krolowachlodu87 napisał/a:Po pierwsze broniąca się kobieta może być już takim zaskoczeniem dla napastnika, że sam po pierwszym ciosie zrezygnuje.
krolowachlodu87 napisał/a:Na kursach samoobrony jest sporo kobiet które boją się w ogóle uderzyć! Także nie jest dziwne, że są łatwym celem. Także do opcji uderzyć z zaskoczenia i spierd****ć jak najbardziej się przyda:D
Judo sportowe, jak i inne sztuki walki typu różne szkoły karate, taekwondo, boks, kickboxing itd. nie uczą samoobrony.
Na ulicy byle chuligan ma kilkukrotną przewagę nad osobą trenującą te sporty jak wyżej.
To może tak. Trenowałem 5 lat karate kyokushin czyli formułę pełnokontaktową, nastawioną głównie na walki. Czego mnie nauczyły te lata?
- że podstawą jest unikanie sytuacji prowadzących do zagrożenia,
- że jeśli znaleźliśmy się w sytuacji zagrożenia najskuteczniejszym rozwiązaniem jest szybkie oddalenie się.
Dlaczego?
Otóż:
- w przypadku pierwszym mamy prawie 100 % szans na kontrolę naszego bezpieczeństwa,
- w przypadku drugim mamy dość dużą szansę na kontrolę naszego bezpieczeństwa, w zależności oczywiście od sytuacji, naszej kondycji, kondycji napastników, rącze nogi procentują 
- w przypadku, gdy powyższe zawiodły nie mamy już większej wpływu na nasze bezpieczeństwo. Zaczyna się czysta ruletka.
Jeśli ktoś chodzi na treningi, bo uważa, że w razie zagrożenia mu to pomoże, to źle uważa. W czasie kiedy trenowałem oraz niedługo potem miałem kilka sytuacji tzw. podbramkowych.
- 2 razy wynikły one z mojej odruchowo agresywnej postawy. Zadziałały instynkty, głupota czy jak to zwać. Nie ma co ukrywać, sam zaogniłem sytuację. Następnie musiałem włożyć dużo wysiłku aby załagodzić sytuację, a nie stracić twarzy (to ważne
) Szczerze mówiąc nie myślałem o karate
Raz to był pijany gość, w sumie nieszkodliwy, raz trzech nabuzowanych wyrostków do których jak debil rzuciłem dość obraźliwy tekst 
- raz włożyłem całą swą charyzmę i siłę woli żeby nawet nie tknąć gościa, który bardzo chciał dostać. Udało się.
- raz miałem kontakt z trzema "profesjonalnymi" chuliganami. Nawet nie zipnąłem i żadne tam karate, żadne tam odruchowe ciosy miażdżące nosy mi nie pomogły
Nawet nie miałem czasu o tym pomyśleć. Wyszedłem z opresji nietknięty dzięki zimnej krwi, a nie sztukom walki czy samoobrony.
Wracając, dlaczego byle chuligam ma kilkukrotną przewagę nad nawet ćwiczącym sztuki samoobrony? Bo:
- to chuligan wybiera miejsce i czas konfrontacji,
- to chuligan wykazuje większą determinację i wolę. On przystępując do konfrontacji jest gotowy robić rzeczy złe. Przeciętna ofiara napaści nie jest gotowa na robienie rzeczy złych.
- to chuligan często jest zdopingowany środkami podkręcającymi jego, a także łagodzącymi np. ból,
- to ofiara jest w stanie zaskoczenia,
- to ofiara musi błyskawicznie przestawić swoją psychikę w stan walki o życie.
Większość ludzi tego zwyczajnie nie potrafi. Napaść to nie walka na macie czy ringu. Naprawdę trudno to wytłumaczyć komuś, kto nie zaznał jednego i drugiego. To są zupełnie inne sytuacje.
W sytuacji zagrożenia i konfrontacji jedyne co naprawdę pomaga, to opanowanie, zimna krew. Można to trochę wyćwiczyć i te profesjonalne kursy samoobrony w tym celują. Niekoniecznie ćwiczeniem efektownych ciosów, rzutów, bloków itp.