
Szczerze Ci powiem, że nigdy tak do tego nie podchodziłam. Wydawało mi się, że to właśnie ja jestem dojrzała i moja miłość jest dojrzała. Ja zaakceptowałam brak motyli w brzuchu i ich nie potrzebuje. To on goni za czymś wymarzonym, wyśnionym ale czy realnym? To on porównuje to uczucie do tamtego. Pytasz dlaczego go wyrzuciłam? Bo usłyszałam, że nie kocha. Zabolało jak cholera bo ja kocham i nie potrzebuje niewiadomo czego. Dziękuję Ci za tą odpowiedź bo jest dla mnie naprawdę ważna. On nigdy nie porównywał mnie do niej, nigdy nie usłyszałam, że ona była "taka" a ja "taka". Nawet jeśli coś takiego padało, to ja wychodziłam na plus. W kolejnym poście piszesz, że jestem zazdrosna. Tak. To prawda. Jestem zazdrosna, ale o byłą nigdy nie byłam zazdrosna bo nie dawał mi powodów. Teraz zaczęłam fiksować.
Boshe, dziewczyno, ty jesteś jedną wielką sprzecznością.
To poukładajmy:
- zaakceptowałaś, że nie ma motylków (także, z twojej strony), a jak ci facet się przyznał, że też tego nie ma, wyrzuciłaś z domu,
- jesteś zazdrosna, ale nie o byłą (to o co?),
- twierdzisz, że jesteś dojrzała, tak dojrzale kochasz, a wściekasz się na to, że facet spokojny i opanowany,
mało tego:
- wolisz (sic!) słowa od czynów faceta (czyli zaprzeczenie dorosłego postępowania) doprowadzając do jakiś rozmów i stawiania faceta pod ścianą, mierząc karabinem i mówiąc: "mów co czujesz, albo rozwalę",
- działasz impulsywnie, emocjonalnie, nie dostrzegając tego jak jest (facet jest dobry dla ciebie, dba o ciebie, planuje z tobą wyjazd, mówi, że mu zależy).
Także....., smarkula trochę z ciebie wychodzi i moim zdaniem sama, z braku pewności siebie i niskiej samooceny, rozwalasz ten związek. Teraz ci już nic i nikt nie dogodzi .
karolciakret napisał/a:Szczerze Ci powiem, że nigdy tak do tego nie podchodziłam. Wydawało mi się, że to właśnie ja jestem dojrzała i moja miłość jest dojrzała. Ja zaakceptowałam brak motyli w brzuchu i ich nie potrzebuje. To on goni za czymś wymarzonym, wyśnionym ale czy realnym? To on porównuje to uczucie do tamtego. Pytasz dlaczego go wyrzuciłam? Bo usłyszałam, że nie kocha. Zabolało jak cholera bo ja kocham i nie potrzebuje niewiadomo czego. Dziękuję Ci za tą odpowiedź bo jest dla mnie naprawdę ważna. On nigdy nie porównywał mnie do niej, nigdy nie usłyszałam, że ona była "taka" a ja "taka". Nawet jeśli coś takiego padało, to ja wychodziłam na plus. W kolejnym poście piszesz, że jestem zazdrosna. Tak. To prawda. Jestem zazdrosna, ale o byłą nigdy nie byłam zazdrosna bo nie dawał mi powodów. Teraz zaczęłam fiksować.
Boshe, dziewczyno, ty jesteś jedną wielką sprzecznością.
To poukładajmy:
- zaakceptowałaś, że nie ma motylków (także, z twojej strony), a jak ci facet się przyznał, że też tego nie ma, wyrzuciłaś z domu,
- jesteś zazdrosna, ale nie o byłą (to o co?),
- twierdzisz, że jesteś dojrzała, tak dojrzale kochasz, a wściekasz się na to, że facet spokojny i opanowany,mało tego:
- wolisz (sic!) słowa od czynów faceta (czyli zaprzeczenie dorosłego postępowania) doprowadzając do jakiś rozmów i stawiania faceta pod ścianą, mierząc karabinem i mówiąc: "mów co czujesz, albo rozwalę",
- działasz impulsywnie, emocjonalnie, nie dostrzegając tego jak jest (facet jest dobry dla ciebie, dba o ciebie, planuje z tobą wyjazd, mówi, że mu zależy).Także....., smarkula trochę z ciebie wychodzi i moim zdaniem sama, z braku pewności siebie i niskiej samooceny, rozwalasz ten związek. Teraz ci już nic i nikt nie dogodzi
.
Jejku Garance_30 gorzkie Twoje słowa, ale muszę pochylić czoła i stwierdzić, że kurde chyba masz rację. Mam bardzo niską samoocenę, chyba potrzebuję ciągłego zapewniania, że to ja jestem najważniejsza i po tym co mi napisałaś zaczynam się bać, że zniszczę tego człowieka. On ciągle prosi mnie o czas, mówi, że jego uczucie dojrzewa powoli. A ja się ciągle motam, mam milion myśli na sekundę i jednym momencie potrafię podjąć decyzję, że się wyprowadzam, a potem myślę, ze powinnam dać temu czas. Z drugiej strony moja droga Garance... my mieszkamy razem. Gdyby on tylko stwierdził, ze okej no nie ma motylków i na tym by poprzestał to byłoby mi łatwiej, ale on pociągnął to dalej i wywnioskował, ze skoro nie ma motylków to nie kocha. Myślę, że on też ma problem. Zachowuje się tak jakby kochał najbardziej na świecie, ale mówi coś innego. I ja zaraz wyciągam wniosek... czy się zmusza? Czy robi to na siłę? No i tak to wszystko wygląda. Staram się już więcej z nim nie rozmawiać o tym, ale czasem nie potrafię powstrzymać się od dziecinnych docinków. A on od razu robi się smutny, bo jego też to boli. On też chciałby być szczęsliwy.
13 2016-02-03 16:07:10 Ostatnio edytowany przez Garance_30 (2016-02-03 16:08:20)
Napisz za jakiś czas czy daliście radę albo jak się ogólnie sprawy potoczyły. Po twoim ostatnim wpisie czuję "na kilometr", że w waszym związku jest coś nie tak, i obawiam się, że są to znamiona toksyczności. Ty masz zadatki na taką osobę (niedokochana, niepewna siebie istota potrzebująca innej, aby się "zasilać"), a on może kreować sytuacje nieprawdziwe (nie zakochał się w tobie, ciągnie to bo coś tam sobie wymyślił kierowany doświadczeniem, ale sam nawet siebie oszukuje w tym). Obym się myliła .
Napisz za jakiś czas czy daliście radę albo jak się ogólnie sprawy potoczyły. Po twoim ostatnim wpisie czuję "na kilometr", że w waszym związku jest coś nie tak, i obawiam się, że są to znamiona toksyczności. Ty masz zadatki, on może kreować sytuacje nieprawdziwe (nie zakochał się w tobie, ciągnie to bo coś tam sobie wymyślił kierowany doświadczeniem, ale sam nawet siebie oszukuje w tym). Obym się myliła
.
