Ogólnie przyciągam do siebie kobiety, których kilkunastoletnie małżeństwa/związki nieformalne są na wykończeniu. Niestety, mam również skłonność do widzenia świata czarnym albo białym, zwłaszcza w relacjach męsko-damskich.
Ona była moim wymarzonym ideałem, wręcz urzeczywistnieniem utopii - nie było to zwyczajne zauroczenie, które łatwo da się zgasić. Zwierzyłem się mojej (teraz już w sumie byłej) przyjaciółce; jej siostra okazała się znać moją nową znajomą i jej męża. Pod naciskiem byłej przyjaciółki wyłożyłem karty na stół - powiedziałem całą prawdę, jednocześnie deklarując, że nie wyobrażam sobie być sprawcą rozpadu małżeństwa. Przeczytawszy to, scedowała na mnie decyzję co dalej robić. Wycofałem się nieco, ale utrzymywaliśmy poprawne relacje koleżeńskie. Potem dystans między nami znowu się skrócił. Wycofałem się ze środowiska, w którym się spotykamy, po jakimś czasie napisałem do niej, czysto po koleżeńsku, na co nie odpisała.
Z czasem zaczęło do mnie dochodzić coraz więcej sygnałów, że jej małżeństwo to w sumie tylko formalność, ewentualnie pewne zobowiązania. Mój przyjaciel, obejrzawszy wydarzenia na ich facebookach trafnie oszacował datę, od której ewidentnie coś zaczęło się zmieniać - ta data zbiega się w czasie z terminem, który mi podała, jako ten, w którym zaczęła pojawiać się w środowisku, w którym się poznaliśmy.
Co teraz powinienem zrobić?