Witam!
Jest to mój pierwszy post tutaj, choć od dłuższego czasu przeglądałem tutaj podobne wątki, jednak mimo kilku wspólnych pierwiastków, nie znalazłem nic, co by mi dało jakąś odpowiedź, zamiast kolejnej porcji pytań.
Postaram się zarysować ogólny wygląd sprawy:
Mam 27 lat i jestem w związku z 24 letnią kobietą. Nie jesteśmy małżeństwem, chociaż zdaje się wszystko do tego dążyć. Przez czas jaki jesteśmy razem, staliśmy sie bardzo otwarci na siebie, bardzo często rozmawiamy na tematy dotyczące wszelkich aspektów naszego życia - zawodowym, społecznym, miłosnym, psychologicznym, czy też seksualnym. Niestety, mimo to, na płaszczyźnie życia erotycznego, zaczęło dziać się coś, z czym przestaje sobie dawać radę. Na początku jeśli chodzi o seks, dobrą chwile musieliśmy się „dotrzeć”, drogą rozmów, eksperymentów, odkryć siebie, swoje ciała, zaakceptować je i swobodnie czerpać i dawać sobie przyjemność, miłość i satysfakcję ze stosunku. Jak najbardziej udało sie dotrzeć do tych wszystkich rzeczy, było wspaniale, mniej więcej przez 1,5 roku, kochaliśmy się 2 - 3 razy w tygodniu, zależnie jak często sie spotykaliśmy, nie raz po 2 razy i to nie tylko w ciepłym łóżku, w półmroku, ale także i w innych ciekawszych okolicznościach. Jednakże w pewnym momencie libido mojej partnerki spadło na łeb na szyję. Jak najbardziej rozmawialiśmy o tym, tłumaczyła to tym, że po prostu nie odczuwa chęci na zbliżenie, nie reaguje na „bodźce” które zawsze ją zagrzewały do zbliżenia, a już kompletnie nie czuje nic, co sprawiłoby, żeby miała przejąć inicjatywę w zainicjowaniu seksu. Taki stan rzeczy trzymał sie około przez rok. Przyznam, że znosiłem go źle, zalewał mnie ogromny żal, frustracja, złość i smutek, kiedy po kilku dniach starań, aby na wszystkich innych płaszczyznach udowodnić swoją miłość, przychodził moment kiedy ją czule obejmowałem, głaskałem jej włosy i plecy, a na próbę namiętnego pocałunku, dostawałem całusa w usta lub policzek. Jak najbardziej rozmawialiśmy o tym, powiedziałem jak ja sie czuje wtedy, ona też przyznała, że czuje się źle, ze świadomością, że nie w niej w takim momencie nic, co by w niej wzbudziło pociąg do seksu i okazania sobie i fizycznej bliskości. Był to czas kiedy nawet namiętniejszy pocałunek, czy zwyczajnie leżenie nago, będąc ściśle przytulonych do siebie nie miało miejsca, czułem sie beznadziejnie. Jednakże od 3 miesięcy dzieje sie coś dziwnego i chyba nie mogę powiedzieć, że dobrego… w tym czasie, moja kobieta, w okresie dni płodnych, ma wręcz kosmiczne libido, mogłaby to robić wszędzie i na każdy sposób, pewnie i kilka razy pod rząd, w tym czasie wysyła pikantne wiadomości, umyślnie wypnie tyłeczek w jednoznaczny sposób, „przypadkiem” zasunie kotarę w przymierzalni dopiero po zdjęciu stanika, nie zakłada bielizny. Jest niesamowicie prowokująca, ale przez raptem tydzień w całym cyklu, przez resztę cyklu wszystko zostaje po staremu, mimo, że to co sie dzieje w dni płodne to jest jakiś kosmos i pewnie spełnienie fantazji niejednego chłopa. Tylko ja… ja zacząłem sie czuć jak jakiś gadżet erotyczny, cichutko czekający w szafce na moment kiedy napięcie seksualne jest tak duże, że jakoś trzeba je rozładować, a potem spowrotem do szafki… czuje sie jeszcze gorzej niż w czasie kiedy w ogóle nie bylo między nami seksualności. W aspekcie seksu nie czuje żadnej, miłości czy bliskości. Czuje sie jak przedmiot. Wszystkie słowa którymi opisuje jak bylo jej dobrze, jak jej się podobam, jak jestem dla niej najlepszym chłopakiem jakiego mogła mieć… wydają sie być puste, a czasami brzmią jak żart. Czuje się, za przeproszeniem jak gówno. Nie wierze w siebie, nie wierze ze mogę ją czy kogokolwiek pociągać jako mężczyzna.
