co dalej??? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 4 ]

Temat: co dalej???

Muszę przyznać, że forum czytam skrycie już od dawna. Ponieważ sama jestem w ciężkim momencie życiowym, postanowiłam napisać niniejszy post. 

Małżeństwem jesteśmy 4,5 roku. Razem już prawie 12 lat. W czerwcu urodziła nam się córka. Chciana, zaplanowana. Nic nas nie zaskoczyło, ja mam 30 lat, on 35, oboje pracujemy, mamy stabilną sytuację mieszkaniową i majątkową.

Przed urodzeniem się dziecka dogadywaliśmy się bardzo dobrze. Nigdy nie przeszła mi przez głowę myśl, że mogę rozwieść się z tym człowiekiem. Pokonaliśmy razem wiele trudnych sytuacji - miał problemy z obroną pracy magisterskiej, długo nie mógł dostać pracy. Zawsze mógł na mnie liczyć, zawsze stałam po jego stronie. Sama znalazłam mu obecną pracę, wyszukiwałam kursy, dopingowałam, znosiłam to że podnosi kwalifikacje i nie ma go całe weekendy, zajmowałam się domem. Opiekowałam się nim po wypadku samochodowym. Dla mnie to było naturalne.

Pierwsze problemy pojawiły się już w czasie mojej ciąży. Mąż dojeżdżał do pracy moim samochodem - swój ma w garażu położonym w pewnej odległości od mieszkania, nie chcieliśmy żeby tracił czas na dochodzenie do garażu. Zresztą tak było wygodniej. Nigdy nie kontrolowałam jego telefonu. Pewnego dnia gdy dostał smsa, zapytałam od kogo. Powiedział, że to od koleżanki z pracy i mówił mi, że zapytała go o wspólne dojazdy do pracy, a on się zgodził. Nigdy nic takiego mi nie mówił, nie zapytał czy może chociażby użyć do tego mojego samochodu. Ja sama jestem po dwóch wypadkach samochodowych (zresztą jeden w wyniku którego doznałam urazu kręgosłupa spowodował mąż). Długo miałam lęk przed prowadzeniem samochodu, teraz pokonuje go małymi kroczkami. Był czas, że dojeżdżałam do pracy tramwajem.
Mąż wyzywał mnie wtedy od niepełnosprawnych, kalek. Gdy poprosiłam, żeby po mnie gdzieś podjechał mówił, że go za sobą ciągam. Rozmawialiśmy na ten temat wielokrotnie twierdził, że w ten sposób mnie mobilizował. Z kolei żal mu było koleżanki - bo tak długo tramwajem dojeżdżała. W każdym razie tego samego dnia przysłała mu smsa o 1 w nocy, z informacją że jednak się z nim nie zabierze. Po naszej rozmowie obiecał, że już nie będzie jej podwoził. Dwa dni później ktoś powiedział mi, że widział ich na mieście jak wracali z pracy. Mimo, że byłam w zaawansowanej ciąży przepłakałam cały dzień. Nie dlatego, że byłam zazdrosna czy podejrzewałam go o zdradę. Dlatego, że zdałam sobie sprawę, że mieszkam z osobą o której nic nie wiem. Wcześniej dałabym sobie rękę uciąć, że wraca z pracy sam. Przecież wszystko wyjaśniliśmy. Postanowił zrobić za moimi plecami wszystko po swojemu, a dla mnie to był cios.

Urodzenie się córki wiele zmieniło. Absolutnie nigdy nie obwiniałam za to dziecka. Doskonale wiem, że ono zweryfikowało na nowo naszą relację. Córka była dzieckiem wymagającym - od początku cierpiała na kolki, do tego doszły jeszcze inne problemy zdrowotne. Mąż miał ciągle pretensje, że płacze. Ciągle wyjaśniałam, że albo ma kolkę i boli ją brzuszek albo bierze żelazo i boli ją brzuszek. W końcu zdałam sobie sprawę, że zaczynam go przekonywać, że nasze dziecko jest fajne. Przestałam.

W lipcu mała trafiła do szpitala z powodu zapalenia płuc. Mąż akurat miał zaplanowane dwa dni urlopu. Postanowił wykorzystać go na naprawę i umycie samochodu! Nawet nie zainteresował się, czy mam co jeść w szpitalu. Prosiłam go o zakupy dla dziecka w aptece. Wpadł z nimi po 18, rzucił na stół i zapytał i to niby było tak bardzo potrzebne? Było mi bardzo wstyd, zwłaszcza że świadkiem całej sytuacji była moja mama. A on naprawdę nigdy wcześniej się tak nie zachowywał.

Mąż co raz później wraca z pracy (o godzinę, dwie). Były też dni, że o 5 rano brał prysznic i suszył sobie włosy, mając za nic, że ja z dzieckiem jeszcze śpimy. Generalnie z dzieckiem spędza godzinę, dwie dziennie. Patrzy przy tym w telefon, rzadko kiedy się do niej odezwie przez ten czas. Przez 6 miesięcy nie kupił jej żadnej zabawki. Nie interesuje się, czy mam pieniądze na jej szczepienie, ubranka. Jak dziecko pójdzie spać, potrafi siedzieć przy telefonie do 2 3 w nocy! Po 5 wstaje do pracy. Ze mną praktycznie nie sypia, od trzech miesięcy nie uprawiamy seksu, nie przytula mnie, nie całuje. Próbowałam to wyjaśnić. Twierdził, że coś się w nim zablokowało i sam się z tym źle czuje. Oczywiście twierdził, że to moja wina - bo w sierpniu robił zakupy, a ja zadzwoniłam do niego z awanturą, że za długo (dziecko miało wtedy problemy z krztuszeniem i oddychaniem po karmieniu, bałam się dawać jej jeść - były dni że robiła się sina, więc poprosiłam go żeby wrócił na karmienie, a on postanowił wstąpić jeszcze do dwóch sklepów). Nie pozwolił mi się wyprowadzić. Twierdził, że mnie kocha, że mu zależy i sobie z tym poradzi. Tylko, że przez trzy tygodnie w tej kwestii nie zmieniło się nic. Ja jestem co raz bardziej sfrustrowana, dużo płaczę, kiepsko sypiam.

