Ucieczka, ścigana, strach - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MOJA NIESAMOWITA HISTORIA » Ucieczka, ścigana, strach

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 20 ]

1

Temat: Ucieczka, ścigana, strach

Być może to nieodpowiednie miejsce, ale tak bardzo chce wykrzyczeć swój żal i ból, że postanowiłam przedstawić swoją historie.

Rodzina czteroosobowa, która 10 lat temu przeprowadziła się do Niemiec z córkami w wieku 6 i 8 lat. Oboje mamy prace, dzieci chodzą do szkoły. Nie narzekamy na poziom życia. Choć początki nie były łatwe z powodów językowych i nowym miejscem zamieszkania, to szybko ogarniamy temat i z roku na rok było znacznie lepiej.

Aż przyszedł moment, który pokazał mi, jak system bez konsekwencji potrafi wejść z butami w to, co budowało się latami i zniszczyć wszystko jeśli się zbuntujesz.

Ja się zbuntowałam, wiedząc jaką zapłacę cenę.

W obecnych czasach, dzieci to biznes i nawet nie wiadomo kiedy nasze dziecko staje się cennym towarem.

Córka lat 15,5 uczyła się na sprawdzian poprawkowy. Zależało jej by poprawić ocenę, jednak nie poszło jej tak jak tego oczekiwała. Na przerwie stała z koleżanką, była załamana i smutna. Wtedy podszedł nauczyciel dyżurujący, okazując wsparcie i ciepłe słowa. Powiedział jej, że po uczeniu się w domach samodzielnie, z powodu zamykania szkół przez prawie dwa lata, mnóstwo uczniów ma problemy w niejednym przedmiocie. A mnie jako rodzica, zachęcił na spotkanie z psychologiem, by córka tak nie przeżywała swoich niepowodzeń. Nie czułam zagrożenia, tym bardziej, że córka była przekonana, przez tego nauczyciela, o pozytywnym wpływie na nią samą, dzięki takim rozmowom. Jednak po czterech spotkaniach z psychologiem, poinformowano mnie, że córka ma małą wiarę w siebie i cierpi na depresje. Dostała skierowanie by na okres 2-3 miesięcy przeniosła się do szkoły wraz z terapią, dzięki której nauczy radzić sobie z niepowodzeniami w życiu.  Ośrodek współpracował ze szkołą i materiał szkolny był przekazywany i przerabiany.  Biłam się z myślami i zasięgałam różnych opinii nauczycieli jak i psychologa szkolnego. Nikt nie widział w tym nic niepokojącego, ponieważ wiele dzieci ma trudniejsze momenty i w takich ośrodkach im się pomaga. Zwłaszcza że to był otwarty ośrodek. Córka jeździła tam w godzinach 8-15.  Co dwa tygodnie, my jako rodzice, mieliśmy spotkania o postępach córki. Problem się pojawił na trzecim spotkaniu, gdy zaproponowano mi leczenie lekami na depresje. Z mojej strony był ogromny sprzeciw. To wtedy po raz pierwszy zagrożono mi Jugentamtem. Jeśli oni wiedzą, że córka potrzebuje takiego leczenia, a ja się wzbraniam, to działam na szkodę dziecka i muszą powiadomić instytucje. Zgodziłam się ze strachu, ale prosiłam o kopie każdego papieru, który podpisuje.  Z nazwą tego leku leciałam do rodzinnej na konsultacje.  Jest to bardzo mądra i rzeczowa kobieta. Odrazu wychwyciła, że wyraziłam zgodę na lek, ale nigdzie nie podano w jakiej dawce będzie córce podawany.  Nie trzeba było długo czekać na efekty działania leku.  Córce kręciło się w głowie, bardzo źle się czuła. Czasem zatrzymywała się, trzymając ściany, bo obraz jej się rozjeżdżał.  Chodziłam do ośrodka, tłumaczyłam i opowiadałam, a panie terapeutki  i dyrektorka, traktowały mnie jakbym wyssała tą historie z palca, bo u nich córka czuje się znakomicie. Ale żeby mnie uspokoić zmieniono jej lek ( dziś wiem ze na znacznie silniejszy).

Po dwóch dniach brania, córka w ośrodku, zaraz po podaniu leku źle się czuła. Kazano jej wyjść na świeże powietrze. Straciła przytomność na schodach. Rozwaliła tył głowy. Zalaną krwią wpakowano do karetki.  W szpitalu golony tył głowy i zszywanie. W międzyczasie wezwano kolejną karetkę, która transportowała ją do innego szpitala kardiologicznego dla dzieci, ponieważ nie mogli opanować jej pracy serca.  Serce wchodziło na bardzo wysokie obroty, po czym gwałtownie spadało na bardzo niskie. Stąd ta cała sytuacja. 5 dni córka leżała przypięta do maszyn. Miała wstrząs mózgu, a terapeutki z ośrodka dobijały się, by ją odwiedzić i zaaplikować lek, bo jest pod ich opieką. Na szczęście ordynator oddziału kardiologicznego, zabronił im odwiedzin i wyjaśnił mi swoje obawy co do stosowania tych leków. Że mogły, ale nie musiały, mieć wpływ na to co się wydarzyło.  Podłączano córkę każdego dnia do innej aparatury, ponieważ jedna czynność serca była niewłaściwa i nie wiedziano dlaczego.  Po wyjściu ze szpitala miałam się umówić na wizytę u kardiologa. Ale przez to, że dokumentacja ze szpitala, szła również do ośrodka w którym była leczona depresja, to panie same zrobiły mi termin u kardiologa, tłumacząc mi że czują się odpowiedzialne mi pomóc. Ośrodek współpracował z różnymi specjalistami dzięki czemu mógł załatwić krótsze terminy. Jakże było moje zdziwienie, gdy lekarz kardiolog nie widział sprzeciwu w kontynuowaniu podawania leków na depresje. Byłam załamana. Córka się zamykała w pokoju po przyjściu z ośrodka. Nikła w oczach. Ja latałam do ośrodka i przedstawiałam swoje obawy. Aż któregoś dnia wezwano mojego męża na rozmowę. Powiedziano mu, że cała depresja córki ma swój zalążek w domu. Że to ja jestem problemem, osobą toksyczną i musi ode mnie odejść zabierając córki. Jeśli tego nie zrobi będą zmuszeni powiadomić Jugentamt i zabrać ją z toksycznej atmosfery domowej. Ja nie mogłam się o tym dowiedzieć, że to wyszło od pań z ośrodka. I tu mam ogromny żal do męża, bo faktycznie mnie nie poinformował. Któreś dnia po prostu powiedział, że może dla nas obojga dobrze zrobiłaby nam separacja, ale on zabiera dzieci ze sobą. Nie wiedziałam co się dzieje, traciłam grunt pod nogami, rozmawiałam i dopytywałam o co chodzi, ale on nie potrafił mi powiedzieć w oczy :” ze narazie tak będzie lepiej”. Szukał mieszkania, a ja odchodziłam od zmysłów. Wcześniej rozmawiał z córkami ( gdy ja byłam w pracy) i kiedy ja próbowałam z córkami rozmawiać, to mówiły ze zamieszkają z tatą. Było mi cholernie przykro, płakałam, bo nie wiedziałam dlaczego córki z mężem tak nagle się odwrócili ode mnie. Jednak po 3-4 tygodniach mąż widząc jak pada mi na głowę, pojechał do ośrodka i powiedział, że sam pochodzi z rozbitej rodziny i bardzo to przeżywał. Że dla córki, która mierzy się z depresją, będzie to dodatkowym obciążeniem i jeśli w ich oczach nasza atmosfera rodziny jest toksyczna to chce terapii rodzinnej. Niestety było to absolutnie wykluczone. Córce robiono pranie mózgu a ja byłam niewygodną ością, której nie mogli się pozbyć. Jednak nie docenia się przeciwnika, który w dziecku widzi pieniądze. Po kilu dniach wezwano nas na rozmowę i dano godzinę czasu na spakowanie i przewiezienie córki do ośrodka na leczenie anoreksji. Ponieważ przy przyjęciu jej do ośrodka ważyła 50kg, a teraz 44kg. A anoreksja to nic innego jak próba samobójcza w postaci zagłodzenia się. Wszystkie działania były robione z zaskoczenia i nie dawały czasu na racjonalne myślenie. Albo zawozimy ją sami, albo zrobi to za nas ośrodek. Myślałam, że oszaleje. Ze zdrowego dziecka robią mi wariata. To był szpital psychiatryczny. Podpisałam tylko dokument przyjęcia. Resztę papierów ( ze 30 stron) powiedziałam, że doniosę bo jest tego dużo, a mój niemiecki medyczny nie jest na aż tak wysokim poziomie. Córka zawieziona w piątek po południu. I to nas uratowało, bo nie było już głównego personelu lekarskiego. Wydzwaniałam do lekarki, konsultowałam z mnóstwem osób a w sobotę jak gdyby nigdy nic, pojechałam z mężem w odwiedziny do córki. I to był przełomowy moment, który mną bardzo wstrząsnął. Cisza. Jakby nikogo nie było. Godzina przed dwunastą w południe. Odwiedziny są tylko w niedziele, ale ja domagam się zobaczenia córki w sobotę. Nie podpisałam jeszcze regulaminu szpitala i walczę o jej przyprowadzenie. Cały ośrodek nafaszerowany śpi. Przyprowadzają mi nieprzytomna córkę.  Nie mogę złapać z nią kontaktu wzrokowego. Jej oczy błądzą przed siebie, nie mówi tylko bełkocze, brakuje tylko śliny, która ściekałaby z kącika ust.  Czy to jest moja córka, która 5 miesięcy temu z powodu smutku na szkolnym korytarzu, wylądowała w szpitalu gdzie poprawiają uśmiech ? Ryczałam całą drogę powrotną. Pierwsze co zrobiłam po powrocie to dokładne przestudiowanie wszystkich papierów do podpisania, które otrzymałam ze szpitala. I doczytałam coś po czym podjęłam decyzje o ucieczce.  Były zdania coś w stylu : Leczenie zgodne z procedurami dla dobra  pacjenta ( i tu wstawiony jakiś paragraf)z troską o najwyższe standardy itd

