co zrobić ze swoim życiem? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » RELACJE Z PRZYJACIÓŁMI, RELACJE W RODZINIE » co zrobić ze swoim życiem?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 12 ]

1 Ostatnio edytowany przez tetsuko (2016-01-20 15:41:39)

Temat: co zrobić ze swoim życiem?

Hej,
mam prawie 26 lat nadal mieszkam z rodzicami i studiuję. Jestem osobą ogarniętą w sferze zawodowej, uczelnianej- jednak nie mogę nikogo sobie znaleźć nawet na pół roku - rok. Problem jest taki, że jestem przez moich rówieśników postrzegana jako ta wrażliwa, miła dziewczyna, którą nie warto ranić. I takie opinie o mnie krążą- nie wiem dlaczego. Dużo myślę, staram się nie wkręcać ale jestem fair w stosunku do ludzi. Jeśli coś nie robię fair to mam wyrzuty sumienia. Nienawidzę tego, wolę zrobić coś i żałować niż np tłumić emocje i później żałować , że tego nie zrobiłam.

Może zacznę od początku. Po maturze poszłam na inny kierunek studiów. Po roku zrezygnowałam, nie dawałam rady- przeniosłam się na inny, na politechnikę. Na wydział międzynarodowy. Byłam pełna energii, pełna werwy aby coś zmienić. Studiowanie dla mnie było czymś fajnym, czułam się super.
Po roku na ten sam kieurnek rok niżej przyszła moja siostra ( 2 lata różnicy). Zawsze była osobą, która brała ze mnie przykład, była dobra i ok ale zawsze miała gorsze oceny ode mnie, zawsze ja byłam dla niej wzorem. Problem jest taki, że poszła na te studia po wielotygodniowych przemyśleniach aż w koncu staneło na tym, że ona nie wie co chce studiować i będzie robiła to samo co ja.
Oczywiście mieszkamy razem nadal i z rodzicami. Zawsze brała po mnie pytania, odpowiedzi do kolokwiów. Zawsze wsyzstko szło jej trochę łatwiej niż mnie.
Na 3 roku wyjechałam na erazmusa. Odcięłam się od rodziny, znajomych- miąłam WŁASNE życie, z nikim nie musiałam go porównywać. RObiłam swoje.
Problem jest taki,że po powrocie byłam pewna siebie, fajna, miałam powodzenia, wiedziałam czego chcę- i ta moja pewność siebie i trochę mały egoizm odbiły się na relacjach z rodziną. Zaczęli mi robić fochy, że nie pamiętam o nich, że jestem samolubna, że interesuje mnie tylko czubek własnego nosa nie rodzina i siostra. Problem w tym, że ja chciałam jakby trochę uciec bo było mi dobrze i rozwijałam się na tym polu co chciałam. Na studiach mieliśmy taki okres gdzie pół roku przeznaczone było na praktyki- miałam je w jednej z najlepszych i najbardziej obleganych w moim mieście firmach architektonicznych. Byłam dumna z siebie, ale co z tego jesli i tak w końcu wyszłam na to samo co ludzie którym tylko inni podpisali papierek?

Moja siostra tak samo- nie miała praktyk 5 miesięcznych tylko 2 tygodniowe. Podpisano jej papierek.
Postanowiłam wyjechać do innego miasta na praktyki i staż w muzeum bo się dostałam. Dostali się najlepsi z całej Polski, osoby ogarniające warsztaty, wydarzenia architektoniczne, wyjazdy, konferencje. Byłam z siebie dumna, że ja osoba,która jakby nic nie organizuje w swoim mieście ciężką pracą dostała się do grupy osób z całej Polski, które coś ogarniają wspólnie.

Oczywiście okazywało się, że każdy siebie zna. Jeździliśmy do siebie na wakacje, festiwale muzyczne. Oni poznawali moich znajomych, ja ich znajomych. Problem był taki,że ich znajomi to tak samo osoby ogarnięte, osoby, które coś robią. Ja jako jedna z nielicznych na swoim kierunku coś robię/ robiłam. Kiedy tamci poznawali moich znajomych i moją siostrę miałam wewnętrzną zazdrość na to, że np ze mną załatwiają interesy a z moimi znajomymi imprezują. Coś mnie uciskało w klatce piersiowej.

