Całe życie słuchałam jak się ze mnie śmieją, szydzą i jeszcze to namolne gadanie matki "Przestań żreć, bo się w drzwi nie zmieścisz". I kiedyś przestałam, z ciekawości czy coś się zmieni. Nikt nie nie mówił, udawali, ze nie zauważają a ja uciekałam z domu od każdego talerza. Schudłam 15 kg a moja matka "No, jeszcze z 10 i będzie ok". Wtedy doszłam do wniosku, że ta kobieta ma coś z głową. I ile bym nie schudła zawsze będę dla niej potworem. To nie ja mam problem, choć dzięki niej mam odwieczny kompleks grubego wieloryba. Słowa "Schudnij, bo cię żaden nie zechce" stały się ciałem. Nie wiem czy jest dumna z siebie w tej chwili, ale mieszkając z nią doszłam do perfekcji w olewaniu jej dziwnych uwag typu np "o tej porze porządne kobiety nie wychodzą z domu". Porządne nie wychodzą, ja wyjdę. Jak przestałam reagować na jej durne gadanie, to gada dalej, ale jakieś inne farmazony. Kiedyś mi przyznała, ze wie, iż jest toksyczną matką, lecz nie zamierza nic z tym robić. Wtedy we mnie się zaczęły zmiany. Mając lat 32 zaczęłam ją jedynie informować, że idę tu, jadę tam i nie wiem kiedy wrócę. W końcu ją przyzwyczaiłam, ze to iż mieszkamy razem w jednym domu nie oznacza, ze wiecznie mam być do niej przywiązana. Kiedyś wróciłam po kilku dniach, widziałam jej minę, udałam, ze nic nie widzę. Po co to piszę? Bo właśnie takie zachowania rodziców, nadopiekuńczych matek, które uważają, że wszystko co robią i mówią jest naj, prowadzi do zaniżenia samooceny u dziecka. Nie umiem powiedzieć do siebie 'jesteś piękna', nie umiem siebie pokochać, nie umiem patrzeć na siebie. Mówią mi, że póki nie pokocham siebie, nikt mnie nie pokocha. To prawda, choć znam wiele kobiet, które na siebie nie mogą patrzeć, noszą worki zamiast ubrań i mają facetów. Już mnie to tak nie boli jak kiedyś. Próbowałam nawiązać kontakt z mężczyznami na portalach internetowych, zazwyczaj zgłaszało się dwóch albo trzech i wszystko. Kilku kolegów mi powiedziało, że jestem niezbyt urodziwa. Trudno, Barnie nigdy nie będę a widziałam gorsze paszkfile co mężów mają, tylko ci mężowie jacyś tacy... chyba brały to co było. Ja tam chlania dzień w dzień nie zdzierżę.
Całe życie słuchałam jak się ze mnie śmieją, szydzą i jeszcze to namolne gadanie matki "Przestań żreć, bo się w drzwi nie zmieścisz". I kiedyś przestałam, z ciekawości czy coś się zmieni. Nikt nie nie mówił, udawali, ze nie zauważają a ja uciekałam z domu od każdego talerza. Schudłam 15 kg a moja matka "No, jeszcze z 10 i będzie ok". Wtedy doszłam do wniosku, że ta kobieta ma coś z głową. I ile bym nie schudła zawsze będę dla niej potworem. To nie ja mam problem, choć dzięki niej mam odwieczny kompleks grubego wieloryba. Słowa "Schudnij, bo cię żaden nie zechce" stały się ciałem. Nie wiem czy jest dumna z siebie w tej chwili, ale mieszkając z nią doszłam do perfekcji w olewaniu jej dziwnych uwag typu np "o tej porze porządne kobiety nie wychodzą z domu". Porządne nie wychodzą, ja wyjdę. Jak przestałam reagować na jej durne gadanie, to gada dalej, ale jakieś inne farmazony. Kiedyś mi przyznała, ze wie, iż jest toksyczną matką, lecz nie zamierza nic z tym robić. Wtedy we mnie się zaczęły zmiany. Mając lat 32 zaczęłam ją jedynie informować, że