Po kilku miesiącach rozstanie boli tak samo mocno - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Po kilku miesiącach rozstanie boli tak samo mocno

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 10 ]

1

Temat: Po kilku miesiącach rozstanie boli tak samo mocno

Dobry wieczór, choć nie wiem czy nie powinnam już napisać "dzień dobry"... Chciałam zasięgnąć od Was drodzy użytkownicy porady i wsparcia w bardzo trudnej sytuacji życiowej, a w sumie to najtrudniejszej, w jakiej się kiedykolwiek znalazłam (już prawie 35 lat na karku). Na początku kwietnia br. po równo 5 latach od poznania zostawił mnie mój ukochany. Bardzo mocno to przeżyłam, jeśli można w jakikolwiek sposób ustawić skalę odczuwania bólu i cierpienia psychicznego, to "cały świat mi się zawalił", rozerwało mnie od środka i w pewnym sensie umarłam. Nie jestem już nastolatką i przeżywałam już bardziej lub mniej angażujące związki, ale ten... nawet tak do tego nie podchodziłam na początku, bardziej na luzie i jakiejś tam ciekawości tego drugiego człowieka (który zresztą niespecjalnie mnie powalił fizycznie), a okazało się, że nigdy tak mocno się nie zakochałam jak w nim. Nie przypuszczałam, że "w moim wieku" po wielu wcześniejszych zawodach miłosnych, można się jeszcze zdobyć na tak silne uczucie, które zawładnęło moim życiem. Oczywiście z perspektywy czasu bardzo żałuję tego mojego pełnego zaangażowania i oddania, bo walczyłam z całych sił, aby mnie nie zostawiał (próbował to zrobić od roku wcześniej), kosztem szacunku do samej siebie, jakiś strzępków poczucia wartości, czy granic, których normalnie bym nie przekroczyła.

Mija właśnie 4 miesiąc, od kiedy to się stało a ja, mimo wdrożonych kilku różnych sposobów poradzenia sobie z sytuacją, nadal się czuję tak samo tragicznie, jak tego pierwszego dnia, kiedy ostatni raz się pokłóciliśmy i poblokował mnie na każdy możliwy sposób, jak się potem okazało, już bezwzględnie i bez mrugnięcia okiem, mimo świadomości jaki to był dla mnie cios.

Bardzo Was proszę podpowiedzcie, czy coś jeszcze mogę zrobić albo co powinnam zrobić, aby sobie pomóc. Czy raczej moja sytuacja jest całkowicie beznadziejna i powinnam raczej myśleć o tym, żeby to cierpienie wreszcie raz na zawsze zakończyć.

