Hejka, nie spodziewam się pomocy, bo to dość skomplikowana sprawa, ale czuję, że muszę gdzieś się wyżalić i też podsumować wszystko co się wydarzyło.
Mam 24 lata, Monika ma 21.
Szukałem partnerki na zbliżające się wesele. Z pomocą przyszła koleżanka, która poleciła mi swoją sąsiadkę- Monikę. Zaproponowałem Monice spotkanie. Zgodziła się. Dzieliło nas 10km. Napisała, że chce się spotkać w mieście. Na początku spotkania miałem lekki stres, ale po wymianie kilku zdań zobaczyłem w jej zachowaniu luz, który dodawał mi pewności siebie. Poszliśmy na lody i na spacer do parku. Wyglądała na zadowoloną, chętnie rozmawiała, ja tylko narzucałem temat, a ona go rozwijała, ja komentowałem i dopytywałem. Chętnie odpowiadała na każde pytanie. Zaproponowałem, że ją odwiozę, ale nie chciała i przyjechał po nią wujek. Pożegnaliśmy się w locie.
Całe spotkanie trwało 4 godziny. Byłem pewien, że ta osoba nie zawiedzie mnie na weselu. Byłem z niej bardzo zadowolony, na spotkaniu pozwoliła mi przejąć inicjatywę, czułem się jak na randce, że to ja decydowałem co robimy, gdzie idziemy i kiedy randka dobiegnie końca. Było to dziwne uczucie dla mnie, bo koleżanki zawsze pakowały mnie w friendzone, ze względu na mój ugodowy charakter, tutaj nic takiego nie czułem. Monika wpadła mi w oko. Duże niebieskie oczy, drobna budowa, długie proste włosy, przyjemny niski głos, była dobrze ubrana i ładnie pachniała. W rozmowie wyważona, kulturalna, ale z charakterem, własnym zdaniem. Podziwiałem jej spokój. Zobaczyłem, że w czasie rozmowy przechyliła się w moją stronę.
Do wesela zostały 3 tygodnie, pisałem do niej co weekend dla podtrzymania kontaktu. Tydzień przed weselem zaproponowałem jej jeszcze jedno spotkanie w weekend- odmówiła, napisała, że weekend ma zajęty i że musi pomagać tacie, bo prowadzą małe rodzinne gospodarstwo agroturystyczne nad jeziorem i mieli gości (zrobiłem trochę głupio pisząc do niej dopiero w piątek rano i nie dałem jej czasu na organizację dojazdu).
Nadszedł dzień wesela. W kościele trochę się stresowała, usiedliśmy na końcu. Czasami zagadywałem do niej dla rozluźnienia atmosfery, widziałem, że mocno się przysunęła do mnie. Jak siedzieliśmy, to czułem jej bark na moim ramieniu. Nadszedł w końcu czas na zabawę. Była najpiękniejszą singielką na weselu. Szczupła, miała piękną suknię podkreślającą jej figurę, urocza, delikatna, towarzyska, chętnie zagadywała i rozmawiała z obcymi ludźmi. Babcie były nią zachwycone. Rodzice też zadowoleni. U niektórych z mojej rodziny też na pewno włączyła się zazdrość. Sam wodzirej chętnie ją zagadywał i zaczepiał, widocznie jemu też wpadła w oko
Wracam do sedna, żeby nie było tak kolorowo.
Początek był sztywny jak zwykle, chciałem ją wyciągnąć na zabawę grupową- nie chciała. Poszedłem na nią sam. Uciekła mi z oczu, dałem jej chwilę odsapnąć. Znalazłem ją na dworze, gadała jak się później okazało z obcą panią. Po jej powrocie, wyciągnąłem ją na dwór, zaczęła rozmawiać ze mną, usiedliśmy na ławce i jakieś 2 godziny gadaliśmy na różne tematy, głównie na temat tego gdzie chcielibyśmy pracować w przyszłości. Rozluźniłem się. Wróciliśmy na salę, w końcu dała się zaprosić na parkiet. W tańcu jestem średniakiem, ale mam poczucie rytmu, dobrze się nam tańczyło, wyglądała na zadowoloną. Najpierw jeden taniec, potem coraz więcej. Później przyszła pora na zabawy weselne. Na oczepinach złapała welon. Ja złapałem muszkę. Pan młody trochę mi w tym pomógł. Potem bawiliśmy się dalej, sporo tańczyliśmy. Później już niewiele się działo. Załatwiłem transport i wróciliśmy około 4:30. Tym razem chociaż powiedziałem jej "do zobaczenia" na pożegnanie, sugerując, że chciałbym jeszcze ją spotkać. Myślę, że to zapamiętała.
