…
1 2022-11-06 16:19:05 Ostatnio edytowany przez kogoniema (2022-11-06 23:57:28)
2 2022-11-06 16:43:14 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-11-06 16:46:43)
Ale jak mamy Ci pomóc, skoro Ty zrywasz terapię?
Czego oczekujesz?
Jakiegoś cudu bez wysiłku?
Jak dla mnie to wszyscy tam po prostu jesteście siebie warci.
Może ktoś to streścić?
Może ktoś to streścić?
Autorce ze wszystkim źle, sama nie wie co chce, rodzice źli, ojciec ją bił, ale nie bała sie podrzucać im własnego dziecka.
Ciągle żeruje na kasie rodziców (bo rodzice za studia nie chcieli zapłacić), potem jednego męża.
Stawia siebie w roli wszystkim pokrzywdzonej, a wydaje się roszczeniową księżniczką, której nic nie pasuje.
Facet jej pije, wpada w ciągi, ale mimo to nie ma problemu z wzięciem z nim ślubu za dwa tygodnie, chociaż niby sama pisze, że nie chce drugiego ślubu, ale jednak chce.
Kłócą się, ale są tacy super, bo dopiero jak dziecko śpi.
Generalnie kolejne wypracowanie bez ładu i składu i większego sensu.
.. Ja też bacznie obserwuję, czy np. W przedszkolu nie dzieje się jej krzywda. Rozmawiam z nią, staram się być szczera. Nie chcę żeby nas znienawidziła kiedyś. Nie chcę żeby miała do mnie żal, taki jak ja miałam do mojej mamy.
Masz nieprzepracowane traumy z dzieciństwa, które przeniosłaś tanecznym krokiem w dorosłość i do tego do rodziny którą zalożyłaś.
Przede wszystkim terapia, a potem "rozkminka" co zrobić z życiem, bo teraz sama nie wiesz co jest dobre dla ciebie. My też na forum nie wiemy
7 2022-11-06 18:33:42 Ostatnio edytowany przez kogoniema (2022-11-06 18:34:59)
Legat napisał/a:Może ktoś to streścić?
Autorce ze wszystkim źle, sama nie wie co chce, rodzice źli, ojciec ją bił, ale nie bała sie podrzucać im własnego dziecka.
Ciągle żeruje na kasie rodziców (bo rodzice za studia nie chcieli zapłacić), potem jednego męża.
Stawia siebie w roli wszystkim pokrzywdzonej, a wydaje się roszczeniową księżniczką, której nic nie pasuje.Facet jej pije, wpada w ciągi, ale mimo to nie ma problemu z wzięciem z nim ślubu za dwa tygodnie, chociaż niby sama pisze, że nie chce drugiego ślubu, ale jednak chce.
Kłócą się, ale są tacy super, bo dopiero jak dziecko śpi.Generalnie kolejne wypracowanie bez ładu i składu i większego sensu.
Gdzie tu widzisz moją roszczeniowość albo bycie pokrzywdzoną?
Ani nie jestem roszczeniowa ani nie czuję się pokrzywdzona. Już nie.
Opisałam tylko jak wyglada moja rodzina.
Niestety nie wszystko jest tylko białe albo tylko czarne. Tata ojcem nie byl dobrym, ale wnuczkę kochal i wiem, ze krzywdy by jej nie zrobił. Jak wyprowadziłam sie z domu, dorosłam, nasze stosunki tez zrobiły sie inne. On już nie byl w roli oprawcy. Oni często potrzebowali pomocy mojej lub siostry.
Jakby wszystko było takie łatwe i takie przejrzyste nie byłoby tego tematu.
Lady Loka napisał/a:Legat napisał/a:Może ktoś to streścić?
Autorce ze wszystkim źle, sama nie wie co chce, rodzice źli, ojciec ją bił, ale nie bała sie podrzucać im własnego dziecka.
Ciągle żeruje na kasie rodziców (bo rodzice za studia nie chcieli zapłacić), potem jednego męża.
Stawia siebie w roli wszystkim pokrzywdzonej, a wydaje się roszczeniową księżniczką, której nic nie pasuje.Facet jej pije, wpada w ciągi, ale mimo to nie ma problemu z wzięciem z nim ślubu za dwa tygodnie, chociaż niby sama pisze, że nie chce drugiego ślubu, ale jednak chce.
Kłócą się, ale są tacy super, bo dopiero jak dziecko śpi.Generalnie kolejne wypracowanie bez ładu i składu i większego sensu.
Gdzie tu widzisz moją roszczeniowość albo bycie pokrzywdzoną?
Ani nie jestem roszczeniowa ani nie czuję się pokrzywdzona. Już nie.
Opisałam tylko jak wyglada moja rodzina.Niestety nie wszystko jest tylko białe albo tylko czarne. Tata ojcem nie byl dobrym, ale wnuczkę kochal i wiem, ze krzywdy by jej nie zrobił. Jak wyprowadziłam sie z domu, dorosłam, nasze stosunki tez zrobiły sie inne. On już nie byl w roli oprawcy. Oni często potrzebowali pomocy mojej lub siostry.
Jakby wszystko było takie łatwe i takie przejrzyste nie byłoby tego tematu.
Mam cytować?
No i co z tą rodziną chcesz zrobić? Bo póki co to widzę, że masz kijowego faceta, który pije, wyciągasz mu jakieś sekrety rodzinne, napierniczasz na niego do jego rodziny, kłócicie się co chwilę, a Ty jeszcze do tego chcesz wyjść za niego za mąż.
A po co? Skoro facet wkurza Cię do granic możliwości, to po co pakujesz się na minę ślubem?
Powinnaś przejść przez terapię raz a porządnie od początku do końca i zacząć brać odpowiedzialność za swoje życie.
W Twoim wypadku akurat wszystko jest w miare biało-czarne. Tylko wystarczy, że zaczniesz sama to zauważać zanim rozwalisz psychikę własnemu dziecku.
9 2022-11-06 19:07:06 Ostatnio edytowany przez kogoniema (2022-11-06 19:14:10)
Z moja rodziną nic. Nie mam na nich wpływu.
Musiałam powiedzieć jego rodzinie. Dobrze się stało. Trochę się ogarnął. Zobaczył, że źle robi.
Gdybym chciała zle, powiedziałabym mojej.
Z jego rodzina mam lepszy kontakt. Sa mi życzliwi.
Terapia. Znowu kolejna rewolucja.
Namawiałam partnera na terapie wspólna, nie chce się zgodzić. On sobie poradzi sam.
Mówi, ze mogę iść sama na terapie. Ale czy terapia tylko dla jednej osoby coś da? Czy coś zmieni sie w moim życiu?
Miałam już terapie w swoim życiu. Jedne były do niczego, a jedna terapeutke wspominam bardzo dobrze. Gdy urodziłam przerwałam terapie. Wtedy z innego powodu niz partner. Czasami chciałabym do niej wrócić, ale mi wstyd za to co sie wydarzyło w moim życiu, wstyd przed nią, bo ona w nas wierzyła
Poza tym mamy już za dużo wspólnych „zawodowych” znajomych. Jeszcze do niedawna pracowałam z jej koleżankami. Świat jest mały.
Online terapia nie wchodzi w gre bo córka w domu wymaga uwagi cały czas.
Mogę to jedynie załatwiać tradycyjnie, między jedna praca a druga lub przed.
Ale to jest myśl.
Z moja rodziną nic. Nie mam na nich wpływu.
Musiałam powiedzieć jego rodzinie. Dobrze się stało. Trochę się ogarnął. Zobaczył, że źle robi.
Gdybym chciała zle, powiedziałabym mojej.
Z jego rodzina mam lepszy kontakt. Sa mi życzliwi.Terapia. Znowu kolejna rewolucja.
Namawiałam partnera na terapie wspólna, nie chce się zgodzić. On sobie poradzi sam.