Co zrobiłam:
- poszłam do psychiatry (to jest mój drugi psychiatra w ciągu 2 lat), podpytywał co wcześniej dostawałam na depresję i na bezsennosc na którą cierpię od studiów, dobrał leki z innej grupy, nic nie pomogły, dobrał kolejne, raczej też nie odczuwam poprawy. Jedyne co mi pomaga zasnąć po wielu dniach męczarni to lek Nasen, ale wiem, że nie można go nadużywać, bo się wpędzę w uzależnienie
- poszłam do psychoterapeutki poleconej przez psychiatrę, złota kobieta, która mocno przejęła się moim stanem i zadeklarowała, że uda nam się z tego wyjsc. W ciagu spotkań z nią odczuwam pelne zrozumienie, jest mi lepiej, tylko stan "jest lepiej" utrzymuje się do pierwszych natrętnych myśli, które mi o nim powracają, albo znowu pojawi się w moim otoczeniu coś, co mi go przypomina (jadę moim autem i widzę model samochodu taki sam jak jego; oglądam telewizję i akurat znowu pokazują sprawy związane z jego zawodem - nie, to nie jest polityk, ale pełni zawód, który często przewija się w wiadomościach w TV albo w internecie i nie jestem w stanie od tego uciec, odciąć się).
- mimo, że pierwszym sukcesem okazały się 2-3 dni bez myślenia o nim, moja głowa jest cały czas w trybie standby i potrafi mi bez żadnego impulsu przytoczyć w snach fotorealistyczną scenę z moich przeżyć z nim. Np dzisiaj przyśniło mi się, że dzwonimy do siebie i slysze charakterystyczny szum w jego samochodzie jak prowadzi, chcę się przywitać "hej" i zatyka mi gardło, nagle się budzę i już nie mogę zasnąć. Nagle masa wspomnień wraca i mam wtedy chyba coś na skraju objawów ptsd, bo oblewają mnie na zmianę zimne poty i uderzenia gorąca, dreszcze, tiki nerwowe, płacz, duszności, ogromny ścisk w klatce piersiowej, panika i lęk.
- za namową psychiatry poszłam pierwszy raz w życiu na l4 z powodów psychicznych. W tym czasie miałam się zregenerować, spędzić czas z przychylnymi mi osobami (rodziną), pojechać na wakacje, które planowałam od roku a na które nie miałam siły i chciałam zrezygnować. Został mi jeszcze około tygodnia wolnego na tym l4 i o ile z początku był entuzjazm, że wreszcie odpocznę i uwolnię na chwilę głowę, tak na miejscu będąc z rodziną przekonałam się, jak bardzo niestabilna jestem, jak już nikomu nie ufam, jak cholernie jestem wybuchowa i krzyczę o nawet drobne sprawy. Jak nagle potrafi wezbrać we mnie taka ogromna złość i mam napad gniewu. Jednocześnie boję się ludzi, odsunęłam się od osób, które były moimi znajomymi (trudno mówić o przyjaźniach jak nikt za bardzo nie chciał wchodzić w głębsze relacje, zresztą nigdy nie potrafiłam tego robić), zerwałam kontakt z jedyną przyjaciółką, w której pokładałam nadzieję, że może chociaż jej, jako jedynej, za darmo mogę o tym wszystkim opowiedzieć, a jednak nie mogłam. Teraz jestem w połowie urlopu, w cudownym miejscu, ale też szarpie mną smutek, że w sumie to już nie chcę poznawać nowych ludzi, żeby uniknąć sytuacji, ktora miała miejsce. Nie mam kompletnie siły na kolejne zawody a na pewno takie się wydarzą, bo do tej pory nie miałam szczęścia do żadnej relacji z facetem.
- Moim drobnym sukcesem jest brak próby nawiązania kontaktu od 3 tygodni, chociaż panicznie się boję, że w przypływie poczucia samotności i pustki, które cały czas mi towarzyszą, znowu pęknę i znowu kupię kolejny starter komórkowy i będę znowu próbowała. Przez te 4 miesiące kupiłam 4 startery i raz napisałam list wysłany paczkomatem. Blokował numer od razu a listu nie odebrał.

Czego nie udało mi się zrobić i czego bardzo żałuję, to sięganie do kieliszka. Mam świadomość, że alkohol to depresant i w dłuższej perspektywie czasu pogarsza stan psychiczny, ale kiedy piję wieczorami to jest jedyny moment na 2-3h, co bezustanny ścisk w klatce piersiowej odpuszcza i czuję rozluźnienie w ciele. Bo na razie nic innego nie przynosi mi dłuższej ulgi i wyzwolenia od tego ścisku. Starałam się odciągać myśli czytaniem książek, w które się wkręciłam po latach, oglądaniem seriali, filmów, graniem w gry mobilne, ale to tylko chwilowe odciąganie myśli. Najgorzej jest w momentach jak próbuje zasnąć i wiadomo, wtedy trudno jest robić powyższe czynności, to niestety obrazy z przeszłości oraz emocje wracają.

Nie mogę też odzyskać siły na codzienne czynności, pracuję zdalnie, więc skoro nie wychodzę do ludzi, higiena osobista jest rzadka, podupadłam na wyglądzie mocno, bo strasznie intensywnie zajadałam emocje i zdążyłam od początku roku przytyć ok. 10 kg, twarz mi opadła, jestem w sumie cały czas opuchnięta i bez wyrazu. Podobno kiedyś wyglądałam na ładną, ale nie poznaję już siebie w porównaniu do zdjęć jeszcze z zeszłego roku. Nie mam siły na ćwiczenia, które kiedyś bardzo lubiłam. Siedzę cały czas w domu i o ile nie muszę iść na zakupy, to kompletnie nigdzie się nie ruszam. Nic mi nie sprawia przyjemności. Ostatnią rzecz, którą jeszcze robię i staram się z całych sił nie zaniedbywać, to praca, ale to się już wzbijam na wyżyny moich resztek sił, a i tak nie jestem zadowolona z efektów, jakie z tego wychodzą.

