Galerida cristata napisał/a:Olinka, napisałaś, że wakacje są dla Ciebie czasem, kiedy żyjesz tu i teraz, chłonąc to wszystkimi zmysłami, a przecież żyjemy każdego dnia. Dlaczego pozwalamy sobie na takie zniewolenie???
W imię czego???
P.S Ptasie koncerty- codziennie między 3:40, a 6:45- balsam dla duszy !!!! Gorąco polecam 
Może źle się wyraziłam, zbyt mało precyzyjnie, ale już to naprawiam
. Ja mam ogromną pokorę dla życia i nawet ostatnio opowiadałam mężowi, że kiedy kładę się do łóżka, to z takim poczuciem wdzięczności, że jestem we własnym domu, który lubię, wśród ludzi, których kocham i jest mi w tej chwili po prostu dobrze. Z każdego dnia staram się brać tyle, ile mogę i cieszyć się nawet drobiazgami, choć w natłoku problemów czasem bywa to niestety trudne. Niemniej słyszę te wspomniane ptaki, czuję zapach kwiatów, letniego deszczu po ulewie, cieszę się obecnością ważnych dla mnie osób. Ja po prostu kocham życie, zwłaszcza, że doświadczyłam tego, jak bardzo bywa ulotne.
Zaś okres wakacji jest takim czasem, kiedy po pierwsze uświadamiam sobie, że bez dostępu do wirtualnego świata jest mi całkiem dobrze, co znaczy, że spokojnie potrafię bez niego żyć, przynajmniej przez jakiś czas, po drugie kiedy nic (czytaj: telefony, poczta, natłok nowych informacji i spraw do załatwienia) nie odciąga mnie od tego, co jest tu i teraz. To z kolei pozwala skupić się na pełnym odczuwaniu i cieszeniu daną chwilą.
Wydaje mi się, że na co dzień zachowuję równowagę, zresztą ostatnio coraz częściej wylogowuję się do życia, mimo wszystko dziś już nie widzę samej siebie bez Internetu, łatwego i szybkiego dostępu do szeroko pojętej wiedzy i bieżących informacji, tych wszystkich możliwości jakie daje, a które z jednej strony niby nas absorbują, ale z drugiej pozwalają oszczędzić mnóstwa czasu i fatygi, by chociażby to czy owo zdobyć albo załatwić. Wciąż przy tym doskonale pamiętam, jakim wyzwaniem przed "erą WWW" bywało dokopywanie się do potrzebnych informacji czy załatwianie spraw w urzędach, bankach, różnego typu instytucjach, a dziś robi się to o dowolnej porze, z pozycji własnego fotela i właściwie bez większego zaangażowania - tego chyba nie da się przecenić.
I tylko żal tych międzyludzkich kontaktów, które nabrały zupełnie innej jakości. To jest zresztą ten czynnik, który powoduje, że coraz bardziej - o ile pozwalają na to możliwości - skupiam się na osobistych kontaktach z ważnymi dla siebie ludźmi. Wolę się z kimś spotkać, porozmawiać, usłyszeć tembr głosu, zobaczyć mimikę, poczuć zapach, czasem przytulić, chwycić za rękę, bo to jest ogromne bogactwo, którego nic nie jest w stanie zastąpić, niż może wygodniej, szybciej, ale jakby nie w pełni, skomunikować się zdalnie.