Od 5 lat tkwię w małżeństwie, które jest dla mnie bardzo trudne, ale bywa też udane.
- Mąż był na początku małżeństwa agresywny, krzyczał, obrażał, popychał, groził tak, że raz wezwałam nawet policję na interwencję.
- Wszystko mu przeszkadzało, że za często chodze po salonie, za głośno używam klawiatury, drzwiczki od suszarki zostawiam otwarte, kapustę nie dość mocno podgrzałam. Gdy otwarłam plasterek dla niego na skaleczenie w sposób inny niż przewiduje instrukcja, to krzyczał, że zaraz coś mi zrobi. Reagowałam, protestowałam, krzyczałam. Po roku sytuacja uległa zmianie na plus i skończyły się takie akcje.
- Mimo to mąż nadal był typem umniejszacza, ośmieszacza i długo musiałam walczyć o to by nie naruszał mojej godności, np.: sugestiami, że mam ptasi móżdżek, na ch_ju się znam, itd.
- Mąż w niewystarczającym dla mnie stopniu angażuje sie w obowiązki domowe. Wymusilam na nim zmywanie po obiedzie, wynoszenie śmieci i robienie zakupów. Resztę musze robić sama. Utrzymanie czystości w calym mieszkaniu spoczywa na mnie ponieważ on konsekwentnie odmawia lub umyje kuchnie raz na dwa miesiące po przypale.
- Przedwczoraj mąż zrobił coś, co mnie wystraszyło, nic złego, chciał mi pomóc ale ponieważ ja trochę inaczej wyobrażałam sobię tę pomoc więc krzyknęłam poirytowana: "co robisz?". Przestał sie odzywać i chodził urażony do żywego przez półtora dnia. Taki sposób reagowania na trudności wyniósl z domu, w którym zawsze ktoś jest właśnie na kogoś obrażony i ktoś się do kogoś nie odzywa. Powiedzialam na początku malżeństwa, że nie akceptuję takiego sposobu reagowania na trudności, dla mnie to jest forma biernej agresji, w ktorej nie będę żyć i funkcjonować. Próbowałam z nim rozmawiać przed pracą, po pracy ale zachowywal się arogancko bez woli dogadania się i pojednania, dlatego kazałam mu się spakować i wracać do Mamy. Tym bardziej, że mieszkanie jest moje.Powiedział że się spakuje w weekend bo teraz mu się nie chce. Zdecydowałam, że na ten czas wyprowadzam się z domu bo nie będę męczyla się w takiej atmosferze, to na odchodnym jeszcze mi rzucil, żebym sobie majtek nie zapomniala wziąć.
Mam skurcze żoładka jak sobie pomyślę, że mam tu wrócić i sie z nim dalej użerać. Mam poważne obawy, że nie będzie chcial się wyprowadzić a jeśli się wyprowadzi to nie wiem czy jestem gotowa na rozwód.
Na koniec plusy. Mąż jest nabardziej czułą osobą jaką znam. Zaraz po mojej Mamie. Codziennie jestem głaskana, miziana, na dobranoc mąż zawsze się przytula. Ma poczucie humoru i potrafi wnieść dużo uśmiechu i takiego "życia" w codzienność. Kiedy jest dobrze, a zwykle jest dobrze jakis miesiąc, dwa, to jest naprawdę super. Kiedy zaczyna pajacować to sytuacja jest absolutnie nie do zniesienia i nie wiem czy chcę tak żyć.
Co ja mam robić?