Hej,
mam prawie 26 lat nadal mieszkam z rodzicami i studiuję. Jestem osobą ogarniętą w sferze zawodowej, uczelnianej- jednak nie mogę nikogo sobie znaleźć nawet na pół roku - rok. Problem jest taki, że jestem przez moich rówieśników postrzegana jako ta wrażliwa, miła dziewczyna, którą nie warto ranić. I takie opinie o mnie krążą- nie wiem dlaczego. Dużo myślę, staram się nie wkręcać ale jestem fair w stosunku do ludzi. Jeśli coś nie robię fair to mam wyrzuty sumienia. Nienawidzę tego, wolę zrobić coś i żałować niż np tłumić emocje i później żałować , że tego nie zrobiłam.
Może zacznę od początku. Po maturze poszłam na inny kierunek studiów. Po roku zrezygnowałam, nie dawałam rady- przeniosłam się na inny, na politechnikę. Na wydział międzynarodowy. Byłam pełna energii, pełna werwy aby coś zmienić. Studiowanie dla mnie było czymś fajnym, czułam się super.
Po roku na ten sam kieurnek rok niżej przyszła moja siostra ( 2 lata różnicy). Zawsze była osobą, która brała ze mnie przykład, była dobra i ok ale zawsze miała gorsze oceny ode mnie, zawsze ja byłam dla niej wzorem. Problem jest taki, że poszła na te studia po wielotygodniowych przemyśleniach aż w koncu staneło na tym, że ona nie wie co chce studiować i będzie robiła to samo co ja.
Oczywiście mieszkamy razem nadal i z rodzicami. Zawsze brała po mnie pytania, odpowiedzi do kolokwiów. Zawsze wsyzstko szło jej trochę łatwiej niż mnie.
Na 3 roku wyjechałam na erazmusa. Odcięłam się od rodziny, znajomych- miąłam WŁASNE życie, z nikim nie musiałam go porównywać. RObiłam swoje.
Problem jest taki,że po powrocie byłam pewna siebie, fajna, miałam powodzenia, wiedziałam czego chcę- i ta moja pewność siebie i trochę mały egoizm odbiły się na relacjach z rodziną. Zaczęli mi robić fochy, że nie pamiętam o nich, że jestem samolubna, że interesuje mnie tylko czubek własnego nosa nie rodzina i siostra. Problem w tym, że ja chciałam jakby trochę uciec bo było mi dobrze i rozwijałam się na tym polu co chciałam. Na studiach mieliśmy taki okres gdzie pół roku przeznaczone było na praktyki- miałam je w jednej z najlepszych i najbardziej obleganych w moim mieście firmach architektonicznych. Byłam dumna z siebie, ale co z tego jesli i tak w końcu wyszłam na to samo co ludzie którym tylko inni podpisali papierek?
Moja siostra tak samo- nie miała praktyk 5 miesięcznych tylko 2 tygodniowe. Podpisano jej papierek.
Postanowiłam wyjechać do innego miasta na praktyki i staż w muzeum bo się dostałam. Dostali się najlepsi z całej Polski, osoby ogarniające warsztaty, wydarzenia architektoniczne, wyjazdy, konferencje. Byłam z siebie dumna, że ja osoba,która jakby nic nie organizuje w swoim mieście ciężką pracą dostała się do grupy osób z całej Polski, które coś ogarniają wspólnie.
Oczywiście okazywało się, że każdy siebie zna. Jeździliśmy do siebie na wakacje, festiwale muzyczne. Oni poznawali moich znajomych, ja ich znajomych. Problem był taki,że ich znajomi to tak samo osoby ogarnięte, osoby, które coś robią. Ja jako jedna z nielicznych na swoim kierunku coś robię/ robiłam. Kiedy tamci poznawali moich znajomych i moją siostrę miałam wewnętrzną zazdrość na to, że np ze mną załatwiają interesy a z moimi znajomymi imprezują. Coś mnie uciskało w klatce piersiowej.
Później okazało się, że przez problem programowy mój rok musi nadrobić dodatkowy semestr . Ja i inni znajomi wzięliśmy jeszcze dodatkowy semestr dyplomowy. Więc na 2 stopień studiów dostałam się z rocznikiem niżej- czyli z moją siostrą.
I teraz z nią żyję w domu i studiuję.
Nie wiem czy czuję wewnętrzną zazdrość o to, że ja np przez tyle lat zgłaszałam się do różnych organizacji, że ja ogarniałam warsztay, konferencje itp a tu jestem na studiach na tym samym poziomie co ona. Ni emówię, że źle ale głupio się z tym czuję, że ona zawsze ma łatwiej.
Że zawsze weźmie ode mnie pytania, odpowiedzi, czyjśc dyplom. przepisze, nauczy się i nawet na 3 zda. A ja muszę główkować i kombinować, dowiadywać się który promotor jest który, który jest ok który kogoś zjedzie.
