Zaraz miną 2 lata od kiedy jesteśmy razem. Na początku wszystko było super, miałam obok siebie wspierającego, zabawanego, kochanego chłopaka. Gdy zamieszkaliśmy razem też przez moment było dobrze, aż nagle wyszły na jaw jego liczne wady. Myślałam, że to coś co da się naprawić, jednak z czasem jest co raz gorzej. Mój chłopak w sumie nie ma zbyt wielu ambicji, po maturze poszedł do pracy fizycznej, po przeprowadzce do dużego miasta znalazł podobną pracę. Wiem, że jego cel to zarabiać dużo, jednak jego praca nie daje za dużo zysków, a on sam nic takiego nie robi aby zwiększyć swoje kompetencje. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie fakt, że ciągle narzeka na to jak mało mamy kasy, a on sam nie robi zbyt wiele w tą stronę aby to zmienić. Jednak nie chce go osądzać w tej kwestii, to najmniejszy problem w naszym związku. Kwestia sprzątania i obowiązków domowych to coś o co mogłabym się z nim kłócić non stop, jednak już nie mam ochoty. On jest typem osoby, która uważa chyba, że po pracy jego obowiązki się kończą i ma wolne. Jednak mimo to że ja pracuję i studiuję to muszę ogarniać kwestie zakupów, sprzątania i obiadu. On nigdy nie wie co ma kupić, nie wie, że jest brudno, nie ma siły... ale siły na granie w gry jednak znajduje. Na początku próbowałam z nim rozmawiać, wytłumaczyć, że mieszkamy razem, że to są nasze wspólne obowiązki, a nie tylko jego. On się zazwyczaj denerwował, tłumaczył, że on pracuje więcej ode mnie i nie ma na to sił i on nie wie co i jak. Jak mu tłumaczyłam jednak co i jak ma zrobić to on i tak próbował się wymigiwać z czegokolwiek lub mówił, że ja to zrobię. Gdy miałam gorszy tydzień i nie miałam sił ogarniać w mieszkaniu za dużo, to zaczął mi to wypominać, że wcale tyle nie robię ile mówię. Obiad muszę wymyślić ja, bo on nigdy nie wie co możemy zjeść, na zakupy ja, bo on nie wie co kupić, jak zapomnę coś co chciał ze sklepu, to wkurza się na mnie, jakby sam zaraz nie mógł pójść dokupić tego co mu potrzeba. Mam wrażenie, że latam w okół jego dupy i gram jak mi zagra. Najlepsze jest to, że wielu moich znajomych lubi go i dosłownie byli w szoku gdy opowiadałam im o tym co się dzieje, powiedzieli, że nie mogę się tak dalej męczyć, bo moja psychika strasznie podupada. To kolejny temat, który chcę poruszyć, podejrzewam u siebie depresję i zwierzajac się z tego chłopakowi nie dostałam wsparcia, moje samopoczucie i zachowanie on odbiera jako fakt, że go nie kocham. Ja po prostu nie czuję ostatnio innych emocji oprócz smutku, stresu i nicości. W mieszkaniu jestem ciągle oceniana albo traktowana jak sprzątaczka, pomywaczka, i słucham pretensji że nie jestem wystarczająco uczuciowa i wesoła. Czasem mam wrażenie, że może ja wymyślam, może ja to wszystko powoduje, wiem że na pewno pozwalam sobie na to, bo już nie mam siły walczyć z tym, ale chciałabym być zrozumiana, znaleźć kogoś kto wie, że nie łatwo tak uciec.
Nie sprzątaj, nie gotuj, nie pierz przez tydzień... na początek.
Trwonisz swoją energię i potem zapadasz się w sobie, czyli wchodzisz w depresję.
Nie da się zmienić dorosłego człowieka o ile on sam nie chce się zmienić. A twój chłopak się nie chce się zmienić. Nie poszuka lepszej pracy... nawet jeśli będziesz go prosić, tłumaczyć, bić, straszyć, płakać... nic nie pomoże. Nie będzie sprzątał, nie będzie uczestniczył w prowadzeniu domu. Nawet jeśli będziesz go... ... ... ...
