Witam Was, dlugo sie zastanawialem czy zalozyc tutaj konto i opisac swoj problem. Z jednej strony jest to fajne rozwiazanie dla osob ktore chca sie zwierzyc ze swoich problemow i szukaja pomocy. Ja szczerze mowiac nie mam z kim pogadac o tym w realu z dwoch przyczyn po pierwsze ze jest mi glupio o tym gadac a po drugie wstydze sie troche tego. Mam 25 lat, mieszkam w malym, ponurym miescie. Moje trudne przejscia/ problemy mozna podzielic na kilka osobnych dzialow ktore tak naprawde wydarzyly sie w podobnym przedziale czasowym. Mam nadzieje ze komus bedzie chcial sie czytac to co zaraz napisze a troche tego bedzie.
1. Trudna sytuacja z ojcem.
Z ojcem tak naprawde kontakt zawsze mialem slaby, w praktyce nie robilismy nic wspolnie, zadnych wspolnych rowerow ani nic podobego. Gdy bylem maly pracowal na miejscu. Pewnego dnia moja mama ciezko zachorowala i musiala sie zwolnic z pracy. Po jakims czasie i ojciec stracil prace, byl wtedy kryzys. Wtedy wlasnie przezylismy taka najwieksza biede, ledwo starczalo na wszystko. Nie wiem ile dokladnie lat to trwalo ale mysle ze cos kolo 3 napewno. Mielismy pomoc ze strony mojej babci i no jakos trzeba bylo sobie radzic. Ja bylem szczeniakiem to nei pamietam wszystkiego dokladnie. Pozniej ojciec wyjechal w delegacje. Nastepnie wyjechal za granice zaraz na poczatku mojej nauki w technikum, a moze i wczesniej... trudno mi sobie to przypomniec. W kazdym badz razie za granica gdy pracowal w Belgii wpadl w nieodpowiednie towarzystwo, od kiedy pamietam to popijal alkohol ale tam na calego sie stoczyl. Przyjezdzal raz na 2-3 miesiace na jakis tydzien. Na poczatku bylo ok, ale po paru dniach zaczynaly sie awantury w sumie o pierdoly. Potem go zwolnili za picie. Zjechal do polski i na calego zaczelo sie pieklo. Pierw od awantur po szarpaniny, bicie, grozby, zastraszanie. Glownie wszystko szlo w kierunku mojej mamy. Ja oczywiscie gdy tylko widzialem ze idzie do niej z lapami to od razu stawalem pomiedzy i niestety musialem sie czesto szarpac, bic z nim... Raz przez taki incydent zlamal mi reke. Wtedy postanowilem cos zrobic... zaczalem namiawiac swoja mame zeby odeszla od niego, wziela rozwod i zebysmy sie gdzies wyprowadzili z dala od niego. Na poczatku bala sie go i tego zrobic. Chodz po kilku miesiacach mojej i babci interwencji zgodzila sie. Zalozyla sprawe o znecanie sie psychiczne i fizyczne nad nami. Stary jak sie o tym dowiedzial wpadl w furie i pamietam ze przez okres wakacji 3 miesiace ciagle byly jakies bojki, ciagle policja przyjezdzala i go zabierala a ja oczywiscie zamiast isc do znajomych w wakacje to pilnowalem mamy i siedzialem caly czas w domu... czulem sie jak wiezien we wlasnym domu, ale nie mialem innego wyjscia. Balem sie ze moze jej cos zrobic. Moja psychika strasznei wtedy ucierpiala. Bylem wydolowany na maksa. Po paru latach i 2 sprawach sadowych, udalo sie uwolnic od tego czlowieka. Dostal zawiasy na 3 lata, zakaz zblizania sie do nas i rozwod. Wszystko zakonczylo sie w tamtym roku jakos we wrzesniu. No ale niestety musimy dalej z nim mieszkac. Sprzedaz mieszkania w sumie nie wchodizla w rachube bo co my bysmy kupili za takie pieniadze potem... on jest meldowany i trzeba by bylo kupic mu mieszkanie i potem nam. Nie wiem czy na 2 pokoje z kuchnia by starczylo wiec postanowilismy ze bedziemy meiszkac dalej w tym domu razem z nim. On co prawda dostal ultimatum ze jesli zacznie znowu swirowac to tym razem nie bedzie juz zawieszenia ale dostanie wyrok normalny w wiezieniu i eksmisje z domu. W koncu usiadl na dupie... jest spokoj w porownaniu do tego co bylo jeszcze z 2 lata temu. Czasami wkurza mnie moja mama, nie potrzebnie do tej pory z nim dyskutuje jak jest pijany. Mimo ze mowie jej ze takie rozmowy nie maja sensu i po co sie z nim spoduchwala to ta robi ciagle to samo... ona po prostu nie uczy sie na swoich bledach... zawsze musze rozwiazywac takie spory w zarodku zeby nie przerodzilo sie to znowu w cos powazniejszego i jej wbijam do tego pustego lba zeby z nim nie gadala, a jak juz to niech odpowiada sluzbowo jak najkrocej tak jak ja to robie...