No i właśnie tu dochodzimy do sedna całej sprawy... Motam się bo nie umiem sobie poradzić z taką myślą na ile to on kreuje nieprawdziwe sytuacje, na ile on siebie zmusza do tego okazywania uczuć. Jasne, dziękuję Ci bardzo za zainteresowanie moją sprawą pozdrawiam
Hej Karolcia - ja powiem tak - przypominasz mi mnie samą. Chcesz, żeby on dał Ci tą pewność, że jesteś dla niego jedyna, najwspanialsza itp itd a sama oferujesz mu zwykłą akceptację. Gdy on tej pewności nie daje czujesz się z tym źle. Ja uważam, że być może Ty i Twój chłopak jesteście bardziej do siebie podobni niż Ci się zdaje - tylko z wyjątkiem tego, że on nie spokojnie akceptuje sytuacje "bez motylków" i chce nad nią pracować i rozwijać waszą znajomość, a Ty nie do końca sama wierzysz w słuszność takiej postawy. Tak jakby dajesz SOBIE przyzwolenie na to by go kochać "nie do końća" ale on juz nie może. Masz w sobie troche mentalności uprzywilejowania, co nie jest w sumie grzechem - ja tez tak mam - ale przekonałam się w życiu, że u każdej pary zachodzi jakiś kompromis i być może, jeżeli chcesz dalej być z tym facetem też musisz zdać sobie z tego sprawę. Trochę z jego strony faux pas jeżeli chodzi o rozmowy o byłeł, choc można to tez uznać za zdrowy objaw szczerości. Wierz mi, najgorszy jest facet co mówi jedno a robi/czuje zupełnie co innego bo to nie tylko człowiek niestabilny a manipulant. Może jest szansa jak oboje wykażecie sobie nawzajem zrozumienie.
"Boshe", to jest dopiero "masakra" uważać, że facet jej powiedział wprost, że jej NIE KOCHA, a to z nią jest nie tak, że źle się z tym czuje...
Hej Karolcia - ja powiem tak - przypominasz mi mnie samą. Chcesz, żeby on dał Ci tą pewność, że jesteś dla niego jedyna, najwspanialsza itp itd a sama oferujesz mu zwykłą akceptację. Gdy on tej pewności nie daje czujesz się z tym źle. Ja uważam, że być może Ty i Twój chłopak jesteście bardziej do siebie podobni niż Ci się zdaje - tylko z wyjątkiem tego, że on nie spokojnie akceptuje sytuacje "bez motylków" i chce nad nią pracować i rozwijać waszą znajomość, a Ty nie do końca sama wierzysz w słuszność takiej postawy. Tak jakby dajesz SOBIE przyzwolenie na to by go kochać "nie do końća" ale on juz nie może. Masz w sobie troche mentalności uprzywilejowania, co nie jest w sumie grzechem - ja tez tak mam - ale przekonałam się w życiu, że u każdej pary zachodzi jakiś kompromis i być może, jeżeli chcesz dalej być z tym facetem też musisz zdać sobie z tego sprawę. Trochę z jego strony faux pas jeżeli chodzi o rozmowy o byłeł, choc można to tez uznać za zdrowy objaw szczerości. Wierz mi, najgorszy jest facet co mówi jedno a robi/czuje zupełnie co innego bo to nie tylko człowiek niestabilny a manipulant. Może jest szansa jak oboje wykażecie sobie nawzajem zrozumienie.
Karinaa dziękuję Ci za odpowiedź. Wiesz, każda kobieta chciałaby być tą najwspanialszą i jedyną. Kurde i to jest tak cholernie skomplikowane, bo wbrew pozorom wiem, że mój facet tak uważa, ale to jest bardziej poparte rozumem niż sercem i uczuciem. Ostatnio słyszę od niego " coś do Ciebie czuję", ale z drugiej strony "nie kocham Cię" i to tak boli, bo coś czuje ale nie kocha. To co czuje? Sympatie? Kolegów to ja mam wielu i z nimi nie mieszkam. Ja mam teraz poczucie, że on sam siebie zmusza, a z drugiej strony są takie dziwne gesty, np dzisiaj jestem w pracy a on ma dzień wolny i wysłał mi w ciągu dnia serduszko na facebooku. Wiele razy tak robił, a jak się go kiedyś zapytałam dlaczego to powiedział, że chce, żebym wiedziała, że o mnie pamięta. Kurde nooo! Taka to dziecinada między nami i przeciągnie liny. Teraz ja już zaczynam się doszukiwać małych gestów i je analizować i rozbijać na czynniki pierwsze. Zastanawiam się czemu to musi być takie trudne. Czemu mimo zgodności, umiejętności spędzania razem czasu i generalnego dogadywania się no nie potrafi się "zakochać". Z drugiej strony ja nie chce go zostawiać, ale sama sobie wytykam pozwalanie na brak szacunku do siebie samej. Ehh...
Kochana... Nie chce Cię martwić, ale chyba jesteś plasterkiem. Za dużo tej ex w Waszej relacji. Wydaje mi się , że Twój chłopak jeszcze nie doszedł do siebie po rozstaniu a bardzo nie chce być sam, dlatego tak kurczowo się Ciebie trzyma...
Z tego co opisalas, z jego strony wygląda to na taki zdroworozsadkowy związek. On się sam próbuje do Ciebie przekonać, stad te porównania i dodatni bilans dla Ciebie (żeby się utwierdzic, że tamta to jednak była pomyłka).
Sama wspomniałas, że po rozstaniu z nią, intensywnie szukał. To nie jest właściwa kolejność.
aannaa, no wreszcie jakaś normalna odpowiedź i adekwatna do sytuacji autorki- wczesniejsze komentarze irytowały mnie i chylę czoła przed autorką, że była taka cierpliwa i spokojnie odpowiadała.
Karolinko, myślę, że facet ten dostał dość porządnie w kość w swoim byłym związku i póki co, na razie wywietrzały mu z głowy związki oparte na kłótniach i wiecznej walce. Skoro jego była potrafiła kilka miesięcy po ich rozstaniu odezwać się do niego i jak się potem okazało, tylko po to, by zakpić sobie z faceta, podpuścić go i potem zostawić, to dla mnie jasne jest, jakim człowiekiem jest jego była i w związku z tym, co on musiał z nią przejść- istną gehennę po prostu. Facet kochał tę kobietę, ale nacierpiał sie równo- sam jest człowiekiem spokojnym i dlatego teraz postawił na spokój i na normalność w związku, na zasadzie COŚ ZA COŚ, czyli że nie ma wprawdzie miłości, takiej szalonej o romantycznej, ale jest za to stabilizacja i poczucie bezpieczeństwa. Autorko jesteś kims w rodzaju plastra (bez wątpienia tak jest), ale z drugiej strony wasz związek wydaje mi sie bardzo dobrze rokującym na przyszłość. Facet jest uczciwy, szczery i stabilny- to dzisiaj wielka wartość. Nie wylewaj więc dziecka wraz z kąpielą- miłość dijrzała, ciepła i trwała przyjdzie do was na pewno, na razie ona puka do waszych drzwi. Daj temu facetowi spokój i bądź po prostu sobą. Bedzie dobrze, a tak w ogóle, to uważam, że miałas szczęscie, że poznałaś porządnego faceta. Mam nadzieje, że się nie mylę w ocenie twojej sytuacji. Powodzenia.
aannaa, no wreszcie jakaś normalna odpowiedź i adekwatna do sytuacji autorki- wczesniejsze komentarze irytowały mnie i chylę czoła przed autorką, że była taka cierpliwa i spokojnie odpowiadała.
Karolinko, myślę, że facet ten dostał dość porządnie w kość w swoim byłym związku i póki co, na razie wywietrzały mu z głowy związki oparte na kłótniach i wiecznej walce. Skoro jego była potrafiła kilka miesięcy po ich rozstaniu odezwać się do niego i jak się potem okazało, tylko po to, by zakpić sobie z faceta, podpuścić go i potem zostawić, to dla mnie jasne jest, jakim człowiekiem jest jego była i w związku z tym, co on musiał z nią przejść- istną gehennę po prostu. Facet kochał tę kobietę, ale nacierpiał sie równo- sam jest człowiekiem spokojnym i dlatego teraz postawił na spokój i na normalność w związku, na zasadzie COŚ ZA COŚ, czyli że nie ma wprawdzie miłości, takiej szalonej o romantycznej, ale jest za to stabilizacja i poczucie bezpieczeństwa. Autorko jesteś kims w rodzaju plastra (bez wątpienia tak jest), ale z drugiej strony wasz związek wydaje mi sie bardzo dobrze rokującym na przyszłość. Facet jest uczciwy, szczery i stabilny- to dzisiaj wielka wartość. Nie wylewaj więc dziecka wraz z kąpielą- miłość dijrzała, ciepła i trwała przyjdzie do was na pewno, na razie ona puka do waszych drzwi. Daj temu facetowi spokój i bądź po prostu sobą. Bedzie dobrze, a tak w ogóle, to uważam, że miałas szczęscie, że poznałaś porządnego faceta. Mam nadzieje, że się nie mylę w ocenie twojej sytuacji. Powodzenia.
