Niewydolni rodzice? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 18 ]

Temat: Niewydolni rodzice?

Witajcie. Proszę o poradę co mogę zrobić w mojej trudnej sytuacji. Razem z dziećmi i mężem mieszkamy w domu na wsi. Ze względu na to że dzielimy go z bratem męża i jego rodziną, jesteśmy skazani na częste przebywanie z nimi i, od jakiegoś roku, niemiłe sytuacje. Brat męża jest w nieformalnym związku i ma 12-letniego syna, a jego partnerka jest osobą niepełnosprawną intelektualnie (potrafi zrobić typowo domowe rzeczy jak gotowanie czy sprzątanie, ale nie potrafi pisać ani czytać, nie rozumie niektórych norm społecznych). Od jakiegoś czasu z ich synem zaczęło dziać się coś niedobrego. Zaczął coraz częściej pyskować, buntować się. Rozumiem że wchodzi w wiek buntu, ale mam wątpliwości czy to powinno wyglądać aż tak źle...

Chłopak wyzywa swoich rodziców, ale także nas (swoich wujków) i to nie przebierając w słowach. "Szmato, pedale" a także wygania nas ze wspólnego podwórka. Za wszelką cenę stara się zrobić nam i naszym dzieciom na złość, a następnie jak gdyby nic się nie stało jest uprzejmy i zagaduje nas. Prawie każdego dnia odstawia jakieś cyrki, skacze po aucie swojego ojca, zrzuca wszystko ze stołu kiedy ojciec robi przyjęcie, przedrzeźnia mojego męża, obraża inne dzieci w komentarzach na Facebooku, gasi światło gdy jesteśmy w toalecie. Kiedyś zagroził że jeśli nie dostanie swojej zabawki to zaleje wodą liczniki prądu, innym razem zniszczył dziadkom uprawy na polu za to że pomogli sąsiadce której on akurat nie lubi. Ostatnio za to że mój szwagier pomógł nam w czymś, młody wypuścił mu wszystkie króliki z klatek. Można się domyślić że taka sytuacja nie jest dla nikogo przyjemna, ale żadne próby rozmowy z jego rodzicami nie pomagają. Ani prośby ani groźby nie działają, jego rodzice uważają że z nim jest wszystko ok, że mu to przejdzie... Wiele razy mówiliśmy im że nie zamierzamy tolerować takich zachowań ale to po nich spływa, jeszcze mają żal że ktoś ich upomina. Załamuje ręce bo z tej niesprawiedliwości aż chce się płakać! Od wielu miesięcy prosimy ich aby poszli z nim do psychologa, dopiero przyciśnięci do muru przez babcię chłopca poszli na wizytę 2 tygodnie temu (po kilku miesiącach takiego życia), i na tej jednej wizycie się póki co skończyło, następna za 1.5 miesiąca, a dziecko nadal pyskuje i dokucza. Nie szanuje swojej matki, podnosi na nią ręke, czasem wyglada na to że ona się go boi. Brat męża lubi sobie po pracy wypić piwo i niezbyt interesuje go to że z jego synem nie da się mieszkać pod jednym dachem.

Proszę o wszelkie porady co można zrobić w naszej sytuacji. Poza oczywistą czyli wyprowadzką bo to nie wchodzi w grę.

Agnieszka

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2021-08-01 17:27:54)

Odp: Niewydolni rodzice?
Agnieszka2255 napisał/a:

Witajcie. Proszę o poradę co mogę zrobić w mojej trudnej sytuacji. Razem z dziećmi i mężem mieszkamy w domu na wsi. Ze względu na to że dzielimy go z bratem męża i jego rodziną, jesteśmy skazani na częste przebywanie z nimi i, od jakiegoś roku, niemiłe sytuacje. Brat męża jest w nieformalnym związku i ma 12-letniego syna, a jego partnerka jest osobą niepełnosprawną intelektualnie (potrafi zrobić typowo domowe rzeczy jak gotowanie czy sprzątanie, ale nie potrafi pisać ani czytać, nie rozumie niektórych norm społecznych). Od jakiegoś czasu z ich synem zaczęło dziać się coś niedobrego. Zaczął coraz częściej pyskować, buntować się. Rozumiem że wchodzi w wiek buntu, ale mam wątpliwości czy to powinno wyglądać aż tak źle...

