Moją przyjaciółkę poznałam podczas studiów. Już tam robiła na mnie duże wrażenie –idealnie przygotowana, miała zawsze bardzo dobre oceny, ambitna, ładna, figura modelki i wzrost modelki, odważna, pewna siebie , pracowita i można tak wymieniać i wymieniać. Minęło już kilka lat od studiów, a my nadal mamy ze sobą bardzo dobry kontakt. Jednak po każdym spotkaniu z moją przyjaciółką czuję się gorsza, do tego stopnia gorsza, że jak tylko się żegnamy po spotkaniu to mam ochotę ryczeć.
Zaraz po studiach zaczęłam szukać pracy, jednak po kilku nieudanych próbach postanowiłam założyć własną firmę, związaną z moimi studiami. Raz jest lepiej, a raz gorzej, ale ogólnie nie narzekam. Moja przyjaciółka znalazła natomiast pracę w trzech różnych miejscach na raz i pracuje od kilku lat już od 6 rano do 22. Może nie jest to idealne rozwiązanie, ale podziwiam ją ogromnie za pracowitość, ambicję, za to, że pomimo takiego trybu życia jest zawsze uśmiechnięta i pełna energii, a przy tym nie widać w ogóle, żeby była zmęczona – zawsze świetnie ubrana i ładnie wyglądająca. Poza tym, nie wiem jak to robi, ale pomimo pracy od rana do wieczora, prowadzi bardzo zdrowy tryb życia – wszystko musi być bio, ma czas na ćwiczenia i seriale, które uwielbia. Poza tym jest bardzo cwana i obrotna, nikomu nie daje sobie wejść na głowę, jest asertywna, a kiedyś nawet miałam okazję posłuchać jak rozmawia z jedną ze swoich szefowych – myślałam w tej rozmowie, że to ona jest szefową.
Tak naprawdę wszystkie cechy, które wymieniłam u niej to cechy, które sama chciałabym posiadać. Jednak jestem jakby przeciwieństwem tego wszystkiego. Z jednej strony pracuję sporo, ale nie na tyle dużo jak ona, bo nie dałabym rady psychicznie. Jednak kompletnie brakuje mi pewności siebie, ludzie często wchodzą mi na głowę. Walczę z tym, żeby być asertywna i stanowcza, ale to bardzo trudne. Kilka razy w tygodniu zdarza mi się, że mam pracę od rana do wieczora, ale widać wtedy po mnie duże zmęczenie, w pracy mi kiepsko idzie, robię dużo pomyłek. Natomiast ona jest nie do zdarcia, jak wojowniczka – śpi tylko po kilka godzin dziennie, a jednocześnie w każdej pracy jest zawsze przygotowana, potrafi z każdym zagadać, zawsze błyskotliwa i inteligentna. Podam taki głupi przykład, ale ostatnio oglądałyśmy wspólnie teleturniej – znała każdą odpowiedź i podawała ją praktycznie w ciągu kilku sekund. Przy niej czuję się milion razy gorsza, że nawet momentami jąkam się, kiedy coś do niej mówię, bo tak boję się, że źle przy niej wypadam.
Co więcej, myślę, że mogę wiele się od niej nauczyć, ale czasem mam wrażenie, że nasza przyjaźń mnie niszczy. Na przykład podczas moich urodzin, zaprosiłam ją wspólnie z chłopakiem i kilka innych osób i to ona była jakby gwiazdą na tej imprezie. To nie jest tak, że jestem zazdrosna, że ona była w centrum uwagi, bardziej chodzi mi o to, że ona na moich urodzinach potrafiła lepiej się odnaleźć i wypaść niż ja sama. Cały czas rozmawiała ze wszystkimi, wyglądała obłędnie! Dosłownie tak jakby przyszła od stylisty i fryzjera… zupełnie mnie przyćmiła, a ja czułam się strasznie… później każdy mówił tylko o niej. Poza tym niejednokrotnie potrafi mi coś wytknąć, np, że jej zdaniem powinnam mieć taki, a nie inny makijaż, że np. mogłabym ubierać się modniej i z pazurem, koloro, a nie tak zwyczajnie i na czarno, tak samo ciągle namawia mnie na jedzenie produktów bio. Ja również dbam o sylwetkę, ćwiczę, zwracam uwagę na to co jem, ale czasem pozwolę sobie na mały grzech, jestem szczupła – mimo wszystko ciągle namawiała mnie na produkty bio, dietetyczne desery i ogólnie wszystko jak najlepszej jakości. Doszło do tego, że jak wspólnie gdzieś chciałyśmy wyjść przed pandemią to zastanawiałyśmy się wiele godzin, bo ona tego nie zje, tamtego nie zje… Raz nawet kupiła mi wielką paczkę produktów Chodakowskiej. Z jednej strony fajnie, a z drugiej strony gdzieś to za daleko zaszło, bo uparcie chce, żebym robiła tak jak ona. Poza tym, jestem niska, a ona jest bardzo wysoka i ciągle wypomina mi mój wzrost, że jestem taka malutka jak bobas, że znowu nie mogę czegoś dosięgnąć. Poza tym dla niej wszystko musi być drogie, markowe, z jak najlepszą jakością. Jak czasem kupię nawet jakiś drobiazg z przysłowiowego chińczyka to śmieje się ze mnie, że ona kupuje tylko w takich czy innych markowych sklepach. Wszystko musi mieć najlepsze – kosmetyki, torebki, ubrania. Ja trochę inaczej na to patrzę, bo oszczędzam pieniądze. Z tego też się śmieje, że jej zdaniem z życia trzeba korzystać i wydawać pieniądze, a nie tylko oszczędzać. To nie jest tak, że tylko oszczędzam, ale owszem, rzadko wydaję pieniądze na siebie, bo chciałabym odłożyć pieniądze na coś większego jak dom. Zastanawiam się czasem czy jej przyjaźń ze mną nie jest po to, żeby móc się przy mnie jeszcze bardzieh podbudować – bo skoro na każdym kroku chce mi udowodnić jakby, że jestem tą gorszą w każdym aspekcie to może nie jest to prawdziwa przyjaźń?
Ciekawi mnie, co o tym sądzicie:)