Jak się uwolnić? Kocham kogoś dla kogo nie jestem ważna. Kontakt istnieje tylko dlatego, że ja go podtrzymuje. I nie umiem przestać. Jak narkoman. Trwa to już 6 lat. W tym czasie chodziłam na terapię. Brałam leki. Było to moje drugie podejście do leków. Miałam zdiagnozowaną depresje i nerwice. Leki na mnie bardzo dobrze zadziałały. Zobaczyłam jak może wyglądać życie. Ja nie wiedziałam, że można normalnie rano wstać. Bez płaczu, bólu. Nauczyłam się funkcjonować. Skończyłam studia, znalazłam prace w zawodzie. W pracy super się odnalazłam. Trafiłam do miejsca, w którym bardzo dobrze się czułam. W tej pracy poznałam faceta. Na początku wszystko wydawało się idealne. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem. Bardzo dobrze się dogadywaliśmy. Mieliśmy identyczne poczucie humoru. Bajka. Tak myślałam. Tylko nie było nic oprócz spędzania razem czasu. Żadnych planów. Odeszłam więc. Po kilku tygodniach powiedział, że wszystko ułoży. Nic oczywiście nie ułożył. Nic nie było na powaznie. Zadnych deklaracji, wspólnych planów. Owszem starał się. Planował wyjścia czy wpadał w srodku dnia, żeby wyjść ze mną na obiad. Teraz jak to opisuje to jesteśmy od tego lata świetlne.
Oczywiście żadnych poważnych kroków nie było. Ale ja już nie potrafiłam odejść. I w sumie do dziś nie potrafię. Z tym, że teraz jest jeszcze mniej niż kiedyś. Rozstałam się z nim na 2 lata. I byl to najgorszy czas mojego życia. Każdy dzien był męką. Chodziłam na terapię, brałam leki. Leki nie działy, wypróbowałam 6 leków bez większych rezultatów. Każdy dzień był wegetacją, cierpieniem. Terapia nie pomagała. Mialam dosyc. Aż po 2 latach się do Niego odezwalam. Po prostu się poddałam. Jak zadzwoniłam to przegadaliśmy 5h. Kolejnego dnia 3h i tak przez kolejne dni. Znowu poczułam się szczęśliwa. Tylko co z tego skoro On nie chce się wiązać na poważnie, nie chce miec rodziny. Nie potrafi się zaangażować.
A ja nie potrafie żyć ani z Nim na takich warunkach ani bez Niego. Czuję się jak w pułapce.
Życiowo czuję się wypalona. Ja straciłam zainteresowanie życiem. Znienawidziłam swoją pracę, swój zawód. Byłam ambitna, chciałam się rozwijać. A dzis priorytetem mojej pracy jest wyrobienie 8h. Moja ambicja ogranicza się do przepracowania tych 8h.
A teraz znowu jestesmy w tym samym punkcie co kiedyś. Postawiłam ultimatum. Wybrał to co zawsze, czyli brak zaangażowania. Zakończyłam to. Nawet dobrze się w tym trzymałam. Poczulam, że to rozczarowanie mnie uwolni. Że teraz dam radę. W sumie dobrze mi szło. Aż do momentu jak przyjechał oddać mi rzeczy. Wychodząc powiedział, że jak będę chciała porozmawiać to żebym w niedzielę zadzwonila, to przyjedzie. I od tamtego czasu trwa takie niewiadomo co. Przyjeżdża mi pomagać. Nie bede pisać o co chodzi, bo w czym pomaga nie ma to znaczenia , a nie chce zostać rozpoznana. Trwa to jakieś 1.5 miesiąca. Przyjeżdżał nawet chory, tak, że ledwo się na nogach trzymał. Moj chory umysl cjce w tym widzieć jakąś szanse na bycie razem. Ale On w czasie tych spotkań w żaden sposób nie nawiązuje do spraw prywatnych, nie szuka kontaktu. Nie wiem po co przyjeżdża. Sam to zaproponował. Myślałam, ze moze bedzie próbowal wrócić, ale nie. Gdyby nie te jego wizyty to w pełnej zgodzie sama ze sobą uznalabym, że ma mnie w d... .
Dzis czuję, że przegrałam życie. Nie mogę powiedzieć, że mnie zniszczył, bo ja już wcześniej bylam zniszczona. Ale nigdy nie bylam na takim dnie jak obecnie. I nie widzę dla siebie drogi ratunku. Chodziłam kilka lat na terapię. Nic mi nie pomogła. Dziś nie stać mnie na wydatek 4x200zł w miesiącu po to, żeby po czasie stwierdzić, że mi to nic nie pomaga.
Nie wiem jak sobie pomóc. Dla mnie czas nie leczy ran tylko bardziej je pogłębia. Wiem, że jestem źle traktowana a nie umiem tego przerwać. Może któraś z Was byla takim beznadziejnym przypadkiem jak ja i wie jak sobie poradzić?
Penne ile masz lat?
3 2023-05-12 08:57:00 Ostatnio edytowany przez Legat (2023-05-12 08:59:22)
Jeśli dziewczynki miały problem z uwagą ojców, potem szukają tej uwagi u facetów i tak to się ciągnie. Myślę, że on po prostu się ciebie boi. Bo nie będzie mógł z tobą sam oddychać. Całą uwagę, będzie musiał oddać tobie.
(...) Wiem, że jestem źle traktowana a nie umiem tego przerwać. Może któraś z Was byla takim beznadziejnym przypadkiem jak ja i wie jak sobie poradzić?
Jesteś źle traktowana przez samą siebie. Człowiek, od kontaktu z którym - jak napisałaś - chcesz się uwolnić, kilkukrotnie powiedział, czego w waszej relacji chce, czego nie chce. Ty na to przystałaś.
Terapia nie dała efektów? Hm... . Skoro trwała tak długo, to pewnie dowiedziałaś się, z czego wynika taki, nie inny sposób Twego myślenia i działania. Miałaś czas na "uporządkowanie" emocji związanych z trudnymi doświadczeniami. Pozostało Ci "tylko" podjąć decyzję o zakończeniu relacji, co też uczyniłaś, ale z sobie wiadomych względów nie ucięłaś kontaktów, nie zablokowałaś numerów, adresów pana, po raz kolejny i kolejny zgadzając się na życie według jego warunków.
Na forum jest niemal zapomniany, bardzo obszerny, wątek, w którym znajdziesz sposoby wyjścia z podobnych związków, ale też tłumaczenia kobiet, które zdecydowały się na grę w "Tak, ale...". Proponuję, byś przeczytała go ze zrozumieniem.
To ten wątek: https://www.netkobiety.pl/t17705.html
Prawda jest taka że żadna g...na terapia nie da w tym wypadku tego co zmiana środowiska. Jedyne komu (lub czemu) w takiej sytuacji taka terapia pomoże, to tylko portfelom "terapeutów".
Autorko, to forum zeszło już całkowicie na psy odkąd zweszyla je grupa trolli, więc tak naprawdę nie mam ochoty tu się udzielać, jednak w Twoim przypadku zrobię wyjątek, bo wydajesz mi się osobą, która naprawdę mocno się pogubiła, a szkoda bo życie masz tylko jedno i tak łatwo możesz je sobie zmarnować
Byłam w podobnej sytuacji po jednej i po drugiej stronie.
Najpierw to ja przez wiele lat byłam opętana jakąś chora obsesja na punkcie pewnego faceta, gdzie mój rozum działał sprawnie, jednak całkowicie i z kretesem przegrywał z emocjami.
Też chodziłam do terapeutów, ale to nic nie pomagało." Zachorowałam psychicznie" na punkcie faceta, który jawnie mnie wykorzystywał i miał za nic. Udowodnił mi to na milion sposobów, a ja i tak nie potrafiłam odpuścić tej znajomości.
Wiem więc co czujesz i bardzo Ci współczuję.
Na pocieszenie napiszę, że kiedyś Ci to przejdzie i narodzisz się jako zupełnie nowa osoba, niestety pośród zgliszczy i strat.
Tak się złożyło, że na skutek różnych okoliczności wyprowadziłam się z przeklętego miejsca i zaczęłam nowe życie zupełnie gdzie indziej.
To mnie uratowało.
Zniknęła chora obsesja. Znowu zaczęłam żyć, czuć nowe zapachy i widzieć kolory, chociaż trosk różnego typu raczej mi nie brakowało
Takim oto sposobem minęło ponad siedem lat.
I wiesz co się stało? Otóż, w moich sprawach osobistych sprawa tak się odwróciła, że obiekt mojej wcześniejszej wieloletniej obsesji wpadł dokładnie w to samo goowno, w którym byłam kiedyś ja.
Tak więc od wielu lat utrzymuje że mną całkowicie jednostronna znajomość i żyje moimi sprawami, które analizuje wzdłuż i wszerz, mietli i co jakiś czas dzwoni, bo kompletnie nie daje sobie rady z tym, że jestem zadowolona i że kiedyś wyprowadziłam się z naszego miasta.
Jego zachowanie trąca o stalking i nie jest zdrowe.
Z jego słów wynika, że śnie mu się po nocach a gdy o mnie myśli, to dym z wściekłości ulatnia mu się uszami.
Jego zdaniem bowiem popełniłam najgorszy błąd swojego życia wyprowadzając się i stając się tym samym nikim itd.
Dzwoni mniej więcej raz na kilka miesięcy, czasami seryjnie czyli dzień po dniu, a czasami nie wiadomo dlaczego nagle milknie i odzywa się po kilku miesiącach
Myślę, że będzie tak robił dopóki nie umrze.
Pisze poważnie.
Autorko, gdybym ja została w tamtym mieście, to jestem prawie pewna, że do tej pory cały czas byłabym strona owładnięta obsesja na punkcie tego chłopa.
Uratowałam swoje życie tylko dlatego, że uciekłam z tamtego miejsca.
7 2023-05-12 12:14:43 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2023-05-12 12:24:15)
Prawda jest taka że żadna g...na terapia nie da w tym wypadku tego co zmiana środowiska. Jedyne komu (lub czemu) w takiej sytuacji taka terapia pomoże, to tylko portfelom "terapeutów".
+1.
Jak narkoman
W punkt. To jest dokladnie ta sama dynamika.
Narkotyki krotkoterminowo daja znaczna ulge w cierpieniu, ktorego zrodlo lezy gdzies indziej.
Dlugofalowo dodaja cierpienia (czego jestesmy swiadomi) - sprawiajac, ze potrzebujemy ich jeszcze bardziej.
Relacja z tym mezczyzna tez krotkoterminowo przynosi Ci ulge w cierpieniu, ktorego zrodlo lezy gdzies indziej.
Rozmowa z nim daje Ci poczucie zrozumienia i spokoju.
Natomiast jego brak checi zaangazowania sie sprawia, ze martwisz sie o to czy nie marnujesz czasu na kogos, kto Cie zostawi gdy bedzie Ci duzo trudniej znalezc kogos innego (kto moglby sie zaangazowac).
Wiec dlugofalowo wplywa negatywnie na twoje poczucie bezpieczenstwa - i co za tym idzie - spokoju.
Tak jak narkoman jestes w sytuacji, ktora Cie uspokaja a jednoczesnie martwi (poprzez budowanie ryzyka na przyszlosc).
Gary pewnie by nie widzial tutaj zadnego problemu - baw sie xD
Problem natomiast polega w tym, ze nie masz nikogo innego kto by Cie rozumial i pozwolil Ci byc soba - narzekac, byc negatywna itp - a jednoczesnie byl troche YOLO i zarazal takim luzackim podejsciem.
Jak go rozwiazac?
Moim zdaniem potrzebujesz znalezc sobie jeszcze kogos (najlepiej kolezanke - od biedy faceta, ktory chce sie zaangazowac), z kim bedziesz sie czula tak dobrze jak z nim.
Do tego czasu kontakt z nim pomaga Ci utrzymac rownowage (myslenie o przyszlosci ja zachwiewa) wiec utrzymuj.
(Z duzym prawdopodobienstwem gdyby ten facet sie zmienil i zdecydowal zaangazowac, przestalby miec tak atrakcyjny, uspokajajacy wplyw na Ciebie - bo jego brak przejmowania sie innymi i bycie wolnym jak ptak daje mu poczucie luzu, ktorym zaraza i ktore Ci tak - krotkofalowo - pomaga)
Tylko laczac krotko-dystansowe poczucie rownowagi z jednoczesnym planowaniem i praca nad dywersyfikacja zrodel pomocy lub / i szukaniem / ograniczaniem zrodel watpliwosci (codziennych) jestes - moim zdaniem - w stanie cos zmienic w swoim zyciu na lepsze.