W trudnych czasach kobiety muszą sobie radzić same -- prowadzić rodzinę, wychować dzieci, zarobić na rodzinę. Bo za mężów mają słabych mężczyzn, właśnie takie duże dzieci. W trudnych czasach kobiety wychowują chłopców ostro... i ci chłopcy wyrastają na twardych mężczyzn. Twardzi mężczyźni dają rodzinie wsparcie, więc kobiety wychowują chłopców w dobrobycie, usuwając spod ich nóg wszystkie przeszkody. W tych rodzinach wyrastają mężczyźni-duże-dzieci... dorośli synowie swoich mam...
Czyli związałaś się z dorosłym synem jego mamy. Jak zrobicie dziecko, to będziesz musiała ogarnąć rodzinę, zarobić na rodzinę, wychować syna, utrzymać i znosić leniącego się na sofie męża.
W pełni zgadzam się z tym, co napisał Gary.
Nie da się zmienić drugiego człowieka, jeśli drugi człowiek sam się nie zechce się zmienić.
Nie jest powiedziane, że na pewno nic z tego wszystkiego nie wyjdzie, ale jeśli zamierzasz hm... walczyć, to przygotuj się na to, że przez kilka lat będziesz po prostu wychowywać męża bez żadnej gwarancji sukcesu na koniec.
5 2021-09-01 22:34:20 Ostatnio edytowany przez szeptem (2021-09-01 22:35:48)
Autorko, widziały gały co brały.... niestety ale tak to wygląda. Nie zareagowałaś szybko, widząc jaki jest Twój facet na samym początku relacji (tj kiedy dostrzegałaś już jego wady), więc teraz już jest raczej pozamiatane - bo jemu tak jest dobrze, bo wie że TY zrobisz, TY ogarniesz, załatwisz itd... Trafił zapewne na swój ideał kobiety, który nagle zaczął się buntować i czegoś wymagać. On się nie zmieni. Jeśli to zrozumiesz, a cenisz siebie to szybko się z tej relacji wymiksujesz - co polecam. Powtórzę - on się nie zmieni, nigdy. Najwyżej gdy zostanie sam może wtedy będzie zmuszony zacząć coś z sobą robić, inaczej - zapomnij. Uciekaj - póki nie macie dzieci i takich tam. Ratuj swoją psychikę i swoje życie.
6 2021-09-01 22:56:18 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-09-01 22:57:10)
Dopiero co był tu identyczny wątek..
Nie wydaje ci się, że rozstanie i wynajęcie sobie pokoju w mieszkaniu z koleżanką jest lepsze od tego co masz teraz?
W trudnych czasach kobiety muszą sobie radzić same -- prowadzić rodzinę, wychować dzieci, zarobić na rodzinę. Bo za mężów mają słabych mężczyzn, właśnie takie duże dzieci. W trudnych czasach kobiety wychowują chłopców ostro... i ci chłopcy wyrastają na twardych mężczyzn. Twardzi mężczyźni dają rodzinie wsparcie, więc kobiety wychowują chłopców w dobrobycie, usuwając spod ich nóg wszystkie przeszkody. W tych rodzinach wyrastają mężczyźni-duże-dzieci... dorośli synowie swoich mam...
No nie wiem Gary... ja częściej widzę zaradnych ludzi wychowujących zaradne dzieci albo niezaradnych i dziecinnych wychowujących dzieci na podobnych.. Ale pewnie czasem bywa inaczej.. znam trochę dzieci niezaradnych owdowiałych żon alkoholików, których dzieci są bardzo zaradne.
On się nie zmieni.
I nic nie dadzą Twoje fochy, kłótnie i ewentualne zaniechanie niektórych obowiązków.
Fochy i kłótnie jedynie sprawiają, że on uważa, że się czepiasz go o głupoty, które możesz zrobić sama, a których on nie chce i nie ma potrzeby robić.
Jeśli się z nim zwiążesz, to będziesz praczką, sprzątaczką, kucharką już na zawsze.
Dopiero co był tu identyczny wątek..
Nie wydaje ci się, że rozstanie i wynajęcie sobie pokoju w mieszkaniu z koleżanką jest lepsze od tego co masz teraz?