Chłopak wyzywa swoich rodziców, ale także nas (swoich wujków) i to nie przebierając w słowach. "Szmato, pedale" a także wygania nas ze wspólnego podwórka. Za wszelką cenę stara się zrobić nam i naszym dzieciom na złość, a następnie jak gdyby nic się nie stało jest uprzejmy i zagaduje nas. Prawie każdego dnia odstawia jakieś cyrki, skacze po aucie swojego ojca, zrzuca wszystko ze stołu kiedy ojciec robi przyjęcie, przedrzeźnia mojego męża, obraża inne dzieci w komentarzach na Facebooku, gasi światło gdy jesteśmy w toalecie. Kiedyś zagroził że jeśli nie dostanie swojej zabawki to zaleje wodą liczniki prądu, innym razem zniszczył dziadkom uprawy na polu za to że pomogli sąsiadce której on akurat nie lubi. Ostatnio za to że mój szwagier pomógł nam w czymś, młody wypuścił mu wszystkie króliki z klatek. Można się domyślić że taka sytuacja nie jest dla nikogo przyjemna, ale żadne próby rozmowy z jego rodzicami nie pomagają. Ani prośby ani groźby nie działają, jego rodzice uważają że z nim jest wszystko ok, że mu to przejdzie... Wiele razy mówiliśmy im że nie zamierzamy tolerować takich zachowań ale to po nich spływa, jeszcze mają żal że ktoś ich upomina. Załamuje ręce bo z tej niesprawiedliwości aż chce się płakać! Od wielu miesięcy prosimy ich aby poszli z nim do psychologa, dopiero przyciśnięci do muru przez babcię chłopca poszli na wizytę 2 tygodnie temu (po kilku miesiącach takiego życia), i na tej jednej wizycie się póki co skończyło, następna za 1.5 miesiąca, a dziecko nadal pyskuje i dokucza. Nie szanuje swojej matki, podnosi na nią ręke, czasem wyglada na to że ona się go boi. Brat męża lubi sobie po pracy wypić piwo i niezbyt interesuje go to że z jego synem nie da się mieszkać pod jednym dachem.

Proszę o wszelkie porady co można zrobić w naszej sytuacji. Poza oczywistą czyli wyprowadzką bo to nie wchodzi w grę.

Agnieszka

To naprawdę trudna sprawa. Napisałaś, że matka chłopca jest niepełnosprawna intelektualnie i niewydolna wychowawczo jego ojciec nawet nie zamierza zająć się własnym synem, więc może warto porozmawiać z kimś z opieki społecznej? W końcu groźby które chłopiec kieruje pod waszym adresem są dość niebezpieczne; zalanie liczników prądu, czy zniszczenie mienia. Jeśli nie chcecie tego tolerować to chyba pozostaje droga formalna. Nie będzie łatwo, ale może uda się wam skierować chłopca do placówki wychowawczej. Innej drogi nie widzę, bo chyba tylko pozostaje sprawić mu manto tak, by tydzień na tyłku nie usiadł i zaczął się was bać, ale tego rozwiązania nie polecam smile

3

Odp: Niewydolni rodzice?

Tylko, że tak realnie to żeby Wam było dobrze nie ma tu innej opcji niż wyprowadzka.
Jestem absolutnie przekonana, że jak wejdziecie na drogę prawną, którą opisuje Salomonka, to reszta rodziny stanie murem za dzieckiem, a Wy niczego nie udowodnicie.
To nie jest Wasze dziecko, jego wychowanie nie jest w Waszej gestii, ja się też nie dziwię jego rodzicom, że irytuje ich Wasze zwracanie uwagi czy mówienie im, co mają sami zrobić z własnym dzieckiem.
W takiej sytuacji naprawdę jedyną opcją jest zostawienie ich tam z ich grajdołkiem i ucieczka w inne miejsce.

4 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2021-08-01 17:42:51)

Odp: Niewydolni rodzice?
Lady Loka napisał/a:

Tylko, że tak realnie to żeby Wam było dobrze nie ma tu innej opcji niż wyprowadzka.
Jestem absolutnie przekonana, że jak wejdziecie na drogę prawną, którą opisuje Salomonka, to reszta rodziny stanie murem za dzieckiem, a Wy niczego nie udowodnicie.
To nie jest Wasze dziecko, jego wychowanie nie jest w Waszej gestii, ja się też nie dziwię jego rodzicom, że irytuje ich Wasze zwracanie uwagi czy mówienie im, co mają sami zrobić z własnym dzieckiem.
W takiej sytuacji naprawdę jedyną opcją jest zostawienie ich tam z ich grajdołkiem i ucieczka w inne miejsce.

Loka, właśnie chodzi o to żeby udowodnić że dzieciak jest niebezpieczny nie tylko dla ojca i matki ale dla wszystkich wokoło, których "nie lubi". On ma dopiero 12 lat i jeśli nikt niczego z tym nie zrobi, to w końcu kogoś zabije, albo okaleczy. Od takich spraw są ludzie w opiece i można spróbować, choć jak napisałam nie będzie to łatwe.
Oczywiście wyprowadzka byłaby najlepsza, tylko dla kogo? Są jeszcze dziadkowie których też poniża i krzywdzi, aż strach pomyśleć co z nimi będzie gdy nikt nie poloży temu kresu.

