Witam wszystkich.
Ja 26 lat, ona 23 oboje pracujemy.
Jesteśmy w związku 3 miesiące. Seks umawialiśmy jeszcze znim zostaliśmy parą.
Ona w poprzednich zwiazkach nie stosowała zadnej antykoncepcji (nie ma żadnych chorób). Ja byłem innego zdania i zabezpieczaliśmy się.
Tydzień temu podczas seksu oboje nie poczuliśmy jak prezerwatywa się zsunęła i skończyłem w niej.
Była troche przestraszona, mówiła że nie chce być w ciąży ale próbowałem ją uspokoić i zaproponowałem że możemy pojechać po tabletkę.
Po chwili powiedziała że jest w szoku że takie coś proponuję i to pokazało jaki mam do niej stosunek.
Nid było żadnego nalegania z mojej strony, tylko zaproponowałem.
Koniec końców pojechaliśmy i kupiliśmy.
Zanim wzięła tabletkę mówiła że nie sądziła że kiedykolwiek to zrobi. Bo ona jest przeciwko tabletkom, aborcji itd. Zakończyliśmy spotkanie w bardzo gestej atmosferze, w sumie wyszła kłótnia.
Następnego dnia napisała że czuje sie jak totalne zero, że to zrobiła.
Dla mnie to dziwne bo każdy wie czym może skutkować seks bez zabezpieczania sie (na początku tak chciała, tylko żeby nie kończyć w środku) i skoro oboje nie chcieliśmy ciąży to wydawało mi sie dobrym wyjsciem kupno tej tabletki. Chociaż jak zobaczyłem jej minę to też wspomniałem że ewentualnie możemy zaczekać i zobaczymy czy będzie w ciąży czy może sie uda ze nie będzie.
Nie wiem jak mam z nią teraz rozmawiać bo czuję sie winny, ale z drugiej strony co miałem zrobić? Zamiast panikować zaproponowałem rozwiązanie. Na aborcję nigdy bym sie nie zgodził i nawet mi to nie przeszło przez myśl.
Zostałem jakby oskarżony że jak przyszła taka sytuacja to uciekam sie do takich kroków o których ona by nawet nie pomyślała bo zawsze była przeciwko.
Teraz sam nie wiem czy dobrze zrobilem proponując tą tabletkę?
Chciałem tylko dobrze...