Myślę że problemem nie jest to, że nie potrafisz zerwać z tym facetem, tak naprawdę nie chcesz stracić tego co on Ci daje. Czyli ciepła, uwagii, troski itp. Pytanie tylko dlaczego tych emocji, uczuć w sobie nie szukasz. Po prostu zmień źródło tych uczuć. Wcale niekoniecznie mam na myśli abyś szukała innego faceta. Mam na myśli abyś tak bardzo pokochała siebie, żebyś nie szukała tego w kimś. No ale wiem... Łatwo powiedzieć... Zacznij od zastanawienia się skąd u Ciebid to się wzięło. Może w dzieciństwie nie miałaś wystarczająco dużo uwagii czy uczuć ze strony rodziców, być może byki destrukcyjni dla Twojego poczucia własnej wartości, a być może zaburzone relacje z rówieśnikami. Warto poznać genezę bo łatwiej jest wówczas znaleźć sposób jak z tego wyjść. Nie podam Ci recepty, natomiast myślę, że to jest zadanie dla psychoterapeuty, ale dobrego specjalisty.
Masz przyjaciół?
Jeśli masz zdiagnozowaną nerwicę, poszukaj naturalnych sposobów na radzenie sobie z tym. Wiesz, ja akurat nie mam, natomiast mam dość temperamentny charakter, dużo dała mi medytacja, ćwiczenie oddechu, spacery. Dziś lepiej radzę sobie z emocjami, jestem w stanie trochę się odciąć, stanąć z boku. Szukaj siebie w tym wszystkimz może sport, tańce itp. to oczywiście jeden z wielu sposobów, ale polecam szukać i działać holistycznie
9 2023-05-12 14:07:39 Ostatnio edytowany przez Penne (2023-05-12 14:08:55)
Jeśli dziewczynki miały problem z uwagą ojców, potem szukają tej uwagi u facetów i tak to się ciągnie. Myślę, że on po prostu się ciebie boi. Bo nie będzie mógł z tobą sam oddychać. Całą uwagę, będzie musiał oddać tobie.
Nie jest tak, nie jestem bluszczem. Miałam znajomych, byłam towarzyska, wyjeżdżałam z koleżankami, chodziłam na zajęcia. Piszę w czasie przeszlym, bo odsunęłam sie od większości znajomych. Nie umiem już funkcjonować jak kiedyś.
Poza tym wydaje mi się, że On lubi jak się koło niego skacze. Jak w jego towarzystwie piszę z kimś innym to od razu się uaktywniał. Przykładowo bylismy w xero. Stał przy ladzie i czekał na dokumenty. Ja w tym czasie pisałam z koleżanką i uśmiechałam sie do telefonu. Zaczął mi puszczać sygnały, wygłupiać się przy ladzie. Jak dziecko szukające uwagi.
Dziękuję za inne Wasze posty. Odpiszę później, bo teraz muszę wyjść.
Zmień środowisko.
Wyprowadź się,najlepiej na drugi kraniec polski,jeżeli masz możliwości, to za granice.
Zorganizuj sobie tak plan dnia, aby był wypchany po kokardkę.
Praca, po pracy gotowanie,po gotowaniu wysiłek fizyczny,po wysiłku fizycznym wysiłek psychiczny/nauka nowych rzeczy, to może być cokolwiek, nowy język/dendrologia/mykologia, cokolwiek.
Jak żebyś usypiała od razu po położeniu sie do łózka.
I tak dzień w dzień.
Umysł sam nadpisze jego osobę.
Być może osobowość narcystyczna... Nic Ci nie da próba "rozgryzienia" go, stracisz tylko na to swoją energię. Przyjaciel kiedyś zadał mi pytanie, kiedy akurat płakałam po swoim ex, "wiedząc jaki jest, jakie ma wady i zalety, chcesz tak spędzić całe życie? - yyy....nie? - to po co głupia płaczesz?" Heh, no właśnie sobie zadaj też te pytanie, mi bardzo pomogło, stąd przekazuje Tobie
Zmień środowisko.
Wyprowadź się,najlepiej na drugi kraniec polski,jeżeli masz możliwości, to za granice.
Zorganizuj sobie tak plan dnia, aby był wypchany po kokardkę.
Praca, po pracy gotowanie,po gotowaniu wysiłek fizyczny,po wysiłku fizycznym wysiłek psychiczny/nauka nowych rzeczy, to może być cokolwiek, nowy język/dendrologia/mykologia, cokolwiek.
Jak żebyś usypiała od razu po położeniu sie do łózka.
I tak dzień w dzień.
Umysł sam nadpisze jego osobę.
Zła rada. A w innym miejscu może poznać innego i może być powtórka z rozrywki i będzie sie tak w kółko przeprowadzać?
(...) Wiem, że jestem źle traktowana a nie umiem tego przerwać. (...)
nie jestem bluszczem. Miałam znajomych, byłam towarzyska, wyjeżdżałam z koleżankami, chodziłam na zajęcia. Piszę w czasie przeszlym, bo odsunęłam sie od większości znajomych. Nie umiem już funkcjonować jak kiedyś. (...)
Kiedyś nie byłaś bluszczem.
(...) Poza tym wydaje mi się, że On lubi jak się koło niego skacze. (...) Zaczął mi puszczać sygnały, wygłupiać się przy ladzie. Jak dziecko szukające uwagi. (...)
Ty zaś lubisz skakać kolo niego.
Co możesz zrobić dla siebie?
Uznać, że jesteś (bo jesteś, czy tego chcesz, czy nie) za swe decyzje odpowiedzialna.
Penne ile masz lat?
38 lat
Prawda jest taka że żadna g...na terapia nie da w tym wypadku tego co zmiana środowiska. Jedyne komu (lub czemu) w takiej sytuacji taka terapia pomoże, to tylko portfelom "terapeutów".
Myślałam o tym. Żeby to wszystko rzucić i wyjechać. Ale mam tutaj za dużo zobowiązań. Nie jestem w stanie wyjechać.
16 2023-05-12 17:40:12 Ostatnio edytowany przez Penne (2023-05-12 17:42:28)
Autorko, to forum zeszło już całkowicie na psy odkąd zweszyla je grupa trolli, więc tak naprawdę nie mam ochoty tu się udzielać, jednak w Twoim przypadku zrobię wyjątek, bo wydajesz mi się osobą, która naprawdę mocno się pogubiła, a szkoda bo życie masz tylko jedno i tak łatwo możesz je sobie zmarnować
Byłam w podobnej sytuacji po jednej i po drugiej stronie.
Najpierw to ja przez wiele lat byłam opętana jakąś chora obsesja na punkcie pewnego faceta, gdzie mój rozum działał sprawnie, jednak całkowicie i z kretesem przegrywał z emocjami.
Też chodziłam do terapeutów, ale to nic nie pomagało." Zachorowałam psychicznie" na punkcie faceta, który jawnie mnie wykorzystywał i miał za nic. Udowodnił mi to na milion sposobów, a ja i tak nie potrafiłam odpuścić tej znajomości.
Wiem więc co czujesz i bardzo Ci współczuję.
Na pocieszenie napiszę, że kiedyś Ci to przejdzie i narodzisz się jako zupełnie nowa osoba, niestety pośród zgliszczy i strat.
Tak się złożyło, że na skutek różnych okoliczności wyprowadziłam się z przeklętego miejsca i zaczęłam nowe życie zupełnie gdzie indziej.
To mnie uratowało.
Zniknęła chora obsesja. Znowu zaczęłam żyć, czuć nowe zapachy i widzieć kolory, chociaż trosk różnego typu raczej mi nie brakowało
Takim oto sposobem minęło ponad siedem lat.
I wiesz co się stało? Otóż, w moich sprawach osobistych sprawa tak się odwróciła, że obiekt mojej wcześniejszej wieloletniej obsesji wpadł dokładnie w to samo goowno, w którym byłam kiedyś ja.
Tak więc od wielu lat utrzymuje że mną całkowicie jednostronna znajomość i żyje moimi sprawami, które analizuje wzdłuż i wszerz, mietli i co jakiś czas dzwoni, bo kompletnie nie daje sobie rady z tym, że jestem zadowolona i że kiedyś wyprowadziłam się z naszego miasta.
Jego zachowanie trąca o stalking i nie jest zdrowe.
Z jego słów wynika, że śnie mu się po nocach a gdy o mnie myśli, to dym z wściekłości ulatnia mu się uszami.
Jego zdaniem bowiem popełniłam najgorszy błąd swojego życia wyprowadzając się i stając się tym samym nikim itd.
Dzwoni mniej więcej raz na kilka miesięcy, czasami seryjnie czyli dzień po dniu, a czasami nie wiadomo dlaczego nagle milknie i odzywa się po kilku miesiącach
Myślę, że będzie tak robił dopóki nie umrze.
Pisze poważnie.
Autorko, gdybym ja została w tamtym mieście, to jestem prawie pewna, że do tej pory cały czas byłabym strona owładnięta obsesja na punkcie tego chłopa.
Uratowałam swoje życie tylko dlatego, że uciekłam z tamtego miejsca.
Ulle dziękuję za twój post. W punkt opisałaś z czym się zmagam. Mój umysł wie, że powinnam uciekać, gdzie pieprz rośnie. To emocje trzymają. Podobnie jak u Ciebie nie potrafię odpuścić. Może teraz jest trochę inaczej, bo kontakt nie wychodzi z mojej strony. Pewnie u większości tutaj wywoła to uśmiech politowania. Ale dla mnie to osiągnięcie, ze nie dzwonie i nie wymyślam sztucznych powodów, żeby przyjechał. Nawet nie czekam na jego telefon. Tęsknię owszem, ale nie czekam. Jednocześnie czuję ogromny ból za to jak mnie potraktował. Ja nie dostałam normalnego życia z automatu. Na to, żeby normalnie funkcjonować pracowałam latami. Wykorzystał to, że jestem od Niego zależna, że to mi bardziej zależy. To mnie najbardziej boli. Nie rozumiem po co to podtrzymywał, obiecywał, że ułoży, gdy mu nie zależało i nie miał zamiaru nic układać.
Aż nie mogę uwierzyć w twoją historię. Że tak role się odwróciły. I to po tylu latach.
Ten ode mnie przez 2 lata nawet się nie zająknął, więc myślałam, że tacy ludzie po prostu wywalają innych z głowy i nigdu o nich nie myślą.
Być może osobowość narcystyczna... Nic Ci nie da próba "rozgryzienia" go, stracisz tylko na to swoją energię. Przyjaciel kiedyś zadał mi pytanie, kiedy akurat płakałam po swoim ex, "wiedząc jaki jest, jakie ma wady i zalety, chcesz tak spędzić całe życie? - yyy....nie? - to po co głupia płaczesz?" Heh, no właśnie
sobie zadaj też te pytanie, mi bardzo pomogło, stąd przekazuje Tobie
Myślałam o osobowości narcystycznej. Ale wiele cech nie pasuje. On sobie doskonale zdaje sprawę ze swoich złych zachowań. Wyciąga wnioski, rozumie emocje innych ludzi. W pewnym momencie myślalam, ze On nie ma żadnych emocji, nie wie co to empatia. Ale doskonale wie. Zdawał sobie sprawę z tego, że np. źle mnie potraktowal. Unikał natomiast nazywania moich emocji. Ograniczal sie do stwierdzenia, że nie jestem w humorze, a nie że mnie skrzywdzil swoim zachowaniem.
Penne napisał/a:(...) Wiem, że jestem źle traktowana a nie umiem tego przerwać. (...)
nie jestem bluszczem. Miałam znajomych, byłam towarzyska, wyjeżdżałam z koleżankami, chodziłam na zajęcia. Piszę w czasie przeszlym, bo odsunęłam sie od większości znajomych. Nie umiem już funkcjonować jak kiedyś. (...)
Kiedyś nie byłaś bluszczem.
(...) Poza tym wydaje mi się, że On lubi jak się koło niego skacze. (...) Zaczął mi puszczać sygnały, wygłupiać się przy ladzie. Jak dziecko szukające uwagi. (...)
Ty zaś lubisz skakać kolo niego.
Co możesz zrobić dla siebie?
Uznać, że jesteś (bo jesteś, czy tego chcesz, czy nie) za swe decyzje odpowiedzialna.
Nigdy nie byłam bluszczem i będę wdzieczna, jeżeli nie będziesz mi wmawiał zachowań, których nie mam.
Lubilam skakać wokół Niego, jak On skakl wokół mnie. Skakanie wokół kogoś kto tego nie odwzajemnia szybko się wypala. Jeżeli nie odwzajemniał zachowań, to po co się starać?