Mówi, ze mogę iść sama na terapie. Ale czy terapia tylko dla jednej osoby coś da? Czy coś zmieni sie w moim życiu?Miałam już terapie w swoim życiu. Jedne były do niczego, a jedna terapeutke wspominam bardzo dobrze. Gdy urodziłam przerwałam terapie. Wtedy z innego powodu niz partner. Czasami chciałabym do niej wrócić, ale mi wstyd za to co sie wydarzyło w moim życiu, wstyd przed nią, bo ona w nas wierzyła
Poza tym mamy już za dużo wspólnych „zawodowych” znajomych. Jeszcze do niedawna pracowałam z jej koleżankami. Świat jest mały.
Online terapia nie wchodzi w gre bo córka w domu wymaga uwagi cały czas.
Mogę to jedynie załatwiać tradycyjnie, między jedna praca a druga lub przed.
Ale to jest myśl.
To jest 50letni facet. Guzik musiałaś mówić jego rodzinie. Dorosły facet nie potrzebuje mamusi czy siostry, żeby się ogarnąć. A jak potrzebuje, to nie nadaje się do tworzenia związku. Ty tymczasem latasz do nich na skargi nie wiadomo po co. Zamiast odpuścić sobie gościa, podzielić majątek, to Ty z nim ślub planujesz... masz swoje mieszkanie, na lodzie nie zostaniesz. Dom niech weźmie dla siebie, spłaci co ma spłacić, dostaniesz alimenty i będziesz mogła zacząć myśleć o tym, żeby funkcjonować normalnie. Bo póki co to Ty tak latasz z jednej patologii w drugą. Tu bierzesz ślub z gościem, żeby pokazać rodzinie, że jak już z kinś sypiasz, to doprowadzasz sprawę do końca, tu zaraz rozwód, od razu kolejne związki i kolejne, tu masz gościa 20 lat starszego, który szacunku do Ciebie nie ma za grosz, tu masz nerwicę, która się objawia dolegliwościamy somatycznymi, tu jęczysz, bo Ci rodzice na studia nie dali, tu bo Cię siostra nakryła na seksie, tu bo coś tam, masz tyle nieprzepracowanych rzeczy, że głowa mała.
Nie potrzebujecie wspólnej terapii póki co. Ty za to potrzebujesz przepracować to wszystko sama.
Nie widzisz, że pokazujesz dziecku kolejny przemocowy związek?
Pytając, co chcesz zrobić z tą rodziną pytałam o Ciebie, faceta i dziecko.
kogoniema napisał/a:Z moja rodziną nic. Nie mam na nich wpływu.
Musiałam powiedzieć jego rodzinie. Dobrze się stało. Trochę się ogarnął. Zobaczył, że źle robi.
Gdybym chciała zle, powiedziałabym mojej.
Z jego rodzina mam lepszy kontakt. Sa mi życzliwi.Terapia. Znowu kolejna rewolucja.
Namawiałam partnera na terapie wspólna, nie chce się zgodzić. On sobie poradzi sam.
Mówi, ze mogę iść sama na terapie. Ale czy terapia tylko dla jednej osoby coś da? Czy coś zmieni sie w moim życiu?Miałam już terapie w swoim życiu. Jedne były do niczego, a jedna terapeutke wspominam bardzo dobrze. Gdy urodziłam przerwałam terapie. Wtedy z innego powodu niz partner. Czasami chciałabym do niej wrócić, ale mi wstyd za to co sie wydarzyło w moim życiu, wstyd przed nią, bo ona w nas wierzyła
Poza tym mamy już za dużo wspólnych „zawodowych” znajomych. Jeszcze do niedawna pracowałam z jej koleżankami. Świat jest mały.
Online terapia nie wchodzi w gre bo córka w domu wymaga uwagi cały czas.
Mogę to jedynie załatwiać tradycyjnie, między jedna praca a druga lub przed.
Ale to jest myśl.To jest 50letni facet. Guzik musiałaś mówić jego rodzinie. Dorosły facet nie potrzebuje mamusi czy siostry, żeby się ogarnąć. A jak potrzebuje, to nie nadaje się do tworzenia związku. Ty tymczasem latasz do nich na skargi nie wiadomo po co. Zamiast odpuścić sobie gościa, podzielić majątek, to Ty z nim ślub planujesz... masz swoje mieszkanie, na lodzie nie zostaniesz. Dom niech weźmie dla siebie, spłaci co ma spłacić, dostaniesz alimenty i będziesz mogła zacząć myśleć o tym, żeby funkcjonować normalnie. Bo póki co to Ty tak latasz z jednej patologii w drugą. Tu bierzesz ślub z gościem, żeby pokazać rodzinie, że jak już z kinś sypiasz, to doprowadzasz sprawę do końca, tu zaraz rozwód, od razu kolejne związki i kolejne, tu masz gościa 20 lat starszego, który szacunku do Ciebie nie ma za grosz, tu masz nerwicę, która się objawia dolegliwościamy somatycznymi, tu jęczysz, bo Ci rodzice na studia nie dali, tu bo Cię siostra nakryła na seksie, tu bo coś tam, masz tyle nieprzepracowanych rzeczy, że głowa mała.
Nie potrzebujecie wspólnej terapii póki co. Ty za to potrzebujesz przepracować to wszystko sama.
Nie widzisz, że pokazujesz dziecku kolejny przemocowy związek?
Pytając, co chcesz zrobić z tą rodziną pytałam o Ciebie, faceta i dziecko.
Wiem, ja to wszystko wiem. Tylko jeszcze łudzę się, że jest inaczej. Jest dobrym tatą. Ma do córki więcej cierpliwości niż ja.
Rodzinie powiedziałam raz. Potem sami zorientowali się, że jest coś nie tak, gdy przyjechałam sama.
Nie chce go zostawiać na lodzie. Jego była zrobiła podobnie.
Mieszkanie jest moje, ale on swoje poprzednie mieszkanie sprzedał i włożył najpierw w jedno mieszkanie, które było nasze na papierku, potem jeszcze dużo kasy włożył w działki, które tez są w połowie moje… długo zarabiał o wiele więcej niż ja.
Alimentów nie potrzebuje, jestem w stanie sama się utrzymać i jeszcze odłożyć.
Ja już nie chce być taka okropna jaka byłam dla poprzedniego męża, ja tez mam siebie dość
Jak zauważyłam co się dzieje, jakis czas temu, doszło do mnie ze albo koniec albo ja siebie ogarniam i trwam w tym, dla spokoju, nie kłócę się, nie mówię nic… ale jak długo mam tak wytrzymać
Kurczę, Lady Loka…
Ślub, na który sama napieralam, a teraz go nie chce. Ślub, który jeszcze kilka miesięcy temu chciałam brać z miłości.
Ja się strasznie znowu boje tego co wszyscy ludzie o mnie będą gadać. Znowu.
Ja już nie ucieknę, bo nie mam gdzie.
Boje się o córkę. Ona tatę uwielbia. To jest jej największa miłość. No, ja tez.
Ale jak jej wytłumaczę, ze taty nie ma? Ze będzie tylko w weekendy? Albo w jakieś popołudnia? Nie zgodzę się na opiekę naprzemienna. Nie ma opcji.
Ona często płacze za tata wieczorem albo jakoś między zmianami, gdy wracamy do domu i już go nie ma i tak cały tydzien…
Nasze kłótnie to nie są awantury gdzie szklanki lecą. Takie miałam z ojcem. Nasze awantury wyglądają tak, ze siedzimy na łóżku i gadamy podniesionym głosem.
Ale on mnie zrównuje z ziemia swoim doświadczeniem. Ja często już przestaje mieć jakiekolwiek argumenty.
Jest wszystko tak, jak on mówi.
Lady Loka napisał/a:kogoniema napisał/a:Z moja rodziną nic. Nie mam na nich wpływu.
Musiałam powiedzieć jego rodzinie. Dobrze się stało. Trochę się ogarnął. Zobaczył, że źle robi.
Gdybym chciała zle, powiedziałabym mojej.
Z jego rodzina mam lepszy kontakt. Sa mi życzliwi.Terapia. Znowu kolejna rewolucja.
