Hej,
W mojej głowie od grudnia pojawia się jak bumerang temat samotnego mieszkania.
Napiszę w skrócie, że z domu rodzinnego wyprowadziłam się mając 20lat, wróciłam mając 34lata. Najpierw to miało być mieszkanie z nimi na rok, ze względu na nerwicę nie mogłam mieszkać sama i swoje mieszkanie wynajęłam.
I tak trwam od 2lat. Są plusy i minusy. Nie czuję się samotna, mam z nimi dobry kontakt, ale są też minusy. Brak prywatności, brak chęci na poznanie faceta itp, brak swojej łazienki i np smażenia naleśników o północy
W związku z tym, gdy wyprowadziła się para z mojego mieszkania, nie dałam ogłoszenia o wynajem. I tak stoi od grudnia, bo mam się do niego wprowadzić. Boję się samotności, pracuje z domu i nie chce zmieniać pracy, bo dobrze zarabiam, więc będę tam spędzać dużo czasu. Są znajomi, ale oni nie zawsze mają czas. Do rodziców i brata będzie godzina jazdy. O finanse nie martwię się, chociaż one nie są pewne,bo pracuję na swojej działalności, ale od 2 lat nie było gorszego miesiąca, mam oszczędności, chociaż głowa i tak kiepskie wizje podsuwa, to z powodu lęku, który ostatnio nasilił się z powodów zdrowotnych, czyli kłopoty z nogami i inne, więc zrezygnowalam z siłowni i mocnego wysyłku na jakiś czas.
Nie mogę jednak z nimi mieszkać, źle mi z tym i gorzej siebie postrzegam, jako osobę nieogarnięta życiowo w tym wieku. Postanowiłam, że 1 maja będzie wyprowadzka do własnego M i pojawia się lęk. Nie mam pomysłu jak go rozpracować i pewnie pozostaje mi to zrobić, przetrwać najgorsze pierwsze tygodnie, znaleźć sobie dużo zajęć i jakoś oswoić się ze zmianą.
Czy ktoś był w podobnej sytuacji? Jeśli napisałam coś chaotycznie to wybaczcie.