Tak się zastanawiam, że właściwie dlaczego ludzie starają się cierpieć przy rozpadzie związku. Przecież to nie śmierć Ich rozdzieliła. Tylko sami świadomie stwierdzili, że nie chcą ze sobą być. A czy ja powinnam cierpieć i katować się, że ktoś mnie nie chciał, że w związku nie było dobrze, a związek był pozorny? Nie powinnam, bo przecież takiej osobie mój los będzie obojętny. Umarła to next. Ludzie starają się wziąć na barki więcej niż mogą udźwignąć, a Bóg od Nich tego nie wymaga, bo gdy wchodzisz w taki związek sam sobie zamykasz drogę na coś lepszego. A gdy będziesz sam zaczniesz napotykać okazje, których nie widziałeś wcześniej, bo żeby je widzieć, musiałbyś na swojej drodze będąc w związku spotkać przeszkody, których Ten sam nie chciał Ci przysparzać. Chociaż mówią, że nie powinniśmy mieć pretensji kiedy coś zacznie się sypać, bo może właśnie wtedy zaczyna się układać. Tak się zastanawiam też nad tą teorią o tej jedynej. Bo wtedy co z tymi połówkami ludźi, którzy przeszli na drugą stronę, czy właśnie oni są samotni? Bóg chyba raczej sprawiedliwie podzielił, żeby każdy miał parę. Czy to właśnie oni są samotni? Ja myślę, że nie, że gdyby nawet tak było, że teoria tej jedynej istniała, to i tak ta sama teoria zostanie wyparta, bo przecież są kobiety i faceci brakuje mi słowa nie zachłanni, nie rządni. Tacy zagrabiający kogoś z poczucia braku tej relacji i tworzący związek na ułudzie i właśnie przez to ktoś komu nie było to przeznaczone zostaje sam. Taki kabaret ostatnio nawet widziałam jak mąż żonie opowiadał dlaczego poderwał ją na imprezie i mówi: Wiesz ja podszedłem do X, ale Kazik ją zabrał, potem chciałem do Y, ale Kazik wrócił, a potem to same garbate zostały. Zaryzykowałem do tej garbatej i przyszedł Kazik, a potem to już tylko Ty zostałaś. Od razu mi się skojarzyło z tą teorią o tej jedynej i obaleniu tej teorii jako nieistniejącej.
Może jesteś po prostu psychopatka? Emocje nie są logiczne i nie masz często wyboru czy przychodzą czy nie. Płaczemy i cierpimy po tym co utracilismy, nawet w słabych związkach było coś dobrego co nas w nich trzymało.
3 2024-02-09 21:21:34 Ostatnio edytowany przez Julia11 (2024-02-09 21:22:38)
Może jesteś po prostu psychopatka? Emocje nie są logiczne i nie masz często wyboru czy przychodzą czy nie. Płaczemy i cierpimy po tym co utracilismy, nawet w słabych związkach było coś dobrego co nas w nich trzymało.
Może to być kwestia siły, ja zdaję sobie sprawę, że mam tej siły więcej, bo gdybym jej miała tyle co przeciętny człowiek, to bym nie wróciła do żywych, ale mnie zastanawia dlaczego przeciętny człowiek tej siły ma tak mało, a dźwigać chciałby więcej niż jest w stanie. Ta ułuda jest dla Niego taka ciężka. Kiedyś też byłam taka słaba jak Ci ludzie. Nawet słabsza od innych. W domu była bieda, spłacaliśmy kredyty, które podżyrowaliśmy wujostwu. Oni wiecznie nie mieli pieniędzy i w przeciągu roku wybudowali willę, a my po grzybach chodziliśmy i jagodach, bo nie mieliśmy do chleba i na chleb. Co było coś lepiej to zawsze ktoś kradł. Samochód tata kupił z pieniędzy z chrztu i komunii, po tygodniu ukradli. Dalej rodzice na piechotę chodzili. Dopiero kiedy zwiedziłam tamten świat Bóg nam ścieżki wyprostował. Jakby dał lepsze życie, oprócz powrotu co już było cudem. Chociaż dzisiaj z kim nie porozmawiasz to ludzie przyznają się, że było biednie, czasami na chleb nie było. Może to efekt jeszcze czasów po wojnie. Dopiero teraz ludzie się przyznają, że szynka jest normalnością, a kiedyś konserwy, pasztet ze słoika. Takie były czasy. I jak silni byśmy nie byli to pewnie te czasy wrócą. Bo niby dlaczego Bóg wraca ludzi na ziemię. Nie zależałoby Mu na powrocie takiej istoty. Tylko pewnie wojna będzie i buduje silną, wierzącą armię. Kiedyś bym powiedziała, że wierzę w Boga, no w niebo, a teraz nie mogę powiedzieć, że wierzę jak wiem, że istnieje i z czym się mierzę. To mi daje właśnie tą siłę chyba, ale dlaczego ktoś kto tej siły nie ma załamuje się zamiast tą siłę w sobie zbudować zastanawiam się.