O tym jej nie powiedziałem. Boję sie tego, jej reakcji, co będzie dalej, co dalej stanie sie ze mną. Nie wiem co robić, chciałbym z kimś porozmawiać, bo ja sie czuje bezsilny. Może jest w tym wszystkim coś, czego ja nie widzę, a jest jakim kierunkowskazem do rozwiązania? Proszę, jeśli ktoś ma jakiś pomysł, niech sie nim ze mną podzieli. Może trochę chaotycznie to wszystko opisałem, ale chętnie dopowiem co trzeba. Pozdrawiam wszystkich na forum.
Kobiece libido jest jak delikatna trawka na wietrze. Mała rzecz potrafi je rozregulować. A że jej się chce w dni płodnie? No cóż, czysta biologia.
Tylko ja… ja zacząłem sie czuć jak jakiś gadżet erotyczny, cichutko czekający w szafce na moment kiedy napięcie seksualne jest tak duże, że jakoś trzeba je rozładować, a potem spowrotem do szafki…
Wcześniej to ona mogła się tak czuć, jeżeli mimo jej braku chęci naciskałeś.
Wszystkie słowa którymi opisuje jak bylo jej dobrze, jak jej się podobam, jak jestem dla niej najlepszym chłopakiem jakiego mogła mieć… wydają sie być puste, a czasami brzmią jak żart. Czuje się, za przeproszeniem jak gówno. Nie wierze w siebie, nie wierze ze mogę ją czy kogokolwiek pociągać jako mężczyzna.
Twoje poczucie własnej wartości poleciało na łeb na szyję. Ale czy z powodu zachowania partnerki czy to jak odbierasz jej zachowanie jest tylko objawem jakiegoś stanu depresyjnego. Jak się czujesz na innych płaszczyznach życia?
W aspekcie seksu nie czuje żadnej, miłości czy bliskości. Czuje sie jak przedmiot.
Czy masz jakieś powody żeby podejrzewać, że traktuje Cię instrumentalnie? Może chce zajść w ciążę?
3 2022-08-23 15:11:58 Ostatnio edytowany przez Majster06 (2022-08-23 15:16:02)
W odpowiedzi na wiadomość M!ri
Dziękuje za odpowiedź, więc tak:
1. Może i tak jest, jest to moje pierwsza partnerka z którą tworzymy związek tyle czasu. Ona też nigdy nie była w związku dłużej niż rok. Jedno co mi przychodzi na myśl, to to, że ciężko mi się odnaleźć w sytuacji, gdzie przez większość czasu miałem nie myśleć o sprawach seksu, by na raz z dnia dzień być pełny emocji i sił do działania, brak jakieś „stabilności”(?)
2. Fakt, tak się poczuła. Jednak na drodze rozmowy doszliśmy do tego co się działo i dlaczego. Może nie opisałem tego, ale zawsze starałem się, aby seks, nie był na łapu capu, tylko był poprzedzony okazaniem uczucia wiele wcześniej na wielu innych płaszczyznach, to mi też pozwalało wyczuć, „czy coś z tego będzie”. Dziewczyna sama przyznała, że czasami do ostatniej chwili wierzyła, że coś „pyknie” i zgodnie i z jej chęcią, po całym dniu spotkamy się namiętnym uścisku, No ale jednak nie „pykało” i działo się jak się działo.
