Dobry wieczór wszystkim. Chciałabym podzielić się z Wami moim dylematem i usłyszeć, co Wy o tym sądzicie. Wiem, że nie jest to jakiś ogromny problem( a może jest?), czy tragedia, ale po 26 latach wspólnego życia, czuję takie niedocenie, wygodnictwo ze strony faceta, brak chęci z jego strony aby zrobić mi przyjemność. Jestem nieprzerwanie w związku od 26 lat. Mamy 23-letnią córkę. Na brak pieniędzy nie narzekamy. Stać nas nawet na dużo więcej niż tzw. przeciętnego Kowalskiego. Nie bez znaczenia o tym wspominam, bo poniekąd jest to istotne w tej historii. Tak jak wspomniałam jestesmy razem od 26 lat , więc znamy się doskonale. Problem w tym, ze mój facet nigdy jeszcze nie zrobił mi prezentu na urodziny, o imieninach nawet nie wspominam, bo o nich nie pamięta. Jedynym dniem w roku, w którym dostaję prezent od niego, jest Wigilia, choć i tu był jeden wyjàtek. Poprostu nie dostałam jeden raz prezentu pod choinkę...W dniu moich urodzin przygotowuję urodzinową kolację tylko dla mnie, męża i córki. On tego dnia przynosi mi duży bukiet czerwonych róż... i jeszcze szampana, drogiego.. wie, ze ja bym takiego napewno nie kupiła, wie też, że akurat niewiele piję i alkohol mógłby dla mnie nie istnieć, natomiast on uwielbia do dobrej kolacji wypić lepszy alkohol. A ten szampan to akurat jego ulubiony trunek. Skupmy się na różach. Piękne, czerwone, wielki bukiet, tylko, że ja uwielbiam białe kwiaty.. i to niekoniecznie muszą być róże. O tym , ze kocham białe kwiaty wiedzą wszyscy i każdy przynosi mi właśnie takie... jemu tez kilka razy o tym wspominałam. Ale uparcie od tylu lat ciągle kupuje mi czerwone. Podsumujmy: od 26 lat razem, w dniu własnych urodzin stoję przy garach, zeby przygotować urodzinową kolację. Nigdy nawet nie zaprosił mnie tego dnia do restauracji. Nigdy żadnego prezentu na urodziny, kwiaty tak, ale nawet nie moje ulubione i szampan, którego akurat nie potrzebuję wcale, bo prawie nie piję. O imieninach nie pamięta. Kiedy są jego urodziny, imieniny , ja tez przy garach stoję, kolację przygotowuję i zawsze daję mu prezent. Już od kilku lat miałam chęć powiedzieć mu, że kwiaty i alkohol to można dać komuś kogo się słabo zna, a nie kobiecie z którą żyje się 26 lat. Nadażyła się ostatnio okazja, gdzie podczas rozmowy wspomniałam, że koleżanka od męża dostała cudowny prezent... wtedy usłyszałam, że ja też dostaję prezenty... spytałam jakie? Usłyszałam: kwiaty i szampana. Nie wytrzymałam wtedy i odpowiedziałam, że mam gdzieś kwiaty i szampana! Ludzie! Stać nas na to żeby zabrał mnie na kolację,co ja mówię?!.. stać nas żeby polecieć na kolację choćby do Paryża!!! zebym przy garach nie musiała stać w dniu własnych urodzin, żeby kupił mi choćby perfum , torebkę czy bransoletkę. Cokolwiek. Mówię mu: kup mi bukiet o połowę mniejszy, ale z białych kwiatów a z tego co zostanie jakiś prezent niespodziankę. Jestem kobietą, różnych rzeczy potrzebuję i jak każda kobieta uwielbiam prezenty! Teraz jest obrażony i powiedział, że już nigdy nie da mi żadnego prezentu,bo uparcie twierdzi ze kwiaty i szampan to najwspanialszy z prezentów jaki można dać kobiecie z którą żyje się 26 lat! Nawet wygooglował i mi pokazał, że napisane jest w internecie, że kwiaty to