Czesc wszystkim,
jestem nowa...
Czemu tutaj pisze? Hm, bo chce jakoś to ogarnąc zrozumieć. Kazdy mówi coś innego, kazdy to ocenia, kazdy mówi ze nie warto...
A ja czuje sie samotna, smutna, zła, rozczarowana.
Jestem w dłuższym związku. Ten chłopak to wszystko dla mnie. Ale jest bardzo ale to bardzo porywczy... Już mowie o co chodzi.
Coś powie a potem załuje i tlumaczy ze jest/był zly dlatego tak powiedział ale wcale tak nie chce, tylko nie myśli a mówi.
Bywało roznie miedzy nami jak w kazdym zwiazku raz lepiej raz gorzej. Ale zawsze konczyło sie zgoda. Twierdzi ze nie chce innej, ze czasem problemy go przerastaja i ten jego charakter ,,zamkniety" w sobie..
Było super. Dzwonił. starał sie,przyjeżdzał. Był naprawde świetny.... aż nagle z tego kochanego chłopaka stał się bezuczuciowy egoista.
W zeszłą sobote przyjechał jak zwykle... Czekał na mnie pod pracą. Dla mnie ten dzien w pracy był cięzki, byłam zla, zmeczona wszystko na raz. Juz po kilku minutach zauważyłam ze coś u niego nie tak. Był taki smutny, zły, sam nie wiedział o co mu chodzi.. Taki nie on. Pojechaliśmy do domu niby zaczelismy rozmawiac i z jakies głupoty rozpetała sie klotnia. Nakrzyczałam na niego, mialam jakies pretensje o przeszłosc... Nie wiem po prostu skupiła sie we mnie cała zla energia a na nim sie to odbilo. Siedzial sluchał i milczał az w koncu powiedział ,, daj mi spokoj jakies masz pretensje" albo ja wychodze.. Ale nie wiem jakos nie przestałam. Pozniej odpuscilam chcialam sie przytulic ale juz mi nie pozwolił. Powiedział ze wraca do domu i pojechał po 2 godzinach spotkania... Zadzwoniłam po wyjsciu ale juz nie odebral. Kolejnego dnia zadzwonilam odebrał niby rozmawiał ale bardzo oficjalnie. Powiedział ze był w sobote moglam rozmawiac a nie kłocic sie o glupoty. Poczułam skruche i grzecznie wytłumaczyłam ze miałam ciezki dzien i przeprosiłam. Zadzwoniłam kolejnego dnia ... Niby rozmawiał ale z dystansem znowu. Az po chwili powiedział przemyślałem to ,, Nie bede wiecej czasu tracił Ty tez" Koniec. Mozesz sie obrazic jak chcesz na tydzien miesiac, bede mial spokój. Zamurowało mnie ..... Przez chwile milczałam. A on na to ,, Czemu nic nie mówisz" odpowiedziałam ,,chyba zartujesz, zrywasz" odpowiedział tak.... Zamilkłam i powiedziałam po chwili jak chcesz. Rozłączyłam sie. Nie umiałam tego skomentować.... I tak od tego czasu czyli teraz 4 dzien on milczy ja tez. Napisałam mu sms ze mam urlop od czwartku nie zareagował. Zawsze w sobote był u mnie cały week spedzalismy razem... A teraz siedze sama i płacze.
Tyle mi pozostało.....
Jak ja za nim tęsknie.
I co dalej?