Ja jednak proponuje mimo wszystko spróbować wejść na drogę formalną, po zebraniu dowodów zachowania tego chłopaka.

Lady Loka napisał/a:

To nie jest Wasze dziecko, jego wychowanie nie jest w Waszej gestii, ja się też nie dziwię jego rodzicom, że irytuje ich Wasze zwracanie uwagi czy mówienie im, co mają sami zrobić z własnym dzieckiem. .

Agnieszka2255 napisał/a:

Witajcie.
Chłopak wyzywa swoich rodziców, ale także nas (swoich wujków) i to nie przebierając w słowach. "Szmato, pedale" a także wygania nas ze wspólnego podwórka. Za wszelką cenę stara się zrobić nam i naszym dzieciom na złość, a następnie jak gdyby nic się nie stało jest uprzejmy i zagaduje nas. Prawie każdego dnia odstawia jakieś cyrki, skacze po aucie swojego ojca, zrzuca wszystko ze stołu kiedy ojciec robi przyjęcie, przedrzeźnia mojego męża, obraża inne dzieci w komentarzach na Facebooku, gasi światło gdy jesteśmy w toalecie. Kiedyś zagroził że jeśli nie dostanie swojej zabawki to zaleje wodą liczniki prądu, innym razem zniszczył dziadkom uprawy na polu za to że pomogli sąsiadce której on akurat nie lubi. Ostatnio za to że mój szwagier pomógł nam w czymś, młody wypuścił mu wszystkie króliki z klatek. a

5 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2021-08-01 17:59:30)

Odp: Niewydolni rodzice?
Salomonka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Tylko, że tak realnie to żeby Wam było dobrze nie ma tu innej opcji niż wyprowadzka.
Jestem absolutnie przekonana, że jak wejdziecie na drogę prawną, którą opisuje Salomonka, to reszta rodziny stanie murem za dzieckiem, a Wy niczego nie udowodnicie.
To nie jest Wasze dziecko, jego wychowanie nie jest w Waszej gestii, ja się też nie dziwię jego rodzicom, że irytuje ich Wasze zwracanie uwagi czy mówienie im, co mają sami zrobić z własnym dzieckiem.
W takiej sytuacji naprawdę jedyną opcją jest zostawienie ich tam z ich grajdołkiem i ucieczka w inne miejsce.

Loka, właśnie chodzi o to żeby udowodnić że dzieciak jest niebezpieczny nie tylko dla ojca i matki ale dla wszystkich wokoło, których "nie lubi". On ma dopiero 12 lat i jeśli nikt niczego z tym nie zrobi, to w końcu kogoś zabije, albo okaleczy. Od takich spraw są ludzie w opiece i można spróbować, choć jak napisałam nie będzie to łatwe.
Oczywiście wyprowadzka byłaby najlepsza, tylko dla kogo? Są jeszcze dziadkowie których też poniża i krzywdzi, aż strach pomyśleć co z nimi będzie gdy nikt nie poloży temu kresu.

Ja jednak proponuje mimo wszystko spróbować wejść na drogę formalną, po zebraniu dowodów zachowania tego chłopaka.

Ja wiem, Salomonko, czytałam, jak on się zachowuje. Tylko patrzę też na to, że rodzice nie robią nic i Autorka nie pisze też, żeby dziadkowie w jakiś sposób reagowali na to, co się dzieje. Dalej wydaje mi się, że droga prawna może skończyć się wielką rodzinną awanturą, z której nic nie wyniknie, bo reszta stanie murem za dzieciakiem, a potem będą sami ponosić konsekwencje swoich wyborów wychowując małego terrorystę. Bo to tak naprawdę w tym momencie jest słowo przeciw słowu. Musieliby go nagrywać, ale nie zawsze złapiesz odpowiedni moment.
Więc będzie:
Agnieszka i mąż: on groził, że zaleje liczniki
Jego rodzice: on tak tylko żartował

No i nic z tego nie wyniknie.

Skoro oni próbowali, zwracali uwagę i przynosi to jedynie irytację, to jednak ja rozważyłabym zmianę miejsca zamieszkania. Nie mówiąc już o tym, że w przypadku takiego agresora, to zmiana miejsca zamieszkania jest najbezpieczniejsza. Czyj jest ten dom? Pewnie dziadków? To może dziadkowie mogliby zasugerować bratu męża, żeby oni poszukali sobie innego miejsca zamieszkania?

