Witam Wszystkich.
Pozwolę sobie opisać swoją sprawę od myślników:
- poznaliśmy się z żoną 6 lat temu, ja jeździłem jako kierowca międzynarodowy, Ona prowadziła i nadal prowadzi przedszkole prywatne
- po około 3 miesiącach zamieszkaliśmy razem i postanowiliśmy, że będę jej pomagał (z racji wykształcenia) jako manager
- Żona jest osobą miłą, ciepłą(chociaż nie zawsze), pomocną, wytrwałą i mocną psychicznie (na tamten czas)
- moje wzorce z dzieciństwa - ojciec chorował 20 lat, mama zajmowała się wszystkim, rok temu powiesiła się
- 4 lata temu kupiliśmy dom (żona wzięła kredyt), ja nie jestem wspolwlascicielem poniewaz mam komornika ktorego regularnie spłacam, ustalilismy, że będę opcją awaryjną jak cos finansowo pojdzie nie tak
- ja po smierci mamy wpadlem w depresje, przytylem do 140 kg. przez ostatni rok praktycznei nic nie robilem, udawalem ze sie czyms zajmuje. jedynym zajeciem byla restauracja o ktorej pisze ponizej
- 2 lata temu wzielismy ślub, przed slubem intercyza
- podroz poslubna do Włoch -poznalismy ludzi ze śląska.
- w maju tego roku przeprowadzilismy sie na śląsk, zeby byc blizej "przyjaciol"
- ja "z nim" otworzylem restauracje, Żona z "nią" otworzyła kolejne przedszkole
- w czerwcu zaczelo sie psuc. oboje jestesmy wybuchowi i klotnie były conajmniej raz w tygodniu, jednakze kochalismy sie
- Żona zawsze pchała mnie do przodu. zylismy z jej firmy, pomagala mi spelniac moje marzenia, ja pomagalem jej jak tylko moglem, zalatwialem kontrole w urzedach, zatrudnialem pracownikow, chodzilem do pracy jako opiekun gdy ktora z dziewczyn potrzebowała wolne. nigdy nie ciągnąłem pieniedzy na pierdoły (no może z 3 razy). zona zarządzała tym
- Żona zaczeła nocować u znajomych ze śląska. ponad miesiąc. ja zacząłem spać w restauracji (odleglosc ponad 250 km)
- zaczalem podejrzewac romans "jego" z moją Żoną. mialem do tego powody, poza tym z wielu zrodel docieraly do mnie jakies niestworzone informacje. dowodow brak, zona zapewnia ze absolutnie nie ma takiej opcji, poza tym nigdy nie mialem powodow zeby jej nie ufac
- o swoich podejrzeniach powiedzialem "znajomej", sa razem 20 lat. finalnie - ona nie ma kontaktu z moją zoną, on z reszta tez. znajoma powiedziala ze na razie nie chce kontaktu ze mną bo namieszalem im w malzenstwie, jednakze, liczylem na rozmowe, jak dorosli
- przez to co mam w glowie na temat romansu popełniam probe samobojcza. wspolnik sie odwraca, zona tez. ląduję na 2 tygodnie na ulicy.
- po dwoch tygodniach wracam do domu. zona każe mi sie wyprowadzic z domu. znajduje inna prace, mam gdzie mieszkać. koniec nastapil w sierpniu tego roku. 21. w drugą rocznice ślubu
- teraz zdaje sobie sprawe, ze po prostu bylem leniwy. stalem sie jak ojciec (ktory mimo choroby, mogl pracowac a nigdy tego nie robil) - nieempatyczny, zimny, burkliwy, zlośliwy. nie usmiechniety. im bardziej chcialem byc inny tym bardziej sie taki stawałem. pomagalem rzetelnie zonie przez 4 lata. pozniej bylo oraz gorzej.
- zona powiedziala ze chce rozwodu. jednakze jak dzwonie do sadu to pozwu nadal nie ma. nie usunela naszych wspolnych zdjec (nawet tych ze slubu). sa nadal widoczne na jej fb, mimo, ze zmienila tam nazwisko.