19 2023-05-12 17:55:06 Ostatnio edytowany przez Agnes76 (2023-05-12 17:58:48)
Penne Twoja postawa jest mi zupełnie obca, wręcz jestem przeciwnością i nigdy bym się w taki układ nie wplątała. Postanowiłam jednak zastanowić się zupełnie obiektywnie co może sprawiać, że kobiety wchodzą w takie układy. Skąd się bierze takie zachowanie i pragnienia.
Nie czuj się urażona, bo nie o to mi chodzi. Chcę Ci jedynie napisać, co moim zdaniem Tobą kieruje. Przemyśl to sobie na spokojnie - jeśli nie widzisz się w tym, to zwyczajnie to pomiń
Myślę, że Twoim zachowaniem kieruje egoizm. Coś a raczej ktoś sprawia, że masz wizję zorganizowanego, bezpiecznego i przyjemnego życia, więc chciałabyś mieć gwarancję, że to się spełni i tak już będzie zawsze. Dlatego związek i ślub z tym mężczyzną jest Twoim życiowym celem. Facet się Tobą opiekuje, pomaga, zapewnia towarzystwo, jedyne na tą chwilę, i dobrze by było to sobie zaklepać, i mieć w pełnym zakresie od rana do wieczora. A tu zonk, bo on się nie zdeklaruje i wszystko może w jednej chwili ulecieć.
Twoja postawa przypomina mi postawę dziewczynki, która chce inną osobę uczynić odpowiedzialną za swoje życie. Bo ty nie chcesz pracować na swoje szczęście - Ty chcesz je dostać. To samo dotyczy się znajomości, przyjaźni, pozycji w pracy. Wszystko Ci się rozlazło bo nie chciało Ci się na to pracować. A winnego sytuacji znalazłaś poza sobą. Bo jakby on Cie wspierał i dawał Ci wszystko to czego potrzebujesz, to byś miała na koncie same sukcesy.
Prawda jest taka, że nikt i nic nie da Ci żadnej gwarancji na takie życie, jakie sobie z nim planujesz. Nic się samo nie zrobi.
Nawet ślub tego nie zmieni bo ludzie umierają a czasem się rozchodzą i potem mamy na forum watki o ludziach, którzy nie potrafią żyć bo zostali sami. Ty byłaś i jesteś "sama" i też nie potrafisz żyć.
Tak naprawdę mamy w życiu to, na co zapracowaliśmy.
Chcesz się czuć bezpieczna to pracuj na swoje bezpieczeństwo zamiast czekać aż ktoś inny Ci je zapewni.
Chcesz ciekawie i przyjemnie żyć to organizuj sobie rozrywki i przyjemności.
Chcesz mieć grono znajomych i przyjaciół to też się o nich postaraj a potem to pielęgnuj.
Czytając to forum coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że ludziom nie chce sie organizować sobie życia. Najlepiej by było, gdyby ktoś sie nimi zajmował jak dziećmi. Potrzebują animatora który by im organizował czas i zabawiał. Bez tego czują się opuszczeni, niekochani, samotni, niezrozumiani.
Niestety czas dzieciństwa kiedyś się kończy i trzeba się brać za własne życie. Najczęściej w dorosłym życiu jest masa obowiązków i pracy, co ludzie z zasady przyjmują jak karę, a rozrywki nie potrafię sobie zapewnić. I tak tkwią pogrążając się w nieszczęściu bezsensownego życia.
I gdyby tak ktoś chciał im to życie odmienić....
Penne,
nie jesteś ani nie byłaś bluszczem? Świetnie.
Niczego Ci nie wmawiam, na podstawie Twych postów napisałam swą opinię (bo to moja opinia, nie prawda objawiona), z którą można się zgodzić, ale można ją odrzucić.
***
Jestem kobietą.
Myślę że problemem nie jest to, że nie potrafisz zerwać z tym facetem, tak naprawdę nie chcesz stracić tego co on Ci daje. Czyli ciepła, uwagii, troski itp. Pytanie tylko dlaczego tych emocji, uczuć w sobie nie szukasz. Po prostu zmień źródło tych uczuć. Wcale niekoniecznie mam na myśli abyś szukała innego faceta. Mam na myśli abyś tak bardzo pokochała siebie, żebyś nie szukała tego w kimś. No ale wiem... Łatwo powiedzieć... Zacznij od zastanawienia się skąd u Ciebid to się wzięło. Może w dzieciństwie nie miałaś wystarczająco dużo uwagii czy uczuć ze strony rodziców, być może byki destrukcyjni dla Twojego poczucia własnej wartości, a być może zaburzone relacje z rówieśnikami. Warto poznać genezę bo łatwiej jest wówczas znaleźć sposób jak z tego wyjść. Nie podam Ci recepty, natomiast myślę, że to jest zadanie dla psychoterapeuty, ale dobrego specjalisty.
Masz przyjaciół?
Jeśli masz zdiagnozowaną nerwicę, poszukaj naturalnych sposobów na radzenie sobie z tym. Wiesz, ja akurat nie mam, natomiast mam dość temperamentny charakter, dużo dała mi medytacja, ćwiczenie oddechu, spacery. Dziś lepiej radzę sobie z emocjami, jestem w stanie trochę się odciąć, stanąć z boku. Szukaj siebie w tym wszystkimz może sport, tańce itp. to oczywiście jeden z wielu sposobów, ale polecam szukać i działać holistycznie
Chciałabym nauczyć być szczęśliwa sama ze sobą. Próbowałam na terapii. Nie wychodziło mi. Nic mnie tak na prawdę nie cieszyło.
Może teraz będzie inaczej. Przed tym 2 letnim rozstaniem uważałam, że mnie kochał. Wtedy spędzał ze mną całe dnie, nie mógł się nagadać. W oczach było widać radość. Chyba dlatego mnie tak mocno przez te 2 lata trzymało. Myślałam, że mieliśmy coś fajnego i to kwestia czasu aż się odezwie. A teraz widzę, że mu wszystko jedno. Więc i moje nastawienie jest inne. Gdyby nie to, że mi pomaga, to powiedziałabym, że kompletnie nic nie znaczę.
Penne,
nie jesteś ani nie byłaś bluszczem? Świetnie.![]()
Niczego Ci nie wmawiam, na podstawie Twych postów napisałam swą opinię (bo to moja opinia, nie prawda objawiona), z którą można się zgodzić, ale można ją odrzucić.***
Jestem kobietą.
Nie bardzo wiem skąd ten wniosek po prostu. Ilość informacji jest znikoma do tego, żeby ocenić czy jestem bluszczem czy nie.
Nie bardzo wiem skąd ten wniosek po prostu. Ilość informacji jest znikoma do tego, żeby ocenić czy jestem bluszczem czy nie.
Z opisu Twego zachowania.
Penne Twoja postawa jest mi zupełnie obca, wręcz jestem przeciwnością i nigdy bym się w taki układ nie wplątała. Postanowiłam jednak zastanowić się zupełnie obiektywnie co może sprawiać, że kobiety wchodzą w takie układy. Skąd się bierze takie zachowanie i pragnienia.
Nie czuj się urażona, bo nie o to mi chodzi. Chcę Ci jedynie napisać, co moim zdaniem Tobą kieruje. Przemyśl to sobie na spokojnie - jeśli nie widzisz się w tym, to zwyczajnie to pomiń
Myślę, że Twoim zachowaniem kieruje egoizm. Coś a raczej ktoś sprawia, że masz wizję zorganizowanego, bezpiecznego i przyjemnego życia, więc chciałabyś mieć gwarancję, że to się spełni i tak już będzie zawsze. Dlatego związek i ślub z tym mężczyzną jest Twoim życiowym celem. Facet się Tobą opiekuje, pomaga, zapewnia towarzystwo, jedyne na tą chwilę, i dobrze by było to sobie zaklepać, i mieć w pełnym zakresie od rana do wieczora. A tu zonk, bo on się nie zdeklaruje i wszystko może w jednej chwili ulecieć.
Twoja postawa przypomina mi postawę dziewczynki, która chce inną osobę uczynić odpowiedzialną za swoje życie. Bo ty nie chcesz pracować na swoje szczęście - Ty chcesz je dostać. To samo dotyczy się znajomości, przyjaźni, pozycji w pracy. Wszystko Ci się rozlazło bo nie chciało Ci się na to pracować. A winnego sytuacji znalazłaś poza sobą. Bo jakby on Cie wspierał i dawał Ci wszystko to czego potrzebujesz, to byś miała na koncie same sukcesy.Prawda jest taka, że nikt i nic nie da Ci żadnej gwarancji na takie życie, jakie sobie z nim planujesz. Nic się samo nie zrobi.
Nawet ślub tego nie zmieni bo ludzie umierają a czasem się rozchodzą i potem mamy na forum watki o ludziach, którzy nie potrafią żyć bo zostali sami. Ty byłaś i jesteś "sama" i też nie potrafisz żyć.Tak naprawdę mamy w życiu to, na co zapracowaliśmy.
Chcesz się czuć bezpieczna to pracuj na swoje bezpieczeństwo zamiast czekać aż ktoś inny Ci je zapewni.
Chcesz ciekawie i przyjemnie żyć to organizuj sobie rozrywki i przyjemności.
Chcesz mieć grono znajomych i przyjaciół to też się o nich postaraj a potem to pielęgnuj.Czytając to forum coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że ludziom nie chce sie organizować sobie życia. Najlepiej by było, gdyby ktoś sie nimi zajmował jak dziećmi. Potrzebują animatora który by im organizował czas i zabawiał. Bez tego czują się opuszczeni, niekochani, samotni, niezrozumiani.
Niestety czas dzieciństwa kiedyś się kończy i trzeba się brać za własne życie. Najczęściej w dorosłym życiu jest masa obowiązków i pracy, co ludzie z zasady przyjmują jak karę, a rozrywki nie potrafię sobie zapewnić. I tak tkwią pogrążając się w nieszczęściu bezsensownego życia.
I gdyby tak ktoś chciał im to życie odmienić....
On mi nie jest potrzebny do opieki czy pomocy. Do towarzystwa jak najbardziej. Ślubu nigdy nie chciałam, wspólnego życia jak najbardziej.
Nawet On mi zawsze mówi, ze jestem osobą, która zawsze działa. Jakbyś mu powiedziała, że jestem z Nim dla opieki czy pomocy to by Cię wyśmiał. Pod kątem prozy życia jestem w pełni samodzielna. Emocjonalnie nie.
Nie zgadzam się też co do przyjazni i pracy.
W pracy byłam dobra, bo ta praca była jednocześnie moim hobby. Ja nie czułam, że pracowałam. Dziś ta praca podobnie jak inne moje hobby nie daje radosci. Poglębia tylko frustracje. Bo to co dawało radość radości nie daje. Próbuje nowych rzeczy i też nic nie zaskakuje.
Co do przyjaźni- nie chodziło mi o to, że nie mam przyjaciół czy znajomych. Lub że ich straciłam. To ja się od nich odsunęłam. Nie umiałam spędzać z nimi czasu. Myślałam tylko o tym, żeby wrócić do domu, że ja tutaj nie pasuje itp. Spotkania staly sie udręką.
Dziś utrzymuje kontakt tylko z 2 przyjaciół.
25 2023-05-12 18:46:37 Ostatnio edytowany przez Agnes76 (2023-05-12 18:47:09)
On mi nie jest potrzebny do opieki czy pomocy. Do towarzystwa jak najbardziej. Ślubu nigdy nie chciałam, wspólnego życia jak najbardziej.
Nawet On mi zawsze mówi, ze jestem osobą, która zawsze działa. Jakbyś mu powiedziała, że jestem z Nim dla opieki czy pomocy to by Cię wyśmiał. Pod kątem prozy życia jestem w pełni samodzielna. Emocjonalnie nie.Nie zgadzam się też co do przyjazni i pracy.
W pracy byłam dobra, bo ta praca była jednocześnie moim hobby. Ja nie czułam, że pracowałam. Dziś ta praca podobnie jak inne moje hobby nie daje radosci. Poglębia tylko frustracje. Bo to co dawało radość radości nie daje. Próbuje nowych rzeczy i też nic nie zaskakuje.
Co do przyjaźni- nie chodziło mi o to, że nie mam przyjaciół czy znajomych. Lub że ich straciłam. To ja się od nich odsunęłam. Nie umiałam spędzać z nimi czasu. Myślałam tylko o tym, żeby wrócić do domu, że ja tutaj nie pasuje itp. Spotkania staly sie udręką.
Dziś utrzymuje kontakt tylko z 2 przyjaciół.
Więc czego Ci brakuje bez niego, skoro nie korzystasz z jego opieki?
Jakie emocje Ci zapewnia? Dokładnie je nazwij. To jest potrzebne, żebyś wiedziała jak możesz je uzyskać w inny sposób. Zatem je wymień.
