Hej, przychodzę do Was po poradę, bo w moim otoczeniu nie mam nawet z kim pogadać na ten temat... ostrzegam, że będzie dlugo.
Mam 26 lat, od prawie 8 jestem w związku z moim narzeczonym. Był moim pierwszym chlopakiem. W przyszłym roku mamy się pobrać, a ja od dłuższego nie mogę pozbyc sie z głowy myśli, że to nie ma sensu. Mamy całkowicie różne charaktery, ja jestem rozgadana, wszędzie mnie pełno, lubię przebywać wśród ludzi, podróżować, on natomiast jest spokojny, cichy, woli raczej spędzać czas w domu. Nasz związek to była totalna nuda w ciągu tych lat, głównie siedzieliśmy w domu, gry, filmy, żarcie na wynos. W
łóżku tez nie ma rewelacji.Teraz jak o tym myślę, to jesteśmy bardziej jak kumple niż para. (Otoczenie
uwaza, ze jestesmy super parą). Raczej unikaliśmy kłótni, nie poruszaliśmy ważnych tematów i teraz to
wszystko wyszło. Zacznijmy od tematu ślubu i wesela
. On chce wielkie i huczne wesele na 200 osób, ślub
kościelny z pompą, ja z kolei w ogole tego nie chciałam, bo uważam, że to tylko papierek, juz nie
wspomnę o wydatkach, poza tym jestem
niepraktykującą. Wyszło na jego, będzie wielkie
weselicho, w dodatku ja to wszystko sama organizuje, bo on pojechał do pracy za granicę i uwaza, że nie ma
na to czasu. Pewnie zastanawiacie się jak to się stało,
że się na to zgodziłam. Powodów jest kilka- strach
przed odrzuceniem, nadzieja, że może jednak
organizacja wesela mnie pochłonie jak inne panny
młode i poczuje, że to dobra decyzja, a poza tym
widzialam jak mu na tym zależy. Niestety im bliżej
wesela, im wiecej spraw zalatwionych tym bardziej
tego nie chce... kolejna sprawa, posiadanie dzieci, u niego w rodzinie, to jest zasada, że w ciąży trzeba być na drugi dzień po weselu najlepiej, ja natomiast w ogole nie wyobrażam sobie siebie w roli matki, kompletnie tego nie czuje. Powiedziałam mu o tym, wściekł się na mnie, powiedział że muszę iść do specjalisty, że mi się odwidzi, że urodzę dziecko to mi wszystko przejdzie. Ale jak mam urodzić dziecko z przymusu? Następna sprawa, jako że on pracuje za granicą, to wymyślił, że najlepiej zebysmy się tam przeprowadzili. Ja nie chce mieszkać poza Polską, mam tutaj dobrą pracę, całą rodzinę i przyjaciół i tutaj naprawde czuje się dobrze. Takich różnic jest wiele, mniejszych lub większych... tydzień temu mieliśmy poważna rozmowę na te wszystkie tematy, żeby w końcu ustalić jakieś konkrety. Dowiedziałam się, że wbiłam mu nóż w serce, że wymyślam, że on przeze mnie pojechał za granicę, żeby nam się dobrze żyło (pojechał, żeby zarobić na to wesele które wymyslil). Wiem, że czesc z was pomyśli, że boje się odpowiedzialności i chyba rzeczywiście tak jest, bo czuje, ze nie wykorzystałam tych lat w sposób jaki powinnam. Nie czuje się gotowa na to małżeństwo, na stworzenie rodziny. Mam do siebie samej straszny żal, że nie wzięłam się za tę sprawę juz rok temu gdy pojawiły się u mnie pierwsze wątpliwości. Zagłuszyłam je w sobie i teraz mam za swoje. Zastanawiam się, czy z mojej strony to już po prostu nie jest przywiązanie, którego nie potrafię skończyć. Czuje się okropnie z tym, że nie mogę mu dać tego czego on ode mnie oczekuje. Najgorsze jest to, że widzę, że on mnie naprawdę kocha, mimo całej kłótni, szuka bliskości, kontaktu, a ja nie potrafię, bo w głowie mam cala tę sytuację, stałam się oschła, nie śpię w nocy, nie mam apetytu, schudłam kilka kilogramów. Mam taki metlik w głowie, że nie potrafię się na niczym skupić. Może my po prostu nie jesteśmy sobie pisani? Może gdzieś tam czekają na nas partnerzy, przy których obaj będziemy szczęśliwi? Czy ktoś z Was był w takiej sytuacji? Czy udało wam się znaleźć kompromis?
A zapomnialam dodać, że w tle tej relacji jest jego nadopiekuńcza mama, która lubi szukać dziury w całym. Pojawiły się nawet insytuacje, że on mnie utrzymuje, tak jakbym ja sama nie pracowała...