Hej, mam taki problem. Nie umiem rozmawiać o pieniądzach, nigdy nie umiałam, krępuje mnie to. Mam też problem z podziałem za wydatki (źle się czuję, jak ktoś za mnie płaci, chyba uważam, że nie jestem tego warta). Niedługo zmienia się mój stan cywilny. Mój przyszły mąż zarabia dużo więcej ode mnie (kiedyś wspomniał o tym, ale on nie wie, ile ja zarabiam). Boję się, że on myśli, że dużo (teoretycznie po zawodzie mógłby tak pomyśleć, ale niestety rzeczywistość w tej branży wygląda inaczej). Mam obawy, jak to będzie po przeprowadzce do niego (nie mieszkamy razem, mieszkam jeszcze z rodzicami). Teraz mam mniejsze wydatki, a i tak pieniądze uciekają, coś udaje mi się odłożyć, ale nie są to mega duże sumy. Po zamieszkaniu z nim pewnie będę mogła odłożyć jeszcze mniej. Boję się, że rozczaruje się, jak dowie się, że nie mam nie wiadomo jak dużych oszczędności czy dużej pensji. Czy faktycznie jest tak, że faceci bardzo patrzą, ile zarabiają kobiety? I jakie mają oszczędności? Że oczekują dużo i byliby rozczarowani, gdyby okazało się, że dużo nie mają?
Ja nie pracuje z wyboru, ale to sie niedlugo zmieni jak bede prowadzic wlasna dzialalnosc.
3 2023-10-01 20:44:50 Ostatnio edytowany przez maku2 (2023-10-01 20:45:02)
"nie mów, zakop, nie dowie się nikt"
A na poważnie - pogadaj z nim bo będzie problem...chociaż miłość podobno jest ślepa...
Hej, mam taki problem. Nie umiem rozmawiać o pieniądzach, nigdy nie umiałam, krępuje mnie to. Mam też problem z podziałem za wydatki (źle się czuję, jak ktoś za mnie płaci, chyba uważam, że nie jestem tego warta). Niedługo zmienia się mój stan cywilny. Mój przyszły mąż zarabia dużo więcej ode mnie (kiedyś wspomniał o tym, ale on nie wie, ile ja zarabiam). Boję się, że on myśli, że dużo (teoretycznie po zawodzie mógłby tak pomyśleć, ale niestety rzeczywistość w tej branży wygląda inaczej). Mam obawy, jak to będzie po przeprowadzce do niego (nie mieszkamy razem, mieszkam jeszcze z rodzicami). Teraz mam mniejsze wydatki, a i tak pieniądze uciekają, coś udaje mi się odłożyć, ale nie są to mega duże sumy. Po zamieszkaniu z nim pewnie będę mogła odłożyć jeszcze mniej. Boję się, że rozczaruje się, jak dowie się, że nie mam nie wiadomo jak dużych oszczędności czy dużej pensji. Czy faktycznie jest tak, że faceci bardzo patrzą, ile zarabiają kobiety? I jakie mają oszczędności? Że oczekują dużo i byliby rozczarowani, gdyby okazało się, że dużo nie mają?
Skoro obawiasz się rozczarowania z jego strony, to po co z tym zwlekać, bo im dłużej zwlekasz, to tym większy lęk w sobie hodujesz. A i tak nie jest ta konfrontacja z faktami do uniknięcia, skoro planujecie wspólne życie.
O pieniądzach w związku w pewnym momencie mowić się powinno, ale trzeba to też umieć robić. Na spokojnie i rzeczowo.
Poza tym być może masz z powodu niskiej samooceny, o której wspominasz zbyt czarne wizje, które niekoniecznie muszą się ziścić.
No ale jak pogadam i dowie się, to mnie zostawi? Będę gorsza w jego oczach? Mam obawy, bo kiedyś wypowiedział się o kimś, kto zarabia podobnie jak ja, że to bardzo mała pensja (dla mnie nie aż tak mała). No ale już wiem, jaką ma opinię na ten temat
Jak długo jesteście parą? Dziwne,że to nigdy nie wyszło w rozmowie, pewnie dla niego jest nieistotne ile zarabiasz, ale sama powinnaś powiedzieć przy jakiejś okazji, dzisiaj byś się nie stresowała. Małżeństwo to wspólność, więc nie dzieli się nic po połowie, więc tu nie powinnaś się martwić
Gorzej z mieszkaniem, idziesz do niego mieszkać, czyli nic tam nie będzie Twojego, będziesz dobrze się z tym czuła?
Do tego, dlaczego nie zamieszkaliscie razem przed ślubem, bo wtedy byście się przekonali czy będziecie się dogadywać, również w sprawach finansowych.
Rzucasz się na głęboką wodę.
No ale jak pogadam i dowie się, to mnie zostawi? Będę gorsza w jego oczach? Mam obawy, bo kiedyś wypowiedział się o kimś, kto zarabia podobnie jak ja, że to bardzo mała pensja (dla mnie nie aż tak mała). No ale już wiem, jaką ma opinię na ten temat
Inaczej ocenia się kogoś, kogo się kocha a inaczej jakiegoś randoma. Nawet jeśli brzmi to jak hipokryzja, to tak właśnie jest.
