Hej, zastanawiam się od czego by tu zacząć bo to temat rzeka ... 5 lat temu wzięłam ślub z wspaniałym człowiekiem, doczekaliśmy się dwójki dzieci i Mieszkamy na wsi z moimi teściami. Mąż przejął większą część gospodarstwa z krowami mlecznymi. W przyszłości mieliśmy prowadzić gospodarstwo we dwoje, teściowie pomogli by w opiece nad dziećmi itd . Ale... W ostatnim czasie teściowie mocno ingerują w nas. Starszy syn chce być tylko z babcią i siedziałby z nią cały dzień ( co bardzo mnie drażni bo dziecko ma rodziców). Młodsza nie ma jeszcze roku więc jest ze mną. Ciągle komentują a to zimno na podwórko z dziećmi a to się przewróci itd. Czasem puszczają mi nerwy i odpowiadam im ostrzej ale to nic nie daje( obrażają się,nie odzywają po czymś takim). Dodatkowo mój mąż nie widzi nic złego w tym, że starszy ciągle siedzi u dziadków i jak po niego nie zejdę to by tam był cały dzień i tak samo na podwórku. Jak puszczę go z mężem na podwórko chwilę z nim jest ale zaraz wychodzą dziadkowie i już nimi chodzi a mąż to naprawia traktor itd. Dodatkowo rodzeństwo męża ( są singlami) ciągle przesiadują w naszym wspólnym domu bo też chcą wszystko wiedzieć o wszystkim i wtrącać się w nie swoje sprawy. Siostra spędza u nas każdy weekend, urlopy, święta itd a brat mieszka z nami na co dzień (dojeżdża do pracy). Uważam, że to rodzice są od wychowywania dzieci a nie rodzina czy dziadkowie. Teściowie na wszystko pozwalają mojemu dziecku częstują słodyczami mimo zakazu mojego i może im wejść na głowę zero zasad, robią to co on chce i myślę, że to też jest powód dla którego do nich idzie. A potem ja mam z nim straszny problem bo czegoś nie można i jest płacz i lament a ja wychodzę na najgorszą matkę.Zapomniałam dodać, że rodzeństwo ingeruje w gospodarkę męża i daje mu złote rady. Mówiłam o tym mężowi że się daje wykorzystywać, na wszystkich pracuje ciężko ale on mówi że jak on staje w moje obronie to oni się obrażają i nie chcą mu pomagać w gospodarce a sam nie pociągnie tego bo to za dużo na jedną głowę. Przykro mi i chyba zaczynam już wpadać w stan depresyjny. Mówiłam tyle razy dla męża żebyśmy budowali dom by być oddzielnie. W pracy razem i w domu to nie był dobry pomysł ale mąż chce rozwijać gospodarkę a dom no by chciał też niby mnie rozumie ale za jakiś czas. Bo to kredyt bo stopy procentowe duże. Wszystko rozumiem ale nie mogę już znieść wspólnego mieszkania. Wszyscy wszystko widzą słyszą i wszędzie chcą włożyć swoje trzy grosze. Tak z grubsza chyba opowiedziałam swoją sytuację. Czekam na złote rady do których chętnie się odniosę.
1 2023-03-25 19:31:53 Ostatnio edytowany przez Mieszczuch na wsi (2023-03-25 19:52:05)
2 2023-03-25 20:09:29 Ostatnio edytowany przez wieka (2023-03-25 20:11:19)
Nie ma złotych rad, można powiedzieć, że na tle innych kobiet w podobnej sytuacji, nie masz tak źle.
Wiedziałaś na co się piszesz, mieszkanie dwóch pokoleń w jednym domu zawsze rodzi konflikty.
Nic nie zrobisz, przeważnie dziadkowie rozpieszczają wnuki, syn powinien Ciebie słuchać, to nie tylko zależy od dziadków, że dziecko bardziej lgnie do nich niż do rodziców.
Jedynie możesz odpuścić, nie stresować się tą sytuacją, syn wyrośnie, z rodzeństwem męża też idzie żyć. Na pewno wykłócanie się nie przyniesie żadnych pozytywnych rezultatów.
Weszłaś z pełną świadomością do tej rodziny, w to gospodarstwo, powinnaś zdawać sobie sprawę, że rodzeństwo ma prawo przebywać w tym domu kiedy chce.
Możecie na swojej ziemi wybudować dom.
Masz jakiś swój wkład w przyszły dom?
Mamy wspólne oszczędności, a dom i tak chcemy budować na kredyt bo z tego co mamy nie starczy.
Czyli rodzeństwo które ma ponad 30 lat Pani zdaniem ma prawo z nami mieszkać, nie dokładać się do rachunków itd a teściowie mogą się wtrącać tak??
Czyli rodzeństwo które ma ponad 30 lat Pani zdaniem ma prawo z nami mieszkać, nie dokładać się do rachunków itd a teściowie mogą się wtrącać tak??
A dlaczego nie?
Tam są inne zwyczaje, to wieka właśnie napisała.
Pamiętaj, że ty tam też jesteś gościem.
Skoro dziecko chce przesiadywać z babcią to rodzi się pytanie czemu w domu jest mu nudno? Jak jeszcze nie pracowałam, a dzieci były małe to robiliśmy różne rzeczy,malowanie farbami,plasteliny, zagadki dostosowane do wieku, czytanie książek, spacery po lesie, wyjeżdżaliśmy na place zabaw (córka nie miała nawet roku)- bawiła się w piasku bądź pomagałam jej pokonywać przeszkody, a syn biegał i się bawił pod moim okiem, w ogrodzie mamy huśtawki, piaskownicę - nie zliczę ile godzin poświęciłam na ich huśtanie czy ile tysięcy babek z piachu zrobiłam. Można razem pielić ogródek, malować kredą po kostce. Można mieć mnóstwo pomysłów na wspólne spędzanie czasu. Nie jest wtedy nudno.
Co do gospodarki. Jak się mieszka razem to zawsze jest trudny temat. Albo być bardziej elastycznym i więcej rzeczy akceptować, albo wprowadzać granice możliwe do przyjecia dla wszystkich - rodzeństwo przebywa pewnie u rodziców na "dole", tak? Bo zrozumiałam, że Wy macie piętro,a rodzice parter? Czy Wasze piętro to niezależne mieszkanie - z osobna kuchnia i łazienka? To czemu Cię boli, że rodzeństwo "siedzi" u rodziców?
Skąd wiesz, że rodzeństwo się wtrąca w gospodarkę? Skoro od zawsze żyli na wsi to muszą mieć pojęcie o co w tym chodzi, skoro pomagają Twojemu mężowi fizycznie to się nie dziwię, że chcą mieć jakiś wpływ na decyzje. Tu myślę powinien się wypowiedzieć twój mąż, bo rozumiem, że bez ich pomocy sam by sobie nie poradził. To co uważasz - zatrudnić pracownika do pomocy? To kosztuje. I też nie wiadomo, czy ktoś byłby chętny do takiej pracy w Waszej okolicy.
Szczerze to podziwiam kobiety,które idą na gospodarkę, do wielopokoleniowego domu. Ja w takim domu jako dziecko się wychowałam ,i jako dorosła kobieta nigdy bym się na takie coś nie pisala.
