Cześć wszystkim
Pisze ten temat za namową żony która dzisiaj stwierdziła podczas naszej dyskusji że mogłbym spytać o zdanie na forum innych i poznać punkt widzenia innych no bo co mi szkodzi
Otóż sprawa polega na tym że wg żony ja nie lubię ludzi i że to mój problem ale sama podkreśliła też to że być może to ona ma problem z tym jak mnie odbiera a nie że ja ten problem mam.... W tym wszystkim chodzi o to że ja podejście do życia mam takie że dla mnie liczy się żona syn najblizsza rodzina i to w zasadzie koniec nikt inny się nie liczy zdanie innych się nie liczy inni mogliby nie istnieć. Dla mnie to jest normalne bo skoro wspólne życie mam z żoną to tylko no to tylko jej się słucham z nią omawiam nasze sprawy z nią mam ochotę spędzać czas inni mi są niepotrzebni. Znajomi koledzy wszystko się rozjechało tak na dobrą sprawę mam jednego kolegę z ktorym we dwójkę pracujemy i jest mi z tym dobrze. Nigdy nie czułem potrzeby posiadania wielu znajomych nie czułem potrzeby imprezowania wychodzenia z domu itp jak gdzieś wychodziłem to zazwyczaj się męczyłem no nie lubię tego mi jest dobrze tak jak jest. Żona nawet czasami mi potrafiła powiedzieć że mi nie jest dobrze wpierala mi że ja tak naprawdę nie chcem tak życ bo oczywiście jak to kobieta wie lepiej.... z tym że się myli bo mi jest dobrze ja jestem szczęśliwy żona dziecko co więcej trzeba ja nie chcem robić nic na siłę nie chcem się na siłę zmieniać no zmieniać w coś czego nie cierpię. Uważam że każdy ma prawo do tego żeby żyć po swojemu jak ktoś lubi oczywiście jak się jest z kimś w związku to w taki sposób żeby drugiej osoby nie ranić no ale każdy ma prawo być sobą i żyć po swojemu. A to co moja żona ostatnio mi wmawia że ja nie lubię ludzi - na codzień mam kontakt z obcymi ludźmi z którymi porozmawiam pozartuje pośmieje się pogadam głupoty itd pracuje od pn do pt z kolegą który jest moim szefem praktycznie już dwa lata i nie było żadnej kłótni żadnego spięcia czy to z nim czy z klientami czy z innymi ludźmi którzy przychodzą i znamy się z widzenia więc nie wydaje mi się zeby żona miała rację że ja ludzi nie lubię.... Ostatnio weszliśmy w temat budowy domu i oczywiście jak to w rodzinie zaczęło się doradzanie co i jak mam zrobić u siebie doradzanie bardziej na zasadzie wydawania poleceń i tutaj też wywiązała się dyskusja z moja żoną która twierdzi że niepotrzebnie się ciskam jak ktoś ma swoje "sugestie".... no właśnie tzw " sugestie "..... na wszelkie sugestie i wtracanie się innych do moich spraw ja od zawsze mam alergię i mnie to uruchamia w sekundę. Całe życie radzilem sobie sam ja jestem samodzielny potrafię myśleć zrobić nauczyc sie tego czego nie umiem czyjejś pomocy nie potrzebuje i wg mojej żony to jest nie wporządku ponieważ powinienem słuchać innych (rodziny) i ich "sugesti".... Nooo soryyy.... I na koniec tematy świąteczne itp - nie cierpię tego. Usiąść i słuchać durnego gadania wszystkich dookoła no to jest męczarnia ogromna. Oczywiście zona lubi i jak sama mówi ma potrzebę czasami tak posiedzieć i to ja rozumiem i w wielkich bólach ale zazwyczaj godze się na to żeby pojechać posiedzieć ale robię to tylko dla niej żeby jej było dobrze ja sam nie mam żadnej przyjemności z tego jest mi niedobrze z tym ale dzielnie to znoszę. Pod tym względem uważam że idę na kompromis z żoną bo mimo że nie cierpię tego to robię to dla niej.
I teraz pytanie do was czy wg was to ja mam problem czy moja żona ma problem z którym z nas jest coś nie tak a może z nikim..... czy żona ma prawo wymagać żebym na siłę i na przekór sobie szukal znajomych kolegów po to żeby ich mieć i na siłę z nimi kontakt utrzymywac czy żona ma prawo wymagać żebym do swoich spraw dopuszczał rodzinę i pozwalał żeby rodzina się wtrącala. Mi jest dobrze tak jak jest ja się dobrze czuje spotkania rodzinne staram się często iść na kompromis z żoną tak żeby sama nie była a że nie mam potrzeby mieć znajomych no nie mam i tyle. Ludzi jakbym nie lubił to bym nie wykonywał tej pracy którą wykonuje a kontakt z ludźmi w pracy mam codziennie. Jak myślicie wspólnie z żoną ciekawi jesteśmy jak inni na to spojrzą