Namawiałam partnera na terapie wspólna, nie chce się zgodzić. On sobie poradzi sam.
Mówi, ze mogę iść sama na terapie. Ale czy terapia tylko dla jednej osoby coś da? Czy coś zmieni sie w moim życiu?Miałam już terapie w swoim życiu. Jedne były do niczego, a jedna terapeutke wspominam bardzo dobrze. Gdy urodziłam przerwałam terapie. Wtedy z innego powodu niz partner. Czasami chciałabym do niej wrócić, ale mi wstyd za to co sie wydarzyło w moim życiu, wstyd przed nią, bo ona w nas wierzyła
Poza tym mamy już za dużo wspólnych „zawodowych” znajomych. Jeszcze do niedawna pracowałam z jej koleżankami. Świat jest mały.
Online terapia nie wchodzi w gre bo córka w domu wymaga uwagi cały czas.
Mogę to jedynie załatwiać tradycyjnie, między jedna praca a druga lub przed.
Ale to jest myśl.To jest 50letni facet. Guzik musiałaś mówić jego rodzinie. Dorosły facet nie potrzebuje mamusi czy siostry, żeby się ogarnąć. A jak potrzebuje, to nie nadaje się do tworzenia związku. Ty tymczasem latasz do nich na skargi nie wiadomo po co. Zamiast odpuścić sobie gościa, podzielić majątek, to Ty z nim ślub planujesz... masz swoje mieszkanie, na lodzie nie zostaniesz. Dom niech weźmie dla siebie, spłaci co ma spłacić, dostaniesz alimenty i będziesz mogła zacząć myśleć o tym, żeby funkcjonować normalnie. Bo póki co to Ty tak latasz z jednej patologii w drugą. Tu bierzesz ślub z gościem, żeby pokazać rodzinie, że jak już z kinś sypiasz, to doprowadzasz sprawę do końca, tu zaraz rozwód, od razu kolejne związki i kolejne, tu masz gościa 20 lat starszego, który szacunku do Ciebie nie ma za grosz, tu masz nerwicę, która się objawia dolegliwościamy somatycznymi, tu jęczysz, bo Ci rodzice na studia nie dali, tu bo Cię siostra nakryła na seksie, tu bo coś tam, masz tyle nieprzepracowanych rzeczy, że głowa mała.
Nie potrzebujecie wspólnej terapii póki co. Ty za to potrzebujesz przepracować to wszystko sama.
Nie widzisz, że pokazujesz dziecku kolejny przemocowy związek?
Pytając, co chcesz zrobić z tą rodziną pytałam o Ciebie, faceta i dziecko.
Wiem, ja to wszystko wiem. Tylko jeszcze łudzę się, że jest inaczej. Jest dobrym tatą. Ma do córki więcej cierpliwości niż ja.
Rodzinie powiedziałam raz. Potem sami zorientowali się, że jest coś nie tak, gdy przyjechałam sama.
Nie chce go zostawiać na lodzie. Jego była zrobiła podobnie.
Mieszkanie jest moje, ale on swoje poprzednie mieszkanie sprzedał i włożył najpierw w jedno mieszkanie, które było nasze na papierku, potem jeszcze dużo kasy włożył w działki, które tez są w połowie moje… długo zarabiał o wiele więcej niż ja.Alimentów nie potrzebuje, jestem w stanie sama się utrzymać i jeszcze odłożyć.
Ja już nie chce być taka okropna jaka byłam dla poprzedniego męża, ja tez mam siebie dośćJak zauważyłam co się dzieje, jakis czas temu, doszło do mnie ze albo koniec albo ja siebie ogarniam i trwam w tym, dla spokoju, nie kłócę się, nie mówię nic… ale jak długo mam tak wytrzymać
Kurczę, Lady Loka…
Ślub, na który sama napieralam, a teraz go nie chce. Ślub, który jeszcze kilka miesięcy temu chciałam brać z miłości.
Ja się strasznie znowu boje tego co wszyscy ludzie o mnie będą gadać. Znowu.
Ja już nie ucieknę, bo nie mam gdzie.Boje się o córkę. Ona tatę uwielbia. To jest jej największa miłość. No, ja tez.
Ale jak jej wytłumaczę, ze taty nie ma? Ze będzie tylko w weekendy? Albo w jakieś popołudnia? Nie zgodzę się na opiekę naprzemienna. Nie ma opcji.
Ona często płacze za tata wieczorem albo jakoś między zmianami, gdy wracamy do domu i już go nie ma i tak cały tydzien…Nasze kłótnie to nie są awantury gdzie szklanki lecą. Takie miałam z ojcem. Nasze awantury wyglądają tak, ze siedzimy na łóżku i gadamy podniesionym głosem.
Ale on mnie zrównuje z ziemia swoim doświadczeniem. Ja często już przestaje mieć jakiekolwiek argumenty.
Jest wszystko tak, jak on mówi.
Polecę w punktach, dobra?:)
1. Ojcem może być dobrym, ale partnerem nie jest. A tak szczerze to on się nawet do opieki naprzemiennej nie nadaje jak pije.
2. Nie zostawisz go na lodzie, po prostu podzielcie proporcjonalnie do wkładu. Niech on przejmie resztę kredytu, Ty masz mieszkanie. Niech odda Ci Twój wkład jeżeli jakiś był.
3. Alimenty nie na Ciebie tylko na dziecko. Jak nie potrzebujesz to odkładaj, córka będzie miała na start.
4. To nie chodzi o to, żeby gdzieś trwać i wytrzymywać. Zasługujesz na fajnego partnera, który Cię będzie szanował. Tylko to nie jest ten. A to, co ludzie powiedzą miej centralnie w dupie. Ludzie zawsze mówią. Paradoksalnie mniej niż nam się wydaje, że mówią.
5. Córce nie zabraniasz kontaktów z ojcem. Pod warunkiem, że na kontakty ojciec przychodzi trzeźwy i nie pije w trakcie sprawowania opieki. Córce tłumaczysz, że czasami ludzie nie są w stanie się dogadać, ale oboje ją kochacie i z niej nie rezygnujecie. Tłunaczysz, że może tatę widzieć często.
6. Co z tego, że szklanki nie lecą, jak masz córkę, która będzie w przyszłości chodzić na terapię jako dorosłe dziecko alkoholika?
Moja rada jest jedna. Olej typa. Żadnego ślubu. Niech się wyprowadzi jak najszybciej, niech idzie do rodziny. Potem wszystko podzielicie. Zadbaj o to, żeby przeniósł na siebie kredyt, bo inaczej na Tobie siądzie komornik jak on nie będzie płacił.
Potem idź na terapię, przepracuj to wszystko na spokojnie. Daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz. Przepracuj ojca, matkę, siostrę, pierwszego męża, ten związek. Znajdź swoje mechanizmy obronne i zastanów się czemu są takie, a nie inne. Popatrz na to, jakich facetów wybrałaś i czemu ich wybrałaś.
A potem jak będziesz chciała, to poszukaj sobie normalnego, zdrowego faceta i spróbuj coś zbudować.
A potem jak będziesz chciała, to poszukaj sobie normalnego, zdrowego faceta i spróbuj coś zbudować.
moim zdaniem autorka nie jest na tą chwile zdolna do stworzenia zdrowego normalnego związku.
To co bije od jest postu to:postawa życzeniowa,postawa roszczeniowa, wpojona niemoc,bezsilność,czekanie az samo sie polepszy lub ktos naprawi wszystko za nią.
Najpierw dobry psychiatra,potem długoletnia terapia i następnie szukanie sobie faceta.
Ja już żadnego faceta nie chce. Nie nadaje się do związków.
Chciałabym… wrócić sobie do domu, posprzątać, poczytać książkę, pobawić się z córka. Zjeść kolacje, iść spac. Iść sama z córka na spacer. Żyć spokojnie, bez nerwów.
Siedzieć na telefonie ile mi się chce.
Gotować kiedy mi się chce. Córka i tak je w przedszkolu.