Czyli rodzeństwo które ma ponad 30 lat Pani zdaniem ma prawo z nami mieszkać, nie dokładać się do rachunków itd a teściowie mogą się wtrącać tak??
Mieszkają w Waszej wydzielonej części, czy u rodziców?
Jak w Waszej części to myślę , że wystarczy rozmowa, że zapraszacie ich wtedy i wtedy,itd..
A jak przesiadują u rodziców to cóż... To już rodzice decydują.
Wiesz,opiekunki do dzieci też sobie liczą ładne stawki, więc jakby Cię teściowa podliczyła za opiekę nad Waszym dzieckiem to też wyszłaby jakaś sumka.
Czyli rodzeństwo które ma ponad 30 lat Pani zdaniem ma prawo z nami mieszkać, nie dokładać się do rachunków itd a teściowie mogą się wtrącać tak??
Wtrącanie się zawsze wynika z bycia w "komunie", co nie znaczy, że trzeba się dostosowywać do wszystkiego.
Ja Ci nie zazdroszczę położenia, bo znam różne przypadki, z ich perspektywy, to Ty weszłaś do ich domu, a chcesz rządzić,
mieszkasz nie u siebie, jakby nie patrzeć, czynszu nie płacisz, a się szarogęsisz, itp.
Rodzeństwo ma prawo tam mieszkać.
Siostra przyjeżdża do rodziców, więc na ich rachunek, brat też może mieszkać u rodziców, tak samo. W sumie to dom jest teściów.
Nie wiem jak macie ustalone, ale przeważnie jak rodzice przekazują całe gospodarstwo za eneryturę, to następca opłaty bierze na siebie.
Tu jest inna sytuacja, bo pewnie rodzice nie mają jeszcze wieku emerytalnego, więc mają też ziemię, tym bardziej współpraca wskazana, a opłaty powinny być rozłożone, chyba, że ustalenia były inne.
Przecież na początku miało tak być, że teściowie pomagaliby w opiece nad dziećmi? Syn u babci czuje się ważny, jest sam bez siostry.Tutaj, gdy jest z tobą wypuszczasz go na podwórko czy do męża, tak zrozumiałam.Jeśli chodzi o zakazy i nakazy, to możesz powiedzieć teściom, kiedy syn nie może jeść słodyczy, a synowi powiedzieć, żeby zostawił je na później i to ciebie ma posłuchać.Jeśli będziesz częściej rozmawiała z synem, może będzie chciał częściej zostawać?
Jeśli dom należy do teściów, to nie jesteście na swoim i rodzeństwo ma takie samo prawo do gospodarstwa. Czy prawnie zostało to uregulowane? Czy może oni pomagają, bo chcą pomóc mężowi?
Mieszkamy na piętrze sami ale mamy wspólne wejście do domu. Rodzice pomagają mężowi a rodzeństwo jak jest to coś zrobi bez przymusu itd nikt nie prosił ich o pomoc więc robią to z własnej inicjatywy. Nie boli mnie to że są u nich Aleksandra jeśli mam niedługo pomagać mężowi w gospodarce w pełni to nie wyobrażam sobie że będę pracować ciężko i utrzymywać rodzeństwo męża. Był czas że dużo z dzieckiem robiłam malowanie rysowanie wycinanie itd ale on nie chce, jak coś mu zaproponuje to marudzi że nie chce, że do babci chce. Bierze swoje traktory i bawi się z nią w farmę. Co jej powie to ona wszystko robi. Był czas że dużo razem robiliśmy ale to się zmieniło. Ja nie proszę teściowej o opiekę nad dzieckiem bo sama nim się zajmuje. Mąż szuka pomocnika do pracy ale to nie jest prosta. Nie czuję się dobrze w tej rodzinie. Czuję się jak piąte koło u wozu
Mieszkamy na piętrze sami ale mamy wspólne wejście do domu. Rodzice pomagają mężowi a rodzeństwo jak jest to coś zrobi bez przymusu itd nikt nie prosił ich o pomoc więc robią to z własnej inicjatywy. Nie boli mnie to że są u nich Aleksandra jeśli mam niedługo pomagać mężowi w gospodarce w pełni to nie wyobrażam sobie że będę pracować ciężko i utrzymywać rodzeństwo męża. Był czas że dużo z dzieckiem robiłam malowanie rysowanie wycinanie itd ale on nie chce, jak coś mu zaproponuje to marudzi że nie chce, że do babci chce. Bierze swoje traktory i bawi się z nią w farmę. Co jej powie to ona wszystko robi. Był czas że dużo razem robiliśmy ale to się zmieniło. Ja nie proszę teściowej o opiekę nad dzieckiem bo sama nim się zajmuje. Mąż szuka pomocnika do pracy ale to nie jest prosta. Nie czuję się dobrze w tej rodzinie. Czuję się jak piąte koło u wozu
Wcale się nie dziwię, że tak się czujesz. Jeśli chodzi o syna nie brałaś może pod uwagę jego upodobań? Woli traktory niż malowanie, może naśladuje tatę? A z babcią chyba możesz ustalić zasady?
Na czym polega utrzymywanie rodzeństwa męża?
Mam malutkie dziecko niemowlaka i nie zawsze mogę wyjść ze starszym na podwórko dlatego mąż go ze sobą zabiera czasem. Teściowa ma się zająć wnukami jak ja już ją zastąpie w udoju czy będę musiała coś pomóc mężowi. Mąż ma większą część gospodarki przepisana na siebie a rodzice nie mają jeszcze emerytury. Mąż zarządza kupuję maszyny, zajmuje zwierzętami itd. syn ma okres buntowania się. Chciałbym aby miał różne zainteresowania . Sytuacja z teściową i tym że synek z nimi spędza więcej czasu zaczęła się od kiedy zaszłam w drugą ciążę. Musiałam leżec i byłam kilka razy w szpitalu. Wtedy nie mogłam się nim zajmować tak bardzo i pomagali teściowie mężowi. Potem urodziłam a starszy był mocno zazdrosny o nowe bobo. I uciekał. Teraz małą akceptuje ale jak dłużej nią się zajmuje czy karmię to zabiera zabawki i do teściów
Wkurza mnie to że nie mogę wyjść z domu być ze starszym bo z mniejszym dzieckiem siedzę w domu. Chciałbyś dwójka swoich dzieci spędzać czas tak samo. Utrzymywanie rodzeństwa polega na tym że to mąż opłaca rachunki Internet itd bratu płaci jeśli ten pomaga a on ma swoją pracę i nie dokłada się do rachunków. Siostra coś pomoże mężowi podwali, poda wodę zwierzakom itd i też za nic nie płaci.