Tak naprawdę zmartwiło mnie to, co się stało między nami we wrześniu. Mąż wziął urlop ojcowski. Poprosiłam go o to, bo byłam już bardzo bardzo zmęczona, potrzebowałam pomocy. Prawie codziennie gdzieś jeździł, załatwiał swoje sprawy. Jak pilnował dziecka, patrzył w komputer. Pewnego razu jak zwróciłam mu uwagę, że mała płacze i trzeba ją zająć, rzucił tym komputerem o łóżko. W sobotę były moje imieniny. W czwartek wyszedł z domu o 7 rano. Koło 10 zadzwoniłam zapytać go kiedy wróci. Powiedział, że koło 13, bo podjechał ze skierowaniem do szpitala, a chce jeszcze zajrzeć do sklepu po mój prezent. Wcześniej rozmawialiśmy o tym, że chce jeszcze pojechać z samochodem do serwisu, ale ustaliliśmy że mam dużo przygotowań do imienin i to nie jest dobra pora (cały kolejny tydzień też miał urlop). Tego dnia wrócił o 16! Z tymże od 13 do 16 nie odbierał ode mnie telefonów. Odchodziłam od zmysłów. Po powrocie powiedział, że muszę skończyć te swoje kontrole i że za karę, że do niego zadzwoniłam nie kupił mi prezentu. Podczas późniejszych rozmów wyszło, że już jak do niego dzwoniłam doskonale wiedział, że jedzie do serwisu, mojego prezentu nie miał nawet w planach. Poczułam się jakbym dostała w twarz. Kazałam mu się wyprowadzić. Dla niego główne argumenty, to że nie poradzę sobie z chorym dzieckiem! Nie powiedział, że nas kocha, że mu zależy, nic.

Od tamtego czasu płakałam wiele, wiele razy. Zastanawiam się czy to wszystko ma sens. Są dni kiedy wiem, że muszę się wziąć w garść dla dziecka, ale są kiedy jestem w kompletnej rozsypce. Mam mętlik w głowie, z jednej strony staram się dla dobra dziecka, ale z drugiej strony mam wrażenie, że to mnie zabija. Kilka dni wcześniej, jak mała nie chciała zasnąć (teraz z kolei ząbkuje) i próbowałam ją uspokoić, mąż twierdził że na pewno moja mama ją tak nauczyła i że dziecko wymusza branie na ręce! (oczywiście to nie jest prawda). Zaczynam się czuć jakbym mieszkała z zupełnie przypadkową osobą.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: co dalej???

Smutna Twoja historia. Nie ma chyba dobrej rady, która ukoiłaby Twój żal do męża.
Pomijając jego oziębłość wobec Ciebie i brak zainteresowania dzieckiem, problemem jest brak komunikacji między Wami, a raczej jego niechęć do rozmowy z Tobą.
Większość osób, pewnie powie - skoncentruj się na sobie i dziecku...i zapewne to robisz, ja doradziłabym jeszcze, żebyś w miarę możliwości starała się nie zarzucać go problemami, pretensjami.
Nie twierdzę, że za dużo od niego wymagasz, wręcz przeciwnie, on ma obowiązki z których się nie wywiązuje, a Ty  nie jesteś w stanie do niczego go zmusić.
Postaraj się też nie dzwonić do niego, poczekaj, na jego inicjatywę, może się zreflektuje i sam zainteresuje w czym powinien pomóc.
Krótko mówiąc, zdystansuj się trochę do niego, masz pomoc mamy , dasz radę.
" Kazałam mu się wyprowadzić. Dla niego główne argumenty, to że nie poradzę sobie z chorym dzieckiem! Nie powiedział, że nas kocha, że mu zależy, nic."
nie rezygnuj jednak z próby rozmowy, bo jak mają się jego argumenty, wobec postawy jaką prezentuje?
Nie poradzisz sobie bez niego? ...a co w tej chwili robisz, a raczej co on robi dla Ciebie?
zdezorientowana123 i na koniec, pewnie niejednokrotnie o tym myślałaś; czy on jest wobec Ciebie lojalny, bo jego zachowanie, jest dość podejrzane.

3

Odp: co dalej???

Trudno sobie wyobrazić, co musiałoby się stać takiego w Twoim związku, żeby Twoj mąz zaczął zwracąć na Ciebie i dziecko uwagę, jakiej oczekujesz sad

4 Ostatnio edytowany przez kitkaoskara (2015-12-22 10:01:57)

Odp: co dalej???

Co dalej?
Co dalej w sytuacji, kiedy przestałaś być dla swojego męża kobietą a stałaś się matką jego dziecka?
Co dalej, gdy tobie zależy na bliskiej relacji z nim, a jemu na bliskości z tobą nie zależy?
Co dalej, jeśli macie w swoim związku ewidentny KRYZYS?

Kryzys dotyczy WASZEGO związku i od obopólnego zaangażowania i umiejętności połączenia waszych wysiłków, aby związek odmienić, zależy, czy kryzys stanie się dla waszego związku integrujący, czy dezintegrujący.
Na razie działasz na oślep, czujesz, że coś wymyka się tobie z rąk, ale nie potrafisz rozpoznać źródeł kryzysu. Gdy nie znasz jego źródeł trudno skutecznie z nim walczyć.

Posty [ 4 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024