Przepraszam za dość długi post, ale musiałam to wszystko z siebie wyrzucić. Szukałam jakiś odpowiedzi w Google w podobnym temacie, ale trudno cokolwiek znaleźć, bo na szukaną frazę wyskakują porady "jak sobie radzić", kiedy właśnie próbuję różnych rzeczy, a pozytywnych rezultatów brak. Czuję się jakbym siedziała w bagnie, które mimo trzymania się gałęzi i prób wydostania, pochłania mnie coraz głębiej.

Bardzo chętnie poczytam Wasze sposoby na próbę poradzenia sobie z trudnym do zaakceptowania rozstaniem. Patrząc na tego psychiatrę i psychoterapeutkę, czy to jeszcze za krótki okres, aby oczekiwać rezultatów z tych wizyt. Proszę, dajcie znać co myślicie i każdemu kto przeczytał mojego posta, z góry dziękuję.

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez Noble (2024-07-06 10:01:03)

Odp: Po kilku miesiącach rozstanie boli tak samo mocno
Lucy9 napisał/a:

Dobry wieczór, choć nie wiem czy nie powinnam już napisać "dzień dobry"... Chciałam zasięgnąć od Was drodzy użytkownicy porady i wsparcia w bardzo trudnej sytuacji życiowej, a w sumie to najtrudniejszej, w jakiej się kiedykolwiek znalazłam (już prawie 35 lat na karku). Na początku kwietnia br. po równo 5 latach od poznania zostawił mnie mój ukochany. Bardzo mocno to przeżyłam, jeśli można w jakikolwiek sposób ustawić skalę odczuwania bólu i cierpienia psychicznego, to "cały świat mi się zawalił", rozerwało mnie od środka i w pewnym sensie umarłam. Nie jestem już nastolatką i przeżywałam już bardziej lub mniej angażujące związki, ale ten... nawet tak do tego nie podchodziłam na początku, bardziej na luzie i jakiejś tam ciekawości tego drugiego człowieka (który zresztą niespecjalnie mnie powalił fizycznie), a okazało się, że nigdy tak mocno się nie zakochałam jak w nim. Nie przypuszczałam, że "w moim wieku" po wielu wcześniejszych zawodach miłosnych, można się jeszcze zdobyć na tak silne uczucie, które zawładnęło moim życiem. Oczywiście z perspektywy czasu bardzo żałuję tego mojego pełnego zaangażowania i oddania, bo walczyłam z całych sił, aby mnie nie zostawiał (próbował to zrobić od roku wcześniej), kosztem szacunku do samej siebie, jakiś strzępków poczucia wartości, czy granic, których normalnie bym nie przekroczyła.

Mija właśnie 4 miesiąc, od kiedy to się stało a ja, mimo wdrożonych kilku różnych sposobów poradzenia sobie z sytuacją, nadal się czuję tak samo tragicznie, jak tego pierwszego dnia, kiedy ostatni raz się pokłóciliśmy i poblokował mnie na każdy możliwy sposób, jak się potem okazało, już bezwzględnie i bez mrugnięcia okiem, mimo świadomości jaki to był dla mnie cios.

Bardzo Was proszę podpowiedzcie, czy coś jeszcze mogę zrobić albo co powinnam zrobić, aby sobie pomóc. Czy raczej moja sytuacja jest całkowicie beznadziejna i powinnam raczej myśleć o tym, żeby to cierpienie wreszcie raz na zawsze zakończyć.