Później okazało się, że przez problem programowy mój rok musi nadrobić dodatkowy semestr . Ja i inni znajomi wzięliśmy jeszcze dodatkowy semestr dyplomowy. Więc na 2 stopień studiów dostałam się z rocznikiem niżej- czyli z moją siostrą.
I teraz z nią żyję w domu i studiuję.

Nie wiem czy czuję wewnętrzną zazdrość o to, że ja np przez tyle lat zgłaszałam się do różnych organizacji, że ja ogarniałam warsztay, konferencje itp a tu jestem na studiach na tym samym poziomie co ona. Ni emówię, że źle ale głupio się z tym czuję, że ona zawsze ma łatwiej.
Że zawsze weźmie ode mnie pytania, odpowiedzi, czyjśc dyplom. przepisze, nauczy się i nawet na 3 zda. A ja muszę główkować i kombinować, dowiadywać się który promotor jest który, który jest ok który kogoś zjedzie.

Czuję, że robię za dwie osoby zamiast za jedną. Moja siostra zawsze była jakby księżniczką. Nigdy nie pracowała. Miała tylko te 2 tyg praktyki. Nigdy nie chciała pracować. Ja pamiętam, że w liceum byłyśmy w innych szkołach ale nawet jej znajomi byli bardziej lanserscy niż moi. Moi raczej stawiali na naukę niż na imprezy. Moja siostra ledwo zdawała a teraz jest na tym samym poziomie co ja i moi znajomi z liceum, którzy naprawdę przykładaliśmy się do nauki.

Problem w tym, że to moja siostra i nie mogę tego zdzierżyć. Nawet jej koleżanki pracują, mają zlecenia a ona nawet nie kiwnie palcem. Ja obecnie nie jestem zatrudniona ale od pół roku robiłam coś innego związanego z moją pasją w teatrze- chciałam się sprawdzic, czy aby może to nie jest mój kierunek. Ludzie mówią, ze ja robię dużo, że może za dużo na siebie biorę.

A to nie jest tak. Ja po prostu nie mogę znieść tego, że nawet w domu obecnie mimo różnicy wieku, różnicy intelektualnej jesteśmy traktowane na równi. Nigdy oczywiście nie było tak, że rodzice kogoś wywyższali - nie. Nie chodzi mi nawet o rodziców. Nasi znajomi nawet myślą, że oo fajnie, że studiujesz z siostrą.
Nie , wcale nie jest tak fajnie.

Architektura po pierwsze to co ś co ja chciałam robić. Ona od początku nie była pewna.
Po drugie- nie chcę aby obecnie kiedy jesteśmy na jednym poziomie na uczelni rodzina w tym babcie i rodzice traktowali nas znowu na równi jakbyśmy były w przedszkolu. Ostatnio babcia dała nam pieniądze na prawo jazdy- z aktóre bardzo dziękuję i jestem wdzięczna z całego serca. Powiedziała, że teraz będziemy mogły zrobić prawo jazdy jak chciałyśmy. Ciągle MY, MY. tak jakbym ja nie byłabym jednostką indywidualną ale MY.

Moja siostra dorasta jest 2 lata młodsza a widzę, ze i tak po mnie ściąga. Widzę, że to teraz ona flirtuje z moimi znajomymi chłopakami- nie jestem zazdrosna. ALe to ona całe życie była introwertykiem. Ona nigdzie nigdy nie wychodziła. To ja zawsze musiałam ją zrywać z łózka. A teraz ona nawet nie proponuje mi wyjść.


Mam jakąś zazdrośc albo nie mogę się z czymś pogodzić. Nie wiem z czym. Że ona zabiera mi moją działkę? Bo wiem jaka jest od zawsze od urodzenia ją znam.
Bo jestesm zazdrosna o to, że wchodząc w krąg moich znajomych już się z kimś spotyka a ona nigdy nie zaprosiła mnie do swoich znajomych- ja nikogo nie poznałam.

