Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 74 ]

Temat: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?

Nigdy nie przypuszczałam, że będę na takim etapie, na którym jestem teraz. Zawsze byłam osobą kochliwą, podobali mi się chłopcy. Teraz za to czuję się wypalona jeśli chodzi o związki i wszelkie relacje. Zastanawiam się, czy da się to jakoś zmienić, czy ktoś też tak miał i wyszedł z tego i jakim sposobem

No więc zawsze byłam bardzo kochliwa. Już od podstawówki podobali mi się najczęściej koledzy z klasy bądź ze szkoły. Byłam dość stała w uczuciach, potrafiłam się w kimś skrycie podkochiwać w podstawówce/gimnazjum przez okres np. 2-3 lat. W liceum to się zmieniło, nie miałam żadnego stałego obiektu westchnień, ale zaczęłam jeździć na kolonie młodzieżowe. Tam zazwyczaj trafił się ktoś, kto wpadł mi w oko, ale spotykałam tam ludzi z różnych części kraju, więc nie było szans na bliższe relacje, bo widziałam kogoś 2 tygodnie, a potem rozjeżdżaliśmy się. Chociaż też fakt, że nikt nigdy z tych, co mi się podobali nie zwrócił na mnie uwagi
Potem poszłam na studia. Spodobał mi się jeden chłopak i podkochiwałam się w nim przez jakieś 3 miesiące. To był kolega z grupy. Mieliśmy okazję lepiej się poznać na domówce u wspólnej koleżanki. On mnie poznał bliżej i się zakochał, ja go poznałam bliżej i .... odkochałam się, bo okazało się, że przy bliższym poznaniu ma zupełnie inny charakter. Próbowałam co prawda się z nim spotykać, ale im bliżej go poznawałam, tym bardziej mnie irytował swoim zachowaniem, aż w końcu kontakt nam się urwał, szczególnie że nie byliśmy już w tych samych grupach zajęciowych. Innego chłopaka, też na początku studiów poznałam na jednej z domówek. Spotykałam się z nim krótko, bo 2 miesiące, w końcu się rozpadło, bo sam przyznał po czasie, że widział mój brak zaangażowania i nie chciał w to brnąć dalej, gdzie to była prawda, nie byłam go pewna i bardziej na siłę próbowałam się do niego przekonać, co jak wiać było widoczne nawet dla niego. Następnie zakochałam się w jednym koledze z roku. Na początku przez kilka miesięcy się kolegowaliśmy, nawet trochę bliżej, ale kolegowaliśmy. Potem jednak miałam ciężką sytuację na studiach, a on mnie wspierał. Niby nie zrobił nic wielkiego, ale po prostu mnie pocieszał, że na pewno zdam i będzie dobrze. To mi tak zaimponowało, że pewnego dnia, tak nagle, uświadomiłam sobie, że zależy mi na nim. Pamiętam, że bardzo się starałam, żeby zdobyć jego względy: dosiadałam się na wykładach, pisałam, zagadywałam, zapraszałam na kawę na mieście (nigdy się nie zgodził, miał wymówki), zapraszałam do siebie na obiady (zgadzał się tylko wtedy, gdy inni znajomi też mieli przyjść, sam nie chciał). Zorientował się, że coś jest na rzeczy, kilka razy mi napisał w rozmowie coś, co miało dać mi do zrozumienia, żebym nie robiła sobie nadziei. W końcu to do mnie dotarło. Bardzo to przeżywałam i mimo że nie było to moje pierwsze nieszczęśliwe zakochanie, to praktycznie rok mi zajęło dochodzenie do siebie po tym zdarzeniu. Sądzę, że to zdarzenie jest jedną z przyczyn, że dzisiaj czuję niechęć do związków. Potem przyszła pandemia, pół roku siedziałam w małym mieście w domu rodzinnym, z dala od jakichkolwiek znajomych. Potem wróciłam na uczelnię. Zaczęłam wynajmować pokój w mieszkaniu 4-osobowym. Poznałam tam pewnego chłopaka, który od roku już tam mieszkał. Wpadłam mu w oko. Już na samym początku, z rozmowy z nim, z gestów, z jego zachowania wobec mnie i innych widziałam, że coś jest nie tak, tylko nie wiedziałam co. Teraz wiem, że to podręcznikowy przykład narcyza, jaki się zawsze opisuje, a ten chłopak świetnie się krył. Spotykałam się z nim przez 3 miesiące, mimo że jego toksyczny charakter mnie denerwował. On nawet wprost mówił, leżąc ze mną w łóżku, obejmując mnie ramieniem, że on nie tak dawno zerwał z ex dziewczyną, że teraz jest wolny, chce korzystać z życia i nie chce się wiązać. Słyszałam to wyraźnie, wiedziałam, że to nie facet do związku, tylko spotykałam się z nim, bo bardzo mi brakowało bliskości. Strasznie wręcz. Jedyne co, to jako toksyczna osoba on próbował mi wejść na głowę a myśląc, że jestem w nim zabójczo zakochana to ulegnę mu i będę mu robić za sprzątaczkę, kucharkę, ale nie dałam się, przez co on widząc, że nie będzie miał ze mnie benefitów zaczął się oddalać, potem się wyprowadził, a kontakt się urwał. Potem miałam znowu dłuższą przerwę od chłopaków, aż poszłam na urodziny koleżanki, gdzie był taki jeden znajomy innej mojej koleżanki ze studiów. Taki jej dobry przyjaciel, o którym mi mówiła. Rozpoznałam go ze zdjęć. Domówka zakończyła się szybko, jeszcze przed 12stą w nocy (to był czas na studiach, że było dużo nauki i nie można było siedzieć za dużo na imprezach). Wpadłam temu chłopakowi w oko, widziałam to, bo na imprezie dosiadał się do mnie, przy wszystkich gdy mówił, patrzył się tylko na mnie. Czułam to. Jednak za dużo wypił i jak to osoba po większej liczbie alkoholu zaczął się zachowywać trochę....no wiadomo jak. Dla mnie nieumiejętność picia nie jest czymś imponującym, ale starałam się przymknąć na to oko. Na koniec imprezy, gdy wszyscy zaczęli się rozchodzić, większą grupką wracaliśmy wspólnie, bo po drodze każdy rozchodził się w swoją stronę, ten chłopak okazało się, że mieszka niedaleko mnie, szedł pijackim krokiem cały czas koło mnie, próbował chwytać za rękę, ale się nie dawałam, bo byłam bardziej trzeźwa od niego. On próbował mnie zaciągnąć do siebie na początku na noc. Nie wiem, czy w wiadomym celu czy nie, ale bardzo próbował mnie do siebie zaprosić, a gdy widział, że się nie zgadzam, to próbował się wprosić do mnie, ale też się nie zgodziłam, pożegnałam i poszłam w swoją stronę, bo jednak bałabym się zapraszać obcego typa do mnie w nocy, nieważne, że wspólny znajomy czy nie. Jednak postanowiłam dać mu szansę, wysłałam zaproszenie na fejsie, zaakceptował, ale nie napisał. Potem napisałam do niego po jakiś 3 tygodniach (gdy miałam więcej wolnego czasu, bo wtedy był ciężki okres zaliczeń na studiach), ale mnie zlał, w pewnym momencie przestał odpisywać. Potem, po kolejnych kilku miesiącach byłam na imprezie urodzinowej innej koleżanki. Pojawił się tam chłopak, który w pewnym momencie bardzo się do mnie przystawiał, ale wiedziałam pocztą pantoflową (znałam go już wcześniej), że to kobieciarz i lubi bawić się dziewczynami, więc też podziękowałam. To było 2 lata temu i od tamtej pory nie poznałam nikogo nowego.

Nie wiem, czuję się taka totalnie zrezygnowana jeśli chodzi o związki. Koleżanka namawiała mnie na tindera, ale jestem introwertyczką, nienawidzę publikować swoich zdjęć w internecie (profilowego na facebooku też nie mam). Nie miałabym z resztą czego wrzucać, bo nie mam żadnego aktualnego zdjęcia. Sama selfie nie robię, bo nie umiem, zawsze wychodzę dziwnie. Sylwetki całej też nie robiłam od dobrych kilku lat, a jak mam jakieś zdjęcia to wspólne, ze znajomymi (chociaż moja figura nic się nie zmieniła, nadal jestem szczupła, jaka byłam). Po prostu czuję, że tinder i inne portale nie są dla mnie. Czasem przez facebooka przypadkowo jakiś chłopaków poznawałam, ale to też nic ciekawego

Jakoś mam wrażenie, że nie zasługuję na szczęście w jakiś sposób. Jak mi się ktoś podoba to ja się temu komuś nie podobam, a jak ja się spodobam komuś to ten ktoś nie podoba się mi. I żeby nie było, że wybrzydzam, to jak na początku studiów komuś się spodobałam (tym chłopakom opisanym wyżej) to próbowałam się z tym kimś spotykać, bo "a nóż zaiskrzy", ale nic takiego się nie działo. A nie chciałam też oszukiwać kogoś, więc nie chciałam wchodzić w związek i marnować komuś czas. Z resztą jeden z tych chłopaków niedługo po mnie znalazł inną dziewczynę, którą poznał na jakiejś imprezie, są razem do dzisiaj, czyli od 5 lat i bardzo się cieszę, że ja wtedy nie zmarnowałam komuś tego czasu, tylko ten chłopak mógł kogoś poznać, z kim jest szczęśliwy
Jednak te nieudane zakochania, nieudane próby dały mi się we znaki na psychice. Czuję taką niechęć do związków, do mężczyzn. Boję się, że popadnę w mizoandrię, bo zaczęłam zauważać, że nie lubię mężczyzn. Wiem, że to głupie, ale po prostu przez to, że nigdy mi się nie udawało to czuję jakąś nienawiść teraz. Zrobiło mi się to przez perspektywę problemów sercowych z perspektywy tych ostatnich ok. 4 lat. Do tego w październiku tego roku moja kilka lat młodsza siostra wyszła za mąż. Ona wyszła za mąż, a ja nie przedstawiłam nigdy rodzicom żadnego faceta. Niby mi to nie przeszkadzało, ale czuję się już kompletnie zrezygnowana, jakby mi coś przemknęło przed oczami, jakbym coś przegapiła, a nie ukrywam, że młodsza siostra czuje się lepsza ode mnie pod tym względem, że ona już ma męża, a ja nawet nie mam chłopaka. Niby nie mówi wprost, ale czasem rzuca takie insynuacje. Np. w domu przy mnie się wywyższa, że jest lepsza od koleżanek ze studiów, bo ona wyszła za mąż, a inne nie mają chłopaków więc przegrały życie (według niej). Mi tego nie mówi, ale jak widać widzę, co o tym myśli. To mnie też trochę zdołowało
Życia seksualnego też nigdy nie miałam bogatego. Spałam dosłownie jeden jedyny raz z chłopakiem. I to nie z miłości, tylko z ciekawości, czym jest seks. Wspominam źle, bo chłopak kupił jakieś prezerwatywy z mało znanej firmy, mało sprawdzone, jedna pękła mi w ręku, cały czas się bałam, że pęknie podczas stosunku, przez co się tylko stresowałam. Pęknąć nie pękła, ale się zsunęła (co nie powinno się zdarzyć przecież) a chłopak zamiast założyć nową chciał ją wsunąć z powrotem. Zdenerwowałam się i wyszłam i tyle mi z seksu zostało do dzisiaj.

Czy ktoś też miał podobną sytuację, był zrezygnowany co do związków, ale się nawrócił w jakiś sposób? Sądzę, że pomógł by mi facet, taki prawdziwy z krwi i kości, który by mnie pokochał i pokazał, że mu na mnie zależy. Ja na razie zakochanie kojarzę źle, bo po każdym moim zakochaniu miałam doła spowodowanego nieszczęśliwym zakochaniem i nie mogę sobie wyobrazić, że związek z kimś może być szczęśliwy. Zazdroszczę ludziom, którzy wchodzą ze związku w związek i nie mam pojęcia, jak oni to robią, że tak szybko kogoś poznają. Mi się podoba ktoś rzadko, a jak już to bez wzajemności. Zaznaczę, że też nie celuję w facetów spoza mojej ligi, jakiś przystojnych milionerów czy coś. To zwykli, przeciętni chłopcy, nie żadne top modele, a mimo to nie wychodzi
Czy coś się da z tym zrobić?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?

Shinigami pisz do niej
ewentualnie ty YellowStar pisz do Shinigami

dogadacie sie

3

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
YellowStar napisał/a:

Nigdy nie przypuszczałam, że będę na takim etapie, na którym jestem teraz. Zawsze byłam osobą kochliwą, podobali mi się chłopcy. Teraz za to czuję się wypalona jeśli chodzi o związki i wszelkie relacje. Zastanawiam się, czy da się to jakoś zmienić, czy ktoś też tak miał i wyszedł z tego i jakim sposobem

No więc zawsze byłam bardzo kochliwa. Już od podstawówki podobali mi się najczęściej koledzy z klasy bądź ze szkoły. Byłam dość stała w uczuciach, potrafiłam się w kimś skrycie podkochiwać w podstawówce/gimnazjum przez okres np. 2-3 lat. W liceum to się zmieniło, nie miałam żadnego stałego obiektu westchnień, ale zaczęłam jeździć na kolonie młodzieżowe. Tam zazwyczaj trafił się ktoś, kto wpadł mi w oko, ale spotykałam tam ludzi z różnych części kraju, więc nie było szans na bliższe relacje, bo widziałam kogoś 2 tygodnie, a potem rozjeżdżaliśmy się. Chociaż też fakt, że nikt nigdy z tych, co mi się podobali nie zwrócił na mnie uwagi
Potem poszłam na studia. Spodobał mi się jeden chłopak i podkochiwałam się w nim przez jakieś 3 miesiące. To był kolega z grupy. Mieliśmy okazję lepiej się poznać na domówce u wspólnej koleżanki. On mnie poznał bliżej i się zakochał, ja go poznałam bliżej i .... odkochałam się, bo okazało się, że przy bliższym poznaniu ma zupełnie inny charakter. Próbowałam co prawda się z nim spotykać, ale im bliżej go poznawałam, tym bardziej mnie irytował swoim zachowaniem, aż w końcu kontakt nam się urwał, szczególnie że nie byliśmy już w tych samych grupach zajęciowych. Innego chłopaka, też na początku studiów poznałam na jednej z domówek. Spotykałam się z nim krótko, bo 2 miesiące, w końcu się rozpadło, bo sam przyznał po czasie, że widział mój brak zaangażowania i nie chciał w to brnąć dalej, gdzie to była prawda, nie byłam go pewna i bardziej na siłę próbowałam się do niego przekonać, co jak wiać było widoczne nawet dla niego. Następnie zakochałam się w jednym koledze z roku. Na początku przez kilka miesięcy się kolegowaliśmy, nawet trochę bliżej, ale kolegowaliśmy. Potem jednak miałam ciężką sytuację na studiach, a on mnie wspierał. Niby nie zrobił nic wielkiego, ale po prostu mnie pocieszał, że na pewno zdam i będzie dobrze. To mi tak zaimponowało, że pewnego dnia, tak nagle, uświadomiłam sobie, że zależy mi na nim. Pamiętam, że bardzo się starałam, żeby zdobyć jego względy: dosiadałam się na wykładach, pisałam, zagadywałam, zapraszałam na kawę na mieście (nigdy się nie zgodził, miał wymówki), zapraszałam do siebie na obiady (zgadzał się tylko wtedy, gdy inni znajomi też mieli przyjść, sam nie chciał). Zorientował się, że coś jest na rzeczy, kilka razy mi napisał w rozmowie coś, co miało dać mi do zrozumienia, żebym nie robiła sobie nadziei. W końcu to do mnie dotarło. Bardzo to przeżywałam i mimo że nie było to moje pierwsze nieszczęśliwe zakochanie, to praktycznie rok mi zajęło dochodzenie do siebie po tym zdarzeniu. Sądzę, że to zdarzenie jest jedną z przyczyn, że dzisiaj czuję niechęć do związków. Potem przyszła pandemia, pół roku siedziałam w małym mieście w domu rodzinnym, z dala od jakichkolwiek znajomych. Potem wróciłam na uczelnię. Zaczęłam wynajmować pokój w mieszkaniu 4-osobowym. Poznałam tam pewnego chłopaka, który od roku już tam mieszkał. Wpadłam mu w oko. Już na samym początku, z rozmowy z nim, z gestów, z jego zachowania wobec mnie i innych widziałam, że coś jest nie tak, tylko nie wiedziałam co. Teraz wiem, że to podręcznikowy przykład narcyza, jaki się zawsze opisuje, a ten chłopak świetnie się krył. Spotykałam się z nim przez 3 miesiące, mimo że jego toksyczny charakter mnie denerwował. On nawet wprost mówił, leżąc ze mną w łóżku, obejmując mnie ramieniem, że on nie tak dawno zerwał z ex dziewczyną, że teraz jest wolny, chce korzystać z życia i nie chce się wiązać. Słyszałam to wyraźnie, wiedziałam, że to nie facet do związku, tylko spotykałam się z nim, bo bardzo mi brakowało bliskości. Strasznie wręcz. Jedyne co, to jako toksyczna osoba on próbował mi wejść na głowę a myśląc, że jestem w nim zabójczo zakochana to ulegnę mu i będę mu robić za sprzątaczkę, kucharkę, ale nie dałam się, przez co on widząc, że nie będzie miał ze mnie benefitów zaczął się oddalać, potem się wyprowadził, a kontakt się urwał. Potem miałam znowu dłuższą przerwę od chłopaków, aż poszłam na urodziny koleżanki, gdzie był taki jeden znajomy innej mojej koleżanki ze studiów. Taki jej dobry przyjaciel, o którym mi mówiła. Rozpoznałam go ze zdjęć. Domówka zakończyła się szybko, jeszcze przed 12stą w nocy (to był czas na studiach, że było dużo nauki i nie można było siedzieć za dużo na imprezach). Wpadłam temu chłopakowi w oko, widziałam to, bo na imprezie dosiadał się do mnie, przy wszystkich gdy mówił, patrzył się tylko na mnie. Czułam to. Jednak za dużo wypił i jak to osoba po większej liczbie alkoholu zaczął się zachowywać trochę....no wiadomo jak. Dla mnie nieumiejętność picia nie jest czymś imponującym, ale starałam się przymknąć na to oko. Na koniec imprezy, gdy wszyscy zaczęli się rozchodzić, większą grupką wracaliśmy wspólnie, bo po drodze każdy rozchodził się w swoją stronę, ten chłopak okazało się, że mieszka niedaleko mnie, szedł pijackim krokiem cały czas koło mnie, próbował chwytać za rękę, ale się nie dawałam, bo byłam bardziej trzeźwa od niego. On próbował mnie zaciągnąć do siebie na początku na noc. Nie wiem, czy w wiadomym celu czy nie, ale bardzo próbował mnie do siebie zaprosić, a gdy widział, że się nie zgadzam, to próbował się wprosić do mnie, ale też się nie zgodziłam, pożegnałam i poszłam w swoją stronę, bo jednak bałabym się zapraszać obcego typa do mnie w nocy, nieważne, że wspólny znajomy czy nie. Jednak postanowiłam dać mu szansę, wysłałam zaproszenie na fejsie, zaakceptował, ale nie napisał. Potem napisałam do niego po jakiś 3 tygodniach (gdy miałam więcej wolnego czasu, bo wtedy był ciężki okres zaliczeń na studiach), ale mnie zlał, w pewnym momencie przestał odpisywać. Potem, po kolejnych kilku miesiącach byłam na imprezie urodzinowej innej koleżanki. Pojawił się tam chłopak, który w pewnym momencie bardzo się do mnie przystawiał, ale wiedziałam pocztą pantoflową (znałam go już wcześniej), że to kobieciarz i lubi bawić się dziewczynami, więc też podziękowałam. To było 2 lata temu i od tamtej pory nie poznałam nikogo nowego.

Nie wiem, czuję się taka totalnie zrezygnowana jeśli chodzi o związki. Koleżanka namawiała mnie na tindera, ale jestem introwertyczką, nienawidzę publikować swoich zdjęć w internecie (profilowego na facebooku też nie mam). Nie miałabym z resztą czego wrzucać, bo nie mam żadnego aktualnego zdjęcia. Sama selfie nie robię, bo nie umiem, zawsze wychodzę dziwnie. Sylwetki całej też nie robiłam od dobrych kilku lat, a jak mam jakieś zdjęcia to wspólne, ze znajomymi (chociaż moja figura nic się nie zmieniła, nadal jestem szczupła, jaka byłam). Po prostu czuję, że tinder i inne portale nie są dla mnie. Czasem przez facebooka przypadkowo jakiś chłopaków poznawałam, ale to też nic ciekawego

Jakoś mam wrażenie, że nie zasługuję na szczęście w jakiś sposób. Jak mi się ktoś podoba to ja się temu komuś nie podobam, a jak ja się spodobam komuś to ten ktoś nie podoba się mi. I żeby nie było, że wybrzydzam, to jak na początku studiów komuś się spodobałam (tym chłopakom opisanym wyżej) to próbowałam się z tym kimś spotykać, bo "a nóż zaiskrzy", ale nic takiego się nie działo. A nie chciałam też oszukiwać kogoś, więc nie chciałam wchodzić w związek i marnować komuś czas. Z resztą jeden z tych chłopaków niedługo po mnie znalazł inną dziewczynę, którą poznał na jakiejś imprezie, są razem do dzisiaj, czyli od 5 lat i bardzo się cieszę, że ja wtedy nie zmarnowałam komuś tego czasu, tylko ten chłopak mógł kogoś poznać, z kim jest szczęśliwy
Jednak te nieudane zakochania, nieudane próby dały mi się we znaki na psychice. Czuję taką niechęć do związków, do mężczyzn. Boję się, że popadnę w mizoandrię, bo zaczęłam zauważać, że nie lubię mężczyzn. Wiem, że to głupie, ale po prostu przez to, że nigdy mi się nie udawało to czuję jakąś nienawiść teraz. Zrobiło mi się to przez perspektywę problemów sercowych z perspektywy tych ostatnich ok. 4 lat. Do tego w październiku tego roku moja kilka lat młodsza siostra wyszła za mąż. Ona wyszła za mąż, a ja nie przedstawiłam nigdy rodzicom żadnego faceta. Niby mi to nie przeszkadzało, ale czuję się już kompletnie zrezygnowana, jakby mi coś przemknęło przed oczami, jakbym coś przegapiła, a nie ukrywam, że młodsza siostra czuje się lepsza ode mnie pod tym względem, że ona już ma męża, a ja nawet nie mam chłopaka. Niby nie mówi wprost, ale czasem rzuca takie insynuacje. Np. w domu przy mnie się wywyższa, że jest lepsza od koleżanek ze studiów, bo ona wyszła za mąż, a inne nie mają chłopaków więc przegrały życie (według niej). Mi tego nie mówi, ale jak widać widzę, co o tym myśli. To mnie też trochę zdołowało
Życia seksualnego też nigdy nie miałam bogatego. Spałam dosłownie jeden jedyny raz z chłopakiem. I to nie z miłości, tylko z ciekawości, czym jest seks. Wspominam źle, bo chłopak kupił jakieś prezerwatywy z mało znanej firmy, mało sprawdzone, jedna pękła mi w ręku, cały czas się bałam, że pęknie podczas stosunku, przez co się tylko stresowałam. Pęknąć nie pękła, ale się zsunęła (co nie powinno się zdarzyć przecież) a chłopak zamiast założyć nową chciał ją wsunąć z powrotem. Zdenerwowałam się i wyszłam i tyle mi z seksu zostało do dzisiaj.

Czy ktoś też miał podobną sytuację, był zrezygnowany co do związków, ale się nawrócił w jakiś sposób? Sądzę, że pomógł by mi facet, taki prawdziwy z krwi i kości, który by mnie pokochał i pokazał, że mu na mnie zależy. Ja na razie zakochanie kojarzę źle, bo po każdym moim zakochaniu miałam doła spowodowanego nieszczęśliwym zakochaniem i nie mogę sobie wyobrazić, że związek z kimś może być szczęśliwy. Zazdroszczę ludziom, którzy wchodzą ze związku w związek i nie mam pojęcia, jak oni to robią, że tak szybko kogoś poznają. Mi się podoba ktoś rzadko, a jak już to bez wzajemności. Zaznaczę, że też nie celuję w facetów spoza mojej ligi, jakiś przystojnych milionerów czy coś. To zwykli, przeciętni chłopcy, nie żadne top modele, a mimo to nie wychodzi
Czy coś się da z tym zrobić?

Ja miałam podobnie. Do studiów nie oglądałam się za chłopakami, oni z deka natrętnie mnie zaczepiali, ale to był czas kiedy ja widziałam, że tam za chwilę z tą za chwilę z jej koleżanką gość się całuje i mi było niedobrze. Raz wiedziałam, że chłopak drzwi mi w szatni zastawił jak przebierałam buty, bo chciał mnie zaprosić na studniówkę, ale ktoś go na chwilę zawołał i ja Mu wtedy na bosaka wyje.bałam. Później Go widziałam pod szkołą jakoś przed moją studniówką, papierosy palił i obserwował. hmm A później poszłam na studia raz miałam chłopaka. Związek rozpadł się w dzień kobiet. Drugi raz miałam chłopaka, związek rozpadł się kilka dni przed walentynkami. I więcej nie miałam chłopaka i doszłam ostatnio do wniosku, że nie chcę mieć, bo w sumie to żyje mi się samej jak pączek w maśle.

4

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?

Nie chce mi sie czytać, ale po temacie posta odpowiadam. Spotkasz odpowiedniego, to będziesz się z nim bałamucić na wszelkie sposoby, nie myśląc już o niechęci.

5

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?

Skoro podobasz się facetom, którzy nie podobają się tobie, a tobie podobają się faceci, którym nie podobasz się ty, to znaczy, że masz za wysokie wymagania i celujesz powyżej swojej ligi. Hipergamia leży w kobiecej naturze, ale da się z tym wygrać smile natomiast jesteś tego świadoma, więc masz szansę.

6

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?

Yellow pisala ze nigdy nie celowała w nieswoja lige--Raka ;D

7 Ostatnio edytowany przez onaanna (2024-02-15 19:15:47)

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?

Chyba za duzo tych chlopakow i robisz stres. Z tego.i z sexu tez.
Nie zakochalas sie naprawde w nikim i na sile chcesz wchodzic w zwiazki bo tak wypada.
Das sobie czas na spokojne poznawanie ludzi i wtedy moze ktos interesujacy i zrownowazony sie trafi

I poukladaj najpierw swoje sprawy. Studia praca ...potem zwiazek

Zwiazki to sa zawsze problemy.  Takie i inne. Wiec daj sobie czas. Chyba ze chcesz miec dziecko to szukaj.

8

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
jea1 napisał/a:

Yellow pisala ze nigdy nie celowała w nieswoja lige--Raka ;D

Wiem, no i co z tego, że pisała? Ja też mogę napisać, że zarabiam 100 tys. na miesiąc i mam lambo w garażu, ale to nie znaczy, że to będzie prawdą. Serwer wszystko przyjmie.

9

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?

Musze się odezwać chociaż przyrzekłam sobie ze tylko czytam.
Yellow twoje wszystkie niepowiedzenia z facetami były wałkowane dosadnie w każdym z twoich wątków. Za każdym razem większość dochodziła do tego samego wniosku ze potrzebujesz iść na terapie i się sama ze sobą poskładać.
Minał jakiś czas i znowu te same plączę. Pamiętam temat tego ostatniego kolesia który chciał ci się dobrać do majtek a ty mu nie pozwoliłaś wiec cie olał. Tam nie było 'wpadania' w oko. Chłopak chciał seksu i go nie dostał i poszedł sobie. Ty dalej to roztrząsasz. Były plączę nad beznadziejnymi studiami i chyba tez 'złymi' rodzicami. Generalnie cały świat przeciwko tobie.
Może w końcu naprawdę pójdziesz do specjalisty i poszukasz pomocy. Bo tyle lat minęło a ty dalej się babrasz w swoim własnym gówienku.

10

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Szeptuch napisał/a:

Shinigami pisz do niej
ewentualnie ty YellowStar pisz do Shinigami

dogadacie sie

przecież tam są głównie czerwone flagi

chcesz władować chłopaka na minę?

11

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?

Dobrze xe zebrałaś te historię w jednym wątku.
Nie za wysoko mierzysz, tylko za nisko.
I narzucasz się  chłopakom, zapraszasz ich gdzieś., Oni tego nie docenią.
Zacznij umawiac sie na randki, poznawać innych niż tylko kolegów z uczelni.
Zdjęcia rób tak długo,  aż wyjdzie jakieś dobre, albo idź do fotografa, który robi zdjęcia kobietom I ma portfolio.
Może spotkasz  się z 10, 15, a drugi raz tylko z takim, który będzie dla Ciebie naprawdę miły?
Samo się nie zrobi.
Nie widzisz zainteresowania,  sorry  next..

12

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Szeptuch napisał/a:

Shinigami pisz do niej
ewentualnie ty YellowStar pisz do Shinigami

dogadacie sie


Brutalne big_smile

13

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
rakastankielia napisał/a:
jea1 napisał/a:

Yellow pisala ze nigdy nie celowała w nieswoja lige--Raka ;D

Wiem, no i co z tego, że pisała? Ja też mogę napisać, że zarabiam 100 tys. na miesiąc i mam lambo w garażu, ale to nie znaczy, że to będzie prawdą. Serwer wszystko przyjmie.

toze predzej sie wierzy komulkowiek na forum,niz jakiemus..ups...autystykowi

14

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
jea1 napisał/a:
rakastankielia napisał/a:
jea1 napisał/a:

Yellow pisala ze nigdy nie celowała w nieswoja lige--Raka ;D

Wiem, no i co z tego, że pisała? Ja też mogę napisać, że zarabiam 100 tys. na miesiąc i mam lambo w garażu, ale to nie znaczy, że to będzie prawdą. Serwer wszystko przyjmie.

toze predzej sie wierzy komulkowiek na forum,niz jakiemus..ups...autystykowi

Masz w profilu lika do zbiorki na osobe z niepelnosprawnosci a tutaj dyskryminujesz osobe z inna niepelnosprawnoscia? Pojebane.

15

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Szeptuch napisał/a:

Shinigami pisz do niej
ewentualnie ty YellowStar pisz do Shinigami

dogadacie sie

Po tym co się dziś nawyprawiało chyba też powinienem zrezygnować ze związków. Ja jestem jej przeciwieństwem, ona szybko się zakochuje, a ja wcale. Przez całe życie tylko jedna dziewczyna mi się podobała na tyle, że myślałem o związku, a zakochany to jeszcze nigdy nie byłem. Poza tym zaraz Jack tu wparuje i pochwali się nowymi informacjami o mnie, po których każdy weźmie mnie za psychopatę.

16

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Shinigami napisał/a:

Poza tym zaraz Jack tu wparuje i pochwali się nowymi informacjami o mnie, po których każdy weźmie mnie za psychopatę.


Oczywiście to wina moja i wszystkich, że nie widzisz nic złego w tym, że siostra miałaby ci zrobić masaż prącia, żebyś się mógł spuścić kiedy abstynencja ci doskwiera....



https://media.giphy.com/media/v1.Y2lkPTc5MGI3NjExY2lzcjk1cGl4YmVvdThlcTVvb3NhMmZ5YTNianF6czc5NGdkeHEzdiZlcD12MV9pbnRlcm5hbF9naWZfYnlfaWQmY3Q9Zw/ftqLysT45BJMagKFuk/giphy.gif

17

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?