Agnieszka, a jak na jego zachowanie reagują dziadkowie?

6 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2021-08-01 18:20:28)

Odp: Niewydolni rodzice?
Lady Loka napisał/a:

Skoro oni próbowali, zwracali uwagę i przynosi to jedynie irytację, to jednak ja rozważyłabym zmianę miejsca zamieszkania.

Prawo w cywilizowanym kraju obowiązuje wszystkich, 12 letnie dzieci także, a w szczególności ich rodziców którzy w tym wypadku są NIEWYDOLNI.

Niewykluczone, że gdyby się dobrze za to zabrać to starciliby prawo do opieki nad tym dzieckiem. Ten mały chuligan jest do uratowania, gdy zderzy się z rzeczywistością, gdzie nie będzie matki która się go boi i ojca którego on nic nie obchodzi.
Pewnie, że wyprowadzka (ucieczka) to najlepsze rozwiązanie dla autorki, ale dzieciak zostanie bandytą i nawet nikt nie zjąknie się, że się do tego jakoś przylożył.

To nie jest 17, 18 latek ale dziecko 12 letnie, jeszcze można wiele z nim zrobić, gdy się będzie chciało. Choć oczywiście efektów nikt dziś nie przewidzi.

7

Odp: Niewydolni rodzice?

Dziękuję za Wasze odpowiedzi.

Lady Loka napisał/a:

Agnieszka, a jak na jego zachowanie reagują dziadkowie?

Też uważają, że dziecko jest zaniedbane, dosłownie zmusili ich żeby poszli z dzieckiem do psychologa (grożąc, że powiadomią opiekę społeczną że nie leczą dziecka), ale ta jedna wizyta to zdecydowanie za mało żeby sytuacja się zmieniła.

Dziecko ma stwierdzoną niedawno padaczkę, a przy okazji w badaniu wyszły zmiany w płacie czołowym. Podejrzewamy że to te zmiany powodują u niego takie zachowanie ale sam psycholog tego akurat przecież nie wyleczy, tutaj potrzeba psychiatry i dalszej diagnostyki a nie zamiatania problemu pod dywan i czekania aż przejdzie.

8

Odp: Niewydolni rodzice?

Rośnie mały bandyta.

W siermiężnych czasach komuny brało się takiego małego zwyrodnialca za stodole, następnie przypieralo się małego gnojka do ściany z jednoczesnym szeptaniem do ucha małolata, ze jak się nie uspokoi, to…

Działa bez pudła.

9

Odp: Niewydolni rodzice?
lindros napisał/a:

Rośnie mały bandyta.

W siermiężnych czasach komuny brało się takiego małego zwyrodnialca za stodole, następnie przypieralo się małego gnojka do ściany z jednoczesnym szeptaniem do ucha małolata, ze jak się nie uspokoi, to…

Działa bez pudła.

Już i bez tego młody skarży się że się nad nim w domu znęcają. Raz babcia dała mu klapsa a on jej oddał. Strach podnosić na niego ręki bo albo się dostanie samemu albo później opowie gdzieś historię o tym jak to we własnym domu stał się ofiarą przemocy.

10

Odp: Niewydolni rodzice?

Żadnej przemocy. Zresztą, sanimi widzicie - przemoc rodzi przemoc, babcia go uderzyła to on oddał, nauczyła go, że można bić ludzi.

Chłopiec wychowuje się w dysfunkcyjnej rodzinie - przyjmuje jej schematy. Nie rozumie świata jeszcze bardziej niż rodzice, ponieważ przyjmuje ich zaburzone spojrzenie, a wielu rzeczy jeszcze nie rozumie, nie poznał, nie potrafi pojąć, nie doświadczył. Jest na początku drogi do dorosłości, a wszystkie drogowskazy są nabazgrane w obcym języku i postawione w złych kierunkach... Do tego wchodzi w okres dorastania, gdzie autonomia staje się dla niego priorytetem. Co nie zmienia faktu, że wciąż ma potrzeby, które muszą zostać zaspokojone: potrzeba bezpieczeństwa, uznania, wolności, zabawy, spokoju, wsparcia, rozwoju poznawczego, szacunku, spełniania swoich planów, marzeń.

Ponieważ nie zna innych sposobów na zaspokajanie tych potrzeb, ucieka się do tych znanych z otoczenia: pyskówkami pokazuje swoje kompetencje, buntem walczy o nie dawaną mu autonomię. Nic nowego. Niestety, w tej sytuacji nastawia ludzi do niego jeszcze bardziej negatywnie, a więc on tym mocniej reaguje.