Umiejętność spędzania czasu z ludźmi wymaga pracy nad sobą, wyrozumiałości, empatii, serdeczności - trzeba coś z siebie dawać innym aby było fajnie. Raz dajemy coś od siebie a raz coś dostajemy. Trzeba umieć o to zadbać, coś organizować, zadzwonić, spotkać się.
Praca nie zawsze daje radość, zdarza się. Wiele rzeczy się na to może złożyć. trzeba sobie jednak powiedzieć, że do pracy chodzimy po pieniądze. To nie jest majówka z wesołym piknikiem. Nie ma co się frustrować tylko robić co do nas należy i czekać na przelew, albo zmieniać pracę.
Autorko, no dobrze, opisałas jak jest i nie będę kopać leżącego
Ale pierwsze co mi się nasunęło czytając to, to gdzie w tym całym wywodzie jestes Ty jako człowiek?
Co Ty robisz na codzień? Opisałaś to tak, jakbyś nie istniała zupełnie poza tym "związkiem".Było cos kiedykolwiek przed? Taki czas kiedy chodziłaś do pracy? Nie wiem..szydełkowałaś z pasją
, miałaś swoje życie..po prostu BYŁAŚ?
Na pewno był taki czas, ale skutecznie o tym zapomniałaś. A bez przypomnienia sobie tego, że tak- kiedyś tez byłaś i calkiem nieźle funckjonowałaś, nie wyrwiesz się z tej iluzji, ktora sama sobie fundujesz. a raczej Twoja głowa.
W pewnym okresie życia po prostu byłam. W liceum byłam w totalnym dole przez to co działo się u mnie w domu. Byłam wtedy zupełnie inną osobą. Nikt mnie nie lubił, byłam bardzo zamknięta w sobie, bylam wyśmiewana. Studia były dla mnie nowym początkiem. Postanowiłam, że nie będę jak w liceum. I udało się, byłam lubiana, miałam kolegów i koleżanki. Żyłam tylko studiami. Nie miałam zainteresowań. Myślę, ze ja dopiero wtedy uczyłam sie jak żyć. Dopiero na studiach lekarz zasugerował mi, że być może mam depresje. Śmieszne, ale ja nawet nie brałam tego pod uwagę. Myślałam, że to naturalne, że tak się czuję. Nie miałam wspierającego domu, do którego można wrócic jak jest źle. Nie mam takiej bezpiecznej przystani. Zawsze musiałam radzić sobie sama.
Pierwsze zainteresowania miałam dopiero jako dorosly człowiek. Jako dziecko byłam tym dzieckiem, które było w domu i trzymalo rękę na pulsie czy dziś jest awantura albo czy będzie awantura. Stałam się wtedy bardzo zamknięta, a otworzylam się dopiero na studiach. Ale to nie było zycie na 100%. Ten związek bardzo mnie otworzył. Zobaczyłam inne życie. A nie umiem tego osiągnąć w pojedynkę. Nie wiem jak sobie poradzić.
Penne napisał/a:On mi nie jest potrzebny do opieki czy pomocy. Do towarzystwa jak najbardziej. Ślubu nigdy nie chciałam, wspólnego życia jak najbardziej.
Nawet On mi zawsze mówi, ze jestem osobą, która zawsze działa. Jakbyś mu powiedziała, że jestem z Nim dla opieki czy pomocy to by Cię wyśmiał. Pod kątem prozy życia jestem w pełni samodzielna. Emocjonalnie nie.Nie zgadzam się też co do przyjazni i pracy.
W pracy byłam dobra, bo ta praca była jednocześnie moim hobby. Ja nie czułam, że pracowałam. Dziś ta praca podobnie jak inne moje hobby nie daje radosci. Poglębia tylko frustracje. Bo to co dawało radość radości nie daje. Próbuje nowych rzeczy i też nic nie zaskakuje.
Co do przyjaźni- nie chodziło mi o to, że nie mam przyjaciół czy znajomych. Lub że ich straciłam. To ja się od nich odsunęłam. Nie umiałam spędzać z nimi czasu. Myślałam tylko o tym, żeby wrócić do domu, że ja tutaj nie pasuje itp. Spotkania staly sie udręką.
Dziś utrzymuje kontakt tylko z 2 przyjaciół.Więc czego Ci brakuje bez niego, skoro nie korzystasz z jego opieki?
Jakie emocje Ci zapewnia? Dokładnie je nazwij. To jest potrzebne, żebyś wiedziała jak możesz je uzyskać w inny sposób. Zatem je wymień.Umiejętność spędzania czasu z ludźmi wymaga pracy nad sobą, wyrozumiałości, empatii, serdeczności - trzeba coś z siebie dawać innym aby było fajnie. Raz dajemy coś od siebie a raz coś dostajemy. Trzeba umieć o to zadbać, coś organizować, zadzwonić, spotkać się.
Praca nie zawsze daje radość, zdarza się. Wiele rzeczy się na to może złożyć. trzeba sobie jednak powiedzieć, że do pracy chodzimy po pieniądze. To nie jest majówka z wesołym piknikiem. Nie ma co się frustrować tylko robić co do nas należy i czekać na przelew, albo zmieniać pracę.
W tym czasie kiedy było dobrze- czułam czyste szczęście, zawsze byłam wesoła. Uwielbiałam z Nim gadać. Z nikim mi się tak nie rozmawia. A jak się przy Nim śmiałam - do łez. Czułam, że mam wszystko czego potrzebuje. Wtedy uważałam, że zawsze mogę na Niego liczyć. Wszystko mi przychodziło natrualnie. Nie potrafię powiedzieć czemu. Miałam milion pomysłów. Wierzylam, że wszystko jest możliwe, że wszystko się uda. Zależało mi na życiu. Bez Niego tego nie ma.
Teraz jak to piszę, to zastanawiam się jak mozliwe, że to było takie jednostronne.
W tym czasie kiedy było dobrze- czułam czyste szczęście, zawsze byłam wesoła. Uwielbiałam z Nim gadać. Z nikim mi się tak nie rozmawia. A jak się przy Nim śmiałam - do łez. Czułam, że mam wszystko czego potrzebuje. Wtedy uważałam, że zawsze mogę na Niego liczyć. Wszystko mi przychodziło natrualnie. Nie potrafię powiedzieć czemu. Miałam milion pomysłów. Wierzylam, że wszystko jest możliwe, że wszystko się uda. Zależało mi na życiu. Bez Niego tego nie ma.
Teraz jak to piszę, to zastanawiam się jak mozliwe, że to było takie jednostronne.
Gdy Cie czytałam , miałam wrażenie, że tak się zachowuje człowiek pewny swojej wartości. Jest szczęśliwy, prowadzi interesujące rozmowy, gdy się śmieje to do łez, ma wszystko czego potrzebuje, jest kreatywny i ma tysiąc pomysłów. Po prostu wierzy w to co robi.
On dawał Ci siłę, której nie czujesz w sobie gdy jesteś sama.
Przeglądałaś się w jego oczach i widziałaś, że jest dobrze a Ty jesteś kimś wspaniałym.
Można to tak zdefiniować?
Penne napisał/a:Nie bardzo wiem skąd ten wniosek po prostu. Ilość informacji jest znikoma do tego, żeby ocenić czy jestem bluszczem czy nie.
Z opisu Twego zachowania.
Emocjonalne uwiązanie nie oznacza, ze trzymam kogos na smyczy czy osaczam
Nadal nie wiem skąd takie wnioski. Ale nieważne.
ulle napisał/a:Autorko, to forum zeszło już całkowicie na psy odkąd zweszyla je grupa trolli, więc tak naprawdę nie mam ochoty tu się udzielać, jednak w Twoim przypadku zrobię wyjątek, bo wydajesz mi się osobą, która naprawdę mocno się pogubiła, a szkoda bo życie masz tylko jedno i tak łatwo możesz je sobie zmarnować
Byłam w podobnej sytuacji po jednej i po drugiej stronie.
Najpierw to ja przez wiele lat byłam opętana jakąś chora obsesja na punkcie pewnego faceta, gdzie mój rozum działał sprawnie, jednak całkowicie i z kretesem przegrywał z emocjami.
Też chodziłam do terapeutów, ale to nic nie pomagało." Zachorowałam psychicznie" na punkcie faceta, który jawnie mnie wykorzystywał i miał za nic. Udowodnił mi to na milion sposobów, a ja i tak nie potrafiłam odpuścić tej znajomości.
Wiem więc co czujesz i bardzo Ci współczuję.
Na pocieszenie napiszę, że kiedyś Ci to przejdzie i narodzisz się jako zupełnie nowa osoba, niestety pośród zgliszczy i strat.
Tak się złożyło, że na skutek różnych okoliczności wyprowadziłam się z przeklętego miejsca i zaczęłam nowe życie zupełnie gdzie indziej.
To mnie uratowało.
Zniknęła chora obsesja. Znowu zaczęłam żyć, czuć nowe zapachy i widzieć kolory, chociaż trosk różnego typu raczej mi nie brakowało
Takim oto sposobem minęło ponad siedem lat.
I wiesz co się stało? Otóż, w moich sprawach osobistych sprawa tak się odwróciła, że obiekt mojej wcześniejszej wieloletniej obsesji wpadł dokładnie w to samo goowno, w którym byłam kiedyś ja.
Tak więc od wielu lat utrzymuje że mną całkowicie jednostronna znajomość i żyje moimi sprawami, które analizuje wzdłuż i wszerz, mietli i co jakiś czas dzwoni, bo kompletnie nie daje sobie rady z tym, że jestem zadowolona i że kiedyś wyprowadziłam się z naszego miasta.
Jego zachowanie trąca o stalking i nie jest zdrowe.
Z jego słów wynika, że śnie mu się po nocach a gdy o mnie myśli, to dym z wściekłości ulatnia mu się uszami.
Jego zdaniem bowiem popełniłam najgorszy błąd swojego życia wyprowadzając się i stając się tym samym nikim itd.
Dzwoni mniej więcej raz na kilka miesięcy, czasami seryjnie czyli dzień po dniu, a czasami nie wiadomo dlaczego nagle milknie i odzywa się po kilku miesiącach
Myślę, że będzie tak robił dopóki nie umrze.
Pisze poważnie.
Autorko, gdybym ja została w tamtym mieście, to jestem prawie pewna, że do tej pory cały czas byłabym strona owładnięta obsesja na punkcie tego chłopa.
Uratowałam swoje życie tylko dlatego, że uciekłam z tamtego miejsca.Ulle dziękuję za twój post. W punkt opisałaś z czym się zmagam. Mój umysł wie, że powinnam uciekać, gdzie pieprz rośnie. To emocje trzymają. Podobnie jak u Ciebie nie potrafię odpuścić. Może teraz jest trochę inaczej, bo kontakt nie wychodzi z mojej strony. Pewnie u większości tutaj wywoła to uśmiech politowania. Ale dla mnie to osiągnięcie, ze nie dzwonie i nie wymyślam sztucznych powodów, żeby przyjechał. Nawet nie czekam na jego telefon. Tęsknię owszem, ale nie czekam. Jednocześnie czuję ogromny ból za to jak mnie potraktował. Ja nie dostałam normalnego życia z automatu. Na to, żeby normalnie funkcjonować pracowałam latami. Wykorzystał to, że jestem od Niego zależna, że to mi bardziej zależy. To mnie najbardziej boli. Nie rozumiem po co to podtrzymywał, obiecywał, że ułoży, gdy mu nie zależało i nie miał zamiaru nic układać.
Aż nie mogę uwierzyć w twoją historię. Że tak role się odwróciły. I to po tylu latach.
Ten ode mnie przez 2 lata nawet się nie zająknął, więc myślałam, że tacy ludzie po prostu wywalają innych z głowy i nigdu o nich nie myślą.
Tacy ludzie rzeczywiście wywalają innych z głowy i mają ich w tyle, ale tylko wtedy, gdy ten ktoś niczym ich na koniec nie zaskoczy, gdy nie nadepnie mocno na odcisk.
Jeśli chodzi o mój przypadek, to role tak się odwróciły, ponieważ ja zaczęłam żyć własnym życiem i o zgrozo byłam szczęśliwa. Tego nie mógł i nie może znieść. Zawsze tak między nami było, że ilekroć ja robiłam na nim wrażenie silnej i zadowolonej z siebie osoby on robił się bardzo niespokojny, a nawet zły, czasem potrafił nieźle mi przysrać, żebym tylko straciła dobry humor.
Gdy byłam smutna, zdołowana i szukałam w nim oparcia on był szczęśliwy i dosrywal mi jeszcze bardziej, żebym nawet na chwilę nie zapomniała jaka jestem beznadziejna.
