Przejdę odrazu do sedna.
Jesteśmy razem od 11 lat, po ślubie 5 lat. Dwoje dzieci 6 i 3 lata. Kredyt na długie lata przed nami jeszcze do spłacenia.
Żona oznajmiła mi ponad 2 miesiące temu że już nie będziemy razem, że dochodziła do tej decyzji już jakiś czas jak twierdzi i moje ostatnie kłamstwo postawiło ją pod ścianą i upewniło w tej decyzji.
Wiele złych rzeczy wyrządziłem w tym związku, praktycznie jego rozpad to moja wina. Nagminnie okłamywałem żonę, uciekałem w używki( nie % ale też nie jakąś tragedia) i zawsze kłamstwa były z tym związane. Oszukiwałem regularnie i głupio wierzyłem, że to mi się udaje, Ona jak się teraz okazuje zawsze o tym wiedziała. Wypomina mi kłamstwa sprzed kilku lat, czemu nie odrazu(czesto vhodzi o błachostki ale nie tylko, czemu nie od razu).Czasem tego nie ukrywałem a Ona pokazywała swoją dezaprobatę ale nigdy nie zabroniła lub nie postawiła sprawy jasno. Była poprostu za dobrą. Dochodziło też często do kłótni pomiędzy nami które zazwyczaj ja prowokowałem, a podczas kłótni była agresja słowna(padały z moich ust w jej kierunku słowa które nigdy nie powinny paść).
Chyba też gdzieś się oboje zapodzialiśmy w szarości dnia codziennego i obowiązkach. Dom, dzieci i praktycznie zero spędzanego czasu razem, pielęgnacji związku. Żona twierdzi, że zawsze rozmawialiśmy o naszych problemach i je rozwiązywaliśmy. Ja uważam, że nie do końca tak było, coś pogadaliśmy, pogodziliśmy się, wyjaśniliśmy sobie i dalej do przodu. Nigdy jednak nie rozwiązywaliśmy swoich problemów do końca, to oczywiście moje spojrzenie.
Jakiś czas temu przestaliśmy mieszkać razem, niedawno i dopiero docieramy tę form mieszkania i opieki nadz dziećmi. Opieką dzielimy się po połowie, dzieci są w naszym mieszkaniu. Te które nie jest z dziećmi jest w mieszkaniu które też wynajmujemy wspólnie, mieszkając tam na przemian.
Żona nie mówi narazie o rozwodzie tylko o tym, że nie chce być ze mną. Żadnych kroków w kierunku rozstania nie podjęła na chwilę obecną(takich prawnych).
Ja poszedłem na terapię, zmieniam się co i ona dostrzega bo sama to komunikuje, ale też mówi że: co jakiś czas jest dobrze i ja mam Ci zaufać, wybaczyć i z tyłu głowy mieć kiedy coś się wydarzy.
Wiem, że to ja zawiniłem. Moje działania doprowadziły do obecnego stanu rzeczy. Chciałbym to naprawić, odbudować Naszą rodzinę bo wiem, że te 11 lat to nie tylkostracony czas. To także wiele pięknych i szczęśliwych chwil. A także i proza dnia codziennego.
Wiele zrozumiałem i powoli staję się innym człowiekiem, nie że względu na żonę, ale dla samego siebie i moich synów. Te zmiany pozostaną we mnie już na zawsze beż względu czy Ona kiedykolwiek zmieni decyzję.
Z tego co wiem, przypuszczam Ona czuję do mnie skrajne emocje: miłość i nienawiść chyba. Straciła do mnie zaufanie emocjonalne, na innych polach jak finanse i dzieci ufa mi. Czasami jej zachowania są dosyć nieadekwatne do decyzji jaką podjęła.
Ja liczę, że mieszkanie oddzielnie(chociaż to dziwne mieszkanie oddzielnie) pozwoli jej przemyśleć i podjąć jakąś kolwiek decyzję do przodu. Oczywiście chciałbym żeby ta decyzja była pozytywna dla mnie, naszej rodziny. Nie wykluczam jednak opcji, że podtrzyma obecny stan i tylko się upewni że jest jej dobrze(tylko jak długo można tak żyć, logistycznie, finansowo i chyba psychicznie to będzie tragedia).
Pomocy, mogę coś zrobić żeby odbudować ten związek, rodzinę, relację?