Boże, jak byłam sama, czego mi brakowało? Żyłam jak chciałam, robiłam co chciałam, czasami z kimś się spotkałam gdy miałam ochotę, dużo bardziej dbałam o siebie…
Szeptuch masz racje, postawa życzeniowa, wyuczona bezradność.
Czekam aż samo się naprawi. Aż SAMO SIĘ coś stanie.
Mam zamiar… dziś już nie, bo teoretycznie się pogodziliśmy… powiedzieć, ze jednak nie chce tego ślubu. Jutro przed praca.
Boże, znowu to samo.
A co jeśli to wszystko mi się wydaje, wszystko jest dobrze tylko ja wymyślam? Może nie powinnam oczekiwać za wiele?
Jak jest dobrze,skoro jesteś nieszczęśliwa?
Od życia powinno sie oczekiwać WSZYSTKIEGO,a nie tylko minimum.
Tylko oczekiwanie nie oznacza bierności,na wszystko w tym świecie trzeba sobie zapracować.
Ale najpierw znajdź dobrego psychiatrę,i idz na terapie.
Ty mu nie mówi, że nie chcesz ślubu, tylko że chcesz się rozstać.
Autorka jest chora psychicznie.
I to wszystko.
Ze swojego życia sama na własne życzenie zrobiła kabaret.
18 2022-11-06 21:26:36 Ostatnio edytowany przez Agnes76 (2022-11-06 21:27:49)
od 15-16 roku życia cyklicznie przyjmuję leki na depresję. Mając 11 lat pierwszy raz dostałam leki przeciwlękowe, bo miałam ogromne parcie na pęcherz, które nie miało fizycznych przesłanek. To parcie mam co jakiś czas, wtedy nie śpię całymi nocami bo tak boli. Mam też neuralgię nerwu trójdzielnego, ale też na tle nerwowym. To też ogromny ból, który nie pozwala mi np. Czasami jeździć samochodem. Wiem, że to psychosomatyka. Od trzech miesięcy mam na to leki teoretycznie doraźne - gdy boli, mam brać, a gdy ból mija, to powoli stopować.
Moje dzieciństwo
Od zawsze byłam nieśmiała i strachliwa. Miałam jedną bliską koleżankę, która przez całą podstawówkę znęcała się nade mną psychicznie, dopiero w drugiej gimnazjum potrafiłam odejść od niej, poznać nowych znajomych. Dla niej byłam pulpetem, klopsem, zawsze gorsza (chociaż lepiej się uczyłam itd.), ktoś kogo można wyśmiać z byle powodu, no takie popychadło. Moi rodzice teoretycznie o tym wiedzieli, ale jakoś nikt nie zareagował.
Zawsze wszystkiego się bałam, wszystkiego się wstydziłam, dzieci na podwórku nie pomagały, tak samo śmiejąc się ze mnie.
Całe moje dzieciństwo to był jeden wielki lęk.
Mama sama całe życie choruje na depresję, jakieś zaburzenia lękowe, nic sama nie potrafi załatwić, takie duże dziecko. Siedziała w domu, gotowała obiady, pamiętam że był bałagan i dość brudno, chociaż ona ciągle krzyczała, że mamy sprzątać.
Tata lubił pić, lubił mnie bić, np. Za to, że źle na niego popatrzyłam. Mamy nigdy nie uderzył. Ja pamiętam walenie na oślep, ręką, pasem, czymkolwiek (zgadnijcie jakie są moje preferencje seksualne). Mój ojciec lubił mnie upokarzać publicznie, np. Przywalając mi w twarz. . Tata też lubił opowiadać moim kolegom i koleżankom, że zamyka przede mną lodówkę na kłódkę żebym tyle nie jadła. Jak byłam nastolatką to też lubił mi dokuczać, irytował mnie, prowokował do kłótni. Mama zawsze była za tatą.
Straszne, tragiczne dzieciństwo, obciążające na całe życie.
To wszystko jest tak trudne, że nie potrafię na ten moment napisać nic więcej, poza wyrazami współczucia dla Ciebie.
Jak trochę ochłonę, to postaram się Ciebie wesprzeć, coś wspólnie przeanalizować.
Przytulam Cie mocno.
Troche długie, nie przeczytałam wszystkiego.
Ale jesli piszesz, ze przerywałas terapie, to skutek może byc własnie taki, ze Twoje zycie jest ogólnie w rozsypce.
Traumy, i cięzsze zaburzenia leczy sie u terapeuty, albo psychiatry.
Jesteś przeciążona i dlatego wiele rzeczy Ci umyka. To nie jest roztrzepanie tylko nadmierne obciążenie systemu nerwowego.
Studiujesz zaocznie, prowadzisz swoją działalność, która na dodatek nie podoba się partnerowi, masz trzy i pół roczne dziecko wymagające stałej opieki. Wcale się nie dziwię, że marzysz o czasie gdy miałaś czas dla siebie i mogłaś robić tylko to co chciałaś.
Na dodatek partner oprócz pracy jest zajęty budową domu, więc czasu i uwagi, których może poświęcić Tobie i córce też nie jest zbyt wiele.
Wcale się nie dziwę, że to wszystko wkurza Cię go granic możliwości.
Czy macie takie chwile, kiedy siadacie razem, mówicie sobie miłe słowa, wspominacie piękne momenty ze wspólnego życia i cieszycie się sobą?
Jesteś przeciążona i dlatego wiele rzeczy Ci umyka. To nie jest roztrzepanie tylko nadmierne obciążenie systemu nerwowego.
Studiujesz zaocznie, prowadzisz swoją działalność, która na dodatek nie podoba się partnerowi, masz trzy i pół roczne dziecko wymagające stałej opieki. Wcale się nie dziwię, że marzysz o czasie gdy miałaś czas dla siebie i mogłaś robić tylko to co chciałaś.
Na dodatek partner oprócz pracy jest zajęty budową domu, więc czasu i uwagi, których może poświęcić Tobie i córce też nie jest zbyt wiele.
Wcale się nie dziwę, że to wszystko wkurza Cię go granic możliwości.Czy macie takie chwile, kiedy siadacie razem, mówicie sobie miłe słowa, wspominacie piękne momenty ze wspólnego życia i cieszycie się sobą?
Mamy ale jest ich raczej mało. Raczej w biegu. Rano przed praca. Spontanicznie. Przez telefon - dużo kontaktujemy się przez telefon, bo w tygodniu często się mijamy.
Ja pracuje głównie rano i do południa, on popołudniami i w nocy. Jak mamy wolne to wyjeżdżamy ale nie sami tylko z córka i np jego rodzina
Cały przyszły tydzień bedziemy się widzieć tylko rano koło 6 i potem dopiero koło 19:30-20. Córka powinna o tej porze zasypiac. Wiec bedziemy mieć jakis czas dla siebie dopóki oboje nie padniemy ze zmęczenia.
Mamy tez problemy na budowie (jak to budowa), ja mam jakieś błędy w rozliczeniach (niezależne ode mnie tylko od ogarniającego kontrakty informatyka, na szczęście) nie wiem czy kasa będzie 10. Nie brakuje nam, ale jak nie będzie 10 to będzie dopiero w grudniu, stresuje się bo jutro muszę poruszyć niebo i ziemie żeby to odkręcić.
No i tak…
Mój partner czuje się przeze mnie niedoceniany, często mi to mówi. Były mąż mowil tak samo.
Partner mówi ze ja widzę tylko zle rzeczy w nim. Ze nie widzę nic dobrego. Ze tak się nie da funkcjonować. Ze ciagle mam o coś pretensje. Ze jestem jak tykająca bomba. Ja jestem spokojna, nie robię afer, nie krzyczę. Ale on mówi, ze nawet mówiąc spokojnie można doprowadzić człowieka do białej gorączki
A ja… ja widzę ze to on ciagle krytykuje moje pomysły. czasami ma racje.
Czasami oboje potrafimy przyznać się do błędu, porozmawiać.
czasami nie. Jak z tym piciem. Bo on przestał i co mi przeszkadza kilka piw w weekend.
Jednak przeszkadza.
To nie tak ze my się cały czas klocimy. Ja go lubię jako człowieka.