Ja doskonale o tym wszystkim wiedziałam, tak samo jak o tym, że nigdy nie uważałam go za swojego przyjaciela ani za człowieka mi życzliwego. Wiedziałam, że ten facet źle mi życzy. On zresztą nikomu nie życzył i nie życzy dobrze - to taki człowiek. Nienawidzi ludzi i traktuje ich czysto użytkowo.
Gdy wyjechałam a on kontaktował się ze mną zawsze opowiadałam w samych superlatywach o swojej nowej sytuacji, byłam radosna i szczęśliwa. Wiedziałam, że komu jak komu, ale temu człowiekowi nigdy nie dam satysfakcji i nie przyznam się do żadnej porażki ani błędu.
On nie mógł tego znieść, bo był pewny, że teraz to dopiero oszaleje na jego punkcie.
W pewnym sensie załatwiłam go jego własna bronią i całkowicie z premedytacją.
Rybka połknęła haczyk. Aż się zapowietrzal, gdy zbijalam wszystkie jego argumenty.
Robiłam to specjalnie, najpierw jako eksperyment, a potem dla zabawy.
Gdy to mi się udawalo, a on na dobre się wkręcił wtedy mój upór, że musi być tylko on albo nikt inny szybko mi przeszedł.
Ta znajomość znudziła mi się po prostu.
On reagował na wszystkie moje zachowania dokładnie tak, jak wiedziałam, że zareaguje.
Zobaczyłam, jaki jest głupi i tak naprawdę zwyczajnie tępy. Myślałam np " on naprawdę jest taki tępy, że do tej pory nie kapnal się, co mu robię?"
Zobaczyłam go tak, jak on widział mnie wcześniej przez wiele lat, czyli głupią, naiwną zielona gęś łykająca każda ścieme.
Gdy byliście w tym ksero on zachował się jak zwykly goofniarz - Twoje spostrzeżenie jest bardzo trafne.
Autorko, to jest zwykły goofniarz, bo gdyby to był dojrzały i poważny człowiek nie zawracalby Ci głowy nie mając niczego do zaoferowania, gdyż męski honor by mu na to nie pozwolił.
Prawdziwy, dojrzały mężczyzna tak się nie zachowuje.
Tylko goofniarz będzie wkręcał kobietę w tego typu układ wiedząc doskonale, że nie ma nic dla tej kobiety, że przysporzy jej tylko łez i zabierze cenny czas oraz zdrowie.
Penne napisał/a:W tym czasie kiedy było dobrze- czułam czyste szczęście, zawsze byłam wesoła. Uwielbiałam z Nim gadać. Z nikim mi się tak nie rozmawia. A jak się przy Nim śmiałam - do łez. Czułam, że mam wszystko czego potrzebuje. Wtedy uważałam, że zawsze mogę na Niego liczyć. Wszystko mi przychodziło natrualnie. Nie potrafię powiedzieć czemu. Miałam milion pomysłów. Wierzylam, że wszystko jest możliwe, że wszystko się uda. Zależało mi na życiu. Bez Niego tego nie ma.
Teraz jak to piszę, to zastanawiam się jak mozliwe, że to było takie jednostronne.
Gdy Cie czytałam , miałam wrażenie, że tak się zachowuje człowiek pewny swojej wartości. Jest szczęśliwy, prowadzi interesujące rozmowy, gdy się śmieje to do łez, ma wszystko czego potrzebuje, jest kreatywny i ma tysiąc pomysłów. Po prostu wierzy w to co robi.
On dawał Ci siłę, której nie czujesz w sobie gdy jesteś sama.
Przeglądałaś się w jego oczach i widziałaś, że jest dobrze a Ty jesteś kimś wspaniałym.Można to tak zdefiniować?
Hmm nie czułam się kimś wspaniałym. Nie patrzę na siebie w tych kategoriach. Nie mam potrzeby być wspaniałą. Po prostu czułam, że kocham i jestem kochana. 4 lata temu powiedzialabym Ci, że żyje życiem idealnym. Wtedy nie wiedziałam, że miłość to za mało. Nie wiedziałam, że to kalkulacja.
On mi nawet tak powiedział, że serce mówi mu, zeby ze mna być, a rozum nie. Myślę, że patrzył na mnie przez pryzmat swojego poprzedniego związku. Gdzie ja i ex jesteśmy zupełnie różne, a mam wrażenie, że przyłożył kalkę i uznał, że będzie tak samo.
Moje poczucie własnej wartości zawsze było niskie, ale gdy wiedziałam, że mam rację to nie dawałam sobie wejść na głowę. Nie łączyłabym też poczucia własnej wartości i umiejętności prowadzenia rozmowy czy poczucia humoru. Jestem w totalnym dole, a dziś w pracy rozmawiałam z szefem o pierdołach, bawiło go to co mówiłam. Mam sytuacyjne poczucie humoru, ludzie lubią sobie ze mną pogadać. Myślę, że byliby bardzo zdziwieni co siedzi w mojej głowie.
Nikt w pracy nie wie, co siedzi Ci w głowie.
Ze mną też tak było - prowadziłam podwójne życie. W jednym byłam normalna pewna siebie osobą osiągająca sukcesy, a w drugim zwykłym debilem, który daje sobą pomiatać.
Jak ognia unikałam rozmów na tematy osobiste, jednak w drugiej prywatnej rzeczywistości potrafiłam zajeżdżać kilka najbliższych mi osób snuciem opowieści na temat swoich spraw osobistych.
Podziwiam ich za cierpliwość, bo wysłuchiwanie moich zwierzeń musiało być dla nich upiorne.
Tak więc na zewnątrz byłam zadbana elegancja ładna panią, pełna godności i dystynkcji, a w środku niczym w betoniarce mieszało się we mnie goofno.
Kompletnie sobie z tym nie radziłam.
Nie istniała na świecie osoba, która mogłaby mi pomóc, bo racjonalnie ja wszystko doskonale wiedziałam i rozumiałam, ale nie było możliwości, żebym mogła dać sobie radę z emocjami.
Dopiero gdy poczułam się panią całej tej chorej znajomości wszystko zaczęło uspokajać się we mnie.
Trzymałam w ręku cugle, a właśnie tego potrzebowałam najbardziej
Do tej pory jechałam jakimś powozem zaprzężonym w szalone konie.
Gdy odzyskałam kontrolę wtedy wiedziałam, że nie zginę marnie.
Zawsze radziłam sobie i radzę z każdym problemem.
Przez całe swoje życie historia, że ktoś przejął całkowita władze nade mną zdarzyła mi się tylko raz i właśnie w przypadku tego człowieka.
Były taki chwile, gdy myślałam, że umrę przez te znajomość, a jednak jakąś siła pchała mnie w te destrukcję.
Myślałam, że nigdy go nie pokonam.
Gdy zaczął tańczyć tak, jak mu zagrałam wreszcie mogłam odetchnąć.
Pisze to oczywiście w wielkim skrócie, w ogromnym uproszczeniu, jednak mam nadzieję, że jesteś już na takim etapie rozwoju swojej świadomości, że łapiesz o co mi chodzi.
Ulle:
Naprawdę podziwiam za samoświadomość i determinacje.
Za umiejętność zabawy tym dupkiem również.
Ty autorko masz teraz idealna sytuację, bo pan przychodzi i
pomaga Ci w czymś systematycznie.
Zamiast zachowywać teraz tak, że on widzi jak na dłoni, iż najchętniej pociagnelabys go za język, co dalej w wami, Ty pokazuj mu, jak świetnie ci się teraz wiedzie, że jesteś uskrzydlona, że chyba i sprawy osobiste rusza Ci z kokpitu, że po siedmiu latach złych chyba przyjdzie siedem lat tłustych.
W żaden sposób nie narzekaj na swój los bo jest lepiej niż myślałaś. Udawaj że ktoś do Ciebie dzwoni, odchodź z telefonem.
Bądź wyluzowana i pokaż mu siebie jako silną kobietę itd.
Nikt w pracy nie wie, co siedzi Ci w głowie.
Ze mną też tak było - prowadziłam podwójne życie. W jednym byłam normalna pewna siebie osobą osiągająca sukcesy, a w drugim zwykłym debilem, który daje sobą pomiatać.
Jak ognia unikałam rozmów na tematy osobiste, jednak w drugiej prywatnej rzeczywistości potrafiłam zajeżdżać kilka najbliższych mi osób snuciem opowieści na temat swoich spraw osobistych.
Podziwiam ich za cierpliwość, bo wysłuchiwanie moich zwierzeń musiało być dla nich upiorne.
Tak więc na zewnątrz byłam zadbana elegancja ładna panią, pełna godności i dystynkcji, a w środku niczym w betoniarce mieszało się we mnie goofno.
Kompletnie sobie z tym nie radziłam.
Nie istniała na świecie osoba, która mogłaby mi pomóc, bo racjonalnie ja wszystko doskonale wiedziałam i rozumiałam, ale nie było możliwości, żebym mogła dać sobie radę z emocjami.Dopiero gdy poczułam się panią całej tej chorej znajomości wszystko zaczęło uspokajać się we mnie.
Trzymałam w ręku cugle, a właśnie tego potrzebowałam najbardziej
Do tej pory jechałam jakimś powozem zaprzężonym w szalone konie.
Gdy odzyskałam kontrolę wtedy wiedziałam, że nie zginę marnie.Zawsze radziłam sobie i radzę z każdym problemem.
Przez całe swoje życie historia, że ktoś przejął całkowita władze nade mną zdarzyła mi się tylko raz i właśnie w przypadku tego człowieka.
Były taki chwile, gdy myślałam, że umrę przez te znajomość, a jednak jakąś siła pchała mnie w te destrukcję.
Myślałam, że nigdy go nie pokonam.
Gdy zaczął tańczyć tak, jak mu zagrałam wreszcie mogłam odetchnąć.
Pisze to oczywiście w wielkim skrócie, w ogromnym uproszczeniu, jednak mam nadzieję, że jesteś już na takim etapie rozwoju swojej świadomości, że łapiesz o co mi chodzi.
Łapie o co Ci chodzi. Na pewno jestem na innym etapie niż kiedyś. Widzę kilka krytycznych momentów, gdzie mną manipulował. Potrafie tez wskazać momenty z tego rozdania, gdzie tego próbował. I się przejechał. Nie zauważył, że we mnie coś pękło. Uważam, że myślał, że będę go prosić, żeby został. Stąd ta propozycja pomocy z jego strony. Albo propozycja przyjechania i pogadania ze mną- bo nie zatrzymałam go w drzwiach.
Stąd długo zwlekał z oddaniem mi rzeczy, bo wiedział, że mnie to męczy psychicznie i jakoś zareaguje. Przykladowo umawiał się, że przywiezie rzeczy. Ja mówiłam tylko, że ok, pasuje mi. I nie przyjeżdżał, nawet nie odwoływał. Tak było 3 czy 4 razy. Strasznie mnie to zmęczyło psychicznie.
Zabawne jest to, że kiedyś uważałam, że to za duzy gamoń jak na takie gierki. Ale po czasie widze te sytuacje. Myślałam, że to tchórzostwo, a to był plan.
Pociesza mnie twoja historia, bo to oznacza, że może jest szansa dla mnie.
Na prawdę jestem mega zaskoczona jego reakcją. Aż nie do uwierzenia taka zmiana o 180 stopni. Myślę, że jest to ogromna satysfakcja dla Ciebie. Że zobaczył jak to jest być Tobą. I że teraz żyje w więzieniu swojej glowy. Tego mojego raczej nie czeka taki los. Szybko się przystosowuje. O ile na początku widziałam, że jest zdziwiony moim zachowaniem, to teraz widzę, że je zaakceptował.
ulle napisał/a:Nikt w pracy nie wie, co siedzi Ci w głowie.
Ze mną też tak było - prowadziłam podwójne życie. W jednym byłam normalna pewna siebie osobą osiągająca sukcesy, a w drugim zwykłym debilem, który daje sobą pomiatać.
Jak ognia unikałam rozmów na tematy osobiste, jednak w drugiej prywatnej rzeczywistości potrafiłam zajeżdżać kilka najbliższych mi osób snuciem opowieści na temat swoich spraw osobistych.
Podziwiam ich za cierpliwość, bo wysłuchiwanie moich zwierzeń musiało być dla nich upiorne.
Tak więc na zewnątrz byłam zadbana elegancja ładna panią, pełna godności i dystynkcji, a w środku niczym w betoniarce mieszało się we mnie goofno.
Kompletnie sobie z tym nie radziłam.
Nie istniała na świecie osoba, która mogłaby mi pomóc, bo racjonalnie ja wszystko doskonale wiedziałam i rozumiałam, ale nie było możliwości, żebym mogła dać sobie radę z emocjami.Dopiero gdy poczułam się panią całej tej chorej znajomości wszystko zaczęło uspokajać się we mnie.