Co zrobiłam:
- poszłam do psychiatry (to jest mój drugi psychiatra w ciągu 2 lat), podpytywał co wcześniej dostawałam na depresję i na bezsennosc na którą cierpię od studiów, dobrał leki z innej grupy, nic nie pomogły, dobrał kolejne, raczej też nie odczuwam poprawy. Jedyne co mi pomaga zasnąć po wielu dniach męczarni to lek Nasen, ale wiem, że nie można go nadużywać, bo się wpędzę w uzależnienie
- poszłam do psychoterapeutki poleconej przez psychiatrę, złota kobieta, która mocno przejęła się moim stanem i zadeklarowała, że uda nam się z tego wyjsc. W ciagu spotkań z nią odczuwam pelne zrozumienie, jest mi lepiej, tylko stan "jest lepiej" utrzymuje się do pierwszych natrętnych myśli, które mi o nim powracają, albo znowu pojawi się w moim otoczeniu coś, co mi go przypomina (jadę moim autem i widzę model samochodu taki sam jak jego; oglądam telewizję i akurat znowu pokazują sprawy związane z jego zawodem - nie, to nie jest polityk, ale pełni zawód, który często przewija się w wiadomościach w TV albo w internecie i nie jestem w stanie od tego uciec, odciąć się).
- mimo, że pierwszym sukcesem okazały się 2-3 dni bez myślenia o nim, moja głowa jest cały czas w trybie standby i potrafi mi bez żadnego impulsu przytoczyć w snach fotorealistyczną scenę z moich przeżyć z nim. Np dzisiaj przyśniło mi się, że dzwonimy do siebie i slysze charakterystyczny szum w jego samochodzie jak prowadzi, chcę się przywitać "hej" i zatyka mi gardło, nagle się budzę i już nie mogę zasnąć. Nagle masa wspomnień wraca i mam wtedy chyba coś na skraju objawów ptsd, bo oblewają mnie na zmianę zimne poty i uderzenia gorąca, dreszcze, tiki nerwowe, płacz, duszności, ogromny ścisk w klatce piersiowej, panika i lęk.
- za namową psychiatry poszłam pierwszy raz w życiu na l4 z powodów psychicznych. W tym czasie miałam się zregenerować, spędzić czas z przychylnymi mi osobami (rodziną), pojechać na wakacje, które planowałam od roku a na które nie miałam siły i chciałam zrezygnować. Został mi jeszcze około tygodnia wolnego na tym l4 i o ile z początku był entuzjazm, że wreszcie odpocznę i uwolnię na chwilę głowę, tak na miejscu będąc z rodziną przekonałam się, jak bardzo niestabilna jestem, jak już nikomu nie ufam, jak cholernie jestem wybuchowa i krzyczę o nawet drobne sprawy. Jak nagle potrafi wezbrać we mnie taka ogromna złość i mam napad gniewu. Jednocześnie boję się ludzi, odsunęłam się od osób, które były moimi znajomymi (trudno mówić o przyjaźniach jak nikt za bardzo nie chciał wchodzić w głębsze relacje, zresztą nigdy nie potrafiłam tego robić), zerwałam kontakt z jedyną przyjaciółką, w której pokładałam nadzieję, że może chociaż jej, jako jedynej, za darmo mogę o tym wszystkim opowiedzieć, a jednak nie mogłam. Teraz jestem w połowie urlopu, w cudownym miejscu, ale też szarpie mną smutek, że w sumie to już nie chcę poznawać nowych ludzi, żeby uniknąć sytuacji, ktora miała miejsce. Nie mam kompletnie siły na kolejne zawody a na pewno takie się wydarzą, bo do tej pory nie miałam szczęścia do żadnej relacji z facetem.
- Moim drobnym sukcesem jest brak próby nawiązania kontaktu od 3 tygodni, chociaż panicznie się boję, że w przypływie poczucia samotności i pustki, które cały czas mi towarzyszą, znowu pęknę i znowu kupię kolejny starter komórkowy i będę znowu próbowała. Przez te 4 miesiące kupiłam 4 startery i raz napisałam list wysłany paczkomatem. Blokował numer od razu a listu nie odebrał.

Czego nie udało mi się zrobić i czego bardzo żałuję, to sięganie do kieliszka. Mam świadomość, że alkohol to depresant i w dłuższej perspektywie czasu pogarsza stan psychiczny, ale kiedy piję wieczorami to jest jedyny moment na 2-3h, co bezustanny ścisk w klatce piersiowej odpuszcza i czuję rozluźnienie w ciele. Bo na razie nic innego nie przynosi mi dłuższej ulgi i wyzwolenia od tego ścisku. Starałam się odciągać myśli czytaniem książek, w które się wkręciłam po latach, oglądaniem seriali, filmów, graniem w gry mobilne, ale to tylko chwilowe odciąganie myśli. Najgorzej jest w momentach jak próbuje zasnąć i wiadomo, wtedy trudno jest robić powyższe czynności, to niestety obrazy z przeszłości oraz emocje wracają.

Nie mogę też odzyskać siły na codzienne czynności, pracuję zdalnie, więc skoro nie wychodzę do ludzi, higiena osobista jest rzadka, podupadłam na wyglądzie mocno, bo strasznie intensywnie zajadałam emocje i zdążyłam od początku roku przytyć ok. 10 kg, twarz mi opadła, jestem w sumie cały czas opuchnięta i bez wyrazu. Podobno kiedyś wyglądałam na ładną, ale nie poznaję już siebie w porównaniu do zdjęć jeszcze z zeszłego roku. Nie mam siły na ćwiczenia, które kiedyś bardzo lubiłam. Siedzę cały czas w domu i o ile nie muszę iść na zakupy, to kompletnie nigdzie się nie ruszam. Nic mi nie sprawia przyjemności. Ostatnią rzecz, którą jeszcze robię i staram się z całych sił nie zaniedbywać, to praca, ale to się już wzbijam na wyżyny moich resztek sił, a i tak nie jestem zadowolona z efektów, jakie z tego wychodzą.