Paragraf w który weszłam, mówił ze na okres leczenia zrzekam się praw do dziecka, aby umożliwić lekarzom pełne działanie w leczeniu……

Było już późno, mąż padł, a ja jak nakręcona obmyślałam plan ucieczki. O trzeciej w nocy wpadłam do pokoju córki w domu. Wywalałam wszystko z szafy i ją pakowałam. Wynosiłam wszystko do auta. Modliłam się by zdążyć ją wywieźć z Niemiec nim dopadnie nas przed granicą Jugentamt czy policja. 

Córka zawieziona w piątek po południu, przyjęta na oddział ale co bardzo ważne, jeszcze bez diagnozy. W sobotę nafaszerowana. W niedziele pojechałam z mężem i kolegą ją odebrać. W między czasie nagrywałam auta i miejsca przesiadkowe dziecka w rożnych częściach Niemiec. Na sygnał że ją mamy, z Polski miało wyjechać po nią auto, które przekroczy z nią granice. Jednak cała procedura odebrania była bardzo ciężka. Otoczyli ją i nie chcieli oddać mimo, że nie podpisałam papierów i nie mieliśmy zabranych praw rodzicielskich. Nie mogłam dokonać porwania, potrzebowałam wypisu. Wywalczyłam. Czekając na wypis, który robił lekarz dyżurny, mąż wychwycił córkę z okręgu i powoli wyprowadzał ją, podczas gdy ja z kolegą blokowaliśmy dojście do córki i dyskutowaliśmy. Lekarz dyżurny pisząc fałszywy bez diagnozy wypis, powiadomił Jugentamt.  Ta instytucja powiadamia policję, która na podstawie danych wie jakimi autami się poruszamy.  Mimo pełnych praw rodzicielskich, mimo wypisu ze szpitala, a nie porwania, czuliśmy się jak przestępcy.

Jednak cała akcja skończyła się powodzeniem. Córka dotarła do Polski cała i zdrowa. Jednak jej stan psychiczny, strach i lęk, że po nią przyjdą był bardzo trudny. Zajęli się nią moi rodzice. Ale na drugi dzień w poniedziałek ( dzień roboczy) był dniem koszmaru.  Jugentamt atakował wszystkich, którzy mieli kontakt z nami. Lekarza rodzinnego, szkołę , dzieciom z klasy kazali pisać do córki gdzie jest. Córka była przerażona atakiem telefonicznym, dlatego prosiłam rodzine by wyciągnęli kartę sim i ją połamali. Wszyscy do których dzwonił Jugentamt w zapytaniu o dziecko, że ma być oddane, to potem każdy oddzwaniał do nas co się dzieje.  Jugentamt straszył przez telefon , maile i nachodził w domu w Niemczech. Domagał się oddania dziecka mimo, że tak naprawdę nie miał żadnych praw. Starsza córka była miesiąc przed 18stką, wiec nie była już w ich zainteresowaniu.

Mieliśmy na szczęście  mieszkanie w PL i ktoś musiał zjechać do córki.  Rzuciłam pracę ( z tym tez nie było łatwo), i próbowałam się odnaleźć na nowo w Polsce. Strach powodował ze nie mogłam spać, jeść, wymiotowałam.  W ciągu 2,5 miesiąca spadłam 15 kg na wadze. A Jugentamt nie odpuszczał.  Zdążyłam zabrać całą dokumentacje przebiegu leczenia córki, pobyt w szpitalu i wszystko co miałam wykładając adwokatom na stół.  Córka dopiero teraz w Polsce powoli się otwiera. Była zastraszana, grożono jej i miała zakaz rozmów z nami. Kładli przed nią dokumenty, żeby podpisała że godzi się na rodzine zastępczą, a ona tak bardzo nie chciała i odmawiała. Strasznie się bała. Wmówili jej, że znajdą ją wszędzie i uwolnią od nas rodziców, mimo że ona mówiła że chce mieszkać z nami.

Zapisałam w Polsce córkę do szkoły i jest mi tak bardzo bardzo przykro, bo  mówi po polsku bardzo ładnie ( owszem bez akcentu), ale nie ma słownictwa szkolnego.  Wyjechała w wieku przedszkolnym. Co to ułamki, przymiotnik, życzliwa…

Staramy się żyć we dwie mimo strachu, bo meldując ją do szkoły, Jugentamt wie gdzie jesteśmy.

Mąż pozostał z drugą córka w De, ponieważ za rok starsza córka pisze maturę, a tutaj nie ma żadnej wiedzy by móc ją zdać. I tak jak chcieli rozdzielić to małżeństwo, tak im się udało.

Straciłyśmy dotychczasowe życie. Oszczędności się kończą.  Boje się ludzi. Nikt nic nie wie oprócz rodziny, ludzi którzy nam pomogli i adwokatów. Groźby i żądania wydania córki nie ustały:(

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Ucieczka, ścigana, strach
Nunka napisał/a:

Być może to nieodpowiednie miejsce, ale tak bardzo chce wykrzyczeć swój żal i ból, że postanowiłam przedstawić swoją historie.

Rodzina czteroosobowa, która 10 lat temu przeprowadziła się do Niemiec z córkami w wieku 6 i 8 lat. Oboje mamy prace, dzieci chodzą do szkoły. Nie narzekamy na poziom życia. Choć początki nie były łatwe z powodów językowych i nowym miejscem zamieszkania, to szybko ogarniamy temat i z roku na rok było znacznie lepiej.

Aż przyszedł moment, który pokazał mi, jak system bez konsekwencji potrafi wejść z butami w to, co budowało się latami i zniszczyć wszystko jeśli się zbuntujesz.

Ja się zbuntowałam, wiedząc jaką zapłacę cenę.

W obecnych czasach, dzieci to biznes i nawet nie wiadomo kiedy nasze dziecko staje się cennym towarem.