Nie wiem co jest ze mną nie tak. Czuję, że albo powinnam się wyprowadzić- mam już tyle lat swoje oszczędności, może nawet z jakimiś współlokatorkami mogę mieszkać. Chodzi mi po prostu o odcięcie tej pępowiny- od pozbycia się tego słowa MY a nie JA.

Nie wiem czuję, że coś mnie w życiu omija a ludzie ode mnie młodsi w tym moja siostra idą do przodu. Że to ja popełniam jakieś błędy, że to ja mam ciągle huśtawki nastrojów a oni idą dalej. Że zaraz ktoś mnie prześcignie i będzie płacz, że nie mogę pogodzić się z jakimiś rzeczami.


Np moja mama wie o co mi chodzi. Po dostaniu się na studia wraz z osobami młodszymi spytała się mnie jak się czuje. Później nie kontynuowała tego tematu. To było w październiku. Problem jest taki,że moja siostra nie zdaje sobie sprawy. Jest jeszcze głupia życiowo. Wszyscy ją lubią. Ja oczywiście mam za dużo rozkmin. to ja jestem tą, która się wszystkim zamartiwa a ona dostaje jakąś odpowiedź. Głupio mi tak pisać, bo jest moją siostrą- aż idiotycznie będę się czuła czytając ten post raz jeszcze.

Ale mam jakieś wewnętrzne przekonanie, że w życiu nie warto się starać, nie warto gonić za własnymi marzeniami, bo i tak wyląduje się na tym samym poziomie co inni ludzie. Ci, którzy np nic nie robią, albo nie mają ambicji.

Teraz rodzice mówią- oo mogłybyście znaleźć pracę, znowu MY. A nie pamiętają tego, że ja od pół roku realizowałam swoje marzenia w teatrze, próbowałam, szukałam siebie. Ok może aż tyle pieniędzy nie zarabiałam, ale COŚ ROBIŁAM. A nie leżałam w łóżku....Znajomi mojej siostry to osoby, które nic nie robią. Leżą w łóżku, mają koty, nie pracują.
Moi znajomi to ludzie ogarnięci, którzy coś robią wżyciu. Pracują, realizują się hobbistycznie, w innych dziedzinach niż praca czy studia.

O ten podział mi chodzi. CHociaż chyba nie powinno go być.
Nienawidzę się porównywać ale widzę, że ja mieszkając nadal z rodzicami w tym domu, nie rozwijam się, jestem na tym samym poziomie, lub niższym niż byłam 2 lata temu.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: co zrobić ze swoim życiem?

Jestes autorytetem dla swojej siostry. Czy to zle, ze dzieki Tobie rozwija sie pozytywnie w zyciu? Nie rywalizuj z nia, nie traktuj jako konkurencji. Dalas jej wiele w zyciu, jest wpatrzona w Ciebie jak w obrazek. Nie doluj sie rowniez, ze podczas gdy inni sie dobrze bawia, Ty pracujesz. Nic w przyrodzie nie ginie smile Ciezka praca poplaca smile Najwazniejsze jest to, zebys nie skupiala sie na otoczeniu, kto jak Cie postrzega, kto porownuje etc. Jestes soba, podejmujesz swoje decyzje i popelniasz swoje bledy, na ktorych sie uczysz. Nie szukaj poklasku u innych- sama musisz wiedziec, ze jestes wyjatkowa. I pamietaj, ze studia to tylko papierek,  owszem przydatny, ale w gruncie rzeczy tylko papierek smile Jesli mowisz ze ciezko pracujesz, mialas praktyki, wyjazdy zagraniczne i znasz sie na tym co robisz, to moim zdaniem nie bedziesz miala problemu ze znalezieniem dobrze platnej i satysfakcjonujacej Cie pracy. Gorzej z osobami, ktore lecialy na trojach i nigdy nie pracowaly smile Glowa do gory! smile

3

Odp: co zrobić ze swoim życiem?