Przepraszam za dość długi post, ale musiałam to wszystko z siebie wyrzucić. Szukałam jakiś odpowiedzi w Google w podobnym temacie, ale trudno cokolwiek znaleźć, bo na szukaną frazę wyskakują porady "jak sobie radzić", kiedy właśnie próbuję różnych rzeczy, a pozytywnych rezultatów brak. Czuję się jakbym siedziała w bagnie, które mimo trzymania się gałęzi i prób wydostania, pochłania mnie coraz głębiej.

Bardzo chętnie poczytam Wasze sposoby na próbę poradzenia sobie z trudnym do zaakceptowania rozstaniem. Patrząc na tego psychiatrę i psychoterapeutkę, czy to jeszcze za krótki okres, aby oczekiwać rezultatów z tych wizyt. Proszę, dajcie znać co myślicie i każdemu kto przeczytał mojego posta, z góry dziękuję.

Przede wszystkim przestań pić alkohol. Leki psychotropowe i alkohol to nie jest szczęśliwe rozwiązanie, tak możesz sabotować działanie leków.
Każdy ma inny czas zdrowienia po rozstaniu, więc po prostu daj czasowi czas.
Mnie wyleczenie się po porzuceniu zabrało kilka lat, ale nie żałuję, bo był to czas, który poświęciłam na rozwój własny. Pomogły mi między innymi afirmacje, zaczęłam od powrotu do książki "Potęga podświadomości". Dużo też pomogło mi psanie listów do eks, których nigdy nie wysłałam - w nich porządkowałam swoje emocje.
Zadbaj o siebie, wdróż lepsze nawyki żywieniowe, spróbuj przestać podjadać, a jak ciało zacznie się zmieniać, to i może dusza ulegnie poprawie. Dużo wsparcia w kwestii poprawy sylwetki możesz dostać w serwisie vitalia.pl lub możesz szukać wsparcia u anonimowych jedenioholików.
Powodzenia!

3 Ostatnio edytowany przez madoja (2024-07-06 11:37:10)

Odp: Po kilku miesiącach rozstanie boli tak samo mocno

Uważam że wszystko co czujesz i przechodzisz jest normalne.
Właśnie w późniejszym wieku rozstania przechodzi się gorzej. Nie jest tak jak zazwyczaj się słyszy, że gdy jesteśmy nastolatkami to koniec świata, a potem się przyzwyczajamy. O nie.
Ja zawsze chełpiłam się tym że szybko podnoszę się po rozstaniu. Gdy byłam nastolatką czy 20-latką, zajmowało mi to kilka tygodni.
Z wiekiem te okresy były coraz dłuższe, aż przeżyłam najstraszniejsze rozstanie, po którym zbierałam się jakieś 2 lata.
Pierwsze miesiące tylko spałam i płakałam, nie byłam w stanie pracować, tzn czasami jakoś pracowałam, ale na autopilocie. Tak samo jak Ty byłam wściekła na samą siebie, że kilka miesięcy minęło a ja jestem w punkcie wyjścia, że mam wrażenie że ON jest wciąż mój, że jesteśmy razem, że to wszystko jest takie świeże i takie przed chwilą.
Nawet ja - mega realistka stąpająca po ziemi bardzo twardo - szukałam wróżki który odprawi rytuał miłosny, żeby on do mnie wrócił. Byłam w stanie zapłacić 3 tys za taki rytuał. Jedna wróżka powiedziała że ona tego nie zrobi, bo on mnie już nie kocha, a ona może pomagać tylko parom które się kochają ale nie mogą być razem. Byłam oburzona. Bo ja wewnątrz uważałam, że on mnie szalenie kocha, tylko ma jakiś zły okres czy coś (teraz mi się to wydaje komiczne).

Najgorsze były właśnie sny.
Bywało że w ciągu dnia czułam się już znośnie, a potem mi się śnił i wszystko zaczynało się od nowa, bo miałam wrażenie że przed momentem go dotykałam. To było okropne.