No i tu wyszło moje roztrzepanie.
Zle sprawdziłam grafik, jutro bedziemy widzieć się jedynie rano a potem dopiero po północy. Przecież mówił mi o tym. Ja zapomnialam.
I jak tu z kimś takim na cokolwiek się umawiać?
Paradoksalnie w pracy nie mam takich problemów. Pamietam o wszystkim, nawet o malo istotnych rzeczach.
W Twoim życiu jest za dużo lęku.
Jak dziecko nie miałaś wsparcia w najbliższych, ze wszystkim musiałaś sobie radzić sama i nadal czujesz się za wszystko odpowiedzialna, obwiniasz się o drobnostki, wyolbrzymiasz je.
Ten lęk powoduje skurcz mięśni i ból, strach o przyszłość, a najmniejsze błędy powodują utratę wiary w siebie.
Spróbuj nadawać sprawom odpowiedni wymiar. Ludzie zapominają o niektórych sprawach.
Kawałek mięsa wyjęty z lodówki to drobiazg. Można go wsadzić tam z powrotem, albo przygotować i zamrozić po ugotowaniu. Ludzie tak robią i w niczym im to nie przeszkadza, nie napełnia ich poczuciem winy.
Nie jesteś jedyną osobą na świecie, która zapomina o tym co powiedział jej partner. Nic wielkiego się nie stało, że źle sprawdziłaś grafik. I tak gdy się zobaczycie to porozmawiacie.
Może to aktualny strach o kasę powoduje, że myślisz więcej o niej niż o codziennych sprawach.
Daj sobie i partnerowi prawo do błędów. Ludzie je popełniają. Postaraj się być bardziej wyrozumiała dla Was wszystkich, nie koncentruj się na niedociągnięciach bo tracisz obraz całości. To cenne, że potrafisz obiektywnie doceniać jak wiele partner dla Was robi, że lubisz go jako człowieka. Teraz postaraj się aby on o tym wiedział, czuł to, dlatego mów mu to za każdym razem gdy zrobi coś dobrego, gdy poczujesz wdzięczność za to, że z Tobą jest.
Postaraj się być możliwie najbardziej elastyczna. Czasem w byciu elastyczną przeszkadzają zasady - im więcej zasad tym mniej elastyczności. Nie wszystko musi "być poukładane w kostkę", odstępstwa od mało ważnych zasad pomogą Ci wrzucić na luz, a luz dodaje energii i radości.
Ten trudny czas kiedyś się skończy. Dziecko rośnie, budowa zostanie ukończona, studia też. Żeby cieszyć się życiem na co dzień nie można koncentrować się tylko na celach, na tym co jest do zrobienia. Zwróć uwagę na każde wykonane zadanie, doceń każdy kolejny krok jaki robicie w drodze do swoich celów. Świętuj kolejne drobne osiągnięcia. Uciesz się z wyjazdu, z posprzątanego mieszkania, ciesz się z partnerem gdy wykona kolejną pracę na budowie. Wpuść radość do swojego życia, bo bez niej te wszystkie wielkie i wspaniałe rzeczy jakie stopniowo osiągacie, zostają niezauważane.
Nikt nie może nam dać radości i szczęścia. Szczęście i radość można poczuć gdy zaczniemy doceniać wszystko dobro, które nam się przydarza.
Ty jesteś DDA i współuzależniona.
Twój partner jest alkoholikiem, aktualnie na wymuszonym dupościsku. Przecież on nie przestał pić, tylko udaje, że przestał.
Wasza córka również będzie DDA.
P.S. Piwo to jest alkohol.
A co jeśli to wszystko mi się wydaje, wszystko jest dobrze tylko ja wymyślam? Może nie powinnam oczekiwać za wiele?
Autorka nie mogła chyba jaśniej określić w jakiej fazie współuzależnienia się znajduje. Próba ucieczki, odcięcia się, a zaraz potem zaprzeczanie że w ogóle coś się dzieje...
Autorko, dzieje się i to bardzo źle się dzieje.
Mam nadzieję, że odwołasz ten ślub i zaczniesz myśleć o przerwaniu tego zaklętego kręgu w jaki wpadłaś i w jakim wciąż się kręcisz, przez całe twoje dorosłe życie.
Terapia pozwoliłaby ci dostrzec, na jakich dwustronnych dysfunkcyjnych potrzebach opiera się twój związek, sama sobie z tym nie poradzisz.
Twoja "ucieczka" z tego wątku to też jasny i bardzo wyraźny sygnał, że przeżywasz stan który można określić jako próbę zakłamania rzeczywistości, coś jak schowanie głowy w piasek. Myślisz, że jak przestaniesz mówić/pisać o swoim problemie, to on zniknie, albo przynajmniej przestanie być aż tak dokuczliwy. Cieszysz się każdą chwilą kiedy twoja glowa nie myśli, nie analizuje tego z czym się źle czujesz, a potem niech nawet potop....
Jeśli w ogóle jeszcze kiedyś tu wrócisz żeby przeczytać to co napisała np. Loka, to już będzie twój duży sukces. Od czegoś przecież trzeba zacząć zmiany, nawet jeśli początek jest bardzo trudny i sprawia ból.
26 2022-11-07 09:47:15 Ostatnio edytowany przez kogoniema (2022-11-07 10:02:52)
Salomonko, usunęłam pierwszy post, bo jest w nim tyle szczegółów, że ktoś mógłby mnie rozpoznać. Sporo i tak jest cytowane poniżej.
Co do terapii. Poinformowałam partnera, że jeśli on nie chce to nie będę go zmuszać, ale ja idę. Ja sobie kogoś poszukam. O dziwo przyjął to normalnie, bez nerwów. Że ok, jeśli tego potrzebuję.
Dom trzeba wybudować, najwyżej się go potem sprzeda. To jego słowa. Ciągle powtarza, że on mnie nie skrzywdzi. Że przecież już jest dobrze. Że wtedy przesadził. On teraz nie widzi problemu.
Jak wybudujemy dom, to będzie inaczej. Dom będzie zaraz obok domów jego rodziny. Ja mu nie wierzę już.
Dopiero jak się dłużej z nim porozmawia: ale ja jestem za stary żeby cokolwiek zmieniać. Mi już nikt nie pomoże. Nie wierzę w żadne terapie. Ci ludzie sami ze sobą sobie nie radzą a chcą pomagać innym.
Ale co mnie to obchodzi.
Przełamałam wstyd, napisałam do koleżanki, która jest w temacie o polecenie terapeuty i psychiatry.
Sama też znalazłam ośrodek w moim mieście, gdzie teoretycznie nikt ze znajomych nie pracuje. Pracują od 11, więc koło południa będę tam dzwonić.
Myślę też nad psychologiem dla córki. Chociaż kilka spotkań. Może w tym ośrodku mi kogoś polecą, oni również prowadzą terapię dla rodzin.
Zobaczymy.
Powoli. Jeszcze do niedawna tak samo wierzyłam, że już nikt mi nie pomoże.
Ale nie chcę dla córki takiego życia. Ona prędzej czy później zacznie zdawać sobie sprawę z wszystkiego.
Jakoś mi siedzi w głowie Twoja historia i naszły mnie kolejne przemyślenia.
Nie powiem Ci co masz robić, chcę Ci tylko podsunąć do przemyślenia pewne kwestie
Pierwsze moje wątpliwości dotyczą tego, ile z tego co opisałaś jako aktualnie męczące dzieje się realnie a ile w Twojej głowie.
Czasem tak jest, że nawet gdy wyjedziemy z domu i wszystko wokół jest idealne, to i tak przerabiamy w myślach nasze problemy i cały czas czujemy jak nas przytłaczają, męczą.Więc trudno jednoznacznie odpowiedzieć czy wszystko jest dobrze i tylko Ty wymyślasz,bo nadal żyjesz trudną przeszłością i martwisz się o przyszłość, czy naprawdę jest źle.