Córka lat 15,5 uczyła się na sprawdzian poprawkowy. Zależało jej by poprawić ocenę, jednak nie poszło jej tak jak tego oczekiwała. Na przerwie stała z koleżanką, była załamana i smutna. Wtedy podszedł nauczyciel dyżurujący, okazując wsparcie i ciepłe słowa. Powiedział jej, że po uczeniu się w domach samodzielnie, z powodu zamykania szkół przez prawie dwa lata, mnóstwo uczniów ma problemy w niejednym przedmiocie. A mnie jako rodzica, zachęcił na spotkanie z psychologiem, by córka tak nie przeżywała swoich niepowodzeń. Nie czułam zagrożenia, tym bardziej, że córka była przekonana, przez tego nauczyciela, o pozytywnym wpływie na nią samą, dzięki takim rozmowom. Jednak po czterech spotkaniach z psychologiem, poinformowano mnie, że córka ma małą wiarę w siebie i cierpi na depresje. Dostała skierowanie by na okres 2-3 miesięcy przeniosła się do szkoły wraz z terapią, dzięki której nauczy radzić sobie z niepowodzeniami w życiu.  Ośrodek współpracował ze szkołą i materiał szkolny był przekazywany i przerabiany.  Biłam się z myślami i zasięgałam różnych opinii nauczycieli jak i psychologa szkolnego. Nikt nie widział w tym nic niepokojącego, ponieważ wiele dzieci ma trudniejsze momenty i w takich ośrodkach im się pomaga. Zwłaszcza że to był otwarty ośrodek. Córka jeździła tam w godzinach 8-15.  Co dwa tygodnie, my jako rodzice, mieliśmy spotkania o postępach córki. Problem się pojawił na trzecim spotkaniu, gdy zaproponowano mi leczenie lekami na depresje. Z mojej strony był ogromny sprzeciw. To wtedy po raz pierwszy zagrożono mi Jugentamtem. Jeśli oni wiedzą, że córka potrzebuje takiego leczenia, a ja się wzbraniam, to działam na szkodę dziecka i muszą powiadomić instytucje. Zgodziłam się ze strachu, ale prosiłam o kopie każdego papieru, który podpisuje.  Z nazwą tego leku leciałam do rodzinnej na konsultacje.  Jest to bardzo mądra i rzeczowa kobieta. Odrazu wychwyciła, że wyraziłam zgodę na lek, ale nigdzie nie podano w jakiej dawce będzie córce podawany.  Nie trzeba było długo czekać na efekty działania leku.  Córce kręciło się w głowie, bardzo źle się czuła. Czasem zatrzymywała się, trzymając ściany, bo obraz jej się rozjeżdżał.  Chodziłam do ośrodka, tłumaczyłam i opowiadałam, a panie terapeutki  i dyrektorka, traktowały mnie jakbym wyssała tą historie z palca, bo u nich córka czuje się znakomicie. Ale żeby mnie uspokoić zmieniono jej lek ( dziś wiem ze na znacznie silniejszy).

Po dwóch dniach brania, córka w ośrodku, zaraz po podaniu leku źle się czuła. Kazano jej wyjść na świeże powietrze. Straciła przytomność na schodach. Rozwaliła tył głowy. Zalaną krwią wpakowano do karetki.  W szpitalu golony tył głowy i zszywanie. W międzyczasie wezwano kolejną karetkę, która transportowała ją do innego szpitala kardiologicznego dla dzieci, ponieważ nie mogli opanować jej pracy serca.  Serce wchodziło na bardzo wysokie obroty, po czym gwałtownie spadało na bardzo niskie. Stąd ta cała sytuacja. 5 dni córka leżała przypięta do maszyn. Miała wstrząs mózgu, a terapeutki z ośrodka dobijały się, by ją odwiedzić i zaaplikować lek, bo jest pod ich opieką. Na szczęście ordynator oddziału kardiologicznego, zabronił im odwiedzin i wyjaśnił mi swoje obawy co do stosowania tych leków. Że mogły, ale nie musiały, mieć wpływ na to co się wydarzyło.  Podłączano córkę każdego dnia do innej aparatury, ponieważ jedna czynność serca była niewłaściwa i nie wiedziano dlaczego.  Po wyjściu ze szpitala miałam się umówić na wizytę u kardiologa. Ale przez to, że dokumentacja ze szpitala, szła również do ośrodka w którym była leczona depresja, to panie same zrobiły mi termin u kardiologa, tłumacząc mi że czują się odpowiedzialne mi pomóc. Ośrodek współpracował z różnymi specjalistami dzięki czemu mógł załatwić krótsze terminy. Jakże było moje zdziwienie, gdy lekarz kardiolog nie widział sprzeciwu w kontynuowaniu podawania leków na depresje. Byłam załamana. Córka się zamykała w pokoju po przyjściu z ośrodka. Nikła w oczach. Ja latałam do ośrodka i przedstawiałam swoje obawy. Aż któregoś dnia wezwano mojego męża na rozmowę. Powiedziano mu, że cała depresja córki ma swój zalążek w domu. Że to ja jestem problemem, osobą toksyczną i musi ode mnie odejść zabierając córki. Jeśli tego nie zrobi będą zmuszeni powiadomić Jugentamt i zabrać ją z toksycznej atmosfery domowej. Ja nie mogłam się o tym dowiedzieć, że to wyszło od pań z ośrodka. I tu mam ogromny żal do męża, bo faktycznie mnie nie poinformował. Któreś dnia po prostu powiedział, że może dla nas obojga dobrze zrobiłaby nam separacja, ale on zabiera dzieci ze sobą. Nie wiedziałam co się dzieje, traciłam grunt pod nogami, rozmawiałam i dopytywałam o co chodzi, ale on nie potrafił mi powiedzieć w oczy :” ze narazie tak będzie lepiej”. Szukał mieszkania, a ja odchodziłam od zmysłów. Wcześniej rozmawiał z córkami ( gdy ja byłam w pracy) i kiedy ja próbowałam z córkami rozmawiać, to mówiły ze zamieszkają z tatą. Było mi cholernie przykro, płakałam, bo nie wiedziałam dlaczego córki z mężem tak nagle się odwrócili ode mnie. Jednak po 3-4 tygodniach mąż widząc jak pada mi na głowę, pojechał do ośrodka i powiedział, że sam pochodzi z rozbitej rodziny i bardzo to przeżywał. Że dla córki, która mierzy się z depresją, będzie to dodatkowym obciążeniem i jeśli w ich oczach nasza atmosfera rodziny jest toksyczna to chce terapii rodzinnej. Niestety było to absolutnie wykluczone. Córce robiono pranie mózgu a ja byłam niewygodną ością, której nie mogli się pozbyć. Jednak nie docenia się przeciwnika, który w dziecku widzi pieniądze. Po kilu dniach wezwano nas na rozmowę i dano godzinę czasu na spakowanie i przewiezienie córki do ośrodka na leczenie anoreksji. Ponieważ przy przyjęciu jej do ośrodka ważyła 50kg, a teraz 44kg. A anoreksja to nic innego jak próba samobójcza w postaci zagłodzenia się. Wszystkie działania były robione z zaskoczenia i nie dawały czasu na racjonalne myślenie. Albo zawozimy ją sami, albo zrobi to za nas ośrodek. Myślałam, że oszaleje. Ze zdrowego dziecka robią mi wariata. To był szpital psychiatryczny. Podpisałam tylko dokument przyjęcia. Resztę papierów ( ze 30 stron) powiedziałam, że doniosę bo jest tego dużo, a mój niemiecki medyczny nie jest na aż tak wysokim poziomie. Córka zawieziona w piątek po południu. I to nas uratowało, bo nie było już głównego personelu lekarskiego. Wydzwaniałam do lekarki, konsultowałam z mnóstwem osób a w sobotę jak gdyby nigdy nic, pojechałam z mężem w odwiedziny do córki. I to był przełomowy moment, który mną bardzo wstrząsnął. Cisza. Jakby nikogo nie było. Godzina przed dwunastą w południe. Odwiedziny są tylko w niedziele, ale ja domagam się zobaczenia córki w sobotę. Nie podpisałam jeszcze regulaminu szpitala i walczę o jej przyprowadzenie. Cały ośrodek nafaszerowany śpi. Przyprowadzają mi nieprzytomna córkę.  Nie mogę złapać z nią kontaktu wzrokowego. Jej oczy błądzą przed siebie, nie mówi tylko bełkocze, brakuje tylko śliny, która ściekałaby z kącika ust.  Czy to jest moja córka, która 5 miesięcy temu z powodu smutku na szkolnym korytarzu, wylądowała w szpitalu gdzie poprawiają uśmiech ? Ryczałam całą drogę powrotną. Pierwsze co zrobiłam po powrocie to dokładne przestudiowanie wszystkich papierów do podpisania, które otrzymałam ze szpitala. I doczytałam coś po czym podjęłam decyzje o ucieczce.  Były zdania coś w stylu : Leczenie zgodne z procedurami dla dobra  pacjenta ( i tu wstawiony jakiś paragraf)z troską o najwyższe standardy itd

Paragraf w który weszłam, mówił ze na okres leczenia zrzekam się praw do dziecka, aby umożliwić lekarzom pełne działanie w leczeniu……

Było już późno, mąż padł, a ja jak nakręcona obmyślałam plan ucieczki. O trzeciej w nocy wpadłam do pokoju córki w domu. Wywalałam wszystko z szafy i ją pakowałam. Wynosiłam wszystko do auta. Modliłam się by zdążyć ją wywieźć z Niemiec nim dopadnie nas przed granicą Jugentamt czy policja. 