Hej,
wczoraj przelała się czara goryczy.
Już dalej nie wytrzymam.
Mieszkam w 3 co do wielkości mieście w Polsce.
Jestem osobą aktywną, przejmuję się wszystkim. Jestem miła, ale nie do jakiegoś wielkiego stopnia. Uważam, że nic mi sie w życiu już nie uda.
Chciałam iść 2 raz do psychologa, ale chyba 'taką sesję' jak kiedyś sobie odpuszczę- mogę tak wygadać się mamie.

Problem jest taki, że czuję się w moim mieście jak w potrzasku.
Studiuję już 6 rok to samo - wszystko się ciągnie przez jakieś idiotyczne zmiany programowe. Nie mam faceta, mieszkam z rodzicami. Przez studia i ilość godzin nie mogę pracować nawet na pół etatu. NADAL u mnie na uczelni wymagana jest obecność na większosći wykładów i ćwiczeń. Czuję że zamiast iśc do przodu - cofam się. Mam tak od około roku.
Byłam na erazmusie- wróciłam, 2.5 roku temu. MAM PORÓWNANIE jak jest za granicą. Po tej przygodzie tak jakbym zaczynała 'opadać'. Moje związki z mężczyznami PO erazmusie to jakieś żarty- albo platoniczne, albo jednonocne przygody a później lamenty. Nie wiem o co mi chodzi.
Pochodzę z inteligentnego domu, zawsze rodzice mi wpajali pewne wartości, wszystko ok. Trzymałam się ich. WIdzę jednak że bardzo mało osób je przestrzega. Ze na około panuje totalne chamstwo.
Jestem młoda, chcę się bawić, a już nawet nie chce mi się wychodzić na dwór, do klubów. Prawie nie mam z kim. Znajomi rok -dwa lata starsi są zaręczeni, ciepłe posadki, stabilne życie, młodsi jeszcze się miotają, ale wewnętrznie poszukują spokoju. Wiem, że za 2-3-4 lata oni będą mieć posadki. A ja możliwe, że zostanę w tym samym miejscu.

Nie wiem co się ze mną stało, jakbym osiadła.
Mam młodszą siostrę , z którą studiuję. Przez zmiany programowe tak wyszło. Dobiło mnie to, bo zawsze ona była młodsza i zawsze ja byłam wyżej dawałam jej przykład. Wczoraj w klubie pokłóciłyśmy się chamsko z mojej winy. Sama nie wiem o co mi chodzi. Jestem sfrustrowana i zazdrosna. Mam żal, że ona jest na tym samym poziomie co ja- że wchodząc w krąg moich znajomych ( a wcześniej cały czas siedząc w domu) poznała faceta. A ja mam z tym straszne problemy mimo, że co 2 tygodnie wychodzę na miasto, może częściej.

Nie wiem co jest ze mną nie tak. Moi rodzice tego nie rozumieją. Myślą,że wszystko jest ok. A we mnie się burzy. Prawie zerwałam kontakt ze znajomymi.
W lipcu przespałam się z kolegą- myślałam, że coś z tego będzie. Dupa blada wyszła. Wtrąciła się 3 osoba- nasza przyjaciółka. Wyszłam na niepewną siebie idiotkę. Niegotową na związek albo nieumiejącą się zachować po one night stand.
Teraz to towarzystwo ma w dupie co inni o nich myślą. Najgorsze są dziewczyny. Faceci -pół biedy. Zawsze byli bardziej odporni od dziewczyn. Ale widzę jakiś trend dziewczyn chamskich, wulgarnych, mocnych w gębie, twardych jak faceci.
Wszyscy u mnie w mieście się znają, szczególnie w centrum.
Nie mam już ekscytacji aby żyć. Mam możliwość wyprowadzki na chociaż 2 miesiące do miszkania znajomego.

Mam jakieś dziwne przeczucie, że marnuję życie. Ze przez te studia coś mnie ominęło. Że powinnam coś innego robić, jak moi znajomi. A ja nadal studiuję , to się wlecze jak flaki z olejem wszystko.

