Przepraszam, że tak dość długo, ale chciałam to opisać tak, żeby zawrzeć całe clue historii
Poznałam na portalu randkowym faceta. Chwilę rozmawialiśmy, fajnie się rozmawiało, ale w trakcie rozmowy wyszło, że facet mieszka za granicą (Polak na emigracji). Zniechęciło mnie to do dalszego kontaktu, bo z zasady nie interesują mnie tego typu relacje. Poinformowałam go o tym, że nie interesują mnie turystyczne relacje. On stwierdził, że nie jest turystą i często bywa w Polsce, napisał mi, że przylatuje do kraju w lipcu. Fajnie mi się z nim pisało, w moim typie, więc stwierdziłam, że nie będę z zasady skreślać takiej potencjalnej znajomości. Postanowiłam jednak, że nie daję się wciągać w pisaninę trwającą w nieskończoność, jeżeli ten przyjazd zacznie być jakąś mętną sprawą, to mówię stop.
Pisaliśmy przez miesiąc, były też rozmowy telefoniczne. Facet fajny, był flow, on entuzjastycznie podchodził do tematu, zaczął mi pisać, że jestem urocza, że mnie lubi, że bardzo chciałby mnie poznać. Ja do tego podchodziłam sceptycznie-mam problemy z zaufaniem ze względu na złe doświadczenia, o czym mu szczerze napisałam, pisałam mu o tym, że nie dam się wciągnąć w pisanie w nieskończoność - tu stwierdził, że szkoda było mu na to czasu.
Kolorowo też nie było, zrobiłam mu dwa razy jazdy (generalnie było z mojej strony sporo zachowań na zasadzie "chcę, ale się boję", czy może raczej - próbuję ci zaufać, ale jestem czujna), generalnie o to, czy nie zataja przede mną jakiś istotnych faktów, którymi będzie chciał mnie dopiero na spotkaniu uraczyć- kiedy chciałam poznać lepiej jego "background", np. pytając o związki, czy tego co robił w Polsce (za granicą jest od kilku lat dopiero) to odpowiadał dość ogólnikowo, nie był zbyt wylewny, bądź odpowiadał, że "dowiem się". Równocześnie zapewniając mnie o swojej szczerości, bym mu zaufała
Sprecyzował kiedy przyjeżdża, więc jak się termin zbliżał, to go zapytałam jeszcze o przyjazd i tu okazało się, że obsunęło mu się zlecenie w pracy (w domyśle przyjazd również). Nie podobało mi się to, że przemilczał ten fakt i sam od siebie o tym nie poinformował. Już miałam złe przeczucia co do tego. Temat spotkania generalnie przestał istnieć.
Pisaliśmy dalej, było fajnie. Pisał do mnie codziennie, byliśmy w zasadzie w stałym kontakcie, niejako mi się tłumaczył z każdej przerwy w "nadwaniu", wysłał mi zdjęcia itd. ale jego zachowanie zaczynało być dla mnie niespójne, to co mówił, a robił, nie sklejało się. Deklarował, że chce mnie poznać, chce wiedzieć, jaka jestem, co lubię itd. a równocześnie traktował po łebkach to, co dotyczy mnie, nie dopytywał, nie ciągnął tematu itp. zaczął też zdecydowanie za dużo mi słodzić, no i temat spotkania i przyjazdu był mglisty z jego strony.
Kiedy skończyło mu się zlecenie, w końcu zapytałam wprost kiedy przyjeżdża. On mi nagle rzucił jakąś datą sierpniową, twierdząc że to "na pewno", twierdząc że stara się też jeszcze w tym miesiącu i nagle okazało się że ma jednak sporo zleceń, a wcześniej mówił tylko o jednym. Nazwałam go kłamczuchem i wygarnęłam mu, że inaczej to przedstawiał. Stwierdził, że nie robi tego specjalnie, że chce przyjechać w lipcu, tylko ma jeszcze prace. Przypomniałam mu więc, jak to przedstawiał, że najpierw mu się zlecenie przesunęło, a teraz nagle się okazuje że jest zawalony pracą i że sam o tym nie mówi, tylko dopiero jak ja o to zapytam, że w takich istotnych rzeczach milczy, ale za to makaron na uszy mi nawija równo. Nie odpowiadał na to. Dopisałam jeszcze, że jest mi przykro, bo wydawał się naprawdę fajnym facetem. Wtedy mi odpisał, że nic się nie zmieniło i nadal jest fajny. Poczułam się zlekceważona i rozczarowana, zero chęci dialogu z jego strony, stwierdziłam, że pewnie dlatego, że mam racje, że okazał się być krętaczem i ściemniaczem.
Na drugi dzień odezwał się do mnie z dzień dobry i pogaduszkami jak gdyby nigdy nic. Lekko mnie ścięło, że tak się zachowuje dorosły facet. Zapytałam go czy on tak serio i czy tylko tyle ma do powiedzenia, na co facet stwierdził, że on wczoraj zasnął i napisał mi dyrdymały o piciu kawy - pomyślałam, kabaret, factet sobie teraz będzie jaja ze mnie robił. Zapytałam go czy uważa, że wszystko jest ok? Odparł po dłużesz chwili "generalnie tak". Spokojnie odpisałam mu, że się niestety nie podzielam jego zdania. Wprost powiedziałam, to co o tym myślę, że nie chcę się narażać na sytuacje gdzie ktoś będzie wkręcał mnie w pisanie miesiącami, bo tak naprawdę chce mieć tylko wirtualną znajomość. Napisałam mu też, że zdaje sobie sprawy z odległości jaka nas dzieli, ale kwestia spotkania jest przez niego rozgrywana dla mnie w sposób mglisty i nie konkretny. Zaznaczyłam, też że jestem wobec niego szczera, mimo że pewnie niepotrzebnie tak się produkuje, bo po jego zachowaniu wnioskuje że ma pewnie z tego tylko ubaw.
Oczywiście uciekł po raz kolejny od rozmowy, był cały czas aktywny na komunikatorze, wiadomość nieodczytana. Pożegnałam się więc z nim życząc mu powodzenia. Odpisał po sekundzie, żebym mu dała chwilę, bo on jest zarobiony. Odpowiedziałam, po dłuższym czasie, bo zajęłam się swoimi sprawami, że zrobiłam to już pisząc z nim przez miesiąc, że fajnie się rozmawiało, jak kupi bilet i przyleci do mojego miasta, to niech się wtedy odezwie. Odpisał momentalnie "Ok, jak uważasz ".
Nie jestem w wielkiej rozpaczy, bo jak wspomniałam pewne rzeczy mi tam zgrzytały i brałam pod uwagę taki scenariusz, niemniej czuję i tak rozczarowanie i nie wiem...chyba potrzebuję spojrzenia na to z boku, bo ja momentami mam problem z rozróżnieniem intuicji od przesadnych podejrzeń. No facet mimo mówienia mu o tym, że mam problemy z zaufaniem, zapewnianiu mnie o swojej szczerości, proszeniu o to, żebym mu zaufała, deklarowania tego jak to mnie lubi, jak to chce mnie poznać, przedstawianiu jak to go urzekłam, no zachowuje się w moim odczuciu zwyczajnie podle. Nie dość, że mnie zwodził, to jeszcze do tego zgrywa jakiegoś nonszalanckiego typa, któremu zwisam i powiewam, zamiast porozmawiać ze mną jak dorosły człowiek. A taki ładny był, amerykański.
Co o tym sądzicie?