Jak i tak spodziewasz się zerwania, to po co tkwić w związku, opartym na obawach i skazanym na zakończenie? Co Tobie daje odwlekanie egzekucji? Lubisz się maltretować?
Facetów to nie obchodzi zwykle, ile zarabiasz. Normalnie bierz jego kasę i nic się nie martw. Jak będziesz dobrą żoną, to sam Ci da.
Tak, wprowadzę się do niego i trochę źle mi z tym (że przyjdę na gotowe), po części też dlatego zwlekam z przeprowadzką do niego. Co prawda chcemy kiedyś kupić wspólnie większe mieszkanie (mam jakieś tam oszczędności+trochę się rozbiera i na wkład będzie), więc byłoby mi z tym dużo lepiej. Ale i tak martwi mnie to, że wspomina o dużym metrażu w dużym mieście i że koszty będą ogromne. Ok, byłoby nas stać na kredyt, ale też miałabym świadomość, że w głównej mierze dzięki niemu. Czuję się gorsza przez to, że on jest niewiele starszy ode mnie, a tyle już osiągnął i ma dużo większe zarobki niż ja.
Tak, wprowadzę się do niego i trochę źle mi z tym (że przyjdę na gotowe), po części też dlatego zwlekam z przeprowadzką do niego. Co prawda chcemy kiedyś kupić wspólnie większe mieszkanie (mam jakieś tam oszczędności+trochę się rozbiera i na wkład będzie), więc byłoby mi z tym dużo lepiej. Ale i tak martwi mnie to, że wspomina o dużym metrażu w dużym mieście i że koszty będą ogromne. Ok, byłoby nas stać na kredyt, ale też miałabym świadomość, że w głównej mierze dzięki niemu. Czuję się gorsza przez to, że on jest niewiele starszy ode mnie, a tyle już osiągnął i ma dużo większe zarobki niż ja.
Zwlekasz raczej dlatego, że obawiasz się wspólnego mieszkania, a po ślubie jakoś to będzie...
Musicie krótko się znać, jak Ty z takim strachem chcesz wchodzić w małżeństwo, nawet szczerze z nim nie rozmawiasz, tylko swoje obawy zamiatasz pod dywan, tym samym nie jesteś szczera, żeby tylko ten ślub zaliczyć.
Wiesz, że też są rozwody, więc nie powiem mu bo mnie zostawi jest niedojrzałe i nieodpowiedzialne.
Jak Ty chcesz funkcjonować w związku, będziesz się trzęsła całe życie w obawie, żeby Cię nie zostawił, to droga do nikąd...
Szczerze? Moim zdaniem nie dojrzałas do związku, skoro nie potrafisz o wszystkim rozmawiać lub/i też czujesz podświadomie że to nie ten...
Szczerze? Moim zdaniem nie dojrzałas do związku, skoro nie potrafisz o wszystkim rozmawiać lub/i też czujesz podświadomie że to nie ten...
Tez tak mysle
13 2023-10-02 10:20:00 Ostatnio edytowany przez 123qwerty123 (2023-10-02 10:23:32)
Bierzecie ślub, a nawet nie porozmawialiście na temat finansów? Co jeśli on wychodzi z założenia, że będziecie wszystko opłacać na pół? Nie rozumiem jak można brać ślub i nie porozmawiać na tak podstawowy temat. Nie mieszkacie razem zatem temat podziału obowiązków domowych pewnie też nie jest omówiony. Życie w małżeństwie to nie tylko spijanie sobie z dziubków. To normalna przyciemna codzienność i trzeba umieć w niej funkcjonować.
A planujecie też wesele? Kto je finansuje?
ps. jeszcze w marcu zeszłego roku twierdziłaś, że Twój chłopak kocha inną. I to z nim się hajtasz? Widać, że wy macie więcej problemów niż tylko temat finansów. A jeśli to jakiś nowy chłopak to w takim razie nie uważasz, że za szybko na podejmowanie takich poważnych decyzji jak ślub?
Rowiniez dziwie sie, ze jeszcze nie rozmawialiscie o tym. Zbierz sie na odwage i spytaj/powiedz jak to bedzie wygladac/wyglada.
Czy faktycznie jest tak, że faceci bardzo patrzą, ile zarabiają kobiety?
Raczej patrzymy na to jak wydają pieniądze.
Swoją drogą to ciekawe, że mieszkasz z rodzicami, pracujesz, a masz tak mało pieniędzy, że stanowi to problem.
16 2023-10-02 11:43:03 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2023-10-02 11:43:54)
Natusia27 napisał/a:Czy faktycznie jest tak, że faceci bardzo patrzą, ile zarabiają kobiety?
Raczej patrzymy na to jak wydają pieniądze.
Rozwiniesz? Trochę tego nie kumam. Chodzi o to, czy ktoś żyje „ponad stan”, czyli nie patrzy ile zarabia i wydaje więcej niż ma dochodu, zadłuża się i takie tam? Czy np. masz swoje zdanie, co jest „uzasadnionym” wydatkiem?
PS. Autorka trochę się tu zachowuje jakby miała 15 lat. Niedojrzałość bije po oczach.
Rozwiniesz? Trochę tego nie kumam. Chodzi o to, czy ktoś żyje „ponad stan”, czyli nie patrzy ile zarabia i wydaje więcej niż ma dochodu, zadłuża się i takie tam? Czy np. masz swoje zdanie, co jest „uzasadnionym” wydatkiem?