Po weselu podziękowałem jej jeszcze raz i napisałem że była świetna, odpisała, że bardzo jej miło. Dostałem wódkę od państwa młodych, pomyślałem, że mógłbym ją dać sąsiadce Moniki,
która mi ją poleciła na wesele. Sąsiadka napisała, żebym dał wódkę Monice i żeby ona jej ją przekazała. Monika odpowiedziała, że lepiej będzie gdy przekaże jej ją osobiście.
Po raz kolejny odmówiła interakcji, a przecież trochę się już znamy, chciałbym jej jeszcze zaproponować jakieś spotkanie z wyprzedzeniem, ale jak odmówi i nie poda innego terminu, to stracę cierpliwość. Pewnie wykręci się, że musi pracować w gospodarstwie i na tym będzie koniec. Mam do niej telefon, jak zadzwonię to trudniej będzie jej odmówić, ale nie wiem czy jest sens pchać się na nią na siłę, skoro druga osoba, tak mało z siebie daje.
Chciałbym wiedzieć jak naprawdę się bawiła na tym weselu, bo wiadomo, że bycie miłym to tylko maska. W rozmowach powtarza mi, że ma trudny charakter, że wszyscy jej o tym mówią, że
jest uparta i zawsze stawia na swoim. Nie lubi też narzucać się i innym i dawać im rad. Co ważne w tej chwili ani nie pracuje i studiów też nie zaczęła, więc musi mieć czas tym bardziej, że są teraz wakacje. Dla mnie jest tym, czego aktualnie mi brakuje w życiu, mam dobrą, stabilną pracę, za 2 mies. będę bronił magistra. Wydaję mi się, że zasługuje na taką kobietę. Co mega ważne pasuje do mnie fizycznie (jestem chudy i niewysoki, co eliminuje dużą liczbę kobiet na starcie), potrafi zaprezentować się w towarzystwie, widzę w niej dojrzałość i to mnie w niej kręci.
Podsumowując jej dotychczasowe negatywne zachowania wobec mnie:
- stosuje podwójne standardy (polewa wujek czy siostra- zgadza się na wszystko co zaproponują, proponuje cokolwiek ja- odmawia, dopiero po którymś razie dawała się przekonać)
- chętnie zagadywała obcych ludzi na weselu i rozmawiała z nimi, mnie praktycznie nie zagadywała, tylko reagowała na to co jej mówiłem
- na weselu przy mnie sprawiała wrażenie lekko zestresowanej (w sumie nie wiem czy to negatyw)
- nie jest zainteresowana moją osobą, mało pytała o mnie, praktycznie wcale nie pytała o moją pracę, a nie mam wcale takiej nudnej, przez to też ona mnie nie intrygowała,
- nie dawała mi komplementów, ale ja też jej nie dawałem
- jej poziom zaangażowania jest bardzo niski, to co robi to kulturalne minimum, nigdy nie napisała do mnie pierwsza
Pisanie z nią jest mega ciężkie, bo ciężko u niej z internetem i jest to prawda bo akurat pracuje w branży telekomunikacyjnej i wiem w jakiej ona dziurze mieszka.
Jak teraz myślę o tym wszystkim to jest mi przykro i smutno, bo prawdopodobnie już się nie spotkamy na żywo. Od jutra wracam do pracy, do innych zajęć, więc zaraz mi to wszystko przejdzie. Tym bardziej mi smutno wiedząc, jak będę musiał się namęczyć, żeby znaleźć kogoś na jej poziomie, a jak patrzę na tindery, na te glonojady, na te wszystkie idiotki, których kręci tylko życie na pokaz, które oferują mi tylko swój instagram, czy ich profil na onlyfans to mnie wewnętrznie skręca. Wieczne jechanie na ręcznym też mnie już nie interesuje. Nie jestem typem, który lubi się użalać, ale nie chcę już być sam. I jeszcze dodam, że ona nie jest żadną gwiazdą, jest normalną dziewczyną, nie widzę wianuszka chłopaków na jej facebooku. Zostawiam was z pytaniem o granice bycia miłą, bo przez to nie potrafię wyczuć tego jaki ona ma naprawdę stosunek do mnie.
Liczę na wsparcie i zrozumienie.
Dzięki za doczytanie do końca i pozdrawiam ciepło.