2.Ludzie uzależniają się w różnym stopniu- jednemu wystarczy rok picia i zostanie alkoholikiem, a inny będzie popijał często przez dłuższy czas i wychodzi z tego bez uzależnienia. Tutaj bardziej liczy się psychika niż czas picia i ilość, dlatego ja bym była bardzo ostrożna by jednoznacznie nazwać Twojego partnera uzależnionym, zwłaszcza że teraz wygląda to inaczej. Ja rozumiem, że jak macie w weekend trochę więcej czasu dla siebie, to wolałabyś aby on wtedy nic nie pił, ale jeśli on z tego nie chce zrezygnować, bo uważa to za jedyną swoją przyjemność jaką obecnie ma, to wcale nie musi znaczyć, że jest alkoholikiem. Dlatego Tylko Ty możesz ocenić, czy to nałóg czy nie, bez sugerowania się opiniami ludzi z forum.
3.Dobrze, że chcesz podjąć na nowo terapię, tylko starannie wybierz terapeutę, bo Tobie jest potrzebny naprawdę dobry specjalista.
Ja już żadnego faceta nie chce. Nie nadaje się do związków.
To zdanie tez mnie mocno niepokoi. Teraz jesteś naprawdę zmęczona, bo oboje macie zbyt wiele obowiązków. Z drugiej strony jest to okres, który może zdecydować, czy jeszcze kiedykolwiek zechcesz nawiązać na tyle bliską relację z mężczyzną, by stworzyć z nim coś trwałego.
Ty już zostałaś tak bardzo zraniona przez rodzinę, że nie masz wzorca przemawiającego za tym, że związki i rodzina mogą dać miłość i wsparcie.
Urodziłaś się gdy rodzice byli już starsi ( siostra miała 18 lat stąd taki mój wniosek). Mama stale w depresji a ojciec agresywny - to z kolei nasuwa wniosek ze nie byłaś wyczekiwanym dzieckiem które było otoczone serdeczną opieką i wspierane w rozwoju. Moim zdaniem to raczej Ty przyjmowałaś wraz z rozwojem role matki swojej matki i ojca, to Ty byłaś obciążana psychicznie ich problemami zamiast dostać od nich wsparcie gdy nie radziłaś sobie z otoczeniem. Weszłaś w związki jako młoda dziewczyna, która potrzebowała wsparcia. Teraz jesteś coraz bardziej dojrzała i samodzielna, nie musisz już szukać partnera żeby dać sobie radę w życiu, stąd myśli, żeby już nic nie musieć poza opiekowaniem się córeczką. Jeśli teraz zdecydujesz się na zerwanie z partnerem, jest duże prawdopodobieństwo, że zostaniesz już sama z wyboru. Ulokujesz swoje uczucia w dziecku, przez lata jej towarzystwo będzie Ci wypełniać czas i myśli, a za 25 lat, gdy ona będzie już samodzielna i założy własną rodzinę, możesz zostać z poczuciem samotności i przegranego życia.
Związki mają trudniejsze okresy. U Was pewne rzeczy się skumulowały. Jeśli chcesz mieć trzeźwy osąd sytuacji, to powinnaś na jakiś czas odpocząć od obowiązków, najlepiej gdzieś wyjechać na kilka dni samej, zostawić córeczkę rodzinie, i w spokoju pomyśleć co daje Ci związek z partnerem a czym obciąża. Ile ze swoich obowiązków możesz odpuścić, ile przekierować na rodzinę, a co z tego co uważasz za bardzo ważne jest jedynie pilne i nie musisz tego stale wykonywać.
Może zbyt wiele bierzesz na siebie, bo masz w głowie jakiś obraz rodziny i role kobiety w niej, a tymczasem spokojnie można z tego zrezygnować ( np. codziennego gotowania obiadów) i rodzina wcale na tym nie ucierpi, a Ty nie będziesz tak uwiązana i zmęczona. Wtedy rola zony i matki nie będzie dla Ciebie tak wyczerpująca.
28 2022-11-11 13:38:06 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-11-11 13:39:59)
...pomylka
Poszłam na terapię.
Trafiłam na świetna psycholog, u której mimo ze byłam dopiero z 7 razy na każdym spotkaniu otwierała mi oczy.
Otworzyła mi oczy między innymi na to ze robię za bankomat mojego już męża, który podchodzi do mnie przedmiotowo i wcale mnie nie kocha
Chodzi mu o swój własny biznes
Żeby mieć wybudowany dom, spokój na swoją starość
Wczoraj nazwała to co ja już wiedziałam, ze mój mąż jest OSZUSTEM
W tamtym momencie życia gdy go poznałam, nie chciałam nic więcej niż dobrego i uczciwego człowieka
Chciał żebym przeprowadziła się do niego, a potem słyszałam ze obserwował jak coraz więcej moich rzeczy pojawia się w jego kawalerce na kredyt
Wiedział ze zależy mi na ślubie wiec przebąkiwał ze może weźmiemy ślub na jesien - a potem nie chciał, bo on już jeden ślub miał, w końcu go zmusilam
Chcialam dziecko, myślałam ze zaplanowane, a on ostatnio mi wykrzyczał ze córka jest wpadka
I dużo innych
Uważa ze to dzięki niemu dobrze teraz wyglądam, ubieram się
A prawda jest taka ze zaczęłam w miarę dobrze zarabiać, mam swoją działalność i stać mnie na to
Zarabiam teraz 2 razy więcej od niego i ja wiem co usłyszę, ze jestem cwaniarą i jak nie miałam nic to był dobry a teraz już nie
Ale prawda jest taka, ze ja zawsze miałam minimum półtora etatu, swoje oszczędności itd
Odsunął mnie od seksu, czułam jak muszę się prosić, oczywiście już dawno o mnie nie dbał, a po każdym zbliżeniu czułam… upokorzenie?
Musiałam wychodzić z pokoju jak np chciał obejrzeć mecz. Nie mogłam się nawet przytulić, bo mu to przeszkadza. Jedyne czułości to wtedy gdy on mial ochotę na stosunek, bo kochaniem się nie można tego nazwać
W jakis wolny dzień w święta zrobił mi awanturę bo otwierając okno zrzucił storczyka z parapetu. GDZIE K… postawiłaś tego kwiatka?
A gdzie kwiatki maja stać jak nie na parapecie?
Czułam bezsilność i bezradność, jak można kopać się z koniem
Pisze to wszystko chyba dla siebie
Dzisiaj rano córka płakała, byłam spóźniona, on zamiast przytulić córkę, odciążyć mnie to wydarł się na mnie dlaczego córce nie odpowiadam, a ja pol godziny wcześniej cały czas tłumaczyłam jej ze ona idzie do przedszkola a mama do pracy
Nie mógł tego słyszeć bo już dawno śpi w innym pokoju
Zrobiłam błąd bo krzyknęłam - ależ nie krzycz powiedział do mnie takim złośliwym ironicznym głosem
Odwrócił sytuacje tak ze ja byłam winna, on zaczął przytulać dziecko, uspokajać, nagle mial czułość do niej
A ja dosłownie waliłam głowa w sciane, biłam się po twarzy tak miałam dość
Chciałam mu wytłumaczyć nie dopuszczał mnie do słowa
Nakrzyczałam na córkę w aucie, ze ma już nigdy nie płakać, co ona robi, tata przez nią na mame krzyczy… ryczalam, darlam się,
Potem dotarło do mnie co ja robię mojemu dziecku
Zadzwoniłam do męża powiedziałam ze chce rozwodu, ze nie chce z nim życ
Pani psycholog mówi pani jest wykształcona, młoda, ładna, co pani robi, dlaczego pani na siebie wyrok wydała
Nie poszłam do pracy, pojechałam do siostry, ale czeka mnie powrót do domu
Umowilam się z psycholog na dodatkowa sesje na dzisiaj
Gdzie ja miałam głowę? Co się ze mną stało? Ostatnie 3 lata żyłam pod dyktando jego pijackiego szamba, zmian nastroju, a on twierdził ze to ja jestem zaburzona i przeze mnie córka będzie zwichrowana
Co wy tej córce fundujecie obydwoje? Jeśli on krzyczał na ciebie, trzeba było zabrać córkę i wyjść, a nie czekać aż się on nią zajmie. Złośliwość tego faceta jest widoczna.A u ciebie raz on jest zły a raz dobry. Dobrze, zaczęłaś terapię.