Także widzisz Szeptuch, ja już jestem martwy, przynajmniej na tym forum bo ten śmieć nie może odpuścić i teraz będzie to pisał gdzie tylko się da.

18

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Shinigami napisał/a:

Także widzisz Szeptuch, ja już jestem martwy, przynajmniej na tym forum bo ten śmieć nie może odpuścić i teraz będzie to pisał gdzie tylko się da.


A o co chodzi? bo ja nie w temacie

19

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Szeptuch napisał/a:
Shinigami napisał/a:

Także widzisz Szeptuch, ja już jestem martwy, przynajmniej na tym forum bo ten śmieć nie może odpuścić i teraz będzie to pisał gdzie tylko się da.


A o co chodzi? bo ja nie w temacie


Było o masażu prącia. Shini tradycyjnie upierał się, że to nic takiego, zwykły masaż. Ktoś mu zadał pytanie, czy w takim razie takiego masażu mogłaby mu zrobić matka albo siostra. Odparł że ani matka, ani jej koleżanki, bo za stare, ale siostra to mogłaby. Niby żartował, ale potem w jednym kolejnych postów i tak przyznał, że nie widzi w tym nic złego. A przynajmniej nic gorszego niż jednorazowy seks z nieznajomą.

Także ten....

20

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Jack Sparrow napisał/a:
Szeptuch napisał/a:
Shinigami napisał/a:

Także widzisz Szeptuch, ja już jestem martwy, przynajmniej na tym forum bo ten śmieć nie może odpuścić i teraz będzie to pisał gdzie tylko się da.


A o co chodzi? bo ja nie w temacie


Było o masażu prącia. Shini tradycyjnie upierał się, że to nic takiego, zwykły masaż. Ktoś mu zadał pytanie, czy w takim razie takiego masażu mogłaby mu zrobić matka albo siostra. Odparł że ani matka, ani jej koleżanki, bo za stare, ale siostra to mogłaby. Niby żartował, ale potem w jednym kolejnych postów i tak przyznał, że nie widzi w tym nic złego. A przynajmniej nic gorszego niż jednorazowy seks z nieznajomą.

Także ten....

Zapędziliście go w kozi róg i palnął głupi żart, nie przemyślał porównania, no i wyszło jak wyszło.
Ale bez przesady.
Czy petting to już sex? Filozoficzne pytanie, na pewno czynność seksualna, ale czy sex?
Shini próbuje być świętszy od papieża, i to się na nim mści.
A poszedł by na jaki koncert metalowy, zawsze jakaś chętna metalówa sie znajdzie, zabawił by sie.

Albo odwrotnie, namiot i do lasu na weekend, teraz taka świetna pogoda, bez telefonu i gadżetów, odpoczął by od tych wszystkich bodźców.
My dziś z zona byliśmy cały dzień, i to jest naprawdę cos co pozwala sie wyciszyć.

W skrócie zmieniać otoczenie.

21

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Szeptuch napisał/a:

Zapędziliście go w kozi róg i palnął głupi żart, nie przemyślał porównania, no i wyszło jak wyszło.
Ale bez przesady.

Nie. To nie był żart, bo kilka postów później bronił tego zdania.

Czy petting to już sex?

To jest inna czynność seksualna. W rodzinie jest to definiowane jako kazirodztwo i jest karalne w naszym prawie.

Shini próbuje być świętszy od papieża, i to się na nim mści.

Ano właśnie.


W skrócie zmieniać otoczenie.

I to mu od dawna wszyscy radzą.....ale cóż zrobić...



Pogoda ładna, a ja uziemiony hmm

22

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Jack Sparrow napisał/a:

[



Pogoda ładna, a ja uziemiony hmm

U mnie termometr pokazał 17 stopni.
A co sie stało?

23 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2024-02-16 22:44:35)

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Szeptuch napisał/a:

Zapędziliście go w kozi róg i palnął głupi żart, nie przemyślał porównania, no i wyszło jak wyszło.
Ale bez przesady.

Shini próbuje być świętszy od papieża, i to się na nim mści.

A poszedł by na jaki koncert metalowy, zawsze jakaś chętna metalówa sie znajdzie, zabawił by sie.

Albo odwrotnie, namiot i do lasu na weekend, teraz taka świetna pogoda, bez telefonu i gadżetów, odpoczął by od tych wszystkich bodźców.

My dziś z zona byliśmy cały dzień, i to jest naprawdę cos co pozwala sie wyciszyć.

W skrócie zmieniać otoczenie.

Ok, tego się nie spodziewałem po tym co dziś się naczytałem, dzięki Szeptuch za chłodne spojrzenie.

Nie mam wyboru skoro robiąc coś(masaż) co moim zdaniem nie było złe, ani też dobre, a zdaniem niektórych kobiet i Jacka to była niewybaczalna zbrodnia i powinienem nosić jej piętno do końca życia. Muszę chociaż udawać trochę świętszego niż jestem i już nigdy nikomu o tym mówić, a zwłaszcza żadnej kobiecie.

Musi być metalowy czy jakieś inne też dadzą radę? Ciężko mi zdzierżyć tą muzykę, a i metalówa raczej nie poleci na typa nieogarniętego w temacie i nie wyglądającego jak oni.

Do lasu pod namiot i bez telefonu? Nie będą wiedzieli gdzie szukać ciała.

Zmiana otoczenia, to już się staje niedoścignionym marzeniem.

24

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Shinigami napisał/a:
Szeptuch napisał/a:

Zapędziliście go w kozi róg i palnął głupi żart, nie przemyślał porównania, no i wyszło jak wyszło.
Ale bez przesady.

Shini próbuje być świętszy od papieża, i to się na nim mści.

A poszedł by na jaki koncert metalowy, zawsze jakaś chętna metalówa sie znajdzie, zabawił by sie.

Albo odwrotnie, namiot i do lasu na weekend, teraz taka świetna pogoda, bez telefonu i gadżetów, odpoczął by od tych wszystkich bodźców.

My dziś z zona byliśmy cały dzień, i to jest naprawdę cos co pozwala sie wyciszyć.

W skrócie zmieniać otoczenie.

Ok, tego się nie spodziewałem po tym co dziś się naczytałem, dzięki Szeptuch za chłodne spojrzenie.

Nie mam wyboru skoro robiąc coś(masaż) co moim zdaniem nie było złe, ani też dobre, a zdaniem niektórych kobiet i Jacka to była niewybaczalna zbrodnia i powinienem nosić jej piętno do końca życia. Muszę chociaż udawać trochę świętszego niż jestem i już nigdy nikomu o tym mówić, a zwłaszcza żadnej kobiecie.

Musi być metalowy czy jakieś inne też dadzą radę? Ciężko mi zdzierżyć tą muzykę, a i metalówa raczej nie poleci na typa nieogarniętego w temacie i nie wyglądającego jak oni.

Do lasu pod namiot i bez telefonu? Nie będą wiedzieli gdzie szukać ciała.

Zmiana otoczenia, to już się staje niedoścignionym marzeniem.


Musi byc metalowy, wyjątkowy klimat i wyjątkowi ludzi, fakt specyficzni, ale to plus.
Nieznajomość gatunku będzie twoim plusem, nie jedna będzie chciała cie wprowadzić w ten świat.
Gatunków metalu jest wiele, i bardzo sie od siebie różnią, raczej cos powinieneś znaleźć dla siebie.
Np


i coś całkowicie innego

Co do lasu to az tak sie go boisz?
Nigdy nie chodziłeś na dłuższe spacery? nie nocowałeś? Nie wybrałeś sie pooglądać gwiazd na jakąś leśną polane?

25 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2024-02-16 23:30:20)

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Szeptuch napisał/a:

Musi byc metalowy, wyjątkowy klimat i wyjątkowi ludzi, fakt specyficzni, ale to plus.
Nieznajomość gatunku będzie twoim plusem, nie jedna będzie chciała cie wprowadzić w ten świat.

Gatunków metalu jest wiele, i bardzo sie od siebie różnią, raczej cos powinieneś znaleźć dla siebie.

Co do lasu to az tak sie go boisz?
Nigdy nie chodziłeś na dłuższe spacery? nie nocowałeś? Nie wybrałeś sie pooglądać gwiazd na jakąś leśną polane?

Na prawdę istnieją dziewczyny, które chciałyby wprowadzić nieznajomego i kompletnie nieobeznanego z tematem faceta w ten świat? I jeszcze jedna ważna kwestia, atrakcyjne dziewczyny? Widziałem wiele "metalówek" bo w liceum miałem ich sporo i niestety żadna z nich nawet stała koło mojej definicji atrakcyjności, mówiąc krócej były grube i podstawowo zaniedbane.

Z tych dwóch, które wrzuciłeś ten drugi bardziej mi się podoba. Myślałem, że metal to tylko heavy albo death z tym niezrozumiałym darciem się ale ta druga piosenka jest całkiem fajna. W ogóle przypomniało mi się, że kiedyś przez jakiś czas słuchałem jednego zespołu metalowego, był to japoński zespół BABYMETAL.

Na spacery nigdy nie chodziłem, nie mam żadnego lasu na tyle blisko by dało się tam dotrzeć bez samochodu. Nocowałem kilka razy ale nigdy sam tylko w grupie kilku osób jak należałem do organizacji pozarządowej podobnej do wojska. Mieliśmy szkolenia taktyki wojskowej po 24h lub dłużej i się nocowało w lesie kilka razy. Nigdy nawet nie pomyślałem, że mógłby być jakiś sens w samotnym pójściu pooglądać gwiazdy. Zawsze chciałem to zrobić jak już znajdę dziewczynę i pójdziemy razem więc też nigdy nie byłem. Nawet nie wiem gdzie jest jakaś najbliższa leśna polana.

26

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Shinigami napisał/a:

Nie mam wyboru skoro robiąc coś(masaż) co moim zdaniem nie było złe, ani też dobre, a zdaniem niektórych kobiet i Jacka to była niewybaczalna zbrodnia i powinienem nosić jej piętno do końca życia. Muszę chociaż udawać trochę świętszego niż jestem i już nigdy nikomu o tym mówić, a zwłaszcza żadnej kobiecie.

Kto twierdzi, że pójście na masaż erotyczny było złe? Zacytuj.
Złe, a raczej irytujące to jest wmawianie wszystkim na forum, że jesteś Shinigami Zawsze Dziewica, mimo że byłeś na masażu erotycznym. Jak również pisanie pierdół w stylu: 'ja to nie potrafiłbym uprawiać seksu bez miłości', mimo że z handjobem bez miłości problemu nie miałeś. A już zwłaszcza pisanie, że kobiety uprawiające seks poza związkiem to kurwy i niech nie oczekują szacunku. Jesteś jak koleś z kuflem piwa w ręce mówiący do znajomych na domówce: 'ja to nie wiem, jak ludzie mogą pić alkohol, przecież to trucizna, ja nigdy w życiu alkoholu do ust nie wziąłem', a na tekst, że przecież właśnie pijesz piwo, odpowiadający "nie piję alkoholu, piję piwo". Dlatego tak triggerujesz ludzi.

27

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Anewe napisał/a:

Kto twierdzi, że pójście na masaż erotyczny było złe? Zacytuj.
Złe, a raczej irytujące to jest wmawianie wszystkim na forum, że jesteś Shinigami Zawsze Dziewica, mimo że byłeś na masażu erotycznym. Jak również pisanie pierdół w stylu: 'ja to nie potrafiłbym uprawiać seksu bez miłości', mimo że z handjobem bez miłości problemu nie miałeś. A już zwłaszcza pisanie, że kobiety uprawiające seks poza związkiem to kurwy i niech nie oczekują szacunku. Jesteś jak koleś z kuflem piwa w ręce mówiący do znajomych na domówce: 'ja to nie wiem, jak ludzie mogą pić alkohol, przecież to trucizna, ja nigdy w życiu alkoholu do ust nie wziąłem', a na tekst, że przecież właśnie pijesz piwo, odpowiadający "nie piję alkoholu, piję piwo". Dlatego tak triggerujesz ludzi.

Handjob, a pełnoprawny seks z penetracją to bardzo odległe od siebie rzeczy. Pisanie, że te dwie rzeczy są na tym samym poziomie jest dla mnie dziwne. Ja to widzę tak, że koleś z browarem mającym jakieś 4% to nie to samo to koleś z flaszką wódy 40% lub spirytusu 90%. Każde z tych to alkohol ale wszystkie są na zupełnie innym poziomie. Gdybym kiedyś mógł uczestniczyć w tym seksie poza związkiem, a raczej gdybym mógł być partnerem kobiety to robiącej pewnie zmieniłbym zdanie na ten temat ale nie mogłem i wciąż nie mogę. Niestety podejrzewam, że to "zabawił by się" rozwiązałoby sporą część problemów ale wciąż nie mogę sobie tego wyobrazić. Jak to seks bez miłości, bez związku, bez wspólnych planów to się wydaje nieprawdopodobne. Tym bardziej dla mnie, przecież zawsze byłem niewidzialny dla kobiet więc jak miałbym znaleźć chętną na seks, która jeszcze mi by się podobała, to już brzmi jak totalny kosmos. Teraz wyglądam nie najgorzej więc pewnie dałbym radę zwrócić uwagę jakiejś kobiety, może nawet nie jednej ale wciąż nie potrafię nawet rozmawiać, a co dopiero poderwać żeby doszło do seksu. Widziałaś jak się kończy moja rozmowa kiedy tracę czujność i zaczynam kierować się emocjami.

28

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Szeptuch napisał/a:
Jack Sparrow napisał/a:

[



Pogoda ładna, a ja uziemiony hmm

U mnie termometr pokazał 17 stopni.
A co sie stało?


Błędy przeszłości + proza życia.

Rozjebany kręgosłup + inne kontuzje, co daja o sobie znać przy zmianach pogodowych + przypadek onkologiczny w najbliższej rodzinie.

29

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Shinigami napisał/a:
Anewe napisał/a:

Kto twierdzi, że pójście na masaż erotyczny było złe? Zacytuj.
Złe, a raczej irytujące to jest wmawianie wszystkim na forum, że jesteś Shinigami Zawsze Dziewica, mimo że byłeś na masażu erotycznym. Jak również pisanie pierdół w stylu: 'ja to nie potrafiłbym uprawiać seksu bez miłości', mimo że z handjobem bez miłości problemu nie miałeś. A już zwłaszcza pisanie, że kobiety uprawiające seks poza związkiem to kurwy i niech nie oczekują szacunku. Jesteś jak koleś z kuflem piwa w ręce mówiący do znajomych na domówce: 'ja to nie wiem, jak ludzie mogą pić alkohol, przecież to trucizna, ja nigdy w życiu alkoholu do ust nie wziąłem', a na tekst, że przecież właśnie pijesz piwo, odpowiadający "nie piję alkoholu, piję piwo". Dlatego tak triggerujesz ludzi.

Handjob, a pełnoprawny seks z penetracją to bardzo odległe od siebie rzeczy. Pisanie, że te dwie rzeczy są na tym samym poziomie jest dla mnie dziwne. Ja to widzę tak, że koleś z browarem mającym jakieś 4% to nie to samo to koleś z flaszką wódy 40% lub spirytusu 90%. Każde z tych to alkohol ale wszystkie są na zupełnie innym poziomie. Gdybym kiedyś mógł uczestniczyć w tym seksie poza związkiem, a raczej gdybym mógł być partnerem kobiety to robiącej pewnie zmieniłbym zdanie na ten temat ale nie mogłem i wciąż nie mogę. Niestety podejrzewam, że to "zabawił by się" rozwiązałoby sporą część problemów ale wciąż nie mogę sobie tego wyobrazić. Jak to seks bez miłości, bez związku, bez wspólnych planów to się wydaje nieprawdopodobne. Tym bardziej dla mnie, przecież zawsze byłem niewidzialny dla kobiet więc jak miałbym znaleźć chętną na seks, która jeszcze mi by się podobała, to już brzmi jak totalny kosmos. Teraz wyglądam nie najgorzej więc pewnie dałbym radę zwrócić uwagę jakiejś kobiety, może nawet nie jednej ale wciąż nie potrafię nawet rozmawiać, a co dopiero poderwać żeby doszło do seksu. Widziałaś jak się kończy moja rozmowa kiedy tracę czujność i zaczynam kierować się emocjami.


I dla takich debili jak ty masz adnotacje w stylu "zakaz spozywania alkoholu w tym piwa". Albo na zapalniczne "nie odpalać w kieszeni", a na pokrywkach jednorazowych kubków "uwaga gorące". Bo kto by sie spodziewał, że dopiero co parzona kawa bedzie gorąca....

Jak na kontroli wydmuchasz pół promila to kogo bedzie obchodzic czy waliłeś denaturat czy jakieś szczynowate piwo?

I nie Shini - przestań kłamać. Nikt nie napisał, że jak poszedłeś na masaż erotyczny to jest to jakies super złe, że bedziesz sie smażył w piekle i tak dalej. Miliony razy dziesiątki ludzi ci pisało, że to twój wybór. Ale każdy wybór ma konsekwencje i pisanie o sobie przez pryzmat świętoszkowatej dziewicy w sytuacji jak się korzysta z takich usług to obłuda i zakłamanie.

30

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?

Shini, czy ty byłeś kiedyś diagnozowany w kierunku zaburzeń ze spektrum autyzmu, np. zespół Aspergera? Tak cię czytam i odnoszę wrażenie, że to mógłby być dobry trop.
Nie możesz się porozumieć z ludźmi z forum i w życiu, bo mówimy innymi językami. Ty mówisz:
"nie umiem sobie wyobrazić seksu poza związkiem, bez miłości"
my słyszymy: "seks bez miłości jest obrzydliwy, mdli mnie jak pomyślę, że jakaś nieznajoma dziewczyna miałaby choćby dotknąć mojego penisa"
tymczasem ty masz na myśli wersję dosłowną, czyli że nie potrafisz sobie tego zwizualizować w głowie, bo nigdy nie byłeś w takiej sytuacji i nawet nie wiesz, jakby to miało wyglądać.
Fraza: "nawet nie umiem sobie tego wyobrazić" jest najczęściej powtarzanym przez ciebie zdaniem na forum. Brak umiejętności wyobrażenia sobie sytuacji, której nigdy nie doświadczyliśmy to jedna z cech osób ze spektrum autyzmu.
Poniżej cytat ze strony dot. objawów autyzmu, pogrubiłam te, które - moim zdaniem - w mniejszym lub większym stopniu pasują do ciebie:

upacjenta.pl napisał/a:

trudności z inicjowaniem i utrzymywaniem relacji, brak reakcji na próby kontaktu;

brak świadomości tego, co może się dziać w głowie innych ludzi — niezrozumienie pojęcia intencji;

zamknięcie w sobie, niedzielenie się emocjami, spostrzeżeniami lub przemyśleniami z innymi;

problemy z utrzymaniem kontaktu wzrokowego;

unikanie kontaktu z rówieśnikami;

brak umiejętności tworzenia bliskich relacji, a nawet brak takich chęci;

brak zainteresowania zabawami w grupach;

problemy ze spontanicznym podejmowaniem akcji;

jednostronne wypowiedzi, monologi, brak zainteresowania odpowiedzią drugiej osoby;

trudności w wyobrażeniu sobie przyszłości oraz przewidzenia zachowań innych.


brak zrozumienia figur mowy takich jak: przenośnia, ironia;

nieumiejętność zakomunikowania własnych potrzeb, pomysłów, zainteresowań;

problemy z odczytywaniem emocji twarzy innych osób;

opóźniony lub zaburzony rozwój mowy, czasami też mutyzm (niemowa);

echolalia — powtarzanie słów usłyszanych wcześniej, często niezwiązanych z treścią wypowiedzi;

formułowanie wypowiedzi nieadekwatnych do sytuacji;

ograniczona mimika oraz ekspresja ciała;

skrajnie słabe lub impulsywne okazywanie emocji;

brak reakcji lub słaba reakcja na zachowania bądź emocje innych;

wykorzystywanie rąk innych osób, by coś pokazać.


niechęć do zmian;

silne przywiązanie do przedmiotów;

powtarzalne ruchy;

fiksacje na jednym temacie, bardzo wąskie zainteresowania;

koncentrowanie się na cząstkowych lub niefunkcjonalnych właściwościach przedmiotów;

niezgrabność, trudności z czynnościami manualnymi;

stereotypowe wypowiedzi.

Poczytaj sobie więcej, jest tam dużo informacji, których nie zacytowałam.
https://upacjenta.pl/poradnik/autyzm-u-doroslych

31

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Szeptuch napisał/a:

Shinigami pisz do niej
ewentualnie ty YellowStar pisz do Shinigami

dogadacie sie

Wiesz co, ja ostatnio po poznaniu kogoś przez internet jakoś tak muszę mieć chwilę przerwy od poznawania ludzi w internecie

Julia11 napisał/a:

Ja miałam podobnie. Do studiów nie oglądałam się za chłopakami, oni z deka natrętnie mnie zaczepiali, ale to był czas kiedy ja widziałam, że tam za chwilę z tą za chwilę z jej koleżanką gość się całuje i mi było niedobrze. Raz wiedziałam, że chłopak drzwi mi w szatni zastawił jak przebierałam buty, bo chciał mnie zaprosić na studniówkę, ale ktoś go na chwilę zawołał i ja Mu wtedy na bosaka wyje.bałam. Później Go widziałam pod szkołą jakoś przed moją studniówką, papierosy palił i obserwował. hmm A później poszłam na studia raz miałam chłopaka. Związek rozpadł się w dzień kobiet. Drugi raz miałam chłopaka, związek rozpadł się kilka dni przed walentynkami. I więcej nie miałam chłopaka i doszłam ostatnio do wniosku, że nie chcę mieć, bo w sumie to żyje mi się samej jak pączek w maśle.

Ja w sumie też nie mam na co narzekać. Zarobki mam nienajgorsze, więc nie oczekuję sponsoringu faceta, radzę sobie sama. W tygodniu wracam po pracy strasznie zmęczona i nie myślę o tym, że jestem sama, ale w weekendy, gdy chciałabym gdzieś wyskoczyć to wtedy czuję się trochę samotna. Bo chciałabym wyjść do kina, teatru, ale nie mam z kim. Do tego wyprowadziłam się z miasta studenckiego i niby mieszkam też w większym mieście, ale nikogo tu nie znam, prócz ludzi z pracy i nie wiem za bardzo, gdzie takowych poznać. Na studiach jakoś bardzo samotności nie odczuwałam, bo nawet jak nie miałam chłopaka, to przynajmniej raz w tygodniu umawiałam się ze znajomymi, a teraz w obcym miejscu nie mam nikogo. Ale to i tak nie jest najgorsze. Najgorzej jest wtedy, gdy chce się wyjechać gdzieś na urlop. Umiem podróżować sama, robiłam to nie raz, ale nie sprawia mi to przyjemności. Lubię poznawać nowe miejsca będąc z kimś na wyjeździe, a potem dzielić się wrażeniami. Choćby nocować w szczerym polu, ale z dobrym towarzystwem jest lepsze, niż all inclusive samemu. Albo wszelkiego typu imprezy np. wesela. Teraz w październiku za mąż wychodziła moja młodsza siostra i nie było źle, umówiłam się z samotnym kuzynem, że będziemy się bawić razem, gadaliśmy, do tego rodzina przyjechała, z każdym trochę potańczyłam, pogadałam i było dobrze, ale w lipcu tego roku jadę na wesele do koleżanki. Niby będą nasi wspólni znajomi, ale większość w parach, do tego obce dla mnie rodziny. Boję się, że będę siedzieć sama przy stole albo podpierać ściany. Bardzo niezręcznie wtedy się czuję. Z drugiej strony wątpię, że znajdę jakiegoś chłopaka w ciągu tego pół roku. Koleżanka jest zaręczona od 5 lat i już wtedy wiedziałam, że będę zaproszona na imprezę i łudziłam się, że dużo czasu i kogoś znajdę, ale no pomyliłam się. Co gorsze, to nie pierwsza taka sytuacja. Na wcześniejsze wesela, czy studniówkę też miałam te same obawy, że nie będę miała z kim iść. Już mnie to wkurza, że minęło tyle lat a ja w tym samym miejscu. Wiem, że są tacy, co świetnie się bawią podróżując samemu lub na imprezach rodzinnych kradną show, ale ja jestem introwertyczką i to dla mnie nie jest łatwe


rakastankielia napisał/a:

Skoro podobasz się facetom, którzy nie podobają się tobie, a tobie podobają się faceci, którym nie podobasz się ty, to znaczy, że masz za wysokie wymagania i celujesz powyżej swojej ligi. Hipergamia leży w kobiecej naturze, ale da się z tym wygrać smile natomiast jesteś tego świadoma, więc masz szansę.

A co to znaczy "celujesz powyżej swojej ligi"? Chętnie się dowiem. Nigdy nie podobał mi się żaden Christian Grey albo inny Don Massimo. Nawet nie znam nikogo takiego. Co więcej, najbardziej dotychczas byłam zakochana byłam w chłopaku, który był dość niski jak na chłopaka, bo był mojego wzrostu (165cm), miał przerzedzone włosy, trochę krzywe zęby, nie był z bogatej rodziny. Jednak mimo wszystko zakochałam się w nim. Czy to też jest za wysoki standard? Mam brać żula sod monopolowego? Bez przesady, jakieś minimalne standardy trzeba mieć

onaanna napisał/a:

Chyba za duzo tych chlopakow i robisz stres. Z tego.i z sexu tez.
Nie zakochalas sie naprawde w nikim i na sile chcesz wchodzic w zwiazki bo tak wypada.
Das sobie czas na spokojne poznawanie ludzi i wtedy moze ktos interesujacy i zrownowazony sie trafi

I poukladaj najpierw swoje sprawy. Studia praca ...potem zwiazek

Zwiazki to sa zawsze problemy.  Takie i inne. Wiec daj sobie czas. Chyba ze chcesz miec dziecko to szukaj.

Czy ja wiem? Nigdzie nie pisałam, że chcę związku "bo tak wypada". Powiem szczerze, że nie lubię robić rzeczy, tylko dlatego, że wypada. Jestem temu totalnie przeciwna. Uważam, że jak się coś robi to tylko i wyłącznie dla siebie, a fakt jest taki, że czasami mi brakuje męskiego ramienia. Już nie mówię, że cały czas, ale choćby z raz w tygodniu żeby z kimś gdzieś wyjść, film obejrzeć, poprzytulać się
A z tym dawaniem sobie czasu....takie rzeczy wmawiałam sobie w liceum, na studiach też, ale powoli mi się kończy cierpliwość, a narasta rezygnacja i żeby nie powiedzieć frustracja. Wiesz, żeby to było tak, że przeszłam przynajmniej jedną, dłuższą i poważniejszą relację, ale nie wyszło i teraz jestem sama- ok, zdarza się. Ale to, że praktycznie nigdy nie byłam w poważnym związku, a zbliżam się coraz bardziej do 30stki powoduje u mnie niechęć. Już pomijam fakt, że im człowiek starszy, tym ciężej kogoś poznać, bo wolnych ludzi coraz mniej, a jak są wolni, to też wątpliwej jakości. Moje starsze koleżanki, które mają 30stki w tym roku, od lat siedzą na tinderze, mówią, że z roku na rok coraz gorzej i że nie ma nic gorszego, niż facet, który jest singlem po wieloletnim związku, bo cały czas tylko gada o byłej i jak to za nią tęskni- koleżanki mówiły, że co chwila na takich trafiają i jest im aż nieprzyjemnie
A co do poukładania spraw, mam znajomych, którzy potrafili godzić związki ze studiami. Sporo osób tuż po obronie pracy magisterskiej wzięło śluby, więc da się

Bbaselle napisał/a:

Musze się odezwać chociaż przyrzekłam sobie ze tylko czytam.
Yellow twoje wszystkie niepowiedzenia z facetami były wałkowane dosadnie w każdym z twoich wątków. Za każdym razem większość dochodziła do tego samego wniosku ze potrzebujesz iść na terapie i się sama ze sobą poskładać.
Minał jakiś czas i znowu te same plączę. Pamiętam temat tego ostatniego kolesia który chciał ci się dobrać do majtek a ty mu nie pozwoliłaś wiec cie olał. Tam nie było 'wpadania' w oko. Chłopak chciał seksu i go nie dostał i poszedł sobie. Ty dalej to roztrząsasz. Były plączę nad beznadziejnymi studiami i chyba tez 'złymi' rodzicami. Generalnie cały świat przeciwko tobie.
Może w końcu naprawdę pójdziesz do specjalisty i poszukasz pomocy. Bo tyle lat minęło a ty dalej się babrasz w swoim własnym gówienku.