2 2022-08-12 19:39:03 Ostatnio edytowany przez Airuf (2022-08-12 19:46:44)
Możesz nie być dzieckiem i przestać mieć nadzieję że to co spier****łeś w 11 lat - odbudujesz w tydzień czy miesiąc... to na początek.
Jeżeli chcesz się zmienić to nie w celu odzyskania żony czy rodziny, bo to oznacza że jak osiągniesz cel - wszystko wróci (daruj sobie tłumaczenie że tak nie będzie, najzwyczajniej nie masz prawa oczekiwać że Ci uwierzy). Musisz po prostu stać się innym człowiekiem, a nie traktować to jako zadanie do odhaczenia...
Wiele zrozumiałem i powoli staję się innym człowiekiem, nie że względu na żonę, ale dla samego siebie i moich synów. Te zmiany pozostaną we mnie już na zawsze beż względu czy Ona kiedykolwiek zmieni decyzję.
O tym właśnie napisałem powyżej, człowieku, wychodzi na to że odpierdalałeś regularnie przez ponad 4000 dni a teraz uważasz po 60 dniach że już się zmieniłeś i że to na zawsze. To tak nie działa, teraz to jak zapewnienie zdradzającego, przyłapanego na gorącym uczynku - że on już nigdy nie...
Generalnie - ja bym zakładał że może po paru latach będzie jakaś szansa, kiedy faktycznie będzie można uwierzyć w Twoją zmianę (i żona do tego czasu nie uzna że warto poszukać sobie jednak kogoś lepszego)...
3 2022-08-12 20:46:58 Ostatnio edytowany przez madoja (2022-08-12 20:47:10)
Czyli Twoje kłamstwa i Wasze awantury wynikały z używki do której masz słabość?
Skoro o to się rozchodzi, to napisz co to za używka.
Bo jeśli papierosy to raczej każdy uzna że to głupi powód by rozwalać małżeństwo.
Jedyne co możesz zrobić to odstawić używki.
Tyle tyle tak naprawdę zależy od ciebie.
Cała reszta to juz będzie tylko i wyłącznie odbiór twoich postępów, lub ich braku przez żonę.
Zyj, troszcz sie o żonę i dzieci.
Byc może zona uwierzy w trwałość twojej przemiany.
Ale nie spodziewaj sie że po kilku tyg twoja luba będzie wychwalał twoja przemianę, to tak nie działa.
To nie jest tak, że teraz jest dobrze I żona już natychmiast ma mi uwierzyć i wybaczyć, zmienić podjętą decyzję. To może nigdy nie nastąpić i tego mam bolesną świadomość. Pracuję nad sobą i samodzielnie i z psychoterapeutą, ale Ona nie jest celem tej zmiany. Owszem można uznać, że jej decyzja dała mi motywację do działania której nie miałem lub nie chciałem mieć wcześniej.
Chodzi o trawkę, zrezygnowałem z niej w ciągu jednego dnia i nigdy więcej nie skorzystam.
To nie tak, że teraz jestem jakimś purytaninem który na sam dźwięk tego słowa będzie się skręcał. Ja poprostu uznałem, że to nie jest używka dla mnie.
I to nie jest tak jak napisał ktoś wyżej, że odpierdalałem ponad 4000 tysiące dni. Że sobie popalam ale naprawdę sporadycznie żona wiedziała zanim zaczęliśmy się spotykać. Tylko niestety po urodzeniu drugiego dziecka przekroczyłem granicę której nie powinienem przekraczać.
Nie rozumiem teraz trochę tego, że skoro powiedziała A to czemu dalej nic za tym nie idzie. Dlaczego nie mówi B i nie myśli o zakończeniu tego wszystkiego.
Skąd te jej zachowania której czasem są sprzeczne z podjętą decyzją. Oczywiście jest dobra, ale czy dobrym jest się też w takiej sytuacji jak się człowiek rozstaje?
Nie rozumiem skąd te drobne gesty z jej strony, skąd parokrotne stwierdzenie: vo myślisz że teraz jest dobrze x czadu i ja mam Ci zaufać, uwierzyć.
Twojej żonie jest milion razy ciężej niż Tobie. Może raz Cię kocha, raz nienawidzi, na pewno ma poczucie ogromnej straty, że jej dzieci nie mają pełnej kochającej się rodziny, że czasu się nie cofnie i realnie nie naprawisz wyrządzonych krzywd.