Teściowa matkuje mężowi pierze codzienne ubrania, potem daje itd. od początku nie chciałam tam mieszkać ale czego się nie robi dla miłości. Byliśmy młodzi bez kasy nawet żeby zacząć coś budować oddzielnie. Mieszkanie w bloku nie bardzo wchodziło w grę bo trzeba by dojeżdżać a praca na gospodarce wymaga bycia na miejscu. Ehh nie wiem co mam zrobić. Podam taki przykład: starszy biegał po kałużach bo mu pozwoliłam a dziadek przychodzi i mówi do niego nie biegaj bo się ochlapiesz, ja mówię niech się bawi wypiiore ubrania a on że będzie mokry zachoruje itd. kolejna sytuacja chodzil boso po kamieniach, trawie. A dziadkowie żeby buty założył bo coś w nogę zabiję i nogi będą boleć ja mówię że lekarz nawet zaleca aby dziecko boso chodziło po różnych terenach że to na stopy dobrze a oni dalej swoję. To ja jestem mamą i chyba nie chce krzywdy dla swojego dziecka i to ja decyduję a nie oni.
Mam malutkie dziecko niemowlaka i nie zawsze mogę wyjść ze starszym na podwórko dlatego mąż go ze sobą zabiera czasem. Teściowa ma się zająć wnukami jak ja już ją zastąpie w udoju czy będę musiała coś pomóc mężowi. Mąż ma większą część gospodarki przepisana na siebie a rodzice nie mają jeszcze emerytury. Mąż zarządza kupuję maszyny, zajmuje zwierzętami itd. syn ma okres buntowania się. Chciałbym aby miał różne zainteresowania . Sytuacja z teściową i tym że synek z nimi spędza więcej czasu zaczęła się od kiedy zaszłam w drugą ciążę. Musiałam leżec i byłam kilka razy w szpitalu. Wtedy nie mogłam się nim zajmować tak bardzo i pomagali teściowie mężowi. Potem urodziłam a starszy był mocno zazdrosny o nowe bobo. I uciekał. Teraz małą akceptuje ale jak dłużej nią się zajmuje czy karmię to zabiera zabawki i do teściów
Może spróbuj zaangażować syna do pomocy przy małej, porozmawiać z nim o tym? Masz prawo być zmęczona, ale za rok powinno już być już inaczej.
A twoi rodzice?
16 2023-03-25 21:42:01 Ostatnio edytowany przez wieka (2023-03-25 21:43:10)
Mieszkamy na piętrze sami ale mamy wspólne wejście do domu. Rodzice pomagają mężowi a rodzeństwo jak jest to coś zrobi bez przymusu itd nikt nie prosił ich o pomoc więc robią to z własnej inicjatywy. Nie boli mnie to że są u nich Aleksandra jeśli mam niedługo pomagać mężowi w gospodarce w pełni to nie wyobrażam sobie że będę pracować ciężko i utrzymywać rodzeństwo męża. Był czas że dużo z dzieckiem robiłam malowanie rysowanie wycinanie itd ale on nie chce, jak coś mu zaproponuje to marudzi że nie chce, że do babci chce. Bierze swoje traktory i bawi się z nią w farmę. Co jej powie to ona wszystko robi. Był czas że dużo razem robiliśmy ale to się zmieniło. Ja nie proszę teściowej o opiekę nad dzieckiem bo sama nim się zajmuje. Mąż szuka pomocnika do pracy ale to nie jest prosta. Nie czuję się dobrze w tej rodzinie. Czuję się jak piąte koło u wozu
Wcale się nie dziwię, bo nie jesteś na swoim, jak już to tę ziemię i połowę domu teściowe powinni zapisać wam razem, żebyś czuła się, że razem z mężem ciągniesz ten wózek.
Powinnaś pójść do pracy, jak córka skończy 3 latka, dać ją do przedszkola i nie pracować ciężko w gospodarstwie, które nie jest Twoje.
Na czym polega Twoje utrzymywanie rodzeństwa? Tym bardziej jak pomagają, nie powinnaś się do tego wtrącać, bo to męża działka.
Teściowa matkuje mężowi pierze codzienne ubrania, potem daje itd. od początku nie chciałam tam mieszkać ale czego się nie robi dla miłości. Byliśmy młodzi bez kasy nawet żeby zacząć coś budować oddzielnie. Mieszkanie w bloku nie bardzo wchodziło w grę bo trzeba by dojeżdżać a praca na gospodarce wymaga bycia na miejscu. Ehh nie wiem co mam zrobić. Podam taki przykład: starszy biegał po kałużach bo mu pozwoliłam a dziadek przychodzi i mówi do niego nie biegaj bo się ochlapiesz, ja mówię niech się bawi wypiiore ubrania a on że będzie mokry zachoruje itd. kolejna sytuacja chodzil boso po kamieniach, trawie. A dziadkowie żeby buty założył bo coś w nogę zabiję i nogi będą boleć ja mówię że lekarz nawet zaleca aby dziecko boso chodziło po różnych terenach że to na stopy dobrze a oni dalej swoję. To ja jestem mamą i chyba nie chce krzywdy dla swojego dziecka i to ja decyduję a nie oni.
Czepiasz się
Wyraził swoje zdanie, Ty swoje, ale to Ciebie powinno dziecko słuchać.
Mąż chce żebym z nim ciągnęła ten wózek i pomagała mu ale jeśli to tak dalej będzie wyglądało to ja nie chcę. Rodzeństwo męża to single nikogo nie mieli ( przelotne randki? I nie mają. I nic do tego nie mam ale uważam że skoro nie chcieli gospodarki to trzeba sobie inne zainteresowania znaleźć a nie razem z nami interesować się gospodarka. Bo oni nie mają innych zainteresowan , nie mają znajomych i nikt do nich nie przyjeżdża. Tylko ciągle z rodzicami i moim mężem. Myślę że na mnie gadają różne rzeczy mężowi ale on mi nie mówi o tym. Inaczej by było gdyby rodzeństwo miało swoje życie i nie ingerowało tu tak mocno. Nawet taki przykład ogrody myślałam że będziemy robić razem z teściową ale siostra wszystko kupiła nasionka itd i posadziła z pomocą mojej teściowej. To ja się nie wyrażałam bo skoro mnie wykluczono. Druga sprawa proponowałam kiedyś teściowie że ja mogę w sumie gotować dla nas wszystkich bo i tak codziennie robię obiad to tam coś poburczala. Dwa razy zrobiłam nawet nikt nie podziękował. To zrezygnowałam nie to nie. Kolejny temat chciałam chodzić na uduj ( jeszcze drugiego bobo nie było na świecie) z mężem, już nawet się umówiliśmy że ona rano ja po południu byłam z trzy razy potem leciała teściowa biegiem więc mówię że ja miałam doić po południa a ona że mnie nie było chwilę to ona poszła a ja mówię że się umawialiśmy to coś poburczala i dalej swoję. Uważam że jeśli jest syn który przejmuję gospodarkę po rodzicach z żona to trzeba się trochę wycofać. Mimo moich chęci szczerych no nie mogę jakoś się zaprzyjaźnić nimi i żyć na codzień
Teściowa matkuje mężowi pierze codzienne ubrania, potem daje itd. od początku nie chciałam tam mieszkać ale czego się nie robi dla miłości. Byliśmy młodzi bez kasy nawet żeby zacząć coś budować oddzielnie. Mieszkanie w bloku nie bardzo wchodziło w grę bo trzeba by dojeżdżać a praca na gospodarce wymaga bycia na miejscu. Ehh nie wiem co mam zrobić. Podam taki przykład: starszy biegał po kałużach bo mu pozwoliłam a dziadek przychodzi i mówi do niego nie biegaj bo się ochlapiesz, ja mówię niech się bawi wypiiore ubrania a on że będzie mokry zachoruje itd. kolejna sytuacja chodzil boso po kamieniach, trawie. A dziadkowie żeby buty założył bo coś w nogę zabiję i nogi będą boleć ja mówię że lekarz nawet zaleca aby dziecko boso chodziło po różnych terenach że to na stopy dobrze a oni dalej swoję. To ja jestem mamą i chyba nie chce krzywdy dla swojego dziecka i to ja decyduję a nie oni.