W trudnych czasach kobiety muszą sobie radzić same -- prowadzić rodzinę, wychować dzieci, zarobić na rodzinę. Bo za mężów mają słabych mężczyzn, właśnie takie duże dzieci. W trudnych czasach kobiety wychowują chłopców ostro... i ci chłopcy wyrastają na twardych mężczyzn. Twardzi mężczyźni dają rodzinie wsparcie, więc kobiety wychowują chłopców w dobrobycie, usuwając spod ich nóg wszystkie przeszkody. W tych rodzinach wyrastają mężczyźni-duże-dzieci... dorośli synowie swoich mam...
No nie wiem Gary... ja częściej widzę zaradnych ludzi wychowujących zaradne dzieci albo niezaradnych i dziecinnych wychowujących dzieci na podobnych.. Ale pewnie czasem bywa inaczej.. znam trochę dzieci niezaradnych owdowiałych żon alkoholików, których dzieci są bardzo zaradne.
Tylko skąd, aniuu, w takim razie dookoła tylu „słabych” facetów? Sama wspominasz, że to kolejny wątek, dopiero co był podobny. Też kojarzę tu wiele podobnych historii. „Słaby” facet to tak naprawdę wygodny i leniwy typ, którego na takiego człowieka wychowała inna kobieta, jego matka. Niestety, nie potrafi on odnaleźć się w dzisiejszej rzeczywistości, gdzie kobieta już nie robi za niewolnika swojej rodziny. Stąd pewnie te „nieporozumienia”. Zauważ, że to przeważnie te starsze kobiety, powiedzmy 40+ uważają, że taka jest kobieca dola; młodsze raczej mają świadomość, że jak sobie pościelesz tak się wyśpisz, więc unikają wygodnickich leni, którzy za cało zło tego świata uważają emancypację kobiet.
9 2021-09-02 10:55:59 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-09-02 10:56:23)
Magda zgadzam się z tym co napisałaś i nie widzę aby to przeczyło temu co ja napisałam.
Czy matka, która wyręczała we wszystkim syna to jest na pewno ta zaradna, mądra kobieta? Czy zaradny człowiek nie uczy dziecka jak sobie radzić w życiu? Ja mam inne obserwacje w tym temacie, no ale ktoś inny może w innym środowisku widzieć coś innego.
10 2021-09-02 11:09:35 Ostatnio edytowany przez Britan (2021-09-02 11:14:22)
Magda zgadzam się z tym co napisałaś i nie widzę aby to przeczyło temu co ja napisałam.
Czy matka, która wyręczała we wszystkim syna to jest na pewno ta zaradna, mądra kobieta? Czy zaradny człowiek nie uczy dziecka jak sobie radzić w życiu? Ja mam inne obserwacje w tym temacie, no ale ktoś inny może w innym środowisku widzieć coś innego.
To właśnie matka go skrzywdziła wyręczaniem za wszystko. W zasadzie moja też mi zrobiła krzywdę takim chuchaniem na synka. Ale nauczyła mnie sprzątać, zmywać, gotować, wynosić śmieci, dbać o rachunki, wiercić, wykonywać inne domowe prace Więc przynajmniej nie wyrosłem na typka co ma dwie lewe ręce.
Czy się zmieni? Tylko jeżeli sam tego zechce i zda sobie z tego sam sprawę. Na pewno partner go nie przekona, bo to nie jego rola.
Rola partnera to akceptacja partnera takim jakim jest lub ewakuacja.
To może być też problem hormonalny (niski testosteron, problemy z tarczycą), albo tryb życia.
Jak ktoś siedzi całymi dniami przed konsolą na kanapie to nic mu się nie chce. To jest całkowicie normalne. To żadna depresja, to po prostu zasiedzenie.
Zmusiłby się do tych 10 tysięcy kroków (najlepiej z kimś) dziennie, pił litr wody na 30kg całkowitej masy ciała, wyrzucił z życia kawę, alkohol.
Idę o zakład, że wróciłyby mu chęci do życia.
Magda zgadzam się z tym co napisałaś i nie widzę aby to przeczyło temu co ja napisałam.