3. Ciężko mi powiedzieć, czasami czuje, że to co się dzieje w sferach intymnych, „wyłazi” mi na inne sfery życia, czasami wchodzi na głowę i wierci dziurę. Ale kiedy o tym nie myśle, nie mam z tym do czynienia, to nawet jak spędzamy czas razem, to nie czuje negatywnych emocji, wręcz przeciwnie, to zawsze świetny czas. Gorzej jak zaczynam się ocierać o te sprawy…
4. To zdecydowanie odpada. Żadne z nas nie uważa się za gotowe na rodzicielstwo, wielokrotnie o tym rozmawiamy. Obecnie stoimy przed tematem wyboru długoterminowej antykoncepcji, ale jesteśmy na początku drogi do tego dopiero.
brak jakieś „stabilności”(?)
Masz stabilność - cykliczną A na poważnie - nie ma co oczekiwać stabilności w tej sferze.
Powoli dochodzicie do momentu gdy motylki odlatują, nie ma już fascynacji i nowości więc nie będzie już tak samo jak na początku związku.
3. Ciężko mi powiedzieć, czasami czuje, że to co się dzieje w sferach intymnych, „wyłazi” mi na inne sfery życia, czasami wchodzi na głowę i wierci dziurę. Ale kiedy o tym nie myśle, nie mam z tym do czynienia, to nawet jak spędzamy czas razem, to nie czuje negatywnych emocji, wręcz przeciwnie, to zawsze świetny czas. Gorzej jak zaczynam się ocierać o te sprawy…
Trzeba się zastanowić co jest właściwym źródłem problemu. Wcześniej brakowało Ci seksu - teraz masz, więc powinno być ok, a nie jest.
Może przyzwyczaiłeś się do tłumienia swojego popędu i teraz potrzebujesz dłuższego rozbiegu?
Może czujesz, że nie dajesz rady zaspokajać jej potrzeb i przez co kwestionujesz swoją męskość, bo wg naszej kultury “mężczyźni zawsze chcą”?
Czy jesteś w stanie powiedzieć co ona mogłaby robić/robić inaczej, abyś lepiej się w tym czuł?
Im dłużej będziesz tłumić te emocje w sobie, tym bardziej będziesz chodzić sfrustrowany, i tym bardziej z czasem nieświadomie będziesz się oddalać od partnerki. A ona to wyczuje i będzie się oddalała od Ciebie. Błędne koło.
Komunikacja to podstawa w każdym poważnym związku. Musisz mówić wszystko co czujesz i myślisz. Bez tego ani rusz.
Nie dziwie się że czujesz się jak przedmiot, jak gówno, bo tak dokładnie ta kobieta Cie traktuje.
- Kiedy ona nie ma ochoty to masz się zamknąć i niczego nie wymagać, nie masz prawa wymagać ani nawet prosić, bo to "wywieranie presji" musisz czekać aż się księżniczce zachce. Rok celibatu?, mówi sie trudno.
- kiedy ona ma ochotę to masz być na każde jej skinienie, ma być tak jak ona chce i kiedy ona chce.
Ta kobieta miała w dupie twój smutek i frustracje, nic nie zrobiła w tej dziedzinie, tylko pozwalała ci cierpieć.
" Był to czas kiedy nawet namiętniejszy pocałunek, czy zwyczajnie leżenie nago, będąc ściśle przytulonych do siebie nie miało miejsca, czułem sie beznadziejnie."
Czyli przez tak ogrom czasu(rok) unikała nawet pocałunku czy bliskości?
I ty chcesz byc z taką egoistką?
Ty chcesz brać z nią ślub?
Człowieku, oprzytomniej i to szybko.
Gdyby jej zależało na tobie, gdyby cie kochała to widząc i słysząc od ciebie o twoim smutku i żalu to zainteresowała by się tematem swoje libido, poszła by do seksuologa czy na badania hormonów.
A ona jedyne co robiła to przyglądała sie jak cierpisz.
Daj sobie spokój z ta egoistka, nie niszcz sobie życia.
Chcesz do końca życia zadowalać sie ochłapami które ci z łaski podaruje?
Skąd wiesz czy za miesiąc znów sie jej nie odwidzi i twoje szczęście, czyli seks 7 dni w miesiącu( co już samo w sobie jest żałosne) nagle nie zniknie?
I znów na rok albo 5 nawet nie będziesz mógł liczyć na pocałunek?
Uciekaj od niej jak najszybciej.