Jak dla mnie to wygląda tak,że liczyliście na pomoc rodziny, a zostaliście zdominowani.
Wytłumacz dziadkom, że to ty masz ostatnie słowo i nie przejmuj się tak.
Żałuję że się tu wprowadziłam ale chciałam aby mąż mój był szczęśliwy bo wiem że gospodarka to jego całe Życie. Ja też mam rodziców i rodzeństwo i w moim domu tak nie ma. Brat ma swoje życie pracę i od młodych lat nie mieszka z rodzicami od czasu do czasu odwiedza ich. Drugi brat też ma swoich znajomych i swój świat. Więc tym bardziej nie rozumiem postępowania rodzeństwa męża. Inaczej byłam wychowywana i uważam że przychodzi czas trzeba z gniazda wyfrunąć
Mąż chce żebym z nim ciągnęła ten wózek i pomagała mu ale jeśli to tak dalej będzie wyglądało to ja nie chcę. Rodzeństwo męża to single nikogo nie mieli ( przelotne randki? I nie mają. I nic do tego nie mam ale uważam że skoro nie chcieli gospodarki to trzeba sobie inne zainteresowania znaleźć a nie razem z nami interesować się gospodarka. Bo oni nie mają innych zainteresowan , nie mają znajomych i nikt do nich nie przyjeżdża. Tylko ciągle z rodzicami i moim mężem. Myślę że na mnie gadają różne rzeczy mężowi ale on mi nie mówi o tym. Inaczej by było gdyby rodzeństwo miało swoje życie i nie ingerowało tu tak mocno. Nawet taki przykład ogrody myślałam że będziemy robić razem z teściową ale siostra wszystko kupiła nasionka itd i posadziła z pomocą mojej teściowej. To ja się nie wyrażałam bo skoro mnie wykluczono. Druga sprawa proponowałam kiedyś teściowie że ja mogę w sumie gotować dla nas wszystkich bo i tak codziennie robię obiad to tam coś poburczala. Dwa razy zrobiłam nawet nikt nie podziękował. To zrezygnowałam nie to nie. Kolejny temat chciałam chodzić na uduj ( jeszcze drugiego bobo nie było na świecie) z mężem, już nawet się umówiliśmy że ona rano ja po południu byłam z trzy razy potem leciała teściowa biegiem więc mówię że ja miałam doić po południa a ona że mnie nie było chwilę to ona poszła a ja mówię że się umawialiśmy to coś poburczala i dalej swoję. Uważam że jeśli jest syn który przejmuję gospodarkę po rodzicach z żona to trzeba się trochę wycofać. Mimo moich chęci szczerych no nie mogę jakoś się zaprzyjaźnić nimi i żyć na codzień
Jeśli oni sami rozmawiają bez ciebie, to już źle wróży, bo twój mąż nie ma nic przeciwko temu. Myślę, że najpierw z nim pogadaj, dlaczego ciebie nie ma przy rodzinnych rozmowach i jaka ma twoja rola skoro o niczym nie wiesz. Myślę też, że nie wniosłaś nic w to gospodarstwo może się mylę, stąd nieliczenie się z tobą.
Nie ma też prawnego przepisania na was części domu, w której mieszkacie, więc nie masz żadnych praw, bo to część wspólna.
To co tu opisuje to tylko namiastka sytuacji jakie się wydarzyły. Ciężko mi tu. Nawet sąsiedzi ze wsi śmiali się z rodzeństwa męża że mamy spódnicy się trzymają i że nie mogą się wynieść z tąd i w oczy mówili mi to o nich. Więc chyba coś musi być na rzeczy. A siostra męża to tak pomiata rodzicami a oni tak jej słuchają tak samo tym bratem. A mną też chciała ale ja się nie dałam i to też jej nie podoba się.
Mąż chce żebym z nim ciągnęła ten wózek i pomagała mu ale jeśli to tak dalej będzie wyglądało to ja nie chcę. Rodzeństwo męża to single nikogo nie mieli ( przelotne randki? I nie mają. I nic do tego nie mam ale uważam że skoro nie chcieli gospodarki to trzeba sobie inne zainteresowania znaleźć a nie razem z nami interesować się gospodarka. Bo oni nie mają innych zainteresowan , nie mają znajomych i nikt do nich nie przyjeżdża. Tylko ciągle z rodzicami i moim mężem. Myślę że na mnie gadają różne rzeczy mężowi ale on mi nie mówi o tym. Inaczej by było gdyby rodzeństwo miało swoje życie i nie ingerowało tu tak mocno. Nawet taki przykład ogrody myślałam że będziemy robić razem z teściową ale siostra wszystko kupiła nasionka itd i posadziła z pomocą mojej teściowej. To ja się nie wyrażałam bo skoro mnie wykluczono. Druga sprawa proponowałam kiedyś teściowie że ja mogę w sumie gotować dla nas wszystkich bo i tak codziennie robię obiad to tam coś poburczala. Dwa razy zrobiłam nawet nikt nie podziękował. To zrezygnowałam nie to nie. Kolejny temat chciałam chodzić na uduj ( jeszcze drugiego bobo nie było na świecie) z mężem, już nawet się umówiliśmy że ona rano ja po południu byłam z trzy razy potem leciała teściowa biegiem więc mówię że ja miałam doić po południa a ona że mnie nie było chwilę to ona poszła a ja mówię że się umawialiśmy to coś poburczala i dalej swoję. Uważam że jeśli jest syn który przejmuję gospodarkę po rodzicach z żona to trzeba się trochę wycofać. Mimo moich chęci szczerych no nie mogę jakoś się zaprzyjaźnić nimi i żyć na codzień
I tu pies jest pogrzebany... Choć się nie dziwię...
Wszystkim za bardzo się przejmujesz, pogódź się, że już tak będzie, jak chcą niech robią...nie ma o co kruszyć kopii.
Za dużo was jest do pieczenia chleba...
Zrobiłaś błąd wchodząc w ich rodzinę na zasadzie gościa, można by rzec, więc tak się czujesz.
Żałuję że się tu wprowadziłam ale chciałam aby mąż mój był szczęśliwy bo wiem że gospodarka to jego całe Życie. Ja też mam rodziców i rodzeństwo i w moim domu tak nie ma. Brat ma swoje życie pracę i od młodych lat nie mieszka z rodzicami od czasu do czasu odwiedza ich. Drugi brat też ma swoich znajomych i swój świat. Więc tym bardziej nie rozumiem postępowania rodzeństwa męża. Inaczej byłam wychowywana i uważam że przychodzi czas trzeba z gniazda wyfrunąć
Przecież to jasne, dlaczego tak postępują, oni nie mają nic innego.