Oliwia baardzo Ci dziękuję za taką odpowiedź. Chyba wreszcie usłyszałam coś konstruktywnego, czyli na zasadzie "okej, szału nie ma ale może warto spróbować". Mój M. nigdy nie dawał mi powodów, żebym myślała, że jestem plasterkiem, bo związek z jego byłą rozpadł się dwa lata temu i kurcze ciężko mi było uwierzyć, że przez te dwa lata on ciągle trzyma ją na piedestale. Ale bardzo możliwe, że tak jest... myślę, że nawet nie ją samą co po prostu uczucie, które ich łączyło. Od kiedy usłyszałam właśnie, że się nie zakochał ale prosi o czas bałam się, że pewnego pięknego dnia przyjdzie i powie, że wreszcie znalazł to czego szukał, że się zakochał ale... w innej a ja nie mam nic do gadania, bo przecież jasno mi powiedział, że mnie nie kocha. Owszem, wręcz panicznie chciałabym być najważniejsza i jedyna. Odczytując jego zachowanie na pewno mam podstawy, żeby tak się czuć, ale teraz już wiem, że jego uczucia takie nie są. Widzę, że od kilku dni stara się jeszcze bardziej niż zawsze, wczoraj zabrał mnie na kolację do restauracji, na "randkę", bo widzi, że jestem smutna. Dużo jest czułych gestów z jego strony, a ja oczywiście zamiast się tym cieszyć, zastanawiam się czy on się do tego zmusza.... ehh chciałabym móc amputować sobie mózg, żeby już o tym nie myśleć. Zapisałam się nawet na siłownię, z nadzieją, że ostry wysiłek fizyczny da mi na tyle w kość, że nie będę miała siły, żeby znowu po raz kolejny to analizować. Dziękuję za zainteresowanie moją sprawą :*
Myślę, że autorka nie udźwignie tego, co oferuje jej chłopak na chwilę obecną. Są po prostu na innych etapach, potrzebują zaspokoić skrajne inne potrzeby emocjonalne. Dla ciebie autorko, najlepszy byłyby "facet nie po przejściach/świeży", a dla niego "kobieta z przeszłością", jeśli tak mogłabym to ująć .
Karolcia piszesz ze on widzi ze jestes smutna. Dlatego sie tak zachowuje, zaprasza, jest czuly, etc. On gra, bo "bierzesz go na litosc". Absolutnie nie sugeruje ze robisz to celowo, ze nim manipulujesz. On jest wrazliwy na twoj smutek i tak reaguje. Ale pamietaj jego gesty nie wynikaja z jego wewnetrznych potrzeb tylko sa reakcja na twoje zachowanie. Musisz od niego odejsc, nic ci nie da zwiazek z nim, a im dluzej w tym tkwisz tym bardziej wyjdziesz z tego wyniszczona psychicznie.
Kiedys bylam w zwiazku z facetem ktory byl chlodny emocjonalnie. Relacja z nim byla ciezka. Mi udalo sie go zmienic, zaczal byc bardzo czuly i troskliwy, czulam ze kocha mnie do szalenstwa, ale ja do konca mialam w pamieci jego zachowanie. Siedzialo to we mnie, zaczelam szukac pretekstow do klotni z nim, do dowalenia mu przy kazdej mozliwej okazji. Facet byl wykonczony, ja tez. W koncu zrozumialam ze to nie milosc, ze jego zachowanie urazilo moja dume tak gleboko ze nigdy mu nie wybacze. Rozstalismy sie, on jeszcze dlugo nie chcial sie z tym pogodzic.
Karolcia, uwierz chocby nawet on sie zmienil to bedziesz pamietać te jego zachowania, bierz to pod uwage tkwiac w tym zwiazku. Nie marnuj swojego czasu a cos co cie bedzie dreczyc w przyszlosci.
Przeczytałam to, co napisałyście Garance i Tulinko i doszłam do wnioski, że ja chyba dość optymistycznie oceniłam sytuację Karolci. Wydaje mi się, że facet rzeczywiście jest w porządku, ale jednak ten związek nie rokuje zbyt dobrze. Faktycznie Tulinka ma rację- ty Karolina możesz mieć juz poważny uraz do tego faceta i nawet, jesli on faktycznie bardziej się do ciebie przywiaże, to bedziesz pamiętała te jego słowa. Wprost nie moge wyobrazić sobie, co bym czuła, gdyby facet powiedział mi cos takiego, to tak jakby powiedziec garbatemu, że jest garbaty. Facet był szczery do bólu, ale i dość toporny zarazem.
Chyba jednak powinnaś wycofać się z tej znajomości. Facet ten kochał swoja byłą i on doskonale pamięta, co działo się z nim wtedy. To nic, że tamten związek nie wypalił- ważne jest jednak to, że facet ten wie, jak to jest, gdy kogoś się kocha. On jest z toba, bo podobasz mu się, jako kobieta, ceni twój charakter i jakieś inne twoje walory np.stabilnosć emocjonalna, dobre serce, może pracowitosć (nie zanm cię, więc nie wiem, jakie są twoje mocne strony), lubi spędzać z toba czas, jest bezpieczny i wie na czym stoi- to dla niego bardzo ważne rzeczy, niemniej jednak wygląda to bardziej na związek z rozsądku- chyba się pomyliłam twierdząc, że miłość dojrzała, ciepła i trwała już puka do waszych drzwi. Karolinko, nie zapomnisz tego, co on ci powiedział i nigdy nie uda ci się otworzyć w pełni na tego faceta. Każdy ego miły gest w twoja stronę zawsze będziesz odbierała, jako litość, uprzejmość lub zachowania pt."bo tak wypada, jesli jest się z związku z kobietą"
Przepraszam cię, jesli swoim wczorajszym postem troszkę cię zmyliłam. Teraz zastanowiłam sie i przekonały mnie argumenty dziewczyn.
Przeczytałam to, co napisałyście Garance i Tulinko i doszłam do wnioski, że ja chyba dość optymistycznie oceniłam sytuację Karolci. Wydaje mi się, że facet rzeczywiście jest w porządku, ale jednak ten związek nie rokuje zbyt dobrze. Faktycznie Tulinka ma rację- ty Karolina możesz mieć juz poważny uraz do tego faceta i nawet, jesli on faktycznie bardziej się do ciebie przywiaże, to bedziesz pamiętała te jego słowa. Wprost nie moge wyobrazić sobie, co bym czuła, gdyby facet powiedział mi cos takiego, to tak jakby powiedziec garbatemu, że jest garbaty. Facet był szczery do bólu, ale i dość toporny zarazem.