idę tu, jadę tam i nie wiem kiedy wrócę. W końcu ją przyzwyczaiłam, ze to iż mieszkamy razem w jednym domu nie oznacza, ze wiecznie mam być do niej przywiązana. Kiedyś wróciłam po kilku dniach, widziałam jej minę, udałam, ze nic nie widzę. Po co to piszę? Bo właśnie takie zachowania rodziców, nadopiekuńczych matek, które uważają, że wszystko co robią i mówią jest naj, prowadzi do zaniżenia samooceny u dziecka. Nie umiem powiedzieć do siebie 'jesteś piękna', nie umiem siebie pokochać, nie umiem patrzeć na siebie. Mówią mi, że póki nie pokocham siebie, nikt mnie nie pokocha. To prawda, choć znam wiele kobiet, które na siebie nie mogą patrzeć, noszą worki zamiast ubrań i mają facetów. Już mnie to tak nie boli jak kiedyś. Próbowałam nawiązać kontakt z mężczyznami na portalach internetowych, zazwyczaj zgłaszało się dwóch albo trzech i wszystko. Kilku kolegów mi powiedziało, że jestem niezbyt urodziwa. Trudno, Barnie nigdy nie będę a widziałam gorsze paszkfile co mężów mają, tylko ci mężowie jacyś tacy... chyba brały to co było. Ja tam chlania dzień w dzień nie zdzierżę.
Weź się do galopu, siłownia i terapia, a reszta sama się ułozy. U mnie tak było i jestem teraz szczęsliwą kobietą u boku wspaniałego faceta.
Witaj
Praca nad sobą ,na podwyższanie własnej samooceny, na podwalinie matczynej ortodoksyjności,toksyczności wręcz względem zachowań czy wyglądu to nie lada wyzwanie!
Po mimo iż określasz się bardzo krytycznie, dajesz się poznać jako silna osoba ,która przebrnęła przez jarzmo szyderstwa , opowiadasz że masz swój rozum i WIESZ że stoisz dziś NAD zgnilizną moralną I TAK TRZYMAJ .
Praca nad sobą wymuszona przez osoby trzecie lub z przymusu (bo tak pewnie trzeba) daje gówniane efekty..
Brakuje ci miłości ,wsparcia ,miłego słowa , do tego nadal mieszasz u rodziców czyż nie?
Zrzucanie wagi musi być TYLKO twoją decyzją najlepiej na neutralnym gruncie i do TAKIEGO stopnia w którym nie "ONI" oceniają, tylko TY będziesz czuć się dobrze jako kobieta! A to 3/4 sukcesu!
Jako facet nie jednokrotnie spotykałem w swoim życiu dziewczyny (przy tuszy) .Faktem jest iż w kontraście "lasek" były mniej zauważalne wzrokowo , lecz gdy pojawiła się szansa rozmowy sam na sam powalały intelektem , noce nie przespane przy rozmowach , długo by opowiadać.. Docierało wtedy że piękno tkwi w głowie ! A nie w "klepsydrach".. ALE do tego "ON" musi dojrzeć a TY musisz dać mu szansę ,możliwość zrozumienia pewnych podstaw które w życiu są ważne ,najważniejsze..
Wszystko w twoich rękach, ŻYCIE masz tylko jedno ,WARTO je zmarnować biorąc pod uwagę wypowiedzi kilku "pseudo kumpli"???
3maj się i nie poddawaj!
Pozdrawiam
Całe życie słuchałam jak się ze mnie śmieją, szydzą
Ja byłem wielki, lałem w mordę, więc z tym szydzeniem raczej uważali .
jeszcze to namolne gadanie matki "Przestań żreć, bo się w drzwi nie zmieścisz".
A mi mówiła: "Zjedz coś jeszcze kochanie..
I kiedyś przestałam, z ciekawości czy coś się zmieni. Nikt nie nie mówił, udawali, ze nie zauważają a ja uciekałam z domu od każdego talerza. Schudłam 15 kg a moja matka "No, jeszcze z 10 i będzie ok". Wtedy doszłam do wniosku, że ta kobieta ma coś z głową. I ile bym nie schudła zawsze będę dla niej potworem.