Do tego dochodzą problemy fizyczne. Zwykły nastolatek ma deficyty w obszarze płatów czołowych, ponieważ jest to najmłodsza struktura (ewolucyjne) dojrzewa ostatnia, ale jest konieczna do racjonalnego myślenia, przewidywania konsekwencji swoich działań, planowania, rozumienia i kontrolowania emocji. To trochę tak jakby wziąć normalnego 12-latka, który posiada powiedzmy 25% zdolności rozumienia świata w porównaniu do dorosłego, i jeszcze odebrać mu tego połowę ze względu na zmiany neurologiczne wywołane chorobą.

Żal mi tego dziecka, bo w innym środowisku prawdopodobnie dostałby diagnozę i wsparcie.

To co mi rzuciło się w oczy to fakt, że autorka chce rozmawiać z rodzicami. Ja bym proponowała nawiązać relację z tym dzieckiem i jemu mówić, co robi nie tak, czego od niego oczekujecie, co wam robi jego zachowanie, jakie zachowania byłyby akceptowalne, jakie konsekwencje (nie dalekosiężne w stylu straszenia więzieniem, ale te bliskie czasowo i konkretne, np. zalanie liczników spowoduje to i to). Może chociaż w ten sposób uzyska fragment realnego oglądu świata. Wbrew pozorom buntujące się dzieci nie chcą ani odcięcia, ani wojny. Chcą uzyskać informację, że są słyszani, że są mocni, ale ostatecznie są jeszcze dziećmi i dorosły nie ugnie się pod ich naporem - pozostanie dorosłym dającym bezpieczeństwo.

11

Odp: Niewydolni rodzice?
Monoceros napisał/a:

Wbrew pozorom buntujące się dzieci nie chcą ani odcięcia, ani wojny. Chcą uzyskać informację, że są słyszani, że są mocni, ale ostatecznie są jeszcze dziećmi i dorosły nie ugnie się pod ich naporem - pozostanie dorosłym dającym bezpieczeństwo.

Oczywiście, że tak. Dzieci buntują się, zwracając na siebie uwagę, kiedy nie czują się bezpieczne ani słyszane. Często nie dzieje się to na poziomie świadomym, ale że inaczej nie potrafią, to działają intuicyjnie, co przez dorosłych niestety nader często nie jest właściwie rozumiane. Bunt to także próba wyznaczenia granic niezbędnych im do poruszania się w skomplikowanym świecie relacji międzyludzkich. Jeśli dorośli w tym nie uczestniczą, dzieci błądzą bardziej niż to konieczne i popełniają wiele nadprogramowych błędów.
Mało tego, wbrew powszechnie powtarzanym twierdzeniom, okresowi buntu można skutecznie zapobiec, jest to jednak naprawdę bardzo trudne i wymaga właściwego podejścia na bardzo wielu poziomach, dlatego tak rzadko się udaje. Wówczas nie należy się za to winić, ale starać na miarę własnej wiedzy, doświadczeń i możliwości przynajmniej próbować ograniczyć niedoskonałość procesu wychowawczego poprzez pomoc w wytyczaniu ram, w których młody człowiek może się bezpiecznie poruszać i dzięki nim czuć wystarczająco pewnie. 

Rada, by nawiązać kontakt z dzieckiem, jeśli jego rodzice wydają się nie być problemem dostatecznie zainteresowani, jest chyba najlepszą z możliwych. Nigdzie nie jest przecież powiedziane, że tym, kto zapewni nastolatkowi potrzebną mu uwagę i poczucie bezpieczeństwa mogą być wyłącznie rodzice. Jasne, że tak byłoby najlepiej, aby jego własny dom był dla niego najważniejszym azylem, ale często jest to bardzo życzeniowe myślenie.

Wbrew pozorom bohater tematu sam ze sobą nie czuje się pewnie, wydaje się być bardzo pogubiony, stąd te wszystkie ostrzegawcze i obronne reakcje. Tym samym być może wystarczy otoczyć dziecko uwagą, życzliwością i troską, rozmawiając z nim traktować jak równego sobie partnera, by nastąpiła w jego zachowaniu widoczna zmiana. Dopiero jeśli to nie pomoże, szukać dalej i sięgać po coraz bardziej radykalne rozwiązania.

12 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-08-03 08:34:33)

Odp: Niewydolni rodzice?