Trzymałam w ręku cugle, a właśnie tego potrzebowałam najbardziej
Do tej pory jechałam jakimś powozem zaprzężonym w szalone konie.
Gdy odzyskałam kontrolę wtedy wiedziałam, że nie zginę marnie.Zawsze radziłam sobie i radzę z każdym problemem.
Przez całe swoje życie historia, że ktoś przejął całkowita władze nade mną zdarzyła mi się tylko raz i właśnie w przypadku tego człowieka.
Były taki chwile, gdy myślałam, że umrę przez te znajomość, a jednak jakąś siła pchała mnie w te destrukcję.
Myślałam, że nigdy go nie pokonam.
Gdy zaczął tańczyć tak, jak mu zagrałam wreszcie mogłam odetchnąć.
Pisze to oczywiście w wielkim skrócie, w ogromnym uproszczeniu, jednak mam nadzieję, że jesteś już na takim etapie rozwoju swojej świadomości, że łapiesz o co mi chodzi.Łapie o co Ci chodzi. Na pewno jestem na innym etapie niż kiedyś. Widzę kilka krytycznych momentów, gdzie mną manipulował. Potrafie tez wskazać momenty z tego rozdania, gdzie tego próbował. I się przejechał. Nie zauważył, że we mnie coś pękło. Uważam, że myślał, że będę go prosić, żeby został. Stąd ta propozycja pomocy z jego strony. Albo propozycja przyjechania i pogadania ze mną- bo nie zatrzymałam go w drzwiach.
Stąd długo zwlekał z oddaniem mi rzeczy, bo wiedział, że mnie to męczy psychicznie i jakoś zareaguje. Przykladowo umawiał się, że przywiezie rzeczy. Ja mówiłam tylko, że ok, pasuje mi. I nie przyjeżdżał, nawet nie odwoływał. Tak było 3 czy 4 razy. Strasznie mnie to zmęczyło psychicznie.
Zabawne jest to, że kiedyś uważałam, że to za duzy gamoń jak na takie gierki. Ale po czasie widze te sytuacje. Myślałam, że to tchórzostwo, a to był plan.Pociesza mnie twoja historia, bo to oznacza, że może jest szansa dla mnie.
Na prawdę jestem mega zaskoczona reakcją tego kolesia od Ciebie. Aż nie do uwierzenia taka zmiana o 180 stopni. Myślę, że jest to ogromna satysfakcja dla Ciebie. Że zobaczył jak to jest być Tobą. I że teraz żyje w więzieniu swojej glowy. Tego mojego raczej nie czeka taki los. Szybko się przystosowuje. O ile na początku widziałam, że jest zdziwiony moim zachowaniem, to teraz widzę, że je zaakceptował.
Ty autorko masz teraz idealna sytuację, bo pan przychodzi i
pomaga Ci w czymś systematycznie.
Zamiast zachowywać teraz tak, że on widzi jak na dłoni, iż najchętniej pociagnelabys go za język, co dalej w wami, Ty pokazuj mu, jak świetnie ci się teraz wiedzie, że jesteś uskrzydlona, że chyba i sprawy osobiste rusza Ci z kokpitu, że po siedmiu latach złych chyba przyjdzie siedem lat tłustych.
W żaden sposób nie narzekaj na swój los bo jest lepiej niż myślałaś. Udawaj że ktoś do Ciebie dzwoni, odchodź z telefonem.
Bądź wyluzowana i pokaż mu siebie jako silną kobietę itd.
Tak robię. No oprocz telefonu. Nie planuje tego. Nie chcę grac w zadne gierki z Nim. Czasem na prawdę czuję się wolna. Aż sobie nuce pod nosem. Tak bez udawania. Bo jak czulam, że mu zależy to byłam przywiazana, a jak widze ze ma w dupie, to mam takie momenty, że czuję, że nie chce go znac.
W majowke chcial przyjechac mi pomoc. Troche go zaskoczylo, ze wyjezdzam z kolezankami. Nawet kurtuazyjnie o nic nie spytał. Wydaje sie to takie nienaturalne. Jak mi np. powiedział, że źle sie czuję to automatycznie spytalam czemu. Zanim wogole pomyslalam.
Ulle, a twoim zdaniem czemu On mi pomaga?
Ciekawi mnie to, ale nie pytam. Myślałam, że zaproponowal tą pomoc pod wplywem impulsu, wiec go po jakims czasie spytalam czy na pewno chce mi pomagać, bo wydaje mi sie, że rzucil tą propozycję bez przemyślenia, więc rozumiem jeżeli będzie chciał się wycofać. Niech mi tylko powie.
To spytal czy ja chcę, żeby mi pomagał. Ja na to, ze niech sam się określi. Powiedział, ze nie ma czasu gadac i zadzwoni wieczorem. Nie zadzwonił, więc bylam pewna, że zlał sprawę. Na drugi dzien zadzwonil, ze przyjedzie po pracy. Nie kumam.
Ulle:
Naprawdę podziwiam za samoświadomość i determinacje.
Za umiejętność zabawy tym dupkiem również.
Szeptuch ja nawet nie marzyłam o tym, że przyjdzie kiedyś taki czas, iż będę mogła odegrać się za wszystko.
Ja chciałam tylko uciec, ale nie wiedziałam, że on będzie kontaktował się że mną.
Taka okazja sama weszła mi do ręki.
A potem wpadłam na pomysł, że pokaże mu, iż wcale nie jestem taka głupia, jak jemu wydawało się, że jest taki mądry.
Wkręcił się w to i od prawie ośmiu lat sprawa ze mną nie daje mu spokoju - poczuł się po prostu jak kretyn.
Obnazylam go, a on swojej prawdziwej twarzy nigdy nikomu nie pokazuje. Mówi o sobie że jest cudowny, wspaniały i doskonały.
A wiesz?
Postanowiłam, że gdy będę już miała to swoje mieszkanie w naszym nowym domu, to napiszę książkę na ten temat. Będę chciała, żeby moja książka była w stylu książki Mai Friedrich " Moje dwie głowy".
To będzie rodzaj poradnika, w którym to żołnierskimi słowami bez filozofowania i wymadrzanis się prostymi słowami napiszę wszystko, co wiem ma temat związków w pewnymi ludźmi ściśle bazując na moim bujnym i zwariowanym życiu osobistym.
Moja rodzinka radzi mi, żebym napisała swoje wspomnienia, więc raczej to zrobię. Na ten moment mam wizję swojej książki.
Pozdrawiam Cię.
Super że chcesz swoje doświadczenie życiowe przekuć w formę, która pomoże wielu ludziom,, tak kobietom jak i mężczyzna, którzy tkwią w takich chorych relacjach.
I którym sie wydaje,że odzyskanie kontroli nad swoim życiem,lezy poza ich zasięgiem.
Ulle, a twoim zdaniem czemu On mi pomaga?
Ciekawi mnie to, ale nie pytam. Myślałam, że zaproponowal tą pomoc pod wplywem impulsu, wiec go po jakims czasie spytalam czy na pewno chce mi pomagać, bo wydaje mi sie, że rzucil tą propozycję bez przemyślenia, więc rozumiem jeżeli będzie chciał się wycofać. Niech mi tylko powie.
To spytal czy ja chcę, żeby mi pomagał. Ja na to, ze niech sam się określi. Powiedział, ze nie ma czasu gadac i zadzwoni wieczorem. Nie zadzwonił, więc bylam pewna, że zlał sprawę. Na drugi dzien zadzwonil, ze przyjedzie po pracy. Nie kumam.
To zależy w czym Ci pomaga, ale ok nie będę wypytywała, bo chcesz zatrzymać to dla siebie i zachowania jakiejś tam anonimowości.
Myślę, że on wyczuł, iż troszkę się zmieniłaś i to prawdopodobnie dość go niepokoi. Chce mieć Cię na oku.
Może chce też przy okazji pokazać Ci, że nie jest jednak aż tak beznadziejny. Mógł przemyśleć sobie pewne sprawy, może z kimś mądrym pogadał i pojął, że zachował się jak smarkacz. Teraz być może rehabilituje się w Twoich oczach na tyle, na ile potrafi.
Do szczerej rozmowy nie jest zdolny, a zresztą niby co miałby Ci powiedzieć? Przecież on dalej nie wie, kim dla niego jesteś.
Nie sądzę, żeby któregoś dnia zaskoczył Cię jakimiś wyznaniami i propozycja związku na poważne.
Chce mieć Cię na oku, bo to typ właściciela - sytuacja w punkcie ksero dobrze to pokazuje.
Jeśli Ty pokażesz mu teraz, że nie ma w Tobie nawet śladu żalu ani tęsknoty za nim on bardzo się zaniepokoi i będzie próbował znowu Cię zbajeriwac. Gdy to mu się uda przestanie Ci pomagać i natychmiast straci zainteresowanie Tobą. Stwierdzi, że wszystko jest ok, że jest spokojny, bo dalej należysz do niego, chociaż jesteś mu potrzebna jak zeszłoroczny śnieg.
Musisz stworzyć dla siebie taką sytuację, żebym mogła uzyskać nad nim przewagę i stać się panią tej znajomości. Jeśli to Ci się uda zobaczysz małego człowieczka, głupiego i zaślepionego egoistę.
Przestanie Ci imponować i pociągać jako mężczyzna.
Tylko tak uwolnisz się od tej chorej znajomości.
I uwierz mi - idź na całość, niczego się nie bój, niczego nie stracisz, bo z tego związku i tak nic nigdy by nie było. Za dużo krwi zatruła Ci ta znajomość, żebyś mogła oddać się jej ufnie i do końca.
To bez przyszłości, więc bez sensu.
Super że chcesz swoje doświadczenie życiowe przekuć w formę, która pomoże wielu ludziom,, tak kobietom jak i mężczyzna, którzy tkwią w takich chorych relacjach.
I którym sie wydaje,że odzyskanie kontroli nad swoim życiem,lezy poza ich zasięgiem.
Wlasnie- będę chciała tak to napisać, żeby przekonać ludzi, że odzyskanie kontroli nad własnym życiem jest w ich zasięgu. Wystarczy tylko trochę sprytu wyobraźni i odwagi, że da się to zrobić.
Naprawdę oczami wyobraźni już widzę te książkę.
podejrzewam z kim (a właściwie czym) masz do czynienia
ulle dobrze napisała jak zakończyć tą "relację"
NIE bierz jeńców.
I uwierz mi - idź na całość, niczego się nie bój, niczego nie stracisz, bo z tego związku i tak nic nigdy by nie było. Za dużo krwi zatruła Ci ta znajomość, żebyś mogła oddać się jej ufnie i do końca.
To bez przyszłości, więc bez sensu.
Nowe_otwarcie napisał/a:Prawda jest taka że żadna g...na terapia nie da w tym wypadku tego co zmiana środowiska. Jedyne komu (lub czemu) w takiej sytuacji taka terapia pomoże, to tylko portfelom "terapeutów".
Myślałam o tym. Żeby to wszystko rzucić i wyjechać. Ale mam tutaj za dużo zobowiązań. Nie jestem w stanie wyjechać.
Czy to zobowiązania długoterminowe czy w relatywnie niedługim okresie czasu jesteś w stanie się od nich uwolnić?
Bo widzisz, to jest jak z raną: Ty ją ciągle rozdrapujesz, to jak ona ma się zabliźnić?
Autorko, pomyślałam, że jeszcze to napiszę.
Zauważyłam, że jesteś pod wrażeniem tego, iż rolę oraz pozycje w związku mogą aż tak się odwrócić.
Ewidentnie więc też tak byś chciała.
Możesz doprowadzić do takiej sytuacji, chociaż powinnaś zdawać sobie sprawę z tego, że akurat w Twoim przypadku rybka haczyka nie połknie.
U mnie rzecz się powiodła przez kompletny przypadek - on jest po prostu tak bardzo zadufany w sobie a jednocześnie posiada tak dużo kompleksów, że na niego fakt, iż to ja uciekłam zadziałał jak płachta na byka.
Wcześniej tak napompowalam jego ego, że potem łatwo było ten balon przebić.
U Ciebie wcale tak nie musi być.
Pisze o tym, żebyś w razie czego nie była zawiedziona.
Czy to dało mi lub daje jakąś satysfakcję?
I tak, i nie.
Kiedyś, na samym początku czułam satysfakcję, ale potem latało mi to i powiewało. Teraz trochę śmieszy, a chwilami może nawet się boje, bo zadarlam z podłym człowiekiem.
Wiem, jaki potrafi być mściwy i podły.
Oprócz tego wiem też doskonale o tym, że jemu nawet przez chwilę nie chodziło i nie chodzi o mnie. Tu chodzi o niego. Zawsze w każdej sprawie zawsze chodziło mu o niego samego.