A Twoje tłumaczenie, że ona Ci nie mówiła, żebyś nie palił więc paliles to mnie przeraża, naprawde.
Dorosły facet, zdawałoby się, mający rodzinę i takie dziecinne rzeczy opowiada... Skoro mentalnie jesteś dzieckiem, że trzeba Ci mówić, jakie zachowania są poprawne, a jakie nie, to po co zakładałeś rodzine? Kto miał Twoje dzieci wychowywać? Tylko zona? Skoro Ty też mentalnie dzieckiem jestes i liczyłeś na słowa wychowania od swojej żony?
Jak ona mogła na Tobie polegać, kiedy byłeś upalony? Albo nie wiedziała, czy dziś bedziesz czy nie będziesz upalony,jak minie dzień, wieczór? Może dziecko zachoruje nagle,może trzeba będzie jechać do lekarza na sor, i co? Z dwójką dzieci jechać? Przecież nie zostawiłaby jednego dziecka z upalonym ojcem? Jak dla mnie to przygniótł ja ciężar odpowiedzialności za dzieci, kiedy widziała, że na Tobie nie można polegać.
Nie wiem, czy czytałeś ostatnio,że sąd skazał matkę na rok bezwzględnego więzienia, podczas gdy ona była pod wpływem amfetaminy (jak wyszło w badaniach - poziom narkotyku nie był wysoki), opiekowała się czwórka dzieci, a dwójka starszych wypadła przez okno i poniosła śmierć na miejscu. Sąd orzekł, że matka nie była w stanie sprawować opieki nad dziećmi będąc pod wpływem.....
Jakim Ty chciałeś być ojcem??? Ciesz się i dziękuj, że taka tragedia Was nie spotkała przez Twoją głupotę.
8 2022-08-13 10:51:24 Ostatnio edytowany przez Clash (2022-08-13 10:51:58)
A możesz napisać co takiego odwalałeś po paleniu, że Twojej żonie to zaczęło przeszkadzać? Czy robiłeś tak, że od tego dzień zaczynałeś i byłeś resztę dnia przymulony?. Bo jeśli tak, to żona miała mieć prawo do pretensje, jeśli jednak robiłeś to np. wieczorem, żeby wyluzować się przed snem, to zmienia to trochę postać rzeczy. Pytanie teraz czy jak się ma małe dziecko to rzeczywiście takie coś powinno być zakazane? Ja uważam, że nie, oczywiście pod warunkiem, że się wtedy w ogóle kontaktuje, ale naprawdę trzeba byłoby się postarać upalić tak, że się nie ogarnia rzeczywistości w ogóle, dużo łatwiejszym wyczynem jest doprowadzenie się do takiego stanu używając do tego alkoholu. Trudno mi jednoznacznie potępiać takie czyny, nie mówię tu o patologiach, które urządzają libacje, ale przecież wiele par wieczorami lubi sobie np. wypić wino, gdy dzieci śpią, sam tak nieraz z żoną robiłem jak już nie karmiła. I co wtedy? Byliśmy nieodpowiedzialni? Ja wiem, że wszystko zawsze jest dobrze, dopóki się coś nie dzieje, my akurat mieliśmy to szczęście, ale tak zastanawiam się nieraz, czy powinno być tak, że jeden rodzic koniecznie musi być zawsze w pogotowiu (mówię tu oczywiście o wieczorowych porach, gdy dzieci już śpią).
To nie tak nigdy nic takiego nie miało miejsca gdy były dzieci pod moją opieką. Ale to mnie nie usprawiedliwią, a z tym że ona miała mi powiedzieć To bardziej chodziło o to że najpierw się coś akceptuje/toleruje a potem nie i tego nie rozumiem.
Nigdy w dzień, w piątkowy wieczór za zwyczaj. Przed snem, jakiś serial i spać, nic nie odpierdzielałem i tyle.
A kłótnie były swoją drogą, chyba komunikacją j nas zawiodła a ja w tych kłótniach zawiodłem. Nie potrafiłem temu zapobiec a jeszcze bardziej podkręcałem i raniłem.
A jest jeszcze coś 3 dziecko w drodze.