Córka zawieziona w piątek po południu, przyjęta na oddział ale co bardzo ważne, jeszcze bez diagnozy. W sobotę nafaszerowana. W niedziele pojechałam z mężem i kolegą ją odebrać. W między czasie nagrywałam auta i miejsca przesiadkowe dziecka w rożnych częściach Niemiec. Na sygnał że ją mamy, z Polski miało wyjechać po nią auto, które przekroczy z nią granice. Jednak cała procedura odebrania była bardzo ciężka. Otoczyli ją i nie chcieli oddać mimo, że nie podpisałam papierów i nie mieliśmy zabranych praw rodzicielskich. Nie mogłam dokonać porwania, potrzebowałam wypisu. Wywalczyłam. Czekając na wypis, który robił lekarz dyżurny, mąż wychwycił córkę z okręgu i powoli wyprowadzał ją, podczas gdy ja z kolegą blokowaliśmy dojście do córki i dyskutowaliśmy. Lekarz dyżurny pisząc fałszywy bez diagnozy wypis, powiadomił Jugentamt.  Ta instytucja powiadamia policję, która na podstawie danych wie jakimi autami się poruszamy.  Mimo pełnych praw rodzicielskich, mimo wypisu ze szpitala, a nie porwania, czuliśmy się jak przestępcy.

Jednak cała akcja skończyła się powodzeniem. Córka dotarła do Polski cała i zdrowa. Jednak jej stan psychiczny, strach i lęk, że po nią przyjdą był bardzo trudny. Zajęli się nią moi rodzice. Ale na drugi dzień w poniedziałek ( dzień roboczy) był dniem koszmaru.  Jugentamt atakował wszystkich, którzy mieli kontakt z nami. Lekarza rodzinnego, szkołę , dzieciom z klasy kazali pisać do córki gdzie jest. Córka była przerażona atakiem telefonicznym, dlatego prosiłam rodzine by wyciągnęli kartę sim i ją połamali. Wszyscy do których dzwonił Jugentamt w zapytaniu o dziecko, że ma być oddane, to potem każdy oddzwaniał do nas co się dzieje.  Jugentamt straszył przez telefon , maile i nachodził w domu w Niemczech. Domagał się oddania dziecka mimo, że tak naprawdę nie miał żadnych praw. Starsza córka była miesiąc przed 18stką, wiec nie była już w ich zainteresowaniu.

Mieliśmy na szczęście  mieszkanie w PL i ktoś musiał zjechać do córki.  Rzuciłam pracę ( z tym tez nie było łatwo), i próbowałam się odnaleźć na nowo w Polsce. Strach powodował ze nie mogłam spać, jeść, wymiotowałam.  W ciągu 2,5 miesiąca spadłam 15 kg na wadze. A Jugentamt nie odpuszczał.  Zdążyłam zabrać całą dokumentacje przebiegu leczenia córki, pobyt w szpitalu i wszystko co miałam wykładając adwokatom na stół.  Córka dopiero teraz w Polsce powoli się otwiera. Była zastraszana, grożono jej i miała zakaz rozmów z nami. Kładli przed nią dokumenty, żeby podpisała że godzi się na rodzine zastępczą, a ona tak bardzo nie chciała i odmawiała. Strasznie się bała. Wmówili jej, że znajdą ją wszędzie i uwolnią od nas rodziców, mimo że ona mówiła że chce mieszkać z nami.

Zapisałam w Polsce córkę do szkoły i jest mi tak bardzo bardzo przykro, bo  mówi po polsku bardzo ładnie ( owszem bez akcentu), ale nie ma słownictwa szkolnego.  Wyjechała w wieku przedszkolnym. Co to ułamki, przymiotnik, życzliwa…

Staramy się żyć we dwie mimo strachu, bo meldując ją do szkoły, Jugentamt wie gdzie jesteśmy.

Mąż pozostał z drugą córka w De, ponieważ za rok starsza córka pisze maturę, a tutaj nie ma żadnej wiedzy by móc ją zdać. I tak jak chcieli rozdzielić to małżeństwo, tak im się udało.

Straciłyśmy dotychczasowe życie. Oszczędności się kończą.  Boje się ludzi. Nikt nic nie wie oprócz rodziny, ludzi którzy nam pomogli i adwokatów. Groźby i żądania wydania córki nie ustały:(

3

Odp: Ucieczka, ścigana, strach

Niech pani sprawa zglosi na policje jak najszybciej. Co to ku*** znaczy wogole,ze lekarz kazal brac leki? To chyba jest wolna wola pacjenta czy bedzie te leki bral NIKT nie ma prawa nikogo zmuszac do leczenia, a jedynie przez sad. Tu jest ewidetnie przestepstwo popelnione w dodatku jak z horroru. Jezeli niemiecka policja nie pomoze to do polskiego prawnika jak najszybciej

4

Odp: Ucieczka, ścigana, strach

Niestety policja działa na zlecenie Jugentamtu.  Dzieci z Polski są wywożone polską policją na zlecenie Niemiec. W Polsce dzieje się to samo.  Gonimy zachód. W czerwcu ma być wprowadzony kontrowersyjny przepis, w którym to opieka społeczna może podjąć decyzje o zabraniu dziecka z rodziny bez wyroku sądowego. Dokładnie to samo co dzieje się w innych państwach.  Osoby powiązane są wszędzie.  Każdy ma od tego własną pule za nagranie dziecka . Przedszkolanki, nauczyciele, lekarze …… Jeśli upatrzą sobie dziecko i ruszy machina… nie zatrzyma tego już nikt sad

5

Odp: Ucieczka, ścigana, strach

My możemy Ci jedynie współczuć, tam traktuje się dzieci przedmiotowo, takie nieżyciowe prawo ustalili, do tego nadgorliwi urzędnicy, bojący się o swoje stołki...

Dobrze, że Ci udało się ją wyrwać, ale musiałabyś u nas poradzić się prawnika, jak przeciąć ten węzeł. A córka ma obywatelstwo polskie i niemieckie?

6

Odp: Ucieczka, ścigana, strach

Dziecko nie ma obywatelstwa niemieckiego, ale lata wychowawcze i kształcenie były w systemie niemieckim i mogła takowe mieć. Jednak ja chciałam by córki decydowały o tym same jak osiągną pełnoletność. Natomiast Jugentamt widzi to jako zaniedbanie z naszej strony, powołując się na konwencje haskie i różniste przepisy, wpierając nam przynależność dziecka do Niemiec.

Nie znamy kroków tej instytucji. Legalna kolejność działań odbioru dziecka jest taka:

Powiadomienie niemieckiego sądu przez Jugentamt. Sąd jak widzi podstawy, to powiadamia polskie ministerstwo sprawiedliwości. Następnie ministerstwo na podstawie informacji gdzie znajduje się dziecko, powiadamia opiekę społeczną w rejonie gdzie ono mieszka. Opieka społeczna wraz z służbami, jeśli ma takie wytyczne, przyjeżdża i zabiera.

Na każdym etapie może to zostać wstrzymane.  Kwestia tego czy niemiecki sąd odrzucił roszczenia Jugentamtu, czy je poparł i zwrócił się do polskiego ministerstwa sprawiedliwości, które również może zatrzymać bieg sprawy lub puścić ją dalej.

7

Odp: Ucieczka, ścigana, strach

A jak zdecydował sąd niemiecki?

8 Ostatnio edytowany przez madoja (2023-06-10 10:39:28)

Odp: Ucieczka, ścigana, strach

A mi jakoś trudno uwierzyć że wszyscy, dosłownie wszyscy się tak przeciw Tobie sprzeciwili. Policja, lekarze, panie z ośrodka, nawet mąż. Wszyscy się zmówili, tak? To brzmi jak wyznania schizofreniczki paranoidalnej.
Sadzę że skoro TYLE osób chciało ratować córkę a Ciebie widziało jako zagrożenie, to musi być coś na rzeczy.
Znamy wersję tylko z Twojej strony. Pewnie zupełnie inaczej wyglądałoby, gdyby tę historię opowiedziała córka lub któryś z lekarzy czy pracowników ośrodka.

