Dzień dobry
To mój pierwszy post, nie wiem czy w dobrym miejscu. Szukam ludzi, którzy przeżywali żałobę po bliskiej osobie, chciałbym uzyskać parę rad czego nie robić albo na co zwracać uwagę i co pomaga aby ukoić pustkę po stracie. Niedawno odeszła moja żona po gwałtownej chorobie w połogu, zostałem wdowcem z dwójką dzieci. Od tamtej pory składam moje życie do kupy bo nie mam za bardzo wyjścia, mam córkę 6 lat, która cierpi nie mniej niż ja i syna który niedawno się urodził, a który potrzebuje opieki. Mam ogólnie wsparcie rodziny zarówno z mojej strony jak i ze strony mojej żony, zawsze mam pomoc w opiece nad dzieckiem bo popołudniami pracuję. Nie chciałem zrezygnować zarówno z jednej jak i z drugiej pracy które miałem, zmniejszyłem tylko wymiar godzinowy. Z pozoru sobie radzę, mam zawsze zrobiony obiad, córka ogarnięta do zerówki, syn zawsze czysty, nakarmiony i przewinięty. Dom też w porządku, zawsze staram się utrzymać czystość tak jak lubiła moja żona. Problemem są takie chwile jak ta, w której piszę tego posta. Córka poszła do ciotki, mały śpi a ja w takich chwilach siadam i ryczę, wszystkie lata mijają mi przed oczami. Byliśmy razem 12 lat, była moją pierwszą i jedyną miłością. Dla niej przeprowadziłem się do jej rodzinnej wsi, kupiłem tutaj dom. Gdy jest córka, staram się nie okazywać jej tego tylko pomagam jej gdy tęskni. Jak długo trwa takie koszmarne poczucie bycia nieszczęśliwym? Czy komuś z Was udało się coś podobnego przepracować tak, aby dalej być szczęśliwą rodziną?