Nigdy w dzień, w piątkowy wieczór za zwyczaj. Przed snem, jakiś serial i spać, nic nie odpierdzielałem i tyle.
A kłótnie były swoją drogą, chyba komunikacją j nas zawiodła a ja w tych kłótniach zawiodłem. Nie potrafiłem temu zapobiec a jeszcze bardziej podkręcałem i raniłem.
Jeśli tak sobie popalałeś i nie brałeś nic twardego, to nie powinna Ci żona ciosać kołków na głowie. Jesteś dorosłym facetem, a ona nie Twoją matką, żeby czegoś Ci zakazywać, bo z tego co rozumiem to szkody żadnej przecież tym nikomu nie robiłeś.
Nie jestem ideałem bo takich nie ma, mam dużo za uszami. Ale nie rozumiem czemu ktoś decyduje się zemną być, nie rozmawia o problemach tylko zamiata je pod dywan. A potem rzeczy tolerowane okazują się tragedią.
Od następnego miesiąca ja mam mieszkać sam a żona z teściową w naszym mieszkaniu z dziećmi. Teściowa ma jej pomóc, ja będę dzieci brał na weekendy. Tak ustaliliśmy, to znaczy zostało mi to bardziej narzucone. Będzie mi brakowało dzieciaków, ale chyba nic nie mogę na to poradzić, a nie chce się kłócić.
14 2022-08-13 11:44:07 Ostatnio edytowany przez Goldi01 (2022-08-13 11:49:14)
Nie jestem ideałem bo takich nie ma, mam dużo za uszami. Ale nie rozumiem czemu ktoś decyduje się zemną być, nie rozmawia o problemach tylko zamiata je pod dywan. A potem rzeczy tolerowane okazują się tragedią.
Od następnego miesiąca ja mam mieszkać sam a żona z teściową w naszym mieszkaniu z dziećmi. Teściowa ma jej pomóc, ja będę dzieci brał na weekendy. Tak ustaliliśmy, to znaczy zostało mi to bardziej narzucone. Będzie mi brakowało dzieciaków, ale chyba nic nie mogę na to poradzić, a nie chce się kłócić.
Hola. Czyli Ty wynajmujesz jakieś inne mieszkanie, a one mieszkają w waszym mieszkaniu i Ty jeszcze spłacasz na nie kredyt?
Nie daj się tak bolcować. Walcz o siebie. Nie bądź betą. Chce rozwodu to droga wolna. Mam nadzieję, że macie rozdzielność majątkową.
Dla mnie ta kobieta ma definitywnie problemy z komunikacją. Ty też masz, ale w niej jest również dużo winy za to wszystko.
Wiesz co? Daj jej czas. Ona to sobie przekalkuluje, odetchnie, emocje opadną.
Możliwe, że wróci. Macie ze sobą 3 dzieci. Jak jesteście razem 11 lat to ona musi być po 30, może grubo po 30, a bliżej 40.
Powinna zrozumieć, że jej sytuacja nie jest kolorowa i może po czasie będzie chciała odbudować z Tobą relację.
15 2022-08-13 12:16:27 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2022-08-13 12:50:51)
Żyjący Nadzieją napisał/a:Nigdy w dzień, w piątkowy wieczór za zwyczaj. Przed snem, jakiś serial i spać, nic nie odpierdzielałem i tyle.
A kłótnie były swoją drogą, chyba komunikacją j nas zawiodła a ja w tych kłótniach zawiodłem. Nie potrafiłem temu zapobiec a jeszcze bardziej podkręcałem i raniłem.Jeśli tak sobie popalałeś i nie brałeś nic twardego, to nie powinna Ci żona ciosać kołków na głowie. Jesteś dorosłym facetem, a ona nie Twoją matką, żeby czegoś Ci zakazywać, bo z tego co rozumiem to szkody żadnej przecież tym nikomu nie robiłeś.
JESZCZE żadnej szkody nikomu nie zrobił. Poza tym, naprawdę nie dziwię się kobiecie. Dwoje małych dzieci na głowie, a wieczorem gdy mogłaby mieć chwilę czasu dla siebie i męza, to mąż upalony i jeszcze agresywny. Jak ona wytrzymała z tobą tyle lat? Przecież to że nie doszło do jakiegoś nieszczęścia to cud chyba. Teraz ona w ciąży i gdyby coś jej się stało albo zaczęła rodzić, to byłaby zdana tylko na siebie, bo ty nafaszerowany trawą byłbyś kompletnie bezużyteczny zarówno dla niej jak i dla dzieci które strach byłoby z tobą zostawić same.