Wiesz, to nie tak, że cały świat przeciwko mnie. Cierpię na overthinking, do tego mam osobowość INFJ, która charakteryzuje się tym, że jest się lepszym obserwatorem niż większość ludzi i więcej się widzi. To właśnie ludzie INFJ są najlepszymi psychologami, bo sami dużo obserwują. Tylko że dla innych potrafi być to zaleta, dla mnie jest to wada. Tak samo jak ludzie radzący pójście na terapię- tylko czy tacy ludzie w ogóle wiedzą, na czym polega terapia? Sądzę, że nie. Terapeuta nie sprawi, że nasze problemy znikną jak za dotknięciem różdżki. Terapeuta jest od wysłuchania i ewentualnie wskazania nam błędów. Byłam u pani psycholog kilka razy. Mówiła, że właśnie jest potrzeba wygadania się. Ona tylko siedziała, słuchała, kazała zapisywać myśli, sny, samopoczucie i tyle. Mówiłam jej, że robię to od lat i nie działa, to nie potrafiła skomentować. Terapeuci poruszają się bardzo prostą linią schematu. Ja nawet wiem, co powiedzieć, żeby takiego terapeutę skierować na tory, po których chciałabym, żeby szedł. Inni wiem, że mogą tego nie widzieć, dla mnie natomiast jest to proste. Stąd wiem, co mi nawet powie psycholog, bo oni się uczą utartych schematów. Moja znajoma miała depresję i poszła do terapeuty. Ten ją uświadomił, że ma toksycznego faceta, który wyniszcza ją psychicznie. Zerwała z nim, znalazła innego i jest szczęśliwa. I na tej zasadzie to działa. Mi natomiast żaden psychoterapeuta nie musi uświadamiać, że mój ex był narcyzem, bo sama to widziałam. Sama z nim zerwałam, nikt mi nie musiał mówić, ze to toksyczne zachowanie. Tyle że ja w przeciwieństwie do tej koleżanki nie miałam tyle szczęścia, żeby znaleźć chłopaka. Zrzucam to na pech, bo poznaję w skali roku/lat bardzo mało osób płci przeciwnej i ja nawet nie mam w kim się zakochać, nawet nie mam szansy. Wracając do psychologów- mam wujka, który jest psychiatrą. On sam powtarza, ze psycholog jest dobry na chwilę. Podał nawet przykład, ze jeśli ktoś stracił rękę w wypadku, nie może znaleźć przez to pracy, ma depresję, to jak pójdzie do psychologa, ten mu powie, żeby się nie martwił, że wszystko będzie dobrze, ten wyjdzie zadowolony, ale minie kilka dni i znowu wpadnie w dół, bo nie ma pracy i tak się toczy błędne koło. To realny przykład z pracy wujka, nie wymyślony. Dlatego psycholog nie sprawi, że wszystkie problemy znikną, i jak w przypadku tej osoby ręka odrośnie i będzie mógł wrócić do pracy. Taka osoba będzie potrzebowała protezy, nowego wykształcenia do pracy i przede wszystkim wsparcia bliskich, których żaden psycholog nie zastąpi. Dlatego dla mnie te porady, by iść na terapię są bardzo słabe, bo wiem, że terapeuta życia nie naprawi. Usiądzie, wysłucha i skasuje jak za złoto. To moje doświadczenie z prywatnymi terapeutami. Jednak żeby nie było- spróbowałam też na NFZ. Wujek wypisał mi skierowanie. Ogromnie długi czas oczekiwania, bo 10 miesięcy. Zapisywałam się w lutym ok 2 lat temu, termin dostałam na grudzień. W środku tygodnia na godzinę 12. Oczywiście nikt nie jest w stanie zaplanować życia z takim wyprzedzeniem, nawet nie wiedziałam, jaki będę miała plan zajęć na studia i akurat wtedy, gdy miałam mieć wizytę mój prowadzący z jednego przedmiotu ustalił datę kolokwium, na które musiałam przyjść. Dzwoniłam, pytałam, czy można przełożyć, ale powiedzieli, że nie, termin przepadł. Dlatego na NFZ jest bez sensu, bo długi czas oczekiwania, od ludzi wiem, że ci psychologowie potrafią być wredni i nieprzyjemni. A prywatnie jak za złoto, bo ceny za wizytę w większych miastach już przekroczyły 150zł za niecałą godzinę

A co do chłopaków- widzisz, z tym ostatnim sprawa nie była jasna, bo on nie zachowywał się typowo jak osoba, która chce tylko seksu. Wiem, jak tacy panowie się zachowują i jest to zupełnie co innego, innego typu zachowanie, na takich też trafiłam kiedyś. Natomiast zachowanie tamtego chłopaka jest do teraz dla mnie dziwne i jak opisywałam tą sytuację nawet mężczyznom (bo ja kobieta to się może nie znam) to sami mówili, że bardzo dziwna sytuacja i że ciężko określić, bo sprzeczne sygnały. I nie wiem, czemu Cię to dziwi, że nadal to roztrząsam. To moje ostatnie tego typu doświadczenie, gdy komuś wpadłam w oko. Jakbym miała inne doświadczenia po drodze, to wspominałabym je. Stąd właśnie moje wątpliwości- mam za mało doświadczeń z facetami i potrafię rozmyślać o czymś sprzed kilku lat, gdzie dany chłopak prawie zapomniał o moim istnieniu, a ja go nadal wspominam. Bo nie mam alternatywy. Gdybym teraz miała jakiegoś fajnego chłopaka to w ułamku sekundy zapominam o wszystkich nieudanych relacjach i skupiam się na obecnym facecie. Tylko no to nie może być tak, że pójdę do terapeuty, a ten mi będzie mówił, że będzie dobrze i wszystko się ułoży i inne tego typu farmazony, tylko muszę trafić na faceta z krwi i kości, w którym się zakocham i przy którym będę się dobrze czuć i nie przekona mnie do tego żadnej psycholog, muszę doświadczyć tego sama. Tylko co zrobić, że mam takiego pecha, że nie mogę nikogo poznać? Bo ja to zrzucam właśnie na pech, bo już nie wiem, jak to inaczej wytłumaczyć, że mijają 2 lata a ja nie poznałam żadnego nowego faceta w tym czasie. I nie mówię, że nie poznałam żadnego nowego faceta do związku, ja serio nie poznałam żadnego faceta, choćby nawet na stopie koleżeńskiej. I tu jest problem, który nie wiem, jak rozwiązać

Farmer napisał/a:
Szeptuch napisał/a:

Shinigami pisz do niej
ewentualnie ty YellowStar pisz do Shinigami

dogadacie sie

przecież tam są głównie czerwone flagi

chcesz władować chłopaka na minę?

Idąc tym tokiem myślenia- każdy jest jedną wielką czerwoną flagą

Ela210 napisał/a:

Dobrze xe zebrałaś te historię w jednym wątku.
Nie za wysoko mierzysz, tylko za nisko.
I narzucasz się  chłopakom, zapraszasz ich gdzieś., Oni tego nie docenią.
Zacznij umawiac sie na randki, poznawać innych niż tylko kolegów z uczelni.
Zdjęcia rób tak długo,  aż wyjdzie jakieś dobre, albo idź do fotografa, który robi zdjęcia kobietom I ma portfolio.
Może spotkasz  się z 10, 15, a drugi raz tylko z takim, który będzie dla Ciebie naprawdę miły?
Samo się nie zrobi.
Nie widzisz zainteresowania,  sorry  next..

Właśnie ja też nie sądzę, żebym celowała za wysoko. Zastanawiałam się nad tym wielokrotnie, ale wszystkie chłopaki, którzy mi się podobali, mieli jedną wspólną cechę- inteligencję. Nie umiem tego określić, ale gdy się wypowiadali, to czuć było taką mądrość i rozsądek w ich głosie. I to już od młodszych lat, typu liceum. Z resztą ci, którzy mi się podobali wcześniej robią teraz nienajgorsze kariery naukowe (w sensie skończyli wymagające kierunki studiów), więc to nie tak, że podobali mi się bad boye mające przygody z narkotykami czy alkoholem. To mi nigdy nie imponowało, zawsze ceniłam w ludziach rozsądek. Lubiłam też spokojnych chłopaków, sama jestem introwertyczką i ekstrawertycy mnie męczyli na dłuższą metę. Mam jednak wrażenie, że jako introwertyczka jestem dla innych nudna. Teraz mniej, ale to też przez to, że zrobiłam selekcję znajomych i trzymam z tymi, którym to odpowiada, ale np w liceum bardzo chciałam wpasować się w tłum, zakładałam maski, było to bardzo męczące. Jednak ten pierwszy chłopak ze studiów, opisany w poście też na to poleciał. Byłam cicha i spokojna na zajęciach i mu się to nie podobało. dopiero na imprezie, gdzie byli sami znajomi i czułam się swobodnie zobaczył, że jestem żywszą osobą i wtedy się zaczął we mnie kochać. Ogólnie im bardziej ja go poznawałam tym mniej mi się podobał. To był typ chłopaka, który potrafi wyśmiewać problemy. Np. miałam problem, a on zamiast mnie wspierać to wyśmiewał, że to nic poważnego. Gdzie inny chłopak w tym czasie mnie wspierał i to właśnie w nim się potem zakochałam
Już nie studiuję i jest jeszcze gorzej niż na studiach, bo już nie chodzę na żadne imprezy. Wyprowadziłam się z miasta studenckiego, za pracą poszłam do innego, dużego miasta, gdzie nikogo nie znam i nie mam żadnych znajomych i ciężko mi, nie powiem. Nawet nie wiem, gdzie tych znajomych szukać
Do fotografa właśnie chcę iść. Są artyści, którzy robią tematyczne sesje fotograficzne np niedaleko mnie dziewczyna robi sesje w średniowiecznych strojach, którymi dysponuje i są świetne te zdjęcia. Tylko jakoś boję się iść sama, z kimś raźniej. Kiedyś z kuzynką byłam na sesji zdjęciowej, fajna pamiątka, ale to z kuzynką, a samej to tak nie wiem
Co do portali randkowych to ja nawet nie wiem, jak miałabym z tymi chłopakami pisać? O czym? Zagadać i co dalej? Pytać co robi w życiu itp? Serio, nie mam pojęcia

rakastankielia napisał/a:
jea1 napisał/a:

Yellow pisala ze nigdy nie celowała w nieswoja lige--Raka ;D

Wiem, no i co z tego, że pisała? Ja też mogę napisać, że zarabiam 100 tys. na miesiąc i mam lambo w garażu, ale to nie znaczy, że to będzie prawdą. Serwer wszystko przyjmie.

Zazwyczaj drugiej osobie zarzuca się to, co się samemu stosuje. Miałam na studiach koleżankę, kłamała jak z nut i przeze mnie była wielokrotnie przyłapana na kłamstwie. I co ciekawe....sama nikomu nie wierzyła w to, co mówią inni, bo myślała, że każdy kłamie jak ona
Tak więc ktoś pisząc, że mówię nieprawdę, sam najpewniej dużo kłamie i nie wyobraża sobie, że ktoś mógłby robić inaczej
Natomiast nie w moim interesie byłoby kłamać, bo po co? Chciałabym uzyskać rzetelne i szczere opinie i gdybym kłamała, jaki by to miało sens?

32

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
YellowStar napisał/a:

Zazwyczaj drugiej osobie zarzuca się to, co się samemu stosuje. Miałam na studiach koleżankę, kłamała jak z nut i przeze mnie była wielokrotnie przyłapana na kłamstwie. I co ciekawe....sama nikomu nie wierzyła w to, co mówią inni, bo myślała, że każdy kłamie jak ona
Tak więc ktoś pisząc, że mówię nieprawdę, sam najpewniej dużo kłamie i nie wyobraża sobie, że ktoś mógłby robić inaczej
Natomiast nie w moim interesie byłoby kłamać, bo po co? Chciałabym uzyskać rzetelne i szczere opinie i gdybym kłamała, jaki by to miało sens?

Ja ci nie zarzucam celowego kłamstwa, możesz po prostu nie być świadoma i myśleć, że szukać na swoim poziomie, mimo że w rzeczywistości celujesz wyżej.

33 Ostatnio edytowany przez xGrahir (2024-02-17 21:16:15)

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?

Jeśli myślisz o stałym związku to Tinder to strata czasu, sam też próbowałem i szczerze tylko jedna relacja wyszła poza schemat - pisanie, jedno spotkanie i koniec znajomości. Do tej pory poznałem swoje byłe też w sumie przez internet, ale nie było tak ogromnej konkurencji (na Tinderze muszę nawet konkurować z Makumbą z Zimbabwe). Mnie korzystanie z tej aplikacji bardzo wymęczyło, a jestem mężczyzną więc miałem może z 50 par z czego spotkałem się może z 8 przez okres korzystania z tej aplikacji. Nie wyobrażam sobie jak musi to być męczące mając kilkaset par (jak większość kobiet tam). Zależy chyba też z jakiego miasta jesteś, ale zgaduje że wszędzie tak jest.

34

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Anewe napisał/a:

Shini, czy ty byłeś kiedyś diagnozowany w kierunku zaburzeń ze spektrum autyzmu, np. zespół Aspergera? Tak cię czytam i odnoszę wrażenie, że to mógłby być dobry trop.
Nie możesz się porozumieć z ludźmi z forum i w życiu, bo mówimy innymi językami. Ty mówisz:
"nie umiem sobie wyobrazić seksu poza związkiem, bez miłości"
my słyszymy: "seks bez miłości jest obrzydliwy, mdli mnie jak pomyślę, że jakaś nieznajoma dziewczyna miałaby choćby dotknąć mojego penisa"
tymczasem ty masz na myśli wersję dosłowną, czyli że nie potrafisz sobie tego zwizualizować w głowie, bo nigdy nie byłeś w takiej sytuacji i nawet nie wiesz, jakby to miało wyglądać.
Fraza: "nawet nie umiem sobie tego wyobrazić" jest najczęściej powtarzanym przez ciebie zdaniem na forum. Brak umiejętności wyobrażenia sobie sytuacji, której nigdy nie doświadczyliśmy to jedna z cech osób ze spektrum autyzmu.

Możesz, a nawet jest bardzo prawdopodobne, że masz rację. Dokładnie tak, w większości przypadków mam na myśli dosłownie to co piszę. Ze zmianą pracy jest ten sam problem, bo nie mogę sobie wyobrazić siebie w danym zawodzie, dosłownie nie wiem jak to może wyglądać, kompletnie nie wiem czego się spodziewać. Jack ciągle mi zarzuca kłamstwo, a ja na prawdę nie wiem gdzie on je widzi. Jeśli napiszę coś sprzecznego z tym co napisałem na przykład 2-3 miesiące wcześniej to też nie zamierzam kłamać tylko traktuje to dosłownie i piszę jak sytuacja wygląda teraz, w tym momencie. Jeśli coś się różni od stanu poprzedniego to znaczy, że albo się zmieniło albo wtedy nie napisałem wszystkiego, zawsze najnowsza informacja jest najprawdziwsza. Pogrubię teraz wszystkie objawy jakie moim zdaniem u mnie występują:

trudności z inicjowaniem i utrzymywaniem relacji, brak reakcji na próby kontaktu;

brak świadomości tego, co może się dziać w głowie innych ludzi — niezrozumienie pojęcia intencji;

zamknięcie w sobie, niedzielenie się emocjami, spostrzeżeniami lub przemyśleniami z innymi;

problemy z utrzymaniem kontaktu wzrokowego;

unikanie kontaktu z rówieśnikami;

brak umiejętności tworzenia bliskich relacji, a nawet brak takich chęci;

brak zainteresowania zabawami w grupach;

problemy ze spontanicznym podejmowaniem akcji;

jednostronne wypowiedzi, monologi, brak zainteresowania odpowiedzią drugiej osoby;

trudności w wyobrażeniu sobie przyszłości oraz przewidzenia zachowań innych.

brak zrozumienia figur mowy takich jak: przenośnia, ironia;

nieumiejętność zakomunikowania własnych potrzeb, pomysłów, zainteresowań;

problemy z odczytywaniem emocji twarzy innych osób;

opóźniony lub zaburzony rozwój mowy, czasami też mutyzm (niemowa);

echolalia — powtarzanie słów usłyszanych wcześniej, często niezwiązanych z treścią wypowiedzi; Nie w rozmowie tylko do siebie

formułowanie wypowiedzi nieadekwatnych do sytuacji;

ograniczona mimika oraz ekspresja ciała;

skrajnie słabe lub impulsywne okazywanie emocji; Ze względu na posty takie jak wczoraj pisane pod wpływem emocji

brak reakcji lub słaba reakcja na zachowania bądź emocje innych;

wykorzystywanie rąk innych osób, by coś pokazać.

niechęć do zmian;

silne przywiązanie do przedmiotów;

powtarzalne ruchy;

fiksacje na jednym temacie, bardzo wąskie zainteresowania;

koncentrowanie się na cząstkowych lub niefunkcjonalnych właściwościach przedmiotów;

niezgrabność, trudności z czynnościami manualnymi;

stereotypowe wypowiedzi.

Autorko wybacz za mieszanie w twoim temacie, daj znać jeśli to problem i od razu się wyniosę z rozmową na mój temat.

35

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?

Shinigami ja nie w temacie, ale jesli to prawda co pisal Jack to jestes o tym watku z siostra to jestes CHORY.

36

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
rakastankielia napisał/a:
YellowStar napisał/a:

Zazwyczaj drugiej osobie zarzuca się to, co się samemu stosuje. Miałam na studiach koleżankę, kłamała jak z nut i przeze mnie była wielokrotnie przyłapana na kłamstwie. I co ciekawe....sama nikomu nie wierzyła w to, co mówią inni, bo myślała, że każdy kłamie jak ona
Tak więc ktoś pisząc, że mówię nieprawdę, sam najpewniej dużo kłamie i nie wyobraża sobie, że ktoś mógłby robić inaczej
Natomiast nie w moim interesie byłoby kłamać, bo po co? Chciałabym uzyskać rzetelne i szczere opinie i gdybym kłamała, jaki by to miało sens?

Ja ci nie zarzucam celowego kłamstwa, możesz po prostu nie być świadoma i myśleć, że szukać na swoim poziomie, mimo że w rzeczywistości celujesz wyżej.


Kazda kobieta celuje wyzej. Taka jest biologia.

37

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
blueangel napisał/a:

Shinigami ja nie w temacie, ale jesli to prawda co pisal Jack to jestes o tym watku z siostra to jestes CHORY.

Masz rację, nie jesteś w temacie. Sprawdź tamten temat dokładniej i się dowiesz, że napisałem to specjalnie w celu wywołania konkretnej reakcji co niezbyt mi się udało. Nie ma to absolutnie nic wspólnego z prawdą.

38 Ostatnio edytowany przez ammon (2024-02-18 00:12:44)

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
YellowStar napisał/a:

Z drugiej strony wątpię, że znajdę jakiegoś chłopaka w ciągu tego pół roku. Koleżanka jest zaręczona od 5 lat i już wtedy wiedziałam, że będę zaproszona na imprezę i łudziłam się, że dużo czasu i kogoś znajdę


Jestem pod wrażeniem, że kobieta nie jest w stanie znaleźć: "kogoś" z tego co ja obserwuję to nawet niezbyt urodziwe dziewczyny mają znacznie łatwiej kogoś znaleźć niż facet. Ostatnio słyszałem, że prawie 50% młodych mężczyzn nie ma kobiety podczas gdy tylko ok. 20% młodych kobiet nie ma faceta.(wynika to z nadwyżki mężczyzn w wieku  do 30 lat, oraz tego, że kobiety zwykle wiążą się ze starszymi od siebie)

YellowStar napisał/a:

Boję się, że będę siedzieć sama przy stole albo podpierać ściany.

Pocieszę Cię, chyba idę sam na wesele kumpla(gdzie prawie nikogo nie znam) za kilka miesięcy więc całkiem możliwe, że też będę podpierał ściany. Gdzie może właśnie będąc samą na weselu kogoś spotkasz? Wydaje mi się, że ciężej znaleźć dziewczynę wolną na takiej imprezie niż faceta.

YellowStar napisał/a:

A co to znaczy "celujesz powyżej swojej ligi"? Chętnie się dowiem.

Jak to co? Jeśli facet jest bardzo przystojny i/lub ma pieniądze a Ty np. nie jesteś ładna albo masz trudny charakter, albo posiadasz dzieci to być może nie grasz w jego lidze. Jeśli np. celujesz w 10% najprzystojniejszych mężczyzn to musisz się liczyć z tym, że oni mają wybór. Chociaż nawet nieco otyła dziewczyna ma większy wybór niż przeciętny facet.


YellowStar napisał/a:

Do tego wyprowadziłam się z miasta studenckiego i niby mieszkam też w większym mieście

Jako dziewczyna odpalając tindera to pewnie kogoś znajdziesz w dużym mieście, nawet nie mówię, że do związku ale po to żeby pójść chociażby na wesele.
Sam poszedłem w przeciwną stronę, z Krakowa uciekłem w rodzinne strony tj. do mniejszej miejscowości gdzie za niedługo powinienem skończyć budować dom.(więc szkoda by to przerywać tylko po to żeby w dużym mieście szukać kogoś, żyjąc w małym mieszkaniu) Do Krakowa nie jestem w stanie codziennie jeździć.( 2 godziny w jedną stronę, to taka średnia opcja)
Już bliżej mi do 30stki niż 20stki a żeby poznać tu jakąś wolną dziewczynę to ciężko, a w dodatku pracuję zdalnie więc jedyne koleżanki z pracy to są w azji
Więc wiesz, może marne to pocieszenie, ale masz łatwiej niż ja smile

39

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Shinigami napisał/a:

Masz rację, nie jesteś w temacie. Sprawdź tamten temat dokładniej i się dowiesz, że napisałem to specjalnie w celu wywołania konkretnej reakcji co niezbyt mi się udało. Nie ma to absolutnie nic wspólnego z prawdą.

Czyli jaką dokładnie reakcję chciałeś wywołać?
I nie wiem czy wiesz, ale jeśli tak było, to właśnie przyznałeś się do próby zastosowania manipulacji, ale coś Ci nie wyszło.

40

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
ammon napisał/a:
YellowStar napisał/a:

Z drugiej strony wątpię, że znajdę jakiegoś chłopaka w ciągu tego pół roku. Koleżanka jest zaręczona od 5 lat i już wtedy wiedziałam, że będę zaproszona na imprezę i łudziłam się, że dużo czasu i kogoś znajdę

Jestem pod wrażeniem, że kobieta nie jest w stanie znaleźć: "kogoś" z tego co ja obserwuję to nawet niezbyt urodziwe dziewczyny mają znacznie łatwiej kogoś znaleźć niż facet. Ostatnio słyszałem, że prawie 50% młodych mężczyzn nie ma kobiety podczas gdy tylko ok. 20% młodych kobiet nie ma faceta.(wynika to z nadwyżki mężczyzn w wieku  do 30 lat, oraz tego, że kobiety zwykle wiążą się ze starszymi od siebie)

Mogą znaleźć, tylko za bardzo wybrzydzają. Takich kobiet, które nie mogą nikogo znaleźć, jest garstka i są albo skrajnie odpychające wyglądem, albo mają totalnie ujowy charakter.

41

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?

Oczywiscie, ze sie da pokonac pod warunkiem, ze trafisz na tego jedynego,  poki co ciesz sie zyciem singielki- to nic zlego.

42

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
rakastankielia napisał/a:

Ja ci nie zarzucam celowego kłamstwa, możesz po prostu nie być świadoma i myśleć, że szukać na swoim poziomie, mimo że w rzeczywistości celujesz wyżej.

Nie sądzę, nie jest to fizyka kwantowa, żeby było ciężkie do ocenienia. Prędzej bym powiedziała, z perspektywy czasu, że celowałam za nisko, niestety

xGrahir napisał/a:

Jeśli myślisz o stałym związku to Tinder to strata czasu, sam też próbowałem i szczerze tylko jedna relacja wyszła poza schemat - pisanie, jedno spotkanie i koniec znajomości. Do tej pory poznałem swoje byłe też w sumie przez internet, ale nie było tak ogromnej konkurencji (na Tinderze muszę nawet konkurować z Makumbą z Zimbabwe). Mnie korzystanie z tej aplikacji bardzo wymęczyło, a jestem mężczyzną więc miałem może z 50 par z czego spotkałem się może z 8 przez okres korzystania z tej aplikacji. Nie wyobrażam sobie jak musi to być męczące mając kilkaset par (jak większość kobiet tam). Zależy chyba też z jakiego miasta jesteś, ale zgaduje że wszędzie tak jest.

Właśnie dużo znajomych też mi to mówi. Niby są jacyś, którzy poznali się przez tindera, ale mieli wyjątkowego farta. Znam ludzi, moje koleżanki, co od lat siedzą i twierdzą, że co rok to gorzej i ciężko o kogoś odpowiedniego

blueangel napisał/a:

Kazda kobieta celuje wyzej. Taka jest biologia.

Wszyscy w internecie tak piszą, a w rzeczywistości widzę jednak coś innego. Sama jestem przeciwna hipergamii, preferuję relacje partnerskie, a nie że ktoś jest wyżej i niżej, bo to wcześniej czy później prowadzi do konfliktu

ammon napisał/a:

Jestem pod wrażeniem, że kobieta nie jest w stanie znaleźć: "kogoś" z tego co ja obserwuję to nawet niezbyt urodziwe dziewczyny mają znacznie łatwiej kogoś znaleźć niż facet. Ostatnio słyszałem, że prawie 50% młodych mężczyzn nie ma kobiety podczas gdy tylko ok. 20% młodych kobiet nie ma faceta.(wynika to z nadwyżki mężczyzn w wieku  do 30 lat, oraz tego, że kobiety zwykle wiążą się ze starszymi od siebie)

Właśnie wszędzie piszą, że to niemożliwe, żeby kobieta nie mogła sobie nikogo znaleźć. Tylko że są różne czynniki przy szukaniu partnera. Znaleźć byle kogo to żadna sztuka. Znaleźć kogoś, kto będzie nam odpowiadał - to już jest sztuka. A ciężko się chyba dopasować tak, żeby dwie osoby jednocześnie się w sobie zakochały. Mam wrażenie, że to są nieliczne przypadki. Wygląd to też nie wszystko. Zakochałam się kiedyś w średnio urodziwym chłopaku. Wyglądu nie miał, nie był też bogaty (ja z resztą na to nie patrzę, bo sama mam swoje pieniądze), ale wspierał mnie w trudnych chwilach, był niegłupi i to mi zaimponowało. Mi dał kosza, nawet nie chciał spróbować, mimo że go sama zapraszałam na spotkania. Minęło trochę czasu i związał się z taką dziewczyną, która nie jest ani specjalnie urodziwa (powiedziałabym delikatnie, ze z tych mniej urodziwych) i do tego strasznie wredna, niektórzy mówią, że toksyczna. Dlatego to nie jest takie proste wszystko. Co do tych statystyk, ja gdzieś widziałam, że ponad 40% kobiet to singielki, więc zależy, kto i gdzie podaje. Na pewno jest to więcej niż 20%. Dużo młodych kobiet nie może znaleźć sobie faceta. Moje koleżanki, jak opowiadają o przeżyciach z tindera to aż się włos na głowie jeży. Tak samo jestem na różnych kobiecych grupach na facebooku i tam też masa osób pisze, że poszukiwania faceta to jedna wielka katastrofa

ammon napisał/a:

Jak to co? Jeśli facet jest bardzo przystojny i/lub ma pieniądze a Ty np. nie jesteś ładna albo masz trudny charakter, albo posiadasz dzieci to być może nie grasz w jego lidze. Jeśli np. celujesz w 10% najprzystojniejszych mężczyzn to musisz się liczyć z tym, że oni mają wybór. Chociaż nawet nieco otyła dziewczyna ma większy wybór niż przeciętny facet.

No to nie, nigdy nie celowałam w 10% najprzystojniejszych. Mówiąc szczerze, to na żywo nikogo takiego nie znam, więc gdzie dopiero celować. Z takich wyżej postawionych chłopaków to na pewnej imprezie poznałam bardzo bogatego chłopaka. Był w moim wieku a na koncie więcej, niż na oczy widziałam (a biedna nie jestem). Niezbyt urodziwy, ale no uroda to nie wszystko. Natomiast był niesympatyczny z charakteru, taki wywyższający się. Testował mnie, czy będę w stanie zapłacić za siebie w knajpce. Test zdałam, bo ja wolę płacić za siebie, nie lubię nikogo naciągać, ale to było tak ewidentne, że aż raziło w oczy, aż czułam cringe taki, ale to też by było do strawienia, gdyby nie ten charakter.....
No to można powiedzieć, że raz spotkałam chłopaka z powyżej mojej ligi , ale nie przypadł mi do gustu. Z wyglądu nikogo takiego, żeby mnie aż rzucił na kolana nie spotkałam

ammon napisał/a:

Jako dziewczyna odpalając tindera to pewnie kogoś znajdziesz w dużym mieście, nawet nie mówię, że do związku ale po to żeby pójść chociażby na wesele.
Sam poszedłem w przeciwną stronę, z Krakowa uciekłem w rodzinne strony tj. do mniejszej miejscowości gdzie za niedługo powinienem skończyć budować dom.(więc szkoda by to przerywać tylko po to żeby w dużym mieście szukać kogoś, żyjąc w małym mieszkaniu) Do Krakowa nie jestem w stanie codziennie jeździć.( 2 godziny w jedną stronę, to taka średnia opcja)
Już bliżej mi do 30stki niż 20stki a żeby poznać tu jakąś wolną dziewczynę to ciężko, a w dodatku pracuję zdalnie więc jedyne koleżanki z pracy to są w azji
Więc wiesz, może marne to pocieszenie, ale masz łatwiej niż ja smile

Tak, tylko wiesz, ja też nie chcę na wesele iść z pierwszym lepszym, tylko żeby chociaż to był kolega, przy którym czuję się dobrze, bo wesele 400km dalej i nie chcę ciągnąć kogoś, za kogo będę się jeszcze wstydzić.
Kraków piękny, dziwię się, że porzuciłeś to miasto. Ja nawet myślę, czy tam się w przyszłości nie przeprowadzić, bo podoba mi się bardzo to miasto
Natomiast to, co mówisz nie dziwi mnie, ponoć właśnie mężczyźni wolą mieszkać w mniejszych miejscowościach, a to kobiety idą do dużych miast. Nie wiem, skąd taka tendencja. Ja wychowywałam się w małym miasteczku, 6 tyś mieszkańców i bardzo mnie to męczyło. Każdy znał każdego od etapu prababki, jak coś się nie udało to od razu wszyscy wiedzieli. Okropieństwo
No tak, przy pracy zdalnej ciężko kogoś poznać, to fakt. Ja jednak nie mam pracy zdalnej i też nikogo nie poznaję, a pracuję w ochronie zdrowia, gdzie są w większości kobiety, więc też nie jest kolorowo
Na studiach poznałam sporo osób, bo tu jakaś impreza, tu wyjście na jedzenie i jakoś tak szło, a teraz mam wrażenie tylko praca dom praca dom

rakastankielia napisał/a:

Mogą znaleźć, tylko za bardzo wybrzydzają. Takich kobiet, które nie mogą nikogo znaleźć, jest garstka i są albo skrajnie odpychające wyglądem, albo mają totalnie ujowy charakter.

Idąc tym tokiem, faceci też nie mają problemu ze znalezieniem kobiet, tylko za bardzo wybrzydzają
Akurat znam masę bardzo ładnych i miłych dziewczyn, singielek. Tak samo znam mnóstwo mniej urodziwych i wręcz toksycznych kobiet, które już mają mężów i to dość szybko. Jak to wyjaśnisz?

JuliaUK33 napisał/a:

Oczywiscie, ze sie da pokonac pod warunkiem, ze trafisz na tego jedynego,  poki co ciesz sie zyciem singielki- to nic zlego.

To prawda, trzeba się przekonać spotykając taką osobę, inaczej ciężko samemu sobie wmówić, że jest inaczej
Cieszę się życiem singielki, bo jestem introwertyczką i lubię spędzać czas sama ze sobą w ciszy i spokoju, ale czasem przychodzą takie momenty, jak np. ślub kolezanki i nie ma z kim iść, planowanie wakacji, na które nie ma z kim jechać albo po prostu spędzenie z kimś miło weekendu i tu pojawia się problem, bo nikogo nie ma

43 Ostatnio edytowany przez ammon (2024-02-18 19:17:34)

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
YellowStar napisał/a:

Znaleźć byle kogo to żadna sztuka. Znaleźć kogoś, kto będzie nam odpowiadał - to już jest sztuka. A ciężko się chyba dopasować tak, żeby dwie osoby jednocześnie się w sobie zakochały. Mam wrażenie, że to są nieliczne przypadki

Może tak, a może chodzi o to żeby dać komuś szanse i spróbować się "dotrzeć". Nie raz facet potrafi starać się wiele miesięcy o kogoś i potem się okazuje, że jest szczęśliwa rodzina z tego.

YellowStar napisał/a:

Moje koleżanki, jak opowiadają o przeżyciach z tindera to aż się włos na głowie jeży. Tak samo jestem na różnych kobiecych grupach na facebooku i tam też masa osób pisze, że poszukiwania faceta to jedna wielka katastrofa

To posłuchaj o przeżyciach facetów albo załóż konto jako mężczyzna, weź zdjęcia zwykłego faceta z neta to się okaże, że zainteresowanie bliskie zeru i zobaczysz jakie to trudne. Przypuszczam, że twoje koleżanki odrzucają przeciętnych gości bo dostają masę polubień ale w efekcie rywalizują o mały procent najbardziej atrakcyjnych pod względem głównie wyglądu, a że tacy ludzie zbierają większość ruchu to też są wybredni i mogą odwalać bo im uchodzi to na sucho.


YellowStar napisał/a:

Tak, tylko wiesz, ja też nie chcę na wesele iść z pierwszym lepszym, tylko żeby chociaż to był kolega, przy którym czuję się dobrze, bo wesele 400km dalej i nie chcę ciągnąć kogoś, za kogo będę się jeszcze wstydzić.

400km to sporo, nie każdy kolega się zgodzi i będąc singlem to wydaje mi się dość naturalne nie ciągnąć nikogo tak daleko. No chyba, że masz kogoś kto lubi takie rzeczy.