No ale mniej więcej po roku zaczęłam na poważnie wracać do życia. Płakałam mniej, zajęły mnie inne rzeczy. Ale wciąż miałam poczucie że to była miłość mojego życia i bywały wieczory gdzie wspominałam i ryczałam. Dopiero po kolejnym roku poczułam się prawdziwie wolna i uleczona. Czyli widzisz że musi minąć czas. Według mnie 4 miesiące to mało.

Przede wszystkim musisz zdać sobie sprawę, że boli Cię tak bardzo, ponieważ TO ON ODSZEDŁ. Gdybyście się pokłócili i Ty byś to zakończyła, to już dawno przestałoby Cię to boleć. Kwestia kto został porzucony jest kluczowa. Zawsze ta porzucona osoba cierpi, a ta druga szybko wraca do życia.
Gdy ktoś nam coś zabiera i nie możemy już tego mieć, nagle bardzo to gloryfikujemy, idealizujemy. Bardzo chcemy to mieć znowu.

A co mi pomogło?
1. Napisałam do niego kilka listów których nigdy nie wysłałam.
2. Poświęciłam kiedyś cały długi wieczór na spisanie wszystkich jego wad, wszystkich rzeczy które mogły nie wyjść, które mi przeszkadzały. wyszedł bardzo długi referat smile I potem zawsze gdy znów zaczynałam ryczeć i tęsknić, powolutku i ze zrozumieniem czytałam mój "referat" i o dziwo zawsze przestawałam płakać.
3. Aż do znudzenia słuchałam porad z YT w stylu "jak sobie radzić po rozstaniu". Nawet gdy pracowałam, sprzątałam - wciąż słuchałam (a są tego tony na YT). Początkowo do mnie to nie docierało, ale słuchałam tego tyle, że zaczęło się przedzierać do mojej podświadomości. Czytałam tez książki (poradniki) o tej samej tematyce. Po prostu zewsząd bombardowałam siebie samą trzeźwymi radami jak sobie radzić.
4. Moja koleżanka w tym czasie tez została porzucona, i często o tym rozmawiałyśmy, skarżyłyśmy się sobie. Jej opinie typu "wcale nie był taki fajny/ wcale nie był taki przystojny" pomagały mi, bo zauwazałam że to ja go idealizowałam, a według innych wcale nie był taki super. Jesli nie masz takiej koleżanki, to pisz na forum.
5. Absolutnie się od niego odcięłam. Żadnego przeglądania profilu na fb, żadnego kontaktowania się.
6. Wzięłam się w garść. To banalny, ale ważny punkt. Po długich miesiącach ryków i tęsknot, był Sylwester. Pamiętam jak stałam na dworze, patrzyłam na fajerwerki i powiedziałam sobie "Koniec z tym. Od dziś idę do przodu. Od dziś przestaję płakać". To bardzo ważne żeby samej sobie powiedzieć że już dość tego. Etap żałoby już potrwał, ale teraz już koniec. To był dla mnie ważny moment, przełom. Oczywiście że potem miałam jeszcze gorsze chwile, ale o wiele rzadziej. Nie licz na to, że cokolwiek pomoże Ci raz na zawsze. To będzie sinusoida. Po małym sukcesie znów będzie dół i wrażenie, że wszystko na nic. Ale z czasem to będzie na zasadzie: dwa kroczki do przodu, jeden do tyłu. I suma summarum będziesz szła do przodu, choć powoli.

Ps. A potem poznałam obecnego męża, a o tamtym facecie już w ogóle nie myślę smile

4 Ostatnio edytowany przez Karmaniewraca (2024-07-06 12:06:35)

Odp: Po kilku miesiącach rozstanie boli tak samo mocno

Bardzo fajnie opisała Madoja.
Od siebie dodam, że akurat u mnie równie długo trwało pozbieranie się, myślę że spokojnie dwa lata w nocy albo nie spałam albo po łękach przysypiałam 12 godzin.


Pominę kwestie które poruszyła Madoja, że czas jest kluczowy, trzeba sobie go dać.
W moim przypadku bardzo ważne było dbanie o siebie, pod względem jedzenia i sportu. Nie dotykalam alkoholu bo wiedziałam, że to mnie zrujnuje.
Paradoksalnie miałam takie głupie myślenie, że nie chce pić albo źle wyglądać żeby myślał, że za nim rozpaczam. Ale najważniejsze było moje samopoczucie, oczywiście schudłam prawie 7 kg w moim przypadku stres zawsze wiąże się z utrata wagi.
Ale zdrowe odżywianie, dbanie o siebie daje poczucie że możesz się zaopiekować, że już w sumień jesteś jedyna osoba która może o to zadbać i musisz miec siłę i zdrowie żeby normalnie funkcjonować. Nie wiem jak to wyjaśnić, ta motywację, żebyś odstawiła alkohol a po prostu dbała o siebie.