Dobrze że się ogarnąłeś, może to coś da, choć szczerze w to wątpię, tzn. w jej powrót do ciebie, ale chociaż dla dzieci pozostań "czysty" i pokaż, że jesteś odpowiedzialnym ojcem.
16 2022-08-13 12:17:33 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2022-08-13 12:17:59)
Dubel
Ja myślę, że jak żona będzie widziała trwałą zmianę u Ciebie, macie szansę utrzymać rodzinę.
Ale powinniście dać sobie określony czas, do którego padnie ostateczna decyzja czy się rozchodzicie czy dajecie sobie szansę.
Tylko dlaczego teściowa ma pomagać, a nie Ty?
Ta wyprowadzka dobrze nie wróży, tylko nie za bardzo rozumiem, bo piszesz, że nie mieszkacie razem, wynajmujecie drugie mieszkanie, po czym, że masz się wyprowadzić.
Tu wg mnie potrzebna jest męska decyzja. Ja bym powiedziała, słuchaj zmieniłem zdanie co do wyprowadzki, zmieniłem się, musisz mi dać pół roku, musimy mieszkać razem, żebyś widziała to na co dzień, inaczej będzie po małżeństwie, a mamy dzieci i dla nich musimy spróbować.
A do tego czasu nie wyprowadzam się, bo mi zależy na rodzinie.
18 2022-08-13 12:19:26 Ostatnio edytowany przez rossanka (2022-08-13 12:20:26)
Żyjący Nadzieją napisał/a:Nigdy w dzień, w piątkowy wieczór za zwyczaj. Przed snem, jakiś serial i spać, nic nie odpierdzielałem i tyle.
A kłótnie były swoją drogą, chyba komunikacją j nas zawiodła a ja w tych kłótniach zawiodłem. Nie potrafiłem temu zapobiec a jeszcze bardziej podkręcałem i raniłem.Jeśli tak sobie popalałeś i nie brałeś nic twardego, to nie powinna Ci żona ciosać kołków na głowie. Jesteś dorosłym facetem, a ona nie Twoją matką, żeby czegoś Ci zakazywać, bo z tego co rozumiem to szkody żadnej przecież tym nikomu nie robiłeś.
On jest ojcem. Jak sobie wyobrażasz, że po popaleniu będzie zajmować się 2ką dzieci a i noworodkiem niedługo? Niech się cos dzieciom stanie gdy będzie zamulony, a dzieci pod jego opieką i będzie miał opiekę i policję na karku.
Nigdy nie byłem agresywny.
Podczas kłótni była agresja słowna i tylko tyle. Przeklinałem i mówiłem słowa których nie powinienem. Ale nigdy nie agresywny
Z paleniem skończyĺem definitywnie za chwilę będą 3 miesiące beż I nawet chwili zawahania.
Narazie oddzielnie ale od nowego miesiąca ma z teściową a ja sam na wynajmowanym, narazie na zmianę.
W tej chwili Żona powiedziała że to koniec że nie chce że mną być i mieszkać. Ale nic o rozwodzie czy innych krokach prawnych.
Ma do mnie zaufanie pod względem dzieci i finansów.
Sama wielokrotnie stwierdziła że jestem dobrym tatą i mam super kontakt z dziećmi i one mnie kochają.
BardO szybko wróciła do pracy po pierwszym dziecku i to wtedy ja gdy ono było chore siedziałem z nim w domu na zwolnieniach bo ona nie mogła zaraz po powrocie do pracy.
21 2022-08-13 12:43:49 Ostatnio edytowany przez polis (2022-08-13 12:48:47)
Nic dziwnego, że nie chce z Tobą być. Dzieci na pokładzie, a ojciec pali trawkę. Jaki to jest wzór dla dzieci? Nie mówiąc o tym, że strach z takim zostawić. Nawet jak mało palisz to, skoro już palisz nigdy nie wiadomo, czy nie będziesz coraz bardziej się uzależniał z czasem. W dodatku jak rozumiem obiecywałeś już nie palić, a dalej to robiłeś, czyli twoje słowa są nic nie warte z jej punktu widzenia.