Dom jest na męża opisany, ja nie pomagam mu w tej chwili to rozmawiają między sobą. Źle mi z tym bo chciałbym wiedzieć też plan działania itd. mąż to jest między młotem a kowadłem trochę. Bo z jednej strony ja z drugiej rodzice bo jeszcze pomagają. Chciałbym żebyśmy byli sami z dziećmi be tej całej otoczki
Dom jest na męża opisany, ja nie pomagam mu w tej chwili to rozmawiają między sobą. Źle mi z tym bo chciałbym wiedzieć też plan działania itd. mąż to jest między młotem a kowadłem trochę. Bo z jednej strony ja z drugiej rodzice bo jeszcze pomagają. Chciałbym żebyśmy byli sami z dziećmi be tej całej otoczki
Jeśli dom jest na męża, to znaczy, że nic tu nie ma twojego.
Tak to prawda nic mojego nie ma. Nie pchałam się tu do mieszkania ale wyszło inaczej. Dlatego tak bardzo chcę żebyśmy mieli coś wspólnego naszego i razem tą przyszłość tworzyli
Dom jest na męża opisany, ja nie pomagam mu w tej chwili to rozmawiają między sobą. Źle mi z tym bo chciałbym wiedzieć też plan działania itd. mąż to jest między młotem a kowadłem trochę. Bo z jednej strony ja z drugiej rodzice bo jeszcze pomagają. Chciałbym żebyśmy byli sami z dziećmi be tej całej otoczki
Chcieć a móc, to dwie różne rzeczy.
Tak, mąż jest między młotem, a kowadłem i weź tu każdemu dogódź...
Rozumiesz męża, kochasz, macie dzieci, więc się dla niego poświęć i nie truj mu...skoro zgodziłaś się na to co masz, a właściwie nie masz...
Nic tu nie da się zmienić, zaakceptuj, bo szkoda nerwów. Jakimś rozwiązaniem byłaby budowa nowego domu, na co mąż się nie zdecyduje, mając ten dom czy jego połowę.
Tak to prawda nic mojego nie ma. Nie pchałam się tu do mieszkania ale wyszło inaczej. Dlatego tak bardzo chcę żebyśmy mieli coś wspólnego naszego i razem tą przyszłość tworzyli
Dlatego nie powinnaś się przejmować ogródkiem i udojem, a raczej dziećmi.
A ze zbytnich poświęceń nic dobrego nie wynika, ty też powinnaś mieć swoje życie.
A mężowi truj Jak najbardziej
30 2023-03-25 23:31:49 Ostatnio edytowany przez Farmer (2023-03-25 23:32:59)
Żałuję że się tu wprowadziłam ale chciałam aby mąż mój był szczęśliwy bo wiem że gospodarka to jego całe Życie. Ja też mam rodziców i rodzeństwo i w moim domu tak nie ma. Brat ma swoje życie pracę i od młodych lat nie mieszka z rodzicami od czasu do czasu odwiedza ich. Drugi brat też ma swoich znajomych i swój świat. Więc tym bardziej nie rozumiem postępowania rodzeństwa męża. Inaczej byłam wychowywana i uważam że przychodzi czas trzeba z gniazda wyfrunąć
Jesteś po prostu ciężka do życia i tak też jesteś odbierana.
Poszłaś na wieś do rodziny, gdzie więzi rodzinne są bardzo silne.
Kiedyś takie coś na wsi to było normalne (w normalnych rodzinach).
Ty byłaś wychowana w mieście, gdzie się inaczej żyje i nie możesz zrozumieć, że są inne modele życia.
Masz 2 możliwości:
a) zaakcentujesz takie postępowanie, postarasz się dostosować, a zobaczysz, co to znaczy być częścią dużej rodziny
b) w ciągu 5 lat się rozwiedziesz i wrócisz do miasta
Ja wiem, że opcja nr 2 ma 70 % prawdopodobieństwa.
. .. postarasz się dostosować, a zobaczysz, co to znaczy być częścią dużej rodziny
Coś w tym jest. Slyszałam słowa o synowej pewniej teściowej w podobnej sytuacji co Twoja: "przyszła do nas, musi się dostosować"- żyją w zgodzie wiele lat.
Nie wszędzie i nie zawsze tak jest.
32 2023-03-26 00:42:01 Ostatnio edytowany przez Kaszpir007 (2023-03-26 00:53:47)
Osoby jakie znam i które mieszkały z teściami juz dawno są rozwiedzione. Małżeństwa nie przetrwały mieszkania z teściami.
Ja chwilę musiałem mieszkać z dziećmi u teściów i w trybie wręcz ekspresowym robiłem wykończeniówkę do późnych godzin nocnych aby tylko jak najszybciej uciec od teściów.
Teściów lubiłem ale wspólne zamieszkanie spowodowało że nie chciałem juz gościny
A ty tą gehennę przechodzisz kilka lat.
Mieszkanie z teściami to jak życie z podpalonym lontem bomby. Nie wiadomo jak długi jest lont i kiedy wybuchnie, ale jest pewne że wybuchnie
U Ciebie widzę że jest coraz bliżej i bliżej a efektem wybuchu będzie zapewne rozwód ...
Z tego co piszesz źle się tam czujesz i zupełnie Ci to nie odpowiada. Nabawisz się nerwicy i będziesz wrakiem czlowieka.
Pogadam z mężem i powiedz że źle się czujesz mieszkajac razem z teściami i że chciałbyś abyście się ... wyprowadzili ..
33 2023-03-26 01:37:02 Ostatnio edytowany przez Kasssja (2023-03-26 01:38:04)
Mnie niepokoi coś innego. Mieszkasz u kogoś, za chwilę zaczniesz tam pracować. Bez wypłaty, bez ubezpieczenia, bez składek emerytalnych, a wszystko jedynie uznaniowo, jak to zona na gospodarce rodziny męża. I za 5, 10 lat nadal nie będziesz mieć niczego swojego, a jedynie pracą "odpracujesz" rodzinie męża swoje mieszkanie i wyżywienie. Gdyby oni cię chociaż traktowali jak swoją, jak rodzinę, ale chyba nic takiego nie ma miejsca. Nie wnikam, czyja tu większa wina, ale fakty są takie, że pakujesz się w sytuację zależnościową. Niekorzystną dla kobiety.
Moim zdaniem powinnaś wywalczyć dla siebie chociaz pracę poza gospodarką. Nie wiem, jakie masz wykształcenie i czy kiedykolwiek pracowałaś (ale pisałaś, że wniosłaś jakieś oszczędności, wiec może tak), ale na twoim miejscu bardzo mocno bym się postarała mieć swoją pracę na normalnej umowie, a nie "przynieś, podaj, pozamiataj i obornik wywal", za darmo i na żądanie teściów.