Pewnie sama ma z tym duży problem (przynajmniej psychiczny). Znam nawet panią psychiatrę z takim zaburzeniem. Wszystkie korpulentne osoby usiłuje leczyć z depresji odchudzaniem .
To nie ja mam problem, choć dzięki niej mam odwieczny kompleks grubego wieloryba.
Mamusię ma się, NA CAŁE ŻYCIE
.
Słowa "Schudnij, bo cię żaden nie zechce" stały się ciałem.
Dlaczego?
Nie wiem czy jest dumna z siebie w tej chwili, ale mieszkając z nią doszłam do perfekcji w olewaniu jej dziwnych uwag typu np "o tej porze porządne kobiety nie wychodzą z domu".
Czyli słodka, rodzinna nienawiść .
Jak przestałam reagować na jej durne gadanie, to gada dalej, ale jakieś inne farmazony. Kiedyś mi przyznała, ze wie, iż jest toksyczną matką, lecz nie zamierza nic z tym robić. Wtedy we mnie się zaczęły zmiany. Mając lat 32 zaczęłam ją jedynie informować, że idę tu, jadę tam i nie wiem kiedy wrócę. W końcu ją przyzwyczaiłam, ze to iż mieszkamy razem w jednym domu nie oznacza, ze wiecznie mam być do niej przywiązana. Kiedyś wróciłam po kilku dniach, widziałam jej minę, udałam, ze nic nie widzę.
Czy w Waszym domu nie ma ojca?
Po co to piszę? Bo właśnie takie zachowania rodziców, nadopiekuńczych matek, które uważają, że wszystko co robią i mówią jest naj, prowadzi do zaniżenia samooceny u dziecka.
Niestety toksyczne matki mają różne oblicza .
Nie umiem powiedzieć do siebie 'jesteś piękna', nie umiem siebie pokochać, nie umiem patrzeć na siebie.
Dlaczego?
Mówią mi, że póki nie pokocham siebie, nikt mnie nie pokocha. To prawda
Bo on pokocha Cię taką jaka jesteś, a Ty za to jaka jesteś, siebie nienawidzisz. W efekcie znienawidzisz też jego .
choć znam wiele kobiet, które na siebie nie mogą patrzeć, noszą worki zamiast ubrań i mają facetów.
Na chęć bycia razem wpływa wiele elementów. Większości nie widać dla osoby postronnej.
Już mnie to tak nie boli jak kiedyś.
Co Cię nie boli? Brak mężczyzny u boku, czy to, że inne go przy sobie mają?
Próbowałam nawiązać kontakt z mężczyznami na portalach internetowych, zazwyczaj zgłaszało się dwóch albo trzech i wszystko.
Piszesz o portalach randkowych? Mężczyźni na portalach randkowych są delikatnie mówiąc niereprezentatywni dla rodu męskiego. Zazwyczaj szukają szybkiego numerka ze zdesperowaną, samotną kobietą. To dziwne, że interesowało się Tobą tak niewielu .
Kilku kolegów mi powiedziało, że jestem niezbyt urodziwa.
A pod jakim względem nieurodziwa? Spotykałem się kiedyś z kobietą mającą cudowne ciało i... nieciekawą głowę (twarz i włosy). Może spróbuj podkreślić swoje walory?
Barnie nigdy nie będę a widziałam gorsze paszkfile co mężów mają, tylko ci mężowie jacyś tacy... chyba brały to co było. Ja tam chlania dzień w dzień nie zdzierżę.
Chyba chodziło Ci o "paszczury" ?
A Ty sama, czego od mężczyzny oczekujesz?
