Ehh
Ciężko to będzie napisać, ale trzeba. Bo ja już powoli nie wiem co robić, a jak poradzę się siostry to uzyskam jedynie krzyk i awanturę.
Otóż moja mama, to wspaniała kobieta. Kocham ją jak nikogo na świecie, a także równie mocno mam jej dość. To kobieta doświadczona przez życie okrutnie. Teściowa zatruła jej prawie całe życie. Od początku małżeństwa z moim ojcem rozpuszczała o niej podłe plotki, nastawiła szwagierkę przeciwko niej, a szwagierka jej przyjaciółkę. Traciła znajomych, życie towarzyskie, jakąkolwiek opinię dobrą w oczach ludzi. Potem ojciec zaczął pić. Też zaczął ją poniewierać. Wcześniej do dnia ślubu jej własny ojciec ją traktował jak G. Był bogatym egocentrykiem, któremu żal było dać pieniądze na nowe buty, a mama musiała na kolanach, bez metafory, błagać ojca o cokolwiek. Jej bracia zachowują się jakby nie istniała. W alkoholizmie ojca w ogóle jej nie wspierali, udawali, że ich to nie ima.
A ja? Ja sama jestem osobą otaczaną przez nią szczególną opieką. Mama obiecała sobie, żenigdy nie powtórzy błędu rodziców. Stąd nie skąpi jak czegoś trzeba, oraz jest przyjaciółką, czuje wewnętrzną potrzebę uczestniczenia, doradzania, wspierania, nawet na siłę. Ona lubi i chce mówić swoje zdanie, które uważa, że ma wielką wartość. Czuje potrzebe bycia potrzebną. Nie chce stać z boku bezczynnie jak jej własna rodzina. Stara się być tolerancyjna i aktywna. Chce być wzorem.
Wytrzymała z ojcem mimo jego alkoholizmu, aż ten zaczął się zmieniać i przestał pić. Żyje praktycznie dla nas. Ja od małego byłam chorowita, pierwsze 2 lata to był strach czy będę żyć. Ale żyję. Potem zaś w podstawówce były same problemy. Klasa mnie tłamsiła, niszczyła, wyzywała. Byłam tam niczym. Zostałam mając 10 lat, zrzucona ze schodów w szkole, kuzyni mojej koleżanki z klasy mnie molestowali seksualnie przez co zostałam przeniesiona do innej szkoły. Tam nie miałam lepiej. Ale zawsze była mama która szła się bić z nauczycielami, rodzicami, walcząc o to, bym miała lżej. Często się tego wstydziłam, bo wychodziło na to, że jestem ewidentnie słaba, bo mamusia musi się bić z dzieciakami o mnie.
Teraz mam 24 lata. Sporo związków za sobą. Mama nie wie o tym, że zostałam zgwałcona przez swojego narzeczonego przed 3ma laty, nie wie o wielu przykrych sprawach, bo wolałam by nie przejmowała się. Chciałam sama sobie poradzić. Całe studia zawalałam naukę, przez co musiałam płacić na warunki i uczyć się po kryjomu. I udało się, przed obroną dopiero się dowiedziała.
Od kiedy zaczelam sie spotykac z jednym panem, o którym pisałam już w innym temacie, starała się wspierać i doradzać. Ja byłam jednak zbyt strachliwa by słuchać jej rad. Nie chciałam tamtego stracić, stąd nie stawiałam na swoim i nie uczyłam go, by się zmieniał.
I teraz jestem na rozdrożu, bo właściwie wybrałam Belfast.
A moja mama od 3 tygodni nie daje mi spokoju. Bo oszukuję tamtego, nie mówiąc mu jasno, że jest inny, nie dając mu szansy na walkę o siebie i na staranie się. Jest zła na pana z Belfastu, że się wpieprzył w ten związek, że namieszał mi wgłowie. Zrobiła z niego egoistycznego potwora, któremu zależało zawsze na rozłamie mojego związku. Powiedziała, że jak chce być z tamtym to ma wrócić do Polski, bo ona mi nie da wyjechać.
Jak zaczęłam z nią o tym rozmawiać to miała jeden argument: tam będziesz sama, zdana na siebie. Nikt ci nie pomoże, ja ci nie będę w stanie pomóc. A tu będę mogła.
Mam poczucie jakby były dwa wyjścia: albo zrobię co zechcę, czyli wyjadę; albo posłucham mamy i będę ściągać tamtego do Polski, gdzie warunki bytowe spadną nam obojgu(tam ma świetną pracę, duży dom, jest w stanie utrzymać nas dwoje, a ja mam możliwość zarobienia więcej, szczegolnie jak mama potrzebuje na operacje zacmy), o w polsce bedziemy mieszkac na kawalerce mojej siostry, ktora nam odda, ja z praca o kiepskiej oplacalnosci, bo nic innego niestety po moim doswiadczeniu nie znajde, a on pracujac jako kucharz na godziny, bez zycia, bez podstawy do odkladania na emeryture, dorobienia sie czegos.
Czuje sie beznadziejnie i bez wyjscia.
Teraz zas moja mama sie na mnie juz totalnie obrazila. Uznala ze nigdy nie przyszlam do niej po porade, nie potrzebuje jej, robie co chce, nie patrzac na rodzine, tylko na siebie. Ze robie to co tamten chce. Powiedziala ze jak na nia mam sie juz pakowac i spier....c. I ze przestaje ja interesowac to ze oszukuje swojego obecnego, ze nie daje mu szansy na zmiane, tylko go przekreslilam. Ze ma gdzies moja prace, bo w domu nowej nie szukam, tylko sie bawie. Ze jedynie narzekam, a nic z tym nie robie.
Wlasciwie nie wiadomo co powiedziec, bo moze i po czesci ma racje, bo oszukuje i nie dalam szansy, bo nie szukam pracy, bo mysleo wyjezdzie do irlandii. I tak, mysle troche o sobie bo chcialabym wiecej zarobic, za podobnie niska rangowo prace, ale wyzsze pieniadze, ze chcialabym majac te 24 lata wyjechac, nieco poznac swiat. Ale nie jestem taka ze jej nie potrzebuje. Tylko czuje ze moge zaczac cos swojego, a tak mam wrazenie, ze wszystko, cale moje zycie ma sie toczyc wokol domu. Nie wokol tego co stworze. Czuje sie w tym zagubiona, bo moja mama to secyficzny i uczuciowy czlowiek, kochany i madry, ale czasami mam wrazenie, ze cokolwiek powiem to i tak nie ma znaczenia.
I co tu zrobic?
Mama uznala ze nie obchodze juz ja. Slyszalam ze plakala. Ale jak pojde do niej i zaczne pocieszac, czy cos to mnie odepchnie.
A jak bede chciala gadac, to bede sie musiala ugiac. A ja chce jechac do Belfastu i nie chce byc z obecnym, bo zrozumialam, ze nie tego chce. Niestety nie mam innego wyjscia, albo poslucham jejrad i zrobie jak ona uwaza za sluszne, albo poslucham, ale zrobie swoje co i tak dla niej wyjdzie, ze ja mamgdzies.;/