Wcześniej pracowałam ale do tego pracodawcy już i tak nie planuję wrócić. Jeśli zaczęłaby z mężem pracować odrazu by mnie ubezpieczył i składki opłacał. Mówiłam mężowi wiele razy że chcę się wyprowadzić on jest za mną ale nie ma gdzie. To wieś a nie miastom że pełno mieszkańcy czy domków. A dom to też plan na lata
35 2023-03-26 09:50:27 Ostatnio edytowany przez Kaszpir007 (2023-03-26 10:12:21)
Wcześniej pracowałam ale do tego pracodawcy już i tak nie planuję wrócić. Jeśli zaczęłaby z mężem pracować odrazu by mnie ubezpieczył i składki opłacał. Mówiłam mężowi wiele razy że chcę się wyprowadzić on jest za mną ale nie ma gdzie. To wieś a nie miastom że pełno mieszkańcy czy domków. A dom to też plan na lata
Szczerze ?
Powiedz po co mąż się ma budować jak ma już dom który będzie jego i ma gospodarstwo które jest jego ...
Więc ta budowa domu to sądzę że taka bajeczka i zawsze znajdzie się milion powodów ...
Co z tego że wieś ? Zapewne w pewnej odległości jest jakieś miasteczko/miasto gdzie można wynająć nawet najmniejszej mieszkanie.
Osobiście wolałbym mieszkać w małej klitce ale być szczęśliwy i mieć spokój niż chodzić wkurzonym, zestresowanym i nabawić się nerwicy i depresji a Ty jesteś tego bardzo bliska ...
Nie każdemu pasuje mieszkanie na wsi, a na gospodarstwie rolnym naprawdę baaaaaaaaaaardzo małej ilości ludzi a w rodzinie wielopokoleniowej w gospodarstwie rolnym ? Zapewne baaaaaaaaaaaardzo mało kto by się na to zdecydował.
Jest takie powiedzienie że młodzi powinni osobno mieszkać, tak samo jak z rodziną to najlepiej na zdjęciu się wychodzi ...
Ja tu widzę katastrofę, która skończy się rozwodem bo nadejdzie dzień że zabierzesz dzieci i sama się wyprowadzisz ...
Albo wpadniesz w depresję/nerwicę (która już się u ciebie pojawia), albo wpadniesz w alkoholizm.
Jesteś tam cholernie nieszczęśliwa i ZAWSZE bedziesz tak nieszczęśliwa.
Nic się nie zmieni, będzie coraz gorzej ...
Ja tutaj nie widzę żadnego rozwiązania. Dla teściów jesteś i zawsze będziesz obcą kobietą. Więzy krwi to mają z dziecmi syna. Taka jest brutalna prawda.
Babcie i dziadkowie rozpieszczają dzieci a potem walka z takimi rozpieszczonymi dziećmi przypada na rodziców ..
Dlatego wychowanie przez dziadków to zły pomysł.
Na końcu świata nie mieszkasz i zapewne w okolicy są jakieś miasteczka czy miasto i myślę że wynajęcie nawet najmniejszego mieszkania nie było by problemem, ale trzeba chcieć ...
Bo tutaj widzę że przyszłaś ponarzekać Lepiej nie będzie. Będzie coraz gorzej. Dzieci będą coraz starsze i coraz bardziej rozpieszczone a tym będziesz wrakiem człowieka.
Nawet nie wiem kim tam będziesz? Ja rozumie jakby te gospodarstwo było w połowie twoje to wtedy wiedziała byś że robisz także dla siebie.
A tak ? Jesteś tam gościem ? lokatorem ?
Musicie wspólnie z mężem coś postanowić, gdybanie na forum niczego nie zmieni. Można jeszcze część sprzedać, a za to kupić coś w innym miejscu. A wtedy byłabyś sama z dziećmi i na gospodarstwie.
37 2023-03-26 09:53:25 Ostatnio edytowany przez twojeslowo (2023-03-26 09:55:50)
Myślę, że oboje z mężem jesteście niedojrzali, bowiem trzeba się było rozmówić jeszcze przed małżeństwem, czy Wasze wizje życia są zbieżne. Nie widziałam jeszcze zdrowego mezaliansu, a takim jest Wasze małżeństwo. Poza tym, zanim zaczniesz rozstawiać po kątach wielopokoleniową rodzinę ze wsi, dobrze byłoby coś osiągnąć własną pracą i swoimi rękami. Dopóki nie masz własnego źródła finansowania, swojego domu i majątku, nie masz wyjścia jak tylko akceptować sytuację. Oni mają swój system rodzinny, więzi, wartości, to jest rodzina, która istniała, zanim jeszcze się urodziłaś. Nie zmienią się dla kogoś z zewnątrz, trzeba się dostosować. Swoją postawą generujesz tylko niechęć do siebie, swoje poczucie wyobcowania i dramat. Z drugiej strony nie wiem też, co Ty tam jeszcze robisz?
PS. Na moje oko, z mężem też nic nie ustalisz, bo widać, że nie ma odciętej pępowiny. Ja bym się ewakuowała, dopóki nie jest za późno. Stań na własne nogi.
Na podstawie tego, co przeczytałam wyczuwam, że jesteś trudna, ciężka osobą do życia. Jesteś z gatunku tych wiecznie niezadowolonych kobiet, które nikogo ani niczego nie potrafią docenić. Nic Ci się nie podoba i wszędzie widzisz wrogów, leni i naciągaczy.
Sytuacja z dzieckiem puszczonym w kaluze, pewnie było zimno na dworze- teść zwrócił Ci słuszna uwagę, a Ty zamiast pomyśleć " fakt, głupio się zachowałam, on ma rację" od razu jesteś obrażona, bo ludzie kochani dziadek naruszył majestat matki.
Tak samo z tymi kamieniami. Czy Ty kobieto w ogóle myślisz?
Starszy synek ciągle siedzi u dziadków.
Nic dziwnego, że tam ciągnie. Widocznie jest u dziadków miła atmosfera, dużo ludzi, każdy się śmieje, dużo się dzieje, a chłopiec czuje że jest ważny.
Tymczasem na górze u Ciebie widzi nadąsana matkę, wiecznie zmeczona i wkurzona i zajęta niemowlakiem pępkiem świata.
Autorko, idziesz prosta droga do tego, by zatruć mężowi życie, sprawić by synek uciekał od Ciebie jeszcze bardziej i generalnie zatruć życie całej tej rodziny.
Zajedziesz ich psychicznie.
Nikt tam nie będzie Cię lubił.
Nie nadajesz się do życia w takiej rodzinie.
Znałam takie małżeństwo, gdzie żona mieszkała z dziećmi w mieście, a mąż codziennie dojeżdżał na gospodarstwo 20km, bo ona po prostu nie chciała mieszkać na wsi, pewnie gospodarstwo też było na niego.
Drugi przypadek, rolnik nie ożenił się z dziewczyną z którą miał dziecko, bo nie chciała przyjść na gospodarstwo. Znalazł taką, która chciała...
Jednym słowem, bardzo ważny jest wybór miejsca do życia, dlatego przez to też rozpadają się związki, sama miłość nie wystarczy.
Ehh za dużo by pisać o wszystkim żebyście zrozumieli moje położenie. Rodzeństwo męża miało się wynieść jak ja się wprowadzę. Tak zapewniali teściowie. O pracy na gospodarstwie wiem dużo bo moi rodzice są ze wsi i całe życie na wieś do rodziny jeździłam.
