Potrzebuję się wygadać, tutaj raczej nie ma co radzić. Od 8 miesięcy jestem w związku z pewną dziewczyną, od 2 mieszkamy razem. Dziewczyna z depresją i zaburzeniami borderline. I choć nie chciałbym zwalać winy na jakiekolwiek zaburzenia to naprawdę nie mam innego pomysłu. Choć znajomi radzili abym nie pchał się w związki z "borderem" tak chyba musiałem się na własnej skórze przekonać. Przepraszam wszystkie osoby, które uraziłem za zwrot o borderze.
Zakochałem się w niej na zabój, aż do przesady. Były między nami niesamowite chwile i też kilka mocnych sprzeczek. Jeszcze tydzień temu tuliła się i przyznała, że chce zostać moją żoną, a od wczoraj obrót spraw o 180 stopni.
Zaczęło się od sprzeczki, a przeszło w jej wyrzut odnośnie chyba wszystkiego w naszej relacji.
Robiłem wszystko co mogłem, dbałem o nią, wspierałem ją zawsze, dbałem o dom. Mimo pracy na pełen etat sprzątałem zamiast niej, kucharzem w tej relacji zostałem ja, obowiązki domowe na tip top. Co sama nie raz mówiła, że nie wierzy to, że trafiła na takiego faceta jak ja. Jest ze mną najszczęśliwsza.
Pytałem ją co takiego uległo zmianie, że tak źle czuje się w tej relacji, a no podobno to, że zasiedzieliśmy się (cytuję) jak Halinka i Ferdek Kiepscy. Że brakuje jej czegoś "wow". Sama zgubiła się w zeznaniach, bo ona jest domatorką i "doomerem" co siedziałby pod kocem całe dnie. Gdybym jej nie wyciągnął na siłę to ani razu nie bylibyśmy w kinie, a zabierałem ją chyba ze 2 razy w miesiącu. Byłem przy niej w najgorszych momentach, nawet kiedy dostała ataku histerii i rzucała praniem i suszarką na pranie po całym domu. Byłem jej taksówkarzem i nigdy nie chciałem od niej pieniędzy, choć przeznaczałem sporo na "przyjemności" których nie potrzebowałem, a ona chciała.
I bardzo, ale to bardzo mnie boli jedna sytuacja, która wydarzyła się około 4 msc. od naszego poznania się. Co sama przyznała (i widać było, że jest zdystansowana) to że tęskni za swoim byłym sprzed roku! "Rozeszło się po kościach" i jakoś dalej byliśmy ze sobą. Byłem na każde jej zawołanie, niczego nie odmawiałem. Tymczasem wczoraj mówiła, że brakuje jej iskierki jak na początku naszej znajomości.
Powiedziała, że czuje się nie fair wobec mnie i myśli o rozstaniu, gdy chciałem wyjść z mieszkania na otrzeźwienie to zatrzymała mnie. Porozmawialiśmy jeszcze godzinę, a potem rozpłakała się i przepraszała, że mnie nie zostawi i że chyba w d**ie się jej przewróciło od dobrobytu (cytuję).
Dzisiaj mój dzień był beznadziejny, choć sam wczoraj czułem cierpienie z powodu możliwej jej utraty, tak dzisiaj analizowałem wspomniane sytuacje. Chyba zacząłem sobie współczuć, bo normalny facet po akcji z praniem wziąłby nogi za pas i uciekł. Nawet zacząłem żałować, że nie miałem na tyle godności żeby odejść od niej w momencie kiedy tęskniła za byłym. Wróciłem z pracy do domu, ona w swojej pracy będzie do godziny 21 i boję się momentu, w którym wróci. Nie mam ochoty patrzeć na wiadomości od niej, bo niby już jej lepiej, ale naprawdę nie czuję się stabilnie. Gdybym mógł się gdzieś wynieść to zrobiłbym to od ręki:(
Napisałem się i w sumie nic z tego nie wynika. Chyba rozumiem, że się jej znudziłem, tyle. Chwilowo dzisiaj czuje się ok, pisze mi czułe słówka, ale mam wrażenie, że to kwestia kilku dni.