Najgorsze jest to, że mam porównanie z tym co jest za granicą. Jaki poziom ma moja uczelnia. Największym paradoksem jest to, że łatwiej mi w tym momencie pojechać na zagraniczne praktyki z mojego miasta niż wyjechać na praktyki w Polske, albo do pracy. Płace są zupełnie inne- poza tym chcąc uczyć się od najlepszych- np w Warszawie nie mam szans na utrzymanie- mimo, że wcześniej zarabiałam na zleceniach i odkładałam kasę. Za granicą jest łatwiej nie wiem dlaczego. Nawet jak byłam na erazmusie i pracowałam 3 miesiące w zawodzie- było łatwiej. o.O

Dlatego od pół roku coś chcę zmienić w życiu. Miotam się. Postanowiłam zmienić zawód. Jednak nadal czuję się jak studenciak a nie jak młody pracownik danej firmy. Nigdy nie pracowałam nawet na pół etatu. Zawsze dorywczo, praktyki. Od lipca biorę zlecenia z filmu na projektowanie wnętrz i kostiumy.
Jest to fajne, ale środowisko zupełnie inne. Często nie mogę się odnaleźć.
Strasznie siadła mi samoocena.
Nie potrafię rozmawiać z ludźmi bardziej temperamentnymi od siebie. Uważąm, że ktoś chce mi zrobić na złość. Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Mam wewnętrzną spinę aby dobrze się zachowywać, aby się nie wygłupiać, bo akurat może zobaczy mnie jakiś chłopak i będzie chciał mnie wziąć na randkę.
Nie wiem co się ze mną dzieje. Nie jestem sobą.
Nie wiem co mam zrobić.
Chciałam wyjechać sama na 1-2 tygodnie aby się przestawić. Nie wiem czy ma to sens. Boję się, że zostanę samotnikiem. Bardzo łatwo przychodzi mi odcinanie pępowiny i kontaktów z ludźmi. Nie wiem dlaczego. Po prostu od pstryknięcia palcem. To ludzie zawsze mi pisali. Nie ja do nich. Oczywiście mam przyjaciół. ale oni inaczej myślą ode mnie. Myślą, że jestem zadowolona z życia, że wszystko u mnie jest okej.
A to ja- największy komik , największa dusza towarzystwa ma problem i płacze wieczorami kiedy nikt nie widzi smile

4

Odp: co zrobić ze swoim życiem?

Wow, ale litania żali. ...
I wszystko be. Uczelnia be, znajomi, siostra,  kluby, kraj, psycholog.
I biednej księżniczce PRZEZ TO się nie układa.
Weź się ogarnij dzioucha, bo pewnie z ciebie nie taki cud jak tu malujesz.
Jakbym się koło ciebie obudziła tez bym zmykala w podskokach.

5 Ostatnio edytowany przez pop_corn (2016-01-23 11:20:47)

Odp: co zrobić ze swoim życiem?

Niepotrzebnie założyłaś dwa wątki dotyczące tej samej sytuacji. Nie wiadomo, pod którym teraz odpisywać.
Z jednej strony dobrze Cię rozumiem, bo choć jestem trochę starsza od Ciebie, też czuję jakbym była na rozdrożu i zatrzymała się w wielu kwestiach w rozwoju. No i też jestem poniekąd związana z "branżą artystyczną" i mogę w Twojej historii znaleźć wiele punktów zbieżnych z moją własną. Z drugiej wydaje mi się, że...sama kreujesz napiętą sytuację, która wytworzyła się wokół Ciebie. Ludzie nie do końca wiedzą o co Ci chodzi (zresztą napisałaś, że sama tego nie wiesz, więc trudno się dziwić znajomym i rodzinie), bo prawdopodobnie wysyłasz sprzeczne informacje. Na zewnątrz jesteś "śmieszką", a w środku lecą gromy. To, co dzieje się w tej chwili w Twojej głowie jest niczym innym jak tylko konsekwencją tłumienia w sobie złości, trwającej od dłuuugiego czasu.

