Chciałabym opisać problem, jaki gryzie mnie od ponad dwóch dekad. Nie liczę, że ktoś powie mi, co z tym zrobić. Ale może macie na ten temat jakieś przemyślenia, które będą dla mnie inspiracją. Może ktoś miał podobnie?
Chodzi o to, że nie cierpię swojej twarzy. Zaczęło się, kiedy miałam ok. 13 lat, teraz zbliżam się do czterdziestki. To coś więcej niż kompleks. Nie mogę zaakceptować nosa, brody, żuchwy i ogólnie całego kształtu głowy. Moje rysy koło regularnych to nawet nie stały. Jednocześnie mam świadomość, że nie jestem jakimś totalnym straszydłem i ludzie nie wytykają mnie palcami na ulicy. Jest we mnie strach, że bez włosów wyglądałabym jak stary chłop. Po prostu tak strasznie nie jestem w swoim typie, że jest to dla mnie przyczyną silnej udręki psychicznej. Porównałabym moje życie w tym stanie do chodzenia w niewygodnych butach – niby można gdzieś dojść, ale do d… z takim chodzeniem. Marnuję na te kompleksy mnóstwo energii, szkoda życia po prostu.
Oglądanie moich zdjęć jest dla mnie silną udręką. Staram się unikać jak mogę, ale w dzisiejszych czasach to nie zawsze jest możliwe. Po tym, jak obejrzę zdjęcie łapię doła. Ostatnio musiałam wziąć udział w sesji zdjęciowej i jak zobaczyłam się na zdjęciu to potem dosłownie wpadłam w histerię i długo płakałam.
Marzę o operacji plastycznej, konsultowałam się z kilkoma chirurgami. Problem w tym, że panicznie boję się narkozy (nigdy nie miałam). Jest to strach, którego od dwóch dekad nie potrafię przezwyciężyć. Przez to dodatkowo zaczynam źle myśleć o swoim charakterze – myślę sobie, że jestem tchórzem, któremu brak odwagi i w ogóle jestem głupia, że przez ponad dwie dekady nie potrafię rozwiązać tego problemu. Jestem w jakimś klinczu psychicznym. W kwestii operacji dodatkowo mam wątpliwości, czy one faktycznie poprawiłyby mój wygląd. Bo u mnie tak nic do siebie nie pasuje, że nawet nie wiem, czy operacja jest w stanie to zmienić.
Jestem świadoma, czym jest dysmorfofobia. Jednocześnie jestem prawie pewna, że jej nie mam. Sporo czytałam o takich przypadkach, oglądałam dokumenty o ludziach z tym zaburzeniem i te przypadki wydają mi się jakieś bardzo odległe. Nie odnajduję siebie w tych osobach. Jak oni opowiadają o swojej chorobie o tym, jak się z tym czują, to ja myślę: „O co mu/jej chodzi w ogóle?”
Już nie raz chciałam iść z tym do psychologa albo psychiatry. Tylko a) jak wyżej – uważam, że to nie dysmorfofobia b) nawet jeśli na to choruję, to absolutnie nie wierzę, że jakiekolwiek leczenie jest w stanie mnie z tego wyciągnąć.