Z JAKIEGO POWODU wg Ciebie całe Wasze niemieckie otoczenie i każdy lekarz jakiego spotkaliście, mieliby mieć obsesję na punkcie akurat Twojej córki? Że ich celem nadrzędnym jest odseparowanie jej od Ciebie i leczenie jej?
Ja rozumiem że uwzięłaby się tylko jedna osoba, ale skoro ich było aż tylu i to poważne instytucje, to moim zdaniem nie piszesz tu całej prawdy.

9

Odp: Ucieczka, ścigana, strach
madoja napisał/a:

A mi jakoś trudno uwierzyć że wszyscy, dosłownie wszyscy się tak przeciw Tobie sprzeciwili. Policja, lekarze, panie z ośrodka, nawet mąż. Wszyscy się zmówili, tak? To brzmi jak wyznania schizofreniczki paranoidalnej.
Sadzę że skoro TYLE osób chciało ratować córkę a Ciebie widziało jako zagrożenie, to musi być coś na rzeczy.
Znamy wersję tylko z Twojej strony. Pewnie zupełnie inaczej wyglądałoby, gdyby tę historię opowiedziała córka lub któryś z lekarzy czy pracowników ośrodka.

Z JAKIEGO POWODU wg Ciebie całe Wasze niemieckie otoczenie i każdy lekarz jakiego spotkaliście, mieliby mieć obsesję na punkcie akurat Twojej córki? Że ich celem nadrzędnym jest odseparowanie jej od Ciebie i leczenie jej?
Ja rozumiem że uwzięłaby się tylko jedna osoba, ale skoro ich było aż tylu i to poważne instytucje, to moim zdaniem nie piszesz tu całej prawdy.

A moim zdaniem autorka pisze prawde. Niemcy slyna z bezpostawnego zabierania dzieci od rodzicow, tam child trafficking jest na wysokim poziomie

10

Odp: Ucieczka, ścigana, strach

Też mam wątpliwości, czy to jest prawda. Z jednej strony czytałam o tym jugentamt i że bardzo są szybcy do odbierania dzieci, zwłaszcza imigrantom.

Z drugiej, wystarczyło że panie z tego ośrodka powiedziały mężowi że jesteś toksyczna i on tak od razu uwierzył, jakby cię nie znał? Od razu gotowy by się rozstać z tobą? Albo faktycznie coś jest z Tobą nie tak i mąż uświadomił to sobie jak usłyszał to od nich i faktycznie źle jest między wami, albo po prostu koloryzujesz trochę.

Kardiolog najpierw jest przeciwny lekom, potem nagle współpracuje z ośrodkiem i zgadza się na leki? Mąż najpierw wierzy paniom, potem jednak pomaga Tobie w porwaniu?

Dopracuje szczegóły.

11

Odp: Ucieczka, ścigana, strach

Autorko, Twoja historia niestety może być prawdziwą i jeśli taką jest,  to szukaj sprzymierzeńców, ludzi, którzy Ci wierzą i będa stali po Twojej stronie. Wsród rodziny, przyjaciół, znajomych. Zgłoś się również po pomoc psychologiczną i zacznij współpracowac z prawnikiem. Wiem, że nie masz zaufania i boisz się, by nie stracić córki. Jednak tej sytuacji trzeba stawić czoła, bo ukrywanie się i życie w strachu pogorszy Waszą sytuacje i rzeczywiście wówczas będą podstawy, by córkę odebrać. W Polsce córka musi miec zapewnione normalne życie, i aby to się stało, Tobie potrzebna jest pomoc - życzliwych ludzi, psychologa i prawnika.

12

Odp: Ucieczka, ścigana, strach

Niestety to prawdziwa historia.

Może źle się wyraziłam i przedstawiłam.  To nie jest tak, że wszyscy byli przeciwko mnie.  Moja rodzinna lekarz nadstawiała głowę by mnie kryć gdy wyjechałam do córki w PL. Wystawiała zwolnienia do pracy. Znała sytuacje, widziała całą dokumentacje i sama mi pod koniec mówiła, żebym córkę gdzieś wywiozła, bo to nie idzie w dobrym kierunku, a zna moją córkę.

Pierwsze pytanie jakie się nasuwa na początek, to dlaczego poszłam z córką do tego cholernego psychologa.  A to dlatego, że jeśli nauczyciel zauważa problem, a ja go bagatelizuje, to sam to zgłasza, a wtedy to już jest źle widziane. Odbierane jako obojętność wobec potrzeb córki.  Jeśli córka wyraża chęć, a ja nie widzę zagrożenia, to dlaczego nie mogłyśmy skorzystać z takiej wizyty. To nie nauczyciel pokierował do jakiego psychologa mamy iść, to my razem z córką, źle wybrałyśmy.

Dyrektor szkoły z wychowawcą również byli zaniepokojeni, brakiem powrotu córki do ich szkoły. Zazwyczaj takie umacnianie dziecka przy załamaniach trwa 2-3 miesiące. Po przyjeździe do Polski, od razu zostali uruchomieni specjaliści, którzy badali córkę czy faktycznie ma anoreksję, depresje i wszystkie inne choroby, które jej dopisywano.  Jest zdrowa. Strach i naciski,  jakie przeżywała w ośrodku, spowodowały, że się blokowała, zaciskał jej się żołądek, czuła się bardzo sama z tym wszystkim.

Bała się nam cokolwiek powiedzieć, bo wmawiane jej było, że my jako rodzice skarżymy się u terapeutek, że mamy jej dość, jej zachowania, kaprysów.  Natomiast nam wmawiano, że córka nie czuje się u nas w domu bezpiecznie i komfortowo. Wszystko było kłamstwem, ale to dopiero wyszło w Polsce.

Jeśli chodzi o temat męża. Jest to dobry człowiek, ale nie ma ludzi bez wad. Jak wspomniałam wcześniej pochodzi z rozbitej rodziny i całe życie ( choć próbowałam ) nie umie scalić małżeństwa na wspólność.  Nie wiem czy dobrze się wyrażam, ale wciąż robił podział na mnie i siebie.  Np. Wychodzimy do jakiegoś lunaparku, to pytał się córek czy piszą się na taki fajny wyjazd z tatą. Kiedy mówiłam przy dzieciach, że ja tez jadę, zaraz się poprawiał i nie mówił ze pojedziemy wspólnie, tylko ze mama tez jedzie z nami. Jeśli szykowałam jakieś prezenty, powiedzmy na dzień dziecka i dołączyłam jakąś kartkę z życzeniami, zawsze podpisywałam jako my wspólnie rodzice.
Kiedy wypisał raz mąż, bo ja w biegu pakowałam te prezenty i chciałam żeby mi pomógł, to podpisał że życzenia składa tata- bo on je wypisywał.  Jest człowiekiem obrotnym, pracowitym i dbał by w domu niczego nie brakowało. Jeśli chodzi o jakąkolwiek dokumentacje, pisma, rozliczenia podatkowe, opłaty czy sprawy bankowe- tym zajmowałam się ja, bo w takich rzeczach się nie odnajduje. Nigdy nie robiło mi to problemu.  Nadal jesteśmy małżeństwem i ogarniam niemieckie papiery.  Jednak małżeństwem podzielonym, żyjącym osobno.
Czy jestem toksyczna? Posłużę się słowami Pani adwokat, która robiła adwokaturę w Niemczech i zrobiła w Polsce. Jest również kuratorem sądowym dla dzieci w Polsce.  Wytłumaczyła mi, że cały proces  próby pozbawienia nas praw rodzicielskich, to klasyczny model. Zna ich kilka. W naszym przypadku pierwszym krokiem było odseparowanie dziecka od znajomych i środowiska szkolnego.  Następnym krokiem to próba przekabacenia dziecka, że w jej przypadku lepiej będzie w rodzinie zastępczej. Ale córka bardzo przed tym się broniła i nie dała się namówić. Wiec trzeba z rodziców zrobić tych złych.  Wiedzieli, że ja jestem nieufna w to całe leczenie, więc uderzyli do męża. Rozerwanie rodziny miało być powodem, że jest zła atmosfera rodzinna i świetny powód by uchronić przed tym córkę.  Mąż dał się na mówić, ale nie doszło do osobnego zamieszkania i wycofał się . Ja nic o tym nie wiedziałam. Dowiedziałam się o tym znacznie później. Nie wiedziałam, że były takie rozmowy.  Ale skoro ten pomysł im się nie powiódł, wymyślono anoreksję. Chce podkreślić ze ja mając dwójkę małych dzieci, będąc w wieku 30 lat ważyłam 49kg. Mamy drobną budowę. 

