Hej, jestem Paulina i jestem tu nowa. Chciałabym z Wami trochę pogadać, zobaczyć inny punkt widzenia, bo czuje ze dzieje się coś niedobrego.
Opiszę wszystko tak jak jest, obiektywnie
Chodzi o to, że mam olbrzymi problem z poczuciem własnej wartości. Co dziwne zaczęło to się nasilać w momencie trwania mojego 3letniego związku. Nie wiem czy jakiś problem leży we mnie, a jeżeli leży to nie wiem gdzie szukać sedna. Mój partner z którym notabene niedługo biorę ślub jest osobą ekstrawertyczną i ma sporo znajomych. To świetnie, lubię takich ludzi. Utrzymuje zażyłe kontakty nawet z osobami jeszcze z czasów szkoły. Od bardzo wielu lat trzyma się z taką paczką znajomych w której skład wchodzą trzy pary. Mimo naszego 3 letniego związku udało mi się poznać tylko dwie z nich. Z jedną parą jakoś nam jest nie po drodze i za każdym razem kiedy chcieliśmy do nich zajechać to jest jakaś wymówka, dziewczyna ta niedawno urodziła dziecko. Utrzymują z moim narzeczonym kontakt internetowy nie byłoby w tym nic dziwnego jakby nie fakt, że narzeczony jest mocno zżyty właśnie z tą dziewczyną i jej mężem. Z jednej strony nie dziwię się bo zna ich dłużej ode mnie i to sporo, ale ja czuję że żyje w trójkącie. Na początku jakoś mi to w ogóle nie przeszkadzało ale teraz im bardziej jesteśmy bliżej ślubu to właściwie ta jego przyjaciółka jest cały czas obecna w naszym życiu. Bywały sytuacje ze po naszej kłótni on się żalił jej, pytał o rady, opowiadał o naszych prywatnych intymnych sprawach. Jak się możecie domyślać dziewczyna nie była obiektywna, a wręcz go podkręcała. Ona pełni rolę jakiegoś guru dla niego. Wszystko jest omawiane, nawet pytał jej o lokale na wesele. Widzę że on się bardzo mocno jej zwierza z tego co się dzieje u nas, gdzie byliśmy, opowiada o mnie itp. Rozumiem że ludzie mają potrzebę się wygadać, pogadać z kimś innym niż partner ale ja z kolei chciałabym aby ten związek był dla nas azylem, nie chce mieszać i wpuszczać tu osób trzecich. Partner twierdzi ze zna te osoby juz tak długo że nie chce urywać kontaktu. Koło się zamyka a moje poczucie wartości leży i kwiczy. Cały czas zadziwia mnie to że on nazywa tych ludzi mianem przyjaciół a nigdy nie było okazji ich poznać (może i będą na naszym weselu dopiero) Rozumiem też paczkę długoletnich znajomych, ale są pewne granice. Żaden mój kolega nie miesza mnie w swoje życie prywatne. Może gdyby tego poczucia wartości byłoby u mnie wiecej to olałabym temat, a tak nie umiem... on cały czas twierdzi że na tym właśnie polega przyjaźń że ludzie ze sobą rozmawiają i ja jestem trochę przewrażliwiona. No ale dziewczyny, jak byście się czuły jakby wasz facet zwierzał się komuś kogo nie widziałyście nawet na żywo. Nie wiem co dalej w ogóle z tym będzie bo mój facet nie rozumie że ja się z tym czuję niekomfortowo. Ja tez mam kolegów, ale nie ingeruje w ich życie prywatne. Im bardziej drążę temat tym wychodzę na okropną zazdrośnice.