- przez pierwsze 2 tygodnie placze jej do telefonu, jak pi*a. mimo ze ona mowi ze chce zebym stanal na nogi, ze potrzebuje czasu, ja zachowuje sie jak szczeniak, i blagam ją o powrot. zaczynam wydzwaniac do jej znajomych - ogolnie zrobilem masakre. taka, ze w tym momencie prawie w ogole kontaktu nie mamy. popsulem to swoimi czynami
- jakis czas temu zona byla u naszej wspolnej znajomej na urodzinach (inna osoba, nie wyzej wspomniana) pokazala jej moje zdjecia na fb. powiedziala, ze zona miala blysk w oku, ze jej zdaniem zona mnie nadal kocha. powiedziala, ze dobrze wygladam(podobno w tym momencie "tamta" znajoma bo była na tych urodzinach tez bardzo sie zdziwila). schudlem ponad 30 kg. zaczalem dbac o siebie, cwiczyc i biegac. regularnie uczeszczam na terapie u psychologa
- podczas ostatniej rozmowy zona powiedziala ze nie mozemy byc teraz razem. ze moze jej sie to zmieni, ale ze teraz nie ma czasu myslec o nas. a dlaczego? komornik zajal jej konto firmowe. ma 1,5 mln dlugu. restrukturyzacja nie przyniosla efektu. jest ryzyko ze zlicytują jej/ "nasz" dom. zostala sama z 2 dzieci (jedna nasza, druga z jej poprzedniego malzenstwa), psem, kotem, dlugami. restauracja bedzie zamknieta poniewaz nie przynosi pieniedzy jak mnie tam nie ma (slowa wspolnika, widzialem sie z nim miesiac temu), "ona" nie chce prowadzic przedszkola z moja zona, przedszkole bedzie zamkniete. nie prosperuje. ma same problemy. jest z tym wszystkim sama
i tu moje pytanie. jak to naprawić wszystko? pisze do zony raz/ dwa razy w tygodniu czy wszystko u niej ok. czasami odpisze, czasami nie. odpisuje raczej zawsze przed samym spaniem, na wieczor. martwie sie o dzieci i o nią. staje na nogi, tak jak mowila. wychodze na prostą, zarabiam. jednakże nie chce wyjsc na desperata. jestem raczej zdeterminowany, ale brak kontaktu z jej strony mnie dobija. nie pisze juz jej o tym, pisze tylko co u nich. wysylam pieniadze. napisalem jej ostatnio ze ma racje, ze nie mozemy byc razem, ale zawsze moze na mnie liczyc. odpisala "dobrze dziekuje"
zalezy mi na rodzinie. nie chce ich stracic przez swoje lenistwo(albo chorobe, sam juz nie wiem). pragnę to wszystko naprawic, zeby bylo jak dawniej. doslownie jutro ide do prawnika aby dowiedziec sie jak zabezpieczyc dom. dom w ktorym duzo robilem. jestem samoukiem, wszystko naprawialem sam. postawilem altanki, zrobilem piekny ogrod. dbalem o to bardzo
jak postepowac? jak sie do niej zblizyc? nasza wspolna znajoma pisze ze mna w tajemnicy. zona nie wie ze mam z nią kontakt. ale mowi mi ze jej moja Żona tez nie odpisuje. a jak juz to po tygodniu. jak rozmawiam z zona przez telefon (ostatni raz w niedziele, 4 dni temu) to zawsze mowi ze czuje sie zle, ze ma duzo problemow i zostala ze wszystkim sama.
stala sie osobą bardzo zimną, mowi ze dawala i da sobie rade sama. dlaczego dawala? zawsze powtarzala ze ktoras strona musi odpuszczac zeby nie bylo klotni. wiec sie tego nauczylem. nauczylem sie tak, ze pozniej juz jej nie sluhalem tylko slyszalem. ona z kolei stracila umiejetnosc spokojnej rozmowy. im wiecej bylo problemow tym naturalnie byla coraz bardziej nerwowa.
myslicie ze uda mi sie? jak? co robic, jak działac. prosze, podpowiedzcie mi. sam juz wątpie w swoje czyny. ucze się z psychologiem jak byc mezczyzną, ale to proces ktory bedzie trwal.. zona pozwu nie zlozyla. moze nadal czeka? wspolna znajoma tak mowi, ja tez tak uwazam.
pomozcie
pozdrawiam