Agresja słowna to przemoc emocjonalna, którą jak czytam twoje posty to bagatelizujesz, bo przecież nie bijesz, to jest spoko, nic takiego się nie działo? No nie, to nie jest spoko. Każdej kobiecie, która ma partnera, który ją wyzywa radziłabym rozstanie. To nie jest normalny sposób komunikacji i wskazuje na brak szacunku/spore problemy partnera, ofiara powinna ratować siebie, a nie tkwić w bagnie, które niszczy jej samoocenę. Mam nadzieję, że twoja żona jest pod opieką dobrego terapeuty.
Nie mówiąc już o tym, że uczysz swoim zachowaniem synów, że partnerkę można wyzywać. Przekazujesz im tym samym patologiczne zachowania.
Nigdy nie byłem agresywny.
Podczas kłótni była agresja słowna i tylko tyle. Przeklinałem i mówiłem słowa których nie powinienem. Ale nigdy nie agresywny
To też jest agresja.
I przemoc.
Tak siebie wybielasz. Biedaczku.
Ja nie jaralem jak opętany, tylko troszeczkę.
Ja nie byłem agresywny tylko przeklinałem i wyzywałem troszkę żonę.
I o co tej żonie chodzi?....
No chyba dość sporo nawywijales skoro żona z dwójką dzieci, z trzecim w drodze postanowiła zdecydować się na takie poważne kroki.
Coś czuję, że masz wiele na sumieniu, a tu się kreujesz na super ojca i nawet spoko męża, a żona taka wstrętna...
W żaden sposób nie bagatelizuję agresji słownej, wiem że żona straciła poczucie bezpieczeństwa i nie czuję się że mną dobrze. Poszedłem na terapię i pracuje nad tym, z dużym powodzeniem. Potrafię już zapanowac nad sobą I nie ma nerwów ani nic takiego. Teraz trochę żonie widzę puszczają nerwy bo z oazy spokoju stała się osobą którą dzieci potrafią wyprowadzić z równowagi i czasem na nie krzyknie a kiedyś to się nie zdarzało. Ja wiem, że to moja wina
Nie rozumiem teraz trochę jej zachowań, nie chce być ze mną ale dba o mnie( zakupy do higieny), gdy mieszkaliśmy razem spała cały czas że mną w jednym łóżku chociaż mamy jeden pokój wolny który mogłoby zająć jedno z nas( dzieci mają swoje i jest jeszcze salon, jeden stał pusty z łożkiem), nigdy nie kazała mi się przenieść ani sama tego nie zrobiła.
Dziwi mnie to poprostu, czuję się skołowany i może zmanipulowany. Wiem, że ma na demną władzę i jedno jej słowo a ja jestem. Podjęła jakąś decyzję ale nie idzie dalej i nie wiem czemu. Jak to odbierać jak działać? Nie napieram, nie rozmawiam o uczuciach, ale powoli i o innych sprawach zaczynamy nie potrafić rozmawiać.
A myślisz, że jej lekko? Myślisz, że ona ma jakiś jasny cel i obrany plan? Jak jest typową kobieta to nikt nie twierdzi, że przestała Cię kochać, tylko sytuacja jest dla niej bardzo trudna, emocje nia na pewno targają. Może chciałaby się przytulić, bo tęskni, a z drugiej strony ogarnia ja wstręt na samą myśl o tym, co wywijales. Daj wam czas. Zajmuj się dziećmi, pracuj nad sobą. Żona może za kilka tygodni, miesięcy, może dłużej zapewne jakaś decyzję podejmie. Nie ma co jej przymuszać do niczego, skoro żadnych kroków prawnych nie podjęła to znaczy, że na razie tego nie chce, nie ma do tego siły, głowy, pewności.