Córkę wywiozłam w niedziele gdy był tylko lekarz dyżurny i nie miała jeszcze diagnozy.  Pani adwokat mi powiedziała, że w poniedziałek po diagnozie już nie miałabym praw.  I mimo ze diagnozy nie było, to w wypisie dopisano tak niemożliwe choroby, że byłam zdruzgotana tymi kłamstwami.  Mąż nie godził się by była w tym szpitalu, ale jednocześnie nie chciał burzyć tego co zbudowaliśmy przez te wszystkie lata razem.  Kilkukrotnie mnie pytał, czy ja wiem co robię, czy wiem czym to się skończy, że będą mnie ścigać z córką itp.  Wiedział , że całe leczenie to fikcja, ale bał się konsekwencji. Ja natomiast wiem, że gdybym ją tam zostawiła, z czasem sama wylądowałbym w psychiatryku. Z niemocy i tego, że nie wykorzystałam wszystkich możliwości, na uratowanie jej przed fikcyjnym leczeniem. Corka była tam tylko od piątku do niedzieli z podejrzeniem anoreksji. Czy miała ustaloną dietę? A skąd. Przecież nie postawiono diagnozy. Zjadła kilka garstek płatków suchych na cały dzień. Nikogo to nie obchodziło ze dalej sie glodzi.

Jeśli ktoś zada pytanie, czy można bez mojej zgody zamknąć dziecko w szpitalu? Oczywiście. Pani adwokat opowiedziała mi podobny przypadek o matce, która miała syna z zespołem Aspergera. Też chodziła do psychologów i psychiatry. Chłopak bardzo dobrze się uczył i nie miał żadnych problemów. Ale zdiagnozowana choroba wymagała wizyt. Jednak któregoś dnia na wizycie w gabinecie, lekarz tak bardzo podkręcał jakiś niewygodny temat, że chłopak wybuchł. Mama siedząc na korytarzu widziała tylko jak ochroniarze wchodzą do gabinetu i wyprowadzają syna wywożąc go do szpitala psychiatrycznego. Jako rodzic z pełnymi prawami może się nie zgodzić, ale jeśli lekarz wypisze że dziecko stwarza zagrożenie dla siebie i innych, rodzic pozbawiony jest decyzyjności.  Wydarzenie z Polski , którym zajmowała się moja Pani adwokat.

13

Odp: Ucieczka, ścigana, strach
Nunka napisał/a:

Niestety to prawdziwa historia.

Może źle się wyraziłam i przedstawiłam.  To nie jest tak, że wszyscy byli przeciwko mnie.  Moja rodzinna lekarz nadstawiała głowę by mnie kryć gdy wyjechałam do córki w PL. Wystawiała zwolnienia do pracy. Znała sytuacje, widziała całą dokumentacje i sama mi pod koniec mówiła, żebym córkę gdzieś wywiozła, bo to nie idzie w dobrym kierunku, a zna moją córkę.

Pierwsze pytanie jakie się nasuwa na początek, to dlaczego poszłam z córką do tego cholernego psychologa.  A to dlatego, że jeśli nauczyciel zauważa problem, a ja go bagatelizuje, to sam to zgłasza, a wtedy to już jest źle widziane. Odbierane jako obojętność wobec potrzeb córki.  Jeśli córka wyraża chęć, a ja nie widzę zagrożenia, to dlaczego nie mogłyśmy skorzystać z takiej wizyty. To nie nauczyciel pokierował do jakiego psychologa mamy iść, to my razem z córką, źle wybrałyśmy.

Dyrektor szkoły z wychowawcą również byli zaniepokojeni, brakiem powrotu córki do ich szkoły. Zazwyczaj takie umacnianie dziecka przy załamaniach trwa 2-3 miesiące. Po przyjeździe do Polski, od razu zostali uruchomieni specjaliści, którzy badali córkę czy faktycznie ma anoreksję, depresje i wszystkie inne choroby, które jej dopisywano.  Jest zdrowa. Strach i naciski,  jakie przeżywała w ośrodku, spowodowały, że się blokowała, zaciskał jej się żołądek, czuła się bardzo sama z tym wszystkim.

Bała się nam cokolwiek powiedzieć, bo wmawiane jej było, że my jako rodzice skarżymy się u terapeutek, że mamy jej dość, jej zachowania, kaprysów.  Natomiast nam wmawiano, że córka nie czuje się u nas w domu bezpiecznie i komfortowo. Wszystko było kłamstwem, ale to dopiero wyszło w Polsce.

Jeśli chodzi o temat męża. Jest to dobry człowiek, ale nie ma ludzi bez wad. Jak wspomniałam wcześniej pochodzi z rozbitej rodziny i całe życie ( choć próbowałam ) nie umie scalić małżeństwa na wspólność.  Nie wiem czy dobrze się wyrażam, ale wciąż robił podział na mnie i siebie.  Np. Wychodzimy do jakiegoś lunaparku, to pytał się córek czy piszą się na taki fajny wyjazd z tatą. Kiedy mówiłam przy dzieciach, że ja tez jadę, zaraz się poprawiał i nie mówił ze pojedziemy wspólnie, tylko ze mama tez jedzie z nami. Jeśli szykowałam jakieś prezenty, powiedzmy na dzień dziecka i dołączyłam jakąś kartkę z życzeniami, zawsze podpisywałam jako my wspólnie rodzice.
Kiedy wypisał raz mąż, bo ja w biegu pakowałam te prezenty i chciałam żeby mi pomógł, to podpisał że życzenia składa tata- bo on je wypisywał.  Jest człowiekiem obrotnym, pracowitym i dbał by w domu niczego nie brakowało. Jeśli chodzi o jakąkolwiek dokumentacje, pisma, rozliczenia podatkowe, opłaty czy sprawy bankowe- tym zajmowałam się ja, bo w takich rzeczach się nie odnajduje. Nigdy nie robiło mi to problemu.  Nadal jesteśmy małżeństwem i ogarniam niemieckie papiery.  Jednak małżeństwem podzielonym, żyjącym osobno.
Czy jestem toksyczna? Posłużę się słowami Pani adwokat, która robiła adwokaturę w Niemczech i zrobiła w Polsce. Jest również kuratorem sądowym dla dzieci w Polsce.  Wytłumaczyła mi, że cały proces  próby pozbawienia nas praw rodzicielskich, to klasyczny model. Zna ich kilka. W naszym przypadku pierwszym krokiem było odseparowanie dziecka od znajomych i środowiska szkolnego.  Następnym krokiem to próba przekabacenia dziecka, że w jej przypadku lepiej będzie w rodzinie zastępczej. Ale córka bardzo przed tym się broniła i nie dała się namówić. Wiec trzeba z rodziców zrobić tych złych.  Wiedzieli, że ja jestem nieufna w to całe leczenie, więc uderzyli do męża. Rozerwanie rodziny miało być powodem, że jest zła atmosfera rodzinna i świetny powód by uchronić przed tym córkę.  Mąż dał się na mówić, ale nie doszło do osobnego zamieszkania i wycofał się . Ja nic o tym nie wiedziałam. Dowiedziałam się o tym znacznie później. Nie wiedziałam, że były takie rozmowy.  Ale skoro ten pomysł im się nie powiódł, wymyślono anoreksję. Chce podkreślić ze ja mając dwójkę małych dzieci, będąc w wieku 30 lat ważyłam 49kg. Mamy drobną budowę. 

Córkę wywiozłam w niedziele gdy był tylko lekarz dyżurny i nie miała jeszcze diagnozy.  Pani adwokat mi powiedziała, że w poniedziałek po diagnozie już nie miałabym praw.  I mimo ze diagnozy nie było, to w wypisie dopisano tak niemożliwe choroby, że byłam zdruzgotana tymi kłamstwami.  Mąż nie godził się by była w tym szpitalu, ale jednocześnie nie chciał burzyć tego co zbudowaliśmy przez te wszystkie lata razem.  Kilkukrotnie mnie pytał, czy ja wiem co robię, czy wiem czym to się skończy, że będą mnie ścigać z córką itp.  Wiedział , że całe leczenie to fikcja, ale bał się konsekwencji. Ja natomiast wiem, że gdybym ją tam zostawiła, z czasem sama wylądowałbym w psychiatryku. Z niemocy i tego, że nie wykorzystałam wszystkich możliwości, na uratowanie jej przed fikcyjnym leczeniem. Corka była tam tylko od piątku do niedzieli z podejrzeniem anoreksji. Czy miała ustaloną dietę? A skąd. Przecież nie postawiono diagnozy. Zjadła kilka garstek płatków suchych na cały dzień. Nikogo to nie obchodziło ze dalej sie glodzi.