YellowStar napisał/a:

Kraków piękny, dziwię się, że porzuciłeś to miasto

Parę razy w roku tam jestem na weekendy, tak żeby spotkać się z kolegami i załatwić jakieś rzeczy przy okazji.
Samo miasto czy piękne? Beton i hałas...

YellowStar napisał/a:

Natomiast to, co mówisz nie dziwi mnie, ponoć właśnie mężczyźni wolą mieszkać w mniejszych miejscowościach, a to kobiety idą do dużych miast.

Trochę tak jest, ale też widzę, że część ludzi po 30stce buduje sobie dom za miastem i zakłada rodzinę. Jak dla mieszkanie w mniejszej miejscowości jest całkiem w porządku.
Przede wszystkim ma się trochę własnej przestrzeni ale też nie masz sąsiada po sobą i nad sobą więc to jest dość wygodne. No a jak rodzinę się zakłada to już w ogóle ta przestrzeń pewnie jest zbawienna.
Nie wyobrażam sobie mieć np. dwójkę dzieci i żyć na 2 pokojach w małym mieszkaniu kosztującym 2 razy więcej niż mnie budowa domu wyniesie.
Swoją drogą w mieszkaniu to chyba nawet od tak sobie nie możesz założyć bez odpowiedniej zgody klimatyzacji...
Infrastruktura tu gdzie się buduje jest tzn. wodociągi i światłowód, jedynie kwestia dobrej pracy.

YellowStar napisał/a:

Ja wychowywałam się w małym miasteczku, 6 tyś mieszkańców i bardzo mnie to męczyło. Każdy znał każdego od etapu prababki, jak coś się nie udało to od razu wszyscy wiedzieli.

Tu gdzie jestem jest o prawie połowę mniej mieszkańców i najprostszym sposobem na to jest mieć gdzieś co inni mówią.
Zresztą ludzie wszędzie gadają, jak masz jakichś znajomych w mieście to pewnie też rozmawiają na twój temat jak coś zrobisz. Być może na wsi większa szansa spotkać kogoś kto o tobie coś mówił, albo, że ktoś dopyta czy coś jest prawdą.
Tylko po co się tym przejmować

YellowStar napisał/a:

przychodzą takie momenty, jak np. ślub kolezanki i nie ma z kim iść, planowanie wakacji, na które nie ma z kim jechać albo po prostu spędzenie z kimś miło weekendu i tu pojawia się problem, bo nikogo nie ma

Pytanie czy Ty potrzebujesz chłopaka czy tylko kogoś do towarzystwa. Ale faktycznie też jakoś średnio mi się widzi jeżdżenie gdzieś samemu, szczególnie jeśli chodzi o wakacje. I to nawet płeć nie ma za bardzo znaczenia ale bez drugiej połówki to ciężko znaleźć kogoś z kim by można było polecieć w jakieś interesujące miejsca. Czym więćej lat tym bardziej znajomi mają swoje własne plany, żony i jest gorzej.

44

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
YellowStar napisał/a:
rakastankielia napisał/a:

Ja ci nie zarzucam celowego kłamstwa, możesz po prostu nie być świadoma i myśleć, że szukać na swoim poziomie, mimo że w rzeczywistości celujesz wyżej.

Nie sądzę, nie jest to fizyka kwantowa, żeby było ciężkie do ocenienia. Prędzej bym powiedziała, z perspektywy czasu, że celowałam za nisko, niestety

Gdybyś celowała za nisko, to bez problemu byś znalazła. Skoro jesteś sama, to znaczy, że miałaś zawyżone wymagania (odnoszę się tylko do wyglądu).

xGrahir napisał/a:

Jeśli myślisz o stałym związku to Tinder to strata czasu, sam też próbowałem i szczerze tylko jedna relacja wyszła poza schemat - pisanie, jedno spotkanie i koniec znajomości. Do tej pory poznałem swoje byłe też w sumie przez internet, ale nie było tak ogromnej konkurencji (na Tinderze muszę nawet konkurować z Makumbą z Zimbabwe). Mnie korzystanie z tej aplikacji bardzo wymęczyło, a jestem mężczyzną więc miałem może z 50 par z czego spotkałem się może z 8 przez okres korzystania z tej aplikacji. Nie wyobrażam sobie jak musi to być męczące mając kilkaset par (jak większość kobiet tam). Zależy chyba też z jakiego miasta jesteś, ale zgaduje że wszędzie tak jest.

Właśnie dużo znajomych też mi to mówi. Niby są jacyś, którzy poznali się przez tindera, ale mieli wyjątkowego farta. Znam ludzi, moje koleżanki, co od lat siedzą i twierdzą, że co rok to gorzej i ciężko o kogoś odpowiedniego

Zgodzę się po części, bo algorytmy są tak stworzone, by ludzie jak najdłużej siedzieli na tinderze i najlepiej jeszcze kupowali premium, bo przecież para połączona przez tindera, to dwoje klientów mniej. Z drugiej strony jednak, podejrzewam że te twoje koleżanki szukają idealnego księcia z bajki, a normalnych facetów z automatu odrzucają. Jakby mniej skupiały się na wyglądzie, a bardziej na charakterze, to na pewno byłoby im łatwiej.

rakastankielia napisał/a:

Mogą znaleźć, tylko za bardzo wybrzydzają. Takich kobiet, które nie mogą nikogo znaleźć, jest garstka i są albo skrajnie odpychające wyglądem, albo mają totalnie ujowy charakter.

Idąc tym tokiem, faceci też nie mają problemu ze znalezieniem kobiet, tylko za bardzo wybrzydzają
Akurat znam masę bardzo ładnych i miłych dziewczyn, singielek. Tak samo znam mnóstwo mniej urodziwych i wręcz toksycznych kobiet, które już mają mężów i to dość szybko. Jak to wyjaśnisz?

Nie znam żadnego mężczyzny, który by wybrzydzał i miał zawyżone wymagania. Wprost przeciwnie, wielu z nas wręcz obniża wymagania do minimum, a i tak są sami, bo żadna ich nie chce. Nie wybrzydzamy, tylko nie mamy z czego wybierać, bo nie ma ani jednej kobiety, która byłaby zainteresowana. Na tinderze mam parę raz na kilka miesięcy albo i rzadziej, do tego żadna nie odpisuje na pierwszą wiadomość. W realu jest jeszcze gorzej.

A to, że ładne i miłe dziewczyny są same jest bardzo łatwe do wyjaśnienia – albo nikogo nie szukają, albo mają bardzo wysokie wymagania, albo po prostu mężczyźni nie próbują do nich zagadać, bo są przekonani, że one nie będą zainteresowane i nie chcą ryzykować kolejnego odrzucenia.

45 Ostatnio edytowany przez YellowStar (2024-02-19 00:18:54)

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
ammon napisał/a:

Może tak, a może chodzi o to żeby dać komuś szanse i spróbować się "dotrzeć". Nie raz facet potrafi starać się wiele miesięcy o kogoś i potem się okazuje, że jest szczęśliwa rodzina z tego.

Oczywiście, że masz rację. Myślisz, że nie próbowałam? Jak widziałam, że komuś się podobam to starałam się poznać lepiej tą osobę, dać szansę. Nigdy nie skreślałam kogoś z góry. Pisałam tutaj, cały wątek założyłam nawet o chłopaku na urodzinach koleżanki, któremu wpadłam w oko na imprezie: gadał ze mną, patrzył się na mnie cały czas, dosuwał się na krześle. Potem usilnie próbował mnie zaprosić do siebie lub wprosić się do mnie, był podpity, ja za to trzeźwa i nie zgodziłam się iść w środku nocy do obcego typa (mimo że znajomy znajomych), bo też się jednak bałam. Mimo to chciałam dać mu szansę, wysłałam mu od razu zaproszenie do znajomych, zaakceptował, nie napisał, więc to olałam, szczególnie że zbliżała się sesja, dużo zaliczeń i nie miałam do tego głowy. Po miesiącu jednak wspólni znajomi mi powiedzieli, że ten chłopak się o mnie dopytywał, podpytywał ich. Gadałam ze wspólną znajomą, która jest jego dobrą koleżanką (nie była na tej imprezie), dopiero jej opowiedziałam, że poznałam jej znajomego a ona taka zdziwiona i podekscytowana, że ten chłopak o mnie jej mówił i podpytywał, ale nie wiedziała, o co chodzi, bo nie znaliśmy się wcześniej i radziła, żeby do niego napisać. Tak więc zrobiłam, napisałam, odwołałam się do tamtej imprezy, ale on mnie olał. Napisałam kolejny raz, to nawet nie odpisał. Ale szansę dałam, żeby nie było. Był inny chłopak, który się we mnie kochał dość długo. Próbowałam z nim chodzić na randki, ale im bliżej go poznawałam tym bardziej mnie denerwował. W pewnym momencie miałam ciężką sytuację na studiach, dużo stresu, płakałam, a on, zamiast mnie pocieszyć to wyśmiewał moje problemy. Było to dla mnie niczym zdrada. Inny kolega w tym czasie mnie pocieszał, wspierał i to w nim się zakochałam (ale nie wyszło, mimo mojej inicjatywy). Inny zaś to ten narcyz, bardzo toksyczny, ale też 3 miesiące się z nim spotykałam, żeby nie było, że za bardzo wybrzydzam. Tak więc staram się dawać szansę ludziom, ale jak ktoś mnie tak denerwuje, że nie mam ochoty się z taką osobą nawet kolegować, to czy jest sens próbować związku?

ammon napisał/a:

To posłuchaj o przeżyciach facetów albo załóż konto jako mężczyzna, weź zdjęcia zwykłego faceta z neta to się okaże, że zainteresowanie bliskie zeru i zobaczysz jakie to trudne. Przypuszczam, że twoje koleżanki odrzucają przeciętnych gości bo dostają masę polubień ale w efekcie rywalizują o mały procent najbardziej atrakcyjnych pod względem głównie wyglądu, a że tacy ludzie zbierają większość ruchu to też są wybredni i mogą odwalać bo im uchodzi to na sucho.

Wiem, słucham, czytam i wiem, że też mężczyźni mają ciężko. Nie neguję tego przecież. Co do moich koleżanek to miałam jedną, która faktycznie zachłysnęła się tinderem i dawała polubienia mało, że "chadom" to wręcz modelom 10/10. Tylko przejechała się na nich wiele razy. Spuściła poprzeczkę, zaczęła się spotykać z pewnym chłopakiem, który na początku wydawał jej się brzydki, ale po czasie zaiskrzyło i dziś są zaręczeni. I mimo, że ona ma go za brzydkiego to według mnie on i tak jest przystojniejszy, niż większość chłopaków, których ja poznawałam do tej pory i na mnie zrobił bardzo dobre wrażenie
Inna znajoma natomiast od lat siedzi na tinderze i powiedziała, że ona na takich modeli to nawet nie patrzy, bo powiedziała, że tacy chcą tylko szybkich numerków, poza tym ona mówi, że wie, że sama jest przeciętna, więc też przeciętnym daje w prawo (i to akurat prawda, widziałam zdjęcia tych chłopaków i nic szczególnego to to nie było). Mimo to ma mało par, bo chłopaki lajkują dużo modelek, a jak ktoś się z nią sparuje i się dowie, że ona z trochę bogatszej rodziny to zaraz pojawia się "łowca posagów" i klei się do jej pieniędzy. Też przewalone
Inne koleżanki, które spotykają lub spotykały się z chłopakami z tindera to widziałam tych chłopakówi też tyłków nie urywa. Mówiąc szczerze to nie widziałam, żeby któraś umawiała się z popularnym "chadem"

ammon napisał/a:

400km to sporo, nie każdy kolega się zgodzi i będąc singlem to wydaje mi się dość naturalne nie ciągnąć nikogo tak daleko. No chyba, że masz kogoś kto lubi takie rzeczy.

Dokładnie tak. To nawet ponad 400km, bo około 450km, może niecałe, ale to prawie 7h w pociągu. Musiałabym mieć kogoś bardzo bliskiego, żeby się zgodził. Do tego trzeba też doliczyć koszta. Nie chcę koleżance dawać za mało do koperty, bo wszystko drożeje a to bliższa osoba, musiałabym z automatu zapłacić za osobę towarzyszącą, bo nie będę w żadnym wypadku wymagać dołożenia się, skoro ja zapraszam, poza tym taka osoba mogłaby nie chcieć dołożyć nawet do transportu, bo to koszt około 100zł w jedną stronę za bilet normalny, więc też bym pewnie musiała zapłacić. Za takie przedsięwzięcie poszłoby mi spokojnie dużo ponad 1000zł, a dla osoby, która oszczędza to dużo. Dlatego musiałby to być ktoś zaufany, żebym chociaż wiedziała, że nie narobi wstydu, bo czytałam o przypadkach, gdzie osoba towarzysząca na weselu się upiła i spała na parkiecie, albo robiła wiochę lub zaliczała okoliczne panny zamiast zająć się swoją osobą. Poza tym mam już podobne doświadczenia ze studniówki. Zaprosiłam dalszego kolegę, który nawet mi się trochę podobał. Musiałam organizować transport na swój koszt, ale to akurat nie problem, bo to było blisko, moja mama nas zawiozła. Ja płaciłam, bo wiadomo, zapraszałam. I to wszystko byłoby tego warte, gdyby nie fakt, że on był sztywny na tej imprezie, w pewnym momencie przestał się do mnie odzywać, ja zagadywałam podtrzymując rozmowę, a on patrzył się tylko z obróconą głową w przeciwną stronę opowiadając tak lub nie i czułam się taka....olana strasznie. Ja nie mówię, że ktoś musi mnie od razu adorować, ale no mógłby spróbować podtrzymywać rozmowę, a nie że ja niańczę kogoś i się produkuję, a ktoś jeszcze to olewa

ammon napisał/a:

Parę razy w roku tam jestem na weekendy, tak żeby spotkać się z kolegami i załatwić jakieś rzeczy przy okazji.
Samo miasto czy piękne? Beton i hałas...

Wiesz, beton to jest teraz wszędzie, a hałasu jak nie ma to jest to wieś, gdzie do najbliższego sklepu trzeba jechać autem, by zwykłe mleko i jajka kupi

ammon napisał/a:

Trochę tak jest, ale też widzę, że część ludzi po 30stce buduje sobie dom za miastem i zakłada rodzinę. Jak dla mieszkanie w mniejszej miejscowości jest całkiem w porządku.
Przede wszystkim ma się trochę własnej przestrzeni ale też nie masz sąsiada po sobą i nad sobą więc to jest dość wygodne. No a jak rodzinę się zakłada to już w ogóle ta przestrzeń pewnie jest zbawienna.
Nie wyobrażam sobie mieć np. dwójkę dzieci i żyć na 2 pokojach w małym mieszkaniu kosztującym 2 razy więcej niż mnie budowa domu wyniesie.
Swoją drogą w mieszkaniu to chyba nawet od tak sobie nie możesz założyć bez odpowiedniej zgody klimatyzacji...
Infrastruktura tu gdzie się buduje jest tzn. wodociągi i światłowód, jedynie kwestia dobrej pracy.

Ja zauważyłam, że jak ktoś jest z małego miasta lub wsi to ucieka do miasta a ludzie z miasta uciekają na obrzeża lub na wieś. Przynajmniej taką tendencję zaobserwowałam wśród znajomych
Wszystko ma swoje plusy i minusy. Ja wychowywałam się w dużym domu w małym miasteczku. Plus taki, że miałam podwórko, na którym razem z rodzeństwem dużo się bawiłam, szczególnie w lato, ale w zimę w śniegu też. Osoby z bloku tego nie miały. Natomiast minus taki, że jak chciałam iść na jakiekolwiek zajęcia dodatkowe, albo spotkać się ze znajomymi, trzeba było już dojechać, co nieraz było ogromną wyprawą, bo autobusy jeździły od nas gdziekolwiek rzadko, potrafiły nie przyjechać w ogóle o danej godzinie i przyjechać za 1,5 godziny
A w jakiej branży pracujesz, że masz współpracowników w Azji? Informatyka? Bo ciekawa jestem, gdzie można jeszcze prócz tej dziedziny pracować zdalnie

ammon napisał/a:

Tu gdzie jestem jest o prawie połowę mniej mieszkańców i najprostszym sposobem na to jest mieć gdzieś co inni mówią.
Zresztą ludzie wszędzie gadają, jak masz jakichś znajomych w mieście to pewnie też rozmawiają na twój temat jak coś zrobisz. Być może na wsi większa szansa spotkać kogoś kto o tobie coś mówił, albo, że ktoś dopyta czy coś jest prawdą.
Tylko po co się tym przejmować

Wiesz co, ja patrzę na to inaczej, bo przeżyłam swego rodzaju traumę w przeszłości, z którą nie mogę pogodzić się do dziś. Miałam depresję, nie poszła mi matura za 1 razem i nie dostałam się na studia, mimo że pokładane były we mnie ogromne nadzieje. Chodziłam do liceum do mojego miasteczka. Mimo, że nikomu o tym nie mówiłam, to nauczyciele tak paplali jęzorami, że wieści, że mi słabo matura poszła dotarły nawet do mojej dalszej rodziny, oddalonej o 100km. Wydzwaniali z satysfakcją wiedząc, że mi nie poszło. Skąd wiedzieli? Bo wyszli z mojej okolicy, znali osoby, które znały osoby i doszło pocztą pantoflową. To było straszne. Do dziś jak o tym myślę to czuję się bardzo nieprzyjemnie. Poprawiłam maturę, dostałam się na studia. Poszłam do dużego miasta dalej od domu, nie znając nikogo. Miałam czasem potknięcia, poprawki, ale nie przyznawałam się, nikt nic nie wiedział i nie śmiał się, nie miał satysfakcji z moich porażek i mimo, że studia miałam bardzo ciężkie, o wiele cięższe niż nauka w liceum, to wspominam je lepiej niż lata szkolne, gdzie każdy obserwował mój ruch i czekał na potknięcie

ammon napisał/a:

Pytanie czy Ty potrzebujesz chłopaka czy tylko kogoś do towarzystwa. Ale faktycznie też jakoś średnio mi się widzi jeżdżenie gdzieś samemu, szczególnie jeśli chodzi o wakacje. I to nawet płeć nie ma za bardzo znaczenia ale bez drugiej połówki to ciężko znaleźć kogoś z kim by można było polecieć w jakieś interesujące miejsca. Czym więćej lat tym bardziej znajomi mają swoje własne plany, żony i jest gorzej.

Dokładnie tak. Ja umiem podróżować sama, to nie tak, że jestem nieporadna i nie umiem np. zapytać o drogę. Umiem i wiele razy to robiłam. Tylko nie sprawia mi to przyjemności. Lubię przeżywać przygody z kimś. Na przykład kiedyś byłam z koleżanką za granicą na wakacjach, miałyśmy incydent ze zgubieniem się w dużym mieście. Jednak odnalazłyśmy się, a wspominałyśmy to ze śmiechem. Dlatego podróżowanie z kimś jest nawet bezpieczniejsze, bo w przypadku zgubienia się zawsze jest opcja, że ktoś coś wymyśli, albo np. 2 osób w parze podróżujących jest mniejsza szansa, że ktoś napadnie, niż samotnie podróżująca kobieta, szczególnie za granicą. No i w zeszłym tygodniu siostra z mężem oraz moi rodzice oglądali hotele zagraniczne, żeby gdzieś wyjechać. Mnie też podpytują, czy gdzieś jadę, a ja nie potrafię im nawet odpowiedzieć, bo chętnie bym gdzieś pojechała, ale nie mam z kim. Mało tego, nie ma nawet pojedynczych pokoi, są tylko 2 osobowe w większości hoteli, przez co albo płaci się więcej albo dolokowują drugą obcą osobę, co też jest średnio bezpieczne, bo nie wiesz, czy np. nie kradnie
Ciężka sprawa z tym i z tym podróżowaniem mnie najbardziej chyba boli, bo lubię zwiedzać nowe miejsca, a nigdzie się nie ruszam, bo nie mam z kim. Wyjątek, gdy gdzieś jadę z całą rodziną, ale no chciałabym pojechać gdzieś z rówieśnikami
I to prawda, niekoniecznie od razu musi być facet, może być przyjaciółka, przyjaciel czy ktokolwiek zaufany, z kim będziemy się dobrze bawić
Wiem, że są ludzie, którzy lubią podróżować samemu, ale ja do takich nie należę. Pamiętam, jak byłam kiedyś z koleżanką za granicą na typowo wypoczynkowym wypadzie. Leżałyśmy na leżakach i mimo, że masa leżaków wokół nas była wolna, to pewna pani, która przyjechała sama, na oko po 30stce cały czas się rozkładała tuż koło nas. Trochę to było wkurzające, bo słyszała wszystko, co mówimy, ale też ją rozumiem, bo wydaje mi się, że w ten sposób chciała może poczuć, że nie jest sama i też to rozumiem

rakastankielia napisał/a:

Gdybyś celowała za nisko, to bez problemu byś znalazła. Skoro jesteś sama, to znaczy, że miałaś zawyżone wymagania (odnoszę się tylko do wyglądu).

Czyli mam celować w meneli z monopolowego? To chyba lepiej być samemu

rakastankielia napisał/a:

Zgodzę się po części, bo algorytmy są tak stworzone, by ludzie jak najdłużej siedzieli na tinderze i najlepiej jeszcze kupowali premium, bo przecież para połączona przez tindera, to dwoje klientów mniej. Z drugiej strony jednak, podejrzewam że te twoje koleżanki szukają idealnego księcia z bajki, a normalnych facetów z automatu odrzucają. Jakby mniej skupiały się na wyglądzie, a bardziej na charakterze, to na pewno byłoby im łatwiej.

A to mężczyźni robią niby inaczej? Przecież często jest też tak, że facet z piwnym brzuszkiem, zakolami, bez większego wykształcenia z przeciętnymi zarobkami wymaga blondwłosej, długonogiej modelki, z wyższym wykształceniem zarabiającej dobrze. I zaznaczę, że to nie tylko moje spostrzeżenie

rakastankielia napisał/a:

Nie znam żadnego mężczyzny, który by wybrzydzał i miał zawyżone wymagania. Wprost przeciwnie, wielu z nas wręcz obniża wymagania do minimum, a i tak są sami, bo żadna ich nie chce. Nie wybrzydzamy, tylko nie mamy z czego wybierać, bo nie ma ani jednej kobiety, która byłaby zainteresowana. Na tinderze mam parę raz na kilka miesięcy albo i rzadziej, do tego żadna nie odpisuje na pierwszą wiadomość. W realu jest jeszcze gorzej.

A to, że ładne i miłe dziewczyny są same jest bardzo łatwe do wyjaśnienia – albo nikogo nie szukają, albo mają bardzo wysokie wymagania, albo po prostu mężczyźni nie próbują do nich zagadać, bo są przekonani, że one nie będą zainteresowane i nie chcą ryzykować kolejnego odrzucenia.

No widzisz, a ja znam mężczyzn, którzy wybrzydzają. Byłam raz bardzo zakochana w koledze z roku. Z wyglądu baaaardzo przeciętny, niebogaty, ale podobał mi się jego charakter i to, że mnie wspierał w trudnych dla mnie chwilach, co mnie urzekło. Zapraszałam go na wyjście na kawę (nie zgodził się nigdy), zapraszałam o siebie na obiady (zgadzał się tylko, gdy inni znajomi też byli), dosiadałam się na wykładach, pisałam do niego. On wiedział o tym i kilka razy napisał mi dosadnie coś, żebym wiedziała, że nie mam na co liczyć. A chłopak z wyglądu jako facet mniej atrakcyjny niż ja jako kobieta. Nie był też bogatszy ode mnie, ani jakoś wybitnie nadinteligentny, żebym była dla niego zbyt głupia. Powiedziałabym nawet, że gdybym przedstawiła go rodzicom to by byli raczej negatywnie zaskoczeni. A mimo to dał mi kosza. Jak więc niby mężczyźni nie wybrzydzają?
Widzisz, ja na tinderze nie jestem, nie mogę się przekonać jakoś do tego. W rzeczywistości jednak praktycznie wcale nie poznaję nowych ludzi. Na studiach głównie kobiece środowisko, w pracy też. Od 2 lat nie pozałam żadnego nowego chłopaka tak bliżej, żeby coś mogło z tego wyniknąć. Tak więc jak widzisz, można mieć jeszcze ogromnego pecha, bo już nie wiem, jak to nazwać

46

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
YellowStar napisał/a:
ammon napisał/a:

Może tak, a może chodzi o to żeby dać komuś szanse i spróbować się "dotrzeć". Nie raz facet potrafi starać się wiele miesięcy o kogoś i potem się okazuje, że jest szczęśliwa rodzina z tego.

Oczywiście, że masz rację. Myślisz, że nie próbowałam? Jak widziałam, że komuś się podobam to starałam się poznać lepiej tą osobę, dać szansę. Nigdy nie skreślałam kogoś z góry. Pisałam tutaj, cały wątek założyłam nawet o chłopaku na urodzinach koleżanki, któremu wpadłam w oko na imprezie: gadał ze mną, patrzył się na mnie cały czas, dosuwał się na krześle. Potem usilnie próbował mnie zaprosić do siebie lub wprosić się do mnie, był podpity, ja za to trzeźwa i nie zgodziłam się iść w środku nocy do obcego typa (mimo że znajomy znajomych), bo też się jednak bałam. Mimo to chciałam dać mu szansę, wysłałam mu od razu zaproszenie do znajomych, zaakceptował, nie napisał, więc to olałam, szczególnie że zbliżała się sesja, dużo zaliczeń i nie miałam do tego głowy. Po miesiącu jednak wspólni znajomi mi powiedzieli, że ten chłopak się o mnie dopytywał, podpytywał ich. Gadałam ze wspólną znajomą, która jest jego dobrą koleżanką (nie była na tej imprezie), dopiero jej opowiedziałam, że poznałam jej znajomego a ona taka zdziwiona i podekscytowana, że ten chłopak o mnie jej mówił i podpytywał, ale nie wiedziała, o co chodzi, bo nie znaliśmy się wcześniej i radziła, żeby do niego napisać. Tak więc zrobiłam, napisałam, odwołałam się do tamtej imprezy, ale on mnie olał. Napisałam kolejny raz, to nawet nie odpisał. Ale szansę dałam, żeby nie było. Był inny chłopak, który się we mnie kochał dość długo. Próbowałam z nim chodzić na randki, ale im bliżej go poznawałam tym bardziej mnie denerwował. W pewnym momencie miałam ciężką sytuację na studiach, dużo stresu, płakałam, a on, zamiast mnie pocieszyć to wyśmiewał moje problemy. Było to dla mnie niczym zdrada. Inny kolega w tym czasie mnie pocieszał, wspierał i to w nim się zakochałam (ale nie wyszło, mimo mojej inicjatywy). Inny zaś to ten narcyz, bardzo toksyczny, ale też 3 miesiące się z nim spotykałam, żeby nie było, że za bardzo wybrzydzam. Tak więc staram się dawać szansę ludziom, ale jak ktoś mnie tak denerwuje, że nie mam ochoty się z taką osobą nawet kolegować, to czy jest sens próbować związku?

Nie, oczywiście, że nie ma sensu, ale jakoś trudno mi uwierzyć, że każda kobieta, która tutaj narzeka ciągle trafia tylko na jakichś dziwnych, irytujących mężczyzn, przecież to jest po prostu nierealne. No ale ok, ty nie odrzucasz na wstępie, więc współczuję. Jak ja zagaduję w realu do jakiejś dziewczyny, to one nawet rozmawiać ze mną nie chcą xd

ammon napisał/a:

To posłuchaj o przeżyciach facetów albo załóż konto jako mężczyzna, weź zdjęcia zwykłego faceta z neta to się okaże, że zainteresowanie bliskie zeru i zobaczysz jakie to trudne. Przypuszczam, że twoje koleżanki odrzucają przeciętnych gości bo dostają masę polubień ale w efekcie rywalizują o mały procent najbardziej atrakcyjnych pod względem głównie wyglądu, a że tacy ludzie zbierają większość ruchu to też są wybredni i mogą odwalać bo im uchodzi to na sucho.

Wiem, słucham, czytam i wiem, że też mężczyźni mają ciężko. Nie neguję tego przecież. Co do moich koleżanek to miałam jedną, która faktycznie zachłysnęła się tinderem i dawała polubienia mało, że "chadom" to wręcz modelom 10/10. Tylko przejechała się na nich wiele razy. Spuściła poprzeczkę, zaczęła się spotykać z pewnym chłopakiem, który na początku wydawał jej się brzydki, ale po czasie zaiskrzyło i dziś są zaręczeni. I mimo, że ona ma go za brzydkiego to według mnie on i tak jest przystojniejszy, niż większość chłopaków, których ja poznawałam do tej pory i na mnie zrobił bardzo dobre wrażenie
Inna znajoma natomiast od lat siedzi na tinderze i powiedziała, że ona na takich modeli to nawet nie patrzy, bo powiedziała, że tacy chcą tylko szybkich numerków, poza tym ona mówi, że wie, że sama jest przeciętna, więc też przeciętnym daje w prawo (i to akurat prawda, widziałam zdjęcia tych chłopaków i nic szczególnego to to nie było). Mimo to ma mało par, bo chłopaki lajkują dużo modelek, a jak ktoś się z nią sparuje i się dowie, że ona z trochę bogatszej rodziny to zaraz pojawia się "łowca posagów" i klei się do jej pieniędzy. Też przewalone
Inne koleżanki, które spotykają lub spotykały się z chłopakami z tindera to widziałam tych chłopakówi też tyłków nie urywa. Mówiąc szczerze to nie widziałam, żeby któraś umawiała się z popularnym "chadem"

Lajkuje przeciętnych? Pewnie wg kobiecego spaczonego poczucia atrakcyjności, czyli takich 7-8/10. Ja nie lajkuję modelek i nie znam nikogo, kto tak robi. Ja patrzę w pierwszej kolejności na opis (niestety 90% kobiet go nie ma...) i jak jest jakikolwiek punkt odniesienia (żeby nie zaczynać rozmowy od "hej, co tam", bo wiem, że kobiety tego nie lubią), to dopiero wtedy patrzę na zdjęcia. Ale kobieta musiałaby się bardzo postarać, żebym ją odrzucił ze względu na wygląd, bo zdecydowana większość kobiet mieści się w granicach przynajmniej akceptowalnego wyglądu. Lajkuję nawet te mniej atrakcyjne od siebie, nic to nie daje, i tak nie mam pary albo nie odpisują.

ammon napisał/a:

400km to sporo, nie każdy kolega się zgodzi i będąc singlem to wydaje mi się dość naturalne nie ciągnąć nikogo tak daleko. No chyba, że masz kogoś kto lubi takie rzeczy.

