Cześć wam wszystkim!
Skoro już tu tafiłam, niczym zagubiony królik, to widocznie musi być bardzo ze mną źle. Nawet nie czuję się komfortowo aby opisywać cokolwiek z problemu, jakim się trudzę. Ale ponieważ jest to na tyle delikatna i kłopotliwa dla mnie sprawa, której nie mam luksusu przedyskutować w prywacie z kimkolwiek, takie miejsce wydaje mi się chyba do tego odpowiednie. Zazwyczaj byłam człowiekiem, który potrafił sobie radzić w stresujących momentach. Obce mi były ataki paniki, nerwice, żołądek pod gardłem, atak niepohamowanych lęków. A teraz, dzisiaj, wczoraj, w każdej sekundzie nie sposób opanować tych bodźców. Czas pandemii, który powywracał do góry nogami życie wielu z nas - tak pod względem ekonomicznym, jak i osobistym - to czas, kiedy człowiek z wielu rzeczy nie zdawał sobie sprawy. Wielu z nas ciągle małymi kroczkami próbuje stanąć na nogi, zaczynąjąc od zera. I ja wam powiem, że ja też. I nie jest łatwo, kiedy mialo się już jakieś małe fundamenty. Mało, kto w takich okolicznościach chce mieć dodatkowe zmartwienia i wydatki. Ja stety, niestety mam ten problem, że stoję między młotem, a kowadłem. Bo w sobotę czeka mnie chrzest i jako matka chrzestna powinnam stanąć na wysokości zadania, bez kompromitacji się w czymkolwiek. No i się zaczęły klocki Lego... Bo tu ani żadnego prezentu wciąż, ani porządnego ubioru stosownego do okazji, ani fryzjera, o którego moje włosy już błagają od miesięcy, ale zawsze wyskoczyło coś ważniejszego finansowo obciążając budżet. I powiem wam, że to bardzo przykre, że taka miła uroczystość kumuluje takie przykre dolegliwości i uczucie panicznego strachu. Zawsze mi się wydawało, że takie momenty, kiedy ktoś nas prosi o ten przywilej bycia rodzicem chrzestnym jego pociechy to fajna sprawa. Ja osobiście każdemu tej roli zazdrościłam. Bo oczywiście moglibyśmy się teraz w temat zagłębiać i dyskutować (kto, co i jak się w tej roli sprawdza) bo nie każdy się sprawdza i chce się sprawdzać. Ale ja patrzę na to pod kątem tego, jakim ja jestem człowiekiem. Co dla mnie jest ważne i tak dalej, i tak dalej. Sama nie znam własnej matki chrzestnej. W rodzinie niewiele o niej ktokolwiek mówił więc nawet nie wiem, kim była i dlaczego ją wybrano. I znam zbyt mało takich przykładów, w których ktoś tę rolę wykonuje z chęcią i wdzięcznością. Osobiście uważam, że jest to jednak taka rola, którą rodzicie dziecka powinni dobrze sobie przemyśleć, niż decydować tylko na pokaz "do papierka". Choć zdaję sobie też sprawę z tego, że czasem po prostu nie mamy w kim wybierać.
U nas tak się złożyło, że mnie wybrano nie na pokaz, tylko dlatego, że faktycznie rodzice mojego przyszłego chrześniaka mogli na mnie polegać w różnych okolicznościach życia. Jeszcze na długo, nim w ogóle pojawiło się ich kolejne dziecko (bo mają jeszcze trójkę innych, co do których w niejednej kwestii mogli na mnie liczyć). A ja jestem takim człowiekiem, że nigdy nikomu nic nie odmówię, nawet jeżeli wiem, że komuś by się czasem należało obudzić, zlać zimnym prysznicem. Wiem, że pod pewnymi względami (chociażby wiary) na pewno temu dziecku przysłużę się trochę lepiej, niż jego rodziciele. Ale nie będę o tym dyskutować bo nie o to chodzi, by przedstawiać ich w złym świetle. Bo ich lubię, ale pewne zachowania pozostawiają wiele do życzenia.
A ponieważ są przy okazji rodziną mojego chłopaka, tym bardziej nie wypada mi się źle wypowiadać na temat ich wad. Niemniej jednak, sprawa jest o tyle dla mnie kłopotliwa, że w kwestiach finansów w tej chwili zwyczajnie stoję w bolesnym szpagacie. I co więcej, jestem nawet zła, że chrzest został załatwiony na ostatnią chwilę i tak z dnia na dzień wystosowali prośbę o zostanie matką chrzestną wraz z podaniem tej informacji o terminie ceremonii. Wiecie, ja osobiście nie rozumiem, jak ktoś ma kaprys i załatwia takie rzeczy na ostatnią chwilę (jak zresztą wszystko w swoim życiu). Bo jeżeli sytuacja życiowa rodziców i dziecka nie wymaga pośpiechu to wydaje mi się, że warto ten moment sobie zaplanować z wyprzedzeniem i czasem na sformalizowanie wielu aspektów (zwłaszcza dla rodzica chrzestnego, który - o ile nie śpi na złotym łożu wysadzanym diamentami - chciałby wiedzieć o takich aspektach, jak czekające go nieplanowane wydatki nieco wcześniej). No, ale cóż ja mogę. Jak to nie ja decyduję o tych okolicznościach. Osobiście jest mi przykro, że dzieje się to w nieodpowiednim momencie dla mnie. Ale też byłoby mi głupio odmówić (zwłaszcza, że tak czy inaczej, spośród najbliższego otoczenia naprawdę nie mają w kim wybierać. Ani pod względem praktykującego chrześcijaninia, ani pod żadnym innym).