najwspanialszy prezent. A ja uważam tak: jak idę na urodziny do kogoś, kogo znam bardzo dobrze, to staram się, żeby prezent sprawił radość przede wszystkim osobie obdarowanej, nieważne czy będzie to prezent praktyczny czy taki bardziej osobisty. Jeśli wiem, ze osoba np. lubi różowe goździki, to kupuję bukiet z takimi kwiatami jakie lubi. Jeśli wiem, że nie je słodyczy, to nie kupuję bombonierki. Czy nie o to w tym chodzi? Mogę kupić jakiekolwiek kwiaty i alkohol dla kogoś kogo słabo znam, ale nigdy dla bliskiej osoby. Co mam o tym myśleć? Czy mój facet postępuje tak z wygody? Czy robi to na odczepnego? Czy mogę mieć nadzieję, że liczy się ze mną? Tak jak napisałam na początku, wiem, ze ludzie mają gorsze problemy, sama tez takie miewam, ale teraz nie potrafię przestać myśleć właśnie o tym....zaczyna coś do mnie docierać, nie potrafię pozbyć się wrażenia, że facet nie liczy się ze mną, że moje urodziny świętowane są na odczepkę, że nie obchodzi go tak naprawdę co ja lubię, a czego nie... że kieruje się własną wygodą: ta sama kwiaciarnia, to samo zamówienie każdego roku , do tego jego ulubiony szampan i z głowy... co o tym myślicie?
Ja myślę, że on był przekonany, że robi dobrze. Tak jak piszą w książkach o tych kwiatach. A Ty jeszcze awantura
Poza tym nikt Ci nie kazał stać przy garach i robić urodzinowej kolacji.
3 2021-12-07 09:00:39 Ostatnio edytowany przez madoja (2021-12-07 09:00:56)
Wiesz... za długo zgadzałaś się na takie obchodzenie urodzin, by on wpadł na pomysł, że Ci się to nie podoba. Gdyby mój mąż przez 26 lat z uśmiechem przyjmował jakiś mój stały rytuał, też bym uznała że mu się to podoba. Mogłaś zareagować duuuużo wcześniej. I nie awanturą (tak jak teraz opisałaś) tylko na spokojnie, słodkim głosem.
Generalnie wielu facetów jest takich, że nie wiedza co kupić i jeśli to Wasz jedyny problem to macie udane życie
To i tak dużo, że pamięta o urodzinach. Masa facetów zapomina. A co do prezentów - może to ten typ mężczyzny, którego trzeba pokierować za rękę jak dziecko. Może musisz mu wprost powiedzieć wcześniej że zamarzyła Ci się bransoletka czy kolczyki.
Suma summarum: rozmowa.
4 2021-12-07 11:03:57 Ostatnio edytowany przez 123Sprawdzam (2021-12-07 11:36:30)
Mam 10 plusów i 1 minus. To biorę ten JEDEN minus, karmię go i rozdmuchuje do takiej wielkości, żeby te 10 plusów przysłonił...i wtedy mogę już narzekać " jaka to ja jestem nieszczęśliwa" i " jaki to mój mąż zły" i " tylko nieszczęście na mnie sprowadza" i " cały czas mnie dołuje"
I z bilansu super dodatniego +9(plus dziewięć!!!) ... Robi się " na siłę, przy odrobinie manipulacji" -11!!! ( Minus JEDENAŚCIE! A CO!)
Że te przysłowiowe 10 plusów to one NIC NIE WARTE! ... ALE TEN JEDEN MINUS TO HO, HO!!! STRASZNY! KRZYWDA NA CAŁE ŻYCIE!!! TAK SIĘ NIE DA ŻYĆ!!!
Znajoma postawa?
Co Ty na to?
Nie jest prawdą, że wszyscy lubią prezenty, one główine dają radość dającemu, a obdarowany często robi dobra minę do złej gry.
Ty akurat lubisz dawać i dostawać prezenty, mąż nie, wystarczy, że to zrozumiesz. Są w kwiaciarni czerwone, to kupuje, ma rację, że kwiaty są najważniejsze, bo liczy się pamięć, nie prezenty. Zresztą lepiej nie dać prezentu niż źle trafić, często prezenty robią się "przechodnie".