Dokładnie tak. To nawet ponad 400km, bo około 450km, może niecałe, ale to prawie 7h w pociągu. Musiałabym mieć kogoś bardzo bliskiego, żeby się zgodził. Do tego trzeba też doliczyć koszta. Nie chcę koleżance dawać za mało do koperty, bo wszystko drożeje a to bliższa osoba, musiałabym z automatu zapłacić za osobę towarzyszącą, bo nie będę w żadnym wypadku wymagać dołożenia się, skoro ja zapraszam, poza tym taka osoba mogłaby nie chcieć dołożyć nawet do transportu, bo to koszt około 100zł w jedną stronę za bilet normalny, więc też bym pewnie musiała zapłacić. Za takie przedsięwzięcie poszłoby mi spokojnie dużo ponad 1000zł, a dla osoby, która oszczędza to dużo. Dlatego musiałby to być ktoś zaufany, żebym chociaż wiedziała, że nie narobi wstydu, bo czytałam o przypadkach, gdzie osoba towarzysząca na weselu się upiła i spała na parkiecie, albo robiła wiochę lub zaliczała okoliczne panny zamiast zająć się swoją osobą. Poza tym mam już podobne doświadczenia ze studniówki. Zaprosiłam dalszego kolegę, który nawet mi się trochę podobał. Musiałam organizować transport na swój koszt, ale to akurat nie problem, bo to było blisko, moja mama nas zawiozła. Ja płaciłam, bo wiadomo, zapraszałam. I to wszystko byłoby tego warte, gdyby nie fakt, że on był sztywny na tej imprezie, w pewnym momencie przestał się do mnie odzywać, ja zagadywałam podtrzymując rozmowę, a on patrzył się tylko z obróconą głową w przeciwną stronę opowiadając tak lub nie i czułam się taka....olana strasznie. Ja nie mówię, że ktoś musi mnie od razu adorować, ale no mógłby spróbować podtrzymywać rozmowę, a nie że ja niańczę kogoś i się produkuję, a ktoś jeszcze to olewa

Ja pół roku szukałem kogoś, kogo mógłbym wziąć na studniówkę, a i tak musiałem iść z kuzynką xd ale nie żałuję, dobrze się bawiłem smile wiadomo, że musisz być pewna takiej osoby, a kwestia odległości też gra rolę.

ammon napisał/a:

Pytanie czy Ty potrzebujesz chłopaka czy tylko kogoś do towarzystwa. Ale faktycznie też jakoś średnio mi się widzi jeżdżenie gdzieś samemu, szczególnie jeśli chodzi o wakacje. I to nawet płeć nie ma za bardzo znaczenia ale bez drugiej połówki to ciężko znaleźć kogoś z kim by można było polecieć w jakieś interesujące miejsca. Czym więćej lat tym bardziej znajomi mają swoje własne plany, żony i jest gorzej.

Dokładnie tak. Ja umiem podróżować sama, to nie tak, że jestem nieporadna i nie umiem np. zapytać o drogę. Umiem i wiele razy to robiłam. Tylko nie sprawia mi to przyjemności. Lubię przeżywać przygody z kimś. Na przykład kiedyś byłam z koleżanką za granicą na wakacjach, miałyśmy incydent ze zgubieniem się w dużym mieście. Jednak odnalazłyśmy się, a wspominałyśmy to ze śmiechem. Dlatego podróżowanie z kimś jest nawet bezpieczniejsze, bo w przypadku zgubienia się zawsze jest opcja, że ktoś coś wymyśli, albo np. 2 osób w parze podróżujących jest mniejsza szansa, że ktoś napadnie, niż samotnie podróżująca kobieta, szczególnie za granicą. No i w zeszłym tygodniu siostra z mężem oraz moi rodzice oglądali hotele zagraniczne, żeby gdzieś wyjechać. Mnie też podpytują, czy gdzieś jadę, a ja nie potrafię im nawet odpowiedzieć, bo chętnie bym gdzieś pojechała, ale nie mam z kim. Mało tego, nie ma nawet pojedynczych pokoi, są tylko 2 osobowe w większości hoteli, przez co albo płaci się więcej albo dolokowują drugą obcą osobę, co też jest średnio bezpieczne, bo nie wiesz, czy np. nie kradnie
Ciężka sprawa z tym i z tym podróżowaniem mnie najbardziej chyba boli, bo lubię zwiedzać nowe miejsca, a nigdzie się nie ruszam, bo nie mam z kim. Wyjątek, gdy gdzieś jadę z całą rodziną, ale no chciałabym pojechać gdzieś z rówieśnikami
I to prawda, niekoniecznie od razu musi być facet, może być przyjaciółka, przyjaciel czy ktokolwiek zaufany, z kim będziemy się dobrze bawić
Wiem, że są ludzie, którzy lubią podróżować samemu, ale ja do takich nie należę. Pamiętam, jak byłam kiedyś z koleżanką za granicą na typowo wypoczynkowym wypadzie. Leżałyśmy na leżakach i mimo, że masa leżaków wokół nas była wolna, to pewna pani, która przyjechała sama, na oko po 30stce cały czas się rozkładała tuż koło nas. Trochę to było wkurzające, bo słyszała wszystko, co mówimy, ale też ją rozumiem, bo wydaje mi się, że w ten sposób chciała może poczuć, że nie jest sama i też to rozumiem

Ja lubię podróżować samemu (choć czasem ciężko znaleźć kogoś, kto mógłby mi zdjęcie zrobić xd) i mam dobrą orientację w terenie, ale nie ukrywam, że przydałaby mi się jakaś towarzyszka podróży big_smile ale musiałem się przyzwyczaić i polubić, bo nigdzie bym nie jechał, a nie mogę długo usiedzieć w jednym miejscu smile a podróżowanie samemu ma też ten plus, że nie trzeba się do nikogo dostosowywać w kwestii terminu, planu wyjazdu i noclegów (jeśli jedna osoba może spać byle gdzie, a druga oczekuje pewnych standardów, to się nie dogadają big_smile)

rakastankielia napisał/a:

Gdybyś celowała za nisko, to bez problemu byś znalazła. Skoro jesteś sama, to znaczy, że miałaś zawyżone wymagania (odnoszę się tylko do wyglądu).

Czyli mam celować w meneli z monopolowego? To chyba lepiej być samemu

Nie, dlaczego od razu popadać w skrajności?

rakastankielia napisał/a:

Zgodzę się po części, bo algorytmy są tak stworzone, by ludzie jak najdłużej siedzieli na tinderze i najlepiej jeszcze kupowali premium, bo przecież para połączona przez tindera, to dwoje klientów mniej. Z drugiej strony jednak, podejrzewam że te twoje koleżanki szukają idealnego księcia z bajki, a normalnych facetów z automatu odrzucają. Jakby mniej skupiały się na wyglądzie, a bardziej na charakterze, to na pewno byłoby im łatwiej.

A to mężczyźni robią niby inaczej? Przecież często jest też tak, że facet z piwnym brzuszkiem, zakolami, bez większego wykształcenia z przeciętnymi zarobkami wymaga blondwłosej, długonogiej modelki, z wyższym wykształceniem zarabiającej dobrze. I zaznaczę, że to nie tylko moje spostrzeżenie

Nie znam nikogo, kto miałby takie wymagania. Ja mam wyższe wykształcenie, znam kilka języków za alkoholem nie przepadam i piję tylko sporadycznie w towarzystwie, inne używki już całkowicie odpadają i nie szukam piękności, bo uroda przemija, a jakoś nie mogę znaleźć nikogo, więc nawet nie mam w czym wybierać.

rakastankielia napisał/a:

Nie znam żadnego mężczyzny, który by wybrzydzał i miał zawyżone wymagania. Wprost przeciwnie, wielu z nas wręcz obniża wymagania do minimum, a i tak są sami, bo żadna ich nie chce. Nie wybrzydzamy, tylko nie mamy z czego wybierać, bo nie ma ani jednej kobiety, która byłaby zainteresowana. Na tinderze mam parę raz na kilka miesięcy albo i rzadziej, do tego żadna nie odpisuje na pierwszą wiadomość. W realu jest jeszcze gorzej.

A to, że ładne i miłe dziewczyny są same jest bardzo łatwe do wyjaśnienia – albo nikogo nie szukają, albo mają bardzo wysokie wymagania, albo po prostu mężczyźni nie próbują do nich zagadać, bo są przekonani, że one nie będą zainteresowane i nie chcą ryzykować kolejnego odrzucenia.

No widzisz, a ja znam mężczyzn, którzy wybrzydzają. Byłam raz bardzo zakochana w koledze z roku. Z wyglądu baaaardzo przeciętny, niebogaty, ale podobał mi się jego charakter i to, że mnie wspierał w trudnych dla mnie chwilach, co mnie urzekło. Zapraszałam go na wyjście na kawę (nie zgodził się nigdy), zapraszałam o siebie na obiady (zgadzał się tylko, gdy inni znajomi też byli), dosiadałam się na wykładach, pisałam do niego. On wiedział o tym i kilka razy napisał mi dosadnie coś, żebym wiedziała, że nie mam na co liczyć. A chłopak z wyglądu jako facet mniej atrakcyjny niż ja jako kobieta. Nie był też bogatszy ode mnie, ani jakoś wybitnie nadinteligentny, żebym była dla niego zbyt głupia. Powiedziałabym nawet, że gdybym przedstawiła go rodzicom to by byli raczej negatywnie zaskoczeni. A mimo to dał mi kosza. Jak więc niby mężczyźni nie wybrzydzają?
Widzisz, ja na tinderze nie jestem, nie mogę się przekonać jakoś do tego. W rzeczywistości jednak praktycznie wcale nie poznaję nowych ludzi. Na studiach głównie kobiece środowisko, w pracy też. Od 2 lat nie pozałam żadnego nowego chłopaka tak bliżej, żeby coś mogło z tego wyniknąć. Tak więc jak widzisz, można mieć jeszcze ogromnego pecha, bo już nie wiem, jak to nazwać

Ja na studiach miałem więcej kobiet niż mężczyzn, a i tak żadnej nie poznałem, bo nie były zainteresowane rozmową ze mną, w pracy do tej pory nie spotkałem żadnej wolnej kobiety w moim wieku. Gdybym trafił na kogoś takiego, jak ty, to z pewnością bym nie odrzucił, tylko z chęcią się umówił.

47

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
YellowStar napisał/a:

Nigdy nie przypuszczałam, że będę na takim etapie, na którym jestem teraz.

Kopiuj wklej historii sprzed paru lat?
Nic nie robisz inaczej, to jest ciągle tak samo.

48 Ostatnio edytowany przez ammon (2024-02-19 11:15:12)

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
YellowStar napisał/a:

W pewnym momencie miałam ciężką sytuację na studiach, dużo stresu, płakałam, a on, zamiast mnie pocieszyć to wyśmiewał moje problemy. Było to dla mnie niczym zdrada.

Może chciał w ten sposób pokazać, że te problemy nie są istotne. Tzn. że za 2-3 lata to będzie bez znaczenia?

YellowStar napisał/a:

Pisałam tutaj, cały wątek założyłam nawet o chłopaku na urodzinach koleżanki, któremu wpadłam w oko na imprezie: gadał ze mną, patrzył się na mnie cały czas, dosuwał się na krześle. Potem usilnie próbował mnie zaprosić do siebie lub wprosić się do mnie, był podpity, ja za to trzeźwa i nie zgodziłam się iść w środku nocy do obcego typa

Może alkoholu mu pomógł w chwilowym zauroczeniu? Generalnie ciężko mi po tym co piszesz wywnioskować czy przeszacowujesz swoją urodę, czy może coś w twoim charakterze jest czy może masz zwyczajnie pecha.


YellowStar napisał/a:

Dokładnie tak. To nawet ponad 400km, bo około 450km, może niecałe, ale to prawie 7h w pociągu. Musiałabym mieć kogoś bardzo bliskiego, żeby się zgodził. Do tego trzeba też doliczyć koszta. Nie chcę koleżance dawać za mało do koperty, bo wszystko drożeje a to bliższa osoba, musiałabym z automatu zapłacić za osobę towarzyszącą, bo nie będę w żadnym wypadku wymagać dołożenia się, skoro ja zapraszam, poza tym taka osoba mogłaby nie chcieć dołożyć nawet do transportu, bo to koszt około 100zł w jedną stronę za bilet normalny, więc też bym pewnie musiała zapłacić.

Może to przez to, że jestem facetem, ale dziwnie byłoby mi zaprosić osobę towarzyszącą i ciągnąć ją taki kawał pociągiem. Przy takiej odległości to chyba odmowa pójścia na wesele jest opcją nawet jeśli ktoś jest w miarę bliski.
Poza tym inna kwestia to ciągnąć kogoś pociągiem na ślub, zabawa do rana i od razu powrót kolejnym? Czy jednak jeszcze jakiś koszt noclegu? Wiesz, nawet jak kogoś poznasz to chyba nie koniecznie musi chcieć się zgodzić na coś takiego, szczególnie jeśli znajomość nie jest zbyt długa.

YellowStar napisał/a:

w pewnym momencie przestał się do mnie odzywać, ja zagadywałam podtrzymując rozmowę, a on patrzył się tylko z obróconą głową w przeciwną stronę opowiadając tak lub nie

To w sumie ciekawe co tutaj zaszło, gdyby nie chciał to by w ogóle nie poszedł z tobą.


YellowStar napisał/a:

Wiesz, beton to jest teraz wszędzie, a hałasu jak nie ma to jest to wieś, gdzie do najbliższego sklepu trzeba jechać autem, by zwykłe mleko i jajka kupi

Trochę tak trochę nie. Np. ja do jednego małego sklepu(który nie jest samoobsługowy) to w kilka minut mogę dojść, do kolejnego trochę dłużej ale dalej się da przejść. Jeden był w połowie drogi między tymi dwoma ale się przeniósł w inne miejsce bo chciał mieć właściciel większy sklep. No i są szanse jeszcze, że Dino wejdzie.
Tyle, że nawet gdyby nie było niczego w zasięgu to i tak każdy tutaj ma auto.


YellowStar napisał/a:

autobusy jeździły od nas gdziekolwiek rzadko

To niestety prawda.


YellowStar napisał/a:

A w jakiej branży pracujesz, że masz współpracowników w Azji? Informatyka? Bo ciekawa jestem, gdzie można jeszcze prócz tej dziedziny pracować zdalnie

Tak, szczęśliwie się ciągle udaje utrzymywać na 100% pracy zdalnej.
Teraz firmy coraz bardziej idą w kierunku hybrydowej pracy co biorąc pod uwagę layoff-y w branży może oznaczać, że w przypadku utraty pracy znalezienie kolejnej gdzie jest 100% zdalnie może być nie tak łatwe.
W sumie to nie wiem w jakich innych branżach jest przyzwolenie na pracę zdalną skoro nawet w IT jest teraz gorzej niż było.

YellowStar napisał/a:

Wydzwaniali z satysfakcją wiedząc, że mi nie poszło.

Po czym wnosisz, że z satysfakcją? Może po prostu zwykła ciekawość, albo nawet chęć pocieszenia.


YellowStar napisał/a:

Mało tego, nie ma nawet pojedynczych pokoi, są tylko 2 osobowe w większości hoteli, przez co albo płaci się więcej albo dolokowują drugą obcą osobę, co też jest średnio bezpieczne, bo nie wiesz, czy np. nie kradnie

Byłem w Grecji w tamtym roku to kosztowało mnie to jakieś 5k przez biuro podróży. Tymczasem przy 2 dorosłych i 2 dzieci małych(cała czwórka w jednym pokoju) to wychodziło jakieś 10k, czyli na osobę o połowę taniej.

YellowStar napisał/a:

Wyjątek, gdy gdzieś jadę z całą rodziną, ale no chciałabym pojechać gdzieś z rówieśnikami

Tylko niestety często mają inne plany. Np. znajomy do japonii na przynajmniej miesiąc ma się plan udać a dla mnie to kompletnie odpada.
Podobne problemy pod tym względem mam, a samemu uważam, że to nie to samo.

YellowStar napisał/a:

No widzisz, a ja znam mężczyzn, którzy wybrzydzają. Byłam raz bardzo zakochana w koledze z roku. Z wyglądu baaaardzo przeciętny, niebogaty, ale podobał mi się jego charakter i to, że mnie wspierał w trudnych dla mnie chwilach, co mnie urzekło. Zapraszałam go na wyjście na kawę (nie zgodził się nigdy), zapraszałam o siebie na obiady (zgadzał się tylko, gdy inni znajomi też byli), dosiadałam się na wykładach, pisałam do niego. On wiedział o tym i kilka razy napisał mi dosadnie coś, żebym wiedziała, że nie mam na co liczyć. A chłopak z wyglądu jako facet mniej atrakcyjny niż ja jako kobieta. Nie był też bogatszy ode mnie, ani jakoś wybitnie nadinteligentny, żebym była dla niego zbyt głupia. Powiedziałabym nawet, że gdybym przedstawiła go rodzicom to by byli raczej negatywnie zaskoczeni. A mimo to dał mi kosza. Jak więc niby mężczyźni nie wybrzydzają?

I tu znów pojawia się moja wątpliwość czy to kwestia urody/zadbania. Nie widziałem Cię więc nie mam jak tego ocenić.
Mogę za to podać przykłady ze swojego życia jak ja się w pewnych sytuacjach zachowałem
W liceum miałem dziewczynę i dość urocza dziewczyna z innej klasy zaczęła się do mnie się uśmiechać(i to już tak bardzo ewidentnie) i nawet gdzieś próbowała zagadać.
Olałem ją tylko dlatego, że byłem w związku, a szkoda bo jakiś czas później się moja relacja zakończyła ale już było po wszystkim, a dziewczyna wydawała się być sympatyczna.
Inny przykład: na studiach miałem sytuację gdy gdzieś tam po zajęciach, z innej grupy szedł znajomy(z roku), jego dziewczyna(też z naszego roku) i koleżanka(też z roku). To nie były osoby z którymi się jakoś zadawałem.
W każdym razie jakoś tak wyszło, że ja wychodziłem z zajęć z jednego budynku oni z drugiego. Jakoś spotkaliśmy się i ta para jakoś(nie pamiętam już jak) dała sugestię żeby coś zacząć się interesować sobą z tą koleżanką i całkiem celowo zostawili nas samych. Dość niezręczna sytuacja bo do tej dziewczyny nic nie miałem, ale ona była zbyt otwarta do mężczyzn z tego co wiedziałem. Zresztą potrafiła się do mnie przytulić i to na dłuższą chwilę na pożegnanie na przystanku chociaż się prawie nie znaliśmy.
W każdym razie chodzi mi o to, że to nie koniecznie chodzi o bycie wybrednym w przypadku facetów. W pierwszym przypadku po prostu miałem dziewczynę. W drugim przypadku po prostu jej zachowania były mega dziwne.(dla kogoś to mogą być naturalne zachowania).
Kolega z roku być może miał kogoś? Albo starał się o kogoś? Może byłaś zbyt nachalna względem niego?

49

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Gary napisał/a:
YellowStar napisał/a:

Nigdy nie przypuszczałam, że będę na takim etapie, na którym jestem teraz.

Kopiuj wklej historii sprzed paru lat?
Nic nie robisz inaczej, to jest ciągle tak samo.

Sęk w tym, że właśnie w ciągu ostatniego roku sporo się u mnie zmieniło. Robię, co mogę, ale też nie ukrywam, że budżet mam ograniczony na nie wiadomo jakie wyjścia

rakastankielia napisał/a:

Nie, oczywiście, że nie ma sensu, ale jakoś trudno mi uwierzyć, że każda kobieta, która tutaj narzeka ciągle trafia tylko na jakichś dziwnych, irytujących mężczyzn, przecież to jest po prostu nierealne. No ale ok, ty nie odrzucasz na wstępie, więc współczuję. Jak ja zagaduję w realu do jakiejś dziewczyny, to one nawet rozmawiać ze mną nie chcą

Cały czas mi się wydaje, że jak ktoś poznaje zbyt mało osób to nie ma w czym wybierać. Gadałam właśnie kiedyś z pewnym coachem motywacyjnym, z pewnym mężczyzną. Sam przyznał, że według niego, jeśli poznaje się mniej niż minimum 10 osób płci przeciwnej w skali roku, to nie uwierzy, że ktoś jest w stanie z tak małej puli kogoś wybrać i się zakochać i dla niego to jest desperacja. Dało mi to do zrozumienia, bo sama poznaję bardzo mało osób w skali roku, nie wiem nawet dlaczego. Zawsze starałam się dużo rzeczy robić, nie wiem więc, czemu nie było lepszych okazji do poznania kogoś. To jedna przyczyna. Druga jest taka, że się po prostu takie osoby do siebie dopuszcza. Np. moja koleżanka bez przerwy trafia na kolesi, co lecą na kasę. Dosłownie jej opowiadają, jak to oni nie muszą za dużo pracować, bo w razie związku ona może wziąć więcej nagodzin i będą jakoś żyli a jednocześnie płaczą za swomi ex, jak było dobrze i jak tęsknią. Serio, nie żartuję
A jak zagadujesz te dziewczyny w realu? Podchodzisz na ulicy ot tak i "Hej poznamy się"? Bo może po prostu są wystraszone? Bo to nie jest codzienna sytuacja jednak

rakastankielia napisał/a:

Lajkuje przeciętnych? Pewnie wg kobiecego spaczonego poczucia atrakcyjności, czyli takich 7-8/10. Ja nie lajkuję modelek i nie znam nikogo, kto tak robi. Ja patrzę w pierwszej kolejności na opis (niestety 90% kobiet go nie ma...) i jak jest jakikolwiek punkt odniesienia (żeby nie zaczynać rozmowy od "hej, co tam", bo wiem, że kobiety tego nie lubią), to dopiero wtedy patrzę na zdjęcia. Ale kobieta musiałaby się bardzo postarać, żebym ją odrzucił ze względu na wygląd, bo zdecydowana większość kobiet mieści się w granicach przynajmniej akceptowalnego wyglądu. Lajkuję nawet te mniej atrakcyjne od siebie, nic to nie daje, i tak nie mam pary albo nie odpisują.

Nie, serio, nie są to modele. Sama ich widziałam i są na prawdę mocno przeciętni. Wydaje mi się, że z wyglądu niżej na szczeblu niż ona. 7-8/10 to to na pewno nie jest, bo to całkiem przystojni panowie już, ale też zależy co się komu podoba. Co do dziewczyn to nie wypowiem się, niestety nie mam punktu widzenia mężczyzny z tindera, ale wierzę na słowo i współczuję. Pewnie to też przez to, że mężczyzn na tinderze jest po prostu więcej

rakastankielia napisał/a:

Ja pół roku szukałem kogoś, kogo mógłbym wziąć na studniówkę, a i tak musiałem iść z kuzynką xd ale nie żałuję, dobrze się bawiłem smile wiadomo, że musisz być pewna takiej osoby, a kwestia odległości też gra rolę.

Nie ma nic złego w zabieraniu kuzynów na imprezy. Sama kiedyś byłam na weselu z kuzynem, dużo osób podobno tak robi. Tylko jak mówisz- przy tak dużej odległości trzeba mieć kogoś zaufanego. Nawet znajomy, ale dalszy może się nie zgodzić jechać tak daleko. Rodzice chcą mi skombinować syna jakiś ich znajomych, którego nie znam, bardzo chcą mi go wcisnąć, ale dla mnie to trochę desperacja, żeby rodzice dorosłej babie szukali faceta do potańczenia na weselu kilkaset kilometrów od domu

rakastankielia napisał/a:

Ja lubię podróżować samemu (choć czasem ciężko znaleźć kogoś, kto mógłby mi zdjęcie zrobić xd) i mam dobrą orientację w terenie, ale nie ukrywam, że przydałaby mi się jakaś towarzyszka podróży big_smile ale musiałem się przyzwyczaić i polubić, bo nigdzie bym nie jechał, a nie mogę długo usiedzieć w jednym miejscu smile a podróżowanie samemu ma też ten plus, że nie trzeba się do nikogo dostosowywać w kwestii terminu, planu wyjazdu i noclegów (jeśli jedna osoba może spać byle gdzie, a druga oczekuje pewnych standardów, to się nie dogadają big_smile)

A widzisz, jak lubisz, to nie ma problemu. Zazdroszczę bardzo, chciałabym mieć takie podejście. Ja lubię podróżować z kimś, by potem usiąść, podzielić się wrażeniami. Każdy też ma jakieś inne pomysły, sugestie. Jak jadę gdzieś z kimś to chętnie wynajduję atrakcje, a gdy jadę sama to na samą myśl nic mi się nie chce. Do tego często w pensjonatach nie ma pokoi 1osobowych, a do 2osobowego są nierzadko duże dopłaty

rakastankielia napisał/a:

Nie, dlaczego od razu popadać w skrajności?

No wieeem wieeem. Chodziło mi o to, że ja nigdy nie miałam zbyt wygórowanych wymagań. Mimo wszystko próbowałam je obniżyć. Tylko no musiałabym się zgodzić wtedy spotykać z chłopakiem, który sam nie potrafi decyzji podjąć, bo takiego też spotkałam

rakastankielia napisał/a:

Nie znam nikogo, kto miałby takie wymagania. Ja mam wyższe wykształcenie, znam kilka języków za alkoholem nie przepadam i piję tylko sporadycznie w towarzystwie, inne używki już całkowicie odpadają i nie szukam piękności, bo uroda przemija, a jakoś nie mogę znaleźć nikogo, więc nawet nie mam w czym wybierać.

Jak gadam czasem z niektórymi kobietami, to niestety bywa różnie, jak to w życiu

rakastankielia napisał/a:

Ja na studiach miałem więcej kobiet niż mężczyzn, a i tak żadnej nie poznałem, bo nie były zainteresowane rozmową ze mną, w pracy do tej pory nie spotkałem żadnej wolnej kobiety w moim wieku. Gdybym trafił na kogoś takiego, jak ty, to z pewnością bym nie odrzucił, tylko z chęcią się umówił.

Na studiach też nie jest łatwo kogoś znaleźć. Ja mam koleżanki ze studiów, to większość tych, które już wyszły za mąż są w związku od czasów szkolnych, na studiach już były w związkach. Jakbym była facetem, też nie wiem, czy miałabym w czym wybierać. Owszem, są też singielki i to na prawdę fajne dziewczyny, ale no niestety są same, jedne próbują na tinderach, inne jak ja czekają na cud

ammon napisał/a:

Może chciał w ten sposób pokazać, że te problemy nie są istotne. Tzn. że za 2-3 lata to będzie bez znaczenia?

Pewnie tak. Tylko po co mi ktoś, kto w bardzo trudnych dla mnie chwilach śmieje się z moich problemów? Mam wujka w rodzinie, też ma podobny charakter na zasadzie obśmiania wszystkiego i zawsze mnie to denerwowało. Znałam ten charakter z rodziny i mi się to nie podoba. Niczego tak nie cenię, jak wsparcie bliskich, dlatego zakochałam się w chłopaku, który mi pomagał w trudnym momencie

ammon napisał/a:

Może alkoholu mu pomógł w chwilowym zauroczeniu? Generalnie ciężko mi po tym co piszesz wywnioskować czy przeszacowujesz swoją urodę, czy może coś w twoim charakterze jest czy może masz zwyczajnie pecha.

Też tak sądziłam, że może nie napisał do mnie, bo mu było głupio, że mi takie rzeczy proponował wieczorem po imprezie, ale gdy napisałam do niego to mnie olał. A co do urody, znajomi mówią, że jestem ładna (podobno) i że nie można mi nic zarzucić. Sama natomiast widzę w sobie masę mankamentów, które bym najchętniej zmieniła. W miarę obiektywnie jednak mówiąc, wyglądam dość standardowo, jestem szczupła, mam długie włosy w kolorze ciemnego blondu z charakterystycznym dla naszego kraju popielatym odcieniu. Dużo osób na ulicy mijając mnie myli mnie z kimś innym, bo wyglądam dość....standardowo. Według mnie ani nie jestem brzydka, ani piękność, tak gdzieś po środku

ammon napisał/a:

Może to przez to, że jestem facetem, ale dziwnie byłoby mi zaprosić osobę towarzyszącą i ciągnąć ją taki kawał pociągiem. Przy takiej odległości to chyba odmowa pójścia na wesele jest opcją nawet jeśli ktoś jest w miarę bliski.
Poza tym inna kwestia to ciągnąć kogoś pociągiem na ślub, zabawa do rana i od razu powrót kolejnym? Czy jednak jeszcze jakiś koszt noclegu? Wiesz, nawet jak kogoś poznasz to chyba nie koniecznie musi chcieć się zgodzić na coś takiego, szczególnie jeśli znajomość nie jest zbyt długa.

Dokładnie. Bliski przyjaciel by się jeszcze pewnie zgodził, natomiast obca osoba to już średnio. Rodzice wynaleźli, że jakaś ich dalsza znajoma ma syna w moim wieku, bez dziewczyny i chcą mnie z nim spiknąć, ale ja nie chcę, bo mówiąc szczerze głupio by mi było z obcą osobą tak daleko jechać. Poza tym taką osobą też się trzeba zaopiekować, bo nikogo nie zna. Nie wstanę i nie wyjdę do znajomych zostawiając osobę towarzyszącą samą. Poza tym nie lubię takich na siłę spotkań. Chciałabym, żeby to wypłynęło jakoś samoistnie

ammon napisał/a:

To w sumie ciekawe co tutaj zaszło, gdyby nie chciał to by w ogóle nie poszedł z tobą.

Pojęcia nie mam. Mógł się nie zgodzić. Może się mną znudził? Jestem introwertyczką i nie potrafię być tak zabawnym towarzystwem, jak ekstrawertycy. On też był introwertyk, ale może właśnie wolał głośne towarzystwo

ammon napisał/a:

Trochę tak trochę nie. Np. ja do jednego małego sklepu(który nie jest samoobsługowy) to w kilka minut mogę dojść, do kolejnego trochę dłużej ale dalej się da przejść. Jeden był w połowie drogi między tymi dwoma ale się przeniósł w inne miejsce bo chciał mieć właściciel większy sklep. No i są szanse jeszcze, że Dino wejdzie.
Tyle, że nawet gdyby nie było niczego w zasięgu to i tak każdy tutaj ma auto.

No to też plus, że masz auto i możesz zaparkować. W większych miastach jest to często niewykonalne

ammon napisał/a:

Tak, szczęśliwie się ciągle udaje utrzymywać na 100% pracy zdalnej.
Teraz firmy coraz bardziej idą w kierunku hybrydowej pracy co biorąc pod uwagę layoff-y w branży może oznaczać, że w przypadku utraty pracy znalezienie kolejnej gdzie jest 100% zdalnie może być nie tak łatwe.
W sumie to nie wiem w jakich innych branżach jest przyzwolenie na pracę zdalną skoro nawet w IT jest teraz gorzej niż było.

Właśnie tak mi się wydawało, że podczas pandemii był wysyp zajęć online, ale teraz to jakby wygasa powoli. Ja znam jedynie informatyków, którzy pracują zdalnie

ammon napisał/a:

Po czym wnosisz, że z satysfakcją? Może po prostu zwykła ciekawość, albo nawet chęć pocieszenia.

Nieeee absolutnie nie. To typowo chamskie zagrywki. Wyobrażasz sobie do kogoś zadzwonić i powiedzieć, że cieszysz się z czyjejś porażki? To wyobraź sobie, że moi dziadkowie dostawali takie telefony

ammon napisał/a:

Byłem w Grecji w tamtym roku to kosztowało mnie to jakieś 5k przez biuro podróży. Tymczasem przy 2 dorosłych i 2 dzieci małych(cała czwórka w jednym pokoju) to wychodziło jakieś 10k, czyli na osobę o połowę taniej.

No tak, zazwyczaj tak jest, że im więcej osób w pokoju tym taniej za nocleg

ammon napisał/a:

Tylko niestety często mają inne plany. Np. znajomy do japonii na przynajmniej miesiąc ma się plan udać a dla mnie to kompletnie odpada.
Podobne problemy pod tym względem mam, a samemu uważam, że to nie to samo.