Chyba jednak powinnaś wycofać się z tej znajomości. Facet ten kochał swoja byłą i on doskonale pamięta, co działo się z nim wtedy. To nic, że tamten związek nie wypalił- ważne jest jednak to, że facet ten wie, jak to jest, gdy kogoś się kocha. On jest z toba, bo podobasz mu się, jako kobieta, ceni twój charakter i jakieś inne twoje walory np.stabilnosć emocjonalna, dobre serce, może pracowitosć (nie zanm cię, więc nie wiem, jakie są twoje mocne strony), lubi spędzać z toba czas, jest bezpieczny i wie na czym stoi- to dla niego bardzo ważne rzeczy, niemniej jednak wygląda to bardziej na związek z rozsądku- chyba się pomyliłam twierdząc, że miłość dojrzała, ciepła i trwała już puka do waszych drzwi. Karolinko, nie zapomnisz tego, co on ci powiedział i nigdy nie uda ci się otworzyć w pełni na tego faceta. Każdy ego miły gest w twoja stronę zawsze będziesz odbierała, jako litość, uprzejmość lub zachowania pt."bo tak wypada, jesli jest się z związku z kobietą"
Przepraszam cię, jesli swoim wczorajszym postem troszkę cię zmyliłam. Teraz zastanowiłam sie i przekonały mnie argumenty dziewczyn.
Oliwia masz 100% racji. Poza tym nawet jak on ja pokocha wielka miloscia, co moze miec miejsce, to i tak nie da jej to szczescia. Bo zawsze bedzie w niej tkwic ten etap kiedy ona sie starala, a on mowil ze nie kocha.
U mnie bylo tak ze ja kochalam, on tez, ale byl bardzo oszczedny w wyrazaniu tego. I nawet jak potem sie zmienil, stal sie zupelnie inny, to dla mnie bylo za pozno. Ja juz do konca zapamietalam go jako takiego od ktorego nie dostalam wystarczajaco czulosci, etc.
Tulinko, dokładnie tak jest, jak napisałaś. Słowa mają wielką moc i niestety czasem nie da się pewnych rzeczy zapomnieć. Tkwi coś w człowieku niczym drzazga.
Karolinko, dobrze że zapisałas się na siłownię, by chociaz w taki sposób rozładować złe mysli i złe emocje.
Co ja bym zrobiła bedąc na twoim miejscu? No cóż- ciężka sprawa. Jesli to naprawdę porządny facet, to może nie powinnaś już, natychmiast kończyć tego związku- teraz chyba bardzo byś cierpiała i pewnie nie byłoby ci łatwo, bo może i ten facet starałby cię jakos przy sobie zatrzymać?- no chodzi mi po prostu o to, że na ten moment nie dojrzałaś jeszcze do decyzji na NIE.
Może spróbuj więc zdystansować się jakoś do tego faceta, by on nie czuł się panem sytuacji i pępkiem świata dla ciebie. Zacznij ewakuowac się mentalnie z tego związku, potem przyjdzie czas na ewakuację uczuciową, emocjonalna i będziesz miała już z górki. Daj wam jeszcze kilka tygodni i jesli zobaczysz, że absolutnie nie radzisz sobie z tym wszystkim, to po prostu zrezygnuj z tego faceta. Jemu o niczym nie mów- zacznij uczyć się traktowania tego faceta, jak obcego człowieka, któremu nie o wszystkim sie mówi, nie wszystko się opowiada. To taka sztuczka psychologiczna- powinna zadziałac w wytworzeniu dystansu do faceta.
Ja chyba tak bym zrobiła, gdybym była na twoim miejscu, bo szkoda byłoby mi odpuszczać sobie porządnego faceta (dzisiaj to taka rzadkość)- coś bym chyba jeszcze kombinowała i może liczyłabym na to, że jak on zobaczy, że ja przy nim więdnę, to może w nim cos by się obudziło? Ale długo bym nie czekała- najwyżej dwa, trzy miesiące.
Ciężka sprawa.
dziękuję Wam dziewczyny za te słowa, jesteście wspaniałe. Mimo, że oczywiście Wasze słowa strasznie bolą bo wiem, że macie racje. Myślałam też o tym, żeby dać nam jeszcze kilka tygodni, dać sobie jakiś deadline, do którego po prostu poczekam. Tylko ciągle się zastanawiam czy nie zabiję tym sama siebie. Oczywiście doskonale rozgryzłyście całość sytuacji, bo ja teraz sama stwarzam sobie pozorne szczęście, tzn jesteśmy razem ale ja ciągle wmawiam sobie, że to na chwilę. Głupi przykład, ale wczoraj znajoma dała mi duży wazon do mieszkania a ja od razu pomyślałam co z nim zrobię jak się będę wyprowadzać niedługo Oczywiście M. strasznie się denerwuje kiedy słyszy jakąkolwiek niepewność w moim głosie, dzisiaj opowiadałam mu o znajomym, który poznał kobietę i śmiałam się, że poznał żonę, na co M. odpowiedział, że on też już poznał żonę. Mam wrażenie, że mami i mnie i siebie takimi słowami. Naprawdę nigdy w życiu nie spodziewałam się, że będę w takiej sytuacji i że będę przeżywać tak skrajne emocje. Widzę, że przez ten tydzień dużo się zmieniło, on ciągle się do mnie tuli, ciągle mnie całuje i jest jeszcze bardziej opiekuńczy, a ja bardzo boję się mu zaufać, bo nie wiem czy za tydzień znowu nie usłyszę "nie kocham". Chciałabym, żeby to się ułożyło a z drugiej strony jestem na siebie wściekła, że jestem taką miękką cipką i nie potrafię powiedzieć "nie kochasz? to spadaj!". Byłoby łatwiej, gdyby się tak o mnie nie troszyczył.
28 2016-02-04 23:07:08 Ostatnio edytowany przez Mishia (2016-02-04 23:07:50)
Żadna nie chciałaby usłyszeć od faceta że jej nie kocha. To jedno wyznanie sprawia że krew mrozi się w żyłach a myśli podpowiadają "uciekaj" , pogłėbia siė brak zaufania i tworzy barykadę w głowie.
Facet cię zwodzi !
Co innego mówi a co innego robi.
Wychodzi na to że sam nie wie czego chce.
Chcesz doświadczać w swoim życiu huśtawki jego emocji i być zależną od jego decyzji?
Dość umiejętnie próbuje zwalić z siebie etykietę winnego twojego stanu, i smutku....
Nie warto się tak pogrążać .tylko ty decydujesz o swoim szczęściu a tu go nie widać...
dziękuję Wam dziewczyny za te słowa, jesteście wspaniałe. Mimo, że oczywiście Wasze słowa strasznie bolą bo wiem, że macie racje. Myślałam też o tym, żeby dać nam jeszcze kilka tygodni, dać sobie jakiś deadline, do którego po prostu poczekam. Tylko ciągle się zastanawiam czy nie zabiję tym sama siebie. Oczywiście doskonale rozgryzłyście całość sytuacji, bo ja teraz sama stwarzam sobie pozorne szczęście, tzn jesteśmy razem ale ja ciągle wmawiam sobie, że to na chwilę. Głupi przykład, ale wczoraj znajoma dała mi duży wazon do mieszkania a ja od razu pomyślałam co z nim zrobię jak się będę wyprowadzać niedługo
Oczywiście M. strasznie się denerwuje kiedy słyszy jakąkolwiek niepewność w moim głosie, dzisiaj opowiadałam mu o znajomym, który poznał kobietę i śmiałam się, że poznał żonę, na co M. odpowiedział, że on też już poznał żonę. Mam wrażenie, że mami i mnie i siebie takimi słowami. Naprawdę nigdy w życiu nie spodziewałam się, że będę w takiej sytuacji i że będę przeżywać tak skrajne emocje. Widzę, że przez ten tydzień dużo się zmieniło, on ciągle się do mnie tuli, ciągle mnie całuje i jest jeszcze bardziej opiekuńczy, a ja bardzo boję się mu zaufać, bo nie wiem czy za tydzień znowu nie usłyszę "nie kocham". Chciałabym, żeby to się ułożyło a z drugiej strony jestem na siebie wściekła, że jestem taką miękką cipką i nie potrafię powiedzieć "nie kochasz? to spadaj!". Byłoby łatwiej, gdyby się tak o mnie nie troszyczył.