Podkreślasz, że tak długo się znacie, więc tym bardziej mogłabyś sama wymyślić spędzenie tego czasu poza domem.
Marzy Ci się raczej romantyczna randka z mężem, niekoniecznie urodzinowa, dlatego ten Paryż możesz też sama zaproponować.
Ja myślę, że on był przekonany, że robi dobrze. Tak jak piszą w książkach o tych kwiatach. A Ty jeszcze awantura
Poza tym nikt Ci nie kazał stać przy garach i robić urodzinowej kolacji.
To prawda, nikt Nie każe mi robić uroczystej kolacji w dniu urodzin, jednak oprócz męża, jest jeszcze moja córka i mama , o której nie wspomniałam, a która zawsze przychodzi z życzeniami dokładnie w dniu urodzin. Stąd czuję się zobowiązana ugościć te osoby jak najlepiej się da. Oczywiście mogłabym tego dnia nie czekać na zaproszenie do restauracji od mojego męża, ale sama zabrać gości do restauracji, tylko mąż twierdzi, że w naszym mieście nie ma żadnej dobrej restauracji, gdzie mógłby zjeść. Ten temat też był u nas przerabiany nie raz. Wie, że ja mam swoją ulubioną restaurację, w której cokolwiek bym zamówiła, to będzie mi ogromnie smakować... ale cóż... jemu nie...
7 2021-12-07 14:05:31 Ostatnio edytowany przez Gary (2021-12-07 14:06:48)
... w dniu własnych urodzin stoję przy garach, zeby przygotować urodzinową kolację. Nigdy nawet nie zaprosił mnie tego dnia do restauracji. .....
zebym przy garach nie musiała stać w dniu własnych urodzin,
Wersja męża: "Nigdy nie chodzimy do restauracji na jej urodziny, bo ona zawsze się upiera przy tym cholernym przyjęciu, zawsze stoi przy garach. Potem jest zmęczona i rozdrażniona, nawet jej nie cieszą kwiaty i szampan. "
Wniosek?
Nie stój przy garach w pewne urodziny i zobacz co się będzie działo.
Domyślam się takie odpowiedzi: "To co? Mam nie robić przyjęcia? A jak on nigdzie nie zaprasza, to co wtedy? Będziemy siedzieć bez obiadu? A córka przyjedzie... muszę ją jakoś ugościć... zawsze robiłam obiad... ".
Jeśli chcesz zmienić zachowanie innych, to zmień zachowanie swoje tak, aby inni musieli zmienić swoje.
Czyli w twoim przypadku przestań spędzać urodziny przy garach -- to jest twój wybór i twoja decyzja, że tak robisz w urodziny.
8 2021-12-07 14:08:42 Ostatnio edytowany przez Gary (2021-12-07 14:15:29)
nikt Nie każe mi robić uroczystej kolacji ......... jednak ... która zawsze przychodzi z życzeniami dokładnie w dniu urodzin. Stąd czuję się zobowiązana ugościć
Nawet nie musiałem czekać na twoją odpowiedź...
Oczywiście mogłabym tego dnia nie czekać na zaproszenie do restauracji od mojego męża, ale sama zabrać gości do restauracji,
Mogłabyś, mogła...
.. tylko mąż twierdzi, .... mi ogromnie smakować... ale cóż... jemu nie...
No i co z tego? Taki on kochający, że nie pójdzie z żoną do jej ulubionej restauracji? To może niech zostanie w domu?
Czy mogę mieć nadzieję, że liczy się ze mną?
Jeśli jest osoba A i osoba B... i w urodziny osoby A, we własne urodziny, osoba A nie może iść do ulubionej restauracji osoby A... bo osobie B nie będzie tam smakować...
To jak myślisz, z kim się trzeba liczyć bardziej? Z osobą A czy osobą B?