Jeśli ktoś zada pytanie, czy można bez mojej zgody zamknąć dziecko w szpitalu? Oczywiście. Pani adwokat opowiedziała mi podobny przypadek o matce, która miała syna z zespołem Aspergera. Też chodziła do psychologów i psychiatry. Chłopak bardzo dobrze się uczył i nie miał żadnych problemów. Ale zdiagnozowana choroba wymagała wizyt. Jednak któregoś dnia na wizycie w gabinecie, lekarz tak bardzo podkręcał jakiś niewygodny temat, że chłopak wybuchł. Mama siedząc na korytarzu widziała tylko jak ochroniarze wchodzą do gabinetu i wyprowadzają syna wywożąc go do szpitala psychiatrycznego. Jako rodzic z pełnymi prawami może się nie zgodzić, ale jeśli lekarz wypisze że dziecko stwarza zagrożenie dla siebie i innych, rodzic pozbawiony jest decyzyjności.  Wydarzenie z Polski , którym zajmowała się moja Pani adwokat.

Moze pani napisac co corka jadla dzisiaj i wczoraj ?

14

Odp: Ucieczka, ścigana, strach

Córka waży w tej chwili 53kg przy wzroście 164. Jest szczupła to prawda.  Ale ja sama ważę 54kg przy wzroście 161cm mając 45lat. Jest również wegetarianką. Kocha kuchnie azjatycką. Zafascynowana Koreą ( pielęgnacją ciała, kosmetykami, kuchnią, muzyką, filmami i książkami). Uwielbia gotować i piec wszelakie ciasta ciasteczka mufinki itp. 

Wczoraj lataliśmy po mieście wiec z obiadem ciężko. Rano jajecznica z pomidorkami, a potem subway - kanapka 30cm. Proszę mi wierzyć, że ja nie jestem wstanie zjeść tak wielkiej kanapki, ale nie chcę też nic mówić, żeby nie zaczęła zwracać uwagi na ilość jedzenia, które pochłania.  W domu po powrocie miałyśmy podszykowane gołąbki. Córci robie wegetariańskie z marchewką, pieczarkami cebulką, por pietruszka, koperek i wiadomo ryż.  W tle podjadanie arbuza, brzoskwinie i gruszka.

Na kolacje, niestety wiem ze nie zdrowo, ale chciało nam się takich drobnych rogalików z marmoladą na cieście drożdżowym. Miał być deserem na dwa dni. Wyszło jak wyszło.  Podjadając po jednym, z doskoku, zjadłyśmy wszystko. 

Jako, że córka walczy z trądzikiem to stara się unikać nabiału i jeszcze wczoraj robiła sorbet truskawkowy na dziś zamiast lodów. 

Dziś na śniadanie miała chęć na bułkę z masłem orzechowym i na to pokrojony w plastry banan.

Jak czyta książkę lub coś ogląda , to kilogramami chrupie do tego młodą marchewkę. Obiad to shusi (zakochana w tym) i sama robiła bo lubi. Po obiedzie czereśnie i sorbet robiony poprzedniego dnia. Na kolacje tortilla na bogato. Warzywka( sałata, ogórek papryka, cebulka czerwona, trochę pomidora) plus dwie pokrojone parówki wegetariańskie i plastry żółtego sera.

Ogólnie gotujemy same i nie mamy gotowców w domu. Chyba że jesteśmy cały dzień poza domem, to wtedy gdzieś wskakujemy na coś szybkiego.

15

Odp: Ucieczka, ścigana, strach
Nunka napisał/a:

Córka waży w tej chwili 53kg przy wzroście 164. Jest szczupła to prawda.  Ale ja sama ważę 54kg przy wzroście 161cm mając 45lat. Jest również wegetarianką. Kocha kuchnie azjatycką. Zafascynowana Koreą ( pielęgnacją ciała, kosmetykami, kuchnią, muzyką, filmami i książkami). Uwielbia gotować i piec wszelakie ciasta ciasteczka mufinki itp. 

Wczoraj lataliśmy po mieście wiec z obiadem ciężko. Rano jajecznica z pomidorkami, a potem subway - kanapka 30cm. Proszę mi wierzyć, że ja nie jestem wstanie zjeść tak wielkiej kanapki, ale nie chcę też nic mówić, żeby nie zaczęła zwracać uwagi na ilość jedzenia, które pochłania.  W domu po powrocie miałyśmy podszykowane gołąbki. Córci robie wegetariańskie z marchewką, pieczarkami cebulką, por pietruszka, koperek i wiadomo ryż.  W tle podjadanie arbuza, brzoskwinie i gruszka.

Na kolacje, niestety wiem ze nie zdrowo, ale chciało nam się takich drobnych rogalików z marmoladą na cieście drożdżowym. Miał być deserem na dwa dni. Wyszło jak wyszło.  Podjadając po jednym, z doskoku, zjadłyśmy wszystko. 

Jako, że córka walczy z trądzikiem to stara się unikać nabiału i jeszcze wczoraj robiła sorbet truskawkowy na dziś zamiast lodów. 

Dziś na śniadanie miała chęć na bułkę z masłem orzechowym i na to pokrojony w plastry banan.

Jak czyta książkę lub coś ogląda , to kilogramami chrupie do tego młodą marchewkę. Obiad to shusi (zakochana w tym) i sama robiła bo lubi. Po obiedzie czereśnie i sorbet robiony poprzedniego dnia. Na kolacje tortilla na bogato. Warzywka( sałata, ogórek papryka, cebulka czerwona, trochę pomidora) plus dwie pokrojone parówki wegetariańskie i plastry żółtego sera.

Ogólnie gotujemy same i nie mamy gotowców w domu. Chyba że jesteśmy cały dzień poza domem, to wtedy gdzieś wskakujemy na coś szybkiego.

" Corka była tam tylko od piątku do niedzieli z podejrzeniem anoreksji. Czy miała ustaloną dietę? A skąd. Przecież nie postawiono diagnozy. Zjadła kilka garstek płatków suchych na cały dzień. Nikogo to nie obchodziło ze dalej sie glodzi."- to sa pani slowa... jakim cudem corka po glodzeniu sie potrafi tak duzo zjesc w ciagu dnia bez zadnego leczenia?

16

Odp: Ucieczka, ścigana, strach
JuliaUK33 napisał/a:

" Corka była tam tylko od piątku do niedzieli z podejrzeniem anoreksji. Czy miała ustaloną dietę? A skąd. Przecież nie postawiono diagnozy. Zjadła kilka garstek płatków suchych na cały dzień. Nikogo to nie obchodziło ze dalej sie glodzi."- to sa pani slowa... jakim cudem corka po glodzeniu sie potrafi tak duzo zjesc w ciagu dnia bez zadnego leczenia?

Chciałabym zaznaczyć tutaj różnice czasową.

Ucieczka z Niemiec nie wydarzyła się wczoraj, ani w zeszłym tygodniu. Tylko pare miesięcy temu.  Jak wspomniałam, zaraz po przyjeździe została otoczona opieką specjalistyczną - lekarską i adwokacką. Anoreksja to ciężka choroba, w której dana osoba postrzega się wciąż bycia grubą. Dlatego nie je.  Córka nigdy nie uważała się za grubą i nigdy z tym nie miała problemu. To nie o anoreksję tutaj chodzi. Ona tak reaguje na stres. Ja sama spadłam 15kg, przerażona całą sytuacją. Czy się głodziłam? Nie. Nie mogłam jeść. Wszystko stało mi w gardle. Próbując na siłe, wymiotowałam.  Doskonale znałam jej stan. Proszę zrozumieć, że spadek wagi w ośrodku w którym bała się przebywać, nie może być wynikiem stresu, bo przecież to instytucja, która pomaga dzieciom prawda? Ogromny nacisk by zgodziła się na przeniesienie do rodziny zastępczej, groźby i szantaże, wykończyłyby nawet dorosłego, a co dopiero taką nastolatkę.  Więc jak uzasadnić taki spadek wagi ? Idealnie wpasował się pomysł o anoreksji, ponieważ to krok na zamknięcie jej w szpitalu, a jednoczenie odseparowanie jej od nas rodziców.