Karolciu, daj sobie tyle czasu ile potrzebujesz. Nie musisz ucinac tego od razu. Ja dlugo wychodzilam z tego zwiazku, ponad rok. Koncowka byla taka ze juz stalam sie calkiem toksyczna dla niego, z perspektywy stwierdzam ze chyba podswiadomie mscilam sie na nim za ten okres kiedy nie traktowal mnie jak ksiezniczke.
Dobrze robisz ze sie dystansujesz. Dobrze ze wyobrazasz sobie zycie bez niego. Nie planuj nic z nim, zadnych wakacji, mow mu ze sie zobaczy, ze pomyslisz. To jest troche zwodzenie go, ale da ci oddech, dystans. Tak jak pisala Oliwia, ewakuuj sie powoli.
Jestes madra kobieta i zaslugujesz na goscia ktory cie bedzie nosil na rekach i uwielbial, a nie byl laskawca.
Karolinko, a powiedz nam czy ty dobrze znasz tego faceta? Czy poznałaś jego znajomych albo rodzinę? Czy on próbuje wniknąć w twoje zycie, chce poznac twoich znajomych, jak reaguje gdy chcesz pójść z nim na jakaś imprezę rodzinną? Czy on lubi pokazywac się z tobą publicznie? Co niepokoi cię u tego faceta, nie licząc oczywiście problemu z brakiem uczuć do ciebie- czy on wykazuje jakieś dziwne zachowania, czy pod każdym względem jest bez zarzutu?
Zmierzam do tego, by zgromadzić więcej wiadomości na temat tego faceta i doprecyzować sobie czy ty faktycznie miałabyś po kim płakać. Ja od razu załozyłam, że facet jest porządnym człowiekiem- teraz zastanawiam się czy rzeczywiście jest o kogo kruszyć kopie.
A tak w ogóle, to widać, że chyba nie wytrzymasz długo w tym związku.
Karolinko, a powiedz nam czy ty dobrze znasz tego faceta? Czy poznałaś jego znajomych albo rodzinę? Czy on próbuje wniknąć w twoje zycie, chce poznac twoich znajomych, jak reaguje gdy chcesz pójść z nim na jakaś imprezę rodzinną? Czy on lubi pokazywac się z tobą publicznie? Co niepokoi cię u tego faceta, nie licząc oczywiście problemu z brakiem uczuć do ciebie- czy on wykazuje jakieś dziwne zachowania, czy pod każdym względem jest bez zarzutu?
Zmierzam do tego, by zgromadzić więcej wiadomości na temat tego faceta i doprecyzować sobie czy ty faktycznie miałabyś po kim płakać. Ja od razu załozyłam, że facet jest porządnym człowiekiem- teraz zastanawiam się czy rzeczywiście jest o kogo kruszyć kopie.
A tak w ogóle, to widać, że chyba nie wytrzymasz długo w tym związku.
Oliwko, starałam się teraz przez chwilę przeanalizować wszystko jeszcze raz. Poznałam całą jego rodzinę, jego mama mnie uwielbia. Na święta przyjechał po mnie do mojego rodzinnego domu (180km) i zabrał mnie do swojej babci na kolację. Poznałam chyba wszystkich przyjaciół, spędziliśmy sylwestra z jego bratem. Jak poszedł na imprezę integracyjną z kolegami z pracy to zabrał mnie do tej knajpy, w której siedzieli po to, żeby mnie przedstawić. Jak jeździmy do jego rodziny to ciągle trzyma mnie za rękę i widzę, że jest szczęśliwy. A jeśli chodzi o jakiekolwiek niepokojące zachowania to np widzę, że przy kolegach ma opór z okazywaniem mi uczuć, wtedy jak daje mu buziaka to widzę,że trochę ucieka. Ale reszta jest taka jak napisałam. Czy dobrze go znam? Wydawało mi się, że tak... teraz juz nie wiem.
Czy dobrze go znam? Wydawało mi się, że tak... teraz juz nie wiem
No własnie- bo wiesz co mnie zastanawia? Otóż to, że znasz tego faceta siedem miesięcy i dość szybko zamieszkaliście razem. Przez cały ten czas poznawałas tego faceta w codziennym życiu i według twojej oceny wszystko bylo ok. Związek rozwijał się i tak naprawdę nie było do czego się przyczepić- brakowało ci wprawdzie jakiejś większej adoracji ze strony tego faceta, wyższej temperatury w związku. Generalnie jednak było dobrze, aż do momentu waszej rozmowy, ktora miała miejsce jakiś tydzien temu i która to zwaliła cię z nóg. Zastanawiam się więc czy ten facet faktycznie jest taki porządny, bo skoro przez tyle miesięcy nie zorientowałas się, że tak naprawdę ten facet nic do ciebie nie czuje, to chyba jest on niezłym aktorem. Niepokoił cię wprawdzie bijący od niego chłód, ale podejrzewam, że do głowy ci nawet nie przyszlo, że sprawa aż tak wygląda. Myślę, że byłas w szoku i dalej jestes zdumiona, bo czegoś takiego na pewno sie nie spodziewałaś. A skoro tak, to ja się zastanawiam kim dokładnie jest ten facet, kto dokładnie chowa się pod maską tego sympatycznego, kulturalnego i uprzejmego pana? Mało kto przez tyle miesięcy potrafiłby tak dobrze udawać zainteresowanie kobietą, swoje zaangażowanie itd.
Karolinko, dowiedz się z kim ty dokładnie mieszkasz. Czy wiedzę na temat jego byłego związku masz tylko na podstawie jego opowieści?
Informacje na temat jego byłego związku mam też od jego przyjaciela, ktory był świadkiem wielu kłotni. Sama już nie wiem czy jest dobrym aktorem czy z czego to wynikało. Po dwóch miesiacach naszego bycia razem powiedzial mi, ze jeszcze nie potrafi nazwac uczuc do mnie ale wtedy wydawalo mi sie to normalne. Nie wiem dziewczyny, zaczynam fiksowac. Moze jest tak, ze ja go idealizuje? Staram sie miec oczy otwarte.
Jego przyjaciel, być może, nie powiedział ci prawdy- weź to pod uwagę. Trudno, żeby on chciał obgadywać swojego najlepszego kumpla do jego nowej dziewczyny, a zresztą, też nie wiadomo czy on zna prawdę na temat byłego związku twojego faceta. Ludzie noszą takie maski, że w głowie się nie mieści. Możesz zyć z kims pod jednym dachem całymi latami i pojęcia nie mieć, kto chodzi po twoim domu.
Czyli że jesli chodzi o jego były związek, to tak naprawdę nie wiesz zbyt wiele i nic pewnego. Znasz tylko jego wersję i to wersję, która stawia byłą d ziewczynę w złym świetle- jaka jest prawda? Nie wiadomo.
Gdy powiedział ci tak po dwóch miesiącach znajomości, to normalne- też nie robiłabym z tego jakiejś afery, chociaz pewnie byłoby mi troszkę przykro.
Jednak to, co powiedział teraz to dla ciebie cios poniżej pasa. Po co on ci to powiedział? Czy poczuł się nagle przez ciebie osaczony, że az musiał cię od siebie odepchnąć i to na kilometry świetlne? A teraz mówi pól żartem, pół serio, że on przyszłą zonę juz poznał (w domysle, poznał ciebie)- nie wiem czy ten facet nie zwodzi cie po prostu. Dla mnie on jest coraz mniej czytelny.