W żaden sposób nie bagatelizuję agresji słownej, wiem że żona straciła poczucie bezpieczeństwa i nie czuję się że mną dobrze. Poszedłem na terapię i pracuje nad tym, z dużym powodzeniem. Potrafię już zapanowac nad sobą I nie ma nerwów ani nic takiego. Teraz trochę żonie widzę puszczają nerwy bo z oazy spokoju stała się osobą którą dzieci potrafią wyprowadzić z równowagi i czasem na nie krzyknie a kiedyś to się nie zdarzało. Ja wiem, że to moja wina
Nie rozumiem teraz trochę jej zachowań, nie chce być ze mną ale dba o mnie( zakupy do higieny), gdy mieszkaliśmy razem spała cały czas że mną w jednym łóżku chociaż mamy jeden pokój wolny który mogłoby zająć jedno z nas( dzieci mają swoje i jest jeszcze salon, jeden stał pusty z łożkiem), nigdy nie kazała mi się przenieść ani sama tego nie zrobiła.
Dziwi mnie to poprostu, czuję się skołowany i może zmanipulowany. Wiem, że ma na demną władzę i jedno jej słowo a ja jestem. Podjęła jakąś decyzję ale nie idzie dalej i nie wiem czemu. Jak to odbierać jak działać? Nie napieram, nie rozmawiam o uczuciach, ale powoli i o innych sprawach zaczynamy nie potrafić rozmawiać.
Ona jest w ciąży, może po prostu nie ma sił na nic więcej, niż tylko odseparowanie się od ciebie na ten czas.
Czujesz się zmanipulowany? A to niby dlaczego? Myślałeś że możesz się oddawać paleniu trawki, wyżywaniu na żonie i tak będzie zawsze?
Nigdy nie byłem agresywny.
Podczas kłótni była agresja słowna i tylko tyle. Przeklinałem i mówiłem słowa których nie powinienem. Ale nigdy nie agresywny
Jak dla mnie to agresja.
Nie nie wybielam się mam swoje grzechy i je znam. Łatwo jest pisać o czyjejś sytuacji nie znając jej, stojąc z boku.
Biedaczku, żona wredna
Nie jestem żadnym biedaczkiem nie wybielam swoich działań wiem że to one doprowadziły do tego co mam teraz i to ja za to odpowiadam. Problem jest też taki, że nasze problemy nie były rozwiązywane nigdy odrazu, teraz słyszę o rzeczach sprzed kilku lat. Wiem nie usprawiedliwią mnie to. Z niektórych rzeczy czy czynów zacząłem sobie zdawać sprawę dopiero na terapii. Żona zdecydowała się na tak poważne kroki napewno nie w jeden dzień czy tydzień tu na 100% kuleje komunikacją. Ja wiem że nie naprawię bądź odbuduję wszystkiego w chwilę, na to trzeba czasu i wytrwałości ja jestem gotowy na każde poświęcenie , nawet na to żeby nigdy nie zmieniła zdania. Chcę żeby była szczęśliwa bo na to zasługuję. Widzę jednak, że to co robi nie jest spójne i mam wrażenie, że Ona też potrzebuje pomocy. Może tak naprawdę jeszcze się z tym wszystkim biję. Po co te dbanie o kogoś kogo się nie kocha??
W żaden sposób nie bagatelizuję agresji słownej, wiem że żona straciła poczucie bezpieczeństwa i nie czuję się że mną dobrze. Poszedłem na terapię i pracuje nad tym, z dużym powodzeniem. Potrafię już zapanowac nad sobą I nie ma nerwów ani nic takiego. Teraz trochę żonie widzę puszczają nerwy bo z oazy spokoju stała się osobą którą dzieci potrafią wyprowadzić z równowagi i czasem na nie krzyknie a kiedyś to się nie zdarzało. Ja wiem, że to moja wina
Agresja słowna trwająca latami to coś więcej niż utrata bezpieczeństwa.
Skutki doświadczania przemocy emocjonalnej widoczne są jednak nie tylko w sferze relacji z ludźmi, kiedy to sprawca przemocy staje się często jedyną bliską osobą, ale także w sferze emocjonalnej i somatycznej. Problemy ze snem, kłopoty z koncentracją, rozdrażnienie, spadek energii, utrata odczuwania przyjemności, brak łaknienia, lęk, poczucie winy i wstydu, myśli rezygnacyjne to tylko niektóre z możliwych reakcji na przemoc. Długotrwałe doświadczenie przemocy może prowadzić do depresji, myśli samobójczych, zespołu stresu pourazowego.