I choć zazwyczaj mam takie stanowisko, że prezenty nie są obligatoryjne, a ważniejsze jest to, co ty masz do zaoferowania jako człowiek. To sytuacja kiedy mówimy o sakramentach świętych jednak jest wiążąca nie tylko cieleśnie. Bo można się później oczywiście całe życie wykazywać i tak dalej, i tak dalej. Ale jednak pamiątka z chrztu świętego powinna jakaś być i te nieszczęsne pieniądze w kopercie. A i człowiek w tym dniu teź powinien się jakoś prezentować... Ja z oczywistych względów, nie bardzo czuję się w pozycji do tego, żeby mojego chłopaka prosić o pieniądze. Nawet sobie tego nie wyobrażam. Bo i tak już od jakiegoś czasu mamy swoje bolączki w planowaniu wspólnej przyszłości i ślubu, do których nieustannie swoje cztery grosze wtrąca jego matka. Nie chcę się jednak teraz wdawać w szczegóły, ale powiem wam, że przepaść emocjonalna w odczuwaniu przyjemności z celebracji chrztu, który jest sympatycznym akcentem i wartością dodatnią w tej szarej i trudnej rzeczywistości, w jakiej od dłuższego czasu żyjemy. A w odczuwaniu smutku, żalu i traumy jakie wiążą się w tym samym samym czasie, w związku ze zbliżającą się na dniach pierwszą rodznicą śmierci brata mojego faceta, który popełnil samobójstwo jest naprawdę kolosalna. Ciężko tak to wszystko ogarnąć emocjonalnie. Z jednej strony w sobotę będzie chrzest, a z drugiej kilka dni później, feralna rodzinica. I ja wam powiem, że ja nie wiem, jak mam się zachować i co mam zrobić. Sama perspektywa tego, że osobiście muszę załatwiać wszystko na ostatnią chwilę przez brak zasobów i tą późno podaną informację jest już dość przytłaczająca.
Ja mam takie ataki paniki od paru dni, tak mnie zżera stres od środka, że spać nie mogę, wymiotuję, jeść mi się odechciewa. A jednocześnie cały czas muszę kombinować, jak to wszystko dopiąć i się nie skompromitować. Od razu odpowiem, że rodziców nie mam więc mi w tej sytuacji nie ulżą wsparciem w żadnej kwestii. Próbowałam na wszystkie możliwe sposoby przez ostatnie dni wzbić się na wyżyny elokwencji i terminowości aby dogadać się w sprawach zawodowych. Ale nie wyszło. Człowiek, który trudni się w środowisku twórczym i ma jakieś możliwości wykonania zlecenia podzielonego na "przed i po" w sferach zaliczek i innych tego typu sprawach, ma jeszcze jakieś szanse coś zdziałać, niż ktoś kto na etacie dostaje jedną wypłatę do ręki w konkretnym terminie. Bo zawsze są to jakieś poważniejsze pieniądze niż przysłowiowa miska ryżu. Ale nie każdy klient rozumie rynek. Nie każdy klient jest uczciwy, szczery i terminowy choć tego samego oczekuje. Nie każdy człowiek myśli o zawodzie twórczym, jak o poważnym fachu bo najwyraźniej poważne jest tylko bycie lekarzem, prawnikiem albo politykiem. Raz jest lepiej, raz jest gorzej wiadomo. Bo są różni ludzie, o różnym progu profesjonalizmu. I tacy albo pamiętający o swoim sumieniu i potrzebach innych albo nie posiadający go wcale,
Powiedzcie mi, co ja mam w takiej sytuacji zrobić? Co wy byście zrobili? Jasne wiem, ktoś by tam sobie pożyczył, inny by odmówił bez skrupułów, ktoś by wziął dodatkowe zlecenia. No ja też próbowałam i nie wyszło...
Nie masz innego wyjścia jak poprosić chłopaka o pomoc, bo jak nie jego to kogo...
Jak to są dobrzy znajomi, to nawet mogłabyś pieniądze dać później, bo to i tak żadna pamiątka.
Nie masz innego wyjścia jak poprosić chłopaka o pomoc, bo jak nie jego to kogo...
Jak to są dobrzy znajomi, to nawet mogłabyś pieniądze dać później, bo to i tak żadna pamiątka.