35 2016-02-05 10:37:24 Ostatnio edytowany przez Garance_30 (2016-02-05 10:39:31)
Miernikiem tego, czy jest nam dobrze w związku i czy jesteśmy dopasowani pod względem potrzeb, jest w przypadku kobiety poczucie pewności i bezpieczeństwa. U ciebie tego nie ma. Poza tym, dziewczyny dobrze zobrazowały, to co już u was nastąpiło. Po tym co się wydarzyło, nosisz już ranę w sercu, która nie wiem jak on by się starał, nie zabliźni się już tak szybko. To spowoduje, że albo będzie sabotowała ten związek męcząc się okrutnie (będziesz się podświadomie "mściła" za to), albo nie będziesz w stanie się zaangażować w pełni i będziesz trzymała go na dystans, więc taki związek nie ma szans na jakikolwiek rozwój.
Ty potrzebujesz przeżyć "pełną miłość", bycie dla siebie najważniejszymi partnerami/kochankami. On już to miał. Pragmatycznie podchodzi teraz do budowania relacji. On potrzebuje innej kobiety, z podobnymi doświadczeniami, aby było dobrze. Tobie nie będzie potrafił dać tego, czego potrzebujesz, bo już raz to zrobił (i postanowił nigdy więcej=bez sensu). Ty będziesz cierpieć na niedosyt z tego powodu.
Powiem ci też jedno, z własnego podwórka. Obserwuję tendencję, że mężczyźni, którzy wychodzą z długoletnich, romantycznych związków, najczęściej dobierają sobie młodsze kobiety (tak chyba jest w waszym przypadku), licząc na to, że one będą kochały znów szaleńczo (jak jego była, oni już niekoniecznie) i że mniejsze będą miały oczekiwania i wymagania co do związku (bo im się już nie chce, wtedy się starali, a teraz chcą lenistwa). Myślę, że spełniasz tam jakieś jego kryteria, dlatego chciałby to utrzymać - z wygody .
Dokładnie- zgadzam się z Garance. Facet był w jakims związku i kochał bardzo. Dostał jednak w kosć i postanowił, że nigdy więcej juz sie az tak nie zakocha. Że od tej pory bedzie patrzył tylko na to, by kobieta go kochała, najlepiej do szaleństwa i żeby była to kobieta spokojna, normalna nadająca się do zycia z nia na co dzień- jemu to w zupełności wystarczy. Bo po cholere mu kolejne kłopoty? Coś za coś- pisałam ci to Karolinko wczesniej.
Związek z tak myslącym człowiekiem, to dla ciebie Karolciu związek mocno podwyższonego ryzyka, bo istnieje taka mozliwość, że chłopa tego prędzej cy później sieknie jakaś silna strzała amora i on pójdzie sobie za głosem serca. Z tobą, być może, rozstanie się w swoim stylu, czyli spokojnie i kulturalnie, może wszystko ci zostawi i zabezpieczy po zęby, ale tak czy siak zostaniesz sama ze złamanym sercem i poczuciem wielkiej straty. Już nie mówiąc o cierpieniu.
Wycofaj się z tego związku i uodpornij się na jego syrenie spiewy (zatkaj uszy woskiem, jak Odyseusz) i odejdź. Tan facet bardzo cię kiedyś skrzywdzi, a nawet jesli zostanie on z toba do końca zycia, to ty i tak nigdy nie odnajdziesz się w takim związku.
Zapewne macie rację, im dłużej się nad tym zastanawiam tym bardziej wiem, że pewnie powinnam się z nim rozstać. Mnie się po prostu chyba nie może pomieścić w głowie jak można zachowywać się w taki sposób jak on, mówić że zależy, że jestem najważniejsza, jedyna ale... się nie kocha. To czym w takim razie jest miłość? Wiadomo, że on i jego była dziewczyna mieszkali w swoich rodzinnych domach, on przyjeżdżał do niej raz na dwa tygodnie, ona wychodziła wypindrzona, spędzali razem kilka godzin i wracał do domu. Mieli czas, żeby zatęsknić, żeby odczuć zazdrość, żeby zastanowić się nad uczuciami. My mieszkamy razem, widzimy się codziennie, zasypiamy razem, zastanawiamy się co zrobić na obiad i czy rachunki są opłacone. Widzimy się w sytuacjach życia codziennego i nie ma w tym większego czaru ani uroku. Mój M. raczej nie jest człowiekiem, który robiłby coś wbrew sobie i z przymusu, tak przynajmniej mi się wydaje. Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz, co daje mu taki motor napędowy do działania? W sensie co jest w nim takiego, że chce spędzać czas ze mną, że o mnie myśli, że zabiera do knajpy, że planuje wakacje, że chce się przytulać, dotykać i starać się pogadać kiedy jestem zła? Bo wiecie dziewczyny o co mi chodzi, kiedy na kimś nam średnio zależy albo nie czujemy do kogoś zbyt szczególnej chemii to raczej nie dążymy do tego, żeby być aż tak blisko? Ja gdybym nie była pewna uczuć do faceta to nie chciałabym z nim mieszkać, nie dążyłabym do zbytniej bliskości. Jak poznałam mojego M. to.. strasznie mi się nie podobał. Wtedy miałam w głowie zupełnie innego faceta i M. miałam w nosie. Mimo wszystko widziałam w nim dobre cechy i uważałam,że może warto się z nim spotykać dalej, ale każdy jego dotyk sprawiał mi ból, każda próba przytulenia była męczarnią, on widział, że ja uciekam, że jestem wycofana. I wydaje mi się, że tak to niestety wygląda. Dlatego po prostu nie umiem ogarnąć tego co nim kieruje
Myślę, że on po prostu bardzo pragnie ułozyc sobie z kims zycie, że dojrzał do tego, by miec rodzinę i swoje miejsce na ziemi, jak to sie mówi chodzi o ten własny kawałek podłogi. Może tak został wychowany, że rodzina jest dla niego prioryttem? Może bedzie on np. wspaniałym ojcem? Może potrafi uszanować kobietę? a może to po prostu jakis gracz- no naprawdę wcale ci się nie dziwię, że czujesz się coraz bardziej skołowana. Miotasz się przecież w świecie pełnym sprzeczności. Facet jest, jak to okresliłaś, bardzo zimnym człowiekiem, ale potrafiącym okazywac uczucia- co z tego jednak, że on potrafi nadskoczyć kobiecie, okazać jej uczucia, skoro tych uczuc w nim nie ma? Wszystko co on ma ci do zaoferowania jest takie mierne, bo z jednej strony zachowuje się on poprawnie, dba o ciebie i nby ma poważne wobec ciebie zamiary, ale przecież więcej w tym jest jego chłodne kalkulacji, niz prawdziwych uczuć. Brakuje mu PASJI na twoim punkcie. Co go napędza? Ja myslę, że po prostu to, że on czuje się przy tobie tak dobrze. Dosyc długo był sam, nie waidomo na jakie baby trafiał po drodze i dlatego gdy poznał normalną, zrównowazona kobietę, która na dodatek pasuje mu pod względem wizualnym i charakterologicznym, to odetchnał a ulga i trzyma się ciebie, bo on wie, że drugiej takiej panny jak ty szybko nie znajdzie. Czytasz to forum, więc sama wiesz, jakie potrafią być kobiety- można tak się naciąć, ze w głowie się nie miesci. On po prostu docenia więc ciebie, bo wie, że jesteś porządnym człowiekiem i że dasz mu to, czego on pragnie, czyli spokojny dom, stabilizację uczuciową i że będziesz dobrą matką i o niego też będziesz dbała. Ja powiem ci szczerze, że nie wiem czy po tym, co ja przeżyłam, nie wiem czy nie byłabym skłonna też kierowac się teraz rozsądkiem przy wyborze partnera dla sibie. Tez dostałam w kość od faceta, którego kochałam chyba ponad własne życie i tak się wypaliłam, że dzisiaj na samą mysl, że miałabym polecieć na te zasrane motylki w brzuchu, jak szalona, no nie ma takiej możliwości. Coś za coś- tak to chyba mozna wytłumaczyć. Ale może sie myle- twój przypadek bardzo mnie zainteresował, bo jest naprawdę trudny do rozgryzienia.