Czy masz jakies bliskie osoby? Przyznam szczerze że gdybym teraz się z kimś rozstała pracując zdalnie możliwe że dłużej by to trwało. Czy jest ktoś z kim możesz o tym rozmawiać do zrzygania że tak powiem? Że ktoś może tego słuchać słuchać i słuchać? Miałam duże szczęście bo pomimo że zaczęłam wtedy nowa pracę kiedy mnie zostawił, dostałam mnóstwo wsparcia z każdej strony, nie wiem jakbym sobie bez tego poradziła, naprawdę nie wiem. Ludzie o mnie dbali, karmili, dzwonili, pilnowali, pocieszali, organizowali imprezy, zapraszali, mówili najlepsze komplementy na świecie i gdyby nie oni, bliscy i dalecy to chyba bym umarła z głodu nie byłam w stanie przez pierwszy tydzień, dwa nic jeść. Dostałam wsparcie od zupełnie obcych osób a nawet nie wiedzieli, że jestem po rozstaniu, po prostu zaczęłam nowa pracę z wesołej dziewczyny nagle stałam się milcząca i oni wiedzieli, że coś jest nie tak, nie wiedzieli co ale czuli że potrzebuje wsparcia.
Dużo się uczyłam, zajmowałam głowę nauka języka, nowych rzeczy. I dużo pływałam, pływanie oczyszczalo mój umysł, ciało,.

Tak po około 2 latach jego imię przestało wywoływać łzy w oczach, po 3 latach mogłam się z kimś związac i pierwszy raz dać się komuś dotknąć.

A potem potem przestałam pływać ; ) a tak serio to czas, ja wiem jak to boli. To ból fizyczny, pustka, sny tak realne że on tu jest, ale to mija. Tylko daj sobie czas, zadbaj o siebie.

Edit
I nigdy nie napisałam do niego, nie odpowiedziałam na wiadomość, nie pooglądałam go. To jest bardzo ważne. Odetnij się, on niego, od jego rodziny, nie pytaj o niego, nie podglądam, nie daj się prowokować. To on odszedł bo chciał. Kiedyś przeczytałam coś takiego - emocje mijają, konsekwencje zostają. Będziesz się źle czuć że pisałaś.

5 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2024-07-06 13:27:34)

Odp: Po kilku miesiącach rozstanie boli tak samo mocno

Wszystko co napisano powyżej to prawda, ja jeszcze dodam od siebie, że powinnaś zacząć wychodzić z domu, tak po prostu "bo musisz". Jeśli pracujesz zdalnie i się zaniedbałaś z tego powodu, to zacznij jakiś kurs weekendowy, albo wieczorowy, albo jakieś studia podyplomowe; coś, co zmusi cię do wychodzenia z domu, do zadbania o siebie, o fryzurę, makijaż itd.
Paradoksalnie, największe kroki do przodu zrobiłam po rozstaniach z facetami  smile  Wyjazd do USA żeby "go" więcej nie oglądać, sporo się tam nauczyłam, dobrze zarobiłam i w ferworze nowych spraw w ogole prawie o nim nie myślałam, bo nie starczało mi na to czasu. Praca, nauka i dzień był na to wszystko za krótki. Dziś zastanawiam się czasem, gdzie dziś byłabym, gdyby mój książę mnie nie zdradził big_smile  W USA w końcu nie zostałam, ale do Polski już nie wróciłam i naprawdę dobrze mi się żyje. Tak to czasem bywa, przewrotny los potrafi tak wszystkim obrócić, że to co wydaje nam się dramatem z czasem okazuje się największym szczęściem. Tobie też  tego życzę, z całego serca i wierzę że tak właśnie będzie.

6

Odp: Po kilku miesiącach rozstanie boli tak samo mocno

Też uważam, że najwięcej zrobiłam po rozstaniu z facetem. Bardzo mi to wjechało na ambicje, ruszyłam ostro z rozwojem. Miałam coś takiego, że będę wyżej od niego. No i śmiało mogę powiedzieć, że tak jestem dalej niż on. Ale też wyjechałam po rozstaniu w tym miejscu gdzie byłam nie zostałam ale wpłynęło to na moje dalsze losy życiowe.
I zgadzam się, musisz po prostu musisz wychodzić jak pracujesz zdalnie.

