Moja teściowa choleryczka.
Ma troje dzieci z czego tylko jej ostatni syn, a mój mąż dał jej wnuki. Została babcią w wieku 69 lat (mojego męża urodziła po 40 rż).
Kobieta fizycznie schorowana, bez męża, po rozwodzie.
Mieszkaliśmy z nią pół roku po ślubie, bo my potrzebowaliśmy dokończyć nasze mieszkanie, a ona potrzebowała opieki, bo choroba odebrała jej możliwość chodzenia na jakiś czas ( choroba nieuleczalna, jej organizm sam się niszczy od środka ale w szczegóły wchodzić nie będę).
Wyprowadzka nastąpiła po pół roku bo zamiast mówić nam,
że coś jej nie pasuje, to Szła z tym do mojej szwagierki czyli swojej córki, dusiła to w sobie, a my się dowiadywaliśmy przy okazji jakiejś kłótni teraz jeździmy tam raz na tydzień może dwa. Syn ma tam mało miejsca.
Nasz dom ma ponad 200 Metrów.
Zle się tam czuje, nie ma gdzie biegać, jesteś marudny a spanie to katorga. Po prostu płacze. Ale ostatnio naprawdę był wykończony po nocy i dokazywał.
Mama zamiast z nami współpracować to po kryjomu Faszerowała go cukierkami,
przez co miał dwa dni biegunkę, to jeszcze gdy on płakał to ona stała i nad nim i Tez płakała błagając go wręcz aby przestał
No to Co robi moje dziecko jak widzi płacząca babcie? Jeszcze bardziej zaczyna płakać, bo jest jeszcze bardziej zdezorientowane.
No cyrk na kółkach.
Potem wziął swoją szczoteczkę do zębów i zaczął się już tarzać na dywanie.
Mało brakowało a oko by wydzióbał. No to wkroczyłam ja. Ustawiłam chłopaka.
Uspokoiłam, ale mam na to swoje sposoby. Jego trzeba czasem po prostu mocno przytrzymać, bo gdybym dalej na to patrzyła to rozwalił by sobie głowę.
Matka znowu w płacz, krzyczy co robię itd na koniec mówi, że mamy nie przyjeżdżać jak on ma tu tak płakać. Ja dosłownie trzasnęłam drzwiami od pokoju i krzyknęłam że pogarsza tylko sytuacje i żeby się nie wtrącała.
Potem coś zaczęła mówić o tym ze ten dom na niego źle działa coś o demonach ale już nie słuchałam.
Spakowaliśmy się i po prostu wyszliśmy, bo to nie miało sensu.
Nie jest to pierwsza sytuacja. Niby kochany jedyny wnusio ale jak pokazuje swoje humory (raz na jakiś czas gdy do niej jedziemy to słyszymy właśnie taki tekst)
Historii na temat tego co o mnie uważa jako matki jest o wiele więcej.
Powiem Wam mam dosyć.
Ciągle oczekuje się ode mnie, że to ja podkule ogon i pojadę jak gdyby nigdy nic na święta, i ogólnie w odwiedziny.
Po takich akcjach dzwoni mama lub jej córka i udają że wszystko ok i normalnie gadają przez telefon z moim mężem i synem, nawet nie poruszając temu sytuacji jaka miała miejsce.
Nie chce tam jechać. Już nawet machnęłam ręką i mówię do męża - jak chcesz to jedz sam. On jest po mojej stornie jednoczenie jednak czuje się rozdarty, Bo ja twierdzi mama ma swoje lata. Idąc tym tokiem rozumowania może i żyć jeszcze 15 lat, A ja co mam udawać że wszystko jest ok? Mam się dzielić jajkiem z uśmiechem jednocześnie klnąc w myślach ?
Jedyny wnuk, a ona mi kwituje jego płacz zdaniem, że mamy z nim nie przyjeżdżać bo płacze? Co przyjazd słyszę nie raz, że jej dzieci tak nie robiły i oczekuje od małego ciągle uśmiechu i w ogóle super zachowania. No nie oszukujmy się - dziecko ma niespełna 2,5
Roku jeszcze nie umie wszystkiego powiedzieć, Emocje nim targają ale czuje się jakbym rozmawiała ze ścianą która nigdy nie miała styczności z dziećmi.
Zazwyczaj podważa nasze decyzje,
Co byście zrobiły? Jechać czy słuchać siebie.
Dodam ze za niecałe dwa miesiące rodzę. Pewnie nie da rady do nas przyjechać i zobaczyć wnuczkę, ale też nie mam ochoty tam jeździć bo znowu jest powód. Nie czuję się tam dobrze, nie słucha się mnie jako matki, że moje dziecko woli to lub to. Podważane są nasze decyzje i trzeba podnieść głos lub się wykłócać, żeby nas wysłuchano.
Co zrobiłam ostatecznie ?
Zostałam w domu - pierwszy raz poczułam ulgę, że podjęłam decyzję nie pojechania do teściowej, zgodnie z tym co czuję.
Mąż i synek pojechali sami.
Wczoraj w nocy porozmawialiśmy o tym co czuje gdy tam jadę, jak działają na mnie docinki i ich spojrzenia (takie niby nie widoczne przekręcanie oczami).
Nie raz mówiłam o tym mężowi ale jakoś wewnętrznie tłumaczyłam sobie wszystko " to jednak moja teściowa, babcia mojego syna itd." Zawsze kierowałam się tutaj dobrem męża i syna zapominając o sobie, o tym że jadę tam i jedyne o czym słucham to choroby, kolejni lekarze, a tematy mojej firmy lub męża podsumowywane były chłodnym zdaniem "lepiej poszukajcie sobie normalnej pracy na etat".
Nie liczy się, że zarabiamy więcej niż szwagierka na etacie, nie liczy się, że sami doszliśmy do wszystkiego. Nie pracujesz na umowę w tej rodzinie to jesteś dziwakiem.
Dzisiejszy wpis traktuję jako wygadanie się, po prostu. Jeśli coś napiszecie to będzie mi miło. A jeśli znajdzie się tu pokrewna dusza, która też dla swojego dobra zdecydowała odciąć się od niedzielnych spotkań z teściową to też chętnie przeczytam co u Ciebie i Wasze relacje z mężem.
Mój - cytując go z wczoraj powiedział " rozumiem Cię i zrobiłbym tak samo".