17

Odp: Ucieczka, ścigana, strach
Nunka napisał/a:
JuliaUK33 napisał/a:

" Corka była tam tylko od piątku do niedzieli z podejrzeniem anoreksji. Czy miała ustaloną dietę? A skąd. Przecież nie postawiono diagnozy. Zjadła kilka garstek płatków suchych na cały dzień. Nikogo to nie obchodziło ze dalej sie glodzi."- to sa pani slowa... jakim cudem corka po glodzeniu sie potrafi tak duzo zjesc w ciagu dnia bez zadnego leczenia?

Chciałabym zaznaczyć tutaj różnice czasową.

Ucieczka z Niemiec nie wydarzyła się wczoraj, ani w zeszłym tygodniu. Tylko pare miesięcy temu.  Jak wspomniałam, zaraz po przyjeździe została otoczona opieką specjalistyczną - lekarską i adwokacką. Anoreksja to ciężka choroba, w której dana osoba postrzega się wciąż bycia grubą. Dlatego nie je.  Córka nigdy nie uważała się za grubą i nigdy z tym nie miała problemu. To nie o anoreksję tutaj chodzi. Ona tak reaguje na stres. Ja sama spadłam 15kg, przerażona całą sytuacją. Czy się głodziłam? Nie. Nie mogłam jeść. Wszystko stało mi w gardle. Próbując na siłe, wymiotowałam.  Doskonale znałam jej stan. Proszę zrozumieć, że spadek wagi w ośrodku w którym bała się przebywać, nie może być wynikiem stresu, bo przecież to instytucja, która pomaga dzieciom prawda? Ogromny nacisk by zgodziła się na przeniesienie do rodziny zastępczej, groźby i szantaże, wykończyłyby nawet dorosłego, a co dopiero taką nastolatkę.  Więc jak uzasadnić taki spadek wagi ? Idealnie wpasował się pomysł o anoreksji, ponieważ to krok na zamknięcie jej w szpitalu, a jednoczenie odseparowanie jej od nas rodziców.

Aha rozumiem teraz. W takim przypadku bardzo dobrze pani zrobila,ze zabrala corke. Niewiadomo moze by trafila do jakies muzulmanskiej pary wsrod migrantow w Niemczech by ci mogli pobierac zasilki

18

Odp: Ucieczka, ścigana, strach
CatLady napisał/a:

Też mam wątpliwości, czy to jest prawda. Z jednej strony czytałam o tym jugentamt i że bardzo są szybcy do odbierania dzieci, zwłaszcza imigrantom.

Z drugiej, wystarczyło że panie z tego ośrodka powiedziały mężowi że jesteś toksyczna i on tak od razu uwierzył, jakby cię nie znał? Od razu gotowy by się rozstać z tobą? Albo faktycznie coś jest z Tobą nie tak i mąż uświadomił to sobie jak usłyszał to od nich i faktycznie źle jest między wami, albo po prostu koloryzujesz trochę.

Kardiolog najpierw jest przeciwny lekom, potem nagle współpracuje z ośrodkiem i zgadza się na leki? Mąż najpierw wierzy paniom, potem jednak pomaga Tobie w porwaniu?

Dopracuje szczegóły.


O, to, to!

19

Odp: Ucieczka, ścigana, strach

Napisałam tutaj, o tym co spotkało moją rodzine, nie po to by ktoś mi wierzył lub nie. Nie na tym mi zależy. Nie mam piętnastu lat, by bawić się w wymyślanie historii i zwrócić na siebie uwagę. Bardziej chciałam przedstawić jak bardzo kruche jest wszystko to co budujemy i zdobywamy latami. Jak ktoś bez żadnych konsekwencji może nam to wszystko zniszczyć, jeśli nie zgodzimy się z systemem.  Jak bardzo trzeba być uważnym,  przy podejmowaniu jakichkolwiek decyzji. Dopiero teraz mogłam o tym opowiedzieć, choć do tej pory sprawa się nie skończyła i nie umiem zaakceptować tej sytuacji.

Osoba, która pomagała w ucieczce ma znajomego znanego w Niemczech, właściciela hoteli. Ten właściciel chciał nagłośnić całą sprawę we wszystkich mediach na swój koszt. Gdyby mi zależało na rozgłosie - to pewnie, czemu nie. Ale ja psychicznie byłam rozwalona i głównie zależało mi na samopoczuciu córki, która walczyła z atakiem paniki i strachu. To na jej poczuciu bezpieczeństwa, najbardziej mi zależało. Potrzebowała wyciszenia i spokoju. Jeśli poczujemy zagrożenie, uciekniemy z Polski. Nawet nie wiecie jaka to fajna i wrażliwa dziewczyna. Nie zasłużyła na zabijanie w niej osobowości i układanie jej pod system.

Dziś ktoś podrzucił mi linka

Nie mogę go tutaj wstawić, ale zachęcam do obejrzenia, bo to potwierdza z jak błahych powodów są odbierane dzieci.

Przykład z Norwegii Holandii i Danii

Emisja była 8 czerwca 2023 w TVP Info

Program „Magazyn Śledczy Anity Gargas”

Bez problemu do znalezienia w internecie i obejrzenia na TVP VOD ( niestety są reklamy - ale warto ) To przybliżyło by państwu w zrozumieniu tego, o czym tutaj pisze.

20 Ostatnio edytowany przez carrot_not (2023-07-01 00:27:59)

Odp: Ucieczka, ścigana, strach
Nunka napisał/a:

Napisałam tutaj, o tym co spotkało moją rodzine, nie po to by ktoś mi wierzył lub nie. Nie na tym mi zależy. Nie mam piętnastu lat, by bawić się w wymyślanie historii i zwrócić na siebie uwagę. Bardziej chciałam przedstawić jak bardzo kruche jest wszystko to co budujemy i zdobywamy latami. Jak ktoś bez żadnych konsekwencji może nam to wszystko zniszczyć, jeśli nie zgodzimy się z systemem.  Jak bardzo trzeba być uważnym,  przy podejmowaniu jakichkolwiek decyzji. Dopiero teraz mogłam o tym opowiedzieć, choć do tej pory sprawa się nie skończyła i nie umiem zaakceptować tej sytuacji.

Osoba, która pomagała w ucieczce ma znajomego znanego w Niemczech, właściciela hoteli. Ten właściciel chciał nagłośnić całą sprawę we wszystkich mediach na swój koszt. Gdyby mi zależało na rozgłosie - to pewnie, czemu nie. Ale ja psychicznie byłam rozwalona i głównie zależało mi na samopoczuciu córki, która walczyła z atakiem paniki i strachu. To na jej poczuciu bezpieczeństwa, najbardziej mi zależało. Potrzebowała wyciszenia i spokoju. Jeśli poczujemy zagrożenie, uciekniemy z Polski. Nawet nie wiecie jaka to fajna i wrażliwa dziewczyna. Nie zasłużyła na zabijanie w niej osobowości i układanie jej pod system.

Dziś ktoś podrzucił mi linka

Nie mogę go tutaj wstawić, ale zachęcam do obejrzenia, bo to potwierdza z jak błahych powodów są odbierane dzieci.

Przykład z Norwegii Holandii i Danii

Emisja była 8 czerwca 2023 w TVP Info

Program „Magazyn Śledczy Anity Gargas”

Bez problemu do znalezienia w internecie i obejrzenia na TVP VOD ( niestety są reklamy - ale warto ) To przybliżyło by państwu w zrozumieniu tego, o czym tutaj pisze.

bardzo Ci współczuję. wierze w Twoją historię, ponieważ kilka lat temu oglądałam filmy dokumentalne o tym co się dzieje w Skandynawii, Holandii czy Belgii i UK. Dużo filmów czy reportaży jest na YouTube. Nie wiedziałam tylko, że w Niemczech może być podobnie.
Nie pamietam już za jakie 'przewinienia' rodzicom odbierano dzieci w tych reportażach, ale w mojej ocenie wtedy były one abstrakcyjne i bulwersujące.
Trzymam kciuki.

Posty [ 20 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MOJA NIESAMOWITA HISTORIA » Ucieczka, ścigana, strach

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024