Lady Loka napisał/a:Ja myślę, że on był przekonany, że robi dobrze. Tak jak piszą w książkach o tych kwiatach. A Ty jeszcze awantura
Poza tym nikt Ci nie kazał stać przy garach i robić urodzinowej kolacji.To prawda, nikt Nie każe mi robić uroczystej kolacji w dniu urodzin, jednak oprócz męża, jest jeszcze moja córka i mama , o której nie wspomniałam, a która zawsze przychodzi z życzeniami dokładnie w dniu urodzin. Stąd czuję się zobowiązana ugościć te osoby jak najlepiej się da. Oczywiście mogłabym tego dnia nie czekać na zaproszenie do restauracji od mojego męża, ale sama zabrać gości do restauracji, tylko mąż twierdzi, że w naszym mieście nie ma żadnej dobrej restauracji, gdzie mógłby zjeść. Ten temat też był u nas przerabiany nie raz. Wie, że ja mam swoją ulubioną restaurację, w której cokolwiek bym zamówiła, to będzie mi ogromnie smakować... ale cóż... jemu nie...
No ale to znowu Ty czujesz się zobowiązana, Ty uważasz, a inni mają się dopasować do Ciebie. Tyle, że wcale nie muszą.
Moglibyście nawet zamówić pizzę, a i tak dobrze byście się bawili. No chyba, że Wy z tych, co bez stania pół dnia w kuchni nie potraficie świętować.
To taka trudna sytuacja gdy Ty byś tak bardzo bardzo chciała, żeby on zrobił rzeczy, które Ty chcesz, ale największą wartością by było, gdyby w ogóle sam na nie wpadł, zadbał, zapytał, zgadł... Bo jak Ty powiesz, to już zupełnie to traci na wartości, bo Ty byś chciała, żeby to było z serca, z takiego poczucia, że się liczysz, że Cię słucha, jesteś ważna.
Kochana, to są zwyczajne ludzkie potrzeby. Zgadzam się. I każdy z nas chce być uznany, zobaczony, doceniony, czasem wręcz uwielbiony i żeby powiedziano: jesteś ważna, widzę Cię, słucham Cię.
Kłopot jest taki. Jako ludzie jesteśmy bardzo kiepscy w uznawanie innych. W mówieniu niepowierzchownych komplementów. W docenianiu, dziękowaniu, zauważaniu małych rzeczy.
I kiedy ta nasza potrzeba nie jest zaspokajana przez 26 lat to nagle ulewa się - i frustracja wylatuje na wszystkie strony pod tytułem zdania "w dupie mam te kwiaty!"
Zrozumiałe. Naprawdę.
Co dalej?
Ano, wyjść jest wiele. Ja jedno z nich Ci proponuję, gdyż ostatnio mieliśmy ogromny konflikt w pracy właśnie na polu uznania: okazuje się, że starsi stażem bardzo chcieli być uznani, że są tacy wszystkowiedzący, że są świetnymi liderami, wspaniale prowadzą, wiele wiedzą... a ci młodzi stażem chcieli być uznani, że on też coś wiedzą, że coś wnoszą, że potrafią, że im też się daje zaufanie. No kompletna klapa... z której wynieść można wniosek: uznawajmy się nawzajem. Zacznijmy sobie mówić rzeczy, które w innych ludziach widzimy za dobre, ważne, piękne, mądre, co zrobili świetnie, szybko, sprytnie... to nie boli. Tylko wiesz. Ktoś o to musiał najpierw poprosić. Jedna osoba z zespołu zebrała się na odwagę i powiedziała, że nie czuje się uznawana z całym swoim fantastycznym dorobkiem. To bardzo odważne, wystawia naprawdę na wyśmianie, na to, że można usłyszeć, że ci się w dupie poprzewracało, albo że zawsze ci mało, albo że już nigdy więcej tego prezentu nie dostaniesz.
Proponuję Ci jednak wyjść z odwagą i pokazać swoje potrzeby. Nie w konflikcie, ale w momencie, kiedy jesteście blisko, kiedy jest przyjemnie, wziąć głęboki oddech i powiedzieć: mężu, chcę powiedzieć Ci coś bardzo ważnego... boję się twojej reakcji, boję się, że wyśmiejesz, że czegoś takiego potrzebuję... ale chcę żebyś wiedział, że teraz odsłaniam wrażliwą część siebie. Potrzebuję, żebyś ustawił sobie przypomnienia na moje urodziny. Potrzebuję, żebyś powiedział, że dziękujesz mi za kolację i za prezent. chciałabym, żebyś uznał, że zrobiłam fajną imprezę...