Jak Cię widzą, tak Cię piszą. Mi po przeczytaniu tego postu maluje się obraz otyłej, zaniedbanej, zgnębionej, niesamodzielnej i słabej kobiety po 30-stce. Nie dostrzegam u Ciebie żadnych osobowościowych plusów, które mogłyby przysłonić wady aparycji. Może akurat to jest rozwiązaniem zagadki, czemu jesteś sama ? Rzadko kto decyduje się na związek z osobą, która nie będzie umiała dotrzymać mu kroku, którą bezustannie będzie trzeba dopingować, podciągać, popychać...
Ciorna-zgadzam się z Tobą
Nic dodać nic ująć.
Autorko-niestety nikt nie jest w stanie przywrócić Ci wiarę w siebie,ani tym bardziej zmienić cokolwiek,jeżeli Ty uparcie obstajesz przy swoim -'nie dam rady','jestem do niczego','nic mi się nie udaje', 'nie podobam się sobie',etc...
Nasze wypowiedzi potraktuj jako krytykę konstruktywną-bo sama dla siebie stwarzasz zagrożenie.I z tym trzeba się zmierzyć najpierw-zmienić myślenie o sobie samej
7 2013-08-13 23:48:17 Ostatnio edytowany przez bags (2013-08-13 23:50:06)
Całe życie słuchałam jak się ze mnie śmieją, szydzą i jeszcze to namolne gadanie matki "Przestań żreć, bo się w drzwi nie zmieścisz". I kiedyś przestałam, z ciekawości czy coś się zmieni. Nikt nie nie mówił, udawali, ze nie zauważają a ja uciekałam z domu od każdego talerza. Schudłam 15 kg a moja matka "No, jeszcze z 10 i będzie ok". Wtedy doszłam do wniosku, że ta kobieta ma coś z głową. I ile bym nie schudła zawsze będę dla niej potworem. To nie ja mam problem, choć dzięki niej mam odwieczny kompleks grubego wieloryba. Słowa "Schudnij, bo cię żaden nie zechce" stały się ciałem. Nie wiem czy jest dumna z siebie w tej chwili, ale mieszkając z nią doszłam do perfekcji w olewaniu jej dziwnych uwag typu np "o tej porze porządne kobiety nie wychodzą z domu". Porządne nie wychodzą, ja wyjdę. Jak przestałam reagować na jej durne gadanie, to gada dalej, ale jakieś inne farmazony. Kiedyś mi przyznała, ze wie, iż jest toksyczną matką, lecz nie zamierza nic z tym robić. Wtedy we mnie się zaczęły zmiany. Mając lat 32 zaczęłam ją jedynie informować, że idę tu, jadę tam i nie wiem kiedy wrócę. W końcu ją przyzwyczaiłam, ze to iż mieszkamy razem w jednym domu nie oznacza, ze wiecznie mam być do niej przywiązana. Kiedyś wróciłam po kilku dniach, widziałam jej minę, udałam, ze nic nie widzę. Po co to piszę? Bo właśnie takie zachowania rodziców, nadopiekuńczych matek, które uważają, że wszystko co robią i mówią jest naj, prowadzi do zaniżenia samooceny u dziecka. Nie umiem powiedzieć do siebie 'jesteś piękna', nie umiem siebie pokochać, nie umiem patrzeć na siebie. Mówią mi, że póki nie pokocham siebie, nikt mnie nie pokocha. To prawda, choć znam wiele kobiet, które na siebie nie mogą patrzeć, noszą worki zamiast ubrań i mają facetów. Już mnie to tak nie boli jak kiedyś. Próbowałam nawiązać kontakt z mężczyznami na portalach internetowych, zazwyczaj zgłaszało się dwóch albo trzech i wszystko. Kilku kolegów mi powiedziało, że jestem niezbyt urodziwa. Trudno, Barnie nigdy nie będę a widziałam gorsze paszkfile co mężów mają, tylko ci mężowie jacyś tacy... chyba brały to co było. Ja tam chlania dzień w dzień nie zdzierżę.