Nie dziwię się rodzinie, że o Tobie i o siostrze mówi per "wy", bo prawdopodobnie nie chcą tworzyć między wami rywalizacji. Nie wiedzą tylko, że z Twojej strony ta rywalizacja trwa od wielu lat, a teraz zwyczajnie się nasiliła. Nie przerywałabym na Twoim miejscu terapii. Napisałaś, że chciałaś ją podjąć drugi raz, ale zrezygnowałaś. Powinnaś ją zatem podejmować do skutku i być w tym konsekwentna. Zapewniam Cię, że dzięki temu nie tylko odetchniesz z ulgą, ale i na samą siebie spojrzysz z większym dystansem. Na siebie i wszystkich innych.

Dlaczego tak mocno skupiasz się na siostrze a nie na samej sobie? Co takiego wydarzyło się między wami, że nie możesz jej wybaczyć tego, co się teraz z nią dzieje? Może jej osoba jest dla Ciebie solą na ranę, bo pokazuje Ci, że Ty sama wcisnęłaś się w jakieś standardy, których sama nie jesteś w stanie spełnić? Chciałabyś być taka jak ona? O co chodzi TAK NAPRAWDĘ? Dlaczego uważasz, że to ona powinna ponosić konsekwencje Twojego poczucia niespełnienia? smile

6

Odp: co zrobić ze swoim życiem?

Połączyłam Twoje wątki w jeden - w ten sposób łatwiej będzie udzielić Ci jakiejś odpowiedzi

7 Ostatnio edytowany przez tetsuko (2016-01-23 12:09:33)

Odp: co zrobić ze swoim życiem?

dzięki bo nie mogłam się zalogować. może od razu powinnam byłą napisać do administracji smile

8

Odp: co zrobić ze swoim życiem?

mam jakiś fatalny problem z komunikacją. wszystkie moje problemy wynikają z tego, że ja nie potrafię rozmawiać- nie potrafię rozwiązywać problemów, nie potrafię słuchać innych ludzi. nie wiem, nie mam pojęcia z czego to wynika.
ZAWSZE było tak, że w rodzinie po kłótniach to siostra przychodziła dowiedzieć się o co chodzi, mama. tata tak samo nie reaguje na konflikt jak ja.

w życiu spotkałam tak jak napisałam wielu facetów. jest pewna sprzeczność bo jestem inteligentna w miarę dobrze ułożona i atrakcyjna. ALE mam ten straszny problem z komunikacją. zamykam się w sobie. nie wiem dlaczego. kiedy ktoś chce się do mnie zbliżyć ja uciekam. nie potrafię rozmawiać z innymi. z ludźmi w moim wieku. z chłopakami. teraz już mężczyznami. zawsze trzymałam się na uboczu, tylko z dziewczynami.

nie umiem rozmawiać z facetami i stawiać na swoim w życiu osobistym. tak jak mówi się że faceci nie mówią o uczuciach i o tym co ich gnębi, jakie mają problemy ale tłumią to w sobie- tak ja tak się zachowuje.

po niektórych randkach czy spotkaniach to MAMA albo SIOSTRA musiały mi wmawiać, aby do kogoś napisać, wyjaśnić sytuację. a ja nie potrafiłam nawet tego sama zrobić.

teraz spotkała mnie taka sytuacja 7 miesięcy temu. do tej pory NORMALNIE jej nie wyjaśniłam. i mam o to do siebie żal. nawet nie pokazałam facetowi swojej dumy, potraktował mnie idiotycznie, a ja tak jakbym się na to godziła. teraz on nawet nie lata za mną, bo nie jestem dla niego po tym pół roku osobą do zdobycia. bo nie pokazałam mu, że mam jakąś wartość. że zgodziłam się z jego traktowaniem, bo byłam miła i uległa.

mam wiele koleżanek, które są bezwzględne. które sadzą sidła na facetów bez skrupółów. one mają doświadczenie, potrafią rozmawiać. ja nie potrafię. nigdy nie potrafiłam. tylko o głupotach. a jeśli o emocjach to trudno - nie mogę.

9

Odp: co zrobić ze swoim życiem?