Mam nadzieję, że dzisiaj już czujesz się lepiej
Napiszę Ci jak to wygląda z boku patrząc obiektywnie i nie oceniając żadnego z Was.
Wstałaś rano, spieszysz się a córka marudzi i płacze. Jesteś spóźniona więc nie masz dla niej czasu, robisz co musisz i nie odpowiadasz na jej marudzenie. dziecko obudziło męża, więc przyszedł zły z tego powodu i ostro zwrócił Ci uwagę dlaczego jej nie odpowiadasz.
W tym momencie wybuchasz. Krzyczysz. Dziecko nadal płacze.
Mąż zwraca Ci cynicznie uwagę dlaczego krzyczysz i zajmuje się córką, a Ty wpadasz niemal w szał. Walisz głową w ścianę i bijesz się po twarzy.
W aucie krzyczysz na córkę, obwiniasz ją, że przez jej płacz tata krzywdzi mamę i ma już nigdy więcej nie płakać.
Potem dzwonisz do męża, że chcesz rozwodu i wypominasz mu wszystko - począwszy od pierwszego wspólnego mieszkania, potem posiadanie dziecka, a w końcu masz mu za złe, że budujecie dom.
To nie jest zachowanie adekwatne do sytuacji.
Ile godzin dziennie śpisz? Kiedy naprawdę wypoczęłaś i oderwałaś się od codziennych obowiązków?
Ile godzin dziennie pracujesz, uczysz się, prowadzisz dom?
O co tak naprawdę masz do męża żal? O swoje przemęczenie, przepracowanie, nadmiar obowiązków?
Może nie śpi z Tobą bo pracuje do późna a Ty rano z córką wychodzisz, więc za każdym razem był budzony.
Może nie kochacie się już, bo stale jesteś na niego zła i widzisz w nim źródło swoich problemów.
Nie on jeden jest normalny inaczej na punkcie meczy i lepiej wyjść z pokoju z dzieckiem - a przecież to były mistrzostwa świata i ludzie szaleli.
Nie osądzam Cię. Chcę Ci pomóc znaleźć przyczynę Twojego złego samopoczucia, bo wydajesz się głęboko nieszczęśliwa w obecnym czasie.
Czy rozwód sprawi, że będziesz miała lepsze życie? Co tak naprawdę zmieni?
Co obecnie sprawia Ci największą trudność? Jakiej pomocy naprawdę potrzebujesz, żeby lepie funkcjonować?
Pani "psycholog" powiedziala Ci tylko to, co chciałaś usłyszeć i nic ponadto. Ciekawe czy chociaż ma ku temu odpowiednie kompetencje.
kogoniema - zastanów się, kto w waszym związku jest toksyczny.
Może mój wpis otworzy Tobie oczy.
Jak dla mnie to obydwoje są toksyczni.On pije, ona współuzależniona od alkoholika. Nie ma co z niego aniołka robić,już autorka z niego zrobiła ideał.
Jak na razie, to autorka zrobiła z siebie ofiarę oczerniając wszystkich dookoła.
Wczoraj nazwała to co ja już wiedziałam, ze mój mąż jest OSZUSTEM
W tamtym momencie życia gdy go poznałam, nie chciałam nic więcej niż dobrego i uczciwego człowieka
(...)
Zarabiam teraz 2 razy więcej od niego i ja wiem co usłyszę, ze jestem cwaniarą i jak nie miałam nic to był dobry a teraz już nie
Ale prawda jest taka, ze ja zawsze miałam minimum półtora etatu, swoje oszczędności itd(...)
Otworzyła mi oczy między innymi na to ze robię za bankomat mojego już męża, który podchodzi do mnie przedmiotowo i wcale mnie nie kocha
Chodzi mu o swój własny biznes
Żeby mieć wybudowany dom, spokój na swoją starość
Ale jednak to on miał kasę. To on włożył swój majątek. To on jej umożliwił rozwój. Teraz kogoniema zarabia więcej, to "czuje", że to ona ma rządzić i jej się mają wszyscy podporządkować.
Mieszkanie jest moje, ale on swoje poprzednie mieszkanie sprzedał i włożył najpierw w jedno mieszkanie, które było nasze na papierku, potem jeszcze dużo kasy włożył w działki, które tez są w połowie moje… długo zarabiał o wiele więcej niż ja.
Zapomina, że jak zostanie sama, to kasą będzie się mogła co najwyżej podetrzeć.
-----------------
Facet ma 50 lat, toksyczną, wiecznie niezadowoloną, rządzącą się babę, to już mu się po prostu nie chce:
Odsunął mnie od seksu, czułam jak muszę się prosić, oczywiście już dawno o mnie nie dbał, a po każdym zbliżeniu czułam… upokorzenie?
Facet nie może w spokoju nawet obejrzeć meczu:
Musiałam wychodzić z pokoju jak np chciał obejrzeć mecz.
Kobieta najpierw stosuje mikroagresje i zachowania pasywno-adresywne, a później chce się przytulać. Naprawdę kogoś dziwi, dlaczego facet nie chce?
Nie mogłam się nawet przytulić, bo mu to przeszkadza. Jedyne czułości to wtedy gdy on mial ochotę na stosunek, bo kochaniem się nie można tego nazwać
Facet stłukł kwiatka, odburknął, że to jej wina. Oczywiście, że nie jej, ale problem w autorki urasta tu do rangi katastrofy.
W jakis wolny dzień w święta zrobił mi awanturę bo otwierając okno zrzucił storczyka z parapetu. GDZIE K… postawiłaś tego kwiatka?
A gdzie kwiatki maja stać jak nie na parapecie?
Czułam bezsilność i bezradność, jak można kopać się z koniem
A teraz to już festiwal spie***nia:
Dzisiaj rano córka płakała, byłam spóźniona, on zamiast przytulić córkę, odciążyć mnie to wydarł się na mnie dlaczego córce nie odpowiadam, a ja pol godziny wcześniej cały czas tłumaczyłam jej ze ona idzie do przedszkola a mama do pracy
Nie mógł tego słyszeć bo już dawno śpi w innym pokoju
Zrobiłam błąd bo krzyknęłam - ależ nie krzycz powiedział do mnie takim złośliwym ironicznym głosem
Odwrócił sytuacje tak ze ja byłam winna, on zaczął przytulać dziecko, uspokajać, nagle mial czułość do niej
Skrzyczała, a właściwie z opisu wynika, że sterroryzowała dziecko.
Jego uwagi na tą sytuację odebrała jako złośliwość i ironię.
Zamiast spojrzeć ze spokojem wpadła w złość i irytację:
A ja dosłownie waliłam głowa w sciane, biłam się po twarzy tak miałam dość
Oczywiście jak zawsze, to nie jej wina!!!
Chciałam mu wytłumaczyć nie dopuszczał mnie do słowa
Czy przestała? Zreflektowała się? Nie, dołożyła jeszcze do pieca:
Nakrzyczałam na córkę w aucie, ze ma już nigdy nie płakać, co ona robi, tata przez nią na mame krzyczy… ryczalam, darlam się,
Coś tam do niej jednak dotarło, ale znacznie później:
Potem dotarło do mnie co ja robię mojemu dziecku
Festiwalu ciąg dalszy:
Zadzwoniłam do męża powiedziałam ze chce rozwodu, ze nie chce z nim życ
Pani psycholog ma rację, dlaczego autorka wydała na siebie wyrok. Dlaczego świadomie sabotuje swój związek i relacje z córką.