Myślę że inaczej by było żeby rodzeństwo się nie wtrącało i żyło swoim życiem. Byśmy się wtedy dotarli z teściami a tak albo oni obrażeni albo ja ehhh
Co do domu plan był budowy od kiedy zaczęliśmy poważnie o nas rozmawiać ale że nie mieliśmy kasy na taką inwestycję to rodzina męża zdecydowała że wyremontują nam górkę domu ( na dole nie było miejsca pokoje zajęte przez starsze rodzeństwo męża). Gdybyśmy spotykali się tylko na podwórku w pracy a dom oddzielnie to inaczej i więcej prywatności a tak. Za dużo jesteśmy wszyscy razem
Kiedy odpowiadam koleżankom co u mnie się dzieje a mam koleżanki i z gospodarki i z miasta to wszystkie uważają że to chore i przesada. Zawsze stoją za mną murem. A są szczerymi osobami. Współczują mi i mówią że one dawno by uciekły
Kiedy odpowiadam koleżankom co u mnie się dzieje a mam koleżanki i z gospodarki i z miasta to wszystkie uważają że to chore i przesada. Zawsze stoją za mną murem. A są szczerymi osobami. Współczują mi i mówią że one dawno by uciekły
I uważasz, że są obiektywne? Łatwo mówić, kiedy sprawa Cie nie dotyczy. Dużo ciężej zrobić. Gdzie by uciekły? Za co żyły, co z dziećmi ? To wydaje się takie hop siup, ale tak na prawde sytuację trzeba dokładnie przemyśleć za/przeciw według swoich możliwości.
No i jakie rozwiązanie widzisz?
Rodzeństwo brata może tam przyjeżdżać kiedy chce bo to ich rodzinny dom i dopóki żyją ich rodzice będą przyjeżdżali i spędzali tam czas. To ich dom i są u siebie. Jedynym gościem tam jesteś Ty...
Wyremontowanie poddasza i wspólne zamieszanie to błąd i sama to widzisz.
Masz do wyboru żyć tak dalej i zapewne zwariować albo wynająć mieszkanie i się wyprowadzić.
Może czas porozmawiać z mężem że chcesz się wyprowadzić bo nie odpowiada Ci mieszkanie z jego rodzicami i rodziną i gospodarstwo tak ale jsk będziecie tam tylko sami a do tego czasu wolisz mieszkać w mieszkaniu.
To w czym teraz jesteś to nawet nie desperacja a masochizm bo nikt normalny na takie coś by Sue nie zdecydował.
Gadanie i narzekanie nie pomoże. Teście Sue nie zmienia, bracia też. Dla nich jesteś gościem a ono gospodarzami i to oni decydują o wszystkim ..
Ignoruj to wtrącanie się, z drugiej strony też się wtrącasz w relację męża z rodzeństwem.
Przecież oni też należą do gospodarstwa, pomagają niedobrze, by nie pomagali też niedobrze, każdemu nie dogodzisz, mężowi to widać odpowiada. Teściowie po przejściu na emeryturę, też będą pomagać, czyli nic się nie zmieni.
I jeszcze przyjdzie mężowi spłacać rodzeństwo, bo otrzymał gospodarstwo aktem notarialnym, a nie za emeryturę.
Troche dziwne, że nic nie wniosłaś, a masz nawet pretensje o internet, który pewnie jest wspólny, przecież to nie z Twojego.
Ale masz prawo źle się czuć w tym układzie, najbardziej, że nie czujesz się jak u siebie.
Kiedy odpowiadam koleżankom co u mnie się dzieje a mam koleżanki i z gospodarki i z miasta to wszystkie uważają że to chore i przesada. Zawsze stoją za mną murem. A są szczerymi osobami. Współczują mi i mówią że one dawno by uciekły
Ja też jestem mieszczuchem, ale znam kilka rodzin ze wsi i to, co opisujesz, to jest taki jakby standard, a nie "chore i przesada". Żona męża zawsze jest obcą osobą , która ewentualnie może się wkupić w łaski rodziców/rodzeństwa albo je sobie wywalczyć, zależy od charakterów. I to rodzeństwo oraz inni ludzie (nawet sąsiedzi) w tych domach nagminnie przesiadują, miło jeśli chociaż wódy nie walą. Standardem jest też to, że żona idzie do męża, na gotowy dom i gospodarkę i nikt absolutnie niczego tam na nią nie przepisuje, rodzina do tego zazwyczaj nie dopuszcza i w sumie ja się temu nie dziwię. Póki jesteś żoną to korzystasz, rozwód - zostajesz z niczym, a oni wtedy są zadowoleni, że tak zadbali o interesy syna. Tak samo z pracą - jesteś ubezpieczona przy mężu, ale wypłaty to ty tam nigdy nie zobaczysz, nie będziesz mieć własnych pieniędzy, mimo że na nie zarobisz ciężką fizyczną harówką. Kasę będzie miała "firma", gospodarstwo, cała rodzina. No i w razie rozwodu nikt ci tych lat do emerytury raczej nie zaliczy, bo przecież nie będzie za ciebie rodzina płaciła uczciwych składek, będą woleć tę kasę zostawić na życie, inwestycje w gospodarkę.
Tylko ty to wszystko powinnaś wiedzieć przed ślubem i rodzeniem dzieci, powinnaś znać swoją przyszłość z tym facetem i móc wynegocjowac inną. Władowałaś się na minę i teraz z małymi dziećmi, bez własnego lokum i nawet pracy (jesteś bezrobotna czy na macierzyńskim?) nie masz właściwie żadnego ruchu. Musisz się zaadaptować, nie masz wyjścia. Jesli kochasz męża i widzisz się przy nim do końca zycia to po prostu wtop się tam w tło, zaakceptuj zasady, postaraj się zaprzyjaźnić z tymi ludźmi zamiast walczyć. Dla własnego komfortu psychicznego, skoro nic innego nie masz do wyboru.
Myślę że inaczej by było żeby rodzeństwo się nie wtrącało i żyło swoim życiem. Byśmy się wtedy dotarli z teściami a tak albo oni obrażeni albo ja ehhh
Nie, nie z tobą.
Kiedy odpowiadam koleżankom co u mnie się dzieje a mam koleżanki i z gospodarki i z miasta to wszystkie uważają że to chore i przesada.
90 % rozwodów poza zdradami i pieniędzmi to przyczyna "koleżaneczek".
Najczęściej samotnych i bezdzietnych, które nie znają życia, albo sobie same życie zmarnowały.
Zawsze stoją za mną murem. A są szczerymi osobami.
Tu się po prostu zacząłem głośno śmiać
Współczują mi i mówią że one dawno by uciekły
Te twoje "koleżaneczki" to pewnie nawet faceta ogarnąć nie potrafią.
Patrz na to co masz i staraj się poprawić swoją sytuację.
Nie obrażaj się na innych.
Dziadkowie chcą się opiekować wnuczkiem i mają dla niego czas i cierpliwość?
Super sprawa. A teraz zobacz jak to w mieście wygląda.
Nie doceniasz tego co masz, a wszędzie widzisz problemy.
Ja tu widzę ja, ja, ja, ja.
Oni jako jego rodzina.
Ci "oni" stanowią teraz twoją rodzinę i tego do tej pory nie zrozumiałaś ...