Witaj
Być może masz rację, ale póki co, bądź co bądź, marne to rozwiązanie bo On ma dość na ten moment własnych zmartwień i wydatków (w tym naprawę samochodu) żebym miała go dodatkowo obarczać troskami. Przecież nie mówimy o taniej "zabawie". Choćbym i mogła dać później, to nie chcę bo zwyczajnie nie wypada. A pomijając już kwestie prezentu, reszty rzeczy nie zrobię później i tego nie da się wykluczyć ominąć, pominąć. Ale dziękuję Ci za uwagę i czas bo widzę, że treść trochę przerosła moje założenia. Miało być krótko i zwięźle, ale jak zwykle musiałam się rozgadać.
Pozdrawiam
wieka napisał/a:Nie masz innego wyjścia jak poprosić chłopaka o pomoc, bo jak nie jego to kogo...
Jak to są dobrzy znajomi, to nawet mogłabyś pieniądze dać później, bo to i tak żadna pamiątka.Witaj
Być może masz rację, ale póki co, bądź co bądź, marne to rozwiązanie bo On ma dość na ten moment własnych zmartwień i wydatków (w tym naprawę samochodu) żebym miała go dodatkowo obarczać troskami. Przecież nie mówimy o taniej "zabawie". Choćbym i mogła dać później, to nie chcę bo zwyczajnie nie wypada. A pomijając już kwestie prezentu, reszty rzeczy nie zrobię później i tego nie da się wykluczyć ominąć, pominąć. Ale dziękuję Ci za uwagę i czas bo widzę, że treść trochę przerosła moje założenia. Miało być krótko i zwięźle, ale jak zwykle musiałam się rozgadać.
Pozdrawiam
Z tej długiej wiadomości wnioskuję, że tak:
- potrzebujesz ciucha
- potrzebujesz fryzjera
- potrzebujesz prezentu
Tyle, czy coś jeszcze?
Odnośnie ciucha, naprawdę nie masz w szafie eleganckiej spódnicy, beżowych rajstop i ładnej bluzki? Ciężko w to uwierzyć.
Odnośnie fryzjera, nie masz w pobliżu salonu, który Ci po prostu podetnie włosy? To nie kosztuje znowu wielkiego majątku. Możesz zawsze też podpiąć włosy albo wymodelować tak, żeby nie było widać problemów.
Odnośnie prezentu, to nie jest najważniejsza część uroczystości. Skoro Cię poprosili to wiedzą też, jak jest. Ja bym kupiła w takiej sytuacji kartkę i srebrny łańcuszek (to jest koszt z 200zł, więc nie majątek), a jak na łańcuszek nawet Cię nie stać, to teraz kupiłabym samą kartkę, a postarałabym się o coś droższego na roczek. Rodzice dziecka powinni to zrozumieć.
wieka napisał/a:Nie masz innego wyjścia jak poprosić chłopaka o pomoc, bo jak nie jego to kogo...
Jak to są dobrzy znajomi, to nawet mogłabyś pieniądze dać później, bo to i tak żadna pamiątka.Witaj
Być może masz rację, ale póki co, bądź co bądź, marne to rozwiązanie bo On ma dość na ten moment własnych zmartwień i wydatków (w tym naprawę samochodu) żebym miała go dodatkowo obarczać troskami. Przecież nie mówimy o taniej "zabawie". Choćbym i mogła dać później, to nie chcę bo zwyczajnie nie wypada. A pomijając już kwestie prezentu, reszty rzeczy nie zrobię później i tego nie da się wykluczyć ominąć, pominąć. Ale dziękuję Ci za uwagę i czas bo widzę, że treść trochę przerosła moje założenia. Miało być krótko i zwięźle, ale jak zwykle musiałam się rozgadać.
Pozdrawiam
A mi się pomylił chrzest z przyjęciem, tu pieniądze nie wchodzą w grę.
Ale prezent też można dać później, włosy nie muszą być od fryzjera, ani nowa sukienka, więc jak się zgodziłaś, to wiedziałaś z czym to się wiąże i sama zafundowałaś sobie stres.
Teraz musisz jakoś przez to przebrnąć.
Skoro się zgodziłaś to nie masz wyjścia, bierzesz na klatę.
Ale nie zamartwiaj się. Dasz radę.
To nie ślub chrześniaka.
Jako osoba wierząca masz przecież świadomość, że koperta i prezent nie są tu konieczne.
Wystarczy, jak napisała Lady Loka, ładna kartka okolicznościowa z życzeniami na pamiątkę.
W sobotę ma być zimno to wytwornej kiecki spod kurtki czy płaszcza i tak za wiele by nie było widać.
A coś tam świątecznego do odzienia zapewne masz.
I pomyśl o tym, że rodzice dziecka zapewne są ci wdzięczni, że się zgodziłaś być chrzestną.
Bo teraz dużo ludzi odmawia lub nie spełniają wymogów proboszcza.
A jak kiedyś ci się polepszy finansowo to dasz prezent.
Od kiedy to wartość prezentu jest kluczowa przy chrzcie? Jak najdalej o ludzi, którzy tak sądzą.
Pewne oczekiwania będzie miało to dziecko, jak będzie miało komunię, osiemnastkę, wesele.
Wyluzuj:)