Dokładnie. Też sobie nie wyobrażam na miesiąc wyjeżdżać, nie miałabym nawet jak urlopu wybrać

ammon napisał/a:

I tu znów pojawia się moja wątpliwość czy to kwestia urody/zadbania. Nie widziałem Cię więc nie mam jak tego ocenić.
Mogę za to podać przykłady ze swojego życia jak ja się w pewnych sytuacjach zachowałem
W liceum miałem dziewczynę i dość urocza dziewczyna z innej klasy zaczęła się do mnie się uśmiechać(i to już tak bardzo ewidentnie) i nawet gdzieś próbowała zagadać.
Olałem ją tylko dlatego, że byłem w związku, a szkoda bo jakiś czas później się moja relacja zakończyła ale już było po wszystkim, a dziewczyna wydawała się być sympatyczna.
Inny przykład: na studiach miałem sytuację gdy gdzieś tam po zajęciach, z innej grupy szedł znajomy(z roku), jego dziewczyna(też z naszego roku) i koleżanka(też z roku). To nie były osoby z którymi się jakoś zadawałem.
W każdym razie jakoś tak wyszło, że ja wychodziłem z zajęć z jednego budynku oni z drugiego. Jakoś spotkaliśmy się i ta para jakoś(nie pamiętam już jak) dała sugestię żeby coś zacząć się interesować sobą z tą koleżanką i całkiem celowo zostawili nas samych. Dość niezręczna sytuacja bo do tej dziewczyny nic nie miałem, ale ona była zbyt otwarta do mężczyzn z tego co wiedziałem. Zresztą potrafiła się do mnie przytulić i to na dłuższą chwilę na pożegnanie na przystanku chociaż się prawie nie znaliśmy.
W każdym razie chodzi mi o to, że to nie koniecznie chodzi o bycie wybrednym w przypadku facetów. W pierwszym przypadku po prostu miałem dziewczynę. W drugim przypadku po prostu jej zachowania były mega dziwne.(dla kogoś to mogą być naturalne zachowania).
Kolega z roku być może miał kogoś? Albo starał się o kogoś? Może byłaś zbyt nachalna względem niego?

Wiesz, jak byłeś w związku i olałeś tą dziewczynę to dobrze o Tobie świadczy. A to, że relacja się zakończyła to przykre, ale no ciężko przewidzieć
A z tym celowym zostawianiem kogoś sam na sam....z jednej strony to wkurzające, z drugiej- znajomi zapewne chcieli dobrze. Może uważali Cię za dobrego człowieka i chcieli, by ich znajoma spotykała się z kimś porządnym. Tylko co to znaczy, że była zbyt otwarta do mężczyzn? Desperatka szukająca kogoś na siłę? Czy raczej łatwa panna wskakująca byle komu do łóżka? Z ciekawości pytam
Z tym przytulaniem to trochę straszne, sama nie lubię czegoś takiego
Hmmm to jak tak mówisz, to dla kogoś moje zachowania, jakieś tam nawyki też mogą być dziwne w sumie. A z wyglądu ta dziewczyna Ci odpowiadała?
Co do tego mojego nie miał dziewczyny. Jednak z tego, co kiedyś opowiadał zrozumiałam, że chyba starał się o jakąś tam dziewczynę, jeździł do niej i w czymś tam pomagał a ona go olała dla innego. Mówiąc to przy nas wszystkich (byli jeszcze znajomi) miał zeszklone oczy, czyli bardzo go to bolało. I ja to rozumiem, ale no mógł chociaż raz gdzieś ze mną wyjść sam na sam, by określić, czy na pewno chce mnie odrzucić. A my się widywaliśmy tylko przy znajomych. A wiadomo, że ciężko kogoś poznać bliżej, szczególnie w większej grupie ludzi. Mi moi znajomi wielokrotnie to powtarzali dziwiąc się, że przy rozmowach w 4 oczy jestem rozgadana a w tłumie milczę, a to po prostu cecha introwertyków. Dlatego można takiego człowieka źle ocenić.
A co do tego, że mogłam być zbyt nachalna to zgadzam się. Mogłam być. Raz go zapraszałam na kawę, ale się nie zgodził. Kilka razy był u mnie ze znajomymi na wspólnym obiedzie, który ja robiłam. Dosiadałam się na wykładach, zagadywałam. Ogólnie ja mam taki charakter, że lubię mieć pewność, że zrobiłam wszystko co mogłam, by osiągnąć cel, nawet jakby się nie udało, to chcę wiedzieć, że dałam z siebie 100%. I w przypadku tego chłopaka tak samo- uważałam, że nawet, jeśli nie wyjdzie to chciałam wiedzieć, że zrobiłam co mogłam. Może głupie, ale byłam bardzo zakochana wtedy. Mówiąc szczerze, to po tej nieudanej relacji dochodziłam do siebie równy rok. Przez rok miałam totalnego doła. Niby już nic do niego nie mam, ale chyba od tamtego czasu nie jestem taka sama. Kiedyś byłam romantyczką, wierzyłam w miłość, uczciwe relacje, a potem jakoś tak mi to wszystko zbrzydło. Jeszcze wiesz, jakbym potem weszła faktycznie w jakiś dłuższy, poważniejszy i udany związek to bym o tym wszystkim pewnie zapomniała i cieszyła się związkiem. Jednak po tej nieudanej relacji napotkałam narcyza, który niby sam do mnie się dobierał, ale nie z uczucia tylko patrzył na zyski z tej relacji (chciał ze mnie zrobić swoją kucharkę i sprzątaczkę, gdy gotowałam wspólnie dla nas dwojga wydałam kupę kasy na jedzenie, bo jem sama mało, a ten musiał mieć codziennie mięso, bo ćwiczył na siłowni). Kolejny to ten, co przyczepił się do mnie na imprezie wieczorem. Potem była impreza, gdzie jeden chłopak się do mnie dobierał, ale wiedziałam, że nic z tego nie będzie, bo ten jest kobieciarz i bawi się nimi, a inny z tej samej imprezy był dziwny i jakoś próbował zagadywać, ale gdy powiedziałam, że nie przeprowadzę się na drugi koniec kraju (do miasta, gdzie on mieszka) to uciął rozmowę. Badał tylko, czy jestem materiałem na żonę. Test zdałam, ale musiałabym się przeprowadzić do niego, z dala od domu. I ja po prostu czuję już niechęć do relacji wszelkiego rodzaju, właśnie przez takie coś

50

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
YellowStar napisał/a:

Tylko co to znaczy, że była zbyt otwarta do mężczyzn? Desperatka szukająca kogoś na siłę? Czy raczej łatwa panna wskakująca byle komu do łóżka?

Nie wiem czy szukająca na siłę, wydaje mi się, że specyficzny typ bycia(który mnie odrzucał strasznie). Wiesz na roku to nie wiem czy mieliśmy chociaż 15 dziewczyn, więc jak 90% osób jest przeciwnej płci i większość z nich bez dziewczyn to jakoś chyba starać się nie trzeba. Potem była w związku z chłopakiem z roku i co ciekawe się już trochę normalnie zachowywała.

YellowStar napisał/a:

A z wyglądu ta dziewczyna Ci odpowiadała?

To chyba nie wątek o mnie, ale ja po prostu z góry byłem negatywnie nastawiony ze względu na styl bycia. Wiesz ona mieszkała nieco później blisko miejsca w którym imprezowaliśmy więc zdarzyło się parę razy, ze impreza przeniosła się do niej i jako znajoma była wobec mnie bardzo w porządku. Z wyglądu zwykła dziewczyna, ale za to tez bardzo pozytywna. Przez większość czasu z uśmiechem na twarzy, a to na plus.(przynajmniej ja zauważyłem, że lepiej odbieram takie dziewczyny)

YellowStar napisał/a:

I ja to rozumiem, ale no mógł chociaż raz gdzieś ze mną wyjść sam na sam, by określić, czy na pewno chce mnie odrzucić.

Może był tak zapatrzony w tamtą, że nie mógł się przestawić i wiedział, że nic z tego nie będzie, albo wiedział, że nie jesteś w jego typie. Albo chciał być w porządku i nie chciał Cię traktować jak opcje B.

YellowStar napisał/a:

chciał ze mnie zrobić swoją kucharkę i sprzątaczkę, gdy gotowałam wspólnie dla nas dwojga wydałam kupę kasy na jedzenie, bo jem sama mało, a ten musiał mieć codziennie mięso

Sugerowałaś mu, żeby się dorzucił?

YellowStar napisał/a:

inny z tej samej imprezy był dziwny i jakoś próbował zagadywać, ale gdy powiedziałam, że nie przeprowadzę się na drugi koniec kraju (do miasta, gdzie on mieszka) to uciął rozmowę. Badał tylko, czy jestem materiałem na żonę. Test zdałam, ale musiałabym się przeprowadzić do niego, z dala od domu. I ja po prostu czuję już niechęć do relacji wszelkiego rodzaju, właśnie przez takie coś

Widać szukał poważnej relacji i nie chciał marnować czasu na coś co się nie może udać, logicznie do tego podchodząc to wydaje się jednak fair. Nie straciliście czasu na coś co nie mogło się udać jak rozumiem. Wolałbyś się z nim spotykać przez parę tygodni/miesięcy i wtedy się dowiedzieć, że nic z tego? Twoja niechęć była by mniejsza?  jak dla mnie mogłoby być gorzej bo być może byś się zaangażowała i nagle okazuje się, że nic z tego nie wyjdzie bo plany życiowe całkiem inne macie.

51

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
YellowStar napisał/a:

Cały czas mi się wydaje, że jak ktoś poznaje zbyt mało osób to nie ma w czym wybierać. Gadałam właśnie kiedyś z pewnym coachem motywacyjnym, z pewnym mężczyzną. Sam przyznał, że według niego, jeśli poznaje się mniej niż minimum 10 osób płci przeciwnej w skali roku, to nie uwierzy, że ktoś jest w stanie z tak małej puli kogoś wybrać i się zakochać i dla niego to jest desperacja. Dało mi to do zrozumienia, bo sama poznaję bardzo mało osób w skali roku, nie wiem nawet dlaczego.

Na studiach też nie jest łatwo kogoś znaleźć. Ja mam koleżanki ze studiów, to większość tych, które już wyszły za mąż są w związku od czasów szkolnych, na studiach już były w związkach. Jakbym była facetem, też nie wiem, czy miałabym w czym wybierać. Owszem, są też singielki i to na prawdę fajne dziewczyny, ale no niestety są same, jedne próbują na tinderach, inne jak ja czekają na cud.

Ja nie wiem czy w ciągu ostatnich 10 lat poznałem te minimum 10 osób płci przeciwnej.

Na studiach miałem tak samo, praktycznie wszystkie dziewczyny z mojego rocznika od dawna zajęte, było raptem kilka wolnych ale one z góry deklarowały, że nikogo nie chcą i pozostały singielkami przez całe studia. To jest ogólnie ciekawa kwestia, jest tyle samotnych kobiet i jeszcze więcej samotnych mężczyzn, a mimo to liczba jednych i drugich tylko się powiększa. Niby jest internet, smartfony i cała reszta technologii ułatwiających komunikację, a mimo to ludzie mają trudniej niż kiedykolwiek się odnaleźć.

Pierwszy raz widzę na tym forum kogoś kto pisze dłuższe posty niż ja, nieźle. W ogóle jak cię czytam to jakbym czytał samego siebie, mamy podobny styl pisania.

52

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Shinigami napisał/a:

Ja nie wiem czy w ciągu ostatnich 10 lat poznałem te minimum 10 osób płci przeciwnej.

Na studiach miałem tak samo, praktycznie wszystkie dziewczyny z mojego rocznika od dawna zajęte, było raptem kilka wolnych ale one z góry deklarowały, że nikogo nie chcą i pozostały singielkami przez całe studia. To jest ogólnie ciekawa kwestia, jest tyle samotnych kobiet i jeszcze więcej samotnych mężczyzn, a mimo to liczba jednych i drugich tylko się powiększa. Niby jest internet, smartfony i cała reszta technologii ułatwiających komunikację, a mimo to ludzie mają trudniej niż kiedykolwiek się odnaleźć.

Pierwszy raz widzę na tym forum kogoś kto pisze dłuższe posty niż ja, nieźle. W ogóle jak cię czytam to jakbym czytał samego siebie, mamy podobny styl pisania.

Mam podobne obserwacje. Coraz więcej singli i singielek, a samotność dobija coraz więcej osób. Jakoś ludzie nie potrafią się dogadać. Z drugiej strony te związki, które już trwają są szczęśliwsze, bo są ze sobą, bo chcą a nie dlatego, że muszą
Kiedyś małżeństwa były aranżowane. Nieważne, czy była przemoc, toksyczny związek, nie wypadało się rozwieść, bo co ludzie powiedzą. Zdrady, oszukiwanie, to już lepiej wziąć rozwód i się nie męczyć ze sobą. Sama znam starszą kobietę, którą przymusili rodzice do małżeństwa, miała 1 dziecko, bo wypadało. Od śmierci jej męża mija prawie 20 lat, a ona nadal źle go wspomina

ammon napisał/a:

Nie wiem czy szukająca na siłę, wydaje mi się, że specyficzny typ bycia(który mnie odrzucał strasznie). Wiesz na roku to nie wiem czy mieliśmy chociaż 15 dziewczyn, więc jak 90% osób jest przeciwnej płci i większość z nich bez dziewczyn to jakoś chyba starać się nie trzeba. Potem była w związku z chłopakiem z roku i co ciekawe się już trochę normalnie zachowywała.

A tak z ciekawości, co to znaczy "specyficzny typ"? Teraz się zastanawiam, może mnie też ludzie odbierają jako dziwną. Tylko nie wiem, jakie zachowania o tym świadczą, ale wielokrotnie już o tym myślałam. Co oprócz zbyt wczesnego przytulania jeszcze takiego dziwnego robiła?

ammon napisał/a:

To chyba nie wątek o mnie, ale ja po prostu z góry byłem negatywnie nastawiony ze względu na styl bycia. Wiesz ona mieszkała nieco później blisko miejsca w którym imprezowaliśmy więc zdarzyło się parę razy, ze impreza przeniosła się do niej i jako znajoma była wobec mnie bardzo w porządku. Z wyglądu zwykła dziewczyna, ale za to tez bardzo pozytywna. Przez większość czasu z uśmiechem na twarzy, a to na plus.(przynajmniej ja zauważyłem, że lepiej odbieram takie dziewczyny)

Serio, teraz się zatanawiam, co jest może nie tak z moim stylem bycia. Kurczę, skoro była pozytywna, w miarę normalna z wyglądu, to ja nie wiem. Jak jakaś super pozytywna nie jestem, więc jak ktoś jest bardziej pozytywny a ma problem ze związkami to nic dziwnego, że ja mam jeszcze większy. Niestety mi bliżej do pesymisty niż optymisty

ammon napisał/a:

Może był tak zapatrzony w tamtą, że nie mógł się przestawić i wiedział, że nic z tego nie będzie, albo wiedział, że nie jesteś w jego typie. Albo chciał być w porządku i nie chciał Cię traktować jak opcje B.

Tak, też do takiego wniosku wtedy doszłam, że opłakiwał inną i może jakbym nawet w innym momencie się pojawiła, to byłoby lepiej. A tak to on myślał o innej. Pamiętam, że też mi to zaimponowało, że jest na tyle wartościowym facetem, bo mógłby mnie potraktować właśnie jako opcję zapasową, wykorzystać, a tego nie zrobił. Dlatego uważam, że nie mam złego gustu do facetów, bo właśnie ktoś taki mi się podobał i szanuję go za to, że potraktował mnie poważnie i odtrącił poważnie, jakkolwiek to dziwnie nie brzmi

ammon napisał/a:

Sugerowałaś mu, żeby się dorzucił?

Taaaak, ale ogólnie to był świetny manipulator. Robiliśmy zakupy, nie chciał zapłacić, nie wiem czemu, zaczął kręcić noskiem. Ja zapłaciłam, na drugi dzień upomniałam się o zwrot kosztów, to zwrócił mi za połowę. No fajnie, tylko co mi po tej połowie, jak ja pokupowałąm drobne rzeczy a on mięcho, które było drogie i to na moją niekorzyść. Ogólnie on sam zasugerował, żeby gotować naprzemiennie. Raz ja, raz on, bo lubi próbować nowych rzeczy. Na początku jeszcze jakoś szło, chociaż potrafił nawalić i np. gdy była jego kolej to wyszedł z kolegami na miasto i mi nie powiedział, żebym sama coś ugotowała, tylko wróciłam i nie wiedziałam, co się dzieje, myślałam, że jest na zajęciach, a on po prostu olał mnie i tyle. No ale stwierdziłam, że dam szansę, zdarza się zapomnieć. Jednak to się powtórzyło. Potem natomiast ja gotowałam, minął pierwszy dzień, drugi, trzei, czwarty i mówię, że w końcu jego kolej, a ten zaczął kręcić nosem, że on nie lubi takiego wytykania kolejności. Wkurzyłam się, powiedziałam, że mi się to finansowo nie opłaca i zrywam układ i gotujemy sobie osobno. Sprzątać nie sprzątał nic. Jak go upominałam, to mnie wyśmiewał, że tylko mi to przeszkadza i nikomu innemu i wychodził na siłownię. Dwóm innym współlokatorom też się nie podobało to, że on nie sprzątał, ale nie było jak mu przemówić do rozumu, nie chciał i koniec. Potem po sesji miałam miesiąc przerwy, bo 2 tygodnie wolnego plus 2 tygodnie zdalnie, więc nie wracałam do mieszkania studenckiego, moi współlokatorzy też, tylko on został. Wróciliśmy, a lodówka prawie cała w pleśni. Zadzwoniliśmy do właściciela, ale on to olał. Prosił mnie też o drobne przysługi, ten chłopak, typu powieszenie prania. Raz mu powiesiłam, bo no co mi tam, ale potem powiedziałam, że ja wychodzę na zajęcia i ma sobie puścić, jak wrócę. To było celowe zagranie, żeby mnie przyzwyczaić do tego, by wieszać mu majtki, a sorry ale mi się nie chce, mam już swoje do wieszania. Wytrzymałam z nim niecałe 3 miesiące i tylko dlatego, że starałam się nie wybrzydzać i dać mu szansę. Aż w końcu wyprowadził się, niedługo po rozpoczęciu nowego semestru akademickiego. Z tego, co wiem, to znalazł wtedy dziewczynę, której nie szanował i właśnie zrobił z niej służącą, po czym kopnął ją w tyłek, jak mu się znudziła. Ot taki człowiek

ammon napisał/a:

Widać szukał poważnej relacji i nie chciał marnować czasu na coś co się nie może udać, logicznie do tego podchodząc to wydaje się jednak fair. Nie straciliście czasu na coś co nie mogło się udać jak rozumiem. Wolałbyś się z nim spotykać przez parę tygodni/miesięcy i wtedy się dowiedzieć, że nic z tego? Twoja niechęć była by mniejsza?  jak dla mnie mogłoby być gorzej bo być może byś się zaangażowała i nagle okazuje się, że nic z tego nie wyjdzie bo plany życiowe całkiem inne macie.

Tak, to prawda. Wiem od znajomych, że on też długo był sam i szukał kogoś na poważnie. Ja i tak bym się nie spotykała z nim, bo od początku mi się nie podobał. Bardzo dziwnie się zachowywał. Z wyglądu nie mój typ, ale to pół biedy. To jego zachowanie było właśnie jak też określali znajomi "specyficzne", dla mnie po prostu dziwne. Jakby miał kompleksy, był trochę taki "nabzdyczały" i przemądrzały. Nie podobało mi się to. Do tego robił mi tzw "shit testy". Byliśmy ze znajomymi w restauracji. Znajomi wzięli jedno danie na pół dla siebie (porcje bardzo duże) a ja i on inne na pół. Rachunku nie dało się podzielić, mimo że dopytywałam o to kelnerkę. W każdym razie ten chłopak powiedział, że ja mam zapłacić. Stwierdziłam, że okej, wyjęłam kartę i zapłaciłam. On mi potem zwrócił. Tylko nie chodzi o sam fakt takiego testowania, czy będę chciała zapłacić za siebie. Przy czym ja zawsze za siebie płacę i nie wyobrażam sobie ciągnąć od kogoś kasy. A wiesz, ja miałam na koncie mojej karty kilkaset złotych, bo nie miałam za dużo jako student, a on jako że pochodził z bogatej rodziny to miał kilkaset tysięcy na karcie. Ja rozumiem, że boi się o pieniądze i trzeba jakoś to sprawdzić, ale no mamy wspólnych znajomych, to nie randka z tindera i myślał, że ja bym mu nie zwróciła? Oczywiście, że tak i wiele razy tak robiłam na różnych spotkaniach, że ktoś płacił za całość, bo wygodniej a potem się rozliczaliśmy, żeby zamieszania nie robić. Ja wiem, że to może brzmi trochę pazernie i księżniczkowato. Ja kasę i tak zwróciłam, zawsze zwracam. Nigdy nie jadłam na mieście na czyiś koszt. Tylko takie testowanie, jeszcze w taki sposób, z taką dziwną miną bardzo mi się nie spodobało. Ja się o te pieniądze nie upominałam, sam mi oddał, ale no jakoś tak też mnie tym zniechęcił. Byłam kiedyś na spotkaniu z kolegą, on machnął ręką, zapłacił za mnie, a ja mu potem zwróciłam przelewem, mimo że nawet nie chciał, ale ja lubię mieć czyste sumienie, ale nikt na mnie nie wymuszał, a ja czułam się dobrze, że on zapłacił w knajpce a ja mu mogłam spokojnie zwrócić. A ja nie znoszę shit testów i to bardzo

53

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
YellowStar napisał/a:

Mam podobne obserwacje. Coraz więcej singli i singielek, a samotność dobija coraz więcej osób. Jakoś ludzie nie potrafią się dogadać. Z drugiej strony te związki, które już trwają są szczęśliwsze, bo są ze sobą, bo chcą a nie dlatego, że muszą. Kiedyś małżeństwa były aranżowane. Nieważne, czy była przemoc, toksyczny związek, nie wypadało się rozwieść, bo co ludzie powiedzą. Zdrady, oszukiwanie, to już lepiej wziąć rozwód i się nie męczyć ze sobą. Sama znam starszą kobietę, którą przymusili rodzice do małżeństwa, miała 1 dziecko, bo wypadało. Od śmierci jej męża mija prawie 20 lat, a ona nadal źle go wspomina.

Dokładnie, samotnych będzie tylko coraz więcej i stanie się to na prawdę dużym problemem społecznym. Faktycznie w czasach naszych dziadków takie sytuacje jak przemoc były na porządku dziennym ale o aranżowanych małżeństwach od nich nie słyszałem, to chyba jeszcze starsze czasy. Jednak prawdą jest iż kiedyś związki nie rozpadały się tak łatwo. Dziś wystarczy jeden błąd, jedno niepowodzenie i już koniec związku.

Tak z ciekawości o jaką sumę chodziło w tym shit teście?

54

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
YellowStar napisał/a:

tak z ciekawości, co to znaczy "specyficzny typ"? Teraz się zastanawiam, może mnie też ludzie odbierają jako dziwną. Tylko nie wiem, jakie zachowania o tym świadczą, ale wielokrotnie już o tym myślałam. Co oprócz zbyt wczesnego przytulania jeszcze takiego dziwnego robiła?

Wchodziła w przestrzeń osobistą kolegów z roku z którymi się nawet nie zadawała.

YellowStar napisał/a:

Serio, teraz się zatanawiam, co jest może nie tak z moim stylem bycia. Kurczę, skoro była pozytywna, w miarę normalna z wyglądu, to ja nie wiem. Jak jakaś super pozytywna nie jestem, więc jak ktoś jest bardziej pozytywny a ma problem ze związkami to nic dziwnego, że ja mam jeszcze większy. Niestety mi bliżej do pesymisty niż optymisty

Nie sądzę, że miała problem bo jednak znalazła sobie chłopaka na roku, co raczej nie było dla niej trudne skoro 90% ludzi to byli faceci i większość nie miała dziewczyn.
Jak tak o tym myślę teraz to obserwowałem te zachowania w jednym okresie czasu, tzn. mniej więcej wtedy kiedy ta "para" nas zostawiła samych i się przytulała(co jak wspomniałem było dla mnie dziwne)
Potem jak już była z tym gościem z roku to nie przypominam sobie, żeby się tak zachowywała. Może robiła to celowo,  żebym się zainteresował ale wtedy po prostu mnie to odrzucało. Tzn. jeśli by próbowała wejść w moją przestrzeń osobistą ale nie w innych facetów to bym to inaczej odebrał, ale jeśli dziewczyna o którą się NIE staram próbuje np. w ten sposób wywołać zazdrość, to tak to nie zadziała bo efekt był przeciwny.
Odebrałem to jakby lepiła się do losowych gości a to bardzo czerwona flaga.


YellowStar napisał/a:

Taaaak, ale ogólnie to był świetny manipulator. Robiliśmy zakupy, nie chciał zapłacić, nie wiem czemu, zaczął kręcić noskiem. Ja zapłaciłam, na drugi dzień upomniałam się o zwrot kosztów, to zwrócił mi za połowę. No fajnie, tylko co mi po tej połowie, jak ja pokupowałąm drobne rzeczy a on mięcho, które było drogie i to na moją niekorzyść.

Jeśli z jakichkolwiek względów chciał się najeść twoim kosztem to cóż przynajmniej szybko wiesz, że nie warto tracić czas na taką relację. Z tym, że jeśli jest 50/50 to już nie doszukiwałbym się, że ktoś jest minimalnie stratny. No chyba, że te kwoty się  bardzo rozjeżdzają.

YellowStar napisał/a:

A wiesz, ja miałam na koncie mojej karty kilkaset złotych, bo nie miałam za dużo jako student

Skąd ja to znam, 100 zl na tydzień od rodziców i powodzenia. Dobrze, że zacząłem już po 2 roku pracę w branży.

YellowStar napisał/a:

a on jako że pochodził z bogatej rodziny to miał kilkaset tysięcy na karcie

Może tylko "bajerował", że ma.

55

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
Shinigami napisał/a:

Dokładnie, samotnych będzie tylko coraz więcej i stanie się to na prawdę dużym problemem społecznym. Faktycznie w czasach naszych dziadków takie sytuacje jak przemoc były na porządku dziennym ale o aranżowanych małżeństwach od nich nie słyszałem, to chyba jeszcze starsze czasy. Jednak prawdą jest iż kiedyś związki nie rozpadały się tak łatwo. Dziś wystarczy jeden błąd, jedno niepowodzenie i już koniec związku.

Tak z ciekawości o jaką sumę chodziło w tym shit teście?

Aranżowane związki nie wiem, czy nie są jeszcze starsze, sprzed wojny? Nie wiem, czy się nie mylę, ale wiem, że istniało coś takiego

Co do shit testu, chodziło o małą sumę. Kilkadziesiąt złotych

ammon napisał/a:

Wchodziła w przestrzeń osobistą kolegów z roku z którymi się nawet nie zadawała.

Oj to słabo sad

ammon napisał/a:

Nie sądzę, że miała problem bo jednak znalazła sobie chłopaka na roku, co raczej nie było dla niej trudne skoro 90% ludzi to byli faceci i większość nie miała dziewczyn.
Jak tak o tym myślę teraz to obserwowałem te zachowania w jednym okresie czasu, tzn. mniej więcej wtedy kiedy ta "para" nas zostawiła samych i się przytulała(co jak wspomniałem było dla mnie dziwne)
Potem jak już była z tym gościem z roku to nie przypominam sobie, żeby się tak zachowywała. Może robiła to celowo,  żebym się zainteresował ale wtedy po prostu mnie to odrzucało. Tzn. jeśli by próbowała wejść w moją przestrzeń osobistą ale nie w innych facetów to bym to inaczej odebrał, ale jeśli dziewczyna o którą się NIE staram próbuje np. w ten sposób wywołać zazdrość, to tak to nie zadziała bo efekt był przeciwny.
Odebrałem to jakby lepiła się do losowych gości a to bardzo czerwona flaga.

No tak. Jak 9 na 10 potykaną osobę na uczelni jest to płeć przeciwna i to bez partnera/ki to nic tylko wybierać. Ja miałam niestety podobne proporcje (trochę może większe 7 na 10 albo 8 na 10) tylko z przewagą dziewczyn i niestety jak był któryś fajny chłopak to też już w związku od początku studiów
Ogólnie, jak dziewczyna coś takiego robiła, to nie dziwię Ci się, że miałeś jej dosyć. Ciekawa jestem, czy mnie też tak ludzie odbierają. Kilka osób mi mówiło, że przy pierwszym spotkaniu wydawałam się dziwna i/lub smutna, a dopiero po bliższym poznaniu mnie polubili. Tak więc nie umiem robić dobrego pierwszego wrażenie, z resztą ja o tym wiem i ciekawa jestem, ile osób myśli o mnie tak, jak Ty o tej dziewczynie

ammon napisał/a:

Jeśli z jakichkolwiek względów chciał się najeść twoim kosztem to cóż przynajmniej szybko wiesz, że nie warto tracić czas na taką relację. Z tym, że jeśli jest 50/50 to już nie doszukiwałbym się, że ktoś jest minimalnie stratny. No chyba, że te kwoty się  bardzo rozjeżdzają.

Wiesz, to zależy. Dzielenie kosztów 50/50, gdy on je 2 razy więcej niż ja kompletnie mi się nie kalkuluje. A on niestety przez to, że budował masę na siłowni to jadł 2krotność mojej porcji i zawsze musiało być mięso. Na koniec miesiąca, przez to wspólne gotowanie po raz pierwszy i ostatni na studiach brakło mi pieniędzy i musiałam prosić rodziców, żeby mi coś pożyczyli. Nigdy wcześniej i później mi się to już nie zdarzyło, bo sama żyję dość oszczędnie

ammon napisał/a:

Skąd ja to znam, 100 zl na tydzień od rodziców i powodzenia. Dobrze, że zacząłem już po 2 roku pracę w branży.

Noooo zdecydowanie. Ja sobie dorabiałam głównie w wakacje, bo studia medyczne nie pozwalały na jakąś wielką pracę. Czasami doby nie starczało na naukę a ja tuż przed sesją najczęściej wyglądałam jak zombie

ammon napisał/a:

Może tylko "bajerował", że ma.

Nieee wręcz przeciwnie, on nikomu się nie przyznaje, żeby jakaś dziewczyna nie poleciała na jego kasę. Nasi wspólni znajomi mi to powiedzieli. Odziedziczył po rodzinie dużo nieruchomości, które przynoszą zyski i razem z rodzicami już nie wiedzą, co z tymi pieniędzmi robić. I paradoksalnie wiedza, że on jest tak bogaty też mnie od niego trochę odpychała. Nie wiem czemu. Może właśnie podświadomie czułam, że ten gość to nie moja liga, bo ja nigdy tak bogata nie będę

56

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
YellowStar napisał/a:

Ogólnie, jak dziewczyna coś takiego robiła, to nie dziwię Ci się, że miałeś jej dosyć.

To nie tak, że miałem jej dość, jako koleżanka ok, ale nic więcej.

YellowStar napisał/a:

Kilka osób mi mówiło, że przy pierwszym spotkaniu wydawałam się dziwna i/lub smutna

Myślę, że uśmiech bardzo na plus zmienia to jak odbieramy kobiety.

YellowStar napisał/a:

Wiesz, to zależy. Dzielenie kosztów 50/50, gdy on je 2 razy więcej niż ja kompletnie mi się nie kalkuluje. A on niestety przez to, że budował masę na siłowni to jadł 2krotność mojej porcji i zawsze musiało być mięso. Na koniec miesiąca, przez to wspólne gotowanie po raz pierwszy i ostatni na studiach brakło mi pieniędzy i musiałam prosić rodziców, żeby mi coś pożyczyli. Nigdy wcześniej i później mi się to już nie zdarzyło, bo sama żyję dość oszczędnie

To jaka to była skala? Bo generalnie jeśli płacił 50% to finalnie różnica na obiedzie nie powinna chyba być za duża? Tym bardziej, że robienie obiadu dla 2 osób powinno wyjść taniej w przeliczeniu na 1 osobę.

