Ostatni w weekend udało mi się wyskoczyć z chłopakiem na 3dni do Szklarskiej Poręby...
i kurde...ludzi na stokach było mnóstwo choć myśleliśmy, że jak ferie skończone to wiara odpuści..ale widocznie wszyscy korzystają ile się da z białego szaleństwa 
A ponieważ ja nienawidzę tłumów i długiego czekania za wyciągami...
ten wyjazd spędziliśmy przede wszystkim na pieszej "wspinaczce" na szczyt 
Nie myślałam, że będzie nadal tak dużoooo śniegu, czasem wpadaliśmy w 2m zaspy 
A na samym szczycie warunki idealne na długie wspomnienia, czyli ok -15 C, silny wiatr i śnieg, a na dodatek masakryczna mgła ograniczająca widoczność czasem do 5m 
Ludzi bardzo mało, a kogo napotkaliśmy na swojej drodze, to zawsze pytanie było jedno : "Gdzie jest wyciąg prowadzący w dół"...a narciarze zjeżdżający z góry pytali nam się jak przebiega trasa, bo boją się szybciej jechać 
Przez mgłę mieliśmy bardzo zabawną przygodę...
mianowicie, będąc już na samym szczycie nie wiedzieliśmy gdzie jest ten wyciąg krzesełkowy, żeby zjechać już na dół...w końcu jakimś cudem usłyszeliśmy jakieś odgłosy przypominające wyciąg...szliśmy w tamtym kierunku na oślep cali zamarznięci, nie czuliśmy rąk ani nóg...
gdy dotarliśmy zobaczyliśmy sam koniec wyciągu, który już "zawracał"...
niestety nikogo tam nie było...zero ludzi....pomyśleliśmy, że może samemu tu trzeba wskoczyć na nie...ale za szybko to się poruszało...nie wiedzieliśmy jak...czekaliśmy, bo ktoś mógł tutaj również zawędrować, ale staliśmy tak dobre 7minut i nic...
byliśmy tak zmarznięci, że mózg prawie nie funkcjonował...heheh
w końcu postanowiliśmy pójść kawałek w dół...
I ku naszej ogromnej radości ukazali się ludzi i inny wyciąg, który już poprowadził nas na dół 
Najlepsze, że tylko my zjeżdżaliśmy w dół...reszta ludzi w górę...i wszyscy bardzo uważnie nam się przyglądali, czasem śmiali się....mianowicie wyglądaliśmy jak Yeti - cali zamarznięci, oszronieni...i trzęsący się
Było super...uwielbiam jak coś się dzieje podczas takich wypadów 

Być jak płynąca rzeka...