2. Przyjaciele/ bliskie osoby
Od zawsze kiedy pamietam nie mialem problemu z dogadywaniem sie z ludzmi. W gimnazjum i technikum mialem swoja grupke ludzi z ktorymi caly czas sie trzymalem. Byly to osoby z normalnych rodzin, takie bardziej spokojniejsze a nie jakas patologia. Jak wiadomo klasa zawsze dzielila sie na grupy i nie zawsze wszyscy za soba przepadali. Po skonczeniu technikum w pierwszym roku bylo jeszcze sweitnie, czesto sie widywalem z przyjaciolmi ale potem wszystko zaczelo sie pieprzyc. Dobre kumpele wyjechaly do Manchesteru, NY, USA, przyjaciel od dziecinstwa do Danii, inni natomiast do wiekszych miast na studia albo tak sie po prostu przeprowadzili. Ci co zostali w moim miescie sa juz po slubie, maja dzieci... Czasami odwiedze ich i wpadne na kawe ale to juz nie jest to samo co kiedys. Gdy bylismy mlodzi i wszedzie sie chodzilo razem... Teraz glownie to tematy dotyczace ich dzieci a ja.. jestem singlem i w sumie nic nie wiem w opiekowaniu sie dziecmi itp. Stracilem w sumie 2 przyjaciolki i 2 przyjaciol tak nagle... Pierwsza przyjaciolke stracilem przez jej nowego chlopaka ktory byl o mnie mega zazdrosny i robil jej ciagle jakies wywody po co sie ze mna spotyka itp. w koncu odbyla sie rozmowa w ktorej stwierdzila ze lepiej jak przestaniemy sie spotykac bo inaczej straci zwiazek... wtedy mnie to mega zirytowalo, z czasem jej wybaczylem w duchu ale kontakt sie urwal. Pozniej po okolo 2 latach sie odezwala i chciala sie spotkac ale ja juz tego nie chcialem. Po takim czasie nie umialbym z nia rozmawiac... zreszta sama tego chciala.. znalismy sie od gimnazjum tak jak z jej bratem z ktorym tez sie przyjaznilem. On natomiast popadl w goraczke pieniadza... stal sie pracoholikiem dla ktorego liczy sie stan konta, pozrywal kontakty ze wszystkimi przyjaciolmi jakich mial... zmienil sie kolosalnie ze nawet jego siostra go nie poznawala. Pozniej stracilem przyjaciolke przez to ze rozwalila mi zwiazek dlatego ze byla we mnie zakochana. Przestalem sie do niej odzywac, po czasie zalowalem ale juz bylo za pozno zeby to naprawic. Kolejny przyjaciel wyzwal mi ze jest gejem. Jak tu uslyszalem to bylem zszokowany tymbardziej ze kiedys zeswatalem go z fajna dziewczyna z ktora byl chyba z pol roku. W sumie zaakceptowalem to. Nie przeszkadzala mi w niczym jego orientacja do czasu az na spotkanie przyszedl ze swoim "chlopakiem" z ktorym sie obmacywal na miescie... to w sumie bylo przegiecie i mnie tym mega wkur... dalem mu ultimatum ze mozemy sie spotykac normalnie ale bez jego mena bo ja nie chce miec siary na miescie. I w sumie od tamtego czasu sie nie odezwal. Badz co badz nie przeszkadza mi czyjas orientacja jesli sie tym nie afiszuje publicznie... z jednej strony nie dziwie sie ze teraz jest tylu gejow bo ciezko jest znalezc normalna dziewczyne... ale to osobny temat ktorego nie chce mi sie rozwijac. Podsumowujac moje grono przyjaciol strasznie sie zawezilo, az nie wierze w to ze kiedys wychodzilismy grupa na miasto, rower, basen tak teraz rzadko kto ma czas zeby na piwo wyjsc... z jednej strony sie nie dziwie bo wiekszosc sie bawi w dzieci i rodzine. Wiadomo w pracy mozna poznac nowych ludzi ale to juz nie jest to samo co takie osoby ktore zna sie kilka lat i ma sie z nimi swietny kontakt... coraz czesciej czuje sie taki samotny...