Czy matka, która wyręczała we wszystkim syna to jest na pewno ta zaradna, mądra kobieta? Czy zaradny człowiek nie uczy dziecka jak sobie radzić w życiu? Ja mam inne obserwacje w tym temacie, no ale ktoś inny może w innym środowisku widzieć coś innego.
Po prostu nie widzę specjalnej korelacji pomiędzy zaradnością rodzica i zaradnością dziecka.
Rodzic może być zaradny, świetnie sobie radzić w życiu, a wychować niemotę, którą wyręcza we wszystkim i którą nie rozumie w późniejszym życiu, że musi umieć ogarnąć swoje sprawy bytowe bez pomocy mamusi i/lub innej kobiety, która przejęłaby rolę mamusi.
12 2021-09-02 11:24:28 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2021-09-02 12:34:26)
To właśnie matka go skrzywdziła wyręczaniem za wszystko. W zasadzie moja też mi zrobiła krzywdę takim chuchaniem na synka. Ale nauczyła mnie sprzątać, zmywać, gotować, wynosić śmieci, dbać o rachunki, wiercić, wykonywać inne domowe prace Więc przynajmniej nie wyrosłem na typka co ma dwie lewe ręce.
Czy się zmieni? Tylko jeżeli sam tego zechce i zda sobie z tego sam sprawę. Na pewno partner go nie przekona, bo to nie jego rola.
Rola partnera to akceptacja partnera takim jakim jest lub ewakuacja.To może być też problem hormonalny (niski testosteron, problemy z tarczycą), albo tryb życia.
Jak ktoś siedzi całymi dniami przed konsolą na kanapie to nic mu się nie chce. To jest całkowicie normalne. To żadna depresja, to po prostu zasiedzenie.
Zmusiłby się do tych 10 tysięcy kroków (najlepiej z kimś) dziennie, pił litr wody na 30kg całkowitej masy ciała, wyrzucił z życia kawę, alkohol.
Idę o zakład, że wróciłyby mu chęci do życia.
Co do tego, to powiem, że w sumie w domu to on był traktowany jak dodatkowy lokator/duch? Jego matka znalazła innego faceta i z nim mają kilku synów, którzy zawsze w domy pomagali itp. On żył jakby sam i zajmował się sobą, więc nawet nie wymagano od niego wykonywania obowiązków domowych. Po moich rozmowach jest minimalna zmiana, ale to jest naprawdę takie minimum, że wygląda jakby to robił z wielkiej łaski, żebym tylko się zamknęła. Jak już zrobi coś większego, to przez długi czas zachowuje się jak jakiś wielki zbawca, bo zrobił coś co należy do jego obowiązków.
On się nie zmieni.
I nic nie dadzą Twoje fochy, kłótnie i ewentualne zaniechanie niektórych obowiązków.
Fochy i kłótnie jedynie sprawiają, że on uważa, że się czepiasz go o głupoty, które możesz zrobić sama, a których on nie chce i nie ma potrzeby robić.
Jeśli się z nim zwiążesz, to będziesz praczką, sprzątaczką, kucharką już na zawsze.
Z każdym dniem jestem tego co raz bardziej świadoma. Wiem, że muszę uciec od tej relacji.
Jak przestawałam coś robić, to albo wszystko czekało na mnie, aż zacznę znowu sprzątać, albo słuchałam o tym, że mówię, że tyle sprzątam, a tak naprawdę jest syf. Była taka sytuacja, kiedy kilka dni byłam chora, no i powiedzmy, że mną się zajął, jedzenie, leki itp, jednak syf z kilku dni, gdy nie byłam w stanie go ogarniać, czekał na mnie, aż wyzdrowieje.
Autorko, widziały gały co brały.... niestety ale tak to wygląda. Nie zareagowałaś szybko, widząc jaki jest Twój facet na samym początku relacji (tj kiedy dostrzegałaś już jego wady), więc teraz już jest raczej pozamiatane - bo jemu tak jest dobrze, bo wie że TY zrobisz, TY ogarniesz, załatwisz itd... Trafił zapewne na swój ideał kobiety, który nagle zaczął się buntować i czegoś wymagać. On się nie zmieni. Jeśli to zrozumiesz, a cenisz siebie to szybko się z tej relacji wymiksujesz - co polecam. Powtórzę - on się nie zmieni, nigdy. Najwyżej gdy zostanie sam może wtedy będzie zmuszony zacząć coś z sobą robić, inaczej - zapomnij. Uciekaj - póki nie macie dzieci i takich tam. Ratuj swoją psychikę i swoje życie.