Czuję, że robię za dwie osoby zamiast za jedną. Moja siostra zawsze była jakby księżniczką. Nigdy nie pracowała. Miała tylko te 2 tyg praktyki. Nigdy nie chciała pracować. Ja pamiętam, że w liceum byłyśmy w innych szkołach ale nawet jej znajomi byli bardziej lanserscy niż moi. Moi raczej stawiali na naukę niż na imprezy. Moja siostra ledwo zdawała a teraz jest na tym samym poziomie co ja i moi znajomi z liceum, którzy naprawdę przykładaliśmy się do nauki.
Problem w tym, że to moja siostra i nie mogę tego zdzierżyć. Nawet jej koleżanki pracują, mają zlecenia a ona nawet nie kiwnie palcem. Ja obecnie nie jestem zatrudniona ale od pół roku robiłam coś innego związanego z moją pasją w teatrze- chciałam się sprawdzic, czy aby może to nie jest mój kierunek. Ludzie mówią, ze ja robię dużo, że może za dużo na siebie biorę.
A to nie jest tak. Ja po prostu nie mogę znieść tego, że nawet w domu obecnie mimo różnicy wieku, różnicy intelektualnej jesteśmy traktowane na równi. Nigdy oczywiście nie było tak, że rodzice kogoś wywyższali - nie. Nie chodzi mi nawet o rodziców. Nasi znajomi nawet myślą, że oo fajnie, że studiujesz z siostrą.
Nie , wcale nie jest tak fajnie.
Architektura po pierwsze to co ś co ja chciałam robić. Ona od początku nie była pewna.
Po drugie- nie chcę aby obecnie kiedy jesteśmy na jednym poziomie na uczelni rodzina w tym babcie i rodzice traktowali nas znowu na równi jakbyśmy były w przedszkolu. Ostatnio babcia dała nam pieniądze na prawo jazdy- z aktóre bardzo dziękuję i jestem wdzięczna z całego serca. Powiedziała, że teraz będziemy mogły zrobić prawo jazdy jak chciałyśmy. Ciągle MY, MY. tak jakbym ja nie byłabym jednostką indywidualną ale MY.
Moja siostra dorasta jest 2 lata młodsza a widzę, ze i tak po mnie ściąga. Widzę, że to teraz ona flirtuje z moimi znajomymi chłopakami- nie jestem zazdrosna. ALe to ona całe życie była introwertykiem. Ona nigdzie nigdy nie wychodziła. To ja zawsze musiałam ją zrywać z łózka. A teraz ona nawet nie proponuje mi wyjść.
Mam jakąś zazdrośc albo nie mogę się z czymś pogodzić. Nie wiem z czym. Że ona zabiera mi moją działkę? Bo wiem jaka jest od zawsze od urodzenia ją znam.
Bo jestesm zazdrosna o to, że wchodząc w krąg moich znajomych już się z kimś spotyka a ona nigdy nie zaprosiła mnie do swoich znajomych- ja nikogo nie poznałam.
Nie wiem co jest ze mną nie tak. Czuję, że albo powinnam się wyprowadzić- mam już tyle lat swoje oszczędności, może nawet z jakimiś współlokatorkami mogę mieszkać. Chodzi mi po prostu o odcięcie tej pępowiny- od pozbycia się tego słowa MY a nie JA.
Nie wiem czuję, że coś mnie w życiu omija a ludzie ode mnie młodsi w tym moja siostra idą do przodu. Że to ja popełniam jakieś błędy, że to ja mam ciągle huśtawki nastrojów a oni idą dalej. Że zaraz ktoś mnie prześcignie i będzie płacz, że nie mogę pogodzić się z jakimiś rzeczami.
Np moja mama wie o co mi chodzi. Po dostaniu się na studia wraz z osobami młodszymi spytała się mnie jak się czuje. Później nie kontynuowała tego tematu. To było w październiku. Problem jest taki,że moja siostra nie zdaje sobie sprawy. Jest jeszcze głupia życiowo. Wszyscy ją lubią. Ja oczywiście mam za dużo rozkmin. to ja jestem tą, która się wszystkim zamartiwa a ona dostaje jakąś odpowiedź. Głupio mi tak pisać, bo jest moją siostrą- aż idiotycznie będę się czuła czytając ten post raz jeszcze.
Ale mam jakieś wewnętrzne przekonanie, że w życiu nie warto się starać, nie warto gonić za własnymi marzeniami, bo i tak wyląduje się na tym samym poziomie co inni ludzie. Ci, którzy np nic nie robią, albo nie mają ambicji.
Teraz rodzice mówią- oo mogłybyście znaleźć pracę, znowu MY. A nie pamiętają tego, że ja od pół roku realizowałam swoje marzenia w teatrze, próbowałam, szukałam siebie. Ok może aż tyle pieniędzy nie zarabiałam, ale COŚ ROBIŁAM. A nie leżałam w łóżku....Znajomi mojej siostry to osoby, które nic nie robią. Leżą w łóżku, mają koty, nie pracują.
Moi znajomi to ludzie ogarnięci, którzy coś robią wżyciu. Pracują, realizują się hobbistycznie, w innych dziedzinach niż praca czy studia.
O ten podział mi chodzi. CHociaż chyba nie powinno go być.
Nienawidzę się porównywać ale widzę, że ja mieszkając nadal z rodzicami w tym domu, nie rozwijam się, jestem na tym samym poziomie, lub niższym niż byłam 2 lata temu.