3. Praca
Jak w poprzednich robotach nie mialem problemu z dogadywaniem sie z ludzmi. Tak w obecnej odechciewa mi sie wszystkiego... Wrocmy wstecz kilka lat... gdy pracowalem w ochronie, przez jakis czas na kauflandzie poznalem bardzo duzo ludzo, przewaznie byly to osoby 26-34 lata. W sumie ich wiek w niczym mi nie przeszkadzal i czesto wychodzilismy na piwa, imprezy i sie spotykalismy. W sumie do tej pory tak jest ze jak mamy wolne w dany dzien to sie spotykamy chociaz na godzine lub dwie zeby pogadac. Czasami wybieramy sie tez na imprezy. Pozniej pracowalem w malej firmie na wozku widlowym gdzie tez nie mialem problemu z kolegami z pracy. Ze wszystkimi mialem dobry kontakt a najlepszy w sumie z kierownikiem magazynu. Bylem u niego pare razy w domu na piwie mimo ze facet byl po 40... ogolnie mowil ze lepiej sie ze mna dogaduje niz z jego kolega z ktorym robil 18 lat. I w sumie rzeczywiscie tak bylo. Mielismy najwiecej tematow z calego tego grona tam. Moglisby pogadac o wszystkim i niczym. Atmosfera byla przemila niestety zarobki juz slabe... Obecnie robie w duzej firmie cos kolo 400-500 osob. Mialem to szczescie ze trafilem na dzial najwiekszych debili na zakladzie. W sumie wszystkie zmiany maja swoich Asow... Obecnie robie na zmianie gdzie niby sa ci normalniejsi ale tez maja duzo za uszami. Nie wiem czemu uparli sie na mnie jak mucha do gowna... ciagle dowiaduje sie nowinek o tym ze byli mnie podkablowac u kierowniczki albo czekaja tylko na moj blad zeby mnie wyjebali z zakladu. Dzisiaj jestem akurat po nocce i to co sie dowiedzialem zaraz przed praca mnie zamurowalo... kiedy myslalem ze po tylu miesiacach glupiego pieprzenia na moj temat im przeszlo tak dalej knuja jak mnie wywalic z tej roboty... rece mi dzisiaj opadly. Oczywiscie poznalem jednego fajnego chlopaka ktory jest normalny... zakumplowalismy sie, szczerze mowiac jak na niego patrze i slucham go to widze tak jakby siebie z przed 6 lat. Gdyby nie on to w sumie nie wiem czy bym tam jeszcze robil... Ciesze sie ze go poznalem, mysle ze nasz kontakt bedzie sie dalej utrzymywal nawet jesli sie kiedys zwolnie z tego chorego zakladu... Dobrze ze mozna jeszcze spotkac takich ludzi ktorzy sa swiatelkiem w tunelu. Mimo ze znamy sie okolo pol roku, razem imprezujemy, spotykamy sie po pracy to w sumie nie wiem jak dalej sie nasza relacja rozwinie. Czasami on mnie czyms wkurzy, czasami ja jego heh.
4. Zwiazki
Mialem w sumie duzo zwiazkow. Niestety te ostatnie zostawily po sobie duze pietno. Chodzi tutaj oczywiscie o to ze zostalem zdradzony. Co najlepsze 3 dziewczyny mnie zdradzily jedna po drugiej... W sumie nie chce mi sie juz bardziej rozpisywac ale po prostu nie mam szczescia do milosci...
Teraz polaczmy to wszystko. W ostatnim czasie duzo przezylem. Strasznie sie zmienilem. Jestem calkiem inny niz kiedys... Czuje ze jestem w srodku rozdarty. Czasami mam takie dni ze naplyw wszystkich negatywnych rzeczy sprawia ze nawet nie chce mi sie gadac z innymi ludzmi. Nawet z moim kumplem z ktorym robie. Po prostu najchetniej poszedlbym wtedy spac. Od paru lat caly czas mam pod gorke. Stalem sie strasznie nie ufny wobec innych ludzi. Nie mam ochoty poznawac nowych ludzi. Najgorsze jest to ze im bardziej sie staram, tym bardziej mi nie wychodzi jak na zlosc... Dziwie sie ze ludzie ktorym pomagam przewaznie mi wbijaja potem noz w plecy. Dzisiaj w robocie myslalem nad tym ze ludzie to najwieksze kurwy na tym swiecie. Ze powinnismy sie uczyc zachowania od zwierzat. Wybaczcie ze wyrazam sie w ten sposob ale jakos ostatnio nie mam juz sily na nic. Czuje jakbym sie poddawal, nie mam sily walczyc o nic. U ludzi denerwuje mnie tez to ze gdy ktos potrzebuje pomocy to wie gdzie isc, ale gdy to my potrzebujemy wsparcia to oni odwracaja sie dupa do nas. Ja nazywam takie osoby "przyjaciele od potrzeby".W sumie rozpisalbym sie jeszcze ale juz mnei zmulilo i musze sie przespac... w koncu cala noc w pracy bylem. Jak wy w ogole to widzicie? Tez macie takie dni kiedy macie wszystkich serdecznie dosc? Ja z wiekiem ostatnio staje sie coraz bardziej zgorzknialy...