Trudna sytuacja. On jest w takim wieku, że przechodzi zmiany, różnie się jego rozwój może potoczyć, bardzo wiele zależy od okresu nastoletniego. U niego różne rzeczy mogą wpływać. Brak zasad i odpowiedniego wzoru rodziców, brak poczucia bezpieczeństwa bo jest na nich zdany, jakieś dziedziczne ograniczenia, zmiany w mózgu, emocje związane z pogorszeniem stanu zdrowia i w ogóle czuciem się kimś gorszym.
Nie wiem na ile opieka społeczna może pomóc, można się próbować wywiedzieć o możliwości.
Rodziców mobilizować, żeby chodzili z nim do tego psychologa i odpowiednio zajeli się diagnozą i leczeniem padaczki.
Chłopak potrzebuje innych wzorów niż rodzice, potrzebuje przekonać się, że w czymś jest dobry, że sobie może poradzić w życiu. Nastoletni okres jest bardzo ważny, to przygotowanie do dorosłości. Jak ten czas się zmarnuje i obudzi się jako 25latek, który nic nie wie o świecie i życiu to będzie źle.
Są tam może jakieś miejsca gdzie ten chłopak może działać z innymi i się czegoś od nich uczyć? Uczyć się od innego faceta, który może być wzorem dla niego?
On się oczywiście na pstryknięcie nie zmieni, ale w okresie kilku lat ma to szansę dać efekt bo jeszcze jest bardzo młody i dopiero się kształtuje.

Mój brat miał padaczkę w wieku od ok 8 roku życia. Brał na to jakieś leki, miał różne badania. Okazało się szczęśliwie, że po dobrych kilku latach po okresie dorastania ataki ustały. Miał też ataki szału po prostu demolował dom jako dzieciak / nastolatek. Był niesamowicie sfrustrowany. To też mu minęło. Myślę, że możliwość obserwacji różnych postaw, dostrzeganie możliwości dla siebie miało znaczenie.

Dobrze jakby dzieciak miał takiego swojego mentora, młodego lub starszego mężczyznę, z którym nawiązałby długotrwałą relację. Może być ciężko dotrzeć do takiego dzieciaka, może to np rok zająć. Jest np fundacja w moim mieście, która pomaga w ten sposób, przydziela dzieciakom mentorów. Po dłuższym czasie widać efekty.

13

Odp: Niewydolni rodzice?
aniuu1 napisał/a:

Trudna sytuacja. On jest w takim wieku, że przechodzi zmiany, różnie się jego rozwój może potoczyć, bardzo wiele zależy od okresu nastoletniego. U niego różne rzeczy mogą wpływać. Brak zasad i odpowiedniego wzoru rodziców, brak poczucia bezpieczeństwa bo jest na nich zdany, jakieś dziedziczne ograniczenia, zmiany w mózgu, emocje związane z pogorszeniem stanu zdrowia i w ogóle czuciem się kimś gorszym.
Nie wiem na ile opieka społeczna może pomóc, można się próbować wywiedzieć o możliwości.
Rodziców mobilizować, żeby chodzili z nim do tego psychologa i odpowiednio zajeli się diagnozą i leczeniem padaczki.
Chłopak potrzebuje innych wzorów niż rodzice, potrzebuje przekonać się, że w czymś jest dobry, że sobie może poradzić w życiu. Nastoletni okres jest bardzo ważny, to przygotowanie do dorosłości. Jak ten czas się zmarnuje i obudzi się jako 25latek, który nic nie wie o świecie i życiu to będzie źle.
Są tam może jakieś miejsca gdzie ten chłopak może działać z innymi i się czegoś od nich uczyć? Uczyć się od innego faceta, który może być wzorem dla niego?
On się oczywiście na pstryknięcie nie zmieni, ale w okresie kilku lat ma to szansę dać efekt bo jeszcze jest bardzo młody i dopiero się kształtuje.

Mój brat miał padaczkę w wieku od ok 8 roku życia. Brał na to jakieś leki, miał różne badania. Okazało się szczęśliwie, że po dobrych kilku latach po okresie dorastania ataki ustały. Miał też ataki szału po prostu demolował dom jako dzieciak / nastolatek. Był niesamowicie sfrustrowany. To też mu minęło. Myślę, że możliwość obserwacji różnych postaw, dostrzeganie możliwości dla siebie miało znaczenie.

Dobrze jakby dzieciak miał takiego swojego mentora, młodego lub starszego mężczyznę, z którym nawiązałby długotrwałą relację. Może być ciężko dotrzeć do takiego dzieciaka, może to np rok zająć. Jest np fundacja w moim mieście, która pomaga w ten sposób, przydziela dzieciakom mentorów. Po dłuższym czasie widać efekty.

Nie wiem czy młody na chwile obecną da radę się na takich zajęciach grupowych utrzymać. Prowadzący po takim występie jak skakanie po aucie raczej go wywali w trybie natychmiastowym z dożywotnim zakazem wstępu. Już nie wspomnę o tym że bałabym się kosztów szkód jakie może spowodować. Ta wizyta u psychologa raz na 1,5 miesiąca to nie jestem pewna czy tak to powinno wyglądać. W tym tempie to do emerytury mu nie pomogą.