Ja ciągle od jego rodziny, znajomych, przyjaciół słyszałam, że on potrzebuje dużo uczuć, potrzebuje miłości, że miał ciężkie dzieciństwo (kto nie miał?). Tak też starałam się postępować, ale widzę, że to chyba nic nie dało. Wydaje mi się Oliwko, że udało Ci się go rozgryźć, bo widziałam kiedyś rozmowę na fejsie z jego koleżanką, do której pisał po tym jak się poznaliśmy, że wreszcie poznał żonę i wreszcie spełni się jego marzenie. Piszesz, że dostałaś w kość od faceta, którego kochałaś i teraz być może sam nie kierowałabyś się motylkami. Ja mimo, że w kość nigdy nie dostałam to też się nimi nie kieruje, bo one przysłaniają czasem prawdziwe wady partnera. Niestety ciągle analizuję swoja sytuację i przez to ostatnio ciągle się z M. kłócimy. Wczoraj znowu poszło o jakąś pierdołę i dzisiaj mu napisałam, że nie daje rady i że chyba powinniśmy się rozstać. On oczywiście jedyne co w kółko powtarza jak mantrę "zależy mi na Tobie. Rozumiem Cię. Jestem z Tobą bo chcę z Tobą być". Czuję się i wyglądam jak wrak człowieka, jestem w okropnej kropce. Z jednej strony chce z nim być bo go kocham, a z drugiej nie potrafię bo mnie to niszczy. Jestem na siebie wściekła, że nie potrafię podjąć decyzji, myślałam, że może tutaj ktoś mi w tym pomoże ale tak naprawdę... pomogłyście mi a ja i tak nie umiem zrobić ostatecznego kroku. Zastanawiam się też dlaczego on wtedy wrócił? Tydzień temu kiedy się rozstaliśmy. Wyrzuciłam mu wtedy, że jest ch*jem skoro się o mnie troszczy, zależy mu na mnie, dba o mnie, stawia mnie na pierwszym miejscu i ode mnie ma dokładnie to samo a nie widzi, że to miłość. Powiedział, że według mojej definicji miłości on mnie kocha i jego patrzenie na te sprawy pewnie jest złe. Jadę teraz na weekend do domu, mam ochotę mu powiedzieć, żebyśmy oboje się zastanowili nad tym co dalej. Ale z drugiej strony wiem, że on nic innego mi nie powie...
Dziewczyno, skończ już z tą analizą i jego testingiem. Wykańczasz siebie i jego psychicznie. Tak jak pisałam wcześniej, wasz związek ma znamiona toksyczności, a wszystko przez to, że znajdujecie się na innych etapach życiowych i macie różne na chwilę obecną potrzeby i oczekiwania względem partnera. Bardzo często też jest tak, że myślimy jedno o sobie, a podświadomie pragniemy czegoś innego. U ciebie tak jest, stąd ten konflikt. Dopóki nie rozpoznasz siebie, dopóty będziesz tworzyła toksyczne relacje - takie jak ta .
Jasne, dzięki dziewczyny. Oczywiście i tak chyba będę potrzebowała czasu na przemyślenie tego, poukładanie i podjęcie kroków. Oczywiście żadna decyzja nie jest łatwa jeśli nie jest się jej w 100% pewnym. Wiem też, że niestety po części sama przyczyniłam się do tego przez co teraz przechodzę. Na samym początku mój M. strasznie się mną zauroczył, był na maxa zaangażowany i po prostu widziałam i wiedziałam, że oszalał na moim punkcie. Potrafił ciągle do mnie pisać, ciągle szukał jakiegokolwiek kontaktu. Ale ja oczywiście jak to ja.. na początku byłam chłodno nastawiona, facet mi się wizualnie nie podobał, mięty żadnej do niego nie czułam i właściwie byłam przekonana, że po prostu pospotykam się z nim trochę i tyle. Nieustannie pisali do mnie inni faceci, a ja oczywiście szczęśliwa odpisywałam. Przypomniała mi się nawet taka sytuacja jak w obecności M. rozmawiałam przez telefon i umawiałam się na wieczór z innym facetem! Byłam wredną małpą i teraz to wiem. On już raz bardzo skrzywdzony przez kobietę zaczął się wycofywać, wycofywać aż kompletnie się zdystansował. Wycofywał się emocjonalnie, ale zachowania nie zmienił. Widział coś we mnie co nie pozwalało mu odejść ale przestał być pewny uczuć. Wiem co mi teraz napiszecie dziewczyny, że mam to co chciałam. Ale ja mam inny mechanizm... najpierw jestem chłodna i zdystansowana a dopiero potem się przekonuje. On rzucił się w tą znajomość na pewniaka, to na pewno "ta", ona na pewno będzie moją żoną! To też nie jest dobre podejście. Także wydaje mi się, że my nie jesteśmy na innych etapach jeśli chodzi o ogólne podejście do związków, tylko my jesteśmy na innych etapach jeśli chodzi o TEN konkretny związek. On to co ja teraz mam już przerabiał. Czy jest w stanie na nowo odzyskać te uczucia? Pewnie nie bo one trwały za krótko i nie przerodziły się w miłosć.
Może odetnij się od niego an parę dni... zobaczysz czy zatęsknisz i czy on zatęskni na Tobą... Choć z drugiej strony, jesli czujesz ze to toksyczna relacja, uciekaj jak najprędzej.
43 2016-02-05 17:23:35 Ostatnio edytowany przez Otulina (2016-02-05 17:26:50)
Dziewczyny, opisałyście sytuację tak podobną do mojego poprzedniego związku, że też postanowiłam zabrać głos.
Byłam z facetem ok. 7 miesięcy. Był spokojny, opiekuńczy, troszczył się o mnie i zachowywał jak gentleman. Oczywiście miał też tam jakieś negatywne cechy (w jego przypadku było to bycie tzw. "bananowym dzieckiem", ale to inna historia). Początki były słodkie, niewinne, takie jak w każdym związku. Niestety okazało się, że facet nie może się zakochać, poczuć tych motyli. Jego poprzedni związek był istnym tornadem uczuć, które również wykończyło ich samych: finał był taki że była go zdradziła, a on odszedł mimo że kochał. Przypuszczam, że podobnie jak kilka wymienionych tu przykładów, mój ex również postanowił poszukać teraz czegoś normalnego, rozsądnego i dającego poczuje stabilizacji. Tworzyliśmy, więc taki związek z rozsądku. Domyślałam się co jest grane, czułam to podskórnie. Gdy powiedziałam, że go kocham (po 5 miesiącach), on rozpłakał się i powiedział, że nie czuje tych motyli... Że chce ze mną być, mnie pokochać i żebym została jego żoną, ale.. to nie jest to samo co czuł kiedyś. Pominę opis tego co wtedy czułam. Po tej sytuacji daliśmy sobie jeszcze czas, on zaczął się bardzo starać, udawał zakochanego. Ja, podobnie jak opisywałyście stałam się bardziej wymagająca, tak jakby mściłam się na nim. Bałam się że jego wysyp uczuć jest tylko taką śliczną wydmuszką - miałam rację! Po prawie dwóch miesiącach on sam pękł. Wybuchł i mówił, że przecież on się tak stara, a ja ciągle wymagam więcej i więcej. Po czym dodał, że PRZEZ MOJE ZACHOWANIE on się nigdy we mnie nie zakocha i że SAMA DOPROWADZIŁAM do tego że ożyły w nim uczucia do byłej
A ja z własnego doświadczenia powiem Ci- poczekaj, daj sobie i jemu czas. Dokładnie tak wyglądała moja pierwsza miłość. On zraniony po ciężkim rozstaniu, gdzie jego była poleciała do innego. Byliśmy ze sobą już jakiś czas, oczywiście napisałam mu, że go kocham, wiedział, że mi na nim bardzo zależy. Po jakimś czasie doszło między nami do ciężkiej rozmowy. Powiedział mi, że widzi, że ja go kocham i że zależy mi na nim i jemu jest ze mną bardzo dobrze więc nie chce mnie stracić, że jestem dla niego kobietą jakiej szukał. Podczas rozmowy wyznał mi, że jest to spowodowane jego byłą, że nie potrafi się tak od razu zakochać po raz drugi, mimo ze bardzo by tego chciał ale nie chce żebyśmy się rozstali. Miał trudności z okazywaniem uczuć a ja cieszyłam się każdym najmniejszym gestem. Powiedziałam mu wtedy że zrobię wszystko żeby nam się udało. Tez miałam przemiany termodynamiczne w głowie bo zupełnie nie wiedziałam co zrobić, on z resztą też. Chciał nawet rozłąki na jakiś czas żeby sprawdzić czy będzie za mną tęsknił. Każdy się dziwił jak mogę być z kimś kto mnie nie kocha, komu tylko zwyczajnie jest ze mną dobrze, lubi ze mną spędzać czas, rozmawiać etc. No i stało się. Po ok roku czasu zakochał się.....