Widzisz, swoje "niepowodzenia" w sferze interpersonalnej i swój lęk przed odkryciem siebie przed osobami postronnymi postanowiłaś zrównoważyć sukcesami zawodowymi i stworzeniem sobie wizerunku profesjonalistki. A tu klops, bo zawiesiłaś sobie poprzeczkę na tyle wysoko, że nie jesteś w stanie jej przeskoczyć i Twój misterny plan zaczął się sypać, zabierając Ci poczucie wątpliwej pewności siebie smile Napisałam "wątpliwej", bo swoją wartość uzależniłaś od tego czy jesteś "kimś" i czy jesteś "lepsza od innych". Tylko, że takie porównywanie będzie Cię wkręcać w jeszcze większą frustrację, bo ZAWSZE będzie ktoś, kto będzie od Ciebie lepszy. Dopóki nie zrozumiesz, że nie masz bezpośredniego wpływu na innych ludzi, a jedynie na samą siebie, nic się nie zmieni.

Możesz się uśmiechać, możesz próbować udowodnić znajomym, że jesteś supermądra, bo tak ciężko pracujesz, możesz szukać pustej akceptacji w oczach przypadkowych facetów, ale...po co? Granie kogoś, kim chciałoby się być, a kim się nie jest, na dłuższą metę okazuje się być nie do zniesienia. I dla Ciebie, i dla innych. Dlaczego martwi Cię, że facet, który źle Cię potraktował nie lata za Tobą? Dlaczego uważasz, że źle to rozegrałaś i byłaś dla niego zbyt miła? Nie jest problemem to, że byłaś uległa (albo, że UZNAŁAŚ, że byłaś zbyt uległa), tylko to, że WYBRAŁAŚ sobie faceta, który tak Cię potraktował. Czujesz różnicę? Aż tak bardzo wstydzisz się prawdziwej siebie, że musisz się aż za to karać?

Idź na terapię, ogarnij sytuację, oczyść atmosferę, uporządkuj głowę, a później zacznij budować relacje i wchodzić w związki.

10

Odp: co zrobić ze swoim życiem?

hmm tak, masz rację. od zawsze rodzice powtarzali  mi, że we wszystkim postawiłam sobie za wysoką poprzeczkę. to mnie gubi. chcę być najlepsza, perfekcjonistka. ale czasem po prostu dostaję takiego kopa od życia że biadolę z rok czy pół roku.  zawsze mi to powtarzano. a ja zawsze porównywałam się z najlepszymi. wiem, że jestem zdolna, ale w moim mniemaniu w moim mieście nie ma perspektyw na np mój rozwój. dopiero na erazmusie miałam porównanie. i proszę nie mówić, że erazmus to tylko imprezy i nowi faceci. ja odkryłam wtedy siebie. może nie w 100% ale próbowałam.
widziałam, że inni ludzie, z zachodu kiedy mają kasę, mają łatwiej. czasem po prostu żałuje, że rodzice uczyli mnie tylu rzeczy, że jestem uzdolniona plastycznie, artystycznie, że lubię czytać książki ale najlepsze jest to, że niektórzy moi znajomi biorą ze mnie przykłąd. a ja nie mam nikogo, od którego ja miałabym brać.

na erazusie poznałam wielu artystów ( w większośći starych) którzy dali mi pewne nauki i uwagi . bardzo sobie to cenię nadal. tutaj gdzie mieszkam, wiem, kto zasiada na stołkach na uczelniach artystycznych, wiem, kto robi wystawy. nie jestem bogiem, nie jestem wszechwiedząca. rodzice są z tego środowiska i w porównaniu z tym co było za granicą, w hiszpanii czy we francji tutaj jest - gówno, że tak się wyrażę.

jestem bardzo krytyczna od 3-4 lat w stosunku do samej siebie, do swojego rozwoju i do otaczającego świata. nawet nie pesymista ale taki w 100% realista, fatalista. jestem młoda i zamiast iść do klubu i się upić, przetańczyć z kolegami- ja siedzę i filozofuję- a faceci podchodzą dziwią się, że nie chcę z nimi tańczyć.
później jest mowa że mam wymagania.
a co jeśli w klubach w większośći w moim mieście chodzą wystylizowani hipsterzy albo dresy, pijacy którzy myślą, że są fajni?

nie , nie jestem księżniczką. za każdym razem kiedy wyjeżdżam za granicę czy nawet do Poznania czy Gdańska widzę też innych ludzi, inne wtarze. moje miasto jest smutne. ludzie są smutni. nie wiem dlaczego tak jest, co się dzieje z moimi znajomymi. staram się już nie przejmować robić swoje, w ogóle nie wchodzić w narkotyki itp. Ale widzę że jak nie wezmę to nie jestem w grupie. Ale i tak nie biorę. Mam to gdzies, jestem ponadto. Jeśli ktoś chce sobei zmarnować życie to jego problem....