Ten facet to jedno chodzące wielkie zaburzenie i ja na podstawie swojej wiedzy na temat różnych zaburzeń doszłam do wniosku, że sprawa że mną była jakimś zapalnikiem, który wywołał u niego poważny kryzys tożsamościowy. Coś takiego przydarzyło mu się pierwszy raz w życiu.
Po głowie chodzą mu różne mocno niepokojące go myśli, z którymi on sobie nie radzi. Upadł jego osobisty mit, jaki wyrobił sobie na swój temat i od kilku lat mierzy się sam że sobą. Nie chce przyjąć do wiadomości, że aż tak zjebał sobie życie, że żył w takim kłamstwie.
Skończył jako samotny schorowany człowiek, którego ludzie nie lubią, unikają jak ognia, boją się, bo na wszystkich przez lata uzbierał jakieś haki albo zrobił tak, że siedzą w jego kieszeni.
Tylko na mnie nie ma haka.
Tak więc autorko tu nie chodzi o mnie.
To on ma problem sam ze sobą.
Licz się z więc z tym, że u Ciebie scenariusz może być zupełnie inny.
Zmiana miejsca zamieszkania byłaby dla Ciebie zbawienna.
46 2023-05-13 07:37:02 Ostatnio edytowany przez ulle (2023-05-13 07:44:28)
Autorko, pomyślałam, że jeszcze to napiszę.
Zauważyłam, że jesteś pod wrażeniem tego, iż role oraz pozycje w związku mogą aż tak się odwrócić.
Ewidentnie więc też tak byś chciała.
Możesz doprowadzić do takiej sytuacji, chociaż powinnaś zdawać sobie sprawę z tego, że akurat w Twoim przypadku rybka haczyka nie połknie.
U mnie rzecz się powiodła przez kompletny przypadek - on jest po prostu tak bardzo zadufany w sobie a jednocześnie posiada tak dużo kompleksów, że na niego fakt, iż to ja uciekłam zadziałał jak płachta na byka.
Wcześniej tak napompowalam jego ego, że potem łatwo było ten balon przebić.
U Ciebie wcale tak nie musi być.
Pisze o tym, żebyś w razie czego nie była zawiedziona.
Czy to dało mi lub daje jakąś satysfakcję?
I tak, i nie.
Kiedyś, na samym początku czułam satysfakcję, ale potem latało mi to i powiewało. Teraz trochę śmieszy, a chwilami może nawet się boje, bo zadarlam z podłym człowiekiem.
Wiem, jaki potrafi być mściwy i podły.
Oprócz tego wiem też doskonale o tym, że jemu nawet przez chwilę nie chodziło i nie chodzi o mnie. Tu chodzi o niego. Zawsze w każdej sprawie zawsze chodziło mu o niego samego.
Ten facet to jedno wielkie zaburzenie i ja na podstawie swojej wiedzy na temat różnych zaburzeń doszłam do wniosku, że sprawa ze mną była jakimś zapalnikiem, który wywołał u niego poważny kryzys tożsamościowy. Coś takiego przydarzyło mu się pierwszy raz w życiu.
Po głowie chodzą mu różne mocno niepokojące go myśli, z którymi on sobie nie radzi. Upadł jego osobisty mit, jaki wyrobił sobie na swój temat i od kilku lat mierzy się sam ze sobą. Nie chce przyjąć do wiadomości, że aż tak zjebał sobie życie, że żył w takim kłamstwie.
Skończył jako samotny schorowany człowiek, którego ludzie nie lubią, unikają jak ognia, boją się, bo na wszystkich przez lata uzbierał jakieś haki albo zrobił tak, że siedzą w jego kieszeni.
Tylko na mnie nie ma haka.
Tak więc autorko tu nie chodzi o mnie.
To on ma problem sam ze sobą.
Licz się z więc z tym, że u Ciebie scenariusz może być zupełnie inny.
Dlatego najbardziej optuję za zmiana miejsca Twojego zamieszkania, taka życiową rewolucja byłaby dla Ciebie zbawienna. Zawsze łatwiej jest działać na odległość. Teraz gubi Cię kontakt osobisty z tym człowiekiem. Nie wiem czy znajdziesz dość siły na to, by stawić czoła temu problemowi.
Ulle, pisalam Ci pw. Ale mnie wylogowalo przy wysyłce. Pewnie nic nie dostałaś?
To spytal czy ja chcę, żeby mi pomagał. Ja na to, ze niech sam się określi. Powiedział, ze nie ma czasu gadac i zadzwoni wieczorem. Nie zadzwonił, więc bylam pewna, że zlał sprawę. Na drugi dzien zadzwonil, ze przyjedzie po pracy. Nie kumam.
Forma sprawowania kontroli nad Tobą..?
Odegrać się na NIM, zaimponować JEMU... W ten sposób przez kolejne lata będzie zatruwał Twoje myśli. Nie musisz nikomu niczego udowadniać, a już na pewno nie gościowi z zerową empatią (bo gdyby było inaczej sam ograniczyłby kontakt wiedząc, jak na niego reagujesz). Skup się teraz na sobie, poszukaj nowych znajomości, aktywności, zrób coś tylko dla siebie. Mnie też ktoś kiedyś skrzywdził, choć bez porównania mniej niż Ciebie, bo to nie był nawet związek, a nasza relacja trwała dużo krócej. Obecnie mam w dupie to, co się u niego dzieje, ale nie mam też specjalnego żalu. Jestem w stanie uskutecznić z nim gadkę szmatkę jak czasem się spotkamy przez wspólnych znajomych. Trzeba iść do przodu, żyć swoim życiem, czas mija.
50 2023-05-13 11:03:56 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2023-05-13 11:04:53)
Penne napisał/a:To spytal czy ja chcę, żeby mi pomagał. Ja na to, ze niech sam się określi. Powiedział, ze nie ma czasu gadac i zadzwoni wieczorem. Nie zadzwonił, więc bylam pewna, że zlał sprawę. Na drugi dzien zadzwonil, ze przyjedzie po pracy. Nie kumam.
Forma sprawowania kontroli nad Tobą..?
Raczej walka o to aby ustalenia miedzy nimi nie kontrolowaly jego.
Bo on chce robic to co mu sie podoba.
Spotyka sie z autorka bo mu to pomaga.
Jak mu przestanie pomagac to sie nie bedzie spotykal.
Pogadaj z Garym, on Ci wytlumaczy ten mindset
51 2023-05-13 11:42:52 Ostatnio edytowany przez Yurei (2023-05-13 11:50:19)
"Pogadaj z Garym" Myślałem, że dla niej to zboczeniec, co rucha dziwki po kryjomu xD Ten którego sama obrażała parę dni temu od "starych głupich dziadów" xD
Jesteście siebie warci XD
Nie ma znaczenia czy się "facet" dla "ciebie" wyróźnia, bo to co prezentujesz sama sobą to DNO.
52 2023-05-13 11:57:40 Ostatnio edytowany przez Yurei (2023-05-13 11:59:54)
Yurei napisał/a:Nie ma znaczenia czy się "facet" dla "ciebie" wyróźnia, bo to co prezentujesz sama sobą to DNO.
Obserwuje jak ludzie na forum totalnie cię , ułomie, ignorują
Wszyscy doskonale wiedzą, że pojawił się kolejny incel-szczekasz.Ale bawi mnie twoja dzika zazdrośc w kierunku każdego faceta, którego doceniam.
![]()
nie dorastasz mu do pięt, beciaku. Dlatego jemu to mówie, a ciebie tyram XD
Na jego miejscu poczuł bym duże zażenowanie, że taki babsztyl czuje do mnie "miętę".
Nikt mnie tu nie ingoruje. Normalnie rozmawiam z innymi, tylko nie mam czasu na odpowiedź.
53 2023-05-13 12:10:57 Ostatnio edytowany przez Yurei (2023-05-13 12:13:18)
Yurei napisał/a:Na jego miescu poczuł bym duże zażenowanie, że taki babsztyl czuje do mnie "miętę".
Nikt mnie tu nie ingoruje. Normalnie rozmawiam z innymi, tylko nie mam czasu na odpowiedź.
buhahahahah, gdzie i z kim rozmawiasz, stary debilu? XD
Przypomnieć ci twoje 10 ostatnich postów do mnie, elaboratów totalnie bez odpowiedzi? To tez byla "rozmowa" i " nie miałeś czasu"?Widze jak na każdym wątku się plujesz parchu do kogoś, a ludzie wymieniaja poglądy z innymi, ciebie nawet nikt nie cytuje.
Tyle masz w sobie jadu, że musisz być wyjątkowo paskudny i oblesny dla kobiet XDps. nie traktuj tego jako zaproszenia do rozmowy czasem, incelu
Mówisz dokładnie o sobie. I tego nie widzisz? Głupia... cipo, nie obrażaj mnie. Bo teraz mówisz dokładnie o sobie.
Lustereczko powiec przecie, kogo widzisz tam na świecie? Hehe...
Moglibyście prawić sobie komplementy na priv? Albo załóżcie sobie inny temat gdzie będziecie się wyzywać i obrażać.
Cipciór napisał/a:Penne napisał/a:To spytal czy ja chcę, żeby mi pomagał. Ja na to, ze niech sam się określi. Powiedział, ze nie ma czasu gadac i zadzwoni wieczorem. Nie zadzwonił, więc bylam pewna, że zlał sprawę. Na drugi dzien zadzwonil, ze przyjedzie po pracy. Nie kumam.
Forma sprawowania kontroli nad Tobą..?
Raczej walka o to aby ustalenia miedzy nimi nie kontrolowaly jego.
Bo on chce robic to co mu sie podoba.
Spotyka sie z autorka bo mu to pomaga.
Jak mu przestanie pomagac to sie nie bedzie spotykal.Pogadaj z Garym, on Ci wytlumaczy ten mindset
Możesz rozwinąć pierwsze zdanie. O co w tym chodzi?
Nie wiem czy spotkanie się ze mną w czymś mu pomaga. Myślę, że wygodniej spędziłby ten czas na spacerze czy przed tv.
56 2023-05-13 12:28:26 Ostatnio edytowany przez Yurei (2023-05-13 12:29:06)
Penne napisał/a:Moglibyście prawić sobie komplementy na priv? Albo załóżcie sobie inny temat gdzie będziecie się wyzywać i obrażać.
Ja juz skończyłam z tym incelem i debilem
Jak masz wątpliwości, kto za kim łazi to wejdź w historię jego postow, 1/3 jest do mnie XDI ten język jakim sie posluguje..totalny wiesniak i prymityw.
Jest ignorowany w prawie każdym wątku, za wyjątkiem malo inteligentnych uzytkownikow, ktorzy na te jego prowokacje na powąznie odpowiadają
A tu sie znowu wpieprzył i zaczał robić gnój, bo jest zazdrosny o faceta, ktorego wiedza i osobowośc skomplementowałam.Tyle.
Hehe... jakbym tylko ja mówił takie rzeczy, zebyś spadała na cafe? Nikt cię tu nie chce XD
Nie masz żadnych argumentów na moje. Zero merytoryki. Do tego Ty wszystkich tu obrażasz.
Odegrać się na NIM, zaimponować JEMU... W ten sposób przez kolejne lata będzie zatruwał Twoje myśli. Nie musisz nikomu niczego udowadniać, a już na pewno nie gościowi z zerową empatią (bo gdyby było inaczej sam ograniczyłby kontakt wiedząc, jak na niego reagujesz). Skup się teraz na sobie, poszukaj nowych znajomości, aktywności, zrób coś tylko dla siebie. Mnie też ktoś kiedyś skrzywdził, choć bez porównania mniej niż Ciebie, bo to nie był nawet związek, a nasza relacja trwała dużo krócej. Obecnie mam w dupie to, co się u niego dzieje, ale nie mam też specjalnego żalu. Jestem w stanie uskutecznić z nim gadkę szmatkę jak czasem się spotkamy przez wspólnych znajomych. Trzeba iść do przodu, żyć swoim życiem, czas mija.
Nie będę z Nim grać w żadne gierki. Oczywiście chciałabym, żeby moja sytuacja przybrala obrót jak u Ulle. Ale nie wierze, że jego cokolwiek obchodzi.
A po drugie nie dałabym rady. To trzeba tez emocjonalnie udźwignąć. Na to jestem za słaba. Odsunelam sie od Niego na tyle na ile umialam na ten moment. Co w sumie wpisuje się po części w strategie Ulle. A po trzecie wydaje mi się, że takie zachowanie musi być prawdziwe. Naturalne. Inaczej jest to inna forma uwiązania. Za słaba na to jestem
Ulle, pisalam Ci pw. Ale mnie wylogowalo przy wysyłce. Pewnie nic nie dostałaś?
Nic nie dostałam, ale czekam.