Co do tej pierwszej kwestii, może i tak, albo i nie. Wiem, że na pewno byłam zaślepiona, bo przez pierwszy rok związku było naprawdę super, jak narzekałam na poprzednich współlokatorów, którzy również nie sprzątali, obiecał, że gdy razem zamieszkamy to tak nigdy nie będzie i nie będę się denerwować już tym. Przeżyłam szok jak zaczął pokazywać jaki z niego jest brudas i leń, do tego jest taki wredny i opryskliwy. Ja się dziwię, że jeszcze jakoś funkcjonuje, ale muszę, bo inaczej już dawno bym leżała w grobie albo skończyła w psychiatryku.
Magda zgadzam się z tym co napisałaś i nie widzę aby to przeczyło temu co ja napisałam.
Czy matka, która wyręczała we wszystkim syna to jest na pewno ta zaradna, mądra kobieta? Czy zaradny człowiek nie uczy dziecka jak sobie radzić w życiu? Ja mam inne obserwacje w tym temacie, no ale ktoś inny może w innym środowisku widzieć coś innego.
Zaradna matka uczy dziecko łowić ryby.
....... matka daje dziecku rybę. (epitet zamiast kropek każdy wstawia sam).
Mężczyzna z tego wątku to taki właśnie, co miał rybę całe życie.
Zakładasz, że możesz zmienić człowieka, ale to błąd - nie możesz. On musiałby chcieć zmiany i wykonać w tym kierunku jakąś pracę. Na razie jedyną pracę wykonywałaś Ty, ale od początku to było skazane na porażke. To nauczka, żeby nie wybierać na partnera człowieka, którego chcemy zmieniać. Sensem związku nie jest transformacja drugiej osoby w taką, która będzie nam odpowiadać...
Jesteście razem dwa lata - to mało. Masz czas na to, by znaleźć kogoś innego zawsze, ale im dłużej z nim będziesz, tym więcej czasu zmarnujesz na matkowanie dorosłemu facetowi.
"Mam wrażenie, że latam w okół jego dupy i gram jak mi zagra" - to nie wrażenie, to fakt.
"Jednak mimo to że ja pracuję i studiuję to muszę ogarniać kwestie zakupów, sprzątania i obiadu" - nie musisz, wybierasz to robić. Nie podpisałaś z nim kontraktu, zamieszkując razem, że będziesz sprzatać jego rzeczy, karmić go, gotować obiady... No chyba że podpisałaś.
Twoim zadaniem nie jest walczyć z nim. Przeczytaj to co napisałaś i powiedz - czy tak wygląda związek? Czy raczej relacja matka-syn?
Polskim kobietom to się w pupach poprzewracało. Trzeba by na trochę Talibów do kraju sprowadzić, żeby je naprostowali.
16 2021-10-01 00:41:25 Ostatnio edytowany przez kamiloo86 (2021-10-01 00:51:44)
co kilka miesięcy trafia tutaj podobny temat, to jest ogólnie ciekawe zjawisko, bo często pojawiają się podobne elementy:
- Kobieta jest tą która ma potrzebę rozwoju, to ona ten związek ratuje a facet wiecznie dużo pracuje ale nie ma z tego kasy, nie ma pomysłu na siebie i gra w gry, oczywiście czasem jest sytuacja odwrotna ale częściej taki jest obraz. Być może to jest sytuacja gdzie kobieta wchodzi w rolę matki i przejmuję domowe obowiązki tak jak matka prawdopodobnie w jego domu. Jeżeli to ta sytuacja to nic u niego nie zmienisz bo sama grasz w taką grę. Opcje są dwie: kończysz grę i odchodzisz lub przestajesz być matką i zaczynasz srogo stawiać granicę i wtedy on albo to zlewa i testuje albo sam odchodzi i kończy grę. Powiem uczciwie, myśl o sobie. Na ogół jeżeli taką narracje daję druga osoba tzn. że nie rokuje na przyszłość. Kasa na prawdę nie jest najważniejsza ale wizja na siebie plus potrzeba samorozwoju to bardzo ważne kwestie dla samej relacji, inaczej nuda zabija.