PS. Autorka trochę się tu zachowuje jakby miała 15 lat. Niedojrzałość bije po oczach.
Jak widać - kumasz. Bo to dokładnie o to chodzi. Czy umiesz znaleźć okazje, czy planujesz swoje zakupy, czy kupujesz świadomie, a nie na zasadzie chciejstwa.
Bo nie ma takich pieniędzy, których nie da się przepierdolić. 1,5 MILIARDA $ można wydać tak samo szybko jak 1,5 złotego.
To, ze zachowuje się dziennie to wręcz niedopowiedzenie
Przede wszystkim nie dojrzałaś do związku a tym bardziej do ślubu jeśli nie potrafisz otwarcie rozmawiać ze swoim facetem...
Ano drugie przed ślubem wskazane jest żeby razem zamieszkać. Ty zwlekasz z przeprowadzką i na co liczysz, że po ślubie magicznie się wszystko samo poukłada? Wtf? Co Ty w ogóle masz w głowie? Jeśli do tego ślubu dojdzie to będziesz miała większe problemy niż kasa...
Jak można zawierać związek małżeński nie mając obgadanych i ustalonych podstawowych kwestii? Gdzie się będzie mieszkać po ślubie (chociaż dla mnie głupota jest zamieszkanie dopiero po ślubie), Ile jest wspólnych pieniędzy co mc, czy są oddzielne konta, czy wspólne, kto robi zakupy, kto sprząta /gotuje/pierze, kto ogarnia domowe remonty czy inwestycje, kto dba o auta, no i ile się planuje dzieci i mniej wiecej kiedy... Przecież to trzeba wiedziec moim zdaniem nawet przed planowaniem DATY ślubu...
Trochę chyba wyciągnęliście pochopne wnioski.... z narzeczonym rozmawiać otwarcie na wiele ważnych kwestii, tylko problem mam z rozmową o pieniądzach, bo tak miałam zawsze, tak zostałam wychowana - że o tym nie wypada mówić.
Generalnie problem jest taki, że on był kiedyś mocno naciągany przez dziewczynę na pieniądze. Wiedziałam o tym po części od niego, po części od jego znajomych. I nie naciągam go sama w żaden sposób - od początku związku za wszystko płacimy po połowie. W małżeństwie też tak będzie - tak mamy ustalone. Chcę mieć 3 kont, gdzie na to trzecie będziemy wpłacać co miesiąc na życie, resztę odkładać. Wiem też, że w trudnej sytuacji typu ciąża czy coś, jakbym nie mogła chwilowo pracować, to mnie nie zostawi samą z opłatami itd.
Jednak też widzę, że jest bardzo oszczędny, rozumiem, zbiera na określone cele. Też jestem oszczędna, nie wydaję dużo, zapisuję swoje wydatki, by wszystko mieć pod kontrolą. Wesele finansujemy po połowie. Problemem jest po prostu to, że kiedyś zarabiałam bardzo mało (trochę ponad najniższą), potem jakiś czas jeszcze gorzej. Teraz zarabiam więcej - ok 6k, co dla mnie jest dość znacznym "skokiem w przód" i już dość ok pensją. Jednak wiem, że dla niego nie. Bo kiedyś wypowiedział się o takiej pensji jak o niskiej... dlatego obawiam się poruszyć ten temat tym bardziej. Skoro wiem, jak ocenia taką kwotę... dążę cały czas do rozwoju, w przyszłości pewnie będzie to wyższa kwota w tej branży. No ale teraz mam tyle. Odkładam ile mogę. Jednak wiem, że jemu i tak nie dorównam. Kiedyś za to jak miałam bardzo niską pensję, miałam pewne wydatki konieczne, co spodowało, że bardzo mało mogłam wtedy oszczędzać. Teraz nadrabiam. Jednak wiadomo, koszty wesela są obecnie przeogromne. Będzie mnie na nie stać, ale duża część oszczędności na nie pójdzie + to co zostanie to pewnie uzna za "mało". Przeraża mnie po prostu, że on planuje duże koszty (inwestycje typu mieszkanie) w dość szybkim tempie, co ja bym wolała odkładać więcej czasu, żeby kredyt był mniejszy. A jak zamieszkam z nim, to jeszcze mniej uda mi się odkładać. Boję się generalnie, że będę uznana jako "kula u nogi" i że po latach będzie mi wypominał, że wszystko jest jego, że sama mało się dołożyłam czy coś w tym stylu (znam to z domu od rodziców).
Trochę chyba wyciągnęliście pochopne wnioski.... z narzeczonym rozmawiać otwarcie na wiele ważnych kwestii, tylko problem mam z rozmową o pieniądzach, bo tak miałam zawsze, tak zostałam wychowana - że o tym nie wypada mówić.
Generalnie problem jest taki, że on był kiedyś mocno naciągany przez dziewczynę na pieniądze. Wiedziałam o tym po części od niego, po części od jego znajomych. I nie naciągam go sama w żaden sposób - od początku związku za wszystko płacimy po połowie. W małżeństwie też tak będzie - tak mamy ustalone. Chcę mieć 3 kont, gdzie na to trzecie będziemy wpłacać co miesiąc na życie, resztę odkładać. Wiem też, że w trudnej sytuacji typu ciąża czy coś, jakbym nie mogła chwilowo pracować, to mnie nie zostawi samą z opłatami itd.