7

Odp: Po kilku miesiącach rozstanie boli tak samo mocno

To nie milosc, tylko obsesja.

Odp: Po kilku miesiącach rozstanie boli tak samo mocno

Znajdź sobie dodatkowe zajęcie, jakąś pracę - wymagającą dużego zaangażowania i pracochłonną. By nie mieć czasu na myślenie o przeszłości.
I wyjdź do ludzi, bo nie ma nic gorszego niż rozpamiętywanie w samotności.
A poza tym czas, czas, czas...leczy wszelkie rany.  Przejdzie...

9

Odp: Po kilku miesiącach rozstanie boli tak samo mocno
Lucy9 napisał/a:

Mija właśnie 4 miesiąc, od kiedy to się stało a ja, mimo wdrożonych kilku różnych sposobów poradzenia sobie z sytuacją, nadal się czuję tak samo tragicznie, jak tego pierwszego dnia, kiedy ostatni raz się pokłóciliśmy i poblokował mnie na każdy możliwy sposób, jak się potem okazało, już bezwzględnie i bez mrugnięcia okiem, mimo świadomości jaki to był dla mnie cios.

Bardzo Was proszę podpowiedzcie, czy coś jeszcze mogę zrobić albo co powinnam zrobić, aby sobie pomóc. Czy raczej moja sytuacja jest całkowicie beznadziejna i powinnam raczej myśleć o tym, żeby to cierpienie wreszcie raz na zawsze zakończyć.


Po pierwsze to spróbowałabym się jakoś zdiagnozować jako osoba z czymś w rodzaju manii. Tym bardziej, że jesteś na każdym możliwym polu sama: praca zdalna, brak przyjaciół, brak wyjść, etc., tylko siedzisz w domu i w kółko się kręcisz. Taki natłok myśli na jeden ten sam temat nie jest chyba czymś normalnym.

Po drugie - siadłabym i zaczęła uzmysławiać sobie, co ja mu zrobiłam. Pisałaś o kłótniach, on musiał mieć cię dość, że zerwał w taki sposób. Czy aby na pewno nie ma w tym żadenj twojej winy? Zrobić szczery rachunek sumienia - twój i jego.

Po trzecie - wyjścia, wyjścia, wyjścia do ludzi. Może basen, może ściana wspinaczkowa, może zumba? Może formacja religijna?

Dalej - co już pisano, czas leczy rany, co wiedząc, jesteś w stanie nabrać automatycznie trochę dystansu do własnych tymczasowych uczuć.

Co do mnie - na ogół ja zrywałam, dlatego nie robiło to na mnie większego wrażenia. Z drugiej strony nigdy nie przejawiałam tak dużej - nie wiem jak to nazwać - pychy, by uznawać, że ktoś będzie ze mną do końca życia. Pewne zdystansowanie oraz świadomość, że nic nie musi być dane raz na zawsze, że wcale nie muszę być czy okazać się dla kogoś taaaka faaajna, nawet dla obecnego męża, dawały mi w sumie duże poczucie komfortu. Co polecam.

10 Ostatnio edytowany przez załamana0123 (2024-07-25 16:54:47)

Odp: Po kilku miesiącach rozstanie boli tak samo mocno

Rozumiem Cię doskonale, u mnie minęło 2 miesiące. Decyzja była wprawdzie moja, ale nie dlatego że przestałam kochać, więc i tak czuję jakby to on zostawił mnie. Próbuję jakoś zająć sobie czas, ale zamiast czuć się coraz lepiej jest coraz gorzej. Na początku wbijałam sobie do głowy, że choć mi się nie chce to po prostu muszę wychodzić, dbać o siebie jako tako, spotykać się z ludźmi, czytam i słucham, czyli wszystko to co dziewczyny piszą, ale niestety to przestało pomagać i nie ma dnia, żebym nie płakała, przed pracą, po pracy, przed snem. I przyszedł ten moment, że nawet nie potrafię się zmusić. A jeszcze jak pomyślę, że zastąpi mnie ktoś inny i dostanie od niego wszystko, czego ja pragnęłam...

Posty [ 10 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Po kilku miesiącach rozstanie boli tak samo mocno

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024