Moja dziewczyna(29lat) zaprzyjaźniła się z kolegą ze studiów zaocznych (27lat). Nic ich nie łączy pod kątem romantycznym, poznałem gościa i wiem, że ich relacja nie wykracza poza ramy koleżeńskie.
Nie spodobała się mi jednak pewna sytuacja. Nie wiem czy przesadzam, czy rzeczywiście jest problem, stąd mój post na forum.
W każdym razie moja dziewczyna skończyła 1 kierunek studiów, obecnie pracuje i dodatkowo studiuje 2 kierunek zaocznie.
Jako, że mieszkamy w mniejszym mieście to na uczelnię, raz na te kilka tygodni, dojeżdża i nocuje w apartamencie.
Z tego co wiem dziewczyna, z którą jestem 1,5 roku, poza paroma osobami nie przepada za swoją grupą z nowych studiów.
Przerwy spędza głównie z 2 koleżankami i wspomnianym wcześniej kolegą.
W czym rzecz. W grudniu miałem urodziny. Jako, że wypadały w sobotę, zaproponowała żebym do niej dojechał i po zajęciach wyskoczymy na miasto. Spoko, przystałem na tę propozycję. Spytała czy nie mam nic przeciwko jeśli zaprosi też te 2 koleżanki i kolegę, bo w większym gronie weselej, a poza tym wieczór będziemy mieć dla siebie. Zgodziłem się. Niestety, okazało się, że 1 z koleżanek na studia nie dojechała, a 2 się źle czuła. Wyszliśmy więc w 3 z kolegą.
I z czym mam problem?
Ów kolega ma od nas o kilkanaście cm dłuższe nogi, którymi majta niczym koliber czarnogłowy skrzydłami. Zamiast nieco zwolnić tempo chodu, to gnał przed siebie, a my(ja z dziewczyną) nie nadążaliśmy. Co więcej, dziewczyna zamiast utrzymać nasze tempo, to przyspieszała (a i tak nie dawała rady) by dogonić kolegę. W konsekwencji było tak, że szedłem za nimi, wyłączony z rozmowy czując się jak 5 koło u wozu.
W dodatku nie mam wspólnych zainteresowań, czy tematów z tym człowiekiem. Moja dziewczyna rozmawia z nim o zajęciach, wykładowcach, materiałach do nauki itp, a ja nie mam z nim żadnego kontekstu. Dlatego też nie czułem się zbyt komfortowo w 3kowym towarzystwie.
W dniu powrotu do domu (on wysiada miasto wcześniej) spotkaliśmy się w ustalonym miejscu i razem wyruszyliśmy na pociąg.
Tylko, że ... dźwigałem torbę dziewczyny + swoją, dziewczyna miała jedynie torebkę, a kolega pchał walizkę. I znowu ... zostałem w tyle.
Musiałem za nimi pędzić.
Nie wiem czy to tak powinno być. W moim wyobrażeniu dziewczyna mogłaby iść na równi ze mną, nie pozwalając abym szedł z tyłu. A gdy kolega wysunąłby się przed szereg to nic by się nie stało gdyby mu na to pozwoliła, bez przyspieszania.
Może jednak przesadzam, co o tym myślicie?