Kobietki,
dobija mnie jeden temat. Od 3 lat znam się z moim aktualnym facetem a od 2 jesteśmy razem. Oboje wcześniej byliśmy w związkach, on w długim ponad 6 letnim, ja w krótszym. Ja mam 27 lat, on 32. Jesteśmy ze sobą szczęśliwi, dobrze się dogadujemy, od początku naszej relacji czułam, że z nikim innym wcześniej tak dobrze mi się nie gadało. Od początku spotykania się z nim stawiałam sprawę jasno, że chciałabym poważnego związku a nie przechodzonego i, że nie chce żyć bez ślubu i osobno. Mówiłam mu też, że po około 2 latach powinno się już zrobić następny krok bo nie ma co chodzić ze sobą w nieskończoność. Ostatnio więc zdecydowałam się z nim przeprowadzić rozmowę. Minęły już 2 lata i chciałam widzieć jak on to dalej widzi, bo wcześniej przejawiał tez takie plany jak życie razem czy ślub. Ku mojemu zdziwieniu dowiedziałam się, że mimo szczęścia nie jest pewien czy kiedykolwiek będzie w stanie się oświadczyć, co gorsze nie jest pewnie czy będzie chciał razem zamieszkać. On ma swoje mieszkania a ja wynajmuje pokój w mieszkaniu 4 pokojowym. Wcześniej mieszkał z dziewczyną i bardzo przeżył gdy ona się wyprowadziła. Dlatego teraz mówi, że mimo naszego 2 letniego związku nie chce razem mieszkać i nie wie kiedy będzie gotowy. Podsumowując mimo naszego szczęścia i wcześniejszych ,,planów” gdy zapytałam wprost dowiedziałam się, że on nie chce ani mieszkać razem ani się oświadczyć i nie wie czy to się zmieni. Jestem w rozsypce. Nie wiem co robić. Czy rozstać się i pozwolić sobie na to, że jakoś mi się życie ułoży. Czy zostać i trwać w tym z nadzieją, że mu się zmieni. Nie wiem dlaczego jeśli facet mówi, że jest szczęśliwy to jednocześnie nie chce iść krok do przodu i żyć dalej razem. Jestem coraz bliżej 30 i nie wiem czy jest sens czekać na to że cokolwiek się zmieni czy może on mnie tylko jednak wykorzystuje a ja jestem zaślepiona i tego nie widzę.