Ogólnie zawsze w takich chwilach przypominam sobie trening sił specjalnych w USA i to co mówią osoby, które go przeszły. Mianowicie że najtrudniejsze nie są ciężkie fizyczne zadania, których część przekracza granice rozsądku ale to że przez cały ten trening człowiek mierzy się z treningiem mentalnym, że instruktorzy cały czas zadają pytania po co tu jesteś, daj sobie spokój, uderz w dzwonek i zrezygnuj. Ci którzy to przeżyją zawsze podkreślają że są innymi ludźmi nie fizycznie ale mentalnie. Świadomie dokonują ekspozycji na stres i są podani czynnikom fizycznym, które utrudniają to myślenie. Oczywiście nie mówię że trzeba taki kurs ukończyć, to na prawdę potrafią tylko jednostki ;D ale uciekanie od trudniejszych zadań, od ekspozycji na stres, obowiązków i rozwoju przez mężczyzn jest obecnie wszechobecne. Dzisiaj nawet jeden kolega mi napisał że on to by najchętniej całe życie jarał jointy i siedział na ławce..
W dzisiejszych czasach to typowe zjawisko-mężczyżni często uważają,że kobiety muszą wszystko zrobić w domu,bo przecież oni nie mogą bo to zajęcie kobiet.Niestety sama mam taki przykład w domu.Mój brat jest traktowany jak książę i tak też się zachowuje.Nic nie musi robić i wszystko ma zawsze przyniesione pod nos.Ale dobrze,że ty to zauważyłaś.Twój chłopak idzie na łatwiznę.Nie dawaj się tak traktować,że-przynieś,posprzątaj,pozamiataj.Krytyka i wypominanie-nie tak powinien się zachowywać mężczyzna.Nie zasługujesz na takie traktowanie ze strony swojego chłopaka.A co do depresji,jeśli twój chłopak cię nie rozumie to chyba nie ma sensu z nim być.Albo trzeba poważnie porozmawiać i postawić wszystko na jedną kartę.Skoro bliska ci osoba nie daje ci wsparcia,nie rozumie cię i się tylko męczysz.Osobiście jestem w zupełnie innej sytuacji,ale mam podobnie co to twojego stanu-też podejrzewam u siebie depresję.Ciągła krytyka i bycie popychadłem ze strony bliskich mi osób.
Po dwoch latach motylki juz wyfrunely i zaczelo sie normalne zycie. Takie bedziesz juz teraz miec do konca tego zwiazku. Na wieksze zmiany nie nastawialabym sie na twoim miejscu.
Ale kiedy zwiazek, a wiec i takie zycie sie skonczy, o tym mozesz chyba sama zadecydowac.
Ja w kazdym badz razie rozwiodlam sie (i jeszcze do tego doplacilam). Ty masz jeszcze poki co latwiej, bo slubu ani dalszych przyleglosci nie masz.
Tez uwazam ze w tym temacie nic sie nie zmieni. Nawet jak zacznie cos robic w domu to na krotka mete pozniej bedzie szukal wymowek i wszystko wroci do stanu sprzed.
Sprobuj nie prac jego ubran - mnie to kiedys przekonalo do zakonczenia relacji kiedy zobaczylam ze moj ex mial taka niechec do prac domowych ze doprowadzil do sytuacji w ktorej nie mial sie w co ubrac bo wszystko bylo do prania ...
Nie zmienisz go on nie dorosl do doroslego zycia i oczekuje obsługi. Nawet jesli Ty wykonujesz prace domowe to on chociaz zakupy powinien robic a tu nie ma zadnego podzialu...
Nie ma co zalowac trzeba sie rozstac. Tak jak wyzej ktos napisal motyle odlecialy rozsadek przejrzal na oczy. A wspolne mieszkanie weryfikuje zawsze czy zwiazek rokuje czy nie. Dlatego nie zawsze warto dlugo czekac na decyzje o wspolnym mieszkaniu bo mozna stracic duzo czasu...