W tym co piszesz jest nie jeden a cały wachlarz Twoich kompleksów, nad którymi góruje ten jeden... toksyczna matka; Twoja otyłość to kolejny szczebel. Piszesz diagnozę o tym trafną - znam ten toksyczny temat od podszewki - ale zaraz stosujesz metodę wyparcia przerzucając winę za stan rzeczy na Twoją matkę. Usprawiedliwiasz swoją za przeproszeniem ułomną niedoskonałość jej komentarzami.To błąd! Ona wie jaka jest i nie zamierza tego zmieniać, to Ty się nie upodabniaj i nie wzoruj na tym co Ci próbuje wmówić.
A ja się Zapytam gdzie Ty w tym wszystkim widzisz siebie - swoimi oczyma i nie sugerując, albo też wzorując kogoś gadaniem??? Sorry, nawet wieloryb potrafi zrobić się na bóstwo, a zatruty toksycznym gadaniem człowiek, będzie dalej toksycznym wielorybem.
Do tego stopnia przywykłaś do bzdurnego gadania matki i otoczenia, że bierzesz je za wzór prawdy, pewnik i wyznacznik stylu życia. Paranoja.
Moim zdaniem toczysz walkę nie z sobą a z toksyczną matką i jej "wdrukowaniami", która nie chce wypuścić z gniazdka swojego pisklaczka. takie matki są zawsze najmądrzejsze... Niestety toksyczne matki niekiedy samotnie wychowujące swoje córki lub matki, które wychowują synków na tych co to święci są to najtrudniejszy orzech do zgryzienia.Ty masz właśnie taką matkę, ja miałem właśnie taką teściową. Ja swoja "matkę" zostawiłem z całym małżeńskim inwentarzem, gdyż to była jedna z niewielu tych spraw toksycznych, które niestety w imię wielkiej miłości do jej córki rozwalała życie córki, moje życie i małżeństwo na miliony kawałków.
Moim zdaniem sprawa jest prosta albo ktoś przemówi Twojej matce do rozsądku - Tobie również - i odetniecie pępowinę - co już małymi kroczkami czynisz, uświadamiając sobie co jest złe - albo nie masz o co z nią walczyć... pocieszający jest jeden fakt. Z czasem dojdzie do tego, że Ty dobitnie zrozumiesz, ile złego wyrządziła Ci matka - nie Ona i efekt będzie taki, że ją znienawidzisz na swoją starość... Jeśli Ci na niej nadal i na takiej relacji zależy, to obyś Ty nie poniosła gigantycznych tego konsekwencji w swoim przyszłym życiu i ew. związku małżeńskim. Bo jak Twój facet będzie miał łeb na karku to nim się obejrzysz a będzie już Twoim byłym mężem.
Zgodzę się z bagsem,że Twoja mama niestety,ale należy do osób toksycznych.
Kłamstwo powiedziane po stokroć staje się prawdą-myślę,że Autorka sama uwierzyła w to,czym ją matka karmiła przez tyle lat.
Jednocześnie nie zrobiła nic w tym czasie,żeby podnieść swoją samoocenę,nie zbuntowała się przeciw subiektywistycznej wizji matki na tyle skutecznie,żeby nie ciągnęło się to za nią do obecnego momentu.
Ja mam dla Ciebie doskonałą radę, ale wiem czy Cię na to stać. Trzeba codziennie poświęcić około godziny czasu, przez dwa lata. Ta rada brzmi:
"Weź się do galopu, siłownia i terapia, a reszta sama się ułozy. U mnie tak było i jestem teraz szczęsliwą kobietą u boku wspaniałego faceta."
"Weź się do galopu, siłownia i terapia, a reszta sama się ułozy. U mnie tak było i jestem teraz szczęsliwą kobietą u boku wspaniałego faceta."
Kenobi : nie pomyliły Ci się płcie przypadkiem
?
Bo panią Grodzką mam nadzieję, że nie jesteś
.
Cytowałem kogoś z wcześniejszych wypowiedzi i całkowicie się z tym zgadzam: trzeba się kopnąć w tyłek i ruszyć do boju.
Cytowałem kogoś z wcześniejszych wypowiedzi i całkowicie się z tym zgadzam: trzeba się kopnąć w tyłek i ruszyć do boju.
Domyśliłem się .