14 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-08-03 10:46:45)

Odp: Niewydolni rodzice?

Ja też nie wiem. Nie jestem wróżką. To są pomysły, które można wypróbować. Wychowywanie dziecka a tym bardziej naprawianie cudzych błędów, pomaganie cudzemu dziecku z problemami, zaniedbaniami nie jest łatwe.

15

Odp: Niewydolni rodzice?
aniuu1 napisał/a:

Ja też nie wiem. Nie jestem wróżką. To są pomysły, które można wypróbować. Wychowywanie dziecka a tym bardziej naprawianie cudzych błędów, pomaganie cudzemu dziecku z problemami, zaniedbaniami nie jest łatwe.

Dlatego ja bym jednak skupiła się na rodzicach na początku. Łatwiej i też moim zdaniem jeżeli całej rodzinie uda się pomóc to też bardziej wartościowe.
Jako klasycznej materialistce przychodzi do głowy jedno powiedzenie - jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Czy pomoc finansowa mogłaby rozwiązać choć część problemów? Np ten psycholog to na NFZ stary dziadek co robi na pół etatu na emeryturze i nie ma większej mocy przerobowej niż wizyta raz na 1,5 miesiąca? W dodatku wieś - pewnie w grę wchodzą jeszcze dojazdy.
Drugą sprawą jest realna pomoc - matka nakarmi ale już do opieki społecznej czy do urzędu miasta nie pójdzie. Ojciec pewnie w pracy w godzinach otwarcia takich placówek. Czy dziadkowie np mogliby się pofatygować osobiście zasięgnąć porady? Wy możecie w internecie poszukać adresów pod jakimi taką pomoc mogą uzyskać.
Ja bym się dogadała z dziadkami też na początku. Ustalić wspólny front i przedyskutować jak możecie pomóc rozwiązać tą sytuację ewentualnie jakie środki nacisku możecie wywrzeć big_smile. Potem poprosiłabym ojca dziecka na poważną rozmowę na której możecie się od niego dowiedzieć jakiej pomocy potrzebuje oraz przedstawić wcześniej ustalone formy nacisku big_smile

16

Odp: Niewydolni rodzice?
krolowachlodu87 napisał/a:
aniuu1 napisał/a:

Ja też nie wiem. Nie jestem wróżką. To są pomysły, które można wypróbować. Wychowywanie dziecka a tym bardziej naprawianie cudzych błędów, pomaganie cudzemu dziecku z problemami, zaniedbaniami nie jest łatwe.

Dlatego ja bym jednak skupiła się na rodzicach na początku. Łatwiej i też moim zdaniem jeżeli całej rodzinie uda się pomóc to też bardziej wartościowe.
Jako klasycznej materialistce przychodzi do głowy jedno powiedzenie - jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Czy pomoc finansowa mogłaby rozwiązać choć część problemów? Np ten psycholog to na NFZ stary dziadek co robi na pół etatu na emeryturze i nie ma większej mocy przerobowej niż wizyta raz na 1,5 miesiąca? W dodatku wieś - pewnie w grę wchodzą jeszcze dojazdy.
Drugą sprawą jest realna pomoc - matka nakarmi ale już do opieki społecznej czy do urzędu miasta nie pójdzie. Ojciec pewnie w pracy w godzinach otwarcia takich placówek. Czy dziadkowie np mogliby się pofatygować osobiście zasięgnąć porady? Wy możecie w internecie poszukać adresów pod jakimi taką pomoc mogą uzyskać.
Ja bym się dogadała z dziadkami też na początku. Ustalić wspólny front i przedyskutować jak możecie pomóc rozwiązać tą sytuację ewentualnie jakie środki nacisku możecie wywrzeć big_smile. Potem poprosiłabym ojca dziecka na poważną rozmowę na której możecie się od niego dowiedzieć jakiej pomocy potrzebuje oraz przedstawić wcześniej ustalone formy nacisku big_smile

Bardzo dobry pomysł. Rodzice sami też moga skorzystać z form pomocy, jest ich w tym momencie coraz więcej. Są specjalnie telefony zaufania do osób, które chcą porozmawiać o swoich dzieciach, można sięgnąć do książek, forów, specjalistów.

17

Odp: Niewydolni rodzice?
Monoceros napisał/a:

Bardzo dobry pomysł. Rodzice sami też moga skorzystać z form pomocy, jest ich w tym momencie coraz więcej. Są specjalnie telefony zaufania do osób, które chcą porozmawiać o swoich dzieciach, można sięgnąć do książek, forów, specjalistów.