Pani psycholog mówi pani jest wykształcona, młoda, ładna, co pani robi, dlaczego pani na siebie wyrok wydała
A tu, to już usprawiedliwianie swojego postępowania:
Gdzie ja miałam głowę? Co się ze mną stało? Ostatnie 3 lata żyłam pod dyktando jego pijackiego szamba, zmian nastroju, a on twierdził ze to ja jestem zaburzona i przeze mnie córka będzie zwichrowana
Facet nie jest przykładnym partnerem, ale to ona go wybrała. Nie był przecież zły, dobrze zarabiał, jest dobrym ojcem. Nie widzę, żeby był jakimś szczególnie złym człowiekiem.
To ona ciosa mu kołki na głowie, stosuje mikroagresje.
Wytyka, że mniej zarabia. Pewnie podważa też jego męskość. (facet ma w końcu 50 lat, to czego oczekuje? Fikołków do 4 nad ranem, jak o 6 trzeba wstać do pracy?)
Facet ucieka w alkohol, boi się konfrontacji, bo po rozwodzie ona pozbawi go majątku i praw rodzicielskich, po prostu na złość i z zasady (typowe toksyczne zachowanie często opisywane).
Autorka powinna na spokojnie zająć się swoimi problemami, a tych ma naprawdę sporo.
DDA i przeciążenie pracą, to widoczne problemy, a tych niewidocznych jest pewnie z 10 razy więcej.
W życiu dobrze jest nieraz przyjrzeć się sobie w lustrze. Nie zawsze obraz jest przyjemny, ale warto zobaczyć swoje niedoskonałości i własne błędy.
Uważam, że ten związek jest do uratowania, ale to zależy, czy autorka się zmieni (w co wątpię).
Kolejny i jeszcze kolejny związek na pewno nie będą lepsze.
PS. Mając taką babę też bym pił i to naprawdę duuuuużo
Ten wątek powinien mieć tytuł Siłaczki są zmęczone
Oni oboje powinni stanąć przed lustrem.
Ranek tej pary mógł wyglądać zupełne inaczej.
Dziewczyna spieszy się, dziecko płacze marudzi. Jest spóźniona więc nie ma czasu dla córki, robi co musi żeby zdążyć do pracy.
Obudzony mąż wchodzi i z troską uspokaja dziecko i spieszącą się żonę. Na koniec ona bierze od niego dziecko, daje mu buziaka w policzek i szczęśliwa biegnie do samochodu.
Czy musiał jej dowalić zanim zajął się dzieckiem?
Dlaczego mężczyźni tak niechętnie pomagają kobiecie przy małym dziecku?
Okopują się na swoich pozycjach, że praca i tysiąc obowiązków poza domem, i za nic w świecie nic chcą się dzielić po równo opieką nad maluchem.
Dzieci ich męczą i denerwują - według nich kobieta jest stworzona do dzieci to niech sobie daje radę, on zarabia na rodzinę to jest w porządku.
Kobieta też pracuje, tez zarabia, a mimo to 80% domowych obowiązków spoczywa na niej.
Potem zdziwienie, że kobiety nie chcą dzieci. Jak dziewczynka naogląda się takich obrazków w swoim domu to dziecko kojarzy jej się z udręką.
Jak widzi niechęć ojca do pomagania matce to potem " w dupie jej się przewraca z dobrobytu" i za cholerę nie chce chłopaka, który na wstępie ma wymalowane na twarzy " jak mi się nie chce...." Woli być sama niż niańczyć starego chłopa do śmierci.
Ludzie obiecują sobie pomoc, dobroć i szacunek, a potem tak wiele spada na kobietę, że już nie potrafi dostrzec tej dobroci.
Z takich prozaicznych spraw, jak opisana wyżej,rozpadają się rodziny.
Wykształcona, młoda i zaradna kobieta zostaje tą dziewczyną z bejbikiem, co to nie chciała porządnego chłopaka tylko dawała badboyowi.
Potem, gdy z rodziny zostają strzępy facet szuka innej partnerki, najlepiej bez bejbika. A jak juz weźmie taką z bejbikem to czuje się wybawcą.
Dlaczego nie popatrzeć w lustro zanim ta rodzina się rozleci?
Dlaczego mężczyźni tak niechętnie pomagają kobiecie przy małym dziecku?
Okopują się na swoich pozycjach, że praca i tysiąc obowiązków poza domem, i za nic w świecie nic chcą się dzielić po równo opieką nad maluchem.
Dzieci ich męczą i denerwują - według nich kobieta jest stworzona do dzieci to niech sobie daje radę, on zarabia na rodzinę to jest w porządku.
Kobieta też pracuje, tez zarabia, a mimo to 80% domowych obowiązków spoczywa na niej.
Potem zdziwienie, że kobiety nie chcą dzieci. Jak dziewczynka naogląda się takich obrazków w swoim domu to dziecko kojarzy jej się z udręką.
Jak widzi niechęć ojca do pomagania matce to potem " w dupie jej się przewraca z dobrobytu" i za cholerę nie chce chłopaka, który na wstępie ma wymalowane na twarzy " jak mi się nie chce...." Woli być sama niż niańczyć starego chłopa do śmierci.Ludzie obiecują sobie pomoc, dobroć i szacunek, a potem tak wiele spada na kobietę, że już nie potrafi dostrzec tej dobroci.
Z takich prozaicznych spraw, jak opisana wyżej,rozpadają się rodziny.
Przeoczyłaś jedno. Autorka wyraźnie napisała, że jej mąż jest dobrym ojcem. Opiekuje się dzieckiem. Twój wywód nie odnosi się więc do opisywanej sytuacji.
To autorka nie ma czasu dla dziecka, bo na 1,5 etatu.
A męża traktuje jak "uszkodzony produkt", który się zużył i nie spełnia już jej wymagań, dlatego można go wyrzucić na śmietnik
Wykształcona, młoda i zaradna kobieta zostaje tą dziewczyną z bejbikiem, co to nie chciała porządnego chłopaka tylko dawała badboyowi.
Potem, gdy z rodziny zostają strzępy facet szuka innej partnerki, najlepiej bez bejbika. A jak juz weźmie taką z bejbikem to czuje się wybawcą.
Dlaczego nie popatrzeć w lustro zanim ta rodzina się rozleci?
Ta młoda kobieta to toksyk. Jej facet by fikołki robił i tak by było źle.
Rodzina się rozleci z winy autorki, bo ona nie widzi w sobie żadnej winy.
Dojdzie do rozwodu z orzeczeniem o jej winie. Opiekę nad dzieckiem będzie sprawował mąż.
Będzie podział majątku. On dostanie więcej niż dał na początku, bo przecież ona się dorobiła w czasie małżeństwa.
Ona będzie płacić alimenty na niego i dziecko.
I może wtedy wreszcie będzie szczęśliwa, sama ze sobą.
38 2023-01-08 15:47:39 Ostatnio edytowany przez Agnes76 (2023-01-08 15:57:11)
Autorka napisała, że jest dobrym ojcem. Fakt. To jednak nie oznacza, że dzieli się z nią w odpowiednim stopniu obowiązkami. Dyskutować z tym więcej nie będę, bo sama musiałaby to wyjaśnić. Nasze przypuszczenia wcale nie muszą oddawać prawdy.
Może dobrze by było, żeby na jakiś czas oddała mu opiekę nad dzieckiem - dobry z niego tatuś to dziecku krzywda się nie stanie. N ie trzeba od razu do sądu lecieć, bez wyroku może mu dziecko na kilka miesięcy oddać. A potem się zobaczy....czy tatuś nadal będzie dziecko chciał.
Niech wynajmie na jakiś czas kawalerkę, przelewa na konto tatusia alimenty, a do dziecka wpada z odwiedzinami dwa razy w tygodniu. Pobawi się z córeczką, sprawdzi czy ma zapewniona odpowiednią opiek i coś doradzi ojcu jak będzie chciał.
Na pewno odpocznie, pozbiera się, będzie miała czas na pracę i przejdzie terapię.
Młoda jest, jakby co to jeszcze może mieć dzieci z innym, bardziej odpowiednim partnerem.
I wszyscy będą happy.
P.S. Tatuś jest zdrowy, pracuje, na niego alimenty się nie należą. Dziecko już chodzi do przedszkola, może pracować i opiekować się córką.
.