59 2023-05-13 14:08:12 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2023-05-13 14:12:21)
Szeptuch napisał/a:Zmień środowisko.
Wyprowadź się,najlepiej na drugi kraniec polski,jeżeli masz możliwości, to za granice.
Zorganizuj sobie tak plan dnia, aby był wypchany po kokardkę.
Praca, po pracy gotowanie,po gotowaniu wysiłek fizyczny,po wysiłku fizycznym wysiłek psychiczny/nauka nowych rzeczy, to może być cokolwiek, nowy język/dendrologia/mykologia, cokolwiek.
Jak żebyś usypiała od razu po położeniu sie do łózka.
I tak dzień w dzień.
Umysł sam nadpisze jego osobę.Zła rada. A w innym miejscu może poznać innego i może być powtórka z rozrywki i będzie sie tak w kółko przeprowadzać?
Dokładnie. Nie da się uciec od siebie.
Autorka sama jest sobie winna niestety i jakieś korzyści z tego stanu czerpie, skoro w nim tkwi.
Męczy tego faceta.
On wyraźnie nakreślił ramy tej relacji i wielokrotnie to potwierdzał.
A ona się zamknęła na inne relacje w swoim życiu, zwiedzając się na nim.
Jak pisała, nawet jak ledwie trzyma się na nogach, czuje się zobowiązany przyjechać.
Po prostu wpadła w rolę ofiary.
I będzie ja grać dopóki zechce.
Tylko mi nie mów autorko, że na terapii tego nie omawialaś.
Penne napisał/a:Ulle, pisalam Ci pw. Ale mnie wylogowalo przy wysyłce. Pewnie nic nie dostałaś?
Nic nie dostałam, ale czekam.
Ok, napiszę wieczorem od nowa.
Penne, robisz podstawowy błąd utrzymując z nim kontakt.
Chcąc uporać się z rozstaniem nie ma innej rady, trzeba się emocjonalnie, fizycznie i psychologicznie odseparować od związku. Najlepszym i najskuteczniejszym na to sposobem jest unikanie rozmów z byłym partnerem, dzięki czemu można z powrotem odnaleźć przestrzeń konieczną do odzyskania spokoju, zdrowia i rozpoczęcia życia na nowo. Choć to niezwykle trudne zadanie, zwłaszcza na początku, najlepiej zaprzestać wszelkich form komunikacji. Można się spodziewać, że wraz z zerwaniem kontaktów pojawi się ogromna pustka, co grozi szukaniem pocieszenia z powrotem u osoby, z którą właśnie się rozstajemy. Początkowo może być trudno poradzić sobie z niektórymi przeżyciami, jednak w dłuższej perspektywie czasu będzie to korzystne działanie. Szczególnie w chwilach smutku i zdenerwowania może być trudno zaprzestać nawiązywać kontakty, ale należy to przeczekać albo zająć się czymś innym. Kontakty z eks tylko pozornie przynoszą ulgę, w rzeczywistości odwlekają w czasie to, co nieuniknione: w końcu i tak trzeba będzie zmierzyć się z własnymi emocjami.
Próba przyjaźnienia się z byłym partnerem najczęściej kończy się porażką, nawet gdy rozstanie nastąpiło w przyjaznej atmosferze i nie było pełne dramatyzmu i chaosu. Cisza między byłymi partnerami potrzebna jest przede wszystkim po to, by pozbyć się tożsamości pary, a od nowa zbudować dwie indywidualne tożsamości. Dopiero po jakimś czasie, gdy atmosfera nie jest już naładowana emocjami, niektórym parom udaje się zostać przyjaciółmi, Zastanów się jednak, jeśli były partner prosi, abyście zostali przyjaciółmi. Zadaj sobie wtedy pytanie „Czy cenił mnie tak bardzo, gdy byliśmy razem?” Przyjaciele powinni dobrze cię traktować, dlaczego więc masz uznać byłego partnera za swojego przyjaciela?
Nie przetrzymuj rzeczy partnera, by nie było okazji do nawiązania kontaktu. Najlepiej, gdy w ciągu paru dni po rozstaniu oddacie sobie swoje rzeczy. Nie żądaj zwrotu prezentów ani nie przyjmuj ich z powrotem. Jedyny wyjątek to pierścionek zaręczynowy.
CO ROBIĆ, KIEDY CZUJESZ POTRZEBĘ SKONTAKTOWANIA SIĘ Z EKS?
Najlepiej zająć myśli jakimś działaniem, które ułatwi nam przeczekanie tej potrzeby. Przykładowo może to być:
opisanie sytuacji w dzienniku
telefon do przyjaciela
napisanie posta w internetowej grupie wsparcia
prysznic lub pachnąca kąpiel
zajęcie się hobby
spacer
siłownia
zakupy
pójście do kina
rossanka napisał/a:Szeptuch napisał/a:Zmień środowisko.
Wyprowadź się,najlepiej na drugi kraniec polski,jeżeli masz możliwości, to za granice.
Zorganizuj sobie tak plan dnia, aby był wypchany po kokardkę.
Praca, po pracy gotowanie,po gotowaniu wysiłek fizyczny,po wysiłku fizycznym wysiłek psychiczny/nauka nowych rzeczy, to może być cokolwiek, nowy język/dendrologia/mykologia, cokolwiek.
Jak żebyś usypiała od razu po położeniu sie do łózka.
I tak dzień w dzień.
Umysł sam nadpisze jego osobę.Zła rada. A w innym miejscu może poznać innego i może być powtórka z rozrywki i będzie sie tak w kółko przeprowadzać?
Dokładnie. Nie da się uciec od siebie.
Autorka sama jest sobie winna niestety i jakieś korzyści z tego stanu czerpie, skoro w nim tkwi.
Męczy tego faceta.
On wyraźnie nakreślił ramy tej relacji i wielokrotnie to potwierdzał.
A ona się zamknęła na inne relacje w swoim życiu, zwiedzając się na nim.
Jak pisała, nawet jak ledwie trzyma się na nogach, czuje się zobowiązany przyjechać.
Po prostu wpadła w rolę ofiary.
I będzie ja grać dopóki zechce.
Tylko mi nie mów autorko, że na terapii tego nie omawialaś.
Nie omawialam tego na terapii.
Co do jego przyjazdów - powiedziałam mu wcześniej, że jak nie chce pomagać to niech powie. Tak się czuje zobowiązany, że nie raz mnie z tą pomocą wystawił. A ja nie mam szklanej kuli, żeby wiedzieć, że ledwo trzyma się na nogach. Jak taki przyjechał, to powiedziałam, żeby pojechał do domu, bo w takim stanie nie ma sensu. Że po prostu w tym czasie zrobie inny zakres, a On niech się kuruje. Postanowił i tak przyjeżdżać. Nie 'wyznaczam' mu też żadnych terminów tej pomocy.
Chciałabym też powiedzieć, że go nie nagabuje na żadne powroty. Nie prosiłam go też o pomoc. Sam to zaproponował. To że nie umiem się uwolnić emocjonalnie to nie znaczy, że dzwonie i proszę go o powrót. Od momentu rozstania nie zahaczyłam nawet o temat naszej relacji.
63 2023-05-13 15:52:25 Ostatnio edytowany przez Penne (2023-05-13 15:53:11)
Penne, robisz podstawowy błąd utrzymując z nim kontakt.
Chcąc uporać się z rozstaniem nie ma innej rady, trzeba się emocjonalnie, fizycznie i psychologicznie odseparować od związku. Najlepszym i najskuteczniejszym na to sposobem jest unikanie rozmów z byłym partnerem, dzięki czemu można z powrotem odnaleźć przestrzeń konieczną do odzyskania spokoju, zdrowia i rozpoczęcia życia na nowo. Choć to niezwykle trudne zadanie, zwłaszcza na początku, najlepiej zaprzestać wszelkich form komunikacji. Można się spodziewać, że wraz z zerwaniem kontaktów pojawi się ogromna pustka, co grozi szukaniem pocieszenia z powrotem u osoby, z którą właśnie się rozstajemy. Początkowo może być trudno poradzić sobie z niektórymi przeżyciami, jednak w dłuższej perspektywie czasu będzie to korzystne działanie. Szczególnie w chwilach smutku i zdenerwowania może być trudno zaprzestać nawiązywać kontakty, ale należy to przeczekać albo zająć się czymś innym. Kontakty z eks tylko pozornie przynoszą ulgę, w rzeczywistości odwlekają w czasie to, co nieuniknione: w końcu i tak trzeba będzie zmierzyć się z własnymi emocjami.Próba przyjaźnienia się z byłym partnerem najczęściej kończy się porażką, nawet gdy rozstanie nastąpiło w przyjaznej atmosferze i nie było pełne dramatyzmu i chaosu. Cisza między byłymi partnerami potrzebna jest przede wszystkim po to, by pozbyć się tożsamości pary, a od nowa zbudować dwie indywidualne tożsamości. Dopiero po jakimś czasie, gdy atmosfera nie jest już naładowana emocjami, niektórym parom udaje się zostać przyjaciółmi, Zastanów się jednak, jeśli były partner prosi, abyście zostali przyjaciółmi. Zadaj sobie wtedy pytanie „Czy cenił mnie tak bardzo, gdy byliśmy razem?” Przyjaciele powinni dobrze cię traktować, dlaczego więc masz uznać byłego partnera za swojego przyjaciela?
Nie przetrzymuj rzeczy partnera, by nie było okazji do nawiązania kontaktu. Najlepiej, gdy w ciągu paru dni po rozstaniu oddacie sobie swoje rzeczy. Nie żądaj zwrotu prezentów ani nie przyjmuj ich z powrotem. Jedyny wyjątek to pierścionek zaręczynowy.
CO ROBIĆ, KIEDY CZUJESZ POTRZEBĘ SKONTAKTOWANIA SIĘ Z EKS?Najlepiej zająć myśli jakimś działaniem, które ułatwi nam przeczekanie tej potrzeby. Przykładowo może to być:
opisanie sytuacji w dzienniku
telefon do przyjaciela
napisanie posta w internetowej grupie wsparcia
prysznic lub pachnąca kąpiel
zajęcie się hobby
spacer
siłownia
zakupy
pójście do kina
Ja nie chcę, żeby był moim przyjacielem. Mam 2 przyjaciół i kolejnych nie potrzebuje.
Wymiana rzeczy miala byc szybko. Jego rzeczy oddałam na drugi dzień. On mi moje wiózł chyba 1.5 tygodnia. I dopiero po moim ponagleniu, że chce już je mieć. Wcześniej mówil, ze mi je odwiezie np. w poniedziałek. W poniedziałek nawet się nie odezwał. Odezwał się 2 dni później, że przywiezie je w piątek. Oczywiście ich nie przywiózł. Napisal, że da mi je w weekend. Też mi ich nie dał. W końcu napisałam, że chce je mieć jak najszybciej. Strasznie mnie zmęczył psychicznie tym rozwlekaniem w czasie. I jak w końcu te rzeczy przywiózł, to wychodząc powiedział, żeby dała znać jak będę chciała porozmawiac, to w niedziele przyjedzie. I tu się złamalam.
Jestem na o tyle dobrym etapie, że sama z siebie się nie kontaktuje. Ale jak dostaję propozycję kontaktu z jego strony, to nie daję rady z tego nie skorzystac.
Zajmowanie czasu? Dzis jestem caly dzien zajęta. Nie uwalnia mnie to. Mysli caly czas krazą wokół tematu.
(..)I jak w końcu te rzeczy przywiózł, to wychodząc powiedział, żeby dała znać jak będę chciała porozmawiac, to w niedziele przyjedzie. I tu się złamalam.
Jestem na o tyle dobrym etapie, że sama z siebie się nie kontaktuje. Ale jak dostaję propozycję kontaktu z jego strony, to nie daję rady z tego nie skorzystac.
I to jest błąd, że odpowiadasz na jego kontakty, takie jest moje zdanie. Bez zerwania kontaktów masz marne szanse na odbudowanie siebie, chocbyś spędziła 10 lat w terapii.
Patrzysz na Ulle, a ja uważam, że skoro ona jako emerytka wciąz rozpamiętuje tamten związek w taki sposób, że nawet książkę o nim chce pisać, to też nie jest do końca z niego uleczona.
Zajmowanie czasu? Dzis jestem caly dzien zajęta. Nie uwalnia mnie to. Mysli caly czas krazą wokół tematu.
Oczywiście, że myśli krążą. Nie ma magicznej różdżki, która w jednej chwili je przepędzi. A kontaktami wciąz te myśli w głowie będziesz umacniała, one zamiast w końcu przepłynąć i wypłynąć z głowy, będą się w niej stale kotłowały.
Też uważam, że powinnaś być bardziej asertywna i powiedzieć nie. On bazuje na Twojej słabości.