Ja też jestem mieszczuchem, ale znam kilka rodzin ze wsi i to, co opisujesz, to jest taki jakby standard, a nie "chore i przesada". Żona męża zawsze jest obcą osobą , która ewentualnie może się wkupić w łaski rodziców/rodzeństwa albo je sobie wywalczyć, zależy od charakterów. I to rodzeństwo oraz inni ludzie (nawet sąsiedzi) w tych domach nagminnie przesiadują, miło jeśli chociaż wódy nie walą. Standardem jest też to, że żona idzie do męża, na gotowy dom i gospodarkę i nikt absolutnie niczego tam na nią nie przepisuje, rodzina do tego zazwyczaj nie dopuszcza i w sumie ja się temu nie dziwię. Póki jesteś żoną to korzystasz, rozwód - zostajesz z niczym, a oni wtedy są zadowoleni, że tak zadbali o interesy syna. Tak samo z pracą - jesteś ubezpieczona przy mężu, ale wypłaty to ty tam nigdy nie zobaczysz, nie będziesz mieć własnych pieniędzy, mimo że na nie zarobisz ciężką fizyczną harówką. Kasę będzie miała "firma", gospodarstwo, cała rodzina. No i w razie rozwodu nikt ci tych lat do emerytury raczej nie zaliczy, bo przecież nie będzie za ciebie rodzina płaciła uczciwych składek, będą woleć tę kasę zostawić na życie, inwestycje w gospodarkę.
Tylko ty to wszystko powinnaś wiedzieć przed ślubem i rodzeniem dzieci, powinnaś znać swoją przyszłość z tym facetem i móc wynegocjowac inną. Władowałaś się na minę i teraz z małymi dziećmi, bez własnego lokum i nawet pracy (jesteś bezrobotna czy na macierzyńskim?) nie masz właściwie żadnego ruchu. Musisz się zaadaptować, nie masz wyjścia. Jesli kochasz męża i widzisz się przy nim do końca zycia to po prostu wtop się tam w tło, zaakceptuj zasady, postaraj się zaprzyjaźnić z tymi ludźmi zamiast walczyć. Dla własnego komfortu psychicznego, skoro nic innego nie masz do wyboru.
Dokładnie. Wpuściłaś się w niezłe maliny, ale pretensje miej tylko do siebie, bo trzeba było te rzeczy przewidzieć przed ślubem. Uważam też, że wątek i pretensje są bez sensu, bowiem nie jesteś właścicielką tego domu, ani gospodarstwa (głupio ustalałaś na gębę sprawy). Niestety, tak to już jest, że jeśli jesteś od kogoś zależna, pozostaje to zaakceptować lub pracować nad zmianą sytuacji. Radzę też dorosnąć i stawić czoła faktom, a nie chodzić po koleżankach i obgadywać rodzinę męża. Bardzo nieelegancko się zachowujesz.
90 % rozwodów poza zdradami i pieniędzmi to przyczyna "koleżaneczek".
*Dane Instytutu Badań z Dupy Farmera
(jak zwykle)
Farmer napisał/a:90 % rozwodów poza zdradami i pieniędzmi to przyczyna "koleżaneczek".
*Dane Instytutu Badań z Dupy Farmera
(jak zwykle)
Farmer, jak przystało na wioskowego gospodarza, palnie zawsze jakąś głupotę z powodu ciasnoty umysłowej.
53 2023-03-26 14:04:29 Ostatnio edytowany przez madoja (2023-03-26 14:05:14)
Założę się że jak dziećmi trzeba się zaopiekować bo akurat gdzieś jedziecie czy coś, to dziadkowie dobrzy.
Ale jak dziecko chce z nimi pobyć bo ich lubi, to "wredni teściowie". Niedowartościowana jakaś jesteś czy co?
Rozumiem też że nie pracujesz. Czyli siedzisz w czyimś domu, bezrobotna, bez własnych oszczędności i do wszystkich pretensje?
I wcale nie myślisz o szczęściu dzieci tylko mają być obok Ciebie. Nawet gdy się nudzą. Mają być przy maminej spódnicy i koniec!
Ja nigdy w życiu bym nie wszedł w taki interes, bo widziałem u sąsiadów, gdzie chłopak związał się z dziewczyna z "gospodarki", i jak sie przeprowadził do nich, to robił za chłopka - parobka.
Mimo że pracował, był grafikiem komputerowym, to 2 etat, miał na gospodarce, przy czym to inni, teściu i szwagier, układali mu harmonogram dnia.
Wszystko zależało od innych.
W końcu sie postawił, i powiedział, juz w tedy żonie, albo wyprowadzka albo rozwód.
Na szczęście kobieta miała trochę oleju w głowie, i razem z dzieckiem i mężem sie wyprowadzili.
I po wyprowadzce, wszystko wróciło miedzy nimi do normy, kobieta po prostu dojeżdża do gospodarstwa z miasteczka, gdzie wynajmują.
Ale trzeba tez uczciwie przyznać, że takie domy wielopokoleniowe maja swoje plusy.
Opieka nad dziećmi, o wiele łatwiej wychowywać w takim domu większą ilość dzieci.
I pomoc w sytuacjach kryzysowych, gdy jedna osoba straci prace, to spokojnie, bez kredytów i stresów o czynsz, może sobie szukać innej.
Bo reszta domowników o niego zadba.
tak samo w chorobie.
Kasssja napisał/a:Farmer napisał/a:90 % rozwodów poza zdradami i pieniędzmi to przyczyna "koleżaneczek".
*Dane Instytutu Badań z Dupy Farmera
(jak zwykle)Farmer, jak przystało na wioskowego gospodarza, palnie zawsze jakąś głupotę z powodu ciasnoty umysłowej.
Na podstawie doświadczenia i obserwacji moje panie.
Jestem w wieku, gdzie rozwody zdarzają się bardzo często w moim otoczeniu.
Przyczyny: zdrada, kasa, a później "koleżanki".
Wcześniej pracowałem w bardzo silnie sfeminizowanym środowisku (z babami ) i niewiele mnie już zaskoczy w zachowaniu mężatek i ich "przyjaciółek".
Patrzysz tylko na negatywne stronę tej sytuacji, zacznij patrzeć na pozytywne rzeczy a okaże się że jesteś w całkiem niezłej sytuacji, musisz tylko upiąć swojego wewnętrznego zwierzaka na smycz.
musisz tylko upiąć swojego wewnętrznego zwierzaka na smycz.
i z tym jest problem
Chyba nie rozumiem pewnych rzeczy. Rodzeństwo męża autorki - niedojrzałe, nie odcięli pępowiny, bo mieszkają z rodzicami, ale mąż, który mieszka z rodzicami (i jeszcze rodzice mu na ten cel pięterko wyremontowali, no no), to już przykład dojrzałości i samodzielności? Jak w ogóle można uważać, że czyjeś dzieci nie powinny mieszkać u rodziców, kiedy samemu się mieszka u teściów? xDDD
Jak w ogóle można uważać, że czyjeś dzieci nie powinny mieszkać u rodziców, kiedy samemu się mieszka u teściów? xDDD
Dla autorki to całkiem logiczne