Tak więc myślę autorko, że Ty też powinnaś dać mu czas i sobie również. Jeśli on pokazuje Ci najmniejszymi gestami, że mu zależy to po prostu nie otrząsnął się do końca z tego co było ale to kwestia czasu. Nie skreślaj go tylko dlatego, że ma za sobą nieudany związek i nieprawidłowo ulokował swoje uczucia co go wyprało z uczuć. Jak to ktoś kiedyś napisał "Nigdy nie obiecuj w szczęściu i nie decyduj w złości". Przede wszystkim CZAS. Uwierz mi jest różnica między takim lovelasem, którego jakaś tam kobieta w przeszłości zraniła i on chcąc podbudować swoje męskie ego bawi sie uczuciami innej kobiety (z Twojego opisu wynika, że raczej nie ten typ faceta), a kimś kto faktycznie został zraniony i boi się jeszcze drugi raz zaufać w 100 %.
A ja z własnego doświadczenia powiem Ci- poczekaj, daj sobie i jemu czas. Dokładnie tak wyglądała moja pierwsza miłość. On zraniony po ciężkim rozstaniu, gdzie jego była poleciała do innego. Byliśmy ze sobą już jakiś czas, oczywiście napisałam mu, że go kocham, wiedział, że mi na nim bardzo zależy. Po jakimś czasie doszło między nami do ciężkiej rozmowy. Powiedział mi, że widzi, że ja go kocham i że zależy mi na nim i jemu jest ze mną bardzo dobrze więc nie chce mnie stracić, że jestem dla niego kobietą jakiej szukał. Podczas rozmowy wyznał mi, że jest to spowodowane jego byłą, że nie potrafi się tak od razu zakochać po raz drugi, mimo ze bardzo by tego chciał ale nie chce żebyśmy się rozstali. Miał trudności z okazywaniem uczuć a ja cieszyłam się każdym najmniejszym gestem. Powiedziałam mu wtedy że zrobię wszystko żeby nam się udało. Tez miałam przemiany termodynamiczne w głowie bo zupełnie nie wiedziałam co zrobić, on z resztą też. Chciał nawet rozłąki na jakiś czas żeby sprawdzić czy będzie za mną tęsknił. Każdy się dziwił jak mogę być z kimś kto mnie nie kocha, komu tylko zwyczajnie jest ze mną dobrze, lubi ze mną spędzać czas, rozmawiać etc. No i stało się. Po ok roku czasu zakochał się.....
Tak więc myślę autorko, że Ty też powinnaś dać mu czas i sobie również. Jeśli on pokazuje Ci najmniejszymi gestami, że mu zależy to po prostu nie otrząsnął się do końca z tego co było ale to kwestia czasu. Nie skreślaj go tylko dlatego, że ma za sobą nieudany związek i nieprawidłowo ulokował swoje uczucia co go wyprało z uczuć. Jak to ktoś kiedyś napisał "Nigdy nie obiecuj w szczęściu i nie decyduj w złości". Przede wszystkim CZAS. Uwierz mi jest różnica między takim lovelasem, którego jakaś tam kobieta w przeszłości zraniła i on chcąc podbudować swoje męskie ego bawi sie uczuciami innej kobiety (z Twojego opisu wynika, że raczej nie ten typ faceta), a kimś kto faktycznie został zraniony i boi się jeszcze drugi raz zaufać w 100 %.
To bardzo motywująca dla mnie historia, dziękuję Ci za nią. Chciałabym bardzo, żeby tak to się właśnie rozwinęło. Oczywiście, czytając porady dziewczyn miałam jeszcze więcej wątpliwości, które bardziej skłaniały mnie ku temu, aby jednak się rozstać. Niestety odbiło się to w ciągu kilku ostatnich dni na naszych relacjach. M. podczas kolejnej kłótni powiedział, że jeśli dalej będzie to tak wyglądać to nie damy rady. Wiecie co jest najdziwniejsze? Że on ma taką ogromną walkę w sobie.... walkę o ten związek. Naprawdę, przez ostatni tydzień wykończyły mnie własne myśli i kurcze, dziewczyny byłam okropna. Tak jak pisałyście, mściłam się za to wszystko. Ale on jest tak cierpliwy, po raz kolejny i kolejny spokojnie ze mną rozmawia, przytula, mówi, że będzie dobrze, że damy radę, że trzeba czasu. Przedwczoraj powiedział, że jestem zbyt niecierpliwa, że chciałabym wszystko od razu, że chciałabym, żeby albo było nic albo żeby była miłość po grób. A on ma "miłość ale nie jest jeszcze na takim etapie". Nie ukrywam, że ciężko mi to zrozumieć, ale może? Może to prawda. Myślę, moja droga mmmsss, że poslucham Twojej porady i spróbuję wyluzować, dać czas, przestać o tym myśleć. Może warto? Oczywiście każdy ma wady ale M. jest dobrym człowiekiem. Ciężko jest tylko to wypośrodkować, tak, aby dać czas i poczekać ale nie stracić szacunku do samej siebie. Swoją drogą jestem ciekawa jak Twoja historia się skończyła. Odniosłam wrażenie, że nie jesteście już razem z tym facetem.
Owszem, ja z moją byłą już miłością nie jestem ale przyczyna była zupełnie inna, nie mająca powiązania z tą całą huśtawką emocjonalną. Po tym co piszesz Twój mężczyzna się stara, przytula, walczy o wasz związek, nie trzyma Cie na dystans a to bardzo wiele znaczy. Przede wszystkim, że mu zależy na Tobie i na was a to najważniejsze. I w sumie ma racje- daj mu czas, nie naciskaj, nie analizuj (mimo, że łatwo się mówi). Ale jeśli będziesz analizowała każdy gest, czy on coś zrobił an siłę czy z własnej woli to zwariujecie oboje. Ty zapewne masz tak, że co dzień chciałabyś go zapytać ponownie "I jak? Zmieniło się coś? Czujesz coś więcej?"- ja przynajmniej tak miałam. Ale najgorsze co można w takiej sytuacji robić to stawiać faceta pod ścianą żeby wyznawał Ci w jak dużym stopniu coś się zmieniło.
Własnie zauważyłam, że forumowicze raz pisali "daj mu czas", a za chwilę "daj sobie z nim spokój" dlatego też postanowiłam Ci naświetlić swoją sytuacje sprzed lat.
Z chęcią dowiem się jak się Twoja sytuacja rozwinęła Tak więc trzymam kciuki