YellowStar napisał/a:

Ja sobie dorabiałam głównie w wakacje, bo studia medyczne nie pozwalały na jakąś wielką pracę

YellowStar napisał/a:

Może właśnie podświadomie czułam, że ten gość to nie moja liga, bo ja nigdy tak bogata nie będę

Po medycynie chyba się nie zarabia jakoś źle.
Poza tym to mężczyźni chyba patrzą trochę inaczej. Myślę, że pieniądze partnerki dla nas mają mniejsze znaczenie niż jest to w drugą stronę.
Mam czasami wrażenie, że kobiety tego nie chcą zrozumieć, że facet nie patrzy na kobiety tak jak kobiety na faceta. Szczególnie jeśli facet zarabia dobre pieniądze to go mało obchodzą zarobki partnerki.
Głównie liczy się uroda, charakter, sposób wysławiania i bycia. (Myślę, że dla wielu z nas odpychające jest używanie wulgaryzmów, palenie papierosów i nadużywanie alkoholu przez kobiety.
Np. sam nie palę papierosów i nie mógłbym być z kimś kto pali papierosy.)
Dalej nic i dopiero to ile partnerka zarabia. No chyba, że partnerka zarabia więcej niż oni to wtedy niektórzy mogą czuć się z tym źle.
Inna sprawa, że trochę się zmienia ostatnio, mamy masę rozwodów, powstały artykuły o tym, że niektóre kobiety chodzą na randki żeby się najeść za darmo.
W dodatku pewnie nie jeden facet zapłacił za randkę po której była cisza w telefonie, a też przecież nie jeden facet, szczególnie na studiach nie miał za dużo pieniędzy.
Skutek jest taki, że stajemy się ostrożniejsi bo nie chcemy być wykorzystywani przez obce osoby.

57

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
ammon napisał/a:

To nie tak, że miałem jej dość, jako koleżanka ok, ale nic więcej.

Rozumiem. Związki są jednak skomplikowane

ammon napisał/a:

Myślę, że uśmiech bardzo na plus zmienia to jak odbieramy kobiety.

Prawda. Ja zawsze sprawiam wrażenie smutnej. Nie mam siły się uśmiechać czasami i wiem, że to działa na moją niekorzyść

ammon napisał/a:

To jaka to była skala? Bo generalnie jeśli płacił 50% to finalnie różnica na obiedzie nie powinna chyba być za duża? Tym bardziej, że robienie obiadu dla 2 osób powinno wyjść taniej w przeliczeniu na 1 osobę.

No właśnie, powinno być taniej, a mi wyszło drożej. Bo to nie było 50/50 tylko bardziej 70/30 na moją niekorzyść, bo ja jadłam niewiele, on jadł jakby 200%mojej porcji (albo więcej), więc musiałam kupować więcej jedzenia, gdzie normalnie kupiłabym mniej i taki obiad by mi starczył na 2 dni, gdzie on to wsunął na raz. Poza tym mówię Ci, mieliśmy gotować naprzemiennie, a wychodziło, że ja gotuję kilka dni pod rząd

ammon napisał/a:

Po medycynie chyba się nie zarabia jakoś źle.
Poza tym to mężczyźni chyba patrzą trochę inaczej. Myślę, że pieniądze partnerki dla nas mają mniejsze znaczenie niż jest to w drugą stronę.
Mam czasami wrażenie, że kobiety tego nie chcą zrozumieć, że facet nie patrzy na kobiety tak jak kobiety na faceta. Szczególnie jeśli facet zarabia dobre pieniądze to go mało obchodzą zarobki partnerki.
Głównie liczy się uroda, charakter, sposób wysławiania i bycia. (Myślę, że dla wielu z nas odpychające jest używanie wulgaryzmów, palenie papierosów i nadużywanie alkoholu przez kobiety.
Np. sam nie palę papierosów i nie mógłbym być z kimś kto pali papierosy.)
Dalej nic i dopiero to ile partnerka zarabia. No chyba, że partnerka zarabia więcej niż oni to wtedy niektórzy mogą czuć się z tym źle.
Inna sprawa, że trochę się zmienia ostatnio, mamy masę rozwodów, powstały artykuły o tym, że niektóre kobiety chodzą na randki żeby się najeść za darmo.
W dodatku pewnie nie jeden facet zapłacił za randkę po której była cisza w telefonie, a też przecież nie jeden facet, szczególnie na studiach nie miał za dużo pieniędzy.
Skutek jest taki, że stajemy się ostrożniejsi bo nie chcemy być wykorzystywani przez obce osoby.

Ja wiem, że nie zarabia najgorzej i wiem, że mężczyźni na to tak nie patrzą, ale chodzi o fakt, że tak patrząc obiektywnie to był z wyższej ligi. To chyba jedyna osoba z wyższej ligi, którą poznałam na żywo
A z tym alkoholem, to w ogóle ciekawe, bo moja siostra przyszłego męża poznała właśnie na imprezie po zdaniu matury, gdzie pierwszy raz się bardziej spiła i nic nie pamiętała. A mimo to jego to nie odrzuciło. Ja się chciałam pokazać od jak najlepszej strony a tamten chłopak mnie odrzucił
Też właśnie czytam wypowiedzi o tym, że kobiety chodzą na randki, by się najeść za darmo, toteż staram się zrozumieć wasz punkt widzenia i rozumiem zachowanie tego chłopaka. Co nie oznacza, że mi się podobało, bo ja mu też zawsze mogłam zwrócić przecież, gdzie to właśnie ja byłam ta "biedniejsza"
A co do tego, że niektórzy słyszą głuchą ciszę po takiej opłaconej randce to smutne i też rozumiem ich obawy. Ja ogólnie jestem przeciwnikiem płacenia za siebie na pierwszych randkach. Jak jest się dłużej ze sobą, to spoko, bo raz jeden zapłaci, raz drugi, albo pomoże za to w czymś innym. A na początku to nawet nie randki tylko spotkania. Wyjątek też, gdy ktoś zna się długo i wie, że ma wobec tej osoby poważniejsze plany, to okej, ale no jakieś randki z internetu to słabo, żeby płacić za kompletnie obcą osobę i nie widzę sensu takiego czegoś

58

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
YellowStar napisał/a:

Ja zawsze sprawiam wrażenie smutnej. Nie mam siły się uśmiechać czasami i wiem, że to działa na moją niekorzyść

Niektórzy radzą, żeby próbować wymuszać uśmiech, żeby oszukać organizm.

YellowStar napisał/a:

A z tym alkoholem, to w ogóle ciekawe, bo moja siostra przyszłego męża poznała właśnie na imprezie po zdaniu matury, gdzie pierwszy raz się bardziej spiła i nic nie pamiętała. A mimo to jego to nie odrzuciło. Ja się chciałam pokazać od jak najlepszej strony a tamten chłopak mnie odrzucił

Faceci nie mają poprzeczki jakoś wysoko jeśli chodzi o wymagania. Życie weryfikuje, przeciętny facet ma trudniej jeśli chodzi o zdobycie uwagi płci przeciwnej, dlatego obniża swoje wymagania.
Generalnie jeśli kobieta nie jest otyła, jest przyjaźnie nastawiona to jeśli wyjdzie do ludzi to jest w stanie kogoś znaleźć. Sęk w tym, że kobiety są bardziej wybredne i nawet nie zauważają wielu zwykłych gości.
Wydaje mi się, że jeśli kobieta raz czy dwa miała bogatszego chłopaka to potem ciężej jej związać się z przeciętnym. To by pewnie też działało w drugą stronę np. jeśli chodzi o urodę tyle, że jak mówiłem facet jest brutalniej weryfikowany przez rzeczywistość.
W dodatku przeciętni goście jeśli zostali odrzuceni parę razy to się też zniechęcają.
Taki facet na początku pewnie chciałby mieć, żeby jego kobieta była rodzinna, zadbała o dom, nie piła i nie paliła, ale po tym jak go "rynek" przeora to bierze co jest big_smile
Kobiety z tego co widzę, częściej wolą być singielkami niż dostosować swoje wymagania(obniżając je), co tylko może pogarszać sprawę bo nagle jest 30, potem 35 i to zainteresowanie ze strony facetów znika i już powoli nie wraca do poziomu na którym było gdy miało się 20 czy 25 lat

59

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
ammon napisał/a:

Faceci nie mają poprzeczki jakoś wysoko jeśli chodzi o wymagania. Życie weryfikuje, przeciętny facet ma trudniej jeśli chodzi o zdobycie uwagi płci przeciwnej, dlatego obniża swoje wymagania.
Generalnie jeśli kobieta nie jest otyła, jest przyjaźnie nastawiona to jeśli wyjdzie do ludzi to jest w stanie kogoś znaleźć. Sęk w tym, że kobiety są bardziej wybredne i nawet nie zauważają wielu zwykłych gości.
Wydaje mi się, że jeśli kobieta raz czy dwa miała bogatszego chłopaka to potem ciężej jej związać się z przeciętnym. To by pewnie też działało w drugą stronę np. jeśli chodzi o urodę tyle, że jak mówiłem facet jest brutalniej weryfikowany przez rzeczywistość.
W dodatku przeciętni goście jeśli zostali odrzuceni parę razy to się też zniechęcają.
Taki facet na początku pewnie chciałby mieć, żeby jego kobieta była rodzinna, zadbała o dom, nie piła i nie paliła, ale po tym jak go "rynek" przeora to bierze co jest big_smile
Kobiety z tego co widzę, częściej wolą być singielkami niż dostosować swoje wymagania(obniżając je), co tylko może pogarszać sprawę bo nagle jest 30, potem 35 i to zainteresowanie ze strony facetów znika i już powoli nie wraca do poziomu na którym było gdy miało się 20 czy 25 lat


To co piszesz nie jest zgodne z prawdą. Niedługo kończę 31 lat, a zainteresowanie mną rośnie zamiast spadać. No chyba, że jestem jakimś wyjątkiem. Fakt faktem, wyglądam na wiele mniej. Zwracam też większą uwagę na swój wygląd, niż lata wcześniej.
Co do męskich wymagań... Z wami jest tak, że chcecie, ale nie chcecie. Jeśli już nawet wchodzicie w związki, to z byle powodu je niszczycie. Aa, bo jak zamieszkaliście razem, to ona miała nawyk malowania się przed pracą w łóżku, a bo czegoś nie powiedziała na temat swojej przeszłości (kiedy setny raz męczyliście jej bułę), a bo za dużo według was wydawała swoich pieniędzy (a powinna inwestować). Generalnie nie chce wam się angażować, bo macie swoje przyzwyczajenia, bo jesteście wygodniccy. Im młodsze pokolenie, tym bardziej jest to zauważalne. W odpowiedzialność za kobietę, za rodzinę, za dziecko, też nie chce wam się bawić. W okolicach 40-stki macie olbrzymie kompleksy w związku z tym, że siwe włosy się pojawiają, że metabolizm zwalnia, testosteron spada, itd. przez co trzeba uważać przy was na każde słowo. Kiedy przypadkiem się was urazi, od razu robicie coś, by się dowartościować i często odegrać (np. zdradzacie po pijaku). Już nie wspomnę o waszych shit testach... I o tym, że otyli i zaniedbani faceci, chcą szczupłych i zadbanych kobiet, atrakcyjniejszych znacznie od nich samych. Ciekawe, czy w innych krajach też tak to wygląda... tongue

60 Ostatnio edytowany przez ammon (2024-02-25 22:00:04)

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
SamotnaWilczyca napisał/a:

To co piszesz nie jest zgodne z prawdą. Niedługo kończę 31 lat, a zainteresowanie mną rośnie zamiast spadać. No chyba, że jestem jakimś wyjątkiem. Fakt faktem, wyglądam na wiele mniej. Zwracam też większą uwagę na swój wygląd, niż lata wcześniej.

Daj znać jak będziesz miała 35 albo 40. Niestety po 30stce starzenie zaczyna dopadać, jeśli o siebie dbasz to masz szanse wyglądać w miarę atrakcyjnie. Raczej nie tak samo jak w wieku 20 lat ale jednak. Problem jest taki, że przez liczne obowiązki jest ciężko. Szczególnie jeśli się ma pracę i rodzinę na głowie.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Co do męskich wymagań... Z wami jest tak, że chcecie, ale nie chcecie. Jeśli już nawet wchodzicie w związki, to z byle powodu je niszczycie. Aa, bo jak zamieszkaliście razem, to ona miała nawyk malowania się przed pracą w łóżku, a bo czegoś nie powiedziała na temat swojej przeszłości (kiedy setny raz męczyliście jej bułę), a bo za dużo według was wydawała swoich pieniędzy (a powinna inwestować).

Mężczyźni niszczą związki z byle powodu? Ciekawe masz doświadczenia.
Szczerze to widzę, że generalnie sporo moich gdzieś ile ich partnerka zarabia.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Generalnie nie chce wam się angażować, bo macie swoje przyzwyczajenia, bo jesteście wygodniccy. Im młodsze pokolenie, tym bardziej jest to zauważalne. W odpowiedzialność za kobietę, za rodzinę, za dziecko, też nie chce wam się bawić.

Co masz na myśli jeśli mówisz o angażowaniu się? Generalnie to od facetów oczekuje się żeby np. wyszli z inicjatywą czy zorganizowali jakoś czas.
Jak rzucisz okiem na młodsze pokolenie to zauważysz, że tam generalnie sporo się pozmieniało, niezależnie od płci.
Sam spotykam się ze znajomymi od czasu do czasu w Krakowie i faktycznie oni jakoś nie palą się do dokładania sobie obowiązków.
Z drugiej strony tutaj gdzie żyję to jednak wcześniej ludzie zakładają rodziny, budują domy.
Generalnie widzę, że w zależności od otoczenia są tacy co chcą brać odpowiedzialność i tacy co jej nie chcą.

SamotnaWilczyca napisał/a:

W okolicach 40-stki macie olbrzymie kompleksy w związku z tym, że siwe włosy się pojawiają, że metabolizm zwalnia, testosteron spada, itd. przez co trzeba uważać przy was na każde słowo. Kiedy przypadkiem się was urazi, od razu robicie coś, by się dowartościować i często odegrać (np. zdradzacie po pijaku).

Do 40stki mam jeszcze 13 lat więc nie wiem, ale nie widzę jakichkolwiek kompleksów u facetów po 40stce. Często widzę, że mają spory dystans do siebie i prędzej bym powiedział, że uważać na każde słowo to trzeba rozmawiając z kobietą.
Sam nigdy nikogo nie zdradziłem więc to chyba nie do mnie. Znam więcej przypadków chyba na zdrady dokonane przez kobiety niż mężczyzn w moim otoczeniu.


SamotnaWilczyca napisał/a:

Już nie wspomnę o waszych shit testach... I o tym, że otyli i zaniedbani faceci, chcą szczupłych i zadbanych kobiet, atrakcyjniejszych znacznie od nich samych. Ciekawe, czy w innych krajach też tak to wygląda... tongue

Akuart shit testy to domena kobiet.
To chyba naturalne, że faceci niezależnie od swojego wyglądu chcą ładnych i zadbanych kobiet. Tak samo jak kobiety chcą ładnych i zadbanych mężczyzn. Z tym, że kobiety mają jeszcze szereg innych wymagań i mam wrażenie, że często podbitych zbyt wysoko przez to, że mogą relatywnie łatwo znaleźć faceta który jak to ładnie ujęłaś: nie chce się angażować. Oczywiście faceci też mają wymagania, tylko, że często je obniżają do granic absurdu przez to, że mają trudniejszy "rynek".(z tego samego powodu jakaś tam mała część kobiet jest w stanie monetyzować samotność mężczyzn na onlyfans, w drugą stronę to nie działa).
Myślę, że jeśli kobieta jest zadbana, chce dbać o dom i rodzinę i nie ma wymagań z kosmosu to jest w stanie sobie znaleźć partnera do założenia rodziny.
Przynajmniej do pewnego wieku, potem zostają faceci którzy faktycznie nie chcą się angażować, albo przez to, że długo nie mieli powodzenia albo szczęścia to dochodzą do wniosku, że to wszystko nie ma sensu.
Z drugiej strony kobiety coraz mniej chcą tradycyjnego modelu, a jeśli same nie chcą spełniać oczekiwań tradycyjnego modelu to dlaczego oczekują, że mężczyźni będą chętnie się angażować?
W sensie po co mają poświęcać wygodne życie?

61 Ostatnio edytowany przez SamotnaWilczyca (2024-02-26 00:45:28)

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
ammon napisał/a:

Daj znać jak będziesz miała 35 albo 40. Niestety po 30stce starzenie zaczyna dopadać, jeśli o siebie dbasz to masz szanse wyglądać w miarę atrakcyjnie. Raczej nie tak samo jak w wieku 20 lat ale jednak. Problem jest taki, że przez liczne obowiązki jest ciężko. Szczególnie jeśli się ma pracę i rodzinę na głowie.

W miarę atrakcyjnie big_smile Starzenie zaczyna dopadać big_smile W XXI wieku kobiety nie zaharowują się, tak jak w ubiegłych i naprawdę trzeba się postarać, żeby tak szybko się zestarzeć. Trzeba byłoby nie spać, pić sporo alkoholu, palić, źle się odżywiać, mieć ogrom stresu, nie korzystać z różnych metod dbania o siebie dostępnych na rynku. Wiesz, że w wieku 30 lat może się posiadać więcej pieniędzy i wyglądać dzięki temu lepiej niż w wieku 20 lat, kiedy było się takim zupełnie "surowym"?

ammon napisał/a:

Mężczyźni niszczą związki z byle powodu? Ciekawe masz doświadczenia.
Szczerze to widzę, że generalnie sporo moich gdzieś ile ich partnerka zarabia.

To nie są doświadczenia, to obserwacje. Często pytałam mężczyzn o ich poprzednie relacje.

ammon napisał/a:

Co masz na myśli jeśli mówisz o angażowaniu się? Generalnie to od facetów oczekuje się żeby np. wyszli z inicjatywą czy zorganizowali jakoś czas.
Jak rzucisz okiem na młodsze pokolenie to zauważysz, że tam generalnie sporo się pozmieniało, niezależnie od płci.
Sam spotykam się ze znajomymi od czasu do czasu w Krakowie i faktycznie oni jakoś nie palą się do dokładania sobie obowiązków.
Z drugiej strony tutaj gdzie żyję to jednak wcześniej ludzie zakładają rodziny, budują domy.
Generalnie widzę, że w zależności od otoczenia są tacy co chcą brać odpowiedzialność i tacy co jej nie chcą.

A czego oczekiwać od mężczyzn, jeśli nie wyjścia z inicjatywą? Taka jest wasza rola big_smile.
Sam widzisz, że się pozmieniało. Faceci stają się cipowaci, dlatego kobiety wchodzą w męskie role (tak jak autorka tego tematu), ale to nie jest dobre i nie przynosi owoców. No i po co kobiecie taki facet, skoro wszystko musi robić ona? Po to, żeby był? Żeby miała po kim zbierać skarpetki?

ammon napisał/a:

Do 40stki mam jeszcze 13 lat więc nie wiem, ale nie widzę jakichkolwiek kompleksów u facetów po 40stce. Często widzę, że mają spory dystans do siebie i prędzej bym powiedział, że uważać na każde słowo to trzeba rozmawiając z kobietą.
Sam nigdy nikogo nie zdradziłem więc to chyba nie do mnie. Znam więcej przypadków chyba na zdrady dokonane przez kobiety niż mężczyzn w moim otoczeniu.

Nie widzisz, bo te kompleksy wyłażą w towarzystwie kobiety, a nie innego faceta. Zresztą wiadomo, każdy się maskuje i udaje, że ich nie ma. A to, że znasz więcej takich przypadków dotyczących kobiet, niczego nie zmienia. Statystyki mówią co innego.


ammon napisał/a:

Akuart shit testy to domena kobiet.

Tak się tylko mówi, że to domena kobiet, ale wy też robicie te testy, może nawet w większym stopniu.

ammon napisał/a:

To chyba naturalne, że faceci niezależnie od swojego wyglądu chcą ładnych i zadbanych kobiet.

To hipokryzja smile I roszczeniowość.

ammon napisał/a:

Tak samo jak kobiety chcą ładnych i zadbanych mężczyzn. Z tym, że kobiety mają jeszcze szereg innych wymagań i mam wrażenie, że często podbitych zbyt wysoko przez to, że mogą relatywnie łatwo znaleźć faceta który jak to ładnie ujęłaś: nie chce się angażować. Oczywiście faceci też mają wymagania, tylko, że często je obniżają do granic absurdu przez to, że mają trudniejszy "rynek".(z tego samego powodu jakaś tam mała część kobiet jest w stanie monetyzować samotność mężczyzn na onlyfans, w drugą stronę to nie działa).

Szereg innych wymagań wobec mężczyzn? Jakich? A wasze to co? Zrobiona buzia, ciało, paznokcie, włosy, itd. Do tego ma zarabiać na siebie, by wszystkie wydatki były na pół, jednak przy tym ma być tradycyjna, dbać o dom, gotować, sprzątać, rodzić dzieci i się nimi zajmować. Ma lubić seks taki, jaki przestawiają filmy porno. To chyba dużo więcej wymagań względem kobiety, niż za dawnych, tradycyjnych czasów.

EDIT: Co do onlyfansa - tu nie chodzi o samotność mężczyzn, a znów o wygodnictwo. Łatwiej jest zapłacić parę groszy, niż angażować się w relacje, gdzie trzeba dać od siebie więcej, niż parę groszy. To kolejny przejaw lenistwa z waszej strony i niechęci do wychodzenia ze strefy własnego komfortu.

ammon napisał/a:

Myślę, że jeśli kobieta jest zadbana, chce dbać o dom i rodzinę i nie ma wymagań z kosmosu to jest w stanie sobie znaleźć partnera do założenia rodziny.

Ojej, łaskawca smile. Jeśli kobieta zaakceptuje fakt, że ma spełniać milion wymagań, ale jednocześnie będzie oczekiwać od faceta wyłącznie, żeby był, to ma szansę znaleźć byle kogo do założenia rodziny. Tylko, żeby niczego nie wymagała! Broń Boże! Facet ma po prostu być.

ammon napisał/a:

Przynajmniej do pewnego wieku, potem zostają faceci którzy faktycznie nie chcą się angażować, albo przez to, że długo nie mieli powodzenia albo szczęścia to dochodzą do wniosku, że to wszystko nie ma sensu.
Z drugiej strony kobiety coraz mniej chcą tradycyjnego modelu, a jeśli same nie chcą spełniać oczekiwań tradycyjnego modelu to dlaczego oczekują, że mężczyźni będą chętnie się angażować?
W sensie po co mają poświęcać wygodne życie?

Tradycyjny model - kobieta zajmuje się domem i dziećmi, nie robi poza tym nic. Chodzi po domu w papilotach, w łóżku leży jak kłoda przy zgaszonym świetle, bo jest żoną, nie dziwką. Cała odpowiedzialność za wszelkie ważne decyzje, czy finanse, spoczywa na mężczyźnie - on jest "opiekunem" rodziny. To miałeś na myśli?
Jedzie od Ciebie redpillem na kilometr, wybacz. Powtarzasz te same hasła, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, przez co nie da się z Tobą dyskutować, bo nie masz samodzielnych wniosków, obserwacji. Nie widzisz, że na kobietach spoczywa więcej obowiązków, niż kiedyś i presja jest większa, dotyczy większej liczbiy dziedzin/płaszczyzn życiowych. Tymczasem co facet ma wnieść, co dać od siebie, skoro już nawet inicjatywa jest dla was problemem?

62 Ostatnio edytowany przez ammon (2024-02-26 10:27:46)

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
SamotnaWilczyca napisał/a:

W miarę atrakcyjnie big_smile Starzenie zaczyna dopadać big_smile W XXI wieku kobiety nie zaharowują się, tak jak w ubiegłych i naprawdę trzeba się postarać, żeby tak szybko się zestarzeć. Trzeba byłoby nie spać, pić sporo alkoholu, palić, źle się odżywiać, mieć ogrom stresu, nie korzystać z różnych metod dbania o siebie dostępnych na rynku. Wiesz, że w wieku 30 lat może się posiadać więcej pieniędzy i wyglądać dzięki temu lepiej niż w wieku 20 lat, kiedy było się takim zupełnie "surowym"?

Jeśli 20latka o siebie dba to kobieta po 30stce ma ciężko. Makijaż co prawda sporo ukryje, ale gorzej z wagą. To jest ten czas kiedy jednak zaczyna się coraz ciężej walczyć z nadwagą.
Chociaż muszę przyznać, że z tego co widzę to mam wrażenie, że np. dziewczyny w wieku mojej siostry(ok 10 lat młodsze ode mnie, czyli okolica 18 lat)  mają większy problem z wagą niż miały moje rówieśniczki w tym wieku.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Tak się tylko mówi, że to domena kobiet, ale wy też robicie te testy, może nawet w większym stopniu.

Myślę, że w ostatnim czasie jakaś część mężczyzn zaczęła być ostrożnymi, żeby nie być wykorzystywanymi na pieniądze.


SamotnaWilczyca napisał/a:

To hipokryzja smile I roszczeniowość..

Jak mówiłem to działa w obie strony. Kobiety na tinderze najpierw patrzą na zdjęcie, a potem szukają wśród par.(tymczasem wielu mężczyzn daje wszystko w prawo licząc na jakąkolwiek pare)

SamotnaWilczyca napisał/a:

Szereg innych wymagań wobec mężczyzn?

Z reguł świadomie czy podświadomie kobieta oczekuje, że facet będzie zarabiał więcej od niej.  Ma być zawsze opanowany, chociaż jednocześnie usłyszy, że nie ma emocji, ale okazanie tych emocji to z dużym prawdopodobieństwem koniec relacji za jakiś czas bo kobieta (znów być może podświadomie) uzna to za słabość.(sam takie błędy popełniałem)
Masz organizować kobiecie czas, zapłacić za nią. Masz mieć auto i ją wozić. Musisz dostarczać emocje. Musisz też mieć odpowiedni charakter i odpowiednie poczucie humoru. Najlepiej być wygadanym i błyszczeć w towarzystwie.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Zrobiona buzia, ciało, paznokcie, włosy, itd.

Mam wrażenie, że mężczyźni mając coraz mniejsze wymagania nawet w tym aspekcie. Swoją droga to nie wiem czy faceci aż tak patrzą na paznokcie akurat, włosy i buzia to się zgodzę.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Do tego ma zarabiać na siebie, by wszystkie wydatki były na pół, jednak przy tym ma być tradycyjna, dbać o dom, gotować, sprzątać, rodzić dzieci i się nimi zajmować

Zwykle kobiety z tego co wiem zarabiają nieco mniej niż mężczyźni a jednocześnie to kobiety są odpowiedzialne z tego co czytałem za ponad 70% wydatków domowych.
Z tego trochę wynika, że mężczyźni chętnie się dzielą pieniędzmi i zdają się na kobiety w aspekcie wydawania pieniędzy.
Co do zarabiania na siebie to raczej sytuacja ekonomiczna wielu par je do tego zmusza a nie, że mężczyźni tak chcą. Np. obecnie nie narzekam na sytuacje finansową, więc obecnie gdybym był w związku poważniejszym to wolałbym, żeby kobieta pracowała na niepełny etat ale za to miała więcej czasu na dom i rodzinę. A niepełny etat tylko dlatego, żeby nie wypadła całkiem z rynku w razie gdyby z jakiegoś powodu musiała wrócić na rynek pracy. Też pewnie czułaby się mniej zależna co chyba jest na plus.
Za to w krótszej(mnie zobowiązującej) relacji to owszem płaćmy 50/50, nie wiadomo co z tego będzie więc fajnie by było nie skończyć jako frajer, porobiony na pieniądze.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Co do onlyfansa - tu nie chodzi o samotność mężczyzn, a znów o wygodnictwo.

Po prostu się z tym nie zgodzę. Po prostu jak ktoś jest niezauważalny przez kobiety to w pewnym momencie rezygnuje, ile można odbijać się od ściany.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Tradycyjny model - kobieta zajmuje się domem i dziećmi, nie robi poza tym nic. Chodzi po domu w papilotach, w łóżku leży jak kłoda przy zgaszonym świetle, bo jest żoną, nie dziwką.

Tradycyjny model rodziny w obecnej ekonomii jest rzadko spotykany(mało kto sobie może na to pozwolić). Do tego, jeśli wszystkie kobiety pracują wokół to ciężko być tą jedną która nie pracuje.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Cała odpowiedzialność za wszelkie ważne decyzje, czy finanse, spoczywa na mężczyźnie - on jest "opiekunem" rodziny. To miałeś na myśli?

Już wyżej wspominałem, że to kobiety często odpowiadają za budżet domowy, nawet gdy zarabiają mniej. Za jakie ważne decyzje? Z doświadczenia wiem, że obie strony ze sobą jednak rozmawiają.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Jedzie od Ciebie redpillem na kilometr, wybacz. Powtarzasz te same hasła, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, przez co nie da się z Tobą dyskutować, bo nie masz samodzielnych wniosków, obserwacji.

Skoro tak uważasz to na pewno tak jest, bo jeśli byłoby by inaczej to przecież byś tak nie uważała smile
Swoją drogą brzmisz jakby Cię mężczyźni skrzywdzili, nie chcieli angażować się w relację. Nie śmiałbym nawet sugerować, że oferujesz im tylko coś co określiłaś jako

SamotnaWilczyca napisał/a:

Zrobiona buzia, ciało, paznokcie

(czyli oferta podrasowanego wyglądu)
Ciekawe też, że jeśli mam zupełnie inne obserwacje(gdzie moje obserwacje są z dwóch różnych środowisk, miasto gdzie moi koledzy dobrze zarabiają i często dokładać sobie obowiązków i wieś gdzie mężczyźni jednak sporo czasu spędzają robiąc rzeczy koło domu) to oznacza, że można o mnie powiedzieć: "nie masz samodzielnych wniosków".
Nie myślę jak Ty, mam inne doświadczenia dlatego moje wnioski nie są samodzielne...  ciężko z takim argumentem dyskutować.
Zauważ, że wchodzę na kobiece forum i konfrontuję z wami swoje przemyślenia i doświadczenia, co mam wrażenie świadczyłoby o tym, że wyrabiam swoje poglądy po przez dyskusje w której padają jakieś argumenty.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Nie widzisz, że na kobietach spoczywa więcej obowiązków, niż kiedyś i presja jest większa, dotyczy większej liczbiy dziedzin/płaszczyzn życiowych.

Tzn. o jakich obowiązkach? Dzieci się rodzi coraz mniej, nie tak dawno były nagłówki o tym, że mniej niż 20 tyś w grudniu ubiegłego roku.
Zresztą coraz więcej singli jest i coraz mniej osób się angażuje. Z tego chyba wynika, że singiel nie ma problemu po sobie np. posprzątać i jakoś nie widziałem, żeby singiel narzekał na większą ilość obowiązków z tego wynikających big_smile

SamotnaWilczyca napisał/a:

Tymczasem co facet ma wnieść, co dać od siebie, skoro już nawet inicjatywa jest dla was problemem?