Obawiam się, że to może być bardzo trudne, jeśli oni nie widzą problemu, a próby zwrócenia na niego uwagi traktują jak wtrącanie się w ich życie:

Agnieszka2255 napisał/a:

Można się domyślić że taka sytuacja nie jest dla nikogo przyjemna, ale żadne próby rozmowy z jego rodzicami nie pomagają. Ani prośby ani groźby nie działają, jego rodzice uważają że z nim jest wszystko ok, że mu to przejdzie... Wiele razy mówiliśmy im że nie zamierzamy tolerować takich zachowań ale to po nich spływa, jeszcze mają żal że ktoś ich upomina.

Weźmy zresztą pod uwagę, że już wizyta u psychologa z dzieckiem odbyła się dopiero po przyciśnięciu ich do muru, a po niej nie robią nic, żeby kolejną w jakiś sposób przyspieszyć, co znaczy, że ich lekceważący stosunek do tematu nie uległ najmniejszej zmianie. W takiej sytuacji nie wiem co musiałoby się zdarzyć, aby dojrzeli do tego, by sami dla siebie zdecydowali się sięgnąć po wsparcie. Pamiętajmy przy tym, że bez odpowiedniej motywacji i realnej chęci dokonania zmiany niewiele można tutaj zrobić, żeby nie napisać nic.

Swoją drogą czy mogłabyś, Agnieszko, napisać co dokładnie kryje się pod słowami "przyciśnięci do muru"?

18

Odp: Niewydolni rodzice?
Olinka napisał/a:
Monoceros napisał/a:

Bardzo dobry pomysł. Rodzice sami też moga skorzystać z form pomocy, jest ich w tym momencie coraz więcej. Są specjalnie telefony zaufania do osób, które chcą porozmawiać o swoich dzieciach, można sięgnąć do książek, forów, specjalistów.

Obawiam się, że to może być bardzo trudne, jeśli oni nie widzą problemu, a próby zwrócenia na niego uwagi traktują jak wtrącanie się w ich życie:

Agnieszka2255 napisał/a:

Można się domyślić że taka sytuacja nie jest dla nikogo przyjemna, ale żadne próby rozmowy z jego rodzicami nie pomagają. Ani prośby ani groźby nie działają, jego rodzice uważają że z nim jest wszystko ok, że mu to przejdzie... Wiele razy mówiliśmy im że nie zamierzamy tolerować takich zachowań ale to po nich spływa, jeszcze mają żal że ktoś ich upomina.

Weźmy zresztą pod uwagę, że już wizyta u psychologa z dzieckiem odbyła się dopiero po przyciśnięciu ich do muru, a po niej nie robią nic, żeby kolejną w jakiś sposób przyspieszyć, co znaczy, że ich lekceważący stosunek do tematu nie uległ najmniejszej zmianie. W takiej sytuacji nie wiem co musiałoby się zdarzyć, aby dojrzeli do tego, by sami dla siebie zdecydowali się sięgnąć po wsparcie. Pamiętajmy przy tym, że bez odpowiedniej motywacji i realnej chęci dokonania zmiany niewiele można tutaj zrobić, żeby nie napisać nic.

Swoją drogą czy mogłabyś, Agnieszko, napisać co dokładnie kryje się pod słowami "przyciśnięci do muru"?

Ja myślę że nie każdy rodzić zrobi wszystko dla swojego dziecka big_smile Moi np. jak trzeba było do ortopedy iść to też się nie mogłam doprosić bo trzeba było już kasę wyłożyć, zawieźć, odebrać. Udawali że nie widzą że kuleje :DD Ja pamiętam jak strasznie byli rozczarowani że ja nie mogę jak moi rówieśnicy tylko chodzić do szkoły, jeść i wychodzić na podwórko tylko SKSy i treningi mi w głowie :DD I w ogóle to dzieci powinny się zrastać same xD

Ale jakby ktoś zapłacił za to i jeszcze może ze mną poszedł to proszę bardzo, droga wolna big_smile

Może trzeba ich niestety przyciskać do muru, może na wieś jeszcze nie doszło  że do psychologa nie chodzą tylko wariaci, może brak kasy i czasu nie zachęca ich do podejmowania działań, może w Polsce leczenie czasem przypomina kopanie się z koniem. Słyszałam że dbanie o zdrowie psychiczne to podobno graniczy z cudem bo wszędzie kolejki takie że samo szukanie terminu powoduje myśli samobójcze.

Myślę, że próba podania im gotowych rozwiązań na tacy jest warta zachodu bo samo trucie du*y że mają coś z dzieciakiem zrobić i zabrać go do psychologa to dla niektórych tylko właśnie robienie im jeszcze większych problemów niż już mają i nie bardzo wiedzą jak się za to zabrać.

Posty [ 18 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024