Może brzmię jak księżniczka i każdy z Was mógłby mi powiedzieć- nie pasuje Ci tutaj to wyjedź, co Cię jeszcze trzyma? A no trzyma mnie rodzina i moi bliscy w których mam oparcie i jakoś nadal po tylu latach dziwię się, że jeszcze ze mną wytrzymali. Nie nie biadolę , Może za późno dorosłam. Może od zawsze byłam za poważna. W podstawówce i w gimnazjum wolałam czytać książki niż chodzić na trzepak, wolałam czytać o polityce niż bawić się barbie. Może to jest moja wina od wczesnych lat.

Sama nie wiem. Czuję, że jestem dziwna. Czasem czuję się obserwatorem życia. Zamiast jego czynnym uczestnikiem.To mnie przeraża, bo widzę, że Ci którzy przeżywają  życie mają jakieś dziwne problemy. Dziewczyny mówią o kolorze szminki, o kolorze bielizny, podniecają się wielkością penisa. ALbo ja jestem dziwna i za poważna albo dla mnie takie rzeczy są normalne i się tym nie ekscytuję po prostu.

11

Odp: co zrobić ze swoim życiem?

Też nie chodziłam na dyskoteki, też siedziałam w książkach, też mam swoje ambicje, też jest mi ciężko, też mam świadomość tego jak wygląda polskie środowisko artystyczne, też wiem, że za granicą podejście do sztuki jest inne, też nie chcę wyjeżdżać z Polski, też filozofuję, też lubię mieć w życiu "mentorów", też wolę uczyć się od lepszych ode mnie, też jestem perfekcjonistką smile Mogę tak w nieskończoność, ale w ten sposób zabiję w Tobie poczucie wyjątkowości, które lubisz w sobie tak pielęgnować wink Widzisz, mam podobnie, tylko, że ani moi rodzice, ani bezpośrednie otoczenie nie wywodi się z artystycznych kręgów. Na polu walki o marzenia jestem więc całkiem sama. No, ale to moje marzenia, więc może nie powinnam oczekiwać, że ktoś będzie mi w tym towarzyszył. Mieszkasz w dużym mieście, zasmakowałaś trochę "ekskluzywnego" życia. Z tego co piszesz masz też znajomych z branży i jesteś młodsza ode mnie. Więc - porównując się do mnie - jesteś w lepszej sytuacji. Tylko czy takie porównywanie cokolwiek Ci daje?

Skrajnie artystyczne środowisko to bohema, która rządzi się swoimi prawami i która nie zawsze jest wyrozumiała i "odpowiednia" dla artystów-filozofów. Więc może czułabyś się lepiej wśród osób, które są spokojniejsze, które akceptują Cię taką jaka jesteś i przed którymi nie musisz udawać, że jesteś najlepsza? Dlaczego? Ano DLATEGO:

tetsuko napisał/a:

(...)w ogóle nie wchodzić w narkotyki itp. Ale widzę że jak nie wezmę to nie jestem w grupie. Ale i tak nie biorę.

12

Odp: co zrobić ze swoim życiem?

Szczerze mam Ci powiedziec Autorko co mysle?

Nie wzbudzasz sympatii wcale nie dlatego, ze jesteś spokojna czy masz intelektualne zainteresowania, ale dlatego, ze jesteś egocentryczna, zadufana w sobie i masz wiecznie do wszystkich o wszystko pretensje.

Posty [ 12 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » RELACJE Z PRZYJACIÓŁMI, RELACJE W RODZINIE » co zrobić ze swoim życiem?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024