Poza tym co napisałem wcześniej to akurat żyje między miastem a wsią i jak jestem na wsi to widzę, też że mężczyźni potrafią sporo czasu poświęcać spełniając "męskie obowiązki".(Np. mój ojciec jest skrajnym tego przypadkiem, ciągle coś musi robić, a jeśli nawet nie robi czegoś w domu to np. pomaga sąsiadom, udziela się w OSP i na wsi to tak działa)
Inicjatywa stała się dla sporej części mężczyzn problemem po tym jak zostali wiele razy odrzuceni. Ale teraz odwróćmy to, co takiego wnosisz od siebie skoro faceci nie chcą się angażować?
Przecież skoro się nie chcą angażować to chyba trochę wynika z tego, że mają w poważaniu tradycyjny model rodziny i posiadanie dziecka?

Jeśli nie chcą się angażować to sugeruje przecież, że albo nie oczekują tego co napisałaś albo przez to, że tych wymagań o których wspomniałaś i tak nie chcesz spełniać. Mam na myśli tę część:

SamotnaWilczyca napisał/a:

jednak przy tym ma być tradycyjna, dbać o dom, gotować, sprzątać, rodzić dzieci i się nimi zajmować.

To tylko taka sugestia, że te wymagania się rozjechały względem twoich wyobrażeń najwidoczniej. No i jeśli nie chcą się angażować to te obowiązki nie powstają. Masz te same obowiązki jako singiel i singielka.

PS: Tylko sprecyzuje, że to są dwie grupy mężczyzn i z jakiegoś powodu ta która nie chce się angażować rośnie.
PS2: Sory za niespójności ale trochę się rozpisałem i jak edytowałem, żeby coś dopisać to mogło trochę zaburzyć tekst.

63

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
ammon napisał/a:

Jeśli 20latka o siebie dba to kobieta po 30stce ma ciężko. Makijaż co prawda sporo ukryje, ale gorzej z wagą. To jest ten czas kiedy jednak zaczyna się coraz ciężej walczyć z nadwagą.
Chociaż muszę przyznać, że z tego co widzę to mam wrażenie, że np. dziewczyny w wieku mojej siostry(ok 10 lat młodsze ode mnie, czyli okolica 18 lat)  mają większy problem z wagą niż miały moje rówieśniczki w tym wieku.

Co ma ukrywać makijaż? Mam ładną cerę, chodzę na lasery, itp. Jestem szczupła, mogę jeść co tylko chcę, zawsze miałam bardzo szybką przemianę materii, dlatego muszę się pilnować bardziej, by nie schudnąć zbyt wiele.

ammon napisał/a:

Myślę, że w ostatnim czasie jakaś część mężczyzn zaczęła być ostrożnymi, żeby nie być wykorzystywanymi na pieniądze.

Nie... To jest wynikiem między innymi rozrastającego się redpilla i polaryzacji między płciami. Te wszystkie kanały zarabiają na zagubionych chłopcach i mężczyznach, wciągając ich w te ideologie, które napędzają ich frustracje, i nie pomagają. Gdyby mieli im pomóc, to straciliby źródło utrzymania.


ammon napisał/a:

Jak mówiłem to działa w obie strony. Kobiety na tinderze najpierw patrzą na zdjęcie, a potem szukają wśród par.(tymczasem wielu mężczyzn daje wszystko w prawo licząc na jakąkolwiek pare)

Ja tak nie robiłam. Opis był dla mnie istotny.

ammon napisał/a:

Z reguł świadomie czy podświadomie kobieta oczekuje, że facet będzie zarabiał więcej od niej.  Ma być zawsze opanowany, chociaż jednocześnie usłyszy, że nie ma emocji, ale okazanie tych emocji to z dużym prawdopodobieństwem koniec relacji za jakiś czas bo kobieta (znów być może podświadomie) uzna to za słabość.(sam takie błędy popełniałem)
Masz organizować kobiecie czas, zapłacić za nią. Masz mieć auto i ją wozić. Musisz dostarczać emocje. Musisz też mieć odpowiedni charakter i odpowiednie poczucie humoru. Najlepiej być wygadanym i błyszczeć w towarzystwie.

Znowu jakieś repillowskie głupoty oderwane od rzeczywistości. wink. Hehe wygadany i błyszczeć w towarzystwie. Ludzie dopasowują się osobowościami, nie ma więc jednego modelu, każdy potrzebuje czegoś innego. Zarabiać więcej też nie musi.

ammon napisał/a:

Mam wrażenie, że mężczyźni mając coraz mniejsze wymagania nawet w tym aspekcie. Swoją droga to nie wiem czy faceci aż tak patrzą na paznokcie akurat, włosy i buzia to się zgodzę.

Przeciwnie, mają coraz większe, bo oglądają kobiety w filtrach, przerobione w programach graficznych.

ammon napisał/a:

Zwykle kobiety z tego co wiem zarabiają nieco mniej niż mężczyźni a jednocześnie to kobiety są odpowiedzialne z tego co czytałem za ponad 70% wydatków domowych.
Z tego trochę wynika, że mężczyźni chętnie się dzielą pieniędzmi i zdają się na kobiety w aspekcie wydawania pieniędzy.
Co do zarabiania na siebie to raczej sytuacja ekonomiczna wielu par je do tego zmusza a nie, że mężczyźni tak chcą. Np. obecnie nie narzekam na sytuacje finansową, więc obecnie gdybym był w związku poważniejszym to wolałbym, żeby kobieta pracowała na niepełny etat ale za to miała więcej czasu na dom i rodzinę. A niepełny etat tylko dlatego, żeby nie wypadła całkiem z rynku w razie gdyby z jakiegoś powodu musiała wrócić na rynek pracy. Też pewnie czułaby się mniej zależna co chyba jest na plus.
Za to w krótszej(mnie zobowiązującej) relacji to owszem płaćmy 50/50, nie wiadomo co z tego będzie więc fajnie by było nie skończyć jako frajer, porobiony na pieniądze.

Jeśli zapraszasz gdzieś kobietę i pozwalasz jej płacić za siebie, to świadczy o Tobie. Poczułabym się jak z kolegą z automatu i to takim skąpym. Zasady mówią, że kiedy kogoś zapraszamy, to my płacimy.
Tak, tak, a autorka tematu musiała wydać x razy więcej pieniędzy, żeby wyżywić misiaczka. No właśnie, 70% wydatków domowych z ich kieszeni.

ammon napisał/a:
SamotnaWilczyca napisał/a:

Co do onlyfansa - tu nie chodzi o samotność mężczyzn, a znów o wygodnictwo. Łatwiej jest zapłacić parę groszy, niż angażować się w relacje, gdzie trzeba dać od siebie więcej, niż parę groszy. To kolejny przejaw lenistwa z waszej strony i niechęci do wychodzenia ze strefy własnego komfortu.

Po prostu się z tym nie zgodzę. Po prostu jak ktoś jest niezauważalny przez kobiety to w pewnym momencie rezygnuje, ile można odbijać się od ściany.

To niech wyjdzie z piwnicy i zadba o siebie, to może ktoś go zauważy. wink Czy łatwiej zapłacić parę groszy, strzepać i narzekać dalej jakie złe są kobiety?

ammon napisał/a:

Tradycyjny model rodziny w obecnej ekonomii jest rzadko spotykany(mało kto sobie może na to pozwolić). Do tego, jeśli wszystkie kobiety pracują wokół to ciężko być tą jedną która nie pracuje.

No właśnie, czyli doszliśmy do tego samego wniosku, że tradycyjny model nie sprawdza się obecnie i mężczyźni nie chcą tradycyjnego modelu, bo ich na niego nie stać. Chcą tylko części benefitów z tegoż modelu.

ammon napisał/a:

Już wyżej wspominałem, że to kobiety często odpowiadają za budżet domowy, nawet gdy zarabiają mniej. Za jakie ważne decyzje? Z doświadczenia wiem, że obie strony ze sobą jednak rozmawiają.

To było o tradycyjnym, nie o obecnym.

ammon napisał/a:
SamotnaWilczyca napisał/a:

Jedzie od Ciebie redpillem na kilometr, wybacz. Powtarzasz te same hasła, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, przez co nie da się z Tobą dyskutować, bo nie masz samodzielnych wniosków, obserwacji.

Skoro tak uważasz to na pewno tak jest, bo jeśli byłoby by inaczej to przecież byś tak nie uważała smile
Swoją drogą brzmisz jakby Cię mężczyźni skrzywdzili, nie chcieli angażować się w relację. Nie śmiałbym nawet sugerować, że oferujesz im tylko coś co określiłaś jako

SamotnaWilczyca napisał/a:

Zrobiona buzia, ciało, paznokcie

(czyli oferta podrasowanego wyglądu)
Ciekawe też, że jeśli mam zupełnie inne obserwacje(gdzie moje obserwacje są z dwóch różnych środowisk, miasto gdzie moi koledzy dobrze zarabiają i często dokładać sobie obowiązków i wieś gdzie mężczyźni jednak sporo czasu spędzają robiąc rzeczy koło domu) to oznacza, że można o mnie powiedzieć: "nie masz samodzielnych wniosków".
Nie myślę jak Ty, mam inne doświadczenia dlatego moje wnioski nie są samodzielne...  ciężko z takim argumentem dyskutować.
Zauważ, że wchodzę na kobiece forum i konfrontuję z wami swoje przemyślenia i doświadczenia, co mam wrażenie świadczyłoby o tym, że wyrabiam swoje poglądy po przez dyskusje w której padają jakieś argumenty.

No nie masz samodzielnych, bo nie znasz kobiet i tylko czytasz/piszesz o nich w Internecie. Powtarzasz to co mówi redpill, te same hasła, to nie są samodzielne wnioski.
Nie mam problemów, mam sporo do zaoferowania. smile

ammon napisał/a:
SamotnaWilczyca napisał/a:

Nie widzisz, że na kobietach spoczywa więcej obowiązków, niż kiedyś i presja jest większa, dotyczy większej liczby dziedzin/płaszczyzn życiowych.

Tzn. o jakich obowiązkach? Dzieci się rodzi coraz mniej, nie tak dawno były nagłówki o tym, że mniej niż 20 tyś w grudniu ubiegłego roku.
Zresztą coraz więcej singli jest i coraz mniej osób się angażuje. Z tego chyba wynika, że singiel nie ma problemu po sobie np. posprzątać i jakoś nie widziałem, żeby singiel narzekał na większą ilość obowiązków z tego wynikających big_smile

Może właśnie nadmiar obowiązków, presja związana z wyglądem i robienie kariery nie sprzyja macierzyństwu? Nie wpadłeś na to? Nie zaskoczyłeś mnie, bo masz problem z wyciąganiem właściwych wniosków i logicznym myśleniem, pomimo bycia facetem.

ammon napisał/a:
SamotnaWilczyca napisał/a:

Tymczasem co facet ma wnieść, co dać od siebie, skoro już nawet inicjatywa jest dla was problemem?

Poza tym co napisałem wcześniej to akurat żyje między miastem a wsią i jak jestem na wsi to widzę, też że mężczyźni potrafią sporo czasu poświęcać spełniając "męskie obowiązki".(Np. mój ojciec jest skrajnym tego przypadkiem, ciągle coś musi robić, a jeśli nawet nie robi czegoś w domu to np. pomaga sąsiadom, udziela się w OSP i na wsi to tak działa)
Inicjatywa stała się dla sporej części mężczyzn problemem po tym jak zostali wiele razy odrzuceni. Ale teraz odwróćmy to, co takiego wnosisz od siebie skoro faceci nie chcą się angażować?
Przecież skoro się nie chcą angażować to chyba trochę wynika z tego, że mają w poważaniu tradycyjny model rodziny i posiadanie dziecka?

Twój tata jest z innej epoki, więc po co o nim piszesz? Czego ma to dowodzić?
Ależ ja nie mam żadnego problemu. Wnoszę ciepło, czułość, empatię, spokój, zaufanie, bezpieczeństwo, wsparcie - poza wyglądem i sprawami typu "dbanie o dom".

ammon napisał/a:

Masz te same obowiązki jako singiel i singielka.


W relacji kobieta ma więcej obowiązków, niż singielka. Często robi wszystko podwójnie, a jak facet ma przyzwyczajenie, że robi wokół siebie rozpierdziel, to nawet poczwórnie. Może być też pedantem, tak jak w dwóch innych tematach na tym forum i przypieprzać się o każdy kubek, kruszynkę na blacie.

ammon napisał/a:

PS: Tylko sprecyzuje, że to są dwie grupy mężczyzn i z jakiegoś powodu ta która nie chce się angażować rośnie.

A no rośnie grupa wygodnickich, którzy nie chcą niczego od siebie dawać i wychodzić ze swojej strefy komfortu.

64 Ostatnio edytowany przez ammon (2024-02-26 20:54:43)

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
SamotnaWilczyca napisał/a:

Co ma ukrywać makijaż? Mam ładną cerę, chodzę na lasery, itp. Jestem szczupła, mogę jeść co tylko chcę, zawsze miałam bardzo szybką przemianę materii, dlatego muszę się pilnować bardziej, by nie schudnąć zbyt wiele.

Być może, nie znam konkretnie twojego przypadku.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Nie... To jest wynikiem między innymi rozrastającego się redpilla i polaryzacji między płciami. Te wszystkie kanały zarabiają na zagubionych chłopcach i mężczyznach, wciągając ich w te ideologie, które napędzają ich frustracje, i nie pomagają. Gdyby mieli im pomóc, to straciliby źródło utrzymania.

Czekaj, ktoś zarabia na kimś mówiąc mu żeby nie wydawał pieniędzy na obcą osobę? Może sumarycznie się wychodzi na plus w takim razie.


SamotnaWilczyca napisał/a:

Ja tak nie robiłam. Opis był dla mnie istotny.

Być może, jesteś jedną z niewielu która w aplikacji, która opiera się na szybkim przesunięciu w bok, czyta opisy. Gratuluję smile

SamotnaWilczyca napisał/a:

Znowu jakieś repillowskie głupoty oderwane od rzeczywistości. wink. Hehe wygadany i błyszczeć w towarzystwie. Ludzie dopasowują się osobowościami, nie ma więc jednego modelu, każdy potrzebuje czegoś innego. Zarabiać więcej też nie musi.

W sensie, że dziedzina jaką jest psychologia społeczna jest redpillowską głupotą oderwaną od rzeczywistości?


SamotnaWilczyca napisał/a:

Przeciwnie, mają coraz większe, bo oglądają kobiety w filtrach, przerobione w programach graficznych.

Dosłownie przedwczoraj poznałem na piwie z kolegami gościa, całkiem przeciętnego(zwykły gość, nawet nadwagi nie miał), który nam mówił, że na tinderze przesuwa wszystko w prawo, żeby mieć jakiekolwiek pary.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Jeśli zapraszasz gdzieś kobietę i pozwalasz jej płacić za siebie, to świadczy o Tobie. Poczułabym się jak z kolegą z automatu i to takim skąpym. Zasady mówią, że kiedy kogoś zapraszamy, to my płacimy.

To ilu chłopaków już zaprosiłaś sama i za nich zapłaciłaś?

SamotnaWilczyca napisał/a:

Tak, tak, a autorka tematu musiała wydać x razy więcej pieniędzy, żeby wyżywić misiaczka. No właśnie, 70% wydatków domowych z ich kieszeni.

Ilu takich facetów spotykasz? Bo w moim otoczeniu(czy to tym w mieście czy na wsi) nie słyszałem, żeby ktokolwiek czuł się tak wykorzystywany(jeśli chodzi o kobiety) ani wykorzystywal(jeśli chodzi o facetów). Nawet plotek o nikim nie słyszałem.
Za to widzę, że mężczyźni zwykle płacą lub 50/50

SamotnaWilczyca napisał/a:

To niech wyjdzie z piwnicy i zadba o siebie, to może ktoś go zauważy. wink Czy łatwiej zapłacić parę groszy, strzepać i narzekać dalej jakie złe są kobiety?

To ma jakiś logiczny sens? Komuś nie udaje się w realnym życiu, więc się wycofuje. Co ma dać ponowna próba? Ma dobić taką osobę? smile

SamotnaWilczyca napisał/a:

No właśnie, czyli doszliśmy do tego samego wniosku, że tradycyjny model nie sprawdza się obecnie i mężczyźni nie chcą tradycyjnego modelu, bo ich na niego nie stać. Chcą tylko części benefitów z tegoż modelu.

To zależy, już pisałem, że są przynajmniej dwa podejścia u mężczyzn.

SamotnaWilczyca napisał/a:

No nie masz samodzielnych, bo nie znasz kobiet i tylko czytasz/piszesz o nich w Internecie. Powtarzasz to co mówi redpill, te same hasła, to nie są samodzielne wnioski.
Nie mam problemów, mam sporo do zaoferowania. smile

Wiadomo, nie znam kobiet bo ciężko o ich występowanie w naturze, żeby je spotkać to trzeba polecieć na drugi koniec świata.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Może właśnie nadmiar obowiązków, presja związana z wyglądem i robienie kariery nie sprzyja macierzyństwu? Nie wpadłeś na to? Nie zaskoczyłeś mnie, bo masz problem z wyciąganiem właściwych wniosków i logicznym myśleniem, pomimo bycia facetem.

Dopóki jesteś singlem to nie masz tych obowiązków. Obecnie mężczyźni poświęcają więcej czasu dzieciom niż ich ojcowie.(mój znajomy nawet brał tacierzyński) Pewne czynności które były bardziej czasochłonne dziś są bardziej zautomatyzowane.
Nasze matki nie miały tylu udogodnień a posiadały więcej dzieci niż obecne pokolenia. Mało tego obecnie łatwiej o pracę zdalną i bardziej elastyczną.
Całkowicie nie kupuję tego, że chodzi o presje związaną z wyglądem.(wiele dziewczyn potrafi wyglądać naprawdę nieźle jakiś czas po porodzie).
Generalnie chodzi o zmiany kulturowe, późniejsze zakładanie rodziny(np. przez dłuższą edukację), wyższe oczekiwanie, mniejszą skłonność do poświęceń i robienie kariery jak wspomniałaś. Jeszcze bym dodał, że ceny mieszkań nie pomagają.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Twój tata jest z innej epoki, więc po co o nim piszesz? Czego ma to dowodzić?

Przedstawiłem to, że są różne środowiska inaczej wyglądają rzeczy w mieście inaczej na wsi, inaczej w starszym pokoleniu inaczej w młodszym.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Ależ ja nie mam żadnego problemu. Wnoszę ciepło, czułość, empatię, spokój, zaufanie, bezpieczeństwo, wsparcie - poza wyglądem i sprawami typu "dbanie o dom".

Chciałbym w to wierzyć, ale mam pewne wątpliwości po twoim stylu wypowiedzi. Mam trochę wrażenie, że "wzięłaś" żeńską wersję którejś z pigułek smile
Swoją drogą to myślałem, że na poczuciu bezpieczeństwa to bardziej kobietom zależy.
Nie wiem czy spotkałem kiedyś mężczyznę który oczekiwałby od kobiety poczucia bezpieczeństwa.(bardziej na poczuciu lojalności)

SamotnaWilczyca napisał/a:

A no rośnie grupa wygodnickich, którzy nie chcą niczego od siebie dawać i wychodzić ze swojej strefy komfortu.

Przynajmniej w tym się zgadzamy. Dodam tylko, że samo "wygodnictwo" dotyczy nie tylko mężczyzn smile

65

Odp: Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?
ammon napisał/a:

Niektórzy radzą, żeby próbować wymuszać uśmiech, żeby oszukać organizm.

Tyle, że wymuszony uśmiech nigdy nie będzie tak piękny, jak ten szczery. Mówię z autopsji, jako osoba, która wiele lat zakładała maski i udawała

ammon napisał/a:

Faceci nie mają poprzeczki jakoś wysoko jeśli chodzi o wymagania. Życie weryfikuje, przeciętny facet ma trudniej jeśli chodzi o zdobycie uwagi płci przeciwnej, dlatego obniża swoje wymagania.
Generalnie jeśli kobieta nie jest otyła, jest przyjaźnie nastawiona to jeśli wyjdzie do ludzi to jest w stanie kogoś znaleźć. Sęk w tym, że kobiety są bardziej wybredne i nawet nie zauważają wielu zwykłych gości.

No nie mogę się z tym zgodzić. Mężczyźni również mają swoje wymagania tylko może na innych płaszczyznach, ale mają. Do tego poprzeczka nie musi być wysoko zamieszczona, by facet nie umiał do niej doskoczyć. Tak jak np ten mój ostatni z imprezy urodzinowej koleżanki. Sama wysłałam mu zaproszenie, sama napisałam, a on nawet nie raczył tego wykorzystać. A chłopak nie był w żadnym wypadku spoza mojej ligi, w sensie że chad, do którego za wysoko mierzę. Wręcz przeciwnie. Opowiedziałam to znajomemu, to ten stwierdził, że to typowy "samiec beta" (nie lubię takich określeń, ale nie moje słowa). Poza tym ja nigdy nie byłam gruba. Zawsze byłam bardzo szczupła, wysportowana i starałam się wychodzić do ludzi, a poznawałam bardzo mało osób. Nawet nie za bardzo było w czym wybierać, mimo że bardzo się starałam

ammon napisał/a:

W dodatku przeciętni goście jeśli zostali odrzuceni parę razy to się też zniechęcają.

No ja też już jestem bardzo zniechęcona tym wszystkim. Koleżanka mnie namawia na tindera, a mi się nawet nie chce na niego logować

ammon napisał/a:

Kobiety z tego co widzę, częściej wolą być singielkami niż dostosować swoje wymagania(obniżając je), co tylko może pogarszać sprawę bo nagle jest 30, potem 35 i to zainteresowanie ze strony facetów znika i już powoli nie wraca do poziomu na którym było gdy miało się 20 czy 25 lat

Ja tam mając 20 lat nie miałam za dużej uwagi ze strony facetów, bo takowych w ogóle nie poznawałam. Większość kobiet dookoła. Natomiast nie wiem, skąd stereotyp, że wraz z wiekiem zainteresowanie spada, przecież singli jest tyle samo co singielek, więc ktoś się nimi interesować musi, choćby statystycznie. Poza tym gadam ze starszymi od siebie kobietami. Wiele pisze, że nigdy nie miało tak dużego powodzenia w życiu, jak po przekroczeniu 30stki i w dodatku były to o wiele bardziej jakościowe relacje, niż za młodych lat

SamotnaWilczyca napisał/a:

To co piszesz nie jest zgodne z prawdą. Niedługo kończę 31 lat, a zainteresowanie mną rośnie zamiast spadać.

No i o tym właśnie pisałam wyżej

SamotnaWilczyca napisał/a:

W odpowiedzialność za kobietę, za rodzinę, za dziecko, też nie chce wam się bawić.

To, że się jakiś facet nie chce w to bawić i mówi to otwarcie to nie jest tak źle. Gorzej, gdy męczy bułę o np. założenie rodziny, dzieci, a potem robi wszystko, by się dziećmi nie zajmować, a domowe obowiązki są przecież "niemęskie". Trafiłam na jakieś forum dla kobiet, gdzie masa z nich, sfrustrowana, pisała, że mąż nalegał na dziecko, one uległy, a teraz mąż się pobawi 15 min w weekend a tak to wszystko na głowie kobiety. Było to tak przykro czytać to....

SamotnaWilczyca napisał/a:

I o tym, że otyli i zaniedbani faceci, chcą szczupłych i zadbanych kobiet, atrakcyjniejszych znacznie od nich samych. Ciekawe, czy w innych krajach też tak to wygląda...

Gadałam z dziewczyną, która jeździ w delegacje za granicę. Mówi, że mężczyźni w różnych stron uważają, że Polacy to najgorszy materia na mężów. Ci z zachodu dziwią się, jak Polacy mogą zrzucać na kobiety obowiązki domowe, bo przecież powinno być po równo, a ci ze wschodu nie mogą pojąć, jak Polacy mogą pozwalać na to, by kobieta utrzymywała dom, że to rola mężczyzny a jak ta chodzi do pracy to powinna wydawać pieniądze tylko na siebie. Takie mają zdanie o tym wszystkim...Oczywiście są wyjątki, jak wszędzie. Są przecież świetni polscy mężowie. Tylko gdzie takich znaleźć?

ammon napisał/a:

Co masz na myśli jeśli mówisz o angażowaniu się? Generalnie to od facetów oczekuje się żeby np. wyszli z inicjatywą czy zorganizowali jakoś czas.

Niekoniecznie. Jak wyżej napisałam- ja sama jako kobieta wychodziłam wiele razy z inicjatywą

SamotnaWilczyca napisał/a:

A czego oczekiwać od mężczyzn, jeśli nie wyjścia z inicjatywą? Taka jest wasza rola big_smile.
Sam widzisz, że się pozmieniało. Faceci stają się cipowaci, dlatego kobiety wchodzą w męskie role (tak jak autorka tego tematu), ale to nie jest dobre i nie przynosi owoców. No i po co kobiecie taki facet, skoro wszystko musi robić ona? Po to, żeby był? Żeby miała po kim zbierać skarpetki?

Mówiąc szczerze, to ja nigdy nie uważałam, że wyjście z inicjatywą jest złe. Nigdy nie oczekiwałam, że facet będzie stał pod moim oknem z bukietem róż śpiewając serenadę. Tylko no jak ja wychodzę z inicjatywą to po prostu chciałabym, żeby to jakoś poszło. A ja zakochanie kojarzę na razie z czymś nieprzyjemnym, ciężkim, nawet z rozczarowaniem i delikatnym stresem. Bo o tej pory, co mi się ktoś spodobał to wyglądało to mniej więcej tak, że szło fazami: to włączało mi się  tzw" myślenie życzeniowe", wypatrywałam znaków przemawiających za tym, że ja temu komuś też się podobam (co było jednak tylko nadciągnięciem mojego umysłu, bo wyszukiwałam znaków na siłę). Byłam chwilę szczęśliwa wmawiając obie te znaki, wyobrażałam sobie, że w końcu będę w szczęśliwym związku, że ten chłopak mnie pociąga na swój sposób. Gdy byłam starsza zaczynałam wychodzić z inicjatywą. Potem docierało do mnie, że nic z tego nie będzie. Następowało zaprzeczenie, lekki smutek a potem np kilka miesięcy miałam doła i zapominałam o chłopaku. I tak dosłownie za każdym razem. Teraz, jak mi ktoś mówi, że znalazł nową miłość lub pierwszą miłość to bardziej mu współczuję, bo ja to potrafię kojarzyć głównie z bólem i ogólnie czym nieprzyjemnym, bo nigdy nie byłam tak szczęśliwie zakochana. A z wiekiem tylko gorzej. Co innego, gdy się jest przed 30stką i ma się jakieś dłuższe bądź krótsze związki na koncie. A ja tak na prawdę miałam tylko przelotne znajomości. A przez to, że młodsza siostra wyszła za mąż 5 miesięcy temu, a młodsze kuzynki mają chłopaków, gdzie ja mam mniejsze doświadczenie od nich, to mi się po prostu nic nie chce. Taką niechęć czuję do tego wszystkiego, już krzywo nawet na związki patrzę i o ile na wakacje czy wesela lepiej jeździć z kimś, to na co dzień mi się wydaje, że nienajgorzej żyje się samemu.
Ja nie oczekuję nie wiadomo czego, ale fajnie by było, jakby ktoś na moją inicjatywę odpowiedział pozytywnie w końcu
Zapomniałam tu napisać o jeszcze jednym chłopaku. Rok temu, na ostatnim roku studiów wpadłam w oko koledze z roku. To była ciężka sprawa. Ogólnie dość wredny typ, nikt go nie lubił przez to, że nie chciał pomagać, był samolubny. Ja, jako jedna z nielicznych od czasu do czasu z nim gadałam na przerwach, bo jestem miła, za miła i nie lubię olewać ludzi. On sobie pomyślał, że to jakaś szansa. Sęk w tym, że ja nie lubię wrednych ludzi. Do tego miał duże problemy z higieną osobistą i czasem miałam problem stojąc metr od niego, bo on się nie mył i to było czuć. I ja właśnie takich ludzi przyciągam. I nawet jak ktoś napisze, że pewnie mam za wysokie wymagania a odrzucam tych na moim poziomie to sorry, ale ja ani nie jestem wredna ani nie mam uczulenia na prysznic. A jednak takich typów przyciągam
Ale jednak masz rację. Ja wchodzę często w męską energię. Chciałabym mieć mężczyznę partnera. Nie oczekuję utrzymywania mnie, sama sobie zarobię, ale nie chcę mieć też dużego dziecka w domu

SamotnaWilczyca napisał/a:

Nie widzisz, bo te kompleksy wyłażą w towarzystwie kobiety, a nie innego faceta. Zresztą wiadomo, każdy się maskuje i udaje, że ich nie ma. A to, że znasz więcej takich przypadków dotyczących kobiet, niczego nie zmienia. Statystyki mówią co innego.

Dokładnie. Facet przy kumplu a przy żonie to nierzadko dwie różne osoby

SamotnaWilczyca napisał/a:

Szereg innych wymagań wobec mężczyzn? Jakich? A wasze to co? Zrobiona buzia, ciało, paznokcie, włosy, itd. Do tego ma zarabiać na siebie, by wszystkie wydatki były na pół, jednak przy tym ma być tradycyjna, dbać o dom, gotować, sprzątać, rodzić dzieci i się nimi zajmować. Ma lubić seks taki, jaki przestawiają filmy porno. To chyba dużo więcej wymagań względem kobiety, niż za dawnych, tradycyjnych czasów.

To jest dosłownie hit, którego nigdy nie rozumiem. Jakieś kilka lat temu gadałam na pewnym forum z gościem, już starszym, miał 2 dorosłych dzieci koło 30stki. Pytałam go, jak powinnam się zachowywać, żeby być dobrą żoną. Wtedy byłam jeszcze ciekawa i nie widziałam tyle, co teraz. Gość mi napisał, że małżeństwo jest nieopłacalne dla mężczyzny, dlatego to kobieta musi się starać. Musi dbać o ognisko domowe, kochać i wychowywać dzieci, dobrze gotować, by facet nie stołował się na mieście, sprzątać, by facet nie stał na zabłoconej podłodze. Ma do tego nosić sukienki, szpilki, rozpuszczone włosy, bo to kobiece, ale oczywiście ma też pracować, żeby księżniczki nikt nie musiał utrzymywać, ale ma to być jakaś mało ambitna praca np w biedronce na kasie, nie żadna kariera naukowa i tym podobne, żeby facet nie poczuł się zgorszony. Wtedy jeszcze słuchałam tego z ciekawością. Dziś wiem, jak bardzo szkodliwe to jest. Nie ukrywam, że jak mi się ktoś podobał to potrafiłam zrobić dużo, by przypodobać się. Pisałam wyżej, że zapraszałam chłopaka do siebie na obiady, bo chciałam pokazać, jak potrafię się o niego zatroszczyć. No ale nie docenił tego. Kolejny to był ten narcyz, który zaś chciał wykorzystać mnie do bycia darmową służącą. Od tamtej pory doszłam do wniosku, że żadnego popuszczania lejców, żadnego wchodzenia w dupę i starania się, póki druga osoba nie da od siebie tego samego. Pewnie jak się znowu zakocham (o ile do tego dojdzie) to zaś będę się starać za bardzo, ale no co zrobić. Ogólnie jestem tzw "kobietą, która stara się za bardzo", ale przez to, że tyle razy nie wyszło, to może i na lepsze, bo może bym miała teraz męża, któremu musiałabym wiązać sznurówki, byleby się przypodobać, a tak to może życie mnie nauczyło wyznaczać granice. Nie wiem, tak to sobie tłumaczę

Posty [ 1 do 65 z 74 ]

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Niechęć o związków i mężczyzn, czy da się to pokonać?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024