Nie wiem, czy z tym ruszaniem w bój pójdzie tak łatwo. Za jej wojskiem podąży piąta kolumna (mamusia) i może dużo zepsuć. A tej piątej kolumny rozstrzelać się nie da .
to jest po prostu efekt mieszkania z rodzicem, będąc dorosłym, może mama zwyczajnie ma dość tego? może myślała że w takim wieku już odetnie się pępowina? co do otyłości to nie ma innej rady jak ćwiczenia, dieta itp. - dużo mowi o człowieku to czy o siebie dba czy nie, z tym nie wygrasz
Obecnie kiedy ważę rzeczywiście tyle ile nie powinnam , patrze na te lata wstecz i widzę... ze głównym problemem było to, ze już we wczesnych latach dzieciństwa nabrałam kształtów kobiety. Ogólnie zaczęłam dojrzewać w wieku 8 lat (pierwsza miesiączka, piersi). W wieku jakiś... 11stu osiągnęłam swój obecny wzrost i posturę sprzed 25 kg. Teraz jestem gruba. Kiedyś byłam szczupła, ale nie jak na standardy nastolatki.
Jakbym miała wagę sprzed przybrania na wadze, byłabym niezła laska teraz. Wtedy wszyscy mówili ze jestem gruba. Patrząc na zdjęcia z tamtego okresu no uwierzyć nie mogę, jaka byłam głupia ze im wierzyłam.
Obecnie kiedy ważę rzeczywiście tyle ile nie powinnam
, patrze na te lata wstecz i widzę... ze głównym problemem było to, ze już we wczesnych latach dzieciństwa nabrałam kształtów kobiety. Ogólnie zaczęłam dojrzewać w wieku 8 lat (pierwsza miesiączka, piersi). W wieku jakiś... 11stu osiągnęłam swój obecny wzrost i posturę sprzed 25 kg. Teraz jestem gruba. Kiedyś byłam szczupła, ale nie jak na standardy nastolatki.
Jakbym miała wagę sprzed przybrania na wadze, byłabym niezła laska teraz. Wtedy wszyscy mówili ze jestem gruba. Patrząc na zdjęcia z tamtego okresu no uwierzyć nie mogę, jaka byłam głupia ze im wierzyłam.
Nigdy nie jest za późno żeby się wziąć za siebie!! Jestem mamą trójki dzieci, idąc do trzeciego porodu ważyłam prawie 40kg więcej niż zanim zaszłam w pierwszą ciążę - mam organizm, który szybko tyje ale wolno chudnie. Obecnie najmłodszy synek ma 2 latka; po roku od porodu powiedziałam sobie, że nie chcę ważyć 80kg, ale nie po to żeby być laską. Rzeczywistość kobiety jest przykra, ale trzeba się z nią pogodzić - nie zmłodnieję, czeka mnie menopauza, w wyniku której mogę znów sporo przytyć. A poza tym zbyt wiele chorób jest związanych z nadwagą, nie chciałam dłużej obciążać mojego serca, nóg, wątroby. Wzięłam się za siebie z gronem koleżanek z forum, ruszyłyśmy dupska z krzeseł i gubimy kilogramy, obecnie do wagi sprzed pierwszej ciąży brakuje mi 10kg, a więc zrzuciłam 30kg i czuję się z tym świetnie!! Kładę dzieci spać i ćwiczę, zmieniłam nawyki żywieniowe i zyskałam nową siebie Nie zalezy mi na świetnej figurze, bo mąż mnie akceptuje taką jaka jestem, ale chcę sama dla siebie być szczuplejszą i pokazać innym że można
Jest tylko jeden problem.. cycki mi zmalały Ale jakoś to przeżyję
moim zdaniem lesze male cycki niz wiszace faldy na brzuchu czy boczki także powodzenia !
moim zdaniem lesze male cycki niz wiszace faldy na brzuchu czy boczki także powodzenia !
Oczywiście się zgadzam Dzięki ćwiczeniom mam więcej wigoru, nie męczę się szybko i widzę siebie w zupełnie innym świetle
moge pomoc napisz na gg 48510696