Jednak też widzę, że jest bardzo oszczędny, rozumiem, zbiera na określone cele. Też jestem oszczędna, nie wydaję dużo, zapisuję swoje wydatki, by wszystko mieć pod kontrolą. Wesele finansujemy po połowie. Problemem jest po prostu to, że kiedyś zarabiałam bardzo mało (trochę ponad najniższą), potem jakiś czas jeszcze gorzej. Teraz zarabiam więcej - ok 6k, co dla mnie jest dość znacznym "skokiem w przód" i już dość ok pensją. Jednak wiem, że dla niego nie. Bo kiedyś wypowiedział się o takiej pensji jak o niskiej... dlatego obawiam się poruszyć ten temat tym bardziej. Skoro wiem, jak ocenia taką kwotę... dążę cały czas do rozwoju, w przyszłości pewnie będzie to wyższa kwota w tej branży. No ale teraz mam tyle. Odkładam ile mogę. Jednak wiem, że jemu i tak nie dorównam. Kiedyś za to jak miałam bardzo niską pensję, miałam pewne wydatki konieczne, co spodowało, że bardzo mało mogłam wtedy oszczędzać. Teraz nadrabiam. Jednak wiadomo, koszty wesela są obecnie przeogromne. Będzie mnie na nie stać, ale duża część oszczędności na nie pójdzie + to co zostanie to pewnie uzna za "mało". Przeraża mnie po prostu, że on planuje duże koszty (inwestycje typu mieszkanie) w dość szybkim tempie, co ja bym wolała odkładać więcej czasu, żeby kredyt był mniejszy. A jak zamieszkam z nim, to jeszcze mniej uda mi się odkładać. Boję się generalnie, że będę uznana jako "kula u nogi" i że po latach będzie mi wypominał, że wszystko jest jego, że sama mało się dołożyłam czy coś w tym stylu (znam to z domu od rodziców).
Nie naginaj rzeczywistości - nie potraficie rozmawiać o wszystkim - nie potraficie rozmawiać o finansach (o czymś szalenie ważnym!) - dla mnie to brak dojrzałości do związku
Przecież pieniądze przekładają się na WSZYSTKO w życiu. A Ty piszesz, że TYLKO o tym nie umiesz rozmawiać. To znaczy o niczym...
Wiesz co to znaczy wspólność małżeńska? Chyba, że od razu planujecie intercyzę. To faktycznie musisz siebie zabezpieczać w razie niepowodzeń.
Ewe131 napisał/a:Przecież pieniądze przekładają się na WSZYSTKO w życiu. A Ty piszesz, że TYLKO o tym nie umiesz rozmawiać. To znaczy o niczym...
Dokładnie. Prawda jest taka, że pieniądze to TEST. kto zadowolony z siebie, kto zakompleksiony na swoim punkcie, kto wyrachowany na tle innych.
Ja bardzo finansowo odstawałąm od swojego partnera- w 2020 zarabiałam 3300, a on około 20 koła, dziś nawet więcej. Nie musiałam rąbać głupa, żem bogata bo wiedział ile mogę zarabiać w sekretariacie, a on jako COO. Czy komuś to przeszkadzało, uwierało, odbierało honor, nadawało ujmę? Nie. Byliśmy my- dwoje ludzi czujących ogień, potem zakochanie, potem miłość.
Autorko- przestań się wstydzić. Wiem, że pisałaś o niskim poczuciu włąsnej wartości (to chyba był ten wątek), nie umiejętności rozmawiania i poeniądzach, ale pieniądze to jedna z ważniejszych rzeczy w naszym życiu. Determinuje wiele. Ogarnij się. Jeśli nie umiecie rozmawiać o pieniadzach nie jeteście gotowi na ślub i tyle.
Pieniadze to bezpieczeństwo, a małżeństwo to WSPÓLNOTA. WSPÓŁNOTA, WSPÓLNOTA. I POWTÓRZĘ TO 200 RAZY.
Moim zdaniem masz racje
Trochę chyba wyciągnęliście pochopne wnioski.... z narzeczonym rozmawiać otwarcie na wiele ważnych kwestii, tylko problem mam z rozmową o pieniądzach, bo tak miałam zawsze, tak zostałam wychowana - że o tym nie wypada mówić.
Generalnie problem jest taki, że on był kiedyś mocno naciągany przez dziewczynę na pieniądze. Wiedziałam o tym po części od niego, po części od jego znajomych. I nie naciągam go sama w żaden sposób - od początku związku za wszystko płacimy po połowie. W małżeństwie też tak będzie - tak mamy ustalone. Chcę mieć 3 kont, gdzie na to trzecie będziemy wpłacać co miesiąc na życie, resztę odkładać. Wiem też, że w trudnej sytuacji typu ciąża czy coś, jakbym nie mogła chwilowo pracować, to mnie nie zostawi samą z opłatami itd.
