Kilka razy już tu przeczytałem, że w niektórych założonych tu przeze mnie wątkach szmugluję swoje fantazje o dominujących kobietach. Coś jest na rzeczy, bo jak już wspominałem mam pewną odmianę kompleksu madonny i ladacznicy - w którym stronę romantyczno-estetyczną prezentuje model rycerza i księżniczki, a drugą, tę fizyczną potrzeba kobiety, która zdominuje mnie w każdym aspekcie.
Zacząłem dostrzegać - zwłaszcza poprzez jedną znajomą mi osobę - że przyjmuje to u mnie postać silnej cechy egodystonicznej, mniej więcej czegoś takiego, jak w przypadku homoseksualistów o skrajnie prawicowych poglądach.
Ową osobą był pewien dość ważny lokalny urzędnik. Po wyroku TK w sprawie aborcji, napisał na FB posta w stylu "Kaczyński nie przeżył awantury z żoną". Skrzętnie odnotowałem tę wypowiedź. Kilka miesięcy temu, żona tego urzędnika zmarła na raka. Kiedy ta informacja do mnie dotarła, zacząłem snuć pewne wywody, których omal nie przelałem na facebookowe komentarze:
1. Jeśli go biła, może miała dwubiegunówkę, a skoro miała dwubiegunówkę to pewnie to było samobójstwo
2. To kto go teraz będzie pejczował i deptał szpilami?
Jednak się zatrzymałem i żadna z tego typu wypowiedzi nie trafiła do obiegu. Ale, zacząłem się zastanawiać, skąd u mnie taka wręcz, niemalże obsesyjnie mocne reakcje na właśnie tego typu argumenty. Dlaczego tekst typu "awantury z żoną nie przeżyłeś" wzbudza we mnie wręcz chęć mentalnego zmiażdżenia autora takich słów. Czy może być to właśnie tytułowy problem?