No cóż, tak sobie to wyobrażam, źe w związku który ma 26 lat stażu może taki jeden moment prawdziwej bliskości go nie złamie, a wzmocni.
On nie jest wcale taki wygodnicki co myślisz... Szampan kupi w sklepie, kwiaty w kwiaciarni, to dwa różne miejsca i dodatkowa fatyga... Pomyśl w ten sposób
12 2021-12-07 22:01:40 Ostatnio edytowany przez szeptem (2021-12-07 22:05:01)
A czy pod innymi względami mąż o Ciebie dba? zna Ciebie, Twoje potrzeby, preferencje itd? jest czuły, troskliwy czy obojętny? Mam wrażenie, że niezbyt... Intymnie się Wam układa czy ta sfera już nie istnieje? Faktycznie, mąż idzie po najmniejszej linii oporu i jakby "na odwal". Może Ty zrewanżuj mu się tym samym co roku prezentem - może to jakoś go zaskoczy i skłoni do przemyśleń?
Spędzacie z sobą w ogóle czas, razem we dwoje? rozmawiacie? lubicie się? bywacie gdzieś razem (kawiarnia, kino, teatr, koncert itp) - czy każde żyje swoim życiem pod jednym dachem? Odpowiedz sobie i nam szczerze a nieco obraz się rozjaśni. Pieniądze to nie wszystko w życiu, uwierz.
Można mamę i córkę zaprosić do restauracji - albo Twojej ulubionej (chyba mąż w Twoje urodziny może zjeść tam obiad;), albo nawet jakiejś oddalonej o 10-15 km, przecież to nie jest daleko a urodziny ma się raz w roku.
ALBO
Macie pieniądze, czemu Ty stoisz przy garach? Nie możesz sobie wynająć cateringu/kucharzy, którzy ugotują Ci w Twojej kuchni na zawołanie, co tylko chcesz? Zrób sobie prezent! Niech ktoś gotuje dla Ciebie i Twoich gości. A Ty poleż w wannie, zrelaksuj się, przygotuj na przyjęcie gości:)
A prezent? Niektórzy nie znoszą kupować prezentów, po prostu, i już. Jesteście razem 26 lat, przecież znasz swojego męża na wylot. Po co kruszysz kopię o takie rzeczy? Zabierasz męża w dogodnym czasie do wybranego sklepu - butiku, jubilera, etc i wybierasz sobie prezent (który pewnie miałabyś już upatrzony:). Mąż płaci- zadowolony, że Tobie sprawił faktyczną radość, Ty zadowolona, bo masz to, o czym marzyłaś.
Po tylu latach chyba ciężko pewne sprawy wywalać do góry nogami, prościej pewnie niektórymi kwestiami pokierować tak, by wilk był syty, a owca cała
przypomial mi sie taki suchar:
Stoja 2 psiapiuły na balkonie i jedna do drugiej. - Ty patrz twoj Wiesiek z roboty wraca z bukietem róż.
- Noooo nieeee zapomniałam ze mam imieniny, zaś bede mu musiała dać dupy.
- A co ty głupia, nie masz wazonu?
Poprostu powedz swojemu staremu, że na kolejne urodziny checsz dostac xyz zamiast tych przekletych czerwonych róż do których juz ci sie nawet nie che wazonu szykować .
A mamusi i córusi zostaw kanapki czy parowki czy co tam serwujesz + jakies ciasto z sieciówy czyt. najmniejsza linia oporu
tzn olej to po co ta spina to tylko kolejny przewidywalny dzien......chcesz cos nieprzewidywalnego w tym dniu...wyjedz w "Bieszczady " tzn sama zrob cos innego.
Najtrudniejszy jest 1 krok do leprzego zycia...potem jest kolejny i kolejny a po wielu juz patrzysz wstecz i masz banana ze jestes gdzie jesteś.
Tak trochę jajca ma wywalone. No ale zawsze coś. Lepszy rydz niż nic.
Czemu nie zorganizujesz kolacji urodzinowej w tej restauracji? Zapraszasz gości, oni przychodzą. Jecie sobie… Musisz wziąć sprawy w swoje ręce.