Jednak też widzę, że jest bardzo oszczędny, rozumiem, zbiera na określone cele. Też jestem oszczędna, nie wydaję dużo, zapisuję swoje wydatki, by wszystko mieć pod kontrolą. Wesele finansujemy po połowie. Problemem jest po prostu to, że kiedyś zarabiałam bardzo mało (trochę ponad najniższą), potem jakiś czas jeszcze gorzej. Teraz zarabiam więcej - ok 6k, co dla mnie jest dość znacznym "skokiem w przód" i już dość ok pensją. Jednak wiem, że dla niego nie. Bo kiedyś wypowiedział się o takiej pensji jak o niskiej... dlatego obawiam się poruszyć ten temat tym bardziej. Skoro wiem, jak ocenia taką kwotę... dążę cały czas do rozwoju, w przyszłości pewnie będzie to wyższa kwota w tej branży. No ale teraz mam tyle. Odkładam ile mogę. Jednak wiem, że jemu i tak nie dorównam. Kiedyś za to jak miałam bardzo niską pensję, miałam pewne wydatki konieczne, co spodowało, że bardzo mało mogłam wtedy oszczędzać. Teraz nadrabiam. Jednak wiadomo, koszty wesela są obecnie przeogromne. Będzie mnie na nie stać, ale duża część oszczędności na nie pójdzie + to co zostanie to pewnie uzna za "mało". Przeraża mnie po prostu, że on planuje duże koszty (inwestycje typu mieszkanie) w dość szybkim tempie, co ja bym wolała odkładać więcej czasu, żeby kredyt był mniejszy. A jak zamieszkam z nim, to jeszcze mniej uda mi się odkładać. Boję się generalnie, że będę uznana jako "kula u nogi" i że po latach będzie mi wypominał, że wszystko jest jego, że sama mało się dołożyłam czy coś w tym stylu (znam to z domu od rodziców).
To tym bardziej powinnaś o tym rozmawiać przed ślubem, żeby nie obudzić się z ręką w nocniku.
Nie zasłaniaj się tym, że zostałaś tak wychowana, że nie rozmawia się o pieniądzach, bo chyba teraz już myślisz samodzielnie, więc powinnaś wiedzieć, że w związku pieniądze nie mogą być tematem tabu.
I o swoich obawach powinnaś z nim rozmawiać również dla swojego spokoju, bo co będzie dalej...
Jak mówił o kupnie większego mieszkania w krótkim czasie, to od razu powinnaś powiedzieć, co o tym myślisz, a Ty chowasz głowę w piasek.
Co mu powiesz jak konkretnie wyjdzie z taką propozycją po ślubie, będzie miał uzasadnione pretensje, że jak o tym mówił przed ślubem, to nie zaprzeczałaś, wyjdziesz na kombinatorkę.
Rita, no dobra, ale piszesz, że Twój partner wiedział, "ile możesz zarabiać w sekretariacie". Czyli z tego wynika, że mógł się domyślać po zawodzie, a nie, że mu powiedziałaś... i jak się już dowiedział czy tam domyślił, to czy nie miał potem problemu z tym, że to głównie on jest odpowiedzialny za utrzymanie rodziny? I za większość wydatków?
U mnie problem jest taki, że jestem z zawodu architektem. Każdy sobie myśli, że "ooo, porządny zawód, duże zarobki". On pewnie też. A prawda jest jaka jest. Najpierw tyrasz długo za prawie najniższą, a potem stopniowo i mozolnie zwiększasz pensję, jak się uda... i właśnie przez to, że panuje ogólna opinia o moim zawodzie jaka panuje, to obawiałam się, że rozczaruje się/niemiło zaskoczyć. I tak jakoś zleciało. A to, że nie lubię rozmawiać o pieniądzach to już tylko spotęgowało problem. Ja też nie wiem, ile on dokładnie zarabia, mniej więcej kiedyś dał mi do zrozumienia sam z siebie przybliżoną kwotę, ale nigdy go o to sama nie pytałam
co wam do tego, ze zmieszkaja dopiero po slubie? to ich decyzja. przez wieki ludzie zamieszkiwali dopiero po slubie. i te zwiazki byly napewno trwalsze niz dzisiaj. dzis prawie wszyscy mieszkaja ze soba przed, wiec zdazyli sie "przetestowac" a i tak sie rozchodza. jakby mieszkanie ze soba bylo gwarancja czegokolwiek.. nieformalne zwiazki trwaja 3-5 lat, rozwody dopiely juz 50%? i wszyscy ze soba mieszkali przed.
My się poznaliśmy, kiedy ja zarabiałam więcej od Miśka, teraz rolę się odwróciły. Nigdy nikt nikogo nie oceniał po tym co ma, tylko kim jest. Temat pieniędzy był od początku jasny,bo przecież mamy być razem, skoro razem to wszystko co z tym związane, musimy wiedzieć na czym stoimy by się wspierać, również finansowo. Wiesz kiedy to jest szalenie istotne? Kiedy macie wspólne wydatki, żłobek dla dziecka itp. Jeśli o tym nie porozmawiacie to wyobraź sobie sytuację, kiedy mąż Cię prosi abyś opłaciła polisę na Merca za 4 tys, bo on opłacił Wasze wakacje. Ty nie masz takich pieniędzy i co zrobisz? Weźmiesz pożyczkę byle by utrzymać pozory?
co wam do tego, ze zmieszkaja dopiero po slubie? to ich decyzja. przez wieki ludzie zamieszkiwali dopiero po slubie. i te zwiazki byly napewno trwalsze niz dzisiaj. dzis prawie wszyscy mieszkaja ze soba przed, wiec zdazyli sie "przetestowac" a i tak sie rozchodza. jakby mieszkanie ze soba bylo gwarancja czegokolwiek.. nieformalne zwiazki trwaja 3-5 lat, rozwody dopiely juz 50%? i wszyscy ze soba mieszkali przed.
Nie chodzi o fakt zamieszkania razem przed ślubem, chodzi o fakt, że nie potrafią ze sobą rozmawiać na temat finansów, a planują ślub
co wam do tego, ze zmieszkaja dopiero po slubie? to ich decyzja. przez wieki ludzie zamieszkiwali dopiero po slubie. i te zwiazki byly napewno trwalsze niz dzisiaj. dzis prawie wszyscy mieszkaja ze soba przed, wiec zdazyli sie "przetestowac" a i tak sie rozchodza. jakby mieszkanie ze soba bylo gwarancja czegokolwiek.. nieformalne zwiazki trwaja 3-5 lat, rozwody dopiely juz 50%? i wszyscy ze soba mieszkali przed.
Kiedyś ludzie się nie rozwodzili z prostego powodu... Kobieta nie mialaby gdzie iść z dziećmi... często nie pracowały zawodowo, albo tylko na roli. Cała moja wieś tak wyglądała jak byłam dzieckiem. Chłop chlal, czasem bił, a nie było ani jednego rozwodu. Nie wiem, czy jest to przykład "trwałości" związku ...
Teraz całe szczęście wiele kobiet jest niezależnych i nie dają sobą pomiatać.
30 2023-10-03 09:36:59 Ostatnio edytowany przez Kasssja (2023-10-03 09:50:00)
Hej, mam taki problem. Nie umiem rozmawiać o pieniądzach, nigdy nie umiałam, krępuje mnie to. Mam też problem z podziałem za wydatki (źle się czuję, jak ktoś za mnie płaci, chyba uważam, że nie jestem tego warta). Niedługo zmienia się mój stan cywilny. Mój przyszły mąż zarabia dużo więcej ode mnie (kiedyś wspomniał o tym, ale on nie wie, ile ja zarabiam). Boję się, że on myśli, że dużo (teoretycznie po zawodzie mógłby tak pomyśleć, ale niestety rzeczywistość w tej branży wygląda inaczej). Mam obawy, jak to będzie po przeprowadzce do niego (nie mieszkamy razem, mieszkam jeszcze z rodzicami). Teraz mam mniejsze wydatki, a i tak pieniądze uciekają, coś udaje mi się odłożyć, ale nie są to mega duże sumy. Po zamieszkaniu z nim pewnie będę mogła odłożyć jeszcze mniej. Boję się, że rozczaruje się, jak dowie się, że nie mam nie wiadomo jak dużych oszczędności czy dużej pensji. Czy faktycznie jest tak, że faceci bardzo patrzą, ile zarabiają kobiety? I jakie mają oszczędności? Że oczekują dużo i byliby rozczarowani, gdyby okazało się, że dużo nie mają?
Jeśli masz 6k netto to radzisz sobie lepiej niż większość Polaków, bo średnia krajowa jest niższa (dla etatowców). To jest wystarczająca kwota, żeby opłacać normalne życie we dwoje po 50%. Media, czynsz, jedzenie - taniej we dwoje niż solo. Jak to możliwe, że mieszkając z rodzicami (więc pewnie stołując się też za ich kasę) nie jesteś w stanie sporo odłożyć? No chyba że jesteś w stanie, ale chciałabyś odkładać 5k, a odkładasz 3k i się za to biczujesz, jak z tą pensją. Po pierwszym poście myślałam, że masz minimalną.
ALE: skoro nie umiesz powiedzieć partnerowi o swoich obawach odnośnie nierównych finansów, to nie jesteś gotowa na małżeństwo. Serio nie masz się czego bać, założę się, że większość Polaków wręcz marzy, żeby żona przynosiła do domu 6k zamiast robić tylko straty. W Polsce wciąż masa kobiet nie pracuje i wisi finansowo na mężach, a ty masz kompleksy, że zarabiasz ponad średnią, kosmos jakis.
ps. jak się potoczyła sprawa z kuzynką?
31 2023-10-03 09:55:20 Ostatnio edytowany przez wieka (2023-10-03 09:57:27)
Problem jest też w tym, że on dużo zarabia ale jest bardzo oszczędny czyt.dusigrosz, tym powinnaś się martwić , bo może Cię rozliczać z każdego grosza, a to nie to kupiłaś, a to za drogie, mogłaś kupić tańsze itp.
Takie rozliczanie które uzgodniliście, to pasuje do partnerstwa, nie do małżeństwa.
Był tu podobny problem, gdzie żona skarżyła się, że musi połowę dokładać do wspólnego koszyka, z tym, że jej zostawało miesięcznie 50zł, a jemu 5tys.
Ja jestem za tym, że jeżeli ktoś chce się tak rozliczać, a są duże różnice w zarobkach to powinno być proporcjonalnie.
A znam też taki przypadek, gdzie w podobnej sytuacji do Twojej, żona ma dowolność w wydatkach z tego wspólnego koszyka, choć tego nie chce nadużywać. Duży kredyt wzięli wspólny, choć on w dużej mierze go finansuje.
Dlatego bardziej matrw się co Cię czeka po ślubie odnośnie finansów, bo to dopiero może Cię psychicznie wykańczać.
Jeśli masz 6k netto
chyba brutto
Kasssja napisał/a:Jeśli masz 6k netto
chyba brutto
Widzę, że średnia to już 7k brutto. No to poniżej średniej, ale nadal akceptowalnie przy życiu w 2 osoby.
Mężczyzn nie interesuje ile zarabia kobieta.
Ważne są inne rzeczy.
Mężczyzn nie interesuje ile zarabia kobieta.
Ważne są inne rzeczy.
Nie mów za wszystkich, bo nawet partner autorki do takich nie należy.
W ogóle w obecnych czasach mało który chce utrzymywać żonę, znak czasu i dobrze, bo kobiety są bardziej samodzielne.
Owszem, mężczyźni patrzą na pieniądze, zarówno na to co kobieta posiada jak i ile zarabia. Autorko MUSISZ szczerze pogadać ze swoim facetem o tym i to jak najprędzej. Omówcie jak wyobrażacie sobie wspólne życie pod względem finansowym bo inaczej możesz grubo się przejechać... On wygląda na sknerę, a to wróży bardzo źle. Oby nie stało się jak w moim ostatnim przypadku, kiedy po 2-3 mcach znajomości odpowiedziałam szczerze o swojej sutuacji mężczyźnie, który już zdążył wyznać mi miłość - gdy dowiedział się jak skromnie żyję, z dnia na dzień mnie zostawił..... Byłam zszokowana tą sytuacją i już dałam sobie spokój z szukaniem kogokolwiek...
Owszem, mężczyźni patrzą na pieniądze, zarówno na to co kobieta posiada jak i ile zarabia. Autorko MUSISZ szczerze pogadać ze swoim facetem o tym i to jak najprędzej. Omówcie jak wyobrażacie sobie wspólne życie pod względem finansowym bo inaczej możesz grubo się przejechać... On wygląda na sknerę, a to wróży bardzo źle. Oby nie stało się jak w moim ostatnim przypadku, kiedy po 2-3 mcach znajomości odpowiedziałam szczerze o swojej sutuacji mężczyźnie, który już zdążył wyznać mi miłość - gdy dowiedział się jak skromnie żyję, z dnia na dzień mnie zostawił..... Byłam zszokowana tą sytuacją i już dałam sobie spokój z szukaniem kogokolwiek...
O kurczę, no to idzie nowe. Nie wiem, czy ktokolwiek kiedykolwiek pytał mnie w związkach o zarobki. Jeśli sama czegoś nie chlapnęłam, to nie było tematu. Ale w sumie ja też nigdy nie pytałam tak dokładnie.
Bardzo mi przykro, że ten twój tak się zachował. I to po kilku miesiącach, gdy już byliście zaangażowani. Straszna menda z niego, umotywował jakoś zerwanie? Czy zniknął jak duch?
Kasssju po prostu zniknął, przestał się odzywać. Okropne to było, ponieważ ewidentnie o kasę poszło, nic innego co miałoby się wtedy wydarzyć nie potrafię wskazać.
39 2023-10-03 19:46:25 Ostatnio edytowany przez Kasssja (2023-10-03 19:46:42)
Kasssju po prostu zniknął, przestał się odzywać. Okropne to było, ponieważ ewidentnie o kasę poszło, nic innego co miałoby się wtedy wydarzyć nie potrafię wskazać.
Ludzie, którzy ghostingują swoich partnerów, nie są nic warci, tchórze i mendy. Jeszcze rozumiem zniknąć po pierwszej, nieudanej randce (choć to nieelegancko), ale po kilku miesiącach spotkań, pewnie też wyjazdów, seksów, planów? Strasznie świństwo.
A może być tak, że ty jesteś pewna, że poszło o kasę, ale on np. poznał kogoś innego albo wrócił do ex albo jeszcze coś innego? Kiepska pensja brzmi absurdalnie jako powód rzucenia kogoś już na etapie związku, przecież musiał widzieć, jak mieszkasz, czym jeździsz, na co cię stać na randkach itd...
Jestem pewna na 99% że poszło o mój status materialny, ponieważ widywałam go później niejednokrotnie na mieście i zawsze był sam, i z tego co widzę tak jest do dziś, a minęły prawie 3 lata. Oczywiście próbował mnie potem zagadywać "po koleżeńsku", ale olałam go totalnie. Dupek i tyle, dodam że wykształcony, dojrzały (zdałoby się) człowiek. Ech...
41 2023-10-03 21:06:19 Ostatnio edytowany przez Kasssja (2023-10-03 21:06:38)
Jestem pewna na 99% że poszło o mój status materialny, ponieważ widywałam go później niejednokrotnie na mieście i zawsze był sam, i z tego co widzę tak jest do dziś, a minęły prawie 3 lata. Oczywiście próbował mnie potem zagadywać "po koleżeńsku", ale olałam go totalnie. Dupek i tyle, dodam że wykształcony, dojrzały (zdałoby się) człowiek. Ech...
I ty przez niego od 3 lat nie umawiasz się z nikim? Przecież to jakiś zaburzony odpad był. A jak on sobie radził finansowo? Pytam, bo ciekawi mnie, czy mogło pójść o to, że nie dotrzymasz mu kroku (np, w drogich wakacjach) czy o to, ze razem będziecie klepać biedę, a on chciał kogoś zamożniejszego niż on sam.
42 2023-10-03 21:35:37 Ostatnio edytowany przez szeptem (2023-10-03 21:37:21)
Sam nie należał do bogaczy, więc zapewne szukał kobiety zamożniejszej od siebie. Co do mnie to tak, z nikim już się nie spotykam, dałam za wygraną, nie mam sił i nerwów a poza tym kończę zaraz 49 lat... Jestem realistką.
Ale nie róbmy offtopu. Autorce wątku radzę szczerość i przemyślenie, czy ten facet w ogóle nadaje się na jej męża.
Kasssja napisał/a:Jeśli masz 6k netto
chyba brutto
Na początku też myślałem że ma znacznie mniej,ale teraz zaczynam podejrzewać że ten temat to provo.
Farmer napisał/a:Kasssja napisał/a:Jeśli masz 6k netto
chyba brutto
Na początku też myślałem że ma znacznie mniej,ale teraz zaczynam podejrzewać że ten temat to provo.
Czyli nie myślałeś że temat jest prowokacją gdy laska pisała że boi się wyjawić swoje zarobki facetowi z którym planuje ślub ale jak napisała że zarabia 6k to jest to provo
No sorry ale 6k nawet netto to mało i rozumiem dziewczynę.
Farmer napisał/a:Kasssja napisał/a:Jeśli masz 6k netto
chyba brutto
Na początku też myślałem że ma znacznie mniej,ale teraz zaczynam podejrzewać że ten temat to provo.
Ja to dawno podejrzewam
Nowe_otwarcie napisał/a:Farmer napisał/a:chyba brutto
Na początku też myślałem że ma znacznie mniej,ale teraz zaczynam podejrzewać że ten temat to provo.
Czyli nie myślałeś że temat jest prowokacją gdy laska pisała że boi się wyjawić swoje zarobki facetowi z którym planuje ślub
ale jak napisała że zarabia 6k to jest to provo
No sorry ale 6k nawet netto to mało i rozumiem dziewczynę.
Jeśli on 20, to jest duża różnica, jednemu by to nie przeszkadzało, drugiemu tak.
Nowe_otwarcie napisał/a:Farmer napisał/a:chyba brutto
Na początku też myślałem że ma znacznie mniej,ale teraz zaczynam podejrzewać że ten temat to provo.
Czyli nie myślałeś że temat jest prowokacją gdy laska pisała że boi się wyjawić swoje zarobki facetowi z którym planuje ślub
ale jak napisała że zarabia 6k to jest to provo
No sorry ale 6k nawet netto to mało i rozumiem dziewczynę.
Nie przesadzaj. 3 lata temu kolega będący dyrektorem zarządzającym na Polskę w międzynarodowej firmie też zareagował na moje zarobki pewnie podobnie jak facet autorki nz jej zarobki (czyli życzliwym facepalmem), ale gdyby każdy miał się chlastać że nie ma zarobków na tym poziomie, to nasza populacja by spadła do poziomu populacji Luksemburga czy nawet Islandii
Czy 6 k netto to dużo czy mało... hmm wszystko się rozbija o porównanie i przyzwyczajenia. Jeżeli facet ma 20 na rękę kobieta 6 to faktycznie mało. Jeśli facet zarabia 3 netto, a kobieta 6 to już dużo. Jeśli rodzina ma 6 k na miesiąc to cholernie mało. Także punkt widzenia,zależy od punktu siedzenia.
Oceniając, że Autorka skończyła studia i ma te 6 tys netto, a ktoś bez wyższego wykształcenia ma te 4/5 netto to faktycznie mało zarabia.
Dodam, że powyższa kwestia nie jest istotna w tym temacie (tak na marginesie), Autorce niewiele to wniesie
Czy 6 k netto to dużo czy mało... hmm wszystko się rozbija o porównanie i przyzwyczajenia. Jeżeli facet ma 20 na rękę kobieta 6 to faktycznie mało. Jeśli facet zarabia 3 netto, a kobieta 6 to już dużo. Jeśli rodzina ma 6 k na miesiąc to cholernie mało. Także punkt widzenia,zależy od punktu siedzenia.
Oceniając, że Autorka skończyła studia i ma te 6 tys netto, a ktoś bez wyższego wykształcenia ma te 4/5 netto to faktycznie mało zarabia.
Dodam, że powyższa kwestia nie jest istotna w tym temacie (tak na marginesie), Autorce niewiele to wniesie
Istotka, znów punkt widzenia "warszawsko-cieplarniany"; naprawdę, w skali kraju (poza kwestią że 6k na całą rodzinę to faktycznie mało) opisane warunki dotyczą mniejszości. Pomijam już fakt małego prawdopodobieństwa faktu że autorce grozi z tego powodu jakaś znacząca przykrośc czy wyliczanie wydatków domowych wzorem pewnego znanego nam z forum (i wzmiankowanego powyżej), skrajnego przykładu