I wybacz, nikt sensownie myślący nie uwierzy, że po latach pyk, 3 miesiące i jesteś innym człowiekiem. Jakby ta terapia trwała 2, 3 lata to można by jeszcze uwierzyć, ale 3 miesiące to chyba żartujesz? Jesteś dopiero na samym początku swojej drogi, a i to dlatego, że zaczęło ci się palić pod 4 literami, więc nie wiadomo jaka ta motywacja będzie wyglądać z 6 miesięcy czy za rok. Na jej miejscu uznałabym, że 3 miesiące to absolutnie za mało.
Jestem tylko człowiekiem popełniłem wiele błędów, to nie tak że domagam się przebaczenia. Wiem że muszę długo na to pracować, a i tak mogę nic nie uzyskać. Chciałbym porostu naprawić swoje błędy
Jestem tylko człowiekiem popełniłem wiele błędów, to nie tak że domagam się przebaczenia. Wiem że muszę długo na to pracować, a i tak mogę nic nie uzyskać. Chciałbym porostu naprawić swoje błędy
A jesteś w stanie pogodzić się z tym, że niektóre błędy są do nienaprawienia?
Na terapię chodzę dużo dłużej niż trzy miesiące od trzech miesięcy mogę stwierdzić że jest efekt.
To nie moje słowa, osoby trzeciej.
A taka agresja słowna nie trwała latamie, zaczęło się psuć w naszym związku i zaczęły się kłótnie w których ja przesadzałem. Nie było żadnego terroru. Po urodzeniu młodszego dziecka, córeczki oboję chyba orzestaliśmy sobie z tym radzić przygniotło to nas bo było ciężko. Jakoś się pozbieraliśmy ale potem wróciło.
A czemuvtak uważasz?
Tak jestem w stanie się z tym pogodzić. Chcę jej szczęścia, nie koniecznie że mną.
mąż upalony i jeszcze agresywny.
To jest oksymoron.
W każdym razie i ja podpisuję się pod większością rad dawanych autorowi, bo sam przecież przyznał, że grubo nawywijał. To jedyna opcja naprawy - pokazać żonie, że stajesz się człowiekiem odpowiedzialnym, po prostu takim, z którym jej będzie chciało się dalej być.
To w takim razie staraj się naprawiać, cóż Ci więcej można powiedzieć. Stracić zawsze jeszcze zdążysz.
Salomonka napisał/a:mąż upalony i jeszcze agresywny.
To jest oksymoron.
W każdym razie i ja podpisuję się pod większością rad dawanych autorowi, bo sam przecież przyznał, że grubo nawywijał. To jedyna opcja naprawy - pokazać żonie, że stajesz się człowiekiem odpowiedzialnym, po prostu takim, z którym jej będzie chciało się dalej być.
Naprawdę oksymoron? Powiem to pacjentom jak następnym razem będą się zataczać, patrzeć wzrokiem nieprzytomnym i wulgarnie się odzywać A kiedy się ich wyciągnie z zatrucia, to będą przepraszać i tłumaczyć, że przesadzili i niczego nie pamiętają.
Moze przebrala sie miarka u twojej zony, i postanowila zakonczyc związek. A moze nie jest jeszcze wszystko stracone, ale chce cie troche przywolac do porzadku. Czesto jest tak, ze dopiero, gdy sie cos straci (albo istnieje realne zagrozenie co do tego) docenia sie tego wartosc.
Clash napisał/a:Salomonka napisał/a:mąż upalony i jeszcze agresywny.
To jest oksymoron.
W każdym razie i ja podpisuję się pod większością rad dawanych autorowi, bo sam przecież przyznał, że grubo nawywijał. To jedyna opcja naprawy - pokazać żonie, że stajesz się człowiekiem odpowiedzialnym, po prostu takim, z którym jej będzie chciało się dalej być.
Naprawdę oksymoron? Powiem to pacjentom jak następnym razem będą się zataczać, patrzeć wzrokiem nieprzytomnym i wulgarnie się odzywać
A kiedy się ich wyciągnie z zatrucia, to będą przepraszać i tłumaczyć, że przesadzili i niczego nie pamiętają.
Serio po samej czystej marihuanie? Jak żyję te 45 lat to jeszcze o takim czymś nie słyszałem, no ale może po prostu obracam się w innym towarzystwie i z takimi ludźmi nie miałem do czynienia, jednak w takim razie nie neguję tego, skoro Ty piszesz o "pacjentach". Na pewno widzisz więcej przypadków ode mnie.