Witam, i od razu zaznaczam ta historia jest długa dlatego, że chciałem ją jak najlepiej opisać.
Jestem w związku z moją partnerką od 7 lat. Mamy 2 letnią córeczkę. Opowiem swoją historię na temat zdrady emocjonalnej. Muszę cofnąć się jakieś pół roku do tyłu.
Nasz znajomy przechodził kryzys w związku. Przerzył zdradę i jego związek się rozpadł. Dużo o tym rozmawialiśmy z partnerką, że to złe, że zdrada to coś okropnego. Jak jego partnerka mogła zniszczyć rodzinę. Wtedy dałbym sobie rękę uciąć za jego partnerkę i co... Teraz nie miałbym ręki... Ale co dalej...
Po tych rozmowach ze znajomym po jakimś czasie ok tygodnia może dwóch obudził się we mnie niepokój... A co jeśli moja partnerka to zrobi? Przecież związek mojego znajomego wyglądał na idealny a tu trach takie coś...
Mój związek wpadł w codzienną rutynę od w sumie narodzin córki. Nie tak od razu ale to wyglądało coś na zasadzie praca, dom, praca, dom. Partnerka zajmowała się codziennymi sprawami w domu a my razem skupialiśmy się bardziej na córce jak na sobie. Nie było czasu na seks (kochaliśmy się mniej więcej raz w miesiącu z mojej inicjatywy), na czułości i jakoś z tym człowiek się oswoił. Rozmawialiśmy normalnie i tak też funkcjonowaliśmy. Co jakiś czas widząc jak partnerka gapi się w ekran telefonu zastanawiało mnie co robi? Z kim tak pisze? Wtedy pojawiły się pierwsze podejrzenia. W międzyczasie odbyliśmy jeszcze z 2 spotkania z naszym znajomym pocieszając go po zdradzie. Rozmawialiśmy o tym w domu jakie to złe co ta partnerka mu zrobiła. Po pewnym czasie zauważyłem takie pierwsze zmiany odnośnie mojej partnerki... Nagle zaczęła uczyć się angielskiego ćwiczeniami z gramatyki. Zastanawiało mnie po co... Ale pomyślałem sobie że siedzi całe dnie w domu więc może znalazła sobie zajęcie i tak dalej mijał dzień za dniem. Nadal tkwiła w telefonie. Kiedy wracałem z pracy telefon w dłoniach. Kiedy wieczorem siedzieliśmy na kanapie telefon w dłoniach i tak większość czasu. Po pewnym czasie zauważyłem jakieś wydrukowane kartki. Okazało się że to kartki z nauką języka włoskiego i znów zastanowienia. Ok angielski jeszcze jakoś sobie wytłumaczyłem ale włoski? Po co? Zapytałem się jej po co uczy się włoskiego to odpowiedziała tak dla siebie. I to budziło coraz większe podejrzenia. Zawsze kiedy podejrzenia się nasilały to głos w środku mówił spokojnie ona nic złego nie robi. Nasze czułości ograniczyły się do buziaka na dobranoc.
Po paru tygodniach przyszedł grudzień... Wieczór, ja robiłem kolację a moja partnerka poszła do łazienki. Kiedy wróciłem do pokoju zauważyłem jej telefon. Poczułem impuls żeby zajrzeć w jej telefon. Zajrzałem... Znalazłem rozmowę z jej znajomym z Włoch. Kiedy otworzyłem czat były tam zdjęcia fragmentów książek. Nic nie wskazywało że coś jest nie tak. Przewijając rozmowę do góry trafiłem na fragment gdzie on pyta się jej czy może wsadzić jej palec w "jej miejsce intymne" Nie będę tu pisał tych słów ale można się domyśleć o co chodzi.. a ona z zadowoleniem, że tak, że może i sprawiało to jej przyjemność... Wtedy poczułem jakby mnie ktoś przebił włócznią... Nie wiedziałem co się dzieje w danym momencie... Świat się zawalił... Odłożyłem telefon i wyszedłem zapalić. Paląc zastanawiałem się co się właśnie wydarzyło... Co mam zrobić... Wróciłem do pokoju. Moja partnerka ubierała córeczę po kąpieli. Pierwsze co wypowiedziałem było.. "Ten wieczór będzie ponury" Kazałem jej usiąść na kanapie i wtedy powiedziałem "wiem o tobie i o nim" Ten wyraz jej twarzy nie zapomnę nigdy... Wyglądała tak jakby zobaczyła ducha przed sobą... Usiadłem koło niej. Byłem cały czas spokojny. Zacząłem zadawać pytania... Czułem coraz większy ból. Długo rozmawialiśmy choć na moje pytania odpowiadał tak jakby nie do końca było to prawdą tak to czułem... Z jej odpowiedzi wynikało że to on zaczął, że trwało to dwa miesiące, że nie piszą ze sobą ciągle, że ona pisała mu to co on chciał usłyszeć, że to była fantazja jakaś iluzja itp. Jakoś jej w to nie wierzyłem... Poszliśmy spać bo było późno... Nie mogłem zasnąć, wstałem o 3 w nocy i wsiadłem w auto by oderwać myśli ale nieudolnie. Kupiłem sobie kawę i zadzwoniłem do swojej starej przyjaciółki. Opowiedziałem jej co się stało. Kazała mi się uspokoić, wrócić do domu i porozmawiać z moją partnerką. Wróciłem i tak zrobiłem. Długie rozmowy nie przynosiły efektów. Jeszcze tamtego wieczora napisała do niego przy mnie że to co zrobiła jest obrzydliwe... Że czuje się okropnie i że zraniła mnie i że ich kontakt musi się zakończyć. Emocje opadały i moja przyjaciółka rozmawiał z nami i pomogła w załgodzeniu sytuacji. Przyswajałem w sobie to że to co mówiła partnerka jest prawdą ale gdzieś w środku coś nie dawało mi spokoju... Coś mi nie pasowało. Ich rozmowy usunęła z telefonu a ja chciałem poznać prawdę o czym pisali i jak to wyglądało. Wiedziałem z czym to się wiąże ale mimo wszystko chciałem poznać prawdę. Odzyskałem te wiadomości. Zacząłem czytać. Od ponad pół roku ich kontakt się odnowił po dłuższej przerwie dlatego ze moja partnerka zmieniala facebooka i dodala go i on zagadal do niej bo dosc dlugo nie mieli kontaktu. Pisali zwyczajnie co tam słychać, jak minął dzień i o książkach nic niepokojącego. We wrześniu czyli ok. 4 miesięcy temu on zaczął wysyłać buziaczki, pozwalał sobie na coraz więcej. Ona na to nie reagowała. Gdy zaczął pozwalać sobie na coraz więcej typu buzi z języczkiem na dobranoc ona zareagowała i zwróciła mu uwagę na to że to nie wporządku, lecz on nie odpuszczał. Zaczeli to robić coraz częściej. Buzi na dzień dobry, buzi na dobranoc. Tulenie się w tych wiadomościach i tak z dnia na dzień się to rozkręcało. On pozwalał sobie na coraz więcej a ona ulegała. Potem sama się w to nakręciła. Ich rozmowy przerodziły się w czysty sexting. Mało co pisali o czymś innym. Od rana po wieczór potrafili pisać erotyczne wiadomości. To były tak szczegółowe opisy co kto komu robi... że rzygać mi się chciało czytając to. Moja przyjaciółka powiedziała że 50 twarzy Greya przy tym to mały pikuś. Były tam opisy jak rano po tym ich pisaniu wieczornym ona musiała się zaspokoić. On też czasami jej o tym opowiadał. To było chore... Nie znałem jej z takiej strony... Trwało tak 4 miesiące... Mało pocieszające ale jakoś jest to, że nie pisali do siebie w stylu kocham Cię, chce z Tobą być itp. Tak jakby chcieli z tego zrobić związek. Typowy cyberseks nic więcej. On chciał nawet wysłać jej zdjęcie swojego członka, lecz ona się nie zgodziła. Stwierdziła że chce te rozmowy zostawić na poziomie wyobrażeń nic poza tym. Tyle z pocieszających rzeczy. Po przeczytaniu tego wszystkiego a było tego sporo... Znów zaczęły mną szargać emocje. Jedyne co jej powiedziałem po przeczytaniu tego, że to wyglądało mi na uzależnienie.. Bo tak wg mnie w to się te rozmowy przerodziły. Te rozmowy były jak papieros dla palacza, jak piwo dla alkoholika... Bolały mnie te jej kłamstwa... Okazało się że chciała to spłycić by tak bardzo mnie to nie bolało.. Starała się naprawić to, nadal długie godziny rozmawialiśmy a moje emocje wariowały... Po 2 dniach znów emocje zaczęły opadać. Stwierdziła, że zapisze się do psychologa. Chce odkryć odpowiedzi na pytania, dlaczego do tego doszło, dlaczego to zaszło tak daleko i na wiele innych. W pracy ogarneły mnie złe myśli... Po powrocie do domu wypytywałem ją o różne rzeczy i zapisywałem na kartce. Potem pokazałem jej że pewne rzeczy nadal sie nie zgadzają. Przyznała mi się wtedy że to nigdy nie miało wyjść na jaw... Miałem się o tym nigdy nie dowiedzieć. Znów wybuchłem tym razem na maxa... Stwierdziłem że to koniec... Wyrzygałem cały ból który siedział we mnie... Ona nadal mimo wszystko prosiła żebyśmy spróbowali to naprawić. Zmęczyłem się tym i zasnąłem. Na 2 dzień miałem wyrzuty za to co zrobiłem wieczorem.. Co jej powiedziałem... Płakała... Długo płakała.. Bolało mnie to... Popołudniu znów na spokojnie porozmawialiśmy i stwierdziliśmy że pójdziemy na terapię dla par. Spróbujemy.
Nasza naprawa związku zaczęła się od jej wizyty u psychologa która była już w kolejny dzień po moim wybuchu złości. Poszła, opowiedziała mi jak było i że widzi, że to może jej pomóc. Wspieram ją w tym. We mnie emocje się uspokajały, ale nadal był rollercoaster. Dużo ze sobą rozmawiamy i wiem, że to pomaga. Za pare dni druga wizyta, potem kolejna i nadszedł dzień terapii dla par. Poszliśmy tam i to był dobry pomysł teraz to widzę. Gdy psycholog zapytał się z czym przychodzimy to partnerka odpowiedziała jako pierwsza, że zawaliła na całej linii i dopuściła się zdrady emocjonalnej przez internet. Psycholog wypytywał się o różne rzeczy i odpowiedzi mojej partnerki apropo mnie sprawiły mi ulgę i przyjemność bo widać było, że mówi szczerze. Jeszcze wiele wizyt przed nią i przed nami na terapii par. Czas pokaże co z tego wyniknie. Nasze relacje się poprawiają, widzimy to co wcześniej utraciliśmy. W każdej sferze nasze relacje się poprawiają od zwykłych rozmów, gestów po seks. Wiem, że przed nami ogrom pracy. Wspiera nas moja przyjaciółka i pomaga nam obojgu. Nadal rozpatruje tą sytuację, ale chyba tylko tym rozdrapuje swoje rany jak to uznała przyjaciółka. Powiedziała żebym na siłę już nie analizował tej sytuacji bo tylko niszczę siebie. Staram się nie robić tego. Moja partnerka zmieniła swoje zachowanie. Za dużo tego by opisywać, ale widzę, że się stara. Zaufanie nadal jest na mizernym poziomie i stąd biorą się moje podejrzenia pod każdym względem i to mnie dobija, ale myślę, że to też uda nam się naprawić. Jesteśmy na samym początku tej nowej drogi.
Chciałbym poznać wasze zdanie na ten temat. Co robić dalej? Co poprawić? Jakieś spostrzerzenia uwagi cokolwiek. Może to mi w czymś pomoże. Pomoże coś zdozumieć. Odpowiem na wszelkie pytania jeżeli macie. Z góry dziękuję i już czuję ulgę mogąc się z kimś podzielić tym co mi się przytrafiło.
Dodatkowo naszły mnie takie pytania gdyż nie mogę na nie odpowiedzieć sobie sam.
Czy od strony osoby zdradzającej nie ma jakiegoś poczucia tego, że gdy taka znajomość przeradza się w coś więcej to nie zapala się lampka, że to coś złego co może odbić piętno na związku?
Czy osoba zdradzająca myśli tak, że jeżeli to się nie wyda to nic złego się nie dzieje?
Czy podczas trwania takiej relacji osoba